Niemiecki gitarzysta urodzony 27 czerwca 1960. Na swoim ulubionym instrumencie zaczął grać w wieku 11 lat, zaraz po obejrzeniu koncertu Deep Purple podczas którego najbardziej zafascynowała go wirtuozerska gra Ritchie Blackmore`a, roztrzaskującego w końcu swoją gitarę o scenę. Pozostając pod jego silnym wpływem, a także Michaela Schenkera i Yngwie Malmsteena, Pell połączył wybuchową technikę gitarową z tradycyjną metalową strukturą. Wkrótce dołączył do Steeler i wykorzystując to doświadczenie, postanowił swoją karierę muzyczną skierować w kierunku solowym. Debiut zawierał materiał niespójny, osadzony w dość nudnej konwencji niemieckiego hard rocka, zagrany bez werwy i większej pomysłowości. Jednak już wtedy Axel zasygnalizował, że swojej muzycznej przygody nie opierał na egoiźmie - jego zagrywki idealnie wtopiły się w całość i oparły swoją siłę na kompetentnej pracy sekcji rytmicznej. Płyta stanowiła wynik doświadczeń wyniesionych z obserwacji krajowej sceny hard`n`heavy, co szczególnie akcentowały proste numery z powtarzanymi refrenami w stylu Call Of The Wild Dogs. Nawet wokal Charliego Huhna wzorowany był lekko pod Udo Dirkschneidera - niepotrzebnie, gdyż jego naturalny głos (znany z płyt m.in. Teda Nugenta i Gary`ego Moore`a) brzmiał znacznie lepiej. Axel zaprezentował po raz pierwszy szeroki wachlarz zagrań, które w późniejszym czasie stały się podstawą jego łatwo rozpoznawalnego stylu. Mimo braku typowych przebojów, płyta nie sprawiała wrażenia kwadratowej niemieckiej produkcji, a w utworach zawarto wiele finezji i smaczków. Najlepiej wypadły Cold As Ice, Snake Eyes oraz przepiękna ballada Broken Heart. Zbyteczny długi tytuł Return Of The Calyph From The Apocalypse Of Babylon kontrastował z 51 sekundami trwania. Surowe brzmienie także nie zachęcało nowych fanów. Poza Krawczakiem partie gitary basowej zagrali również Jörg Deisinger (ex-Bonfire) i Thomas `Bodo` Smuszynski (później U.D.O. i Running Wild). Przeciętny debiut pozwolił jednak Pellowi zaistnieć na niemieckiej scenie i skondensować swój styl.
Nagrany z Robem Rockiem za mikrofonem [2] stanowił ukłon w stronę amerykańskiej publiczności. Krążek otwierał ognisty I Will Survive zapowiadający hard rockową jazdę na najwyższym poziomie, ale potem było coraz słabiej. Takie utwory jak Fighting The Law czy Wanted Man zwyczajnie nudziły. Na tle muzycznej mielizny przeciętnie wypadł nawet tak utalentowany wokalista jak Rob Rock. Siła przebojowego Under The Thunder rozpływała się wśród rozwlekłych Land Of The Giants czy instrumentalnego Open Doors. Znakomicie za to wyszedł Axelowi cover Deep Purple When A Blind Man Cries. Zwracał uwagę wysunięty do przodu bas Krawczaka, natomiast Jörg Michael zagrał dosyć prosto i większego wrażenia nie zrobił. Klawisze Raglewskiego skromne i niemal symboliczne, totalnie zdominowane przez gitarę Pella. Gra samego lidera pozostawiała pewien niedosyt, gdyż mistrz zagrał trochę na pół gwizdka. Szkoda, że album był tak nierówny, a miejscami wręcz irytujący. Wydawnictwu towarzyszył sceptycyzm mediów i fanów spowodowany tym, że Axel nie chciał grać koncertów, traktując je wówczas jako swoisty eksperyment.
Ze względu na zobowiązania wokalisty, współpraca z Robem Rockiem okazała się krótkotrwała. Jego miejsce za mikrofonem zajął Amerykanin Jeff Scott Soto, występujący wcześniej choćby z Malmsteenem. Poza jego osobą zmieniło się jednak znacznie więcej, a przede wszystkim sama filozofia melodyjnego metalu według Pella. Dotychczas proponował on muzykę z pogranicza klasycznego hard`n`heavy, lekko radiowego i ukierunkowanego na fanów spragnionych prostych przebojów. Tymczasem na [3] postanowił wypracować własny styl, oparty o dopracowanie kompozycji, często bardzo długich i wprowadzenie specyficznego ciepłego klimatu, tworzonego przez tempa średnie oraz wysublimowane refreny o ogromnej nośności. Ta płyta była pierwszym albumem, gdzie ta filozofia znalazła pełne odzwierciedlenie i gdzie Pell oderwał się od hard rockowych korzeni, zaczynając tworzyć własną legendę. Soto okazał się wyborem niezmiernie trafnym i czas jego działalności u boku Axela nie poszedł na marne. Album okazał się dobry, ale to oderwanie się od przeszłości nie obeszło się bez bólu. Ride The Bullet był niczym innym jak tylko poprawnym numerem w amerykańskiej tradycji, a Sweet Lil' Suzie tkwił w w brytyjskim rocku, ale z pewnością nie tylko w nim (afrykańskie rytmy na perkusji). Nowe oblicze reprezentował natomiast wspaniały instrumentalny Dreams Of Passion z melodią pełną zadumy i głębi. Epickim heavymetalowym kolosem okazał się Eternal Prisoner, emanujący spokojem i niezwykłym współtworzeniem nastroju przez wokal i gitarę. Axel zagrał niesamowicie nie tylko w tej kompozycji i jego akustyczny podkład wzruszał w balladzie Your Life Not Close Enough To Paradise. Bardzo dobry był też Shoot Her To The Moon - co prawda bardziej hard rockowy, ale zawierający ciekawe chórki. Echa stadionowego amerykańskiego rock-metalu spod znaku Bonfire występowały w Long Time, a klasyczny heavy w niemal powermetalowej manierze cechował Streets Of Fire, wzbogacony o gitarową pirotechnikę Pella. Większość kawałków była zdecydowanie gitarowa i Raglewskiemu znów zostawiono mało miejsca dla klawiszy. Soto pokazał się z jeszcze lepszej strony niż u Malmsteena, wprowadzając do grupy głos brzmiący bez kompleksów i obciążeń. Jak pokazała przyszłość, ten krążek mimo wszystko zawieral jeszcze "mało Pella". Krążek znalazł wielu nabywców, po raz pierwszy rozsławiając nazwisko gitarzysty poza granicami rodzinnego kraju.


