Angielski wokalista, urodzony 29 maja 1963 w Birmingham jako Bayley Alexander Cook. Kariera tego muzyka przypomina powiedzenie: "Wiedziałem, że tak się stanie". Jego pierwszy zespół Wolfsbane cieszył się marginalnym powiedzeniem, natomiast przejście do Iron Maiden było tylko chwilową rezerwacją miejsc. Mimo to współpraca ze Steve`m Harrisem rozreklamowała nazwisko Bayley`a na cały świat i po odejściu z Ironów, Blaze założył solowy projekt, gdzie z początku w pełni rozbłysł jego kompozytorski talent. Udowodnił to już świetny debiut, korzystający z najlepszych doświadczeń nabytych w szeregach Żelaznej Dziewicy (The Launch, Born As A Stranger). Blaze zaśpiewał na krążku mocno i zadziornie jak nigdy przedtem (The Hunger, Stare At The Sun). Zaskakująca płyta kreowała atmosferę poważną, miejscami nawet mroczną, daleką od swobody Ironowego przekazu. Otwierający Ghost In The Machine traktował o prawdopodobnej zagładzie ludzkości, kiedy to rozwój doprowadzi do tego, że na Ziemi zapanują maszyny. Kolejnym utworem zasługującym na wyróżnienie był Identity - początkowo dość niemrawy, z upływem czasu przeradzający się w szybszy numer ze świetnie brzmiącym refrenem. Zabieg zróżnicowanego materiału Blaze zapewne mocno przemyślał - pozwalał bowiem uzyskać potwierdzenie tego czy warto iść nową muzyczną drogą, czy też raczej budować muzyczny Iron Maiden bis. W dwóch numerach co prawda (Evolution i Reach For The Horizon słuchacz mógł odnieść wrażenie mieszaniny gatunków i typów melodii dla samego ich mieszania. Wybornie grali obaj gitarzyści, którzy po prostu rozkwitali tutaj w maidenowych kawałkach. Sam lider też zaśpiewał wspaniale - takiego grania właściwie nikt się wówczas po Bayley`u się nie spodziewał, a wszystkiego dopełniało świetne brzmienie (zasługa Andy`ego Sneapa), teksty i klimatyczna okładka.
[2] nie był już taki mocny - melodyjność ustąpiła tu miejsca dojrzałości i ciężarowi. Krążek przynosił dwa niesamowite killery: Speed Of Light oraz Leap Of Faith. W zamyśle miał do nich dołączyć także Kill And Destroy (ze świetną melodią zwrotek), ale numer niepotrzebnie zanieczyszczono wtrętami groove. Pełnej satysfakcji zabrakło także w przypadku The Tenth Dimension z fantastycznym motywem głównym, ale tu z kolei zbytecznie rozbudowywano partię środkową, która wyhamowywała wyborną rytmikę tej kompozycji. Blaze chciał dobrze, ale osiągnięty efekt nie zawsze był tym, który zamierzał osiągnąć. End Dream, Stealing Time oraz Meant To Be niewiele wnosiły - jawiły się po prostu jak zwykły brytyjski heavy metal. W przypadku Land Of The Blind mix Black Sabbath i Wolfsbane nie był zestawem strawnym dla każdego. Bayley`a dalej pociągał specyficzny mrok i on obejmował we władanie chwilami nerwowy Nothing Will Stop Me, w którym nadziei nie wnosiła nawet melodyjna solówka. Za to Stranger To The Light to niemal majstersztyk klimatu dusznego połączonego z melodią. Za mix odpowiadał Andy Sneap, a za mastering Kevin Metcalf (znany m.in. ze współpracy z Paradise Lost) - obaj położyli duży nacisk na wyrazistość instrumentów sekcji rytmicznej. Ta płyta udowodniła, że Blaze już specjalnie nie dbał o to, czy zadowoli dawnych fanów jego obecności w Iron Maiden. [3] zawierał m.in. cztery utwory Iron Maiden, Steel Wolfsbane oraz przeróbkę Dazed And Confused Led Zeppelin. [4] kontynuował stylistykę obraną na [2] - niewiele było tu "ajronowych" melodii (Ten Seconds, Will To Win), a więcej eksponowania siły głosu i nowoczesnej mocy gitar (Alive, Hollow Head). Słyszalne było odejście od futurystycznego klimatu w tekstach, które teraz orbitowały wokół przeżyć osobistych artysty, m.in. poświęceniu i wierze. Pod te mroczne aranżacje musiała się także stylistycznie dostosować warstwa instrumentalna. Blaze jednak nie zmienił stylu - nie było tu miejsca na dłużyzny, zaprezentowano za to konkretny i zagrany z werwą nowoczesny heavy metal z ciężkimi riffami.
[5] nagrał zupełnie nowy skład, m.in. z kolumbijskimi braćmi Bermudez. Oni wraz z gitarzystą Jay'em Walshem wnieśli zupełnie nową jakość do tego co można nazwać wyrachowanym brytyjskim heavy metalem. Sam Blaze śpiewał dobrze, ale pojawiły się pewne objawy niedyspozycji. Tytułowy The Man Who Would Not Die dewastował jednak na początek powermetalową energią wykonania klasycznych i na poły maidenowych motywów. Generalnie grupa odeszła od ciężkiego klimatu [4] i zaprezentowała metal potoczysty, z wykorzystaniem riffowego arsenału. Heroizm przejawiał się z ogromną siłą w pełnym mocy Smile Back At Death z uroczymi solówkami spinającymi całość w spójną opowieść. Zadumany klimat w While You Were Gone był bezcenny i przypominał najlepsze momenty Iron Maiden z Blaze`m. At The End Of The Day stanowił małe arcydzieło nostalgii, z kolei bojowy Samurai niby nie wnosił nic odkrywczego, ale wybornie atakowały tutaj gitary i napędzała sekcja rytmiczna. Nowocześniejszy Crack In The System wnosił elementy modern metalu i ta poniekąd beznamiętna kompozycja różniła się od pozostałych na minus. Świeżo brzmiał Waiting For My Life To Begin - pełen drobnych wartości i z akcjami gitarowymi w stylu göteborskim w rodzaju In Flames. Voices From The Past charakteryzował się długimi wybrzmiewaniami na monumentalnym tle, a melodia była transpozycją wcześniejszych pomysłów Blaze'a na rozległe i raczej smutne melodie. Wiele nastrojó mieszał twardo wybrzmiewający The Truth Is One i tą epickośc podano chłodno i jakby progresywnie. Orientalne wstawki zwiastowały Serpent Hearted Man, zamykający całość świetnym refrenem. Brzmienie mogło się wydawać nieco kontrowersyjne, jeśli brać pod uwagę wygładzone produkcje Iron Maiden z Bayley`em - lekko rozmute gitary oraz niezbyt głośna perkusja.

