Urodzony 6 czerwca 1960 w Nowym Jorku amerykański wirtuoz gitary, kompozytor, a także producent muzyczny. Uznawany za jednego z najwybitniejszych gitarzystów wszech czasów, w początkach kariery przyznawał się do inspiracji twórczością Jimi Hendrixa. Podejmował lekcje instrumentu u Joe Satrianiego i został absolwentem Berklee College Of Music. Następnie przyszła fascynacja muzyką Franka Zappy, któremu Steve wysłał opracowane własnoręcznie transkrypcje jego solówek. Ten zaprosił go na spotkanie i był pod takim wrażeniem gry młodego Vaia, że włączył go do zespołu. Steve mógł pokazać swój talent, jeździł z Zappą w trasy koncertowe i ostatecznie nagrał z nim sześć płyt w latach 1980-1984. W 1982 Vai przeniósł się do Kalifornii, gdzie nagrał swój pierwszy solowy album. Dziś ma on wartość podwójną, gdyż słychać na niej formowanie się unikalnej artystycznej osobowości gitarzysty. Wpływ Zappy pojawiał się w wielu fragmentach, ale trudno było mówić o odtwórczości, raczej o silnej inspiracji. Powstała przy okazji porcja interesującego eklektycznego grania, a Vai równie dobrze czuł się w spokojnych balladach (Call It Sleep), niemal popowych piosenkach (The Boy/Girl Song), jak w muzycznych żartach (Little Green Men). Najciekawszą pozycję stanowił jednak Junkie z przejmującym tekstem, chwytliwą i niebanalną melodią oraz przykuwającą uwagę częścią instrumentalną. Album odstawał niestety produkcyjnie nawet spośród dzieło z tamtego okresu. Kształtującą się technikę Steve`a najlepiej uwypuklały The Attitude Song oraz Call It Sleep. Vaia wspomogła armia studyjnych gości, m.in. klawiszowiec Scott Collard, flecista Greg Degler, wokalista Laurel Fishman, basista Peggy Foster i perkusista Chris Frazier. W skład [2] weszły kawałki, które z różnych względów na debiucie się nie znalazły. Faktycznie, nietrudno się temu dziwić po przesłuchaniu większości z nich. Fuck Yourself nagrano z zespołem Franka Zappy, w którym zwracał uwagę śmiały tekst, niestety nie najwyższych lotów. Brak indywidualnych rysów Vaia mieszał się tutaj z mało udanymi eksperymentami z harmonią i rytmem. Bronił się natomiast Natural Born Boy ze świetnym popisem solowym, nijako wypadły Bledsoe Bluvd oraz You Didn`t Break It. Mieszane uczucia wywoływał Massacre, w którym słychać zmarnowany przez tandetne brzmienie i automat perkusyjny potencjał. Płytkę przeznaczono wyłącznie dla wąskiego grona fanatyków Steve`a.
W 1985 Steve zastąpił Yngwie Malmsteena w Alcatrazz i nagrał z tą grupą kontrowersyjny album Disturbing The Peace (w tym samym roku wystąpił na Album Public Image Ltd). Zaznawszy gorzkich słów krytyki, Vai kompletnie zmienił podejście i postanowił szturmować listy przebojów wraz z Davidem Lee Rothem, byłym frontmanem Van Halen. Nagrał z nim dwa popularne krążki: Eat`Em And Smile w 1986 oraz Skyscraper w 1988. Prawdziwą furorę Steve zrobił w Whitesnake wykorzystując niejako fakt, że kontuzji podczas sesji nagraniowej nabawił się Adrian Vandenberg. Po odniesieniu światowego sukcesu potrójnie platynowym krążkiem Slip Of The Tongue w 1989, gitarzysta poświęcił się solowej działalności. Podpisał kontrakt na użytkowanie gitar Ibanez, której to firmie pomógł nawet zaprojektować serię Ibanez JEM, oraz 7-strunowy Universe. Na jego specjalne życzenie stworzono również trójgryfowe Ibanez JEM Tripleneck i Ibanez Heart Tripleneck.
