NADEJŚCIE DZIEWICY

Angielski zespół heavymetalowy założony 25 grudnia 1975 w Londynie przez Steve`a Harrisa (właśc. Stephen Percy Harris, ur. 12 marca 1956). Nazwa oznaczała średniowieczne tortur - pudło z metalu lub drewna o kształtach i rozmiarach dopasowanych do ciała ludzkiego, wyposażone w ostre kolce umieszczone na wewnętrznej stronie zamocowanych zawiasowo klap, które wbijały się w ciało w miarę zamykania urządzenia (dotkliwie raniąc, jednak nie naruszając ważnych dla życia organów). Pierwszy skład wraz z 19-letnim basistą utworzyli: wokalista Paul Mario Day (ur. 19 kwietnia 1956), gitarzyści David Sullivan i Terry Rance oraz perkusista Ron Matthews. W maju 1976 grupa zagrała swój pierwszy koncert w pubie "Cart And Horses". Od początku wykonywała przede wszystkim własne kawałki, głównie autorstwa Harrisa zafascynowanego nie tylko hard rockiem, ale i twórczością progresywnych gigantów w rodzaju Genesis czy Yes. Ponadto chłopaki grali przeróbki I`m A Mover Free, Jailbreak Thin Lizzy, Striker Tucky Buzzard, Doctor Doctor UFO oraz I`ve Got The Fire Montrose. Wkrótce Day odszedł do More (później śpiewał też w Wildfire), a jego miejsce za mikrofonem zajął Dennis Wilcock. Przez zespół przewinął się także bębniarz Barry Graham `Thunderstick` Purkis, który został z ekipy wyrzucony po koncercie, w czasie którego zasnął, będąc pod wpływem narkotyków (po kilku miesiącach dołączył do Samson). W 1977 Iron Maiden zwrócili na siebie uwagę młodej managerki Suzanne Black, ale nie przyjęli jej propozycji zmiany stylu i wizerunku na punkowe. Jesienią 1977 wyrzucono z kapeli Wilcocka, ale pozostali nie zaniechali tworzenia muzyki, spotykając się trzy razy w tygodniu w Star Studios. W tamym okresie Żelazną Dziewicę tworzyli: Harris, gitarzyści David Murray (ur. 23 grudnia 1956) i Terry Wapram oraz bębniarz Doug Sampson (później w Airforce). Ostatecznie udało się również jesienią 1978 namówić do współpracy wokalistę Paula Di`Anno (właśc. Paul Andrews, ur. 17 maja 1959) z kapeli Rock Candy. Podczas trasy klubowej w tamtym czasie na koncertach po raz pierwszy pojawiła się przerażająca maska z masy papierowej (nazwana Eddie), która w trakcie wykonywania kawałka Iron Maiden bluzgała sztuczną krwią. W późniejszych latach formacja wprowadziła na na okładki swoich płyt całą postać Eddiego, komiksowego potwora rysowanego przez Dereka Riggsa, przyjmującego coraz bardziej intrygujące kształty. Na początku grudnia 1978 do Iron Maiden dołączył gitarzysta Dennis Stratton (ur. 9 października 1952), a następnie Sampsona tuż przed świętami 1979 zastąpił Clive Burr (ur. 8 marca 1957) - bębniarz znany dotychczas z dwóch singli Samson z 1978. W składzie Di`Anno-Murray-Stratton-Harris-Burr dokonano 30 grudnia 1979 w małym studiu Spaceward w Cambridge pierwszych nagrań kosztem zaledwie 200 funtów. Zarejestrowano cztery utwory: Iron Maiden, Invasion, Prowler i Strange World. Jedną z kopii taśmy wysłano londyńskiemu prezenterowi Nealowi Kay`owi, który przedstawił ją słuchaczom podczas prowadzonych przez siebie popularnych imprez w londyńskim klubie "Bandwagon Heavy Metal Soundhouse". Nagrania odnotowywano na liście metalowych przebojów publikowanej przez tygodnik „Sounds". Znalazł się na niej również Prowler, który 21 kwietnia 1979 osiągnął pozycję pierwszą. Kay postanowił więc zorganizować Iron Maiden, Angel Witch i Samson, koncert w klubie "Music Machine" w Londynie. Odbył się on w maju pod hasłem "Heavy Metal Crusade". Imprezę opisał na łamach magazynu "Sounds" Geoff Barton, który - zaintrygowany falą młodych zespołów metalowych zalewającą Wielką Brytanię - ukuł dla niej termin New Wave Of British Heavy Metal. Obok trzech wymienionych kapel do tego stylu zaliczył także Saxon, Def Leppard, Diamond Head, Tygers Of Pan Tang, Praying Mantis i Ethel The Frog.
Latem 1979 formacja znalazła managera w osobie Roda Smallwooda, dzięki wysiłkom którego zaczęła w następnych miesiącach intensywną działalność koncertową w klubach na terenie całego kraju (m.in. Middlesbrough, Swindon i Manchester). Przemierzała kraj mikrobusem marki Austin nazwanym Green Goddess, a kupionym przez Harrisa za 3000 funtów, pożyczone od ciotki. Kariera grupy nieomal załamała się, gdy w południowej części Londynu skradziono to auto wraz ze wszystkimi instrumentami i sprzętem nagłaśniającym. Na szczęście policja schwytała złodziei i odzyskała niemal cały ładunek z wyjątkiem dwóch wzmacniaczy. Wielkim sukcesem Iron Maiden był wspólny występ z Motörhead (przemianowanym na ten wieczór na Iron Fist And The Hordes From Hell) zorganizowany 3 września 1979 w "Music Machine". Smallwood postanowił wykorzystać zainteresowanie grupą i 19 października zorganizował jej koncert w prestiżowym londyńskim klubie "Marquee", a zaproszenia rozesłał łowcom młodych talentów z wytwórni płytowych. Przedstawiciele CBS i Warner Brothers nie zainteresowali się hałaśliwą muzyką, za to John Darnley z EMI zwrócił na nią baczną uwagę. Już w listopadzie 1979, zanim doszło do podpisania umowy, formacja wzorem Def Leppard sama wydała kasetę "The Soundhouse Tapes" z trzema spośród czterech nagrań ze studia Spaceward. Rozprowadzany wyłącznie w sprzedaży wysyłkowej pięciotysięczny nakład rozszedł się w kilka tygodni. Pomogło to Smallwoodowi wynegocjować korzystne warunki kontraktu z EMI, tzn. zaliczkę w wysokości 50 000 funtów oraz gwarancję, że wytwórnia nie pozbędzie się Iron Maiden przed ukazaniem się trzeciego albumu. Zespół nie był jednak zadowolony z sesji nagraniowej debiutanckiego albumu i niebawem ją przerwał (wydano zaledwie jeden z zarejestrowanych wówczas utworów tj. Burning Ambition na stronie B singla Running Free). Nagrania wznowiono w styczniu 1980 w londyńskich Kingsway Studios należących do Iana Gillana. Ale i ta sesja okazała się niewypałem, czas wszakże uciekał i trzeba było wreszcie uporać się z materiałem.


