

Niemiecka grupa powstała w 1980 w Gladbeck w Północnej Westfalii. Zadebiutowała dwoma kasetami ("Demo 1982" - na niej Boltendahl zagrał też na basie - oraz "Born Again" w 1983), co pozwoliło podpisać kontrakt z wytwórnią Noise. Pierwsze trzy płyty stanowiły dość infantylną mieszankę teutońskiego heavy, punku i Iron Maiden ery Di`Anno. Młody Chris Boltendahl (ur. 2 stycznia 1962) nie przejmował się tym, że nie umiał śpiewać, a riffy kompozycji były prościutkie - podobnie jak refreny. Jednak już na pierwszej płycie udało się wykreować mini-hity w rodzaju Headbanging Man z ryczącą gitarą Petera Massona, a tytułowy manifest Heavy Metal Breakdown pod względem werwy zahaczał wręcz o heavy/power. Ekipa zyskała z jednej strony opinię bardziej brutalnego wcielenia Accept, z drugiej wykorzystano wpływy Venom w ponurym Back From The War. Zupełnym zaskoczeniem była pół-ballada Yesterday, w której gościnnie na klawiszach zagrał Dietmar Dillhardt. Utwór ciekawie skonstruowano i w jakiś sposób nawiązywał on do wczesnych utworów Uli Jona Rotha w Scorpions, ale także krajanów z Gravestone. Zasadniczo jednak krążek był ciężki i rytmiczny jak w solidnym (choć mało porywającym) We Wanna Rock You. Przy okazji niezłego w drugiej części galopującego Legion Of The Lost grupa popełniła błąd ze zbyt długim akustycznym wstępem, ale kompozycja wyznaczyła w dużej mierze to co stało się muzyczną podstawą stylu Grabarza wiele lat później. Ten toporny i siłowy teutoński styl zapewne najlepiej oddawał Tyrant, a że można było to zrobić z odpowiednią mocą pokazywał bezwzględnie rozegrany Heart Attack. Album cechowało dobre brzmienie - ostro bijąca po uszach perkusja dźwięczała blachami, a gitara rozdzierała na kawałki. Na ten metal w skórzanych kurtkach (ale bez motocykli) powstał duży popyt i zespół niemal z dnia na dzień zyskał status pomniejszej gwiazdy w Niemczech. W 1984 wydano także EP-kę Shoot Her Down!, po czym Willi Lackmann odszedł z Grave Digger
Drugi album nagrano już w trzyosobowym składzie i Boltendahl zaprezentował się na nim jako basista w części utworów. Płyta ukazała się w maju 1985 nakładem Noise Records i zasadniczo była kontynuacją debiutu. Poza topornym coverem Alice Cooper School's Out, trio zaprezentowało sporo heavy metalu inspirowanego speedem, który w Niemczech właśnie się konstytuował pod wpływem grup amerykańskich i kanadyjskiego Exciter. Kwadratowe granie postawiono w centrum i ta specyficzna prostota została tu mocno wyrażona w szybkich Witch Hunter i Night Drifter, przy czym melodyjność zachowano na umiarkowanym poziomie, maskując ją surowością spod znaku Venom (Friends Of Mine). Chwytliwość numerów jakby celowo zepchnięto na dalszy plan co słychać w Get Ready For Power, Here I Stand i prymitywnym Get Away. Łagodniejsze oblicze ekipa pokazywała w balladowym Love Is A Game, jednak i ten utwór w dalszej części poprowadzono ostro i budowany klimat w ostatecznym rozrachunku przepadał. Perkusyjna solówka Eckardta stanowiła wstęp do Fight For Freedom i bębny generalnie zdominowały ten nieco dziwny i teatralnie zaaranżowany kawałek z kilkoma rodzajami wokalu. Płyta wyznaczyła w Niemczech pewien trend na granie speedmetalowe i tak prezentowało się sporo innych zespołów z tego kraju w drugiej połowie lat 80tych. Taki styl zdobył uznanie wiernej grupy fanów, nie dawał jednak szans na wypłynięcie na szersze wody, zdominowane przez bardziej melodyjnie grające zespoły.
