Brytyjska grupa założona w 1975 w Londynie przez Blackmore`a po jego odejściu z Deep Purple. W wywiadach motywował swoją decyzję: "Duchowo rozstałem się z nimi rok wcześniej. Deep Purple powiedziało już wszystko, co miało do powiedzenia. Ponadto nie przepadam zbytnio za muzyką funk, do której skłaniali się Coverdale oraz (zapatrzony w Steviego Wondera) Hughes". Sprawa była jednak bardziej złożona. Chimeryczny z natury gitarzysta już w 1973 w jednym z wywiadów dyskredytował święcące wtedy swoje triumfy Deep Purple, jako zespół zbytnio komercyjny. Przy okazji zapowiadał założenie własnej bluesowej formacji. Później doszło do ambicjonalnego konfliktu między Blackmore`em, a resztą - zwłaszcza Ianem Gillanem. Ritchie zawsze chciał nagrać Black Sheep Of Family- cover Quatermass z 1970 - ale pozostali muzycy nie widzieli ku temu racjonalnego powodu. U schyłku 1974 Blackmore nagrał tą kompozycję z muzykami amerykańskiej grupy Elf, a także z Hughem McDowellem (Electric Light Orchestra) i Matthew Fisherem (Procol Harum). 10 kwietnia 1975 Blackmore skomentował te wydarzenia na gorąco w "Rolling Stone": "Po prostu chcę udowodnić sobie samemu, że mogę coś sam zrobić. Nie chcę robić wielkiej kariery solowej. Nigdy nie będzie Ritchie Blackmore`s Band. Każdy kto kieruje grupą wie, że nie trzeba wymieniać nazwiska w nazwie. Poza tym nie uniósłbym takiej odpowiedzialności. Ale wiem, że jestem wielkim gitarzystą i mogę zdmuchnąć z estrady każdego". Blackmore nie byłby sobą, gdyby nie dorzucił do tych butnych deklaracji zaskakującej pointy.
Rainbow zapowiadało się rzeczywiście jako tęcza po różnych burzach. Nowy zespół powstał niejako przy okazji nagrywania dużej płyty w monachijskim Musicland Studio w maju 1975. Blackmore nie chciał organów i perkusyjnych solówek, bo zakosztował tego z Deep Purple i zamierzał uciec od tego. Pragnął mieć wreszcie sto procent kontroli. Partnerami Blackmore`a została czwórka muzyków z Elf. To, że dla współpracy z mistrzem poświęcili swego kolegę-gitarzystę Steve`a Edwardsa, miało okazać się w przyszłości daremną ofiarą dla większości z nich. Tymczasem wydany dla Polydor 4 sierpnia 1975 debiut zaskoczył świeżością i autentycznością brzmienia. Emocje fanów sięgnęły zenitu, kiedy zakończyli oni spekulacje dotyczące głosu Ronniego Jamesa Dio. Zaakceptowali go bardzo szybko, przestając porównywać z Gillanem. [1] stanowił dźwiękowy pomost między stylem Deep Purple, a krystalizującym się dopiero brzmieniem Rainbow. Zwłaszcza, że producentem był Martin Birch (opiekun Deep Purple). Krążek zaczynał się kultowym już dziś riffem Man On The Silver Mountain - oczywistym nawiązaniem do ducha Deep Purple, ale już w tej charakterystycznej tęczowej otoczce. Organy skierowano raczej na stworzenie klimatu niż zaszokowanie warsztatem technicznym, jak to czynił Jon Lord. Po dynamicznym Black Sheep Of The Family, oszałamiała cudowna ballada Catch The Rainbow, oparta na duszno-słodkiej atmosferze, flagowym elemencie wczesnego Rainbow. Podobały się także drapieżny Snake Charmer, instrumentalna przeróbka Still I`m Sad The Yardbirds oraz najjaśniejszy moment płyty - wspaniały The Temple Of The King z gitarą akustyczną i kapitalnym narracyjnym śpiewem Dio. Wydawało się również, że grupa nie czuła się zbyt dobrze w klasycznych barowych kawałkach jak Self Portrait czy If You Don`t Like Rock`n`Roll i dobrze, że nie kontynuowała tego wątku w przyszłości. Z kolei Sixteenth Century Greensleeves przywodził na myśl Uriah Heep, towarzyszył mu pretensjonalny tekst Dio z czasów, kiedy kobiety zamykano w wieży. W czasie, kiedy Deep Purple nagrali kwestionowany jakościowo Come Taste The Band i byli na krawędzi rozpadu, Blackmore triumfował. Udowodnił wszystkim, że potrafi z powodzeniem tworzyć i nagrywać poza byłym zespołem, żeglować na fali purpurowych sentymentów, a na dodatek stworzyć coś całkowicie swojego.