Od lewej: Dave Murray, Clive Burr, Paul Di'Anno, Steve Harris, Adrian Smith

ERA PAULA DI'ANNO

Ostatecznie wydany 14 kwietnia 1980 album był wynikiem kompromisu. Muzycy musieli pogodzić się z faktem, że ich kompozycje nie zabrzmiały tak potężnie jak powinny. Płyta była mimo wszystko jednym z najbardziej ekscytujących debiutów w historii metalu. Wypełniła ją muzyka nawiązująca do najlepszych wzorców mijającej dekady, urozmaicona formalnie, zwracająca uwagę efektowną fakturą riffów gitarowych, najeżona smakowitymi solówkami, żywa harmonicznie i pełna zmian tempa - w jednej chwili rozpędzona, w innej skłaniająca niemal do zadumy. Mimo niechęci Harrisa do punk rocka, płyta miała w sobie coś z drażniącej estetyki tego stylu objawiające się przede wszystkim w garażowym brzmieniu i "przybrudzonym" głosie Di'Anno. Największe wrażenie robiły kompozycje urozmaicone formalnie w stylu Phantom Of The Opera z fantastyczną grą unisono dwóch gitar i tekstem opartym na motywach klasycznego filmu grozy "Upiór W Operze", Remember Tomorrow oraz instrumentalna Transylvania. Jednak największy rozgłos zyskały utwory czadowe, wykonywane z ogromną dynamiką i ekspresją jak Prowler, Running Free i Iron Maiden. Płyta promowana singlem Running Free / Burning Ambition z lutego 1980, odniosła spory sukces na listach bestsellerów i rozeszła się w tym czasie w liczbie 60 000 egzemplarzy.
Z tego samego okresu pochodziła firmowana przez EMI składanka "Metal For Muthas" zawierająca nagrania różnych zespołów zaliczanych do NWOBHM, jak Samson, Angel Witch, Praying Mantis, Sledgehammer, Toad The Wet Sprocket i Ethel The Frog, a także aż dwa sygnowane przez Iron Maiden - Sanctuary i Wrathchild. Ten pierwszy wybrano na wydany w maju 1980 drugi singel formacji (na stronie B umieszczono koncertowe wersje Drifter i I`ve Got The Fire). Wydawnictwo zdobiła kontrowersyjna (zatrzymana przez cenzurę okładka) prezentująca ówczesną premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher padającą ofiarą Eddiego. Ukazaniu się Metal For Muthas towarzyszyła wspólna trasa z Praying Mantis i Tygers Of Pan Tang po Wielkiej Brytanii. Z kolei w marcu Iron Maiden otwierali koncerty Judas Priest, a w maju ruszyli wreszcie na tournee jako główna gwiazda (supportowali ich Praying Mantis). Kulminacją był sierpniowy występ w Reading. W październiku zrezygnowano ze Strattona, któremu nie układało się wielokrotnie z Harrisem i Smallwoodem. Dennis zagrał swój ostatni koncert w norweskim Drammen 13 października 1980. Stratton pojawił się jeszcze na videoklipie do singlowego Women In Uniform - coverze australijskiego zespołu Shyhooks (na okładce Margaret Thatcher czaiła sie za rogiem na Eddiego z karabinem maszynowym w ręku), po czym przystąpiono do przesłuchań nowych gitarzystów. Bliski zdobycia posady był Bob Hooker z Deep Machine, potem Tony Parsons zagrał jeden koncert, ale ostatecznie posadę zaproponowano utalentowanemu Adrianowi Smithowi (ur. 25 lutego 1957, ex-Urchin).
Produkcję nowego krążka powierzono Martinowi Birchowi, współpracownikowi Deep Purple, Black Sabbath i Wishbone Ash. Wydany 2 lutego 1981 [2] był dziełem mniej przebojowym od debiutu, ale za to lepiej wyprodukowanym. I tym razem niemal jedynym twórcą repertuaru był Steve Harris. Do najlepszych utworów należały pełne mocy Wrathchild i Drifter, stworzone w okresie poprzedzającym nagranie [1]. Wśród zupełnie nowych kompozycji znalazły się: interesująco rozplanowany i pełny nieoczekiwanych zwrotów Murders In The Rue Morgue (nawiązujący do opowiadania E.A.Poe "Morderstwo Przy Rue Morgue"), wzruszająca ballada Prodigal Son z wykorzystaniem akustycznej gitary oraz instrumentalny Genghis Khan pełen naleciałości Wschodu. Nawiązaniem do wcześniejszych galopad były za to Killers i Purgatory. W młodym Smithie drzemał olbrzymi talent i pozbycie się Strattona była strzałem w dziesiątkę. The Ides Of March była jedną z pierwszych introdukcji w historii mocniejszego grania. Ogólnie przy pierwszym odsłuchu, album wydawał się doskonalszym wykonawczo od debiutu. Szybko jednakże się nudził i poza Wrathchild w zasadzie nie wykreował żadnego hitu. Dość powiedzieć, że przez następne dekady trudno było znaleźć numer z tego krążka w repertuarze koncertowym Dziewicy. Materiał promowano singlem Twilight Zone / Wrathchild z marca 1981. Wkrótce Ironi ruszyli na trasę dookoła świata i w ciągu następnych 8 miesięcy dali 126 koncertów w Europie, Japonii, Australii i USA. 24 maja 1981 podczas występu w tokijskim "The Sun Plaza" zarejestrowano materiał, który znalazł się na EP-ce Maiden Japan, wydanej we wrześniu 1981. Znalazły się na niej cztery utwory: Running Free, Remember Tomorrow, Killers i Innocent Exile. Jej tytuł parafrazował rzecz jasna wspaniały album koncertowy Deep Purple, a na okładce Eddie paradował z samurajskim mieczem. Cała słąwa zbyt mocno uderzyła do głowy Paulowi Di'Anno, który przybywał na koncerty zupełnie niedysponowany po wyczerpujących całonocnych libacjach alkoholowo-narkotykowych. Kilka show w Niemczech trzeba było z tego powodu przełożyć. W rezultacie przeciągających się problemów z niesfornym frontmanem, Harris zaryzykował posunięcie mogące nawet zakończyć karierę Maiden - zmienić wokalistę. Wybór padł na Bruce`a Dickinsona (właśc. Paul Bruce Dickinson, ur. 7 sierpnia 1958) z grupy Samson. Spora grupa zwolenników Di`Anno niemal wyklęła zespół, ale okazało się, że basista "miał nosa" i wkrótce nadejść miał dla formacji ogólnoświatowy sukces.


Paul Di'Anno

LICZBA BESTII

Już w październiku 1981 Maideni z nowym frontmanem pojechali na występy do Włoch, 15 listopada zaprezentowali się w londyńskim teatrze "Rainbow", a 23 grudnia dali pod nazwą Genghis Khan koncert charytatywny. 29 marca 1982 ukazał się [3] - najsłynniejszy krążek Iron Maiden, kwestią opinii jednak jest czy najlepszy. Materiał stworzył głównie Harris (z małym udziałem Smitha) - wszystko dopieszczono aranżacyjnie, wykonanie nabrało niesamowitej wprost ekspresji, a doskonała produkcja Bircha uwypukliła wszystkie walory kunsztu Maiden. Po średnim otwieraczu Invaders opisującym uczucia Brytów związane z najazdami Wikingów, następowało kapitalnych 5 kawałków, które niczym huragan wtargnęły do historii metalu. Rozpoczynający się balladowo Children Of The Damned powstał pod wpływem filmu pod tym samym tytułem - w drugiej części utworu tempo znacznie przyspieszało. The Prisoner nawiązywał do identycznie zatytułowanego telewizyjnego serialu z 1967, którego bohater zostaje uśpiony i trafiał do miejsca zwanego Wioską, w którym ludziom przyporządkowano numery, a im niższy numer, tym wyższe miejsce w hierarchii. Utwór zaczynał się fragmentem wyciągniętym z serialu, a po spokojnym wyeksponowanym basie następowała szaleńcza jazda do przodu. 22 Acacia Avenue była wokalnym popisem Dickinsona i najlepiej przez niego zaśpiewanym numerem na tym krążku. Było to klimatyczne i naładowane energią nagranie ze świetną perkusją i pulsującym basem Harrisa. Tekst był niejako dopełnieniem tekstu Charlotte The Harlot z debiutu. Tytułowy The Number Of The Beast rozpoczynała kultowa już dzisiaj recytacja fragmentu "Apokalipsy Świętego Jana": "Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: 666". Kompozycja zaczynała się kapitalnym riffem i niemal natychmiastowym wejściem Dickinsona. Przy jego krzyku słuchacz naprawdę mógł poczuć na plecach oddech sięgającego po jego duszę Diabła, który obiecywał, że "wróci i posiądzie ciało spowijając je w płomieniach". Znakomity tekst, świetna solówka, kapitalny wokal i potężna perkusja Burra uczyniły z tego utworu prawdziwy klasyk (podobno powstał po obejrzeniu przez Harrisa "Omenu 2"). Największym hitem stał się jednak Run To The Hills, do którego zmontowano prześmiewczy teledysk. Pierwsza część kawałka opowiedziana została z punktu widzenia Indian (przeciągłe riffy nasuwające na myśl szamańskie obrzędy), a druga - białych Amerykanów (tempo imitujące galopującą kawalerię). Wśród tych perełek Gangland przelatywał niemal niewidocznie niczym spadająca gwiazda i mogło by go w ogóle nie być. Wszystko kończył rewelacyjny Hallowed By Thy Name z niesamowitym początkiem wypełnionym dźwiękiem dzwonu wybijającego ostatnie minuty życia skazańca. Dickinson wcielał się w jego rolę, śpiewając głosem przepełnionym bólem i pogodzonym z losem. Nagle nastrój się zmieniał, a wokalista wykrzykiwał ze złością słowa: "Powiedzcie mi, że śnię!", po czym następowała oszałamiająca część instrumentalna. Album był kamieniem milowym w historii mocniejszej muzyki, a okładkę okrasił Diabeł trzymający w dłoni sznurki symbolizujące ludzkie żywota. Lucyfer nie zdawał sobie jednak sprawy z faktu, że jego ruchami kierował znacznie potężniejszy Eddie. Wielką rolę w odniesieniu sukcesu odegrał Dickinson - niesamowity wokalista dysponujący głosem o ciekawszej barwie i szerszej skali niż poprzednik, śpiewający w wysokich rejestrach z charakterystycznym wibratem. Facet przy okazji lepiej wpasował się w heavymetalową konwencję całego zespołu.
Już w lutym grupa ruszyła na trasę po Wielkiej Brytanii, a niezwykle udane koncerty pomogły wywindować [3] na sam szczyt list przebojów na Wyspach. Następnie Maiden pojechali na kolejne tournee dookoła świata, zakończone dopiero w grudniu w Japonii. Podczas trasy okazało się, że Clive Burr - podobnie jak wcześniej Di`Anno - zbyt wiele czasu poświęcał rozrywkom, będąc potem na scenie niedysponowanym. Podjęto decyzję o usunięciu go z Ironów i Burr zagrał swój ostatni koncert 4 grudnia 1982 w Tokio. Za bębnami zasiadł Nicko McBrain (właśc. Michael Henry McBrain, ur. 5 czerwca 1952) - człowiek o dużym poczuciu humoru. Już z nim grupa nagrała w w styczniu 1983 w Nassau na Bahamach [4] (pierwotnie pod tytułem "Food For Thought"). Krążek ukazał się w maju 1983 i zdaniem wielu dorównywał poprzednikowi. Przede wszystkim Harrisa wsparli teraz w tworzeniu kawałków Smith, Murray i Dickinson. Wynikiem była całość niezwykle efektowna, urozmaicona i skrząca się od pomysłów. Zaangażowanie McBraina zaowocowało zintensyfikowaniem wielu kompozycji pod względem rytmicznym. Where Eagles Dare był kolejnym manifestem potęgi skali bojowego głosu Dickinsona. W smakowitym Revelations klimat i tempo zmieniały się jak w kalejdoskopie. Nastrojowa pierwsza zwrotka, potem równie delikatne gitary, przyspieszenie i całkowicie zaskakujące zwolnienie na tle subtelnych gitar i przepełnionego smutkiem głosu Bruce`a. Najbardziej wszakże intrygowały słowa - owoc studiów Dickinsona nad różnymi tradycjami religijnymi. Dla wielu kaznodziejów w USA, zwłaszcza na Południu, bluźnierczy w ich opinii tekst stał się kolejnym - po "satanistycznym" ich zdaniem The Number Of The Beast - powodem, by potępić Iron Maiden i wezwać wiernych do spalenia płyt formacji. Dotyczący losu Ikara Flight Of Icarus był z początku krytykowany za delikatny zwrot ku estetyce amerykańskiego komercyjnego metalu, dzięki któremu utwór znalazł się na antenach rozgłośni radiowych za Atlantykiem. Pomijajac ten fakt, numer miał świetny tekst, znakomity bas i świetną solówkę. Piekielnym dynamizmem cechował się Die With Your Boots On, a The Trooper stał się żelaznym punktem każdego koncertu. Still Life był najsłabszym momentem krążka pomimo nastrojowego początku. Powieść "Walka O Ogień" J.-H. Rosny`ego z pewnością wpłynęła na powstanie przebojowego Quest For Fire z genialną linią basu oraz dialogiem Murray-Smith. Nie sprawiający większego wrażenia Sun And Steel opiewał losy legendarnego japońskiego samuraja, natomiast kończący 7 i pół minutowy To Tame A Land oparto znów o książkową inspirację. Tym razem padło na "Diunę" Franka Herberta, ale obyło się bez bezpośrednich cytatów, gdyż pisarz nie wyraził na to zgody powołując się na swoją niechęć do heavy metalu. Dobry kawałek, ale ustępujący o parę klas podobnemu w zamyśle Hallowed Be Thy Name z [3]. Rok 1983 Dickinson zakończył śpiewając gościnnie w utworze Lone Wolf na singlu Oh Baby grupy Xero.