Blaze Bayley to wokalista, którego niesłusznie opluwano podczas pobytu w Iron Maiden. Targany problemami natury osobistej nie załamał się jednak i potrafił się z wygrzebać z alkoholizmu. Pomogła mu w tym muzyka i oddana rzesza fanów. 6 lipca 2008 Debbie Hartland (żona Blaze`a), będąca jednocześnie managerem zespołu, doznała poważnego udaru mózgu i znalazła się w stanie śpiączki. Zmarła 27 września nie odzyskawszy przytomności. Był to główny powód dlaczego muzyka na [7] była jeszcze bardziej ponura, niż w przeszłości. Płyta stanowiła rodzaj spowiedzi kogoś kto odkrył, że życie to nie bajka, ale droga pełna niespodziewanych tragedii i ulotnych chwil szczęścia. Watching The Night Sky muzycznie mógł się jeszcze kojarzyć z Iron Maiden, ale ukazywał jak na przestrzeni lat zmienił się wokal Blaze`a. Wokalista wygenerował tutaj taką moc, że niejeden frontman mógłby mu pozazdrościć. Od 1633 zaczynał się szereg niespodzianek i nowości - City Of Bones przenosił słuchacza w sam środek piekła oblężonego przez Niemców Leningradu, a Faceless zaskakiwał grą gitar niemal z pogranicza szwedzkiego melodyjnego death metalu. Ostatnie cztery kompozycje złożyły się na suitę, płynnie przechodząc jedna w drugą, korespondując ze sobą muzycznie i tekstowo. Świetnie wypadł dialog między akustykiem a gitarą elektryczną w Sorrounded By Sadness. W takich kawałkach Blaze najbadziej szczerze spowiadał się z mentalnej podróży jaką przebył. Jedynym minusem krążka była odwieczna wada twórczości solowej Blaze`a: zawsze brakowało "tego czegoś", by jego dzieła były bezdyskusyjnie genialne.
W 2011 Blaze dołączył do zreaktywowanego Wolfsbane, by w 2012 wydać z tym zespołem rozczarowujący album Wolfsbane Save The World. Wydany w zaledwie dwa miesiące później [8] stanowił największe osiągnięcie Bayley`a od czasów debiutu. Co ciekawe, ostateczny rezultat osiągnął z muzykami zupełnie nieznanymi, pochodzącymi z Holandii i Włoszech. Tytuł krążka brzmiał dla niektórych jak wyzwanie, ale kto znał Blaze`a ten wiedział, że po ciężkich przeżyciach osobistych muzyk podchodził do kwestii "bycia najlepszym" z odpowiednim dystansem. Sam lider zaskakiwał bardzo dobrą formą wokalną, jakże inną od niepewnego i pozbawionego żaru śpiewu z Wolfsbane. Z pełną mocą uderzał już krótki i niespełna 3-minutowy tradycyjnie heavymetalowy The King Of Metal, nasączony odpowiednią treścią i melodią. Jeszcze większe wrażenie robił melancholijny Dimebag, poświęcony pamięci gitarzysty Damageplan zastrzelonego na scenie 8 grudnia 2004. Specyficzna "płacząca" gitara tworzyła główną oś kompozycji, w dalszej części udanie rozpędzającej się w standardowy dla wczesnych solowych utworów Bayley`a sposób, z należytą siłą przekonywania, także w formowaniu założonego uroczystego nastroju. Do udanych kawałków z pewnością należało również zaliczyć żwawo zagrany The Rainbow Fades To Black z echami twórczości Dio, szybki Fate, przypominający nagrania Ironów z Blaze`m oraz nieco nowocześniejszy w posępnych riffach Difficult, z dłuższym fragmentem akustycznym i niemal epickim śpiewem lidera. Solidnie, choć właściwie bez historii przelatywały za to The Black Country, niby-rycerski Fighter oraz akustyczna ballada Beginning. Dość poważną wpadką było natomiast smęcenie przy pianinie w One More Step. Całość jednak emanowała odpowiednią energią, choć prosiło się o nadanie gitarowym solówkom finezji (nowy wioślarz z Belgii) i pomysłowości. Tym udanym albumem Bayley odrestaurował wiarę fanów w jego możliwości i przyszłe dokonania. 7 lutego 2013 wydał wraz z Thomasem Zwijsenem EP-kę Russian Holiday (m.in. cover Sign Of The Cross Iron Maiden). W październiku tego samego roku ukazała się dwupłytowa składanka Soundtracks Of My Life z dwoma nowymi kawałkami: Hatred oraz Eating Children. Koncertowy [9] zawierał występ z katowickiej "Metalmanii" z 24 marca 2007.