[5] był pierwszą w całości udaną płytą gitarzysty i niemal stuprocentowym ucieleśnieniem tego co stało się wizytówką Pella i jego zespołu w przyszłości. Melodyjne spokojne kompozycje o specyficznym klimacie, z długimi suitami i obowiązkowymi balladami, dały podwaliny pod styl Axela. Tradycyjnie na początku jednak wrzucono szybki Talk Of The Guns z agresywnymi riffami oraz ciekawym wspieraniem Soto gitarą. Obudowany ciężkim basem Warrior posiadał w sobie odrobinę rycerskiej epiki, rozpływającej się jednak w rockowym refrenie. Dobry Cry Of The Gypsy zagrano w średnim tempie i jedyną wadą tego utworu była nieco zachowawcza gra samego Pella. Wszystkie drobne niedostatki wynagradzał ponad 10-minutowy Casbah z długim delikatnym wstępem akustycznym odnoszącym się do Led Zeppelin oraz ciężkim wejściem gitary. Kawałek rozwijał się w oparciu o orientalny motyw z echami Kashmir. W tym przypadku klawisze zagrały wybornie i Julie Greaux (wówczas dziewczyna samego Pella) naprawdę się tu popisała pomagając budować opowieść i dawkować napięcie. Znacznie prostszy Outlaw niemal galopował - popis dawał tu Soto, przewodząc także chórkom w refrenie. Liryczna ballada Innocent Child emanowała ekspresją, podkreśloną przez gitarę i klawisze, jak również niezapomniany refren. Tytułowy Between The Walls przetaczał się w typowym dla Axela tempie, z konsekwentnym dążeniem do ekspozycji refrenu, na który czekało się w ogromnym napięciu. W solówce Pell niezauważalnie niemal przemycił elementy stylu Blackmore`a. Na koniec Desert Fire - wzbudzający podziw instrumentalny popis Pella i Greaux na zasadzie przekomarzania się unisono. Wszystkie dopełnił udany cover Free Wishing Well. Wykonanie całości bardzo dobre, ze zdumiewającym stopniem zgrania całej piątki i lepszym śpiewem Soto niż na [3]. Idealnie zrównoważono brzmienie między gitarą Pella a ciężkawą sekcją rytmiczną - był to pierwszy krążek artysty, gdzie ten element został doprowadzony do perfekcji i pełnej rozpoznawalności.
Trasa promująca album zaczęła się jednak pechowo - wirtuoz doznał urazu ręki i trzeba było koncerty przełożyć. Podczas tego tournee zespół nagrał świetną [6], będącą wycinkiem dwóch występów z Hamburga i Bochum. Zespół zaprezentował dużo solówek i improwizacji, a wszystkie kompozycje różniły się od wersji studyjnych. Ciekawie zinterpretowano Casbah w połączeniu z Eternal Prisoner, urzekała blisko 15-minutowa przeróbka Deep Purple Mistreated (zwłaszcza zakończenie). Cały album przepełniono ciepłą atmosferą metalowego święta. Zaprezentowano także nowy utwór - instrumentalny Fire On The Mountain. [7] był równie dobry jak studyjny poprzednik, choć wpadkami trzeba było nazwać nijakie Silent Angel (mocne wychylenie stylistyczne wskazówki w stronę AOR) i Aquarius Dance. Trzy utwory były doprawdy wyborne: brzmiący niczym Running Wild Gettin` Dangerous (z gościnnym udziałem Pevey`a Wagnera z Rage), niedoceniany Fool Fool oraz Touch The Rainbow - zeppelinowe podejście do tematu w zwrotkach, kashmirowy riff przed refrenem na poziomie najwyższego geniuszu kompozytorskiego. Wokale Soto ponownie znakomite i niekiedy decydujące o wartości utworu jak w blisko 10-minutowym Black Moon Pyramid, brzmiącym podobnie w końcówce do Stargazer Rainbow. Z kolei Hole In The Sky, You And I oraz spokojniejszy Visions In The Night stanowiły dobre melodyjne numery hard`n`heavy, ale z pewnością nie wyznaczały szczytów możliwości Axela. Mistrz celowo poeksperymentował na tej płycie - co jednym mogło pasować, ale nie wszystkim. Samym jednak wykonaniem zespół nadrabiał słabszy poziom niektórych kompozycji.