Ritchie zdawał sobie jednak sprawę z ograniczeń ówczesnego składu. Będąc perfekcjonistą już w lipcu 1975 zwolnił Grubera, a we wrześniu z Rainbow pożegnali się Lee Soule i Driscoll.
Do ekipy dołączyli: organista Tony Carey (właśc. Antony Laurence Carey, ur. 16 października 1953), basista Jimmy Bain (właśc. James Stewart Bain, ur. 19 grudnia 1947) i znakomity perkusista Cozy Powell (właśc. Colin Flooks, ur. 29 grudnia 1947). Gitarzysta nie przejmował się też wzrastającą w siłę na Wyspach Brytyjskich szyderczą falą punk-rockową. Blackmore mówił po latach: "Nadal jestem zafascynowany muzyką renesansu, ale wszystko powinno zostać na swoim miejscu. Nawet nie dlatego, że publiczność przychodząca na koncert rockowy chce usłyszeć przede wszystkim rocka. Muzyka klasyczna wymaga pewnej dyscypliny i nie pasuje do szaleństwa, które niesie ze sobą rock`n`roll". Tym razem miał jednak ze sobą wsparcie w osobie niewielkiego wzrostem wokalisty. Ronnie James Dio wziął się niemal znikąd, ale miał zaskakująco dużo pewności siebie i dawał to wielokrotnie odczuć Ritchiemu. Zreorganizowane Rainbow zaliczyło trasy koncertowe po Europie, Ameryce Północnej i Dalekim Wschodzie. W końcu 17 maja 1976 ukazał się [2] - najwybitniejsze osiągnięcie Rainbow i zarazem jeden z cudowniejszych momentów w historii rocka. Krążek sygnalizował zwrot ku muzyce ostrzejszej - było tu sporo heavy-rockowego galopu, ale też dowody nowych poszukiwań artystycznych. Płyta zawierała niewiele ponad 33 minuty muzyki i sześć kawałków, ale co najmniej cztery z nich to prawdziwe perły. Baśniowa okładka autorstwa Kena Kelly`ego, jednorodność stylistyczna oraz skomplikowane aranżacje stanowiły o wielkości tego albumu. Niebanalnym otwarciem na klawiszach rozpoczynał się Tarot Woman, później dochodziła tnąca jak piła tarczowa partia gitary, wsparta stalowym rytmem perkusji oraz potężnym głosem Dio. Podobnie Run With The Wolf i Starstruck torpedowały czystą energią ze świetnym refrenami i solówkami. Wszystko było jednak tylko wstępem do ponad 8-minutowego opus magnum - unikalnego Stargazer, który zyskał sobie stałe miejsce w panteonie muzyki, obok Kashmir Led Zeppelin i In-A-Gadda-Da-Vida Iron Butterfly. Monumentalne brzmienie udało się osiągnąć dzięki innowacyjnej pomocy Monachijskiej Orkiestry Symfonicznej. Dio wokalnie przechodził tutaj sam siebie, powalała ekspresja perkusji Powella, a cały utwór emanował majestatem i bajeczną atmosferą, dzięki którym nawet po kilku dekadach brzmi równie świeżo jak kiedyś. Tekst Dio miał charakter przypowieści: czarnoksiężnik okazywał się szarlatanem, który zamiast wzlecieć, spadał z wybudowanej dla niego w wielkim trudzie wieży. Kończący całość A Light In The Black dopełniał muzycznej uczty. O ile debiut wypełnił heavy-rock, nowy materiał był zdecydowanie proto-heavymetalowy. Jedynie siłowo wykonany Do You Close Your Eyes? burzył ogólny obraz idealnej metalowej płyty. Kunszt indywidualny każdego z muzyków stał się katalizatorem ujawnienia geniuszu pozostałych. Poza Dio i Blackmore`m inni także dali bowiem popis swoich umiejętności. Bain tak wspaniale miał zagrać później tylko na dwóch pierwszych płytach Dio. Carey przez wszystkie następne lata powtarzał jedynie to co tutaj zaprezentował, a co do perkusji to może mógłby się znaleźć lepszy bębniarz, ale akurat w 1976 jedynie Cozy Powell potrafił zagrać tak wspaniale na krążku o wyjątkowym charakterze. Płycie nadano niezwykłe brzmienie, w swoim rodzaju niepowtarzalne. Duże pieniądze na produkcję, które wyłożyła wytwórnia Polydor bardzo szybko powróciły w postaci lawiny złota. Album doszedł do 48 miejsca w USA i 11 w Wielkiej Brytanii, a Rainbow określili własną tożsamość. W roku, gdy Deep Purple przeszli do historii, a Black Sabbath powoli dogorywali, to właśnie Rainbow stał się tym zespołem, na który zwrócone były oczy hard rockowego świata.