Na [10] Blaze wrócił do dobrej formy - była to kolekcja mrocznych heavymetalowych kawałków wiedzionych przez refleksyjną narrację, dotykającą kosmologii i tożsamości człowieka. Ten przemyślany i logiczny koncept w klimatach s-f utwierdzał słuchacza w przekonaniu, że wokalista miał w muzyce jeszcze wiele do powiedzenia. Już w startującym opowieść Infinite Entanglement Blaze mocno zaznaczył swoją obecność, prowadząc ścieżki wokalne w iście maidenowym stylu. Jego głos liderował galopującym riffom, precyzyjnym solówkom, niezłym chórkom i niemal filmowej atmosferze. Na baczniejszą uwagę zasługiwały: hitowy A Thousand Years, drapieżny Solar Wind, podniosły Calling You Home oraz chwytająca za gardło akustyczna ballada What Will Come. Dość ciekawy był również The Dreams Of William Black z serią połamanych riffów. Potężną motywację po ostatnich niepowodzeniach przekuto w moc nowych pomysłów.
[12] to ostatnia część opowieści o wędrówce Williama Blacka poprzez czas i przestrzeń. Ten album w pełni zapełniał niedostatki dwóch poprzednich. Głos Blaze`a diametralnie się zmienił przez lata i nowa tonacja świetnie sprawdzała się przy zagrywkach braci Bermudezów. Tutaj przede wszystkim gitara Appletona miała suche brzmienie - pozbawione głębszej mocy, która uwypukliłaby dramatyzm dojrzałego głosu wokalisty. Ekipa z Absolby to zestaw bardzo dobrych muzyków. Appleton to gitarzysta pełen inwencji, finezyjny i wysokiej klasy technik, jednak sam sposób podania muzyki w kilku miejscach wywoływał dziwny dysonans z głosem lidera. Narracje były ciekawe, poparte barwnym planem drugim na wzór filmowej nośności konceptu. Trylogia w zamyśle była epicką opowieścią o tym jak pojedynczy człowiek wpływa na losy świata. W konwencji melodyjnego heavy i powermetalu ten zestaw kompozycji dużo lepszy, niż na dwóch poprzednich krążkach o Blacku. Przy czym Blaze nie była odkrywczy, obracając się wokół sprawdzonych riffów i melodii, ale te były doprawdy atrakcyjne. W Redeemer spotykał się Iron Maiden z Bayley`em, a w Are You Here grupa cofała się gdzieś do czasów Wolfsbane. Immortal One osadzono w realiach rycerskiego poweru, ale w tamtych czasach lepiej potrafili tak zagrać Visigoth i Judicator. Majestatyczny heavy w The First True Sign był pompatyczny i wzniosły, ale wspomniana sucha gitara nadawała kawałkowi oblicze drugiej ligi niemieckiego rycerskiego metalu. Łagodny melancholijny Human Eyes z gitarą akustyczną stawał się w pewnym momencie monumentalnym środkiem ciężkości tego albumu i to faktycznie numer godny epickiej sagi. W Prayers Of Light zaśpiewał gościnnie Chris Jericho z Fozzy i znów pojawiały się echa Wolfsbane. Liz Owen wokalnie wsparła Blaze`a w 18 Days - udanej epickiej kompozycji opartej o motywy celtycko-anglosaskie. Already Won to kontynuacja grania z dwóch poprzednich części trylogii, choć więcej w tym wszystkim zawarto teatralnej opowieści. Piękny i nastrojowy Life Goes On nieźle budował atmosferę całości, choć znów powracała tu irytująca sucha gitara. The Dark Side Of Black prezentował zgrane ajronowe zagrywki, ale refren był wspaniały jako połączenie rytmicznego powermetalu i podniosłego eleganckiego epickiego grania. Zwieńczenie płyty to wspaniały Eagle Spirit - monumentalny i wzruszający, z uduchowionym śpiewem Bayley`a. Pod względem jakościowym była to bezwzględnie najlepsza część trylogii, przy okazji obarczona jednak wszystkimi wadami całości. Ten rozdział w każdym razie zamknięto - dla jednych te trzy płyty to przejaw geniuszu i talentu wokalisty, dla innych wyraz jego rozbuchanego ego i nieudana próba zmierzenia się z czymś co wykonawczo go przerosło.