15 maja 1997 nakładem wytwórni SPV ukazał się [8], najwybitniejsze dzieło Pella. Słyszalny był zwrot w kierunku cięższego grania, ocierającego się o szybki i zabójczo melodyjny heavy/power. Ten krążek miał w sobie tytułową magię, a z każdym kolejnym przesłuchaniem coraz bardziej się podobał. Axel zrezygnował z eksperymentów jakie stosował na poprzedniku i nie nagrał nawet kompozycji instrumentalnej. Była to płyta perfekcyjnie ukierunkowana i wykonana z ogromną pewnością siebie. Pell jednocześnie wskazywał miejsce w szeregu innym niemieckim gitarzystom grającym klasyczne odmiany metalu, stawiając siebie na piedestale pod względem nieprzewidywalności i piorunującej precyzji. Wszystko rozpoczynały dwa fantastyczne killery Nightmare - z najlepszą solówką Pella w karierze - oraz Playing With Fire. Ponad 9-minutowy tytułowy Magic posiadał porywający riff przewodni oraz ponad 3-minutowy fascynujący popis lidera. Genialnie prezentował się Jeff Scott Soto, śpiewając kapitalnie i z podziwu godną żywiołowością. Turned To Stone wpisywał się doskonale w gamę szybkich hitów z zapamiętywalnymi refrenami przy których trudno było być obojętnym. Ponad 12-minutowy The Clown Is Dead ze smutnym tekstem zaczynał się balladowo, by nabrać pędu, szczególnie w partii solowej. W tym wzruszającym kolosie Axel po raz kolejny ujawniał swój niebywały talent kompozycyjny. Po dynamicznym Prisoner Of The Sea wrzucono jedyny słabszy kawałek w postaci Light In The Sky z nieco "drewnianą" melodią. Z kolei jedynym mankamentem akustycznej ballady The Eyes Of The Lost był skrócony czas trwania - trudno powiedzieć, czemu gitarzysta nie dodał do utworu wydłużonej solówki, która z pewnością przydałoby mu dodatkowego czaru. Na japońskiej edycji albumu dodano Total Eclipse, będący gitarowym pojedynkiem między Axelem i Rolandem Grapowem (m.in. Helloween i Masterplan). Pod względem artystycznym, [8] postawił poprzeczkę, której zespół nigdy już nie był w stanie przeskoczyć, choć wielokrotnie się do niej zbliżał. Partie perkusyjne Michaela był pierwszej klasy, również klawisze Christiana Wolffa potrafiły niejeden raz "rozedrzeć serce".
14 września 1998 na rynku ukazał się [9], stanowiący logiczną kontynuację stylu obranego wcześniej - krążek był niemal tak doskonały jak poprzednik. To wyrazisty przykład czystej formy, która polegała na trzymaniu się możliwie prostych kompozycji, łatwo "wpadających w ucho" i doskonale wykonanych. Efektem były z jednej strony utwory dynamiczne i porywające świetnymi refrenami jak wzorcowy Pay The Price, Living On The Wildside czy Holy Creatures, a z drugiej - piękne ballady, nieraz w formie prawdziwie epickich suit jak wyborny Ashes From The Oath ze świetnym klawiszowo-gitarowym dialogiem czy romantyczno-nostalgiczny The Gates Of The Seven Seals. Ogromnym pozytywnym zaskoczeniem był śpiew Johnny`ego Gioeliego (znanego z Hardline, właśc. Giovanni Giuseppe Baptista Gioeli, ur. 5 października 1967), który pod pewnymi względami przewyższał Soto. O ile [8] obracał się w rejonach raczej dynamicznych, to nowe dzieło było w przeważającej części wolniejsze, co dla nieprzygotowanego słuchacza mogło być nawet lekko usypiające. To był jednak tylko miraż, gdyż właśnie Gioeli powodował sporo ruchu swoim głosem - bardziej "wykrzyczanym" niż wokal Soto i ostrzejszym niż sama gitara Pella. Przy tym potrafił w znakomity sposób wyrazić emocje i to na różnorodnych poziomach lirycznych refleksji. Wart uwagi był także Ride The Rainbow, mający w zamyśle rozruszać słuchacza między dwoma kolosami. Trafił się tym razem jednak słabszy moment - przydługawy Carousel można było zamknąć w pięciu minutach, zamiast wydłużać go do ośmiu. W pewnym stopniu dotyczyło to też tytułowego Oceans Of Time, częściowo pozbawionego tradycyjnej dawki chwytliwości. Axel pokazał swoją wszechstronność - udowadnił zarazem, że w innej metalowej stylistyce też miał coś ciekawego do powiedzenia. Album dotarł do 58 miejsca na oficjalnej niemieckiej liście przebojów i pobił rekord sprzedaży, przebijając dotychczasowego lidera [4].