Od lewej: Adrian Smith, Clive Burr, Bruce Dickinson, Steve Harris, Dave Murray

CZAR EGIPTU

Wiosną 1984 formacja znowu z Martinem Birchem nagrała [5], który ukazał się 3 września 1984. Kapitalna okładka Dereka Riggsa ujawniała fascynację starożytnym Egiptem. Płycie towarzyszyły dwa single 2 Minutes To Midnight / Rainbow`s Gold (cover Becket) z sierpnia oraz Aces High / King Of Twilight (cover Nektar) z listopada. Tym razem nie podążono ścieżką komercyjnego metalu amerykańskiego, ale i tak odniesiono ogromny sukces. Płycie można było jednak zarzucić nierówność - na materiał złożyły się 4 kompozycje genialne i 4 wypełniacze. Świetny Aces High Harrisa podejmował wątki filmu "Asy Przestworzy" z 1976 oraz fragment wystąpienia Winstona Churchilla z 1940. Steve Harris grał na basie w wysokich rejestrach przez co powstawało wrażenie, że nagranie przyspiesza. Mistrzowskie opanowanie przez tego muzyka swojego instrumentu stało się legendarne i trudne do podrobienia, stając się znakiem charakterystycznym grupy. 2 Minutes To Midnight Smitha i Dickinsona serwował niezapomniany refren, z kolei Powerslave Dickinsona snuł opowieść o umierającym faraonie. Płytę podsumowywał niezwykle ambitny i rozbudowany formalnie ponad 13-minutowy Rime Of The Ancient Mariner Harrisa, nawiązujący do "Rymów O Sędziwym Marynarzu" autorstwa Samuela Coleridge`a z 1798. Obok tych hitów znalazły się jednak tutaj kawałki całkowicie chybione, jak niedorobiony instrumentalny Losfer Words (Big 'Orra), The Duellists (oba Harrisa) oraz Back In The Village Dickinsona i Smitha.
Kolejną trasę dookoła świata "World Slavery Tour" muzycy zaczęli pięcioma koncertami w Polsce: między 9 a 14 sierpnia 1984 zagrali kolejno w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Wrocławiu i Zabrzu (zapisy występów w Poznaniu i Wrocławiu ukazały się później na bootlegach "Third Evening In Poland" i "Live At Folks Hall", a fragmenty występu w Zabrzu na "Iron Curtain"). 9 sierpnia Anglicy wylądowali w Warszawie. Na Okęciu witali ich fani z banerem "Welcome Iron Maiden in the Poland. Peoples of Szczecin" i celnik z ich plakatem w ręku. Ulokowano ich w hotelu "Victoria". Tam tłumy rzucały się na muzyków i wręczały im kwiaty. W Polsce muzycy czuli się jak w innym świecie. Towarzyszący zespołowi w trasie dziennikarz Howard Johnson donosił: "W Polsce nie ma oficjalnie wydawanej muzyki. Piracka płyta – a tych tutaj pełno – kosztuje niemal połowę miesięcznej pensji. Autokar, Trabanty, hotele - wszystko wygląda jak relikty z innego wieku. Zwraca też uwagę poziom rządowej paranoi. Polscy ochroniarze jako bezpłatny dodatek do pobytu towarzyszą nam całą dobę. Są bardziej zainteresowani szpiegowaniem nas niż trzymaniem ludzi na dystans. Trudno uwierzyć, że wciąż jesteśmy w Europie. Małe organizacyjne detale urastały do monstrualnych wręcz rozmiarów - przykładowo w jednej z toalet wypaliła się żarówka - muzykom i ich managerom trudno było zrozumieć, że żarówki nie można po prostu kupić w kiosku na ulicy, tylko trzeba "załatwić". W historii zapisał się zwłaszcza występ z 11 sierpnia 1984 w poznańskiej "Arenie". Po koncercie Ironi wylądowali w hotelu "Merkury" - jednym z trzech orbisowskich hoteli, w których wówczas można było przyjąć gości zagranicznych i nie najeść się wstydu. Było już po godzinie 22, gdy muzycy stwierdzili, że muszą gdzieś pójść na drinka, by uczcić urodziny ich fotografa Rossa Halfina. Lokalni dziennikarze zaproponowali im "Adrię" - restaurację przy Międzynarodowych Targach Poznańskich, wówczas najbardziej pożądany lokal w Poznaniu. W dodatku był zaledwie 200 metrów od hotelu, można było spokojnie dojść tam pieszo. Przed wejściem do lokalu okazało się, że trwa tam wesele Piotra Żmudzińskiego i Doroty Nawrockiej. Towarzyszący muzykom polscy dziennikarze przekonali obsługę, że skoro przy barze i tak nikogo nie ma, to nieproszeni goście nie będą stanowić problemu. Mieli tylko rozmawiać i pić drinki. Ale Harris i koledzy nie wytrzymali - któryś z nich w końcu rzucił, że skoro Ross ma urodziny, to trzeba mu coś zagrać. Po krótkich negocjacjach z orkiestrą, zasiedli przy ich instrumentach. Choć członkowie zespołu weselnego znali Iron Maiden, nie byli przekonani do tego pomysłu. Wcale nie chodziło o to, że skradną im show - problem był znacznie bardziej przyziemny. Perkusista powtarzał: "A jak on mi zniszczy perkusję, to jak będę grał? Mam jeden naciąg, z czego ja wyżyję?”. Nicko McBrain przekazał, gdzie perkusista na drugi dzień ma się pojawić i odebrać tyle naciągów ile będzie chciał, do tego jeszcze pałeczki i inne rzeczy. Facet dał się przekonać. Tymczasem goście weselni nie mieli pojęcia kim byli dziwni długowłosi ludzie gadający po angielsku. Twarzy członków zespołu Iron Maiden prawie nikt nie kojarzył. Zespół zagrał dwie przeróbki: Smoke On The Water Deep Purple i Tush ZZ Top. Młoda para nie miała na weselu kamerzysty, a pech chciał, że tuż przed koncertem swoją pracę skończył też fotograf. Nie mieli zatem dowodów na to, że Iron Maiden zagrał na ich weselu. Wszystko zmieniło się w 2008, kiedy wydano DVD Live After Death. W filmie "Behind The Iron Curtain" znalazły się ujęcia z poznańskiego wesela. Widać na nich długowłosych mężczyzn w koszulkach bez rękawów, grających Smoke On The Water i tłum weselników szalejących do tego utworu na parkiecie. Wszystkiemu z balkonu przygląda się młoda para. Gdy po latach państwo Żmudzińscy (którzy rozwiedli się po 14 latach) zobaczyli to nagranie, oniemieli. Bruce Dickinson przyznaje w filmie, że nic z tamtego wieczoru nie pamięta. Ale o tym niezwykłym wydarzeniu przypomniał ze sceny podczas koncertu w Poznaniu w 2014. Tournee zakończono 5 lipca 1985 występem w Laguna Hills w Kalifornii. 11 stycznia 1985 Iron Maiden wystąpili dla 250 000 słuchaczy na gigantycznym festiwalu "Rock In Rio" w Brazylii. Występy w październiku 1984 w "Hammersmith Odeon" w Londynie i w marcu 1985 w Long Beach Arena w Kalifornii zarejestrowano, a następnie ich fragmenty umieszczono na koncertowym [6], wydanym przez EMI 14 października 1985. Dzięki świetnemu doborowi repertuaru znalazły się na nim rzeczywiście najlepsze kompozycje z tamtych lat - zadziwiająco dobrze wypadły kawałki z [4], odegrane tu z większą mocą i przy szybszych tempach. Pozbawiony studyjnych dogrywek album wiernie portretował koncertowe wcielenie Żelaznej Dziewicy. Drobne wpadki w stylu nierównej gry McBraina w Aces High nikły w huraganie niesamowitej energii. Wydawnictwo ukazało się również w wersji VHS.
Nagrania nowego albumu rozpoczęto znów na Bahamach, ale zamknięto w Hilversum w Holandii. Podczas sesji doszło do konfliktu między Dickinsonem a Harrisem. Wokalista uważał, że formacja wyczerpała wszystkie możliwości, jakie tkwiły w formule wypracowanej na [3] i próbował namówić basistę-lidera na radykalną zmianę konwencji. Proponował m.in. zaaranżowanie niektórych utworów na instrumenty akustyczne wzorem Led Zeppelin. Harris nie wyraził na to zgody, wprowadził natomiast własną innowację - on, Murray i Smith sięgnęli po nowoczesne syntezatory gitarowe, a ich brzmieniem zabarwili większość nowych kompozycji na [7], wydanym 26 września 1986. Urażony Dickinson nie napisał niczego na płytę, co bez wątpienia odbiło się na jej jakości. Do ciekawszych utworów należały przebojowy Wasted Years, chwytliwy Heaven Can Wait, podniosły The Loneliness Of The Long Distance Runner (oparty na opowiadaniu "Samotność Długodystansowca" Alana Sillitoe z 1959) oraz patetyczno-hymnowy Alexander The Great ze wspaniałą gitarową partią środkową (krytycy doszukali się w tym utworze zapożyczeń z Watcher Of The Skies Genesis). Dość kiepsko wypadły Sea Of Madness i Deja-Vu, zbliżające Iron Maiden do stereotypów komercyjnego metalu zza Oceanu, zupełnie nijaki był Stranger In A Strange Land podejmujący wątki identycznie zatytułowanej powieści Roberta Heinleina. A jednak album zdobył popularność większą niż wszystkie poprzednie - w samych Stanach sprzedał się w ponad dwóch milionach egzemplarzy. Promowały go single Wasted Years / Reach Out z września i Stranger In A Strange Land / That Girl (cover FM) z listopada. Oba kawałki ze stron B powstały, kiedy muzycy Maiden wzięli udział w projekcie The Entire Population Of Hackney. Trasa 'Somewhere On Tour" rozpoczęła się 10 września 1986 w Belgradzie w Jugosławii, a zakończyła 21 maja 1987 w Osace w Japonii. Objęła znowu Polskę: między 18 a 25 września 1986 Harris i spółka zagrali w Katowicach, Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku, Łodzi i Warszawie.