Na [14] skład ten sam i bez eksperymentów - odpowiednio heavy i powermetal zrównoważonych proporcjach. Przeważały krótkie, zwarte i masywne utwory, nasycone pełną energii rozpoznawalną grą Chrisa Appletona. Całość rozpoczynał tytułowy War Within Me, dynamiczny i z typowym dla Bayley`a refrenem. Zaraz potem następował poruszający polski akcent w melodyjnym 303, dotyczącym lotniczego dywizjonu z czasów Bitwy o Anglię. Sam frontman w dobrej formie, momentami brzmiał nawet młodzieńczo co najbardziej słychać w chwytliwych refrenach, zazwyczaj śpiewanych nieco wyżej - ale także w Warrior, balladowym numerze z nastrojowym akustycznym wstępem z gitarą akustycznej. W Pull Yourself Up grupa nawiązała nieco do stylu z Trylogii w sposobie prowadzenia muzycznej narracji, a na szczególną uwagę zasługiwała długa solówka Appletona. Bliski erze w Iron Maiden potoczysty Witches Night w refrenie zwalniał, uchwytując niezły heavymetalowy klimat. Najkrótszy The Dream Of Alan Turing miał po części przebojowy charakter, jednak jako radiowy przebój rockowo-metalowy nie sprawdzał się. Za to The Power Of Nikola Tesla wyborny, pełen umiejętnie dawkowanej dumy i w refrenie Blaze prezentował kunszt z najwyższej półki. Na koniec pozostawiono utwory najdłuższe, przy czym jednak nie tak rozbudowane aranżacyjnie jak chociażby te z Trylogii. The Unstoppable Stephen Hawking zaczynał się romantycznie maidenowo i to musiało niektórych fanów chwytać za serce - tym bardziej, że potem epicki dramatyzm narastał i ten heavy metal nie pozostawiał obojętnym w obszarze heroicznego grania bez nadmiernych gatunkowych przerysowań. Całość kończył spokojnie się toczący poetycki Every Storm Ends, gdzie po raz kolejny zastosowano aranżację z narastającą gitarową mocą. Produkcja była wspólnym dziełem Bayley`a i Appletona, a mastering wykonał Ade Emsley i ostatecznie brzmienie było zbliżone do tego z roku 2018, choć gitara była ostrzejsza i bardziej surowa, a perkusja wydawała się głośniejsza. Blaze Bayley to solidna firma i ekipa nagrała udaną płytę z muzyką dla siebie rozpoznawalną i taką jakiej wszyscy oczekiwali.
Na [16] skład pozostał bez zmian i tym, który obok lidera nadał wyraz nowemu krążkowi był Chris Appleton. W tytułowym Circle Of Stone gościnnie pojawił się jako drugi wokalista Niklas Stalvind ze szwedzkiego Wolf. To był pomniejszy klasyk w opcji melodii dla Bayley`a - uroczysty, epicki i pełen patosu. Mind Reader zaskakiwał in minus nieciekawym brytyjskim metalem melodyjnym, choć podszytym hard rockiem, a kolejny Tears In Rain to umiarkowanie tylko interesujące przywiązanie do tradycji metalu klasycznego z Albionu. Wściekłość w Rage narastała bardzo powoli, rozwijając się z akustycznej ballady ku eksplodującego refrenu - poetyckiemu i wręcz romantycznemu. Bardzo dobrze wypadł odegrany w średnim tempie The Year Beyond This Year - numer bojowy i lekko dramatyczny. Zarówno tutaj, jak i w pełen dumy Ghost In The Bottle, znakomicie zagrał Chris Appleton. W The Broken Man powtórzono chwyt aranżacyjny z Rage i to jest niby pieśń barda z mocniejszymi akcentami, które przychodziły jednak zbyt późno. Blaze w oprawie nostalgiczno-sentymentalnej bardziej przekonywał w pełnym gitarowych natarć Absence. Długi akustyczny wstęp do kroczącego spokojnie A Day Of Reckoning ciekawił, lecz do pełni szczęścia zabrakło czegoś nieuchwytnego. The Path Of The Righteous Man to więcej Blaze'a z wczesnych lat kariery solowej i nawet pewne akcenty power/thrashowe się tu pojawiały. Na koniec akustyczny Until We Meet Again nie spełniał stawianych przez siebie wymogów, jeśli chodzi o umieszczenie kompozycji podsumowującej na zasadzie wyciszenia.