Johnny Gioeli i Axel Rudi Pell

Na [11], wydanym 28 marca 2002, Axel zaserwował epicki hard rock, zaczynający się typowym dla twórczości gitarzysty intrem. Krążek sprawiał pozytywne wrażenie. Poza szybkimi galopadami jak Earls Of Black i Hot Wheels, płytę wypełniły utwory spokojniejsze o charakterze balladowym jak The Masquerade Ball, przepiękny The Line czy The Temple Of The Holy - w tym ostatnim Pella praktycznie nie było, a Gioeli śpiewał właściwie jedynie do skromnego podkładu klawiszy. Grupa przerobiła też w sposób wzorowy July Morning Uriah Heep - na uznanie zasługiwała zwłaszcza gra Doernberga, który stanął na wysokości zadania podrabiając znakomicie Hensley`a. Niedoceniany Night And Rain wprawiał w zdumienie melodiami, klimatem i elegancją wykonania. Gdyby nie przeciętny Voodoo Nights, to krążek byłby absolutnie perfekcyjny i kompletny. Pell idealnie zbalansował utwory nastawione na szybszą rytmikę i chwytliwe frazy gitarowe z monumentalnymi kolosami. Wielki album - podobnie jak postać samego Axela.
[12] ukazał się 29 kwietnia 2002 i pierwsze wrażenie było takie, że stanowił idealne muzyczne tło do spędzenia wieczoru z kobietą. Pell wrócił do wolnego dystyngowanego hard rocka, w którym znakomicie odnajdował się także Gioeli. Poza żywiołowym Edge Of The World, reszta kawałków wprowadzała w idylliczny balladowy nastrój. Niemal transowy Coming Home wypełniła popisowa partia Pella, a wspaniały Live For The King był ucztą złożoną z uroczego balladowego początku oraz rozmarzonej epiki podanej w stonowany sposób. W kolejnej balladzie - smutnym All The Rest Of My Life - głos Gioeliego oraz klawisze Doernberga grały pierwsze skrzypce, a sama gitara pojawiała się rzadko i to w formie akustycznej. Elektryk pojawiał sie dopiero w połowie, a czynił to w sposób nadzwyczaj liryczny. Na tym tle szybszy Follow The Sign jawił się wręcz banalnie i trzeba było mistrza jak Axel Rudi Pell, by tyle wyciągnąć z prostej melodii. Ponad 8-minutowy Time Of The Truth nawiązywał znakomicie do konwencji rozbudowanych marzycielskich popisów, ze specyficznymi klawiszowymi zagrywkami w stylu lat 70-tych. Axel czarował również z Heartbreaker z cudownym wprost śpiewem frontmana. Brakiem oryginalnych zagrywek rozczarował Saint Of Fools przy którym odzywało się silne uczucie deja vu. Mocniej grupa uderzała w końcowym Under The Gun i jedyne co można mu zarzucić to brak specyficznej mistycznej otoczki, rozwiewanej mało rozwinięte fragmenty instrumentalne. Godny szacunku był popis wszystkich instrumentalistów oraz wystudiowane do ostatniego szczegółu brzmienie z wyeksponowaną perkusją i kapitalnym zagospodarowaniem muzycznej przestrzeni. Album doszedł do aż 22 miejsca na niemieckiej liście przebojów.
[14] wydano 1 marca 2004 nakładem SPV i był to kolejny popis Axela z muzyką, jaką upodobali sobie fani zespołu. Flyin` High nie robił dobrego wrażenia na początek i sprawiał wrażenie plagiatu Nightmare. Z kolei w Cold Heaven i Strong As A Rock spokojna melancholia i wyciszenie z poprzedniego albumu ustępowały graniu bardziej radiowemu. Hard rockowy kanon mieszał się tutaj niebezpiecznie ze zwykłym rockowym hałasem. Wówczas uderzał rozmarzony piękny Forever Angel - kolejny wielki przebój kojący serca, tym razem o nieco amerykańskim wydźwięku. Gioeli nadał w tym utworze swojemu głosowi intrygującej chrypki. Perełką był najdłuższy na płycie Legions Of Hell, oparty o potężny bas Krawczaka, średnie tempo, epickie podejście w zwrotkach i pełen rozmachu refren. W całość wpleciono zaskakująco motyw wschodni oraz akustyczne zakończenie w folkowym stylu. Pell ponownie skręcał w stronę komercyjnego hard rocka w brzmiącym na wzór Scorpions Only The Strong Will Survive. Jednak myliłby się ten kto stwierdziłby, że Axel pozostawił słuchacza bez niezwykłych wzruszeń - Sailing Away posiadał tęskny riff wyjęty żywcem z lat 70-tych, a kawałek cechował się inklinacjami Deep Purple i Rainbow. Na korzyść Take The Crown wpływała duża ilość klawiszy i wspaniały wokal Gioeliego, choć zbyt rockowy refren nie cechował się tradycyjną chwytliwością. Uspokojenie przynosił Sea Of Evil - poprowadzony w wolnym tempie kawałek i kolejny przykład na to, że w takich numerach ten zespół był absolutnym światowym dominatorem. Poza fantastycznym występem duetu Pell-Gioeli, warto odnotować znakomitą robotę Krawczaka, który uzupełniał kawałki podczas gitarowych popisów lidera i w kilku wstępach. Nieco skromniej niż poprzednio poczynał za to sobie Mike Terrana. Axel nie zawiódł po raz kolejny, choć postawił zbytnio na hard rockową nutę - bez wielkiego zaskoczenia, ale również i przykrych niespodzianek.


Od lewej: Ferdy Doernberg, Johnny Gioeli, Axel Rudi Pell, Volker Krawczak, Mike Terrana.