Wzmocniony basistą Chrisem Brankiem, zespół przystąpił do nagrywania [3], który w lutym 1986 wydała wytwórnia Noise Records. Trudno sobie wyobrazić gorsze otwarcie niż prymitywny Keep On Rockin`, stanowiący przykład kompromitującego połączenia czegoś w rodzaju glamu i heavy/speedowej topornej germańskiej maniery. Generalnie niezbyt było wiadomo do kogo ta płyta była skierowana. Prostacki drapieżny heavy/power w umiarkowanym tempie Heaven Can Wait wypadł słabo, zaś zamaszyste riffy speedmetalowych Fire In Your Eyes oraz (Enola Gay) Drop The Bomb pozbawiono jakiejkolwiek atrakcyjności. Górę tutaj brała sztampa znana z dwóch poprzednich albumów, w dodatku sam Boltendahl śpiewał kiepsko. Jego wokal w procesie produkcji cofnięto wgłąb planu gitarowego, na wskutek czego frontman musiał się przekrzykiwać z gitarą Petera Massona. Najgorszymi fragmentami krążka były: brzmiący niczym popłuczyny po Accept Let Your Heads Roll i zawstydzający Playin` Fools - odegrany w najgorszej z możliwych melodyce NWOBHM. Pewną próbą oderwania się od prymitywnego schematyzmu był zrobiony pod amerykański US Power Fallout, jednakże zupełnie nieudany refren niweczył ciekawe rozwiązania współpracy basu i gitary w zwrotkach. W rezultacie paradoksalnie najlepszym numerem okazała się łzawa ballada Love Is Breaking My Heart - oczywiście niesamowicie pretensjonalna, ale przynajmniej posiadająca chwytliwą melodię, trochę pianina i ponownego strojenia się w piórka Accept. W 1986 powoli zaczęła krystalizować niemiecka czołówka heavymetalowa i tym krążkiem Grave Digger udowodnił, że na nią nie zasługiwał. Do tego wszystkiego doszła frustracja brakiem sukcesu komercyjnego - trudno jednak było na niego liczyć, nagrywając taką słabą płytę.
Nie osiągnąwszy oczekiwanego sukcesu i będąc pod silną presją wytwórni Noise Records, formacja zmieniła nazwę na Digger i w grudniu 1986 wydała [4], łaczący resztki dawnego stylu z przeważającą amerykańską odmianą AOR. Muzyka brzmiała lżej niż kiedykolwiek, a tytułowy Stronger Than Ever nasuwał skojarzenia z dokonaniami Bon Jovi i Poison. Było to typowe granie lat 80-tych, z łagodnym śpiewem Chrisa Boltendahla (ur. 2 stycznia 1962) i klawiszami, na których zagrał gościnnie Matthias Ulmer. Na całe szczęście, album okazał się kompletną katastrofą - gdyby wówczas od kapeli nie odwrócili się dawni fani i nowy styl zyskałby gorących zwolenników, nigdy by prawdopodobnie nie powstały późniejsze majstersztyki. Kwartet nagrałby kolejnego gniota w podobnym stylu i następnego, aż na początku lat 90-tych zniszczyłby ich grunge. Ostatecznie [4] okazał się jednoczesną zdradą dotychczasowych ideałów, jak i artystyczną porażką. Co ciekawe to właśnie na tym krążku zadebiutował gitarzysta Uwe Lulis (ur. 6 grudnia 1965) - późniejszy autor większości killerskich riffów Grabarza. On, Boltendahl, basista Rainer Bandzus i perkusista Jochen Börner założyli Hawaii i w marcu 1989 rozprowadzili demówkę "Bottles And Four Coconuts". Większość z tych ostrzejszych kompozycji miało zostać wkrótce ponownie nagranych pod nowym-starym szyldem.
W 1991 Boltendahl z Lulisem wskrzesili formację, nadając grupie nowy wizerunek. Muzycy zmyli makijaże, zapuścili brody, chwycili w ręce miecze i rozpoczęli metalową krucjatę. Powoli idea zaczęła przekładać się na muzykę, która robiła się coraz bardziej interesująca, z płyty na płytę nabierając impetu i mocy. Zaczątki stylu słyszalne były już na solidnym [5] (na perkusji Jörg Michael), na którym formacja znacznie przyspieszyła. Niemal wszystkie numery były podrasowanymi kompozycjami z okresu działalności Hawaii. The Reaper osadzono na gitarowym podkładzie na wzór Running Wild, a truemetalowy Ride On - na perkusyjnej galopadzie, choć w rytmice wykorzystano niemal hard rockowe riffy w końcówkach taktów. Kolejny przebojowy refren prezentował ciężki Shadows Of A Moonless Night z acceptowym refrenem, ale do miana największego przeboju aspirował rycerski Under My Flag - niszczący i wyjątkowo sprawnie zagrany numer. Uwagę zwracał także znakomity Legion Of The Lost ze świetną rycersko-epicka melodią, która narastała stopniowo, aby zyskać pełnię mocy w refrenie. Krążek połączył znakomicie szybki heavy z elementami speedu i wspaniałym zachrypniętym śpiewem Boltendahla. Wizerunek całości psuły trzy niepotrzebne kawałki: toporny Wedding Day z głupawym tekstem i kiepską solówką, Spy Of Mas'On z trywialnym refrenem oraz The Devil Plays Piano z nudnym powtarzającym się motywem przewodnim. Ten surowy album stanowił etap przejściowy między wątpliwą przeszłością a chwalebną przyszłością. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie był to żaden powrót sensacyjny ze względu na niespójność stylistyczną.