Późniejsze losy członków zespołu:

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1-3] Blaze Bayley Steve Wray John Slater Rob Naylor Jeff Singer
[4] Blaze Bayley Steve Wray John Slater Wayne Banks Jason Bowld
[5-7] Blaze Bayley Nicolas Bermudez Jay Walsh David Bermudez Lawrence Paterson
[8] Blaze Bayley Thomas Zwijsen Andy Neri Matteo `Lehmann` Grazzini Claudio Tirincanti
[9] Blaze Bayley Nicolas Bermudez Rick Newport David Bermudez Rico Banderra
[10-14] Blaze Bayley Chris Appleton Karl Schramm Martin McNee
[10-14] Blaze Bayley Chris Appleton Luke Appleton Karl Schramm Martin McNee

Blaze Bayley (ex-Wolfsbane, ex-Iron Maiden), Jeff Singer (ex-Kill II This), Wayne Banks (ex-Sabbat, ex-Repression, Messiah`s Kiss),
Lawrence Paterson (ex-Arbitrater, ex-Chokehold), Chris Appleton / Karl Schramm / Martin McNee (wszyscy Absolva)


Rok wydania Tytuł TOP
2000 [1] Silicon Messiah #5
2002 [2] Tenth Dimension
2003 [3] As Live As It Gets (live / 2 CD)
2004 [4] Blood And Belief
2008 [5] The Man Who Would Not Die
2009 [6] The Night That Will Not Die (live / 2 CD)
2010 [7] Promise And Terror
2012 [8] The King Of Metal
2013 [9] Alive In Poland (live / 2 CD)
2016 [10] Infinite Entanglement
2017 [11] Endure And Survive (Infinite Entanglement 2)
2018 [12] The Redemption Of William Black (Infinite Entanglement 3) #4
2019 [13] Live In France (live / 2 CD)
2021 [14] War Within Me
2023 [15] Damaged, Strange, Different And Live (live)
2024 [16] Circle Of Stone

          

          

      

Powrót do spisu treści