[16] ujrzał światło dzienne 25 sierpnia 2006, wykorzystując niezmienne od lat patenty. Po tradycyjnym intro atakował dynamiczny rockowy Fly To The Moon - niosący ze sobą pewien niepokój, gdyż tak słabego otwieracza ta grupa nie zaserwowała od lat. Było prosto, wręcz zwyczajnie i mało przebojowo. Nie zachwycał Rock The Nation z gładkim początkiem, przeistaczajacym się w radiową dyskotekę. Do epickiej monumentalnej spuścizny próbował nieudanie aspirować Valley Of Sin, odarty z charakterystycznej czarodziejskiej aury. Nieco szybciej i bardziej przebojowo grano w Living A Lie, jednak przeciętne chórki i mała kreatywność perkusisty zasmucały. Druga część albumu jawila się jako lepsza, o ile ktoś lubił Pella spokojnego i stonowanego. W tą konwencję doskonale wpisywał się No Chance To Live ze znakomitą pracą sekcji rytmicznej, klasycznymi zagrywkami Axela między refrenami i zjawiskowym wprost wokalem Gioeliego. W tytułowym Mystica zastosowano cały wachlarz heavymetalowych riffów, a oczekiwania po mrocznym początku rozpływały się w graniu bardzo dobrym, ale niestety bez specyficznej magii. Instrumentalny Haunted Castle Serenade starannie odegrano w spokojno-smutnej atmosferze z pewną nowością w formie elementu neoklasycznego. Dobrze słuchało się mięsistego Losing The Game - starannie odmierzonego w proporcjach dynamitu. Kończący całość niemal 10-minutowy The Curse Of The Damned mienił się bogactwem brzmień, opartych na melancholijnej gitarze. Kompozycja nabierała siły w trzeciej minucie, potem znów przygasała i rozkwitała w części instrumentalnej, w której Axel nawiązywał niesamowity dialog z Hammondami Doernberga na tle interesującego popisu Terrany. Powstał krążek słabszy od poprzednich, brzmieniowo złagodzony w stosunku do poprzedników, ale z mocno wyeksponowanymi bębnami. Wyczyny Doernberga z końcówki płyty wskazywały na to, że mógłby być to atut płyty przy mocniejszym wykorzystaniu tego motywu. Same utwory jak na Pella mało magiczne i z refrenami nie zawsze najwyższych lotów. [17] był zbiorem coverów, m.in. Warrior Riot, Love Gun Kiss, Heartbreaker Free czy nawet In The Air Tonight Phila Collinsa.
Wydany 24 października 2008 [18] posiadał nieco mniejszą siłę oddziaływania muzyki i mniej magiczne kompozycje. Rocker był bowiem typowym numerem w średnim tempie z mocną gitarą i pozbawioną specyficznego dla Axela rycerskiego ducha. Do miana melodyjnego przeboju pretendował Angel Eyes, ale wydawał się zbudowany z zagrywek, które już przeszłości się pojawiły. Crossfire zrażał nieco prostotą motywu przewodniego, a dalekimi echami starał się przypominać nagrania Deep Purple z dawnych lat. Nie mogło się obyć bez hipnotyzującej ballady, choć zespół nagrywał lepsze pościelówy niż Touching My Soul. Ponad 8-minutowy Tales Of The Crown miał charakter rycerskiej opowieści, ale zarówno pod względem tempa, jak i stylu, nie odbiegał od wcześniejszych dokonań gitarzysty. Po dawce melodyjnej melancholii nadchodził udany Buried Alive, w którym z napięciem czekało się na pełną ekspresji i wirtuozerii solówkę Axela. Na koniec zaprezentowany nieco pretensjonalny Northern Light z wykorzystaniem gitary akustycznej. Gioeli jak zwykle w znakomitej formie i do niego nie można było mieć pretensji. Niby klasyczny rozpoznawalny album Pella, z drugiej strony sprawiał wrażenia nagranego nieco na siłę i zmontowanego z idei wcześniej już powstałych.
Całe szczęście wydany 23 kwietnia 2010 [19] był powrotem do dobrej dyspozycji. Był to tym razem zaplanowany w szczegółach kolejny atak mistrza gitary, zagrany w odświeżonej konwencji, a jednocześnie utrzymujący tradycyjny styl. Too Late to szybki prosty otwieracz z doskonałym riffem i wybornym śpiewem Gioeliego. Intrygująco spokojnym wiolonczelowym wstępem i kapitalną wokalizą rozpoczynał się udany Devil Zone. Po średnim Prisoner Of Love i zgrabnie odegranym epickim Dreaming Dead przychodził czas na wyśmienity balladowy Glory Night. Z kolei 8-minutowy Dark Waves Of The Sea (Oceans Of Time 2: The Dark Side) był swoistą reminiscencją godną oryginału z [9], tutaj z odrobinę ostrzejszym brzmieniem. Bardziej amerykańsko i z wyeksponowanymi klawiszami zabrzmiał Burning Rain, za to instrumentalny Noblesse Oblige przelatywał bez większego echa. Z nawiązką jednak rekompensował ten niedosyt The End Of Our Time, w którym Axel zaprezentował wszelkie walory swojej twórczości. Album był umiejętną sentymentalną wycieczką w przeszłość, pozbawioną tym razem tego specyficznego rycersko-epickiego klimatu. Gitarzysta powracał na podbite wcześniej przez siebie terytorium na którym władał dumnie i niepodzielnie. W kilku jednak fragmentach zabrakło tego magicznego pierwiastka nieuchwytności, zawsze Pellowi towarzyszącego.