Po początkowych sukcesach formacja postanowiła zarejestrować swoje sceniczne szaleństwa z trasy "World Rising Tour" i wydała 7 lipca 1977 koncertowy [3]. Utwory starannie wybrano z fragmentów występów na terenie Niemiec i Japonii. Bez szumnych zapowiedzi wydawnictwo rozpoczynał premierowy wówczas Kill The King. Potem następowało pięć superdługich monumentalnych wersji kawałków znanych z wersji studyjnych. Z [2] odegrano tylko Starstruck, porywała przeróbka Deep Purple Mistreated. Reszta pochodziła z debiutu, w tym Still I`m Sad wykonane tym razem z partią wokalną. Blackmore był w swoim żywiole, gęsto wplatając w swoje zagrywki przeróżne ozdobniki. Na całej płycie zostawił sobie samemu dużo miejsca, a ze strun sypały się iskry geniuszu. Słychać jak bardzo chciał dokonywać gitarowych ucieczek z purpurowych kompozycji i szukał natchnienia w muzyce XVI-wiecznych minstreli. W sumie trudno się dziwić, że po setnym odgrywaniu Highway Star czy Smoke On The Water miał ochotę na coś zupełnie innego. Zwracała uwagę świetna kondycja wokalna Dio, również w "pojedynkach" z publicznością. Przy całym kunszcie wykonania, album momentami mógł nudzić niektórych słuchaczy, a niektóre solowe popisy sprawiały wrażenie nadmiernie rozdmuchanych. Z drugiej strony, dzięki specyficznemu brzmieniu klawiszy i gitary, muzyka potrafiła roztoczyć wokół słuchaczy specyficzną aurę. Warto wspomnieć, że nad muzykami na scenie montowano ogromną elektryczną tęczę, która wymagała tyle prądu, że nierzadko prowadziło to do spięć. [3] zrobił furorę w Wielkiej Brytanii, gdzie doszedł do 7 pozycji, stając się dla Rainbow niemal tym samym co Made In Japan dla Deep Purple.
W styczniu 1977 Blackmore wyrzucił z Rainbow Jimmy`ego Baina, gdyż "fałszował". Dio wspominał, że było to zupełną bzdurą - konflikty rodziły się zwykle głównie z powodu przewrażliwienia Ritchiego. Purpurowy gitarzysta przebierał się od czasu do czasu w szaty tęczowego tyrana. Podobno ze szczególnym upodobaniem prześladował Tony`ego Careya, zamykając go na klucz w jego własnym pokoju latem 1977, w okresie pracy nad nową płytą w Le Chateau Studio w Paryżu. Ostatecznie płyty wtedy nie ukończono i nie doszło do skutku planowane na wrzesień tournee po Wielkiej Brytanii. Ale już od sierpnia odbywał próby nowy skład, który zasilili David Stone (właśc. Michael David Stoyanoff) i Bob Daisley. 7 maja 1978 ukazał się [4] z nieciekawą, wręcz brzydką okładką. Jako całość krążek był niestety nijaki. Wyróżniał się naturalnie kapitalny Kill The King, energetyczny ostry heavymetalowy hit ze świetnymi solówkami na gitarze i organach. Tytułowy Long Live Rock`n`Roll przywodził na myśl purpurowy Black Night w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. W Lady Of The Lake i L.A. Connection Dio śpiewał jak zawsze z wielkim zapałem i werwą, ale kompozycjom zabrakło dawnej siły i świeżości. Na szczęście chwilowe niekorzystne wrażenie zacierał świetny Gates Of Babylon z krótkim klawiszowym intro i popisami Blackmore`a. Co prawda miejscami zalatywało Tarot Woman, ale ciężko było oskarżać Rainbow o brak oryginalności. W dynamicznej konwencji utrzymano także The Shed, poprzedzony ładnym i treściwym intrem Ritchiego. Najsłabszym momentem był niewątpliwie Sensitive To Light - trzyminutowy numer z naiwną melodią i lekko irytującym wokalem. Album kończyła udana ulotna ballada Rainbow Eyes, z wykorzystaniem fletu i instrumentów smyczkowych. Mimo paru znakomitych utworów, krążek odarto z bezprecedensowej tęczowej magii. Była to jednak ciekawa propozycja dla wszystkich złaknionych i jak na ironię w odniesieniu do tytułu był to ostatni udany album tej supergrupy.