Steve Harris

SIÓDMY SYN SIÓDMEGO SYNA

W lutym 1988 formacja znowu znalazła się w studiu, tym razem w Musicland w Monachium. W ciągu dwóch miesięcy nagrała [8], który ukazał się na rynku 11 kwietnia 1988 - przez wielu uznawany za najwybitniejsze dokonanie Iron Maiden. Po raz pierwszy w karierze zastosowano ideę concept albumu, gdyż Harris chciał nagrać cykl utworów z bardzo czytelną fabułą. Punktem wyjścia miał być jego utwór The Clairvoyant na temat jasnowidztwa - Dickinson podjął ten pomysł i na podstawie wątków nakreślonych przez lidera oraz powieści "Siódmy Syn" Orsona Scotta Carda z 1987 o przyjściu na świat chłopca obdarzonego nadnaturalnymi mocami. Na tej kanwie wokalista napisał opowiadanie, które miało się stać źródłem wszystkich tekstów i być dodawane do płyty w formie broszury. Kiedy Harris odrzucił ten pomysł, Dickinson potraktował to jak policzek. Powtarzał później, że bez znajomości jego opowieści właściwie nie można zrozumieć większości tekstów, ale po raz kolejny uległ basiście. Repertuar w większym stopniu niż na wcześniejszych płytach był wynikiem wspólnej pracy muzyków, dlatego jego jakość była najwyższej próby. Brzmienie zostało jeszcze mocniej niż na poprzedniku ożywione instrumentami elektronicznymi, ale w sposób delikatniejszy i barwniejszy. Płyta składała się z 8 urzekająco przebojowych utworów, nie tracących nic z charakterystycznego stylu Iron Maiden. Obok klasycznych galopadowych momentów występowały fragmenty mistyczne, czasem ocierające się wręcz o nutki progresywne. Powstał krążek, w którym za każdym razem można doszukać się nowych smaczków i być oczarowanym zmianami w nastroju. Zaskakujący początek posiadał Moonchild, ze spokojną akustyczną gitarą i syntezatorami wygrywającymi pulsującą melodię. Potem z całą siłą uderzał typowy Maiden. Dla odmiany Infinite Dreams rozpoczynał niemal senny i jednocześnie fantastyczny motyw gitarowy. Kompozycja nabierała mocy z każdą sekundą, aż prawdziwy metalowy ogień spalał słuchaczy po przeciągłym wrzasku Bruce`a. Can I Play With Madness oraz The Evil That Man Do stanowiły dwa dynamiczne "wpadające w ucho" nagrania, a zarazem melodyjne przeboje singlowe, zaskakująco dobrze komponujące się z bardziej skomplikowanymi numerami. Tytułowy blisko 10-minutowy Seventh Son Of A Seventh Son był jednym z najbardziej pokręconych nagrań w karierze Dziewicy - złożony, z licznymi zmianami tempa i melodyki, pełen zaskakujących momentów. Znakomity początek z towarzyszeniem chóru wprowadzał wręcz mroczny klimat, przechodząc z czasem w melodeklamację Dickinsona oraz hipnotyzujący fragment instrumentalny. Niesłusznie zapomniany The Prophecy startował delikatnym wstępem, a główną rolę tym razem przejmował bas Harrisa spychając obie gitary nieco na drugi plan. Końcówka utworu zaskakiwała dźwiękami gitary na wzór średniowiecznych minstreli. Świetny motyw prowadzący zastosowano w The Clairvoyant z kontrastowym układem tzn. stosunkowo spokojne melodyjne zwrotki przechodziły w "surowo-kanciaste". Rewelacyjnym domknięciem był przebój Only The Good Die Young z zastosowaniem frazy rozpoczynającej krążek. Żadne wzniosłe epitety pod adresem [8] nie mogły być wygórowane, gdyż było to arcydzieło heavy metalu.
Grupa promowała materiał na trasie "Seventh Tour Of A Seventh Tour" rozpoczętej 13 maja 1988 w kanadyjskim Moncton, a zakończonej 12 grudnia w Londynie. W międzyczasie Maiden byli 22 sierpnia gwiazdą festiwalu "Monsters Of Rock" w Castle Donington (107 000 fanów). W 1989 muzycy postanowili odpocząć - Dickinson nagrał słabiutki solowy krążek Tattooed Millionaire, by w grudniu nagrać wraz z Ianem Gillanem, Robertem Plantem i Brianem May`em nową wersję Smoke On The Water w celu zebraniu funduszy dla ofiar trzęsienia ziemi w Armenii. Adrian Smith powołał do życia wpierw A.S.A.P., a następnie Psycho Motel. Wkrótce gitarzysta, zmęczony ciągłym życiem w trasie, postanowił opuścić Ironów. W jego miejsce zrekrutowano Jannika Gersa (ur. 27 stycznia 1957). W styczniu zespół zamknął się w zaaranżowanej do tego celu szopie koło posiadłości Harrisa niedaleko Halow w hrabstwie Essex i z pomocą ruchomego studia należącego do The Rolling Stones zrealizował płytę o roboczej nazwie "008", na okładce której Eddiego ucharakteryzowano na Jamesa Bonda). Ostatecznie jednak pod zmienioną nazwą, [9] ukazał się 1 października 1990. W zamierzeniu Harrisa miał to być materiał bardziej surowy, nie tak wygładzony aranżacyjnie jak poprzednik i bliski wczesnym osiągnięciom. Niestety, nowej muzyce brakowało dawnego ducha z wyjątkiem kilku naprawdę niezłych kawałków jak pełen melancholii No Prayer For The Dying Harrisa, wściekle odśpiewany Run Silent Run Deep Dickinsona i Harrisa oraz Mother Russia Harrisa, kolejny hołd basisty dla kultury wschodu, wzbogacony chorałami cerkiewnosłowiańskimi. Reszta płyty albo zawierała sztampowe nieciekawe kawałki w stylu Tailgunner czy Public Enema Number One, albo zdradzała pewne ciągoty w stronę popu (Holy Smoke, Hooks In You). W tych kompozycjach Ironi niespodziewanie zaprezentowali metal wręcz prostacki z prymitywnymi refrenami, sprawiającymi jedynie wrażenie bujanych. Zabrakło jasno wyrażonych maidenowskich melodii, a totalną wpadką był Bring Your Daughter...To The Slaughter, pierwotnie nagrany solowo przez Dickinsona z przeznaczeniem na soundtrack do filmu "Koszmar Z Ulicy Wiązów 5". Umieszczenie go na płycie było jednym z najbardziej kompromitujących posunięć muzycznym Żelaznej Dziewicy. Fani zespołu już wtedy byli jednak mało wymagający i ten bezwartościowy kawałek nieoczekiwanie stał się pierwszym i jedynym w historii Iron Maiden numerem 1 brytyjskich list przebojów. Dna ten album nie osiągał, ale warstwę mułu z pewnością - samo brzmienie było bez głębi, z rozmytymi gitarami i sztucznie osiągniętym w studio brudem. Do tej stylistycznej sztuczności dostosował się nawet śpiewający przeciętnie (momentami nawet słabo) Dickinson. Łomotliwe zagrywki McBraina na granicy prostodusznej prostoty raziły w co najmniej połowie utworów i osamotniony Harris nie potrafił udźwignąć wszystkiego w pojedynkę. Przygaszony Murray z lekka ożywał w dwóch utworach swojego współautorstwa (Public Enema Number One oraz Fates Warning). Zważając jak tamten okres był trudny dla metalu, warto przytoczyć przykład z rynku rodzimego, na którym Judas Priest wymierzyli Iron Maiden miażdżący nokaut wydając wyśmienity Painkiller. Od 19 września 1990 do 5 kwietnia 1991 grupa koncertowała pod hasłem "No Prayer On The Road", grając także na kilku europejskich festiwalach (m.in. 29 czerwca 1991 w duńskim Roskilde). W tym samym EMI, pragnąc uczcić 10-lecie współpracy z Iron Maiden, wznowiła wszystkie maxisingle formacji i czwórkę Maiden Japan w zestawach dwupłytowych o wspólnym nadtytule The First Ten Years. Kiepskim pomysłem było umieszczenie na każdym z nich głupawych wywiadów z McBrainem.