Wyśmienity [6] jawił się jako jeden z najwspanialszych minialbumów wszechczasów, przybierając formę stylistycznego pomostu między topornym poprzednikiem a posępnym następcą. Spektakularny riff w Symphony Of Death należał do jednych z najlepszych w historii niemieckiego metalu. Utwory zamiast na szybkość stawiały zdecydowanie na ciężar. Kapitalny Back To The Roots nawiązywał do niepowodzenia Digger i powrotu do tytułowych korzeni. Mała zmiana dotyczyła wprowadzenia fantastycznych chórków, które w przyszłości miały się stać cechą charakterystyczną Grave Digger. [7] rozpoczął "erę nowożytną" w działalności formacji. Był zbiorem niezwykle mrocznych opowieści o wiedźmach, demonach i ludzkich podłościach. Chris Boltendahl wreszcie znalazł najbardziej odpowiedni dla siebie ton chrypki, a jego głos potrafił przestraszyć krzykiem, w innym momencie zadziwiał miękką aranżacją ballady. Oprócz kilku niezaprzeczalnych hitów na albumie znalazły się także gorsze utwory, które na szczęście przybrały postać niezbędnych elementów większej układanki. Płyta zabierała słuchacza w niepokojącą podróż po katakumbach, średniowiecznych miastach zniszczonych przez zarazę i miejscach zakazanych obrzędów. Shadowmaker był dynamicznym kawałkiem, którego jakość obniżał niestety niezbyt udany refren (spore wrażenie robiło wejście perkusji Ullricha na początku). Następny The Grave Dancer nie posiadał atutów w postaci "wpadającego w ucho" rytmu czy też wyjątkowej zwrotki, wyróżniał się jednak specyficzną dla Grabarza atmosferą. Do najjaśniejszych momentów wydawnictwa należały trzy utwory, bardziej przemyślane pod względem tematyki i melodii. Niemal 12-minutowy Heart Of Darkness składał się z trzech części i był swoistym hołdem złożonym filmowi "Czas Apokalipsy". Rozpoczynał się spokojnie, by szybko przejść do dynamicznej melodii, wkrótce ustępującej miejsca wolniejszemu fragmentowi, niesamowitym akordom gitar i melodyjnemu refrenowi. Smakowicie wypadł chwytliwy Circle Of Witches z ogromną porcją dynamiki i pasji, choć niepotrzebnie rozpoczynał się dwuminutowym intrem. Wreszcie niesamowita ballada Demon`s Cry - smutna i przygnębiająca, traktująca o zagrożeniu życia na Ziemi w wyniku działań ludzkich. Całość sprawiała wrażenie nadzwyczaj dojrzałej, a w porównaniu z wcześniejszymi dokonaniami zespołu utrzymano ten materiał w spójnej konwencji (pędzący na złamanie karku Warchild ze zwolnionym refrenem, świetny refren w Hate, robiący wrażenie Black Death).
[8] był pierwszą częścią "trylogii średniowiecznej" i dotyczył wojen wyzwoleńczych Szkotów. Metal zawarty na krążku był mniej mroczny i bardziej epicki niż na [7], stanowiąc apoteozę takich ideałów jak odwaga, waleczność i wierność. Wszystko rozpoczynało intro The Brave, będące przeróbką szkockiego hymnu narodowego granego na dudach. Kapitalny The Dark Of The Sun symbolizował cała przemianę stylistyczną Grave Digger - było szybko, melodyjnie i chóralnie (do utworu nagrano równiez videoklip). William Wallace (Braveheart) urzekał gwałtownym brzmieniem zwrotki oraz delikatnym wydźwiękiem refrenu, doskonale opisując smutny los największego szkockiego bohatera narodowego. Ciężki i mroczny The Bruce dotyczył włądcy tyleż sławnego (pokonanie Anglików pod Bannockburn) co kontrowersyjnego. Fantastyczny riff otwierał The Battle Of Flodden, dotyczący bitwy z 9 września 1513, w której to 26 000 Anglików pobiło 34 000 Szkotów. Po tych batalistycznych zmaganiach następowała niespodzianka w postaci świetnej ballady The Ballad Of Mary (Queen Of Scots), w której wzruszał głęboki głos Boltendahla. Kawałek doskonale oddawał uczucia Marii Stuart, głównej rywalki Elżbiety I do tronu zjednoczonej Wielkiej Brytanii. Kolejne dwa kawałki - The Truth i dotyczący króla Jakuba I Cry For Freedom choć brzmiały interesująco, bledły jednak przy znakomitym Killing Time, znakomitym utworze bitewnym o dużym ładunku ekspresji. Następny Rebellion (The Clans Are Marching) okazał się najbardziej znanym utworem Grave Digger. Wspaniały bas na początku i chóralne zaśpiewy muzyków przyprawiały o dreszcze na plecach. Do dziś jest to prawdziwy diament na koncertach, kiedy to fani gremialnie wyspiewują refren "The clan`s are marching against the law, bagpipers play the tunes of war, death or glory i will find, rebellion on my mind". Kończący zasadniczą część krążka Culloden Muir posiadał dość udziwnioną strukturę, a dotyczył klęski szkockiej rewolucji jakobitów na wrzosowiskach Culloden niedaleko Inverness 16 kwietnia 1746, w której Anglicy stracili jedynie 52 zabitych. Był to fantastyczny album, kapitalnie zagrany - zwracały uwagę solówki Uwe Lulisa, potężny wokal oraz fantastyczna atmosfera.