Ronnie James Dio nie wyrażał się zbyt pochlebnie o ostatnim krążku. Trudno się było z nim nie zgodzić. Chociaż Gates Of Babylon zdradzał podobne ambicje co Stargazer, to Rainbow ugrzęzło w rockowym banale. Sama płyta powstawała w zniechęcającej atmosferze, a sam wokalista czuł się spychany na margines. Podobno Blackmore coraz mniej przejmował się grupą, jeśli chodziło o koncerty i poziom profesjonalizmu. Ciekawe, że po latach Ritchie w wywiadzie dla "Rock And Folk" zgłaszał podobne pretensje pod adresem Dio: "Ronnie jest znakomitym wokalistą, ale po pewnym czasie poczułem, że prowadzę grupę całkiem sam. On nie miał żadnych pomysłów i przestał być zaangażowany w to co robił. Sądzę, że wyobrażał sobie, iż jeśli stworzyłem własną grupę, to będzie ona czymś w rodzaju Deep Purple Numer 2. Myślał, że nie tylko będzie to zespół tak dobry pod względem muzycznym, ale też warunki finansowe będą takie same jak w Purple. Kiedy zorientował się, że w Rainbow nie dorobi się fortuny, zaczął się obijać". Jakby na przekór temu wszystkiemu [4] umocnił i tak już dobrą pozycję Rainbow w Europie, a w UK doszedł do miejsca 7. Grupa wreszcie zaistniała na rynku singlowym: Kill The KIng - 44 miejsce, Long Live Rock`n`Roll - 33, a L.A. Connection - 40. Nie następował jednak wymarzony sukces w USA. O ile dwie pierwsze płyty trafiły tam do pierwszej 50-tki najlepiej sprzedawanych albumów, to [4] mignął jedynie na krótko na 89. Nie pomogła koncertowa harówka za Oceanem, ciągnąca się przez większość 1978. W listopadzie tego samego roku, po wywiązaniu się z zobowiązań, rozczarowany Blackmore zwolnił wszystkich oprócz Powella. Ronnie James Dio wkróce otrzymał intratną propozycję z Black Sabbath, a później podjął pełną sukcesów karierę solową (zmarł 16 maja 2010 z powodu raka żołądka w wieku niemal 68 lat).
Tęcza miała wkrótce zabarwić się purpurowo. Blackmore zapomniał o zatargach z niektórymi muzykami Deep Purple. W grudniu 1978 zagrał w londyńskim klubie "Marquee" z Ian Gillan Band, jednak nie udało mu się namówić wokalisty, aby dołączył do Rainbow. W końcu jednak znalazł wśród dawnych kumpli kogoś, kto mógłby go odciążyć. W ten sposób basista i producent płytowy Roger Glover stał się odpowiedzialny za metamorfozę grupy Blackmore`a, Zdaniem Dio jego rozstanie z Blackmore`m wynikło właśnie z nastawienia Glovera, który oczekiwał od wokalisty zwykłych tekstów o miłości, a nie morałów i niesamowitych wizji. Nowy skład uformował się w kwietniu 1979 - za mikrofonem postawiono Grahama Bonneta, znanego wcześniej z popowego duetu Marbles. Wydany 1 października 1979 [5] zmienił dotychczasowy obraz Rainbow. Chichot historii polegał na tym, że każdy niemal następny album Rainbow sprzedawał się coraz to lepiej, podczas gdy wyśmienite krążki z Dio ledwie zaistniały na rynku z komercyjnego punktu widzenia. Wszystkie utwory były dziełem spółki Blackmore-Glover. Powstała płyta na miarę lat 80-tych, pełna oczywistej komercji, ale o wysublimowanym smaku. Interesująco wypadły przede wszystkim Eyes Of The World i Love`s No Friend (zagrane w duchu Free), pełne przejść i zmian rytmiki, udanych refrenów, czystego śpiewu Bonneta, lecz pozbawione w sposób oczywiste dawnego uroku. Postawiono na przebojowe granie z większą dyscypliną i mniej ilością solowych wycieczek Blackmore`a. Ogromny sukces (6 miejsce w UK) odniosła przeróbka Russa Ballarda z grupy Argent Since You Been Gone, ukłon w stronę amerykańskiego rocka spod znaku Journey czy Boston. W marcu 1980 do 5 miejsca na Wyspach doszedł All Night Long, który prezentował w pełni obrany przez kapelę nowy przyziemny kierunek.