[3] należało traktować jako manifest upragnionej artystycznej niezależności instrumentalisty. Vai wykorzystał całą paletę niesłyszanych dotychczas efektów, obłędnych pasaży i zabaw z rytmiką. Jednak kiedy spojrzało się na krążek oczami niezainteresowanego warsztatem technicznym odbiorcy, nie było już tak wspaniale. Zbyt dużo tu poszukiwań i eksperymentów, a kompozytorski styl muzyka wciąż wydawał się krystalizować. Takie miniaturki jak Ballerina czy Alien Water Kiss trudno było traktować inaczej niż jako ciekawostki, zabrakło niestety wyrazistych tematów i melodii. Drażniły pokręcone jazgotliwe partie gitar. Niewątpliwie wyróżniał się The Audience Is Listening - choć nie do końca z powodów muzycznych, raczej z racji dobudowanej do niego mini-fabuły (Vai-nastolatek grając w szkole doprowadzał nauczycielkę do histerii). Nijakie wydawały się Greasy Kid`s Stuff oraz I Would Love To, w których słychać inspirację grą Eddiego Van Halena. Te utwory zagrano i zaaranżowano niezwykle sprawnie, lecz nie niosły ze sobą żadnego głębszego sensu muzycznego. Bronił się natomiast podniosły Liberty, mający w przyszłości wywoływać euforię na koncertach. Uroczy nastrój tworzył delikatny akustyczny Sisters, a kręgosłup albumu stanowił niesamowity For The Love Of God. Ten poruszający numer płynnie połączył emocjonalne frazy z oszałamiającymi popisami solowymi. Trudno było się nie zachwycić klarownym brzmieniem każdej struny i potężnym ładunkiem uczuć. Kolejne frazy logicznie łączyły się z sobą, napięcie zbudowane wirtuozerskimi przebiegami rozładowano długimi namiętnymi dźwiękami, a podniosłe zakończenie pozostawiało pewien niepokój i nie wyjaśniało wszystkiego do końca. Nie był to album dla każdego, lecz z pewnością wielu doceniło jego nietuzinkowość, odwagę eksperymentu i unikatową ekspresję Vaia, którego wspomogli w studio m.in. basista Stuart Hamm, klawiszowiec David Rosenthal i perkusista Chris Frazier. Płyta dotarła 18 czerwca 1990 do wysokiego 18 miejsca na liście Billboardu.
W dobie triumfu grunge, Steve skrzyknął doborowy warsztatowo zespół i na [4] zaproponował ambitną muzykę czerpiącą bardziej z hard rocka lat 80-tych, niż z uwielbianego przez fanów [3]. Za mikrofonem stanął 18-letni Devin Townsend, na basie zagrał T.Stevens, a na perkusji Terry Bozzio. Za chórki w niektórych kawałkach odpowiadał Kane Roberts. Album wypełniły głównie dynamiczne piosenki, silnie naznaczone wyrazistym stylem Vaia, który dominował jako kompozytor, autor tekstów i dominujący instrumentalista. Młody frontman najjaśniej jawił się w ekstatycznej wokalizie w instrumentalnym Touching Tongues - utworze poniekąd unikatowym i szczególnym. Jeśli zaś chodzi o pozostały materiał, to nad całością unosiło się pytanie czy Steve nie powinien zostawić pisania podobnych przebojów Van Halen czy Europe. Vai wspinał się na wyżyny w Here and Now oraz Still My Bleeding Heart, w którym smutny tekst przewrotnie tworzył niezwykłą całość z radosną muzyką, opętańczym śpiewem Townsenda i wyborną solówką bez szarżowania. Gitarzysta zresztą ogólnie nie epatował przesadnie wirtuozerią, oczywiście przyjmując za punkt odniesienia standardy znane z przeszłości Steve'a. Zgłodniałym fanom technicznych sztuczek pozostawał Rescue Me Or Bury Me - misterna partia akompaniamentu gitary akustycznej przechodziła w pięciominutowe solo, szybko oszałamiające kanonadą dźwięków i podniosłym nastrojem. Albumu z pewnością należało przesłuchać kilka razy, aby wypracować sobie własne zdanie na jego temat.
