Fińska grupa założona w 1984 w Helsinkach pod nazwą Black Water przez Tuomo Lassilę. Na przełomie 1985/86, na tydzień przed koncertem w duńskim Aalborgu, odszedł z zespołu gitarzysta Staffan Strahlman, a w jego miejsce przyjęto pochodzącego spod Helsinek Timo Tolkkiego (ur. 3 marca 1966), grającego dotychczas w kapeli Roadblock. Nowy nabytek w ekspresowym tempie przestudiował nagrania kolegów i po kilku próbach zespół wyruszył w planowaną mini-trasę. Zmiana składu wyraźnie wpłynęła pozytywnie na muzykę i brzmienie, mając teraz wiele wspólnego z klasycznym Rainbow. W zamyśle Tolkkiego Stratovarius (taką nazwę przyjęto) miał w przyszłości połączyć elementy muzyki barokowej i klasycznej z jego wirtuozerską grą na gitarze. Jakość wczesnych utworów był poważnym problemem jaki trapił grupę - ponadto wiele wątpliwości dotyczyło faktu, że siedzący za bębnami Lassila jeszcze śpiewał. Po konsultacjach uzgodniono, że jedynym wyjściem będzie przekazanie mikrofonu Tolkkiemu. Rozgłos jaki Stratovarius zyskali za sprawą kilkunastu helsińskich koncertów spowodował, że zespołem zainteresował się fiński oddział CBS i po podpisaniu umowy w 1988, kwartet wszedł do Finnvox Studios, by zarejestrować materiał na debiutancki krążek.
Na wydanym w maju 1989 albumie, pojawiło się nazwisko klawiszowca Antti Ikonena, który tak naprawdę dołączył do zespołu pod koniec realizacji nagrań. Brzmienie płyty było dość surowe, a kompozycje wzorowane na Van Halen i stonowanym Helloween zbytnio nie przekonywały. Można było jednak usłyszeć w niektórych kawałkach pewne nowatorskie zagrania gitarowe. Do najciekawszych pozycji zaliczały się z pewnością: tytułowy Fright Night, singlowy Future Shock z hansenowym refrenem i instrumentalny Fire Dance. Prawda jednak była bolesna - Tolkki nie potrafił śpiewać, jego linie melodyczne były "płaskie" - zupełnie pozbawione barw i emocji (najlepsze przykłady to toporne False Messiah czy Night Screamer). O wiele lepiej Timo zagrał na gitarze, a solówki wykazywały zarówno jego biegłość techniczną, jak i szerokie spojrzenie na możliwości wykorzystywania neoklasyki w metalu. Brzmieniowo płyta miała dużo cech wspólnych z tradycyjnym heavy z tego okresu: mocna perkusja z syczącymi blachami, równie mocny bas, sama produkcja przybrudzona, a ogólna surowość słyszalnie zaakcentowana. Pewne przebłyski ginęły wśród mało atrakcyjnego śpiewu Tolkiego, ale mimo niedostatków album wzbudził spore zainteresowanie, niebawem także poza Finlandią. W tym okresie Stratovarius wystapił na największym fińskim festiwalu "Giants Of Rock' w Hameenlinna, którego główną gwiazdą był Anthrax.