Mimo tego zawodu jaki sprawił dawnym fanom Deep Purple i Rainbow, Blackmore był zachwycony nowym stylem. Szczególnie dobrze wyrażał się o Gloverze: "Roger jest dobrym dyplomatą, liczy się ze zdaniem każdego i stara się znaleźć kompromisowe wyjście. Można powiedzieć, że spełnia funkcję katalizatora". Jeśli przypomnieć sobie fakt, że w Deep Purple Ritchie doprowadził Glovera swymi szykanami do załamania nerwowego i upierał się "albo on albo ja", to brzmiał to nieco dziwnie. Ale taki po prostu był Blackmore, mawiający o sobie bez ogródek: "Jestem trudny we współżyciu. Mam nieznośny charakter, ale to dlatego, że jestem bardzo wrażliwy i czasami nie chcę robić tego, czego ludzie oczekują ode mnie w danej chwili". Tak więc Rainbow stało się lustrem odbijającym przeróżne niepokoje wiecznie niespokojnego lidera, który nie starał się przypodobać ówczesnej punkowej i nowofalowej młodzieży. Mówił, że nie ma wyrobionego zdania, że większość spośród tego rodzaju zespołów nie podoba mu się. Wedle niego punk był podobny do wczesnych piosenek The Who.
W październiku 1980 nowym wokalistą został Joe Lynn Turner (właśc. Joseph Arthur Mark Linquito, ur. 2 sierpnia 1951) z amerykańskiej grupy Fandango. Wydany z nim 3 lutego 1981 [6] był kontynuacją wątków poprzedniej płyty. Album odniósł wielki sukces komercyjny - wspiął się na 3 miejsce w UK, 50 w USA, 1 w Norwegii i 9 w Szwecji. Wyraźnie słychać dalszą amerykanizację stylu, ukierunkowaną wprost na szerokie grono słuchaczy radiowych. Na videoklipie I Surrender Turner prężył swoje ciało w T-shircie na tle laserowych światełek. Nawet Blackmore porzucił swój zwykły czarny ubiór na białe wdzianko. Ten kawałek, ponownie zresztą będący coverem Russa Ballarda, wdarł sie na 3 miejsce singli w UK i (wreszcie) na 19 w Stanach. Mówił jednak wszystko o nowym Rainbow i mógł zniechęcić tradycjonalistów do poznania reszty krążka. O dziwo, dla kontrastu dalej następował zagrany z pasją szybki Spotlight Kid z brawurową solówką Blackmore`a. Tak było przez cały czas: obok popowego Magic (autorstwa Briana Morgana) sąsiadował mocny i nowocześnie brzmiący Midtown Tunnel Vision, w którym Turner pokazywał, że stać go na coś więcej niż tylko poprawne odśpiewanie prostych rockowych piosenek. Można było odnieść wrażenie, że Rainbow nie za bardzo wiedziało co chce zaprezentować i album wypełniło po części instrumentalne granie. Naturalnie, Maybe A Next Time to przepiękny sentymentalny utwór, wzruszająco szczerze opowiedziany przez gitarę Blackmore`a, ale rozbudowany do sześciu minut i umieszczony niezbyt fortunnie na końcu tytułowy Difficult To Cure był co najmniej dyskusyjny. W tym kawałku wykorzystano muzykę Bethoveena, co w tamtych czasach było pomysłem oryginalnym. Sama interpretacja - pełna rozmachu, radosna i lekko zakręcona - była nawet interesująca, niemniej w towarzystwie innych banalnych kompozycji nie do końca pasująca. Szkoda, że klawisze Airey`a zostały zbyt słabo wykorzystane, świetnie natomiast wypadły bębny Rondinelliego. Brzmieniowo całość wypadła dobrze - zbyt ugładzona, ale wysmakowana i pod tym względem jedna z lepiej nagranych płyt początku lat 80-tych. Z drugiej strony powstał album nierówny i denerwujący infantylnością, ale o powrocie do przeszłości mowy już nie było. Mimo wad [6] przetrwał do dziś jako płyta środka stanowiąca pomost między hard rockiem i AOR - kierunku, który wówczas zaczął się kształtować, zresztą także inspirowany nowym stylem Rainbow.