[5] właściwie miał się nie ukazać, ale ostatecznie zmieniono decyzję, aby udobruchać zniecierpliwionych oczekiwaniem na długo tworzony nowy krążek studyjny. Jak zwykle u Vaia, nie wszystko mogło się podobać. Szczególnie zadowoleni mogli być miłośnicy niebojącego się eksperymentów rocka. Znalazło się miejsce na mocny riff (Bad Horsie), solówkowe szaleństwa, momenty podniosłe (Die To Live, Tender Surrender) i zabawne (dialogi małego Juliana Vaia z gitarą ojca w Ya-Yo-Gakk). Z kolei The Boy From Seattle stanowił ukłon w stronę twórczości Hendrixa, a Kill The Guy With The BallTender Surrender. Gitarzysta napracował się mocno nad dwypłytowym [6], ale mógł być dumny z efektu i śmiało nazwać go swoim opus magnum. Powstał longplay śmiały i nowatorski, lecz z drugiej strony przyjemny w odbiorze i pełen "wpadających w ucho" fragmentów. Z pewnością w tą formułę wpisywały się Blowfish, Little Alligator, Crying Machine czy Genocide. Obok muzyki instrumentalnej fani otrzymali porcję piosenek zaśpiewanych tym razem głównie przez samego Vaia, który okazał się posiadaczem całkiem przyjemnej barwy głosu. Generalnie kompozycje były spokojniejsze niż na [4], zaś kulminację stanowił blisko 10-minutowy tytułowy Fire Garden, w którym Steve postanowił dać pełen upust twórczej fantazji oparty na niezwykłym dźwiękowym kolażu, w którym masywne riffy mieszały się z niby-jazzem spod znaku Franka Zappy, wirtuozerską pianistyką klasyczną, rockowym wymiataniem i awangardowym brzmieniem z dobrze znanymi dźwiękami gitary akustycznej. Niezwyklą melodyjnością cechowały się Hand On Heart i Brother, nieco zaskakiwał początek wieńczący całość Warm Regards, przywodzący na myśl popowe ballady z lat 80-tych z kręgu Annie Lennox lub Chrisa De Burgha. O sile krążka zadecydowały numery wolniejsze, budujące udany nastrój.
Na [7] muzyk świadomie podążył dalej w obranym wcześniej kierunku, wprowadzając jednak do swojej twórczości więcej orientalnych elementów. Zamiast pełnić rolę ozdobników, nadawały one nowy charakter całości. Ten klimat pojawia się już w pierwszych utworach i w zasadzie towarzyszył do ostatnich taktów. Jibboom był wariacją Scuttle Buttin` Steviego Ray Vaughana, zaś Windows To The Soul jawił się początkowo jako efektowny utwór, ale podobne pomysły Steve serwował już w przeszłości i to w znacznie lepszej formie (For The Love Of God). Dostojny Silent Within ustępował jakością jedynie Lucky Charms - zakręconym kawałku, w którym pobrzmiewały echa czasów współpracy z Zappą. Jeśli chodzi o tego artystę, to nie można było przemilczeć Frank, napisanego w hołdzie zmarłemu w okresie powstawania płyty muzykowi, który był przecież inspiracją Vaia. Przyjemnie słuchało się też końcowego zestawu zgrabnych pogodnych piosenek, w których pojawiają się Koshi Inaba i Tak Matsumoto z formacji B`z. Z pewnością był to ukłon w stronę japońskiego rynku, na którym wirtuozi gitary zawsze cieszyli się wielką popularnością.