Bruce Dickinson

STRACH PRZED CIEMNOŚCIĄ

Na początku 1992 muzycy znowu spotkali się w szopie Harrisa, tym razem już w pełni przekształconej w nowoczesne studio nagraniowe. 12 maja 1992 ukazał się [10] z wyśmienitą okładką Riggsa przedstawiającą Eddiego jako upiornego nocnego ducha wyłaniającego się drzewa na tle księżyca. Po raz pierwszy współproducentem był wraz Martinem Birchem sam Harris. Powstał album dość świeży, zawierający co najmniej kilka porywających utworów autorstwa Dickinsona i Gersa. Z pewnością należała do nich najszybsza kompozycja w dotychczasowej historii Ironów Be Quick Or Be Dead - pełna wewnętrznej agresji, ale zachowująca należytą melodyjność. Do udanych koniecznie trzeba zaliczyć przewidywalną, ale pięknie zagraną balladę Wasting Love oraz ciężki Fear Is The Key, odegrany nieco w tradycji Led Zeppelin i objawiający fobię przed zagrożeniem AIDS. Absolutnymi hitami okazały się dotyczący wojny w Zatoce Perskiej Afraid To Shoot Strangers z kapitalnym śpiewem Bruce`a oraz zaczynający się legendarnym już riffem tytułowy Fear Of The Dark. Jako całość jednak płyta nie była udana, zawierała zbyt dużo wypełniaczy jak The Fugitive Harrisa, a także The Apparition i Weekend Warrior (dwa ostatnie Harrisa i Gersa). Na szczęście nie przesądziły one o charakterze całości. Intrygowały zwłaszcza teksty napisane przez Dickinsona - o wiele bardziej osobiste niż w przeszłości. Album dotarł do pierwszej pozycji na listach przebojów.
Zespół promował swoje nowe dzieło na trasie rozpoczętej 5 czerwca 1992 w Reykjaviku w Islandii, obejmującej znów występ na "Monsters Of Rock" (na bisy do Maidenów dołączył na scenie Adrian Smith), a zakończonej 4 listopada w Tokio. Zaplanowane na lipiec koncerty w Chile odwołano, ponieważ tamtejsza hierarchia kościelna ujrzała w Iron Maiden element diabelski (nie pomogła nawet interwencja ambasadora Wielkiej Brytanii w tym kraju). W 1993 formacja wydała aż trzy krążki koncertowe, nie w pełni dopracowane i zawodzące na poziomie produkcyjnym. Jako pierwszy ukazał się 22 marca najlepszy z trylogii [11], 18 października - słabszy [12], a 8 listopada - średni [13]. Nieoczekiwanie okazało się, iż były to ostatnie na dłuższy czas płyty z Dickinsonem za mikrofonem. Już w marcu wokalista zapowiedział bowiem swoje odejście z Iron Maiden, ale potem pojechał w trasę po Europie, rozpoczętą 25 marca w Faro w Portugalii (warto wspomnieć czerwcowy występ w Moskwie), jednakże po sierpniowych koncertach w londyńskich Elstree Studios (sfilmowanych przez MTV i udokumentowanych na VHS "Raising Hell"), rzeczywiście rozstał się z kolegami. Był to ogromny cios dla Iron Maiden - przede wszystkim dla fanów, którzy nie wyobrażali sobie dalszej działalności grupy bez charakterystycznego wokalu Bruce`a. Steve Harris rozważał nawet rozwiązanie formacji. Po kilkumiesięcznych poszukiwaniach zaangażował jednak nowego frontmana - Blaze Bayley`a, byłego wokalistę Wolfsbane.


Od lewej: Nicko McBrain, Jannick Gers, Bruce Dickinson, Steve Harris, Dave Murray