Rok 1981 przyniósł także pierwszą składankę The Best Of Rainbow. W listopadzie 1981 odszedł Don Airey, zastąpiony przez Davida Rosenthala. 5 kwietnia 1982 w ręce fanów trafił [7] i szybko wspiął się na na 5 miejsce w UK oraz 30 (najwyższe w karierze) w USA. W czasie gdy NWOBHM rozpalałał młode serca i umysły, Rainbow niewzruszenie grał swoje. Płyta jednoznacznie celowała w słuchaczy melodyjnych zagrywek, ale ostro zagrane kompozycje rockowe tym razem w zupełności spełniły oczekiwania stawiane takiej muzyce. Postawiono na własne numery i zrezygnowano z utworów instrumentalnych, koncentrując uwagę na zwartych z pasją i żarem odegranych kawałkach wzbogaconych o wyraziste refreny. Na brawa zasługiwała gra Rosenthala, któremu udawało się chwilami przyćmiewać popisy samego lidera. Zaczynało się bojowym Death Alley Driver był bardzo osobistym nawiązaniem do Highway Star Deep Purple, zarówno w warstwie muzycznej jak i tekstowej. Resztę kompozycji w większości zagrano prosto - z wyjątkiem Eyes Of Fire zbudowanym na psuedo-orientalnym riffie i wykazującym cechy progresywnego rocka. Królowały przeboje w stylu Stone Cold poprowadzony łagodną linią melodyczną oraz fantastycznie zaśpiewany przez Turnera Tearing Out My Heart. Zresztą wspomniany wokalista uczynił ogromny krok naprzód w stosunku do tego jak się zaprezentował na płycie poprzedniej. Jego wokale można było uznać za połowę wartości tej płyty i wzorzec, z którego potem korzystało wielu innych śpiewaków. Mocno zaznaczone refreny i główne motywy stanowiły z kolei klucz do atrakcyjności Miss Mistreated i Power, który był mocno lansowany jako przebój. Tylko Stone Cold dotarł na sam szczyt amerykańskiej listy przebojów. Nie wszystko wyszło jednak idealnie, głównie Rock Fever i Bring On The Night, ogólnie jednak album pozostawiał dobre wrażenie. Oczywiście nie dla fanów Dio.
24 sierpnia 1983 ukazał się [8], kończący tęczową trylogię z Turnerem i zarazem na wiele lat będący ostatnim rozdziałem Rainbow. Zespół pozostał wierny wypracowanemu w poprzednich latach stylowi. Główny nacisk położono znów na atrakcyjne melodie - może otwierający Stranded nie posiadał takiej siły sprawczej jak otwieracz z poprzednika, ale potem było już tylko lepiej. Szybkie, melodyjne i zaopatrzone w karkołomne chwilami popisy gitarowe Can`t Let You Go, Fool For the Night czy Drinking With The Devil brzmiały dość świeżo Desperate Heart to udana próba wykorzystania emocjonalnego patentu Tearin` Out My Heart w weselszej wersji, a niezwykle elegancki hit Street Of Dreams ozdabiał ten longplay kunsztownym cieniem przeboju (2 miejsce w USA, 52 w UK). Najsłabszy był zamykający krążek prosty rockowy Make Your Move - zagrany bez wiary i specjalnego zaangażowania. Joe Lynn Turner na całości zaśpiewał poprawnie, choć nieco słabiej niż rok wcześniej. W tym wszystkim było za dużo rutyny, a za mało autentyczności. Na czoło materiału wysuwał się Fire Dance - hard rockowa jazda bez trzymanki na najwyższym poziomie, z wirtuozerskim poziomem wykonania i zadziwiająca gejzerem pomysłów.