[21] otwierało typowe intro, a następnie szybki Ghost In The Black z bardzo udanym dialogiem Pell-Doernberg. Aksamitny, potoczysty i soczysty heavymetalowy Run With The Wind zaskakiwał prostym i zarazem genialnym w pellowskiej melodii refrenem. Niespecjalnie wypadł wyjątkowo sztampowy Before I Die, z lekka zalatujący riffami amerykańskich stadionów. Z dwóch kolosów zastanawiał tytułowy Circle Of The Oath z akustycznym southernowym początkiem i dość dziwnymi motywami orientalnymi, po czym znów następował stylistyczny powrót na słoneczne amerykańskie Południe. Z kolei World Of Confusion (The Masquerade Ball 2) nieprzypadkowo zwracał na siebie uwagę podtytułem w nawiasie. Była to pełna siły epicka suita, wykuta z ze starannie dobranych typowych dla Pella riffów z tą odrobiną nostalgicznego smutku, jaka zawsze barwiła jego kompozycje. Solówka Axela pojawiała się w połowie czwartej minuty, z nadzwyczajną kulminacją w dalszej części utworu. Czarował też Johnny Gioeli, a wszystko wieńczyło ciekawe rycerskie akustyczne zakończenie przypominające te z [18]. Fortunes Of War płynął w klasycznym dla Pella umiarkowanym tempie, natomiast Bridges To Nowhere jawił się jako dostojny monumentalny niszczyciel z wyrazistą dumną melodią przewodnią. Czarowała jak zwykle ballada Lived Our Lives Before, posiadająca wdzięczne dyskretne nawiązanie na początku do The Temple Of The King Rainbow ze wspaniałym tłem w wykonaniu Doernberga. Po poprzednim numerze nie wyróżniał się zbytnio zdecydowanie zagrany Hold On To Your Dreams. Gioeli śpiewał fantastycznie na całym albumie, nie było też żadnych uwag do wykonania instrumentalnego. W skład [22] weszły dwa koncerty z 2012 z Kolonii oraz festiwalu "Rock Of Ages".
[23] okazał się jednym z najlepszych dokonań Axela - nie było do końca wiadomo czy był to wpływy nowo zatrudnionego perkusisty-weterana Bobby`ego Rondinelli. Jego gra i obecność mogły lekko zmienić taśmowy proces produkcyjny. Jakość nowej płyty mogła jednak wypływać bezpośrednio z naprzemiennie dobro-średniego poziomu poprzednika. Materiał od pierwszych nut porywał świeżością, radością grania i rasowym polotem, a kiedy wchodził pięknie tnący riff Tower Of Lies od razu było wiadomo, że żarty się skończyły. Nie sposób było nie poddać się czarowi znakomitego refrenu, pięknie brzmiącej gitary i energii bijającej z tego rozpędzonego numeru. Chwilę później zaczynał się największy hit Long Way To Go, z kapitalnym jak zwykle głosem Johnny`ego. Po takim początku nietrudno było wpaść w euforię, niemniej jednak nie cały album trzymał tak wysoki poziom. Koniecznie należało wyróżnić galopujący Changing Times z napędzanym basem wstępem na wzór Lovedrive Scorpions, Touching Heaven, Burning Chains i High Above. W tych trzech ostatnich Pell sypał pomysłami niczym z rękawa. Blisko 11-minutowy tytułowy Into The Storm pomimo wydłużenia nie nużył - było w nim znacznie więcej niż się wydawało przy pierwszym kontakcie (ciekawie wplątane orientalizmy, czarujące fragmenty instrumentalne, chwytliwy główny motyw). Duże pokłady romantycznej magii posiadał też cover Neila Younga Hey Hey My My, pomimo nadętej fortepianowo-pompatycznej oprawy. Nieudanie prezentowała się tylko ballada When The Truth Hurts ze sztampowym tekstem i przerysowanym wokalem. Pell wrócił w glorii wśród gitarowej wirtuozerii i wachlarza znakomitych melodii. W celu uczczenia 25-lecia występów na scenie, Axel zorganizował specjalny koncert podczas festiwalu "Bang Your Head!" w Balingen 11 lipca 2014. Pell zagrał na scenie numery z całego przekroju swojej kariery, rozpoczynając od czasów Steeler, a kończąc na coverach Russa Ballarda, Rainbow, Uriah Heep, ZZ Top i Depp Purple. Wraz z nim niemieckiej publiczności zaprezentowali się: Rob Rock, Jeff Scott Soto, Ronnie Atkins, John Lawton, Doogie White, Michael Voss, Peter Burtz, Jörg Michael, Vinny Appice oraz Tony Carey.
Na [25] wszystko przebiegało zgodnie z rytuałem i uświęconą tradycją. Klasyczny otwieracz Fire o niezbyt skomplikowanej konstrukcji serwował melodięograną dziesiątki razy, ale wciąż atrakcyjną. Sons In The Night przechodził gładko i bez mocniejszego bicia serca, podobnie jak The King Of Fools, za to niewinnie klasyczny w riffach zwrotek Falling Star posiadał kapitalny refren. Rzadko się zdarzało, by w kompozycjach Pella zwrotki miały lepsze melodie i były ciekawiej zaśpiewane niż refreny, ale w przypadku Breaking The Rules tak właśnie było. Moc tkwiła jak zawsze w rozbudowanych melancholijnych kolosach - to one najbardziej zawsze wzruszały, poruszały epickością i stanowiły o ostatecznej wartości albumów Axela. Tytułowy Game Of Sins dostojnie kroczył z wyśmienitymi klawiszowymi planami Doernberga i pełnym ekspresji wokalem Gioelliego. Till The World Says Goodbye był posępny i ten mrok czaił się na drugim planie w riffach i chórach. Coś tu jednak do końca nie zagrało w samej melodii i refren wydawał się zbyt powszedni, by uznać tę kompozycję za wybitną. Album zamykał najdłuższy Forever Free, zaczynający się dosyć tajemniczo i w chłodnym stylu, ale refren eksplodował fantastycznie w stylu pompatycznego Pella i ostatecznie był to numer wyborny, z porywającą solówką mistrza. Ozdobą płyty była przepiękna romantyczna pieśń Lost In Love z gitarą akustyczną i podniosłymi folkowo-rycerskimi klawiszami. Zresztą magia Pella w balladowych numerach była od kilku dekad zjawiskiem ponadczasowym. Album przygotował jako producent sam Axel, natomiast za mastering jak zwykle Ulf Horbelt, który popadł w rutynę - przydałoby się trochę kolorytu nowoczesnej techniki nagraniowej. Zadanie wykonano wzorcowo, ku zadowoleniu słuchaczy nie oczekujących fajerwerków oryginalności.