BLAZE

W styczniu Ironi przystąpili w Barnyard do pracy nad repertuarem następnej płyty, ale dopiero rok później byli naprawdę gotowi ją nagrać. Bayley odczuwał olbrzymią presję, wielbiciele kapeli wciąż rwali włosy z głowy w związku z odejściem Dickinsona. Produkcji podjął się Harris wraz z realizatorem Nigelem Greenem. Ostatecznie [14] ukazał się 2 października 1995 i był najbardziej ponurym dziełem Dziewicy. Okładka symbolizowała śmierć "dawnego Maiden", a Eddie umierał na krześle elektrycznym. Harris, który po 16 latach małżeństwa rozstał się wówczas z żoną, stworzył muzykę pełną chłodu, mroku i bólu. Album otwierał ponad 11-minutowy Sign Of The Cross, jedno z najwybitniejszych osiągnięć Ironów. Tekst inspirowany "Imieniem Róży" Umberto Eco idealnie pasował do niskich wibracji Bayley`a i męskiego chóru. Blaze spisał się bardzo dobrze, wprowadzając swój styl "nucenia" - jedyne co można było mu zarzucić to fakt, że nie był Dickinsonem. Płytę można podzielić na dwie połowy - świetną pierwszą i kiepską drugą. Lord Of The Flies, Fortunes Of War i Look For The Truth tworzyły niepisany klimatyczny tryptyk, a singlowy Man On The Edge przypominał stare dobre czasy. Dużo "ajronowania" było też w przebojowym Judgement Of Heaven. Im dalej jednak tym gorzej - Aftermath, The Unbeliever i Blood On The World`s Hands zwyczajnie nudziły i były rozwleczone do granic przyzwoitości. Ambitna forma płyty spotkała się z krytycznym przyjęciem ze strony prasy, choć fani szturmowali sklepy tak samo jak dawniej. 28 września 1995 koncertem w Jerozolimie Iron Maiden rozpoczęli tournee "The X Factour", które objęło po raz pierwszy RPA, Chile, Bułgarię, Słowenię, Rumunię i Czechy, a po raz trzeci - Polskę. 24 października grupa wystąpiła na warszawskim "Torwarze" (ukazał się bootleg "Warsaw On The Edge"), a dzień wcześniej rozegrała na stadionie Gwardii zwycięski mecz piłki nożnej z polskimi dziennikarzami. Trasa zakończyła się 7 września 1996 w meksykańskim Monterrey. 23 września 1996 ukazała się dwupłytowa składanka Best Of The Beast z premierowym kawałkiem Virus, opublikowanym też na maxisinglu (na stronę B wrzucono dwa archiwalne nagrania z "The Soundhouse Tapes").
Po kilku miesiącach wakacji, latem 1997 muzycy znowu spotkali się w Barnyard i zaczęli pisać nowe utwory na [15]. Wydano go ostatecznie 23 marca 1998 i nie zawiódł powszechnych oczekiwań jak poprzednik. Prawdę mówiąc, był to świetny materiał w znakomitym wykonaniu. Mimo opinii samego Harrisa, że krążek był niekwestionowanym osiągnięciem artystycznym Iron Maiden, nie znalazł on jednak zbyt wielu zwolenników tolerujących wyłącznie Dickinsona za mikrofonem. Niespełna 3-minutowy Futureal idealnie nadawał się na otwieracz, w tym przypadku nie raziła nawet prostota. The Angel And The Gambler charakteryzował się ciekawą melodyką i naprawdę dobrym wokalem Blaze`a, choć końcówka popadała monotonię. W Lighting Strikes Twice Murray`a i Harrisa połamany riff utrudnił zgranie się wokalisty z muzyką, ale należały się brawa za pomysł. Najlepszy na płycie The Clansman Harrisa - czerpiący z celtyckiej tradycji szkockich Highlandów - cechowały znakomity klimat, rewelacyjny bas, świetne solówki i godna uznania dynamika. Po średniaku w postaci When Two Words Collide, Dziewica postanowiła dorzucić nieco progresji do The Educaded Fool dotyczący przemiany zachodzącej w człowieku w wieku dojrzałym. Popisem Bayley`a był Don`t Look To The Eyes Of The Stranger - z początku wolny, potem przyspieszający typowo w stylu Ironów, a sam śpiew nabierał ognia. Tekst Harrisa wyrażał obawy o przyszłość, jaka czeka jego dzieci w coraz bardziej brutalnym świecie współczesności. Wreszcie udanym zamknięciem był podejmujący temat wojny falklandzkiej Como Estais Amigos. Materiał posiadał w sobie więcej życia, niż "przynudzające" utwory z [14].
W 1998 wytwórnia EMI wypuściła serię płyt z Dickinsonem w składzie - zremasterowanych i wzbogaconych o nową szatę graficzną. Dorzucono również 3 bonusy - na [1] Sanctuary, na [2] - Twilight Zone, a na [3] - zupełnie bezbarwny Total Eclipse. 26 kwietnia 1998 koncertem w Lille we Francji Iron Maiden wystartowali z kolejną wielomiesięczną trasę światową, zakończoną 12 grudnia w Buenos Aires. Podczas jej trwania 12 września dali kapitalny występ w katowickim "Spodku" (można dorwać bootleg "Virtual Katowice"). W wielu krajach europejskich i w Ameryce Południowej nadal przyjmowani byli z entuzjazmem, lecz w Wielkiej Brytanii i USA ich gwiazda nie świeciła już tak jasno jak dawniej. Dla Roda Smallwooda stało się oczywiste, że skład z Bayley`em nie został w pełni zaakceptowany przez fanów. Pod koniec roku podjął próbę ściągnięcia do zespołu Dickinsona, a w styczniu 1999 doprowadził spotkania wokalisty z Harrisem. Okazało się, że dawne animozje wygasły i panowie są gotowi wznowić współpracę. W marcu podano do publicznej wiadomości, że Dickinson - który postawił warunek, że zabierze ze sobą Adriana Smitha - wraca w szeregi Żelaznej Dziewicy. Tak oto zgodnie z powiedzeniem: "murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść" podziękowano za współpracę Blaze`owi, który kontynuował karierę z własnym zespołem.