Obserwujący spadającą sprzedaż i czujący na plecach oddech młodocianej konkurencji, Blackmore postąpił zgodnie ze swoją nową komercyjną logiką. Mianowicie podchwycił inicjatywę Iana Gillana, aby reaktywować Deep Purple. Zanim obaj z Gloverem powrócili do purpurowego gniazda, tęcza wzeszła jeszcze nad Japonią, gdzie odbyło się pożegnalne tournee grupy. Podczas ostatniego koncertu, 14 marca, Ritchie wykonał własną przeróbkę IX Symfonii Beethovena, a Rainbow wspierała jedna z tamtejszych orkiestr symfonicznych. W ten dość efektowny sposób, wydawało się, że kariera Rainbow umarła śmiercią naturalną. Blackmore i Glover nagrali z dawnymi kolegami cztery krążki: Perfect Strangers w 1984, The House Of Blue Light w 1987, Slaves & Masters w 1990 (z Turnerem na wokalu, płyta o wybitnie tęczowym zabarwieniu) i The Battle Rages On w 1993. Wkrótce potem Blackmore ponownie posprzeczał się z Gillanem i postanowił zmienić swoje oblicze muzyczne.
Wcześniej jednak ze względu na zobowiązania kontraktowe wobec firmy BMG, musiał nagrać jeszcze jeden album o charakterystyce rockowej, dlatego zdecydował się reaktywować Rainbow w 1994. Do składu zaprosił nowojorskich muzyków sesyjnych, a Doogie White (wcześniej wystepujący w AOR-owym Midnight Blue) został wokalistą na podstawie przypadkowo znalezionej taśmy, którą kilka lat wcześniej wysłał do managementu Blackmore'a. Wydany 21 sierpnia 1995 [9] przypominał okres działalności z Joe Lynn Turnerem, ale w mocniejszej formie. Album ukazał się nakładem RCA w czasie, gdy tradycyjny hard rock i metal były w odwrocie, a starzy fani tęsknie wzdychali wspominając złote lata 80-te.
Ritchie przedstawił płytę nieco nierówną, ale bez wielkich gwiazd u boku nagrał porcję znakomitej muzyki, która stylistycznie zahaczała o mix melodyjnego heavy metalu, hard rocka i AOR - mieszankę ekscytującą i w wielu momentach po prostu porywającą. Blackmore zachował ducha Rainbow z dawnych czasów nie tylko poprzez umieszczenie na tej płycie przeróbki własnej Still I`m Sad. Cały materiał był przesiąknięty tęczowym duchem, lecz miał także własny wyrazisty styl - z dużą domieszką amerykańskiej krwi był na wskroś brytyjski w stylu i w żadnym stopniu nie zbliżał się do stadionowego glam rocka/metalu. Była to muzyka elegancka, ale nie napuszona, zbudowana w czytelny sposób, ale nie pozbawiona smaczków jakie Blackmore potrafił włączać do swoich kompozycji od zawsze. Wolf To The Moon spokojnie mógłby się znaleźć na każdej płycie z Turnerem i te średnie tempo oraz emocjonalny ciepły styl z odrobiną zadziora to wizytówka Rainbow z dawnych czasów. Rozbudowane solówki Ritchiego budziły podziw i nadrabiały lenistwo gitarzysty w tym zakresie z lat 80-tych. Oparty na wzorcach hard rockowych z lat 70-tych Cold Hearted Woman to majstersztyk łączenia ciętych riffów z potoczystą melodią refrenu - Doogie White świetnie sobie poradził z tym dosyć trudnym wykonawczo utworze z elementami soulu. Rolę szybszego killera pełnił Stand And Fight, ukazujący jak w prosty kawałek można było wpompować coś co zmuszało do nucenia. W podobnej potoczystej manierze niewymuszonego przeboju utrzymano Too Late For Tears z chwytliwym refrenem i to jest ten Rainbow, jaki kochali fani w latach 80-tych. W Silence duże wpływy Deep Purple z lat 70-tych, ale z dodatkiem musicalowego rozmachu i teatralnego rozegrania całości w sferze wokalnej. Black Masquerade to jeden z najpiękniejszych rock/metalowych utworów lat 90-tych, z niezwykłym klimatem i elegancją w graniu wdzięcznego motywu głównego. Na tym tle Ariel nie wyróżniał się chwytliwością, natomiast Hunting Humans wydawał się zbyt odmienny w swej stylistyce jak na ten ciepły rockowy album. Inaczej wyglądała sprawa z Hall Of The Mountain King - heavymetalowy numer o cechach epicko-rycerskich, zagrany zwiewnie i wyśmienicie zaśpiewany przez White`a. Brzmienie było po prostu wspaniałe - niby-miękkie, ale głębokie i soczyste, z wydobyciem wszystkich niuansów jakie instrumentaliści tu od siebie dodali. Paul Morris, Greg Smith i John O'Reilly spisali się wybornie, nie stanowiąc dla Mistrza jedynie tła. White zaprezentował się światu jako frontman obdarzony naturalnymi warunkami głosowymi i niebywałym wyczuciem w śpiewaniu mocno osadzonej w tradycji rocka melodyjnej muzyki. Album zebrał ogromne ilości pochwał, ale Blackmore już wówczas zdecydował się o porzuceniu ciężkich odmian rocka i wkrótce poświęcił się graniu muzyki, która w duszy grała mu podobno od dawna. Ritchie rozwiązał Rainbow w 1997 i założył wraz ze swoją partnerką (później żoną) Candice Night duet Blackmore`s Night, w którym grał muzykę średniowieczno-renesansową, odstawiając ostatecznie gitarę elektryczną do kąta.
