Amerykańska grupa założona w 1983 w Los Angeles, będąca spadkobiercą tradycji Deep Purple i Rainbow. Graham Bonnet (ur. 23 grudnia 1947) cieszył się wówczas uznaną marką na rynku i w końcu zdecydował się zrekrutować 21-letniego szwedzkiego gitarzystę Yngwie Malmsteena, który miał równolegle kilka innych propozycji od znanych zespołów. Skład ekipy dopełnili dwaj byli muzycy New England oraz ex-perkusista Alice`a Coopera. Ciekawostkę stanowił fakt, że w pierwszym tygodniu istnienia kapeli perkusistą był Clive Burr (ex-Iron Maiden), ale kiedy zorientował się, że zespół będzie rezydować za Oceanem, skupił się na działalności we francuskim Trust. [1] stanowił ostrą hardrockową mieszankę, pełną skomplikowanych i klasycznie zaaranżowanych solówek. Dwa pierwsze utwory z debiutu - Island In The Sun i General Hospital stanowiły jeszcze mało przekonujące granie bez większego pomysłu na melodie, jakich bardzo wiele było w tym czasie. Potem było znacznie lepiej - dynamiczny i pełen wewnętrznej siły Jet To Jet wprawiał w osłupienie zdecydowaniem wykonania. Hiroshima Mon Amour to kolejny klejnot w koronie - antywojenne przesłanie przekazane z pasją i niespotykaną ekspresją z refrenem odśpiewanym w sposób wzbudzający najwyższy szacunek. Utwór ten cieszył się kolosalnym powodzeniem w Japonii, gdzie zespół w roku następnym koncertował z wielkim powodzeniem. Na ponad sześciominutowym Kree Nakoorie wyraźne piętno odcisnął Malmsteen, podobnie jak w instrumentalnym popisie Incubus. Jednym z najbardziej znanych kawałków był Too Young To Die, To Drunk To Live, który poprzez swoją energiczność i kapitalny refren stał się koncertowym wymiataczem. Big Foot to opowieść o Wielkiej Stopie zagrana nieco wolniej i dostojniej, a we wszystkim czaiły się spore pokłady wewnętrznych emocji. Płytę zamykał sentymentalny i wręcz aktorsko wykonany przez Bonneta Suffer Me, nie będący jednakże sztampową balladą. Zaletą krążka były brawurowe popisy wokalne Bonneta, który nigdy wcześniej ani później nie zaśpiewał tak znakomicie. Malmsteen spisał się bez zarzutu, ale słychać, że nie do końca była to muzyka jaką młody Szwed pragnął grać. Okazale wypadły także niektóre klawiszowe ozdobniki Waldo, zwłaszcza w konfrontacji z gitarą. Sporo w tym wszystkim było Rainbow i płyta trafiła celnie w gusta miłośników takiego grania.
[2] zawierał częściowy zapis koncertu z 28 stycznia 1984 z tokijskiego "Nakano Sun Plaza". Bonnet spisał się bez zarzutu, a Malmsteen czarował zagrywkami. Niezbyt fortunny okazał się za to sam dobór utworów. Zabrakło kilku wielkich hitów, a w zamian formacja zaserwowała m.in. mało ciekawy Evil Eye autorstwa Yngwiego. Ten muzyk zresztą wkrótce opuścił Alcatrazz, aby rozpocząć nadzwyczaj owocną karierę solową. Podobno czarę goryczy przelał incydent podczas koncertu w Oklahomie, gdzie w trakcie wykonywania Since You`ve Been Gone Bonnet zaczął grzebać przy wzmacniaczu Yngwiego kiedy ten wykonywał solówkę. Już wcześniej miał być zazdrosny, że popisy młodego Szweda przyciągają większą uwagę publiczności niż jego śpiew. Malmsteen miał się wydrzeć na Grahama, na co ten zareagował wciskając mu statyw od mikrofonu w brzuch. Yngwie następnie uderzył wokalistę - wszystko odbywało się na scenie. Giatrę w Alcatrazz objął kolejny wirtuoz gitary - Steve Vai. [3] okazał się wielkim rozczarowaniem - wypełniły go banalne lekkie kawałki, pozbawione odpowiedniej chwytliwości, a nawet interesującej wykonawczo pirotechniki gitarowej. Zniechęcony i szukający komercyjnego sukcesu Vai odszedł w 1986 do zespołu Davida Lee Rotha. Grupa nie poddała się jednak i weszła do studia nagraniowego z nowym wioślarzem Danny`m Johnsonem, który do tej pory nie miał do czynienia z graniem ostrzejszym. [4] przyjęto bardzo chłodno ze względu na brak dynamiki i wyraźnie zdefiniowanego charakteru. Płyta prezentowała się wręcz żenująco ze swymi infantylnymi kompozycjami rockowymi, które nawet w kategorii lżejszego grania nie były pod żadnym względem atrakcyjne. Nijakie brzmienie, ospałe wyczyny gitarzysty i klawiszowca oraz "pukająca" niby do rytmu perkusja Uveny definitywnie zniszczyły próby Bonneta wlania w ten miałki materiał odrobiny energii, choć i on sam zaśpiewał bez wiary w sukces. Anemiczne solówki Johnsona budziły tylko niesmak i politowanie, nawet biorąc poprawkę na fakt, jakich mistrzów przyszło mu zastąpić. W tak niesławny sposób, Alcatrazz zakończyli działalność po raz pierwszy w 1987.
Danny Johnson utworzył Private Life, a Bonnet dołączał kolejno do Impellitteri, Forcefield, Blackthorne (z Waldo), Anthem i Graham Bonnet Band (The Book w 2016, Meanwhile Back In The Garage w 2018 i Day Out In Nowhere w 2022). W październiku 2006 Bonnet zebrał nowy skład: gitarzystę Howiego Simona, basistę Tima Luce i bębniarza Glenna Sobela, dając na przełomie maja i czerwca 2007 kilka koncertów w Japonii jako support Joe Lynn Turnera. Ostatecznie zespół wrócił nowym albumem w 2020 z gitarzystą Joe Stumpem w składzie. [6] zaczynałsię klasycznie i nostalgicznie w melodyjnym heavy tytułowym Born Innocent, w którym powracał momentalnie klimat debiutu. W Polar Bear nadchodziło neoklasyczne zniszczenie - to pełen elegancji i energii killer, z gościnnymi solówkami Vai`a i Impellitteri. W japońsko miejscami brzmiącym Finn McCool pojawiał się z kolei Nozomu Wakai z Destinia i wygrywał ze Stumpem cuda jakich świat nie słyszał. Pełen dramatyzmu wolniejszy We Still Remember to pole do popisu dla Bonneta, choć nieco zawodził refren i mocne przesłanie melodii zwrotek się rozmywało. Posępny London 1666 to kawałek w brytyjskiej manierze klasycznego heavy, a na szczególną uwagę zasługiwały popisy Stumpa. Lekkim potknięciem był Dirty Like The City - numer mało wyrazisty, w dodatku z niepotrzebnymi w heavy metalu elementami klasycznego rocka. I Am The King niezby interesujący, ale zagrał tu Bob Kulick, który zmarł w tym samym roku. Something That I Am Missing to klimaty bliskie Forbidden Black Sabbath, a na gitarze zagrał Dario Mollo z The Cage. W Paper Flags szarżował Jeff Waters z Annihilator i przyniosło to efekt heavymetalowego teatru i dramatu w surowszej oprawie, zaś The Wound Is Open wypadł wyjątkowo ostro i nowocześnie (bardziej numer dla Watersa niż poprzedni). Końcówka słabsza i Body Beautiful brzmiał powszednio, a refren rozczarowywał. Stosunkowo łagodny Warth Lane (znów z Mollo) pasowałby bardziej do Ozzy`ego Osbourne`a. W końcu koszmarek For Tony i plan drugi zupełnie deprecjonował tą kompozycję jako utwór metalowy. Fenomenalny występ gitarzystów (wszystkich bez wyjątku) poparła mocarna sekcja rytmiczna czująca tę muzykę. Gary Shea jak zwykle kreatywny i tylko Bonnet zaśpiewał zaledwie poprawnie. Jego głosowi zabrakło głębi, czuć było że on pewniej się czuł w repertuarze radiowego AOR.
Na [7] za mikrofonem stanął Doogie White. O początku było bogato i klasycznie - co więcej, ta muzyka miała wiele źródeł. Ramy czasowe spinał styl Deep Purple z lat 70-tych i współczesny melodyjny heavy metal. Utwory zbudowano z różnych podgatunków metalu, a barokowe konstrukcje przypominały X Royal Hunt. Joe Stump dewastował w każdej kompozycji i jego kunszt jako czołowego herosa gitary nie podlegał żadnej dyskusji. Solówki były piorunujące, a w niektórych słychać stylizacje na Ritchie Blackmore`a. Zresztą wszyscy grali wybornie i warto posłuchać jak współpracowali w pełnym werwy i elegancji Guardian Angel (zbudowanym na neoklasycznym fundamencie). Na płytę trafił też heroiczny heavy metal w amerykańskim stylu w Nightwatch, a echa Dio pojawiały się w męskim rytmicznym Sword Of Deliverance. Dostojnie odegrany na granicy heavy/power w zwrotkach Turn O The Wheel miał piękny romantyczny refren, z którego biła prawdziwa metalowa duma. Pełen wdzięku Grace Of God zagrano w umiarkowanym tempie i wspaniale się to rozwijało w refrenie, a całość przypominała dokonania Cornerstone. Nie zabrakło klasycznego epickiego numeru Return to Nevermore, zbudowanego na orientalnym motywie, zagranego bezwzględnie i uporczywie. Nieco mroczny był w zwrotkach dumny Target, a w refrenach neoklasyka łączyła się z zachwycającą melodyjnością Rainbow. W spokojniejszym Maybe Tomorrow tło stanowiło plan klawiszowy, częściowo w stylu symfonicznym i z kapitalnie łkającą gitarą Stumpa. Do purpurowo-tęczowych tradycji odnosił się lżejszy House Of Lies - dobry utwór, ale jednak na tej płycie prezentował się słabiej niż inne numery. Duch niby Blackmore`a, ale wszystko było dość trywialne. Następnie przychodził czas na nieudany amerykański heavy metal w Alice`s Eye - zapewne miało być trochę inaczej, a wyszło zupełnie nijako. Na koniec coś z krainy łagodności przy pianinie w Dark Day For My Soul w stylu Eltona Johna - w drugiej części trochę się to "metalizowało" głównie za sprawą, ale całościowo do zapomnienia. Doogie White dał dobry występ przy dobrych melodiach, ale nie tak znakomity jak na albumie Long Shadows Dawn z tego samego roku. Mix i mastering wykonał ponownie Andy Haller, nadając płycie klarowne brzmienie, eksponujący wszystkie bez wyjątku instrumenty. W porównaniu do [6] więcej pirotechniki gitarowej Stumpa, ale bez ultra-killera na miarę nieśmiertelnego i z dość marną końcówką.
Na [8] Doogie White był w słabszej dyspozycji głosowej, wykonując mocniejsze partie z wysiłkiem, a rockowy feeling jego głosu nieco przygasł. Zapewne świadomie w procesie mixu został on tak ustawiony, że główna uwaga skupiała się na gitarze Stumpa, jak w potężnym i dramatycznym Little Viper ze swobodnymi neoklasycznymi zagrywkami, pełnymi finezji i elegancji. W Don`t Get Mad...Get Even w chórkach wystąpiły dziewczyny z Girlschool, ale ten numer był słabiutki w glamowym podejściu. Solidnie (zwłaszcza melodyjnym bojowym refrenie) prezentował się Battlelines, z kolei nostalgiczna nuta w monumentalnych refrenach Strangers nasuwała skojarzenia Black Sabbath ery Dio czy też nawet Martina. Gates Of Destiny od pierwszych sekund wskazywał, że tu się wydarzy coś niesamowitego po dostojnej galopadzie i nadchodził rzeczywiście nieprawdopodobny w melodii refren, którego można było słuchać bez końca i nawet solówka Stumpa miała wobec niego znaczenie drugorzędne. Zaraz potem manifest Alcatrazz - kolejny killer w szybszym tempie z zachwycającą melodią i gitarową pirotechniką. Stylizowany na klasyczny metal epicki Holy Roller (Love`s Temple) już tak nie porywał, gdy Stump próbował skierować kawałek na tory lekkiej progresji z wykorzystaniem kroczącego motywu orientalnego. Power In Numbers stanowił zagadkę w kwestii jasnej kwalifikacji stylu - utwór był udany, ale zbyt wiele było tu wpływów różnych podgatunków, że trudno wszystko ogarnąć. Salute The Colours to mix ponurego klimatu Dehumanizer Black Sabbath ze zdecydowanie pełnym epickiej mocy eleganckimi refrenami. Długa zróżnicowana solówka Stumpa stopniowo nabierała tu cech dramatycznych i zaczynała w pewnym momencie po prostu hipnotyzować. Końcowy akcent w postaci Bring On The Rawk dewastował, kiedy grupa szła jak tajfun do przodu i Stump grał bezwzględnie powermetalowe zniszczenie. Wyborne partie sekcji rytmicznej podporządkowano Stumpowi, klawisze Waldo oszczędne poza kilkoma momentami i ten muzyk nie wchodził w zasadzie w żadne dialogi i pojedynki ze Stumpem. Gitarzysta natomiast rządził niepodzielnie, niszcząc w sferze melodii i riffów. Zespół zdecydowanie odżegnywał się od prostszego heroicznego grania na rzecz form bardziej wyszukanych i wysmakowanych aranżacyjnie. Album bogaty w pomysły, miejscami zaskakujący, a miejscami poruszający.
Jan Uvena bębnił w Signal, a Jimmy Waldo w Highway Sentinels (The Waiting Fire w 2022) i Warlord. Danny Johnson wydał solowo Grih-Grih Thing w 1997 i Over Cloud Nine w 2004. Doogie White śpiewał w Long Shadows Dawn.
ALBUM | ŚPIEW | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
[1-2,5] | Graham Bonnet | Yngwie Malmsteen | Jimmy Waldo | Gary Shea | Jan Uvena |
[3] | Graham Bonnet | Steve Vai | Jimmy Waldo | Gary Shea | Jan Uvena |
[4] | Graham Bonnet | Danny Johnson | Jimmy Waldo | Gary Shea | Jan Uvena |
[6] | Graham Bonnet | Joe Stump | Jimmy Waldo | Gary Shea | Mark Benquechea |
[7] | Doogie White | Joe Stump | Jimmy Waldo | Gary Shea | Mark Benquechea |
[8] | Doogie White | Joe Stump | Jimmy Waldo | Gary Shea | Lawrence Paterson |
Graham Bonnet (ex-MSG, ex-Rainbow), Yngwie Malmsteen (ex-Steeler), Jimmy Waldo / Gary Shea (obaj ex-New England),
Jan Uvena (ex-Alice Cooper), Danny Johnson (ex-Derringer, ex-Axis, ex-Alice Cooper, ex-Danny Johnson And The Bandits),
Joe Stump (ex-Trash Broadway, ex-The Reign Of Terror, ex-MVP, ex-HolyHell, ex-Shooting Hemlock, ex-Exorcism, ex-Raven Lord, Tower Of Babel), Mark Benquechea (Graham Bonnet Band),
Doogie White (ex-Midnight Blue, ex-Rainbow, ex-Yngwie Malmsteen, Empire, ex-Liesegang / White, Cornerstone, ex-Empire, ex-Rata Blanca, ex-Tank, ex-Demon`s Eye, MSG, White Appice Mendoza Iggy),
Lawrence Paterson (ex-Arbitrater, ex-Chokehold, ex-Blaze Bayley, ex-Iron Knights, ex-Raven Lord)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1983 | [1] No Parole From Rock`n`Roll | |
1985 | [2] Live Sentence (live) | |
1985 | [3] Disturbing The Peace | |
1986 | [4] Dangerous Games | |
2010 | [5] Live`83 (live) | |
2020 | [6] Born Innocent | |
2021 | [7] V | #29 |
2023 | [8] Take No Prisoners |