Już w połowie 1989 Stratovarius rozpoczął przygotowania materiału na drugi album. Jednak w tym czasie doszło do nieprzyjemnej sytuacji, kiedy to fiński oddział CBS został wchłonięty przez nową wytwórnię A&R, której szefostwo postanowiło rozstać się z zespołem, zrzucając to na karb braku perspektyw. Cała sytuacja wpłynęła źle na Jyrki Lentonena, który opuścił grupę i bas musiał tymczasowo przejąć Tolkki. w końcu mały fiński koncern Bluelight Records zdecydował się na wydanie drugiego krążka pod prostym tytułem 2 w ilości 1000 kopii. Pomimo tak śmiesznej liczby egzemplarzy, album zamieszał na rynku. Brzmienie w porównaniu z poprzednikiem było cięższe i wyraźniejsze, gra Lassili dojrzalsza, a solówki Tolkkiego - ciekawsze i melodyjniejsze. Słychać zaczątki przyszłego stylu w The Hands Of Time, choć nie udało się zespołowi uwolnić od wpływów Iron Maiden i Helloween (Madness Strikes At Midnight, Out Of The Shadows). Trio nawiązało do amerykańskiego powermetalu w mrocznym Break The Ice, wykorzystując śmielej klawisze we wstępie i tłach. Tolkki grał dobrze, choć daleko jeszcze mu było do wizerunku wirtuoza potrafiącego w solowych popisach wytworzyć własny klimat. Ciekawą atmosferę grozy wygenerowano w prologu The Hills Have Eyes, zdominowanym przez dzwony i rozwiniętym jako kompozycja o epicko-progresywnym charakterze. W rozegranym w lekko zmiennych tempach Twilight Time, Stratovarius zaserwowali power refleksyjny i nie pozbawiony pompatyczności wolniejszych fragmentach. Wszystko kończyła ballada z gitarą akustyczną Lead Us Into The Light. Po części udało się Finom stylistycznie oderwać od tradycyjnego heavy i od estetyki niemieckiej. Stonowaną perkusję podporządkowano gitarze, mocno ograniczając poczynania Tuomo Lassili. Powstała płyta nastrojowa, trochę posępna i nie nastawiona na ogólnie definiowaną powerową przebojowość. Grupą zainteresowała się wytwórnia Shark Records, która zdecydowała się wydać album w Europie i Japonii. Właśnie w Kraju Kwitnącej Wiśni album odniósł największy sukces, pozostając przez pięć miesięcy w pierwszej dziesiątce najlepiej sprzedających się płyt. Zarówno tam, jak i potem na całym świecie krążek znany był jako [2] z nową okładką. Na początku 1993 okazało się, że uznano to wydawnictwo w Japonii za najlepszy album importowany, który wyprzedził Live AC/DC.
Niedługo potem doszło do kolejnej zmiany składu - basista Jari Behm nie zagrzał długo miejsca w Stratovarius, gdyż jego miejsce zajął utalentowany 22-letni Jari Kainulainen. Z młodymi Finami skontaktowali się ponadto przedstawiciele wytwórni T&T Records, jednego z oddziałów niemieckiej Modern Music - wtedy potentata płytowego mającego w swoich szeregach same tuzy europejskiej metalowej sceny wydawane pod logo Noise Records. Podczas nagrań do trzeciego krążka Lassila doznał kontuzji ręki i przez dwa miesiące nie był w stanie grać na perkusji. Na szczęście formacja znalazła tymczasowego następcę w osobie Sami Kuoppamäkiego, który bębnił na [3] w pięciu kawałkach (Eyes Of The World, Hold On To Your Dream, We Are The Future, Tears Of Ice i Shattered). Album ukazał się na początku 1994, a materiał na nim zawarty był zdecydowanie dojrzalszy niż poprzednio. Ewolucji uległy również teksty, dotykające teraz choćby możliwości powrotu nazizmu (4th Reich) oraz przyszłości całej ludzkości. Zdecydowanie na plus zmieniły się również wokal Tolkkiego i gra Lassili, który zagęścił swoje partie. Z dobrej strony prezentowały się Hold On To Your Dreams, ballada Tears Of Ice, nastrojowy Dreamspace i wreszcie kapitalny hołd dla Helloween w postaci przebojowego We Are The Future. Nieco odmiennie od reszty jawił się Magic Carpet Ride z orientalnymi motywami i próbami ubarwienia za pomocą klawiszowej parasymfoniki. Wrażenie całości psuła niepotrzebna wstawka instrumentalna Atlantis oraz banalny rockowy hymn Wings Of Tomorrow. Zaprezentowano ostatecznie przeciętny powermetal z nienachalną dawką akcentów neoklasycznych oraz prostymi refrenami. Znów ocenę całości obniżał wokal Tolkkiego - wyraźne braki techniczne, słabe górki i zawodzenie stały się poważnym mankamentem materiału. Stało się jasne, że do przetrwania formacja potrzebuje śpiewaka z prawdziwego zdarzenia. [3] ponownie świetnie sprzedał się w Japonii, gdzie kapelę przyjmowały tłumy zachwyconych fanów. Trudy tego tournee poważnie odbiły się na strunach głosowych Tolkkiego, który postanowił zająć się tylko komponowaniem i grą na gitarze, miejsce przy mikrofonie ostatecznie oddając profesjonalnemu wokaliście. W czasie poszukiwań frontmana, Tolkki nagrał w październiku 1994 solowy krążek Classical Variations And Themes, na ktorym złożył hołd kompozytorom muzyki klasycznej, m.in. Piotrowi Czajkowskiemu i Joaquinowi Rodrigo. Podczas sesji w studio wspomogli muzyka Lassila i Ikonen.