Od lewej: Uwe Lulis, Stefan Arnold, Chris Boltendahl, Jens Becker
[9] był drugą częścią trylogii - tym razem na warsztat muzycy wzięli historię wypraw krzyżowych, a zwłaszcza losy tajemniczego zakonu templariuszy. O nich własnie traktowały szybkie Knights Of The Cross, Monks Of War oraz wolniejszy Heroes Of This Time. Były one tak wspaniale zagrane, że nie sposób było pozostać przy nich obojętnym. Fanatic Assassins ukazywał drugą stronę konfliktu i był podzielony na dwie części - zwrotka wydawała się być chaotyczna i niejednolita, a po tym celowym zabiegu atakował dynamiczny refren. Najbardziej przebojowy Lionheart opowiadał o losach króla Anglii, Ryszarda Lwie Serce, który walczył w Ziemi Świętej w latach 1190-1192. Kompozycję wykonano perfekcyjnie - ostry początek kontynuowano podczas obiecującej zwrotki, zakończonej porywającym refrenem, wykonanym zresztą przy udziale niesamowitych chórków. Dobre wrażenie sprawiał również kroczący The Keeper Of The Holy Grail, a także Inquisition, w którym wytknięto techniki jakimi posługiwała się Święta Inkwizycja przy kasacie zakonu templariuszy. Intrygujący Baphomet opowiadał o tajemniczej głowie, którą podobno mieli czcić rycerze-mnisi. Chóralnie odśpiewany Over The Sea relacjonował losy uciekających przez papieżem i królem Francji rycerzy, którzy znaleźli schronienie w szkockich Highlandach. The Curse Of Jacques opisywał historię ostatniego wielkiego mistrza templariuszy Jakuba de Molay, który - nie chcąc wyjawić położenia skarbu zakonu - został skazany na śmierć i spalony na stosie. Płonąc, miał on rzucić klątwę na króla i papieża, przepowiadając im rychłe zgony, co wkrótce nastapiło. Utwór ten opisujący agonię i bohaterską śmierć Jakuba należał do najlepszych na albumie, mimo swej ponurej wymowy. Wszystko spinał w klamrę prawdziwy hymn bitewny Tha Battle Of Bannockburn. Bitwa odbyła się w dniach 23-24 czerwca 1314 i zakończyła pogromem Anglików, którzy stracili na polach Bannockburn ponad 20 000 ludzi, w tym aż 700 ciężkich kawalerzystów. Zwycięstwo odniesione przez Roberta Bruce`a walnie przyczyniło się do uznania niepodległości Szkocji w 1328. Pewne kroniki wspominają o udziale po stronie szkockiej tajemniczych rycerzy w białych płaszczach, których dzisiejsi historycy biorą za pozostałych przy życiu templariuszy, którzy znaleźli w Szkocji swoją przystań po ucieczce z kontynentu. Był to wspaniały album, którego do dziś fani zespołu słuchają zapewne z nabożną czcią.
Kończący średniowieczną trylogię [10] ukazał się 6 września 1999. Produkcja ostatniej odsłony z pewnością nie należała do łatwych. Na muzykach ciążyło brzemię dwóch poprzednich części, które stały się pozycjami niemal kultowymi w historii heavy metalu. Zakończenie tej podróży w przeszłość należało więc zakończyć czymś wyjątkowym. Płyta spełniła oczekiwania - zdaniem niektórych fanów, stanowiła apogeum trylogii i jej najlepsze zwieńczenie. Przenosiła odbiorcę w okres legend arturiańskich, tworząc niesamowite wrażenie tajemnicy i fatum ciążącego nad głównymi bohaterami spektaklu. Album oddawał dość wiernie historię słynnego jednoczyciela Brytanii - króla Artura - który osiągając wielkość, jednocześnie przeczuwał własny upadek. Krążek przybrał porządek chronologiczny, dzięki czemu mozna było uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach, których zakończenie zostało objawione dopiero po przebrnięciu przez 