Od lewej: Ferdy Doernberg, Bobby Rondinelli, Johnny Gioeli, Axel Rudi Pell, Volker Krawczak

Pewne potknięcie zaliczono na przeciętnym [29]. Niby doświadczona ekipa wybitnych muzyków zaproponowało to czego fani oczekiwali, a jednak po obiecującym początku i intrygującej końcówce, cały środek albumu pozostawiał uczucie niedosytu. Zabrakło ponad 10-minutowych utworów, zapamiętywalnych melodii i żaru wykonania - wszystko było zbyt sztampowe. Refren Gunfire wiele obiecywał i kawałek świetnie wypadł za purpurowymi klawiszami i potoczystym feelingiem, jaki Axel tworzył niegdyś w swoich najlepszych nośnych utworach. Tuż po nim pojawiał się jednak odegrany zupełnie bez historii i muzycznie mało ciekawy Bad Reputation w stylu Bonfire z dawnych lat. Grupa rozmieniała się na drobne w nijakim stadionowym Waiting For Your Call, zrealizowanego niepotrzebne w stylu amerykańskim. Podszyty reggae Living In A Dream z niespodziewanie ostrymi partiami gitary i przyspieszeniami brzmiał jakby nie nagrał go Pell, tylko jakiś przeciętny gitarzysta. The End Of The Line zżynał za bardzo z własnych dokonań z przeszłości i ten heavy-rocker po prostu nudził. As Blind As A Fool Can Be tylko pretendował do miana dramatycznego i romantycznego zarazem - tymczasem był to utwór, w którym uwage zwracał tylko wyrazisty śpiew Johnny`ego. Nieciekawie jawił sięrównież Wings Of The Storm, stylizowany na lata 70-te i ekipy Blackmore`a. Najbardziej przykuwał uwagę ostatni Into The Fire - po spokojnych klawiszach Pell wchodził świdrującą zagrywką i tak jeszcze nigdy nie grał. Kompozycja umiejętnie pastelowo wchodziła w rejony kashmirowe, a dodatkowego smaku dodawały odnośniki do własnych monumentalnych potworów z dawnych lat. Samo wykonanie znakomite - warto było podkreślić niespożyte siły Bobby`ego Rondinelliego, grającego z młodzieńczym duchem. Wyborna realizacja na najwyższym światowym poziomie nie odzwierciedlała się w jakości materiału i poza dwoma numerami, para poszła w gwizdek.
Na [31] Axel w konstrukcji albumu i samych utworów nawiązał do czasów [9]. Gioeli śpiewał niemal tak samo, Pell grał wciąż interesujące solówki, ale brzmienie wypracowane przez Ulfa Horbelta było poniżej oczekiwań. Tak płasko muzyka zespołu formatu światowego brzmieć nie powinna. Przede wszystkim gitara miała nieprzyjemny stalowy posmak, a w solówkach jakby skorzystano z przetworników domowej roboty z lat 70-tych. Promocyjny SurviveNo Compromise dość toporny niemiecki rock/metal i ta prosta kompozycja z mało skomplikowanym głównym motywem gitarowym. Down On The Streets posiadał kiepskie zwrotki, sięgające wręcz drugiej płyty z 1991 - zaś refren tylko odrobinę lepszy w bezpiecznych obszarach klasycznych stylizacji refrenowych Pella. Refleksyjny kolos Gone With The Wind nagrano w tradycyjnej manierze aranżacyjnej przeszywającej serce - Gioeli śpiewał długo tylko w towarzystwie gitary akustycznej, a gdy włączają prąd od razu wracał metalowy monumentalizm. Instrumentalny The Rise Of Ankhoor był tylko umiarkowanie interesujący, a przy monotonnym i grubo ciosanym Freight Train słuchacz w ogóle się gubił. Album musiał ratować taki prosty i szybki Follow The Beast. Przy Fly With Me robiło się niebezpiecznie, ponieważ Alex na wstępie wchodził na teren pościelowych hitów Michaela Boltona. Wreszcie tytułowy ponad ośmiominutowy Lost XXIII - najlepiej zaaranżowany utwór na tej płycie, z klawiszami Doernberga na planie drugim i parasymfoniką. Kawałek toczył się niemal leniwie, ale z nieubłaganą epicką konsekwencją. Płyta dobra, ale momentami sprawiająca wrażenie nagranej nieco na siłę i ze starych wyeksploatowanych patentów. Bohaterowie albo byli zmęczeni, albo nie do końca wierzyli, że to jest naprawdę coś warte.
Na [33] Axel sięgnął po jednoznaczne odwzorowanie układu i stylu kompozycji ze swoich kultowych wcześniejszych albumów. Rozpoczynał się to wszystko klasycznie prężeniem muskułów na sporych szybkościach i markowaniem heavy/power w Forever Strong i to wyszło jak zwykle bardzo dobrze, bo taka rozgrzewka zawsze musiała być. Guardian Angel miał hard rockowy charakter, ale ten numer nie oferował niczego ciekawego - po prostu bujał w ramach niemieckiego pojmowania arena metalu. Fatalnie wypadł cover Led Zeppelin Immigrant Song - w ten sposób tego kawałka po prostu nie powinno się nigdy przerabiać (z eksperymentami). Mocno wspomagany klawiszami Darkest Hour płynął w spokojnym rytmie i z odrobiną mrocznej melancholii, choc odarto go z jakiejkolwiek oryginalności. 10-minutowy kolos Ankhaia to wpierw próba zbudowania mistycznej atmosfery, a potem Gioeli szedł na kawę i Pell grał technicznie zaawansowaną solówkę, aby przypomnieć w zamyśle młodym muzykom kto jest gitarowym herosem w Niemczech. Jednakże tym razem zespół nudził raczej niż hipnotyzował, a Pell niczym nie zachwycał w popisie pozbawionym treści i maestrii. Tempo pokręcano w ciepłym Hell`s On Fire, ale refren raził nazbyt ogranym motywem. Musiał się gdzieś trafic płaczliwy utwór nawiązujący do lat 70-tych z romantycznym śpiewem i oto nadchodził Crying In Pain - odpowiednio pompatyczny, lecz muzycznie to nie było żadne osiągnięcie. Right On Track to Pell w wersji epicko-heroicznej w heavymetalowej konwencji - wykorzystano kilka różnych bojowych motywów, ale żaden z nich nie wychodził poza przeciętność NWOTHM. Na koniec Taken By Storm - zaczynający się tradycyjnie, ale potem zdążający donikąd i czekało się tylko na solo mistrza, które odegrane zostało w odpowiednim czasie i długości. Po raz pierwszy od 1992 masteringu nie wykonał Ulf Horbelt i u Robina Schmidta gitara brzmiała nieco ostrzej, przypominając ówczesne produkcje Victory czy Hermana Franka. Ogólne wrażenie wtórności wszystkiego było oczywiste, bo inaczej być nie mogło. Zabrakło jednak iskry wykonawczej prawdziwego metalu, a główni aktorzy jakby pasywnie weszli w swoje role.
Gitarzysta przez lata ugruntował swoją pozycję na rynku niemieckim, a jego płyty w klasycznej konwencji zawsze mogły liczyć na powodzenie. Nigdy nie był muzykiem podążającym za trendami i przez wszystkie lata pozostał wierny swojemu stylowi, czym zyskał sobie sporą grupę oddanych fanów, chętnie kupujących wszystko, co ukazywało się pod jego nazwiskiem. Utwory stworzone przez Axela zawsze posiadały niezwykłą głębię i potrafiły wywrzeć niemałe wrażenie na słuchaczu. Przez tyle lat uraczył świat wszystkimi tymi niesamowitymi albumami, co tylko świadczyło o jego wielkości. Dyskografię uzupełnia dwupłytowa składanka The Wizards Chosen Few z 2001 (ze wspomnianym Total Eclipse).