Dyskografię Rainbow uzupełniają koncertówki: Live In Germany 1976 z 1990, Live In Köln 1976 z 2006, najlepszy z nich [10] (zawierający występ z 20 października 1977), Live In Düsseldorf 1976 z 2006 oraz dwupłytowy Live Nurnberg Messezentrum z 2007. Ukazały się również przeróżne składanki: Finyl Vinyl w 1986 (z przearanżowanymi utworami oraz jednym nowym Bad Girl), The Very Best Of Rainbow w 1997, Millennium Collection: Rainbow w 2000, Pot Of Gold w 2002, All Night Long: An Introduction w 2002, dwupłytowa Catch The Rainbow - The Anthology w 2003, The Collection w 2004, Rainbow - Colour Collection w 2006, Classic Rainbow w 2009 oraz dwupłytowa Anthology 1975-1984 w 2009 (z niepublikowanym dotychczas Will You Love Me Tomorrow w wersji live). Szeroki jest także wybór DVD: Live Between The Eyes z 2000 (koncert z Turnerem z San Antonio), Inside Rainbow 1975-1997 z 2004, Live In Munich 1977 z 2006, Live At Budokan Tokyo 1984 z 2006, Live Between The Eyes - Final Cut z 2006, a także Up Close And Personal z 2007.
ALBUM | ŚPIEW | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
[1] | Ronnie James Dio | Ritchie Blackmore | Mickey Lee Soule | Craig Gruber | Gary Driscoll |
[2-3] | Ronnie James Dio | Ritchie Blackmore | Tony Carey | Jimmy Bain | Cozy Powell |
[4] | Ronnie James Dio | Ritchie Blackmore | David Stone | Bob Daisley | Cozy Powell |
[5] | Graham Bonnet | Ritchie Blackmore | Don Airey | Roger Glover | Cozy Powell |
[6] | Joe Lynn Turner | Ritchie Blackmore | Don Airey | Roger Glover | Bobby Rondinelli |
[7] | Joe Lynn Turner | Ritchie Blackmore | David Rosenthal | Roger Glover | Bobby Rondinelli |
[8] | Joe Lynn Turner | Ritchie Blackmore | David Rosenthal | Roger Glover | Chuck Burgi |
[9] | Doogie White | Ritchie Blackmore | Paul Morris | Greg Smith | John O'Reilly |
Ronnie James Dio (ex-Elf), Bob Daisley (ex-Kahvas Jute, ex-Chicken Shack, ex-Widowmaker), Cozy Powell (ex-The Jeff Beck Group, ex-Bedlam), Don Airey (ex-Colosseum, MSG),
Joe Lynn Turner (ex-Fandango), Doogie White (ex-Midnight Blue), Greg Smith (ex-Joe Lynn Turner, ex-Massano, ex-Red Dawn), John O'Reilly (ex-Jack Starr, ex-CPR)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1975 | [1] Ritchie Blackmore`s Rainbow | #10 |
1976 | [2] Rising | #1 |
1977 | [3] On Stage (live) | |
1978 | [4] Long Live Rock`n`Roll | #2 |
1979 | [5] Down To Earth | #17 |
1981 | [6] Difficult To Cure | |
1982 | [7] Straight Between The Eyes | |
1983 | [8] Bent Out Of Shape | |
1995 | [9] Stranger In Us All | |
2006 | [10] Live In Munich (live / 2 CD) |