Blaze Bayley

POWRÓT BRUCE`A

Początkowo wydawało się, że Jannick Gers opuści zespół - ostatecznie jednak pozostał w grupie, która od tej pory niczym Lynyrd Skynyrd miała w składzie trzech gitarzystów. W lipcu 1999 na rynek trafił Ed Hunter - album zawierający na pierwszym CD słabą strzelankę komputerową, a na drugim wybrane przez fanów klasyczne nagrania, które w niej wykorzystano. Formacja promowała ten niecodzienny zestaw na tournee rozpoczętym 13 lipca w Montrealu i zakończonym 1 października w Atenach. Zaraz potem zaszyła się w paryskich Guillaume Tell Studios i przystąpiła do pracy nad [16]. 30 maja 2000 na całym świecie tłumy wielbicieli ruszyły po nową płytę z ich ukochanym Bruce`em. Album był najbardziej ekscytującym dokonaniem Iron Maiden od lat, czerpiącym garściami z wybitnych własnych dokonań z przeszłości, ale jednocześnie niesłychanie świeżym, różnorodnym i pozbawionym słabych punktów. Eksponując chwytliwe melodie, wzbogacając aranżacje, przydając brzmieniu lekkości i przestrzeni, umiejętnie uwypuklono przebojowość muzyki zespołu. Zachwycały niemal wszystkie kompozycje, pomysłowo urozmaicone pod względem formy, tempa i nastroju, potwierdzające jednocześnie fascynację Harrisa i spółki art rockiem, chociaż zachowujące metalowe uderzenie. Jedynie trzy utwory trwały poniżej 6 minut - nawiązujący do filmu "Kult" z 1973 The Wicker Man wprowadził Iron Maiden ponownie na listy przebojów, co ostatnio przytrafiło im się w latach 80-tych. Dynamiczna zwrotka, galopujący rytm i hitowy refren z charakterystycznym śpiewem Dickinsona w wysokich rejestrach - to się musiało tak skończyć. Na podobnej zasadzie zbudowano - choć z mniejszym efektem - The Mercenary i The Fallen Angel. Prawdziwą ucztą były jednak utwory dłuższe i wielowymiarowe, zbudowane na zasadzie kontrastu pomiędzy fragmentami spokojnymi, balladowymi i ciężkimi. W 9-minutowym Dream Of Mirrors Gersa i Harrisa nie sposób wręcz było zliczyć zmian tempa, zabaw z rytmiką i natchnionych fragmentów (intrygująca partia hiszpańskiej gitary). Wspaniały był również przesycony orientalnym duchem The Nomad Murray`a i Harrisa z kapitalnym zwolnieniem w środku, po którym oczarowywała część instrumentalna, z której wyłaniał się po kilku minutach główny motyw. Oszałamiały także bardziej konwencjonalne utwory jak tytułowy Brave New World (powstały pod wrażeniem lektury "Nowego Wspaniałego Świata" Aldousa Huxleya z 1932) czy niesamowicie przebojowy Out Of The Silent Planet Dickinsona, Gersa i Harrisa, oparty na kanwie filmu "Zakazana Planeta" z 1956). Natchnieniem dla muzyków były też własne przeżycia - w Blood Brothers Harris opisywał swój ból po śmierci ojca, a The Thin Line Between Love And Hate oraz Ghost Of The Navigator stawiały trudne pytania o następstwa życiowych wyborów, w ciemnych barwach kreśląc otaczającą nas rzeczywistość. Dodatkowym atut stanowiło sterylne brzmienie i znakomita produkcja - zawsze doskonale słyszalny bas oraz trzy znakomicie się uzupełniające gitary.
Formacja promowała płytę na kolejnej trasie światowej rozpoczętej 2 czerwca 2000 w Strasbourgu we Francji, a zakończonej 19 stycznia 2001 na kolejnym festiwalu "Rock In Rio" w Rio de Janeiro. Nie ominęła Polski - 20 czerwca zagrała w katowickim "Spodku", a nazajutrz na warszawskim "Torwarze" (ukazały się bootlegi "Scream For Me Katowice" i „Scream For Me Warszawa"). Wspomniany koncert przed 250 000-tysięczną publicznością w Brazylii dokumentował dwupłytowy [17], jak również identycznie zatytułowane DVD. W marcu 2002 grupa nieoczekiwana dała trzy występy w londyńskiej Brixton Academy, a cały dochód z nich przekazała dla fundacji zbierającej pieniądze na leczenie Clive`a Burra cierpiącego na stwardnienie rozsiane. W listopadzie 2002 ukazała się składanka Edward The Great, prawdziwym jednak rarytasem okazał się sześciopłytowy box [18] z tego samego miesiąca. Złożyły się na niego trzy podwójne albumy. Pierwszy BBC Archives zawierał cztery kawałki z "Friday Rock Show Session" z 1979 (z Tony`m Parsonsem i Dougiem Sampsonem), sześć z festiwalu "Reading`80`, dziesięc z festiwalu "Reading`82` oraz osiem z festiwalu "Monsters Of Rock" z 20 sierpnia 1988. Drugą część stanowił koncert Beast Over Hammersmith, ale najciekawsza była część trzecia - Best Of The B`Sides, na którą trafiły mało znane covery jak Kill Me Ce Soir, I`m A Mover, Communication Breakdown czy Roll Over Vic Vella.
Dopiero na początku 2003 Iron Maiden przystąpili w londyńskich Sarm Studios do nagrywania następnego albumu studyjnego. [19] trafił na półki sklepowe 8 września 2003. Zdobiła go najgorsza okładka w dyskografii Dziewicy przedstawiająca Eddiego jako śmierć w otoczeniu dziwnych zamaskowanych postaci. Jej autor, David Patchett, wykonał ją techniką komputerową i ta sztuczność uderzała od pierwszego spojrzenia. Spora część fanów narzekała też na samą muzykę, ich zdaniem zbyt zachowawczą i pozbawioną elementu zaskoczenia, co nie było do końca prawdą. Przecież w wielu kompozycjach zastosowano te same agresywne i melodyjne patenty co na [16]. Wyśmienity Rainmaker był dobrym wyborem singlowym, a chłopaki zadziwiali witalnością. Podobną dynamiką cechował się No More Lies, będący udanym nawiązaniem do dawnej świetności. Mocnymi punktami były: Montségur opisujący słynną twierdzę katarów w Langwedocji zdobytą przez krzyżowców w 1244 po 10-miesięcznym oblężeniu, monumentalny Paschendale - o jednej z najkrwawszych bitew I wojny światowej oraz subtelnie mistyczny Dance Of Death zainspirowany "Siódmą Pieczęcią", filmowym traktatem filozoficznym Ingmara Bergmana z 1957. Ciekawy Gates Of Tomorrow był gorzkim spojrzeniem na pokolenie internetu, a wszystko kończył przepiękny akustyczny Journeyman z natchnionym śpiewem Dickinsona. Niektóre utwory jednak faktycznie odstawały od reszty, a do tych najbardziej przewidywalnych były: miałki Wildest Dreams, irytujący orkiestrowym patosem Face In The Sand oraz zupełnie zbyteczny Age Of Innocence. Krążek jak każdy z logiem Iron Maiden zdobył olbrzymią popularność, a podczas światowej trasy "Give Me Ed...`Til I`m Dead" grupa zagrała dla półtora miliona fanów w 28 krajach. 3 czerwca 2003 wystąpiła w "Spodku" (bootleg "King Edward Visited Katowice"), a 28 listopada tego samego roku była główną gwiazdą wrocławskiego "Mystic Festival" w Hali Ludowej" (bootleg "The Undead Reaches Poland").
W październiku 2004 obszerna videografia Dziewicy powiększyła się o DVD The History Of Iron Maiden Part 1 - The Early Days, opowiadające w wyczerpujący sposób o pierwszych latach wspólnej działalności. W styczniu 2005 ukazał się singiel The Number Of The Beast (na stronie drugiej znalazła się wersja koncertowa) i nieoczekiwanie zrobił furorę na listach przebojów. Wszystko stało się pretekstem do kolejnego światowego tournee zorganizowanego w 2005, w 30-stą rocznicę powstania zespołu i w 25-tą ukazania się debiutu. W programie znalazły się wyłącznie utwory z pierwszych czterech krążków. Trasa wystartowała 28 maja w Pradze, a zakończyła 31 sierpnia w Dublinie, choć 7 września Harris i spółka zagrali raz jeszcze w londyńskim Hammersmith na rzecz funduszu Clive`a Burra. Lipcowe i sierpniowe koncerty w USA odbyły się w ramach objazdowego festiwalu "Ozzfest" z Black Sabbath jako główną gwiazdą. Dickinsonowi zdarzyło się kilka razy zakpić ze sceny z Ozzy`ego, dlatego też Sharon Osbourne zadbała o to, by ostatni wspólny wystep (20 sierpnia w Devore w Kalifornii) stał się dla Iron Maiden koszmarem, m.in. kilkakrotnie wyłączyła formacji prąd oraz zaaranżowała obrzucenie muzyków jajami i puszkami po piwie. Także podczas tej trasy Dziewica dotarła do Polski - 29 maja zagrała na kolejnym "Mystic Festival" - tym razem na Stadionie Śląskim w Chorzowie (bootlegi: "Eddie Rips Up Mystic Festival" i "Broadword Calling Danny Boy"). 29 sierpnia 2005 ukazał się niezbyt zachwycający dwupłytowy [20], dokumentujący trasę wcześniejszą.
28 sierpnia 2006 wypuszczono na rynek [21], promowany singlem The Reincarnation Of Benjamin Breeg / Hallowed Be Thy Name (wersja z sesji dla Radia One). Krytycy chwalili dzieło, choć tak naprawdę nie było za co. Album stanowił krok ku muzyce cięższej, ale jednocześnie konwencjonalnie odegranej, bez wyrazu i przebojowości. Najlepszym zdecydowanie kawałkiem był niemal 9-minutowy Brighter Than A Thousand Suns z interesującym wiodącym riffem i zmieniającą tempo galopadą. W The Longest Day działo się niewiele, panowie po prostu odgrywali swoje, ale bez zwyczajowego pazura i melodyjności. Całość spowijała trudna do sprecyzowania próba grania progresywnego heavy, w którym Iron Maiden zupełnie nie potrafili się odnaleźć. Wielu fanów było zawiedzionych brakiem klasycznego metalu w wykonaniu Dziewicy i nie przekonywało trzecie, piąte czy nawet dziesiąte przesłuchanie materiału. W maju 2007 Bruce zaśpiewał gościnnie na koncertówce brazylijskiego Tribuzy Execution - Live Reunion, natomiast dokładnie w dwa lata później ukazało się DVD Flight 666 oraz dwupłytowa ścieżka filmowa do tego dokumentu.
Oczekiwany z niepokojem [22] ukazał się 16 sierpnia 2010. Nie dało się ukryć, że nie był to w całości udany album, ale też nie było tak tragicznie, jakby duża część osób "chciała". Po dość niespójnym tytułowym The Final Frontier z przydługim intro i "nie-maidenową" zmiana tempa, następował El Dorado z ciekawym refrenem i Dickinsonem udowadniającym jeszcze bezproblemowo wchodzić na wyższe rejestry. Trafnym było spostrzeżenie, że po raz kolejny nie było słychać trzech gitar, które swego czasu siały spore zamieszanie w metalowym świecie. Poza odgrywaniem riffów i melodii, brakowało większego zaakcentowania, pojedynków, a nawet charakterystycznych galopad. Dobrze, że Dziewica zrezygnowała również z progresywnych wycieczek, które położyły kompletnie [21]. Pomimo wyraźnie słabszej dyspozycji kompozycyjnej i braku odpowiedniej mocy, można było od razu rozpoznać, że to Iron Maiden. Kolejnym mankamentem był brak hitów - większość numerów prezentowała się z co najmniej dobrej strony, zapomniano jednak o pierwiastku wiążącym te solidne podstawy, czymś zaskakującym a przynajmniej mocno uderzającym. Materiał brzmiał jak mix wszystkich płyt po powrocie Bruce`a z niewielkimi zapożyczeniami z lat 90-tych. Do najjaśniejszych momentów należały The Alchemist, Starblind, When The Wild Wind Blows oraz jedynie prawdziwie porywający kawałek w postaci The Talisman. Sporo przytłaczajacych mielizn można by zarzucić kończącym The Man Who Would Be King. Oddani fani jak zwykle wybaczyli potknięcia i niedoskonałości. [23] dokumentował koncert zagrany przed 50 000 fanów na Estadio Nacional w chilijskim Santiago 10 kwietnia 2011. Miłą niespodzianką dla fanów byo też wydanie [24], dokumentującego koncerty z 27 i 28 listopada 1988 z trasy "Seventh Tour Of A Seventh Tour".