Byli i obecni członkowie zespołu występowali też w innych grupach:

ALBUM ŚPIEW GITARA KLAWISZE BAS PERKUSJA
[1] Charlie Huhn Axel Rudi Pell George Hahn Volker Krawczak Jörg Michael
[2] Rob Rock Axel Rudi Pell Kai Raglewski Volker Krawczak Jörg Michael
[3] Jeff Scott Soto Axel Rudi Pell Kai Raglewski Volker Krawczak Jörg Michael
[5-7] Jeff Scott Soto Axel Rudi Pell Julie Greaux Volker Krawczak Jörg Michael
[8] Jeff Scott Soto Axel Rudi Pell Christian Wolff Volker Krawczak Jörg Michael
[9] Johnny Gioeli Axel Rudi Pell Ferdy Doernberg Volker Krawczak Jörg Michael
[11-22] Johnny Gioeli Axel Rudi Pell Ferdy Doernberg Volker Krawczak Mike Terrana
[23-33] Johnny Gioeli Axel Rudi Pell Ferdy Doernberg Volker Krawczak Bobby Rondinelli

Alex Rudi Pell / Volker Krawczak (obaj ex-Steeler), Charlie Huhn (ex-Ted Nugent, ex-Gary Moore, ex-Victory, ex-Deadringer),
Rob Rock (ex-Vice, ex-M.A.R.S., ex-Impelitteri, ex-Joshua, ex-Angelica, ex-Driver),
Jeff Scott Soto (ex-Yngwie Malmsteen, ex-Panther, ex-Kuni, ex-Masi, ex-Kryst The Conqueror, ex-Eyes, Talisman, ex-Skrapp Mettle, ex-Takara), Julie Greaux (ex-Talisman),
Johnny Gioeli (ex-Killerhit, ex-Brunette, Hardline), Ferdy Doernberg (Rough Silk, ex-Roland Grapow),
Mike Terrana (ex-Zillion, ex-Hanover Fist, ex-Beau Nasty, ex-Malmsteen, ex-Artension, ex-Metalium, Squealer, Rage),
Bobby Rondinelli (ex-Rainbow, ex-Rondinelli, ex-Doro / Warlock, ex-Black Sabbath, ex-Sun Red Sun, ex-Blue Öyster Cult, ex-Riot)

Rok wydania Tytuł TOP
1989 [1] Wild Obsession
1991 [2] Nasty Reputation
1992 [3] Eternal Prisoner #24
1993 [4] The Ballads (kompilacja)
1994 [5] Between The Walls #26
1995 [6] Made In Germany (live)
1996 [7] Black Moon Pyramid
1997 [8] Magic #4
1998 [9] Oceans Of Time #10
1999 [10] The Ballads 2 (kompilacja)
2000 [11] The Masquerade Ball #19
2002 [12] Shadow Zone
2003 [13] Knights Live (live / 2 CD)
2004 [14] Kings And Queens #18
2004 [15] The Ballads 3 (kompilacja)
2006 [16] Mystica
2007 [17] Diamonds Unlocked
2008 [18] Tales Of The Crown
2010 [19] The Crest #11
2011 [20] The Ballads 4 (kompilacja)
2012 [21] Circle Of The Oath #20
2013 [22] Live On Fire (live / 2 CD)
2014 [23] Into The Storm #6
2015 [24] Magic Moments (live / DVD)
2016 [25] Game Of Sins #28
2017 [26] The Ballads 5 (kompilacja)
2018 [27] Knights Call #21
2019 [28] XXX Anniversary Live (2 CD)
2020 [29] Sign Of The Times
2021 [30] Diamonds Unlocked 2
2022 [31] Lost XXIII #29
2023 [32] The Ballads 6 (kompilacja)
2024 [33] Risen Symbol #30

          

          

          

          

          

    

Powrót do spisu treści