Po przesłuchaniach taśm z nagraniami, wreszcie wybrano nowego wokalistę. Okazał się nim Timo Kotipelto (ur. 15 marca 1969), dysponujący bardzo czystym i wysokim głosem. Zarejestrowany w Soundtrack Studios, [4] tak naprawdę należy uznać za pierwszy album Stratovarius z prawdziwego zdarzenia. Większość recenzji była zdecydowanie pozytywna, a szczególną uwagę poświęcono wirtuozerii Tolkkiego i wokalowi Kotipelto. Brzmieniowo i muzycznie płyta różniła się od poprzedniczek, gdyż skręcała stylistycznie mocno w stronę Helloween, zwiększono również ilość klawiszy w poszczególnych utworach. Do najlepszych momentów należały kapitalne galopady Against The Wind i Distant Skies oraz charakterystyczne w przyszłości długie i skomplikowane utwory w rodzaju We Hold The Key czy Twilight Symphony. Oczywiście, nie wszystko przedstawiało się w tak jasnych barwach - Galaxies z prymitywnie brzmiącymi klawiszami czy nużącemu Winter daleko było do doskonałości. Grupa ruszyła w trasę po Europie, dając również obowiązkowy koncert w Japonii. Podczas tournee muzycy stwierdzili, że zespół rozbił się na dwie opozycyjne frakcje, które nie mogą już dalej ze sobą współpracować. Po powrocie z trasy, konsekwencją tego było odejście Tuomo Lassili i Antti Ikonena. Podobno ta dwójka pragnęła dalej tworzyć w klimatach bardziej progresywnych, unikając nadmiernych szybkości. Tym razem jednak Tolkki poszedł na całość i do współpracy zaprosił znanych muzyków - szwedzkiego klawiszowca Jensa Johanssona oraz niemieckiego perkusistę Jörga Michaela.
Nagrywanie nowego krążka zajęło ponad cztery miesiące, podczas których Stratovarius skorzystał w studio z pomocy 20-osobowej smyczkowej orkiestry symfonicznej oraz 40-osobowego chóru. Był to bardzo udany pomysł, zaczerpnięty zapewne od niemieckiego Rage, dzięki któremu powstał rewelacyjny [5], który utrzymywał się przez dwa miesiące na fińskiej "Top 20" oraz doszedł do 12 pozycji na japońskiej Orikon Charts. Prawdziwymi perełkami były: porywające powermetalowe galopady Father Time i Tomorrow, epicki Season Of Change, gitarowy fajerwerk Stratosphere oraz wzruszająca ballada Forever. Zwracały na siebie uwagę także kroczący Will The Sun Rise?, monumentalny Eternity oraz pędzący Speed Of Light. Właściwie nie było tutaj słabego utworu, może poza zbyteczną wstawką Episode. Album swój status zawdzięczał czterem wybitnym instrumentalistom oraz znakomitemu wokaliście. Charakterystyczną cechą stylu odrodzonego Stratovariusa stały się dialogi gitary i klawiszy, występujące niemal w każdym utworze. Zarzucane przez niektórych krytyków podrabianie Helloween mijało się tu z prawdą, gdyż Finowie grali w odświeżonej dynamicznej konwencji po prostu swoje. Zespół znalazł wreszcie to czego przez lata Tolkki poszukiwał - optymalny skład, swój styl gry i połączył te elementy w jedną wyśmienitą całość. Japońska wersja płyty zawierała dodatkowo bonus When The Night Meets The Day.
W lipcu 1997 ukazało się najwybitniejsze dzieło Finów. Osnowę [6] stanowiły opowieści zainspirowane przepowiedniami XVI-wiecznego francuskiego astrologa i okultysty Nostradamusa, nadwornego doradcy królowej Francji Katarzyny Medycejskiej. Krążek z miejsca znalazł się na wysokiej piątej pozycji fińskiej listy najlepszych wydawnictw, na której spędził 24 tygodnie z rzędu. Całość oparto na wielowątkowym powermetalu z ambicjami epickimi. Wszystko rozpoczynał The Kiss Of Judas z wyraźnym klawiszowym podkładem w średnim tempie, nawiązujący do starszych dokonań zespołu. Prawdziwą ucztę dla zmysłów zaczynał jednak Black Diamond z pięknym wstępem wzorowanym na klawesynie. Na oficjalnej stronie internetowej grupy pojawiło się swego czasu głosowanie na najlepszy utwór zespołu i fani wybrali właśnie ten, co może służyć za najlepszą rekomendację. Klasycznie helloweenowy Forever Free charakteryzował się ostrym riffem, pędzący rytmem, prawdziwym popisem finezji oraz dwoma solówkami – klawiszową i gitarową. Nieco słabsza była ballada Before The Winter, przeciętny był też The Abyss Of Your Eyes. Do świetności Against The Wind nawiązywały przebojowe Legions i Paradise, z kolei wśród ballad Coming Home dorównało niemal poziomem Forever. Koncept kończył ponad 10-minutowy Visions (Southern Cross), który nie wypadało nazwać inaczej jak epicką perełką. Zaletą płyty była jej spójność, ambitne pomysły i doskonałe wykonanie - do wszystkiego dochodziła świetna okładka. Patenty wymyślone przez Tolkkiego i spółkę stały się wzorem dla wielu młodych zespołów, które pomysły Finów później kopiowały. W samej Finlandii sprzedano ponad 20 000 kopii. Krążek otrzymał status złotej płyty, której uroczyste wręczenie odbyło się 10 lipca 1998 w "Tavastia Club" w Helsinkach.
Dwupłytowy [7] zawierał nagrania koncertowe z Aten i Mediolanu. Należał do najwybitniejszych albumów nagranych na żywo w historii muzyki metalowej. Zawierał wszystkie największe przeboje Stratovarius, zagrane przy aplauzie widowni oraz 11-minutową improwizację Holy Solos. 30 czerwca 1998 ukazała się kompilacja The Past And Now, niestety tylko w Japonii. Nie minęły dwa miesiące, a 5 października 1998 światło dzienne ujrzał [8], który zadebiutował na pierwszym miejscu fińskiej toplisty, jeszcze zanim został oficjalnie wydany. I tym razem formacja nagrała bardzo dobrą płytę. Monumentalny ponad 10-minutowy Destiny to numer "miły i sympatyczny" z wykorzystaniem żeńskiego chóru. Jednocześnie kompozycja narzuciła niejako styl całemu albumowi - było melodyjnie, choć miejscami zaskakująco lekko i delikatnie. Fakt, że S.O.S. czy No Turning Back zagrano w starym stylu, ale już cała reszta oscylowała bardziej w kierunku progresywnego hard rocka jak Playing With Fire czy Rebel. Kiepsko wypadały ballady, z których jedynie bronił się wzruszający 4000 Rainy Nights. Szkoda, że przesłodzony Years Go By i mizerny Venus In The Morning brzmiały jak wymuszone kopie dawnych osiągnięć. Całe szczęście kończący wydawnictwo ponad 9-minutowy epicki Anthem Of The World oraz niesamowicie melodyjny europejski bonus Cold Winter Nights pozostawiały na koniec lepsze wrażenie. Stratovarius nie zatracił swoich specyficznych cech jak skomplikowane aranżacje, zmieniająca nieustannie tempo perkusja i kryształowy głos Kotipelto, ale brakowało przysłowiowego pazura. Tak jakby większość kawałków była komponowana, by emitować je w mediach, aby każdy znalazł coś dla siebie. Mimo zdobycia niewątpliwego sukcesu komercyjnego, album wzbudził mieszane uczucia. Jako japoński bonus dodano tym razem Dream With Me, a w USA - cover Scorpions Blackout.


Timo Kotipelto

Kwintet ruszył na wielkie tournee "Destiny Tour" wraz z Angrą, które rozpoczęło się 15 stycznia 1999 we Francji. W trakcie tej trasy doszło do rozstania z wieloletnim wydawcą - T&T/Noise Records - a zespół podpisał nowy kontrakt z niemieckim Nuclear Blast. Ostatnią płytą firmowaną starym logo była wydana w 1999 składanka "The Chosen Ones", zawierająca prawie wszystkie najlepsze numery grupy. W maju 2000 wyszedł [9] - ostatnie wielkie dzieło Finów, bedące powrotem do szybszych brzmień. Na starcie świetne wrażenie sprawiała kapitalna okładka autorstwa Dereka Riggsa, etatowego grafika angielskiej drużyny piłkarskiej West Ham (także Gamma Ray). Timo Kotipelto wyjaśniał: "Obraz można podzielić na dwie części. Prawa strona jest jaśniejsza i reprezentuje świat duchowy, krainę gdzie przebywają istoty ludzkie przed narodzeniem i po śmierci. Lewa strona symbolizuje świat materialny, w którym teraz żyjemy. Delfiny są czystymi ludzkimi duszami, które skaczą przez znak nieskończoności - w ten sposób rodząc się przeskakujemy ze świata duchowego w materialny, a umierając wracamy w inny wymiar". Dobre wrażenie sprawiały singlowe Hunting High And Low patetyczny Glory Of The World - oba odegrane w radosnym duchu Helloween. Spośródtych powermetalowych petrad najlepiej prezentował się Freedom ze świetnym refrenem. Wyróżniał się też potężny Millennium z wyśrubowaną solówką Tolkkiego. Rytmiczny Million Light Years Away był spokojniejszy i wypolerowany w rock/metalowych klimatach, które miały objąć Stratovarius w objęcia już w niedalekiej przyszłości. Z dwóch kolosów lepsze wrażenie robił Infinity z progresywnymi inklinacjami w partiach instrumentalnych, raczej skromną symfoniką i chórami. Natomiast romantyczny Mother Gaia rozwleczono zbytecznie do granic możliwości. Dwa dodatkowe potknięcia zaliczono w bezbarwnym Phoenix (odartym z pozytywnych cech zarówno melodyjnego power i progresywnego power) oraz zupełnie niepotrzebny akustyk na zakończenie Celestial Dream. Jeśli traktować ten krążek jako logiczne rozwinięcie wątków z trzech poprzednich albumów, była to kontynuacja wyjątkowo zachowawcza i bezpieczna. Brzmienie dość bezmyślnie ukierunkowano na styl niemiecki, na pewno w szybszych pozbawionych orkiestracji i chórów utworach. Poprawność i rutyna to wizytówka tej płyty, choć odniosła ona oszałamiający sukces w całej Europie, a Stratovarius ruszył na światowe tourne, supportowany przez Silent Force i Heavenly. Jego zakończenie miało miejsce w warszawskiej "Proximie" 15 grudnia 2000, gdzie grupa dała rewelacyjny koncert dla ok. 120 osób (niestety bez supportów).
Rok 2001 dla fanów zespołu nie okazał się zbytnio szczęśliwy. Powodem tego była niespodziewana decyzja o dwuletnie przerwie, podczas której wydano jedynie [10], zawierający nagrania dotychczas niepublikowane, umieszczane na stronach B-singli lub w Japonii. Trafiły tutaj tak interesujące nagrania jak Will My Soul Ever Rest In Peace? czy przeróbki Rainbow - Kill The King i I Surrender. 28 stycznia 2002 ukazała się druga solowa płyta Timo Tolkkiego Hymn To Life, zdecydowanie różniąca się od wszystkich wcześniejszych dokonań gitarzysty. Całość nagrano w spokojnych klimatach, a muzykowi pomogli w tym przedsięwzięciu klawiszowiec Mika Ervaskari i bębniarz Anssi Nykänen. Było to niestety nużące wydawnictwo, nie mające nic wspólnego z metalem. Krążkowi nie pomogły nawet goszczące na nim osobowości w osobach Michaela Kiske (Key To The Universe) oraz Sharon den Adel z Within Temptation (Are You The One?). Również Timo Kotipelto ze swoim zespołem wydał debiutancki, w miarę udany Waiting For The Dawn. Jens Johansson z bratem postanowili "odkurzyć" projekt o nazwie Silver Mountain i nagrać płytę Breakin` Chains.
27 stycznia 2003 ukazał się rozczarowujący [11]. Główny ciężar spoczywał na trzech długich rozbudowanych utworach o cechach powermetalu, progresywnego i symfonicznego rocka: Soul Of A Vagabond, Fantasia oraz Elements. Były to numery zaaranżowane nieudolnie - słabe, nudne, zbyt eklektyczne i występujące w pewnych momentach niezłe pomysły całkowicie zmarginalizowano i ten zmarnowany potencjał bolał tym bardziej. Przerysowanego dramatycznie i przesłodzonego wokalu Kotipelto wszędzie było pełno - poza Stratofortress, który jako instrumentalny cytat z klasyki muzycznej wypadł beznamiętnie. Sam początek w postaci singlowego Eagleheart nieco zwodził, bo ugrzeczniony melodyjny euro-power w takim stylu właśnie zaczął wchodzić na metalowe salony (za sprawą grup szwedzkich jak Insania). Gdyby nie denerwujące zaśpiewy Timo i zbytni helloweenowy sznyt to Find Your Own Voice można by uznać za bardzo dobry - przynajmniej dialog gitarowo-klawiszowy stał na dawnym poziomie. Pod Helloween (tym razem ery Kiske) zagrano również Learning To Fly, ale wkładu własnego praktycznie nie zawarto. Na koniec zawstydzający rock symfoniczny A Drop In The Ocean, jakby z animowanego filmu - szum morza od połowy utworu to balsam na zbolałe uszy i można było odetchnąć po tym co tym razem zafundował słuchaczom Stratovarius. Mika Jussila tym razem zastosował mastering gładki i płaski, odpowiedni może do tych bezbarwnych kolosów, ale do mocniejszych kawałków (w 2009 pojawiła się zremasterowana wersja, na której starano się przywrócić klasyczne brzmienie z poprzednich płyt). To była artystyczna porażka, a przecież druga część Żywiołów miała nadejść jeszcze w tym samym roku.
Wydany 27 października 2003 [12] zdawał się potwierdzać niemoc twórczą grupy. Stratovarius co prawda potrafił jeszcze przygalopować (I`m Still Alive, Know The Difference), ale Kotipelto niemiłosiernie piał w większości utworów, a pokręcona struktura kawałków pozostawiała wiele do życzenia (Alpha & Omega, Luminous). Z jednej strony wyraźnie słychać było chęć powrotu do starych czasów, ale przeważyły inklinacje Tolkkiego i Johanssona do zwolnionych mdłych kompozycji. Całe szczęście, Finowie zrezygnowali tym razem z nagrania czegoś dłuższego - ten talent zatracili już zresztą kilka lat wcześniej. Główny ciężar położono na numerach niby formalnie rozbudowanych w manierze progresywnej, refleksyjnych i mało interesujących (Season Of Faith`s Perfection, Dreamweaver). Partie instrumentalne wypadły schematyczne, a interakcja klawiszy ze zmierzającymi donikąd w zasadzie solówkami gitarowymi układała się w układne melodie. Luminous to bezbarwne metalowe nudzenie, a o Liberty w najgorszej nadętej tradycji Avantasii lepiej w ogóle nie wspominać. W zasadzie zaskakiwał jedynie odmienny Awaken The Giant - ciężki w stylu Black Sabbath ery Martina i gdyby cofnąć się w przeszłość, to podobne utwory o mrocznym klimacie można by znaleźć tylko na [2]. Powstała płyta tylko odrobinę lepsza niż część pierwsza, ale to nie znaczy, że dobra. Tworzyła bowiem wrażenie zbioru kawałków tylko po części odpowiadających muzycznej filozofii części pierwszej, dopełnionych pomysłami wyciągniętymi gdzieś z zakurzonej szuflady - choć paradoksalnie to one właśnie podnosiły wartość albumu.
To niepowodzenie zapowiadało rychły koniec zespołu i faktycznie, na skutek konfliktów interpersonalnych z Tolkkim zimą 2003 odeszli Timo Kotipelto (skupił się na karierze solowej) oraz Jörg Michael (przeszedł do Saxon). Co prawda sam Tolkki nie tracił wiary w przyszłość, ale pewne było, że dawny znakomity Stratovarius zbyt szybko nie powróci. Na oficjalnej stronie internetowej zespołu pojawiały się różne niestworzone rzeczy wypisywane przez lidera grupy, który ogłosił nawet, że nową frontmanką zostanie była gimnastyczka Katriina Wiiala, znana jako Miss K. z kapelki pop-rockowej Musta Joutsen. Później Jens Johansson przyznał, że Tolkki wymyślił to wszystko, by nadać Stratovarius "większy rozgłos". Tymczasem prawda była taka, że gitarzysta miał coraz większe problemy z załamaniem nerwowym i początkowym stadium schizofrenii. Atmosfera w grupie zrobiła się tak niezdrowa, że Johansson i Kainulainen spodziewali się wyrzucenia ze Stratovarius z dnia na dzień. Sam lider zadziwiał chyba sam siebie, wymyślając coraz to nowe bzdury (m.in. o rzekomym ataku fana na jego osobę) i ogłaszając to mediom.
Z czasem Tolkki doszedł do jednak siebie. Jakimś cudem zdołał przekonać członków najsłynniejszego składu, by jeszcze raz spróbować szczęścia pod starym szyldem. Niestety, [13] okazał się kompletnym niewypałem - muzyka nie kleiła się, utwory zmierzały donikąd, nawet wokal Kotipelto zatracił dawną iskrę. Nagranie materiału w wymuszonym tempie nie wyszło ekipie na dobre, a nad wszystkim unosił się duch alkoholizmu Tolkkiego i jego dziwnych odchyłów. Back to Madness miał nawet coś w sobie, ale z czasem irytował pseudo-operową drażniącą uszy wstawką pośrodku utworu oraz napuszonym wokalem Kotipleto. Gypsy In Me zwyczajnie nudził, a mdły The Land Of Ice And Snow był chyba najgorszą balladą XXI wieku. Fińskim dziennikarzom muzycznym przypomniały się wówczas niegdysiejsze zarzuty Tolkkiego pod adresem zespołu Thunderstone, że kopiowali Stratovarius. Po przesłuchaniu choćby Leave The Tribe wydawało się, że wówczas Thunderstone bili Stratovarius na głowę. Tego krążka nie chciało się drugi raz włączać. Niektóre kawałki (Maniac Dance, Just Carry On) brzmiały topornie i niemal prostacko, kopiując w krzywym zwierciadle Helloween epoki Derisa. W po części heroicznym Leave The Tribe przewijały się ciekawe momenty na tle lekko tajemniczego klimatu oraz wyrazistego refrenu (przypominającego wzniosłe numery Narnii), ale ostatecznie to była tylko lepiej dopracowana od innych kompozycja. W Götterdämmerung nie wiadomo co chcieli grać - czy epicki heavy w umiarkowanych tempach czy powermetal o cechach progresywnych. Na koniec zawstydzający United, brzmiący jak bezzębna wersja podobnych numerów z true metalowym refrenem w wykonaniu niemieckiego Majesty. Płytę nagrywano w różnych lokacjach, a mastering wykonał Svante Forsbäck ze Szwecji i do jego jednego nie można mieć żadnych pretensji. Ten krążek stanowił kompletną porażkę artystyczną Stratovarius czy może raczej samego Tolkkiego jako twórcy większości kompozycji. Nic nie stało na wysokim poziomie, nic nie zachwycało, a fanom pozostały ledwie naszkicowane interesujące idee porozrzucane bez ładu i składu po prawie wszystkich utworach. Oryginalności prawie żadnej, a to co wzięte z Niemiec zostało wzięte nie stąd skąd warto było coś wziąć. Poza wąską grupą fanów, którym zawsze się podobało cokolwiek co by ten zespół nie nagrał, album ten był kompletnym rozczarowaniem i został poddany miażdżącej krytyce. Niemal natychmiast znów pojawiły się napięcia wewnątrz zespołu. Wpierw odszedł zrezygnowany Jari Kainulainen. Nie mogąc dogadać się z Kotipelto i Michaelem, zirytowany Tolkki zrzekł się 3 kwietnia 2008 praw do nazwy Stratovarius i opuścił zespół. Wkrótce założył Revolution Renaissance, do którego zatrudnił Gustavo Monsanto, wokalistę o niemal identycznej barwie głosu jak Kotipelto.
Tymczasem Kotipelto, Johansson i Michael, po dokoptowaniu do składu gitarzysty Matiasa Kupiainena i basisty Lauri Porry, zamknęli się w studio i rozpoczęli nagrania do [14]. Album ukazał się 21 maja 2009 i był dużym rozczarowaniem. Po pierwszym przesłuchaniu, miało się ochotę odłożyć album na bok, gdyż jego fragmenty potrafiły naprawdę uśpić. Wydawało się, że każdy z członków grupy próbował dać z siebie to co najlepsze. Na największe pochwały zasłużyła kompozycja Deep Unknown - szybka i ostra, pełna elementów progresywnych i aranżacyjnych smaczków. Podobać się mógł również klimatyczny Winter Skies z bez wątpienia najlepszym z całej płyty balladowym refrenem. Reszta była zwyczajnie kiepska, na czele z King Of Nothing utrzymanym w powolnym tempie oraz jeszcze nudniejszym Somehow Precious. To muzyczne zróżnicowanie było największą wadą krążka, a całość materiału - nierówna. Mimo utyskiwań niektórych krytyków, że na przełomie całej swojej kariery Stratovarius był jedynie klonem Helloween, posiadającym "pedalskiego" wokalistę, należy uznać fiński zespół jako jeden z liderów ówczesnego europejskiego ruchu powermetalowego, który nagrał kilka naprawdę fascynujących krążków. [19] zawierał różne rzadkie nagrania, w tym trzy zupełnie nowe: Enigma, Burn Me Down i Oblivion. Dyskografię uzupełnia koncertowe DVD "Under Flaming Winter Skies – Live In Tampere".

Muzycy występowali też w innych grupach:

ALBUM ŚPIEW GITARA KLAWISZE BAS PERKUSJA
[1] Timo Tolkki Antti Ikonen Jyrki Lentonen Tuomo Lassila
[2] Timo Tolkki Antti Ikonen Timo Tolkki Tuomo Lassila
[3] Timo Tolkki Antti Ikonen Jari Kainulainen Tuomo Lassila
[4] Timo Kotipelto Timo Tolkki Antti Ikonen Jari Kainulainen Tuomo Lassila
[5-13] Timo Kotipelto Timo Tolkki Jens Johansson Jari Kainulainen Jörg Michael
[14-16] Timo Kotipelto Matias Kupiainen Jens Johansson Lauri Porra Jörg Michael
[17-22] Timo Kotipelto Matias Kupiainen Jens Johansson Lauri Porra Rolf Pilve

Jens Johansson (ex-Silver Mountain, ex-Yngwie Malmsteen, ex-Dio, ex-Johansson),
Lauri Porra (ex-Warmen, ex-Tunnelvision, ex-Almah, ex-Kotipelto), Rolf Pilve (ex-Solution.45, ex-Random Eyes, Status Minor)


Rok wydania Tytuł TOP
1989 [1] Fright Night
1992 [2] Twilight Time
1994 [3] Dreamspace
1995 [4] Fourth Dimension
1996 [5] Episode #12
1997 [6] Visions #9
1998 [7] Visions Of Europe (live / 2 CD)
1998 [8] Destiny
2000 [9] Infinite #28
2001 [10] Intermission (kompilacja)
2003 [11] Elements 1
2003 [12] Elements 2
2005 [13] Stratovarius
2009 [14] Polaris
2011 [15] Elysium
2012 [16] Under Flaming Winter Skies – Live In Tampere ( live / 2 CD)
2013 [17] Nemesis
2015 [18] Eternal
2018 [19] Enigma: Intermission 2 (kompilacja)
2022 [20] Survive
2024 [21] Heroes EP
2024 [22] Demand EP

          

          

          

      

Powrót do spisu treści