W listopadzie 2000 ukazała się składanka The 7th Song - Enchanting Guitar Melodies. Wierząc w potęgę numerologii, Vai konsekwentnie umieszczał nastrojowe ballady na siódmych pozycjach na kolejnych płytach, aby w końcu zebrać je i wydać w postaci kompilacji. Powstał zbiór muzyki wyjątkowo jak na Steve`a spójnej stylistycznie, lecz znów wywołującej różnorodne emocje. For The Love Of God, Touching Tongues czy Tender Surrender wpisywały się w wachlarz numerów wybitnych, z których każdy roztaczał przed słuchaczem własny muzyczny świat pełen pięknych fraz i harmonii. O ile jednak każdy z tych klejnotów olśniewał w kontekście macierzystego albumu, o tyle zebranie ich obok siebie mogło wywołać przesyt. Każda ballada oddziałuje najmocniej zestawiona z dynamicznymi utworami, a każdą muzykę - choćby i najwspanialszą - można obrzydzić poprzez słuchanie w zbyt dużych dawkach. Dlatego doskonałe frazy Vaia nieco traciły na wyrazie w nadmiarze. Całość ożywiał oszczędnie zaaranżowany Burnin` Down The Mountain i w końcu trzy premierowe kawałki. Fani z miejsca pokochali Boston Rain Melody i eklektyczny Melissa`s Garden.
Po kilkuletniej przerwie, oczekiwań nie zawiódł kolejny album studyjny. Przez lata Vai dorobił się tak charakterystycznego stylu jako gitarzysta, że w zasadzie trudno było [10] pomylić z kimś innym. Największym atutem nowego materiału były spójność i dojrzałość. Utwory sprawiały wrażenie, iż Steve w końcu znalazł to, czego przez lata zawzięcie szukał, konsekwentnie podążając obraną artystyczną drogą. Piękne melodyjne dźwięki i wspaniałe przestrzenne brzmienie sprawiło, że płyta okazała się bardziej przyjazna niż jakakolwiek w przeszłości. Dynamiczny Glorious nie zawierał ani jednej zbędnej nuty, w pamięci pozotawał nagrany z orkiestrą Lotus Feet, choć zabrakło tutaj wyrazistego przewodniego tematu. Intrygującą rytmikę prezentował za to Dying For Your Love, a ciekawostką był Under It All, w którym po standardowej części piosenkowej pojawiały się głosy licznych "aktorów", tworząc coś w rodzaju muzycznego mini-spektaklu, oczywiście z doskonałą gitarą w tle. Nieźle wypadł swingujący i niemal taneczny Firewall z partiami sekcji dętej i elementami rozrywki. Utwory typowo vaiowskie trzymały dobrze znany poziom, zaś nowe pomysły muzyka okazały się nadzwyczaj trafione. W nagraniu [12] udział wzięli: gitarzysta Dave Weiner, basista Philip Bynoe, perkusista Jeremy Colson i harfistka Deborah Henson-Conant. Sam Vai zaśpiewał w dwóch kawałkach.
Steve Vai dołączył do G3 - cyklu koncertowego, którego pomysłodawcą był Joe Satriani. Realizowany był zawsze jako występ trzech gitarzystów, improwizujących oraz prezentujących własne kompozycje podczas występu na żywo. Po trzech częściach koncertu, w której każdy z muzyków grał osobno, następowała ostatnia, w czasie której wspólnie wykonywali standardy muzyki gitarowej. Vai i Satriani nagrali trzy albumy pod tym szyldem: G3: Live In Concert w 1997 (z Erikiem Johnsonem), G3: Rockin` In The Free World w 2004 (z Yngwie Malmsteenem) i G3: Live In Tokyo w 2005 (z Johnem Petruccim). Dyskografię uzupełniają także Where The Wild Things Are w 2009 (dokumentujące wstęp w "State Theatre" w Minneapolis oraz Where the Other Wild Things Are w 2012.

Rok wydania Tytuł
1984 [1] Flex-Able
1984 [2] Flex-Able Leftovers EP
1990 [3] Passion And Warfare
1993 [4] Sex & Religion
1995 [5] Alien Love Secrets EP
1996 [6] Fire Garden (2 CD)
1999 [7] The Ultra Zone
2001 [8] Alive In An Ultra World (live / 2 CD)
2004 [9] Live In London (live / 2 CD)
2005 [10] Real Illusions: Reflections
2007 [11] Sound Theories 1 & 2 (live / 2 CD)
2012 [12] The Story Of Light
2016 [13] Modern Primitive

          

          

Powrót do spisu treści