Od lewej: Jannick Gers, Steve Harris, Bruce Dickinson, Adrian Smith, Nicko McBrain, Dave Murray

[25] był trzecim już z rzędu krążkiem rozczarowującym. Na każdym kroku trzeba było się potykać o różnego rodzaju przeszkody, co powodowało ostatecznie nieznośną frustrację. Na każde muzyczne uniesienie przypadało kilka kilometrów mułu - co rusz trafiały się dobre fragmenty utworów, takie jak świetna pierwsza połowa (nie licząc bezsensowanego intra) If Eternity Should Fail, całościowo The Great Unknown, stonowany Tears Of The Clown czy przyjemny singlowy Speed Of Light. Na szczególną wzmiankę zasługiwały dwie kompozycje. Tytułowy The Books Of Souls snuł opowieść o świętej księdze Majów - był jedynym na krążku numerem w całości równym i mocnym. Zaczynał się od delikatnego i relatywnie krótkiego wstępu, by po chwili przejść w mroczną kroczącą sekcję z efektowną melodią w zwrotce i podniosłym refrenem, a następnie ruszyć do porządnego maidenowego galopu ze wzniosłym wokalem i lekko orientalnym klimatem. Koniecznie trzeba wspomnieć 18-minutowy kolos wieńczący płytę Empire Of The Clouds, autorstwa samego Dickinsona. Suita przez pierwsze 8 minut czarowała cudownym klimatem i emanując prawdziwym uczuciem, z jakim Bruce śpiewał o tragicznym dziewiczym locie angielskiego sterowca R101 z 5 października 1930, przy nieustannie ewoluującym akompaniamencie chwytającej za serce melodii. Byłaby to genialna ballada na zakończenie tej przyciężkiej podróży, gdyby nie fakt, że niebawem docierała do ostrzejszej partii - ta nie dość, że zdawała się ciągnąć w nieskończoność, to jeszcze była rujnowana fatalnymi liniami wysokich wokali. Dwie wady wyzierały z każdej niemal minuty tego albumu. Pierwsza: połowę całości stanowiły beznadziejne i nikomu niepotrzebne dłużyzny. Zupełnie bez pomysłu zapętlono refren w If Eternity Should Fail w drugiej połowie kawałka, bez sensu zabrzmiało dodatkowych 7 minut The Red And The Black, gdzie każdy gitarzysta po kolei serwował solówkę, a cały utwór zdawał się być odegrany ponownie (dążące donikąd klamry w postaci nieporadnego motywu na basie). Druga wada ujawniła się już z całą mocą na poprzedniku, a tutaj nie dała cieszyć się sporą częścią nawet tych ogarniętych kompozycyjnie numerów - kiepski śpiew Bruce`a w wysokich partiach. W refrenie When The River Runs Deep Dickinson straszliwie się wysilał, by dać radę "górkom". Irytowało to zwłaszcza w zestawieniu z niższymi liniami, gdzie nadal frontman wypadł świetnie, śpiewając w sposób zróżnicowany. W tej muzyce coś się kryło, ale nie dawało się tego wydobyć na wierzch nawet przy piątym przesłuchu. Naprawdę udane momenty zagrzebano pod półtoragodzinnym zwaliskiem szrotu i poprzetykano trudnymi do przełknięcia bublami, których nawet wywalenie z playlisty nie pomagało poskładać z pozostałych słuchalnej esencji. Iron Maiden wciąż posiadali potencjał i bez mrugnięcia okiem deklasowali większość młodszej konkurencji, by za chwilę pogrążyć się w otchłani jakiejś twórczej demencji. Krążek znów udowodnił, że zespół od lat szarpał się z własnymi ambicjami i niestety wyglądało na to, że muzycy byli zadowoleni z rezultatów tej walki (dziwne progresywne ambicje, przeciąganie utworów do granic możliwości, dawanie pola do popisu wszystkim w zakresie jednej kompozycji).
Zapewne niewielu było naiwnie wierzących, że [28] w jakikolwiek sposób nawiąże do znakomitych albumów z przeszłości. Większość liczyła jednak na powrót o formy choćby z [22]. W czasach, gdy naśladowców Dickinsona regularnie przybywało, sam Bruce wypadł blado - bez pasji i odpowiedniej emisji głosu. Dziewica usadowiła się w sferze pracy sekcji rytmicznej na pozycjach bezpiecznych i niewymagających niczego poza wykorzystaniem swoich technicznych możliwości na pół gwizdka. Pozostawała niezmienna i niezależna od temp rola gitarzystów, choć oczywiście odpowiedzi na pytanie czemu wciąż trzech nikt nie znał odpowiedzi. Zwłaszcza, że na płycie w większości słychać w zasadzie tylko jedną gitarę - w partiach instrumentalnych jeden z muzyków grał bez przerwy beznadziejne solówki. Wszystko zamaskowano płaskim brzmieniem: żaden z instrumentów nie wysuwał przed inne, bas był słabo słyszalny, a wokalista schowany gdzieś w tej pastelowej gitarowej papce. Płytę mixował ponownie Kevin Shirley - realizator mocno przeceniony i tak naprawdę bez realnych sukcesów na polu muzyki metalowej. Mastering po raz drugi Ade Emsley zrobił taki jak mu kazali, żeby to pasowało do wypracowanej co najmniej od 2006 stylistyki. Numery jak na poprzednim albumie - rozmyte, rozwlekłe i pełne nieustannych irytujących powtórzeń. Nieznośne dłużyzny pojawiały się przede wszystkim w utworach najdłuższych i wystawiających na próbę cierpliwości jak w Death Of The Celts, The Parchment czy Hell On Earth. Przyjemną odmianą był zwarty i dynamiczny Days Of Future Past, gdzie Dickinson się ożywiał w refrenie, który ciągnął wszystko dynamicznie do przodu. Także niedługi Stratego stanowił przykład udanego maidenowskiego rozpoznawalnego heavy metalu z prostymi heroicznymi galopadami i bez zadęcia na pseudo-progresywność. Co z tego jednak, gdy już na samym początku Maideni straszliwie nudzili w pozbawionym treści Senjutsu, po którym pojawiał się The Writing On The Wall - brzdąkanina z elementami southern czy czegoś tam podobnego, niechlubnie promująca singlowo całość. Ludzka psychika nie była przygotowana na przeciągany na siłę Lost In A Lost World z ogranym układem riffów. Klimatycznie miał się prezentować wstęp do The Time Machine, ale tak nie było, za to zmarnowano jeden z najlepszych pomysłów na motyw przewodni utworu, który mógłby trwać cztery minuty i być niszczącym hitem. Chodziło o skoczny i potoczysty fragment w środkowej części kompozycji, który powtórzono jeszcze raz nieco później. Bliski konwencji heroicznej ballady Darkest Hour to w zasadzie odrobienie pańszczyzny, choć z chwytającą ze serce gitarową solówką. Stylizowany po części na pieśń barda Death Of The Celts był trywialny w typowej brytyjskiej manierze ze słabo zaaranżowanymi jednak elementami muzyki celtyckiej. The Parchment oferował nudne i bardzo ograne motywy orientalne i słuchacz miał wrażenie obcowania z rozlazłą wersją Powerslave. Motyw przewodni z Hell On Earth to oczywiście maidenowa kalka, ale sam z siebie się obronił i całościowo jakoś te ponad 11 minut toczyło się bez nadmiernego ziewania, ale i bez iskry emocji. Powstał produkt na który był spory popyt wśród tych, którzy ten zespół uważali za najlepszy na świecie i zjawiskowy, a przy tym znali jeszcze tylko Juas Priest. Prawdziwi znawcy klasycznego heavy metalu podeszli natomiast o tego krążka ze spokojną obojętnością. Ekipa Iron Miaden to ludzie o ogromnych umiejętnościach i potencjale, ale od wielu lat byli zakładnikami pewnej nietrafionej konwencji muzycznej, która czyniła z tego zespołu formację drugiego szeregu.
Grupa doczekała się wielu tribute albumów: Made In Tribute w 1997 (m.in. Therion, Nocturnal Rites, Arch Enemy i Dark Tranquility), A Call To Irons w 1998 (m.in. Opeth i Solitude Aeternus), A Call To Irons 2 w 1999 (m.in. Acheron, Abattoir i Steel Prophet), Maiden America w 1999 (m.in. Sadus i Omen), Children Of The Damned w 1999 (m.in. Mesmerize i Realm), Slave To The Power" w 2000 (m.in. Sebastian Bach, Crowbar, Iron Savior i Solstice), 666: The Number Of The Beast 2 w 2000 (m.in. Paul Di`Anno, Bernie Shaw i Doogie White), A Tribute To The Beast w 2002 (m.in. Children Of Bodom, Cradle Of Filth, Sonata Arctica i Iced Earth) oraz A Tribute To The Beast 2 w 2003 (m.in. Anthrax, Therion i Primal Fear).

Muzycy Iron Maiden udzielali się w rozmaitych grupach: