
Międzynarodowy zespół powstały w 2011. Centralną postacią był gitarzysta Joe Stump, przejściowo w w 2013 był także basista Craig Gruber (ex-Rainbow). Frontmanem ekipy został doskonały, choć niedoceniany Csaba Zvekan na stałe rezydujący w Szwajcarii. Zapowiedź wydania płyty spotkała się z zainteresowaniem, bo wszyscy byli przede wszystkim ciekawi co w stylistyce heavy/ power miał do powiedzenia Stump, grając nieco odmienną muzykę w HolyHell i zupełnie inną na płytach solowych. Jak się okazało, z dużej chmury spadł mały deszcz. Płyta zawierała typowy i mało wyrazisty z pogranicza stylu amerykańskiego i europejskiego, uproszczony i przewidywalny, jak również niespecjalnie atrakcyjny pod względem melodii. Było rycersko, mrocznie i momentami agresywnie, ogólnie jednak to taki heavy/power chleba powszedniego i metalowego święta nie było. Oczywiście Stump czarował w solówkach, kładać kamień węgielny pod cała budowlę, lecz gdy przechodził do riffowania wespół z Grekiem Karafotisisem, to wszystko stanowiło po prostu solidne granie motywów znanych i ogranych, ale niekoniecznie lubianych. Do tego poziomu dostosowała się solidna, ale bez błysku sekcja rytmiczna. Wyłamywał się z szarości Csaba Zvekan, próbujący tchnąć więcej życia w tę pospolitość metalową i na pewno słuchało się go z zainteresowaniem przez cały czas. Ten gło dodawał dramatyzmu, unosił się ponad gitarową ścianę i najprościej mówiąc tworzył wokalem metal, którego nie tworzyli sami instrumentaliści. Nie można oczywiście powiedzieć, że na ten krążek nie trafiły kompozycje godne uwagi. Na pewno do takich należał chłodny i zrobiony w stylu amerykańskim Let The Show Go On z lekkimi orientalno-progresywnymi inklinacjami i spokojnym przebojowym refrenem, a także posępny melancholijny Seal Of The Cross. Trudno jednak wysoko ocenić tak bezbarwne kawałki jak The Rebel, Settle The Score, Black Friar czy też próby ponurego pseudo-progresywnego grania w World Out Of Steel. Jeśli szukać w miarę dobrego mixu grania heroicznego progresywnego heavy/power to tylko chyba w Revelation. Trywialnie wypadł ukłon w stronę US Power w nieciekawym Metal Knights z zupełnie nieudanymi chórkami i nadmiernie łagodnymi wstawkami. Z kolei ciężki Sun God wydawał się niedokończony w kategoriach monumentalnego utworu epickiego. Album wyprodukował Zvekan, mix to Fredrik Nordström z Dream Evil, a mastering Maor Appelbaum - tego boskiego dotyku mistrzów produkcji specjalnie nie słychać i płycie nadano średniej klasy brzmienie w ramach gatunku.
Odzew na to wydawnictwo był nieduży i niebawem kilku muzyków opuściło zespół.
Z nową włosko-brytyjską sekcją rytmiczną z Exorcism skład na [2] stał się jeszcze bardziej międzynarodowy. Zvekan posiadał niezwykły głos, a Stump był czarodziejem swojego instrumentu, ale nowy krążek udowadniał, że z tym zespołem po prostu było coś nie tak. Naprawdę nie trzeba było zbierać składu z całego świata, by nagrywać tak prymitywne heavymetalowe kawałki w rodzaju Hail To The Gods czy Medusa The Reaper ze zbyt wzniosłymi tłami pod tak prostackie riffy. Ten heavy/power Raven Lord przeznaczono na rynek amerykański, ale nawet tam już się od jakiegoś czasu odchodziło od takiego grania - chyba, że ktoś się zestarzał przy muzyce Helstar czy Cage. Zresztą nawet tych zespołów słuchało się znacznie lepiej niż takich męczących bezstylowych i udających heroiczny powermetal utworach jak New Generation czy Down The Wasteland. Te kawałki były słabe i zupełnie bez pomysłu na cokolwiek. Co gorsza Stump grał bezsensownie w solówkach i to się chyba nigdy w jego wypadku nie zdarzyło. Inna rzecz, że tu się mało co z jego solowej gry wychwytywało, bo realizacja brzmienia była fatalna - zbyt drapieżna, przesadzona w ostrości i na granicy kompletnej nieczytelności. Druga połowa krążka była jeszcze gorsza i amatorskie kompozycje w stylu Coming Home, Last Man Standing czy przepełnionego nieuzasadnionym shreddingiem Against The Wind wystawiały słuchacza na ciężką próbę. Wolniejszy, niby-epicki i nastawiony na melodię Touch The Sky był przykładem bezradności w tworzeniu chwytliwości. Pukająca perkusja denerwowała i słychać tutaj jakieś popłuczyny po Dio w karykaturalnym wydaniu. Na szczęście wszystko trwało 36 minuty i tego amatorskiego heavy/power w wersji nieco ponad półgodzinnej w zupełności wystarczało, gdyż większa dawka mogłaby wywołać rozstrój nerwowy. Gwoli sprawiedliwości trzeba podkreślić, że heavymetalowy nastrojowy Gathering Stones wypadł udanie dzięki doskonałemu wokalowi Zvekana. Podobno w studio pojawiło się dwóch zaproszonych klawiszowców: Fabio Jablonski i Mistheria, ale w ogólne nie było ich słychać. Udział Joe Stumpa w tym przedsięwzięciu był chybiony - na szczęście on i Zvekan uczestniczyli w dwóch ciekawszych projektach: wspomnianym już Exorcism oraz Tower Of Babel.
Joe Stump grał też w zreaktywowanym Alcatrazz (dołączył tam też Lawrence Paterson), zagrał też solówkę w Pain na solowym albumie Michaela Vescery A Sign Of Things To Come w 2008.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Csaba Zvekan | Joe Stump | George Karafotis | Alessandro Duo | Jamie Mallender | Lawrence Paterson |
| [2] | Csaba Zvekan | Joe Stump | George Karafotis | - | Lucio Manca | Garry King |
Joe Stump (ex-Trash Broadway, ex-Shooting Hemlock, ex-The Reign Of Terror, ex-Michael Vescera Project, HolyHell), Alessandro Duo (ex-Black Wings),
Lawrence Paterson (ex-Arbitrater, ex-Chokehold, ex-Blaze Bayley, Iron Knights), Lucio Manca (ex-Natrium, ex-Solid Vision, ex-Exorcism), Garry King (ex-Achillea, ex-Exorcism)
| Rok wydania | Tytuł |
| 2013 | [1] Descent To The Underworld |
| 2016 | [2] Down The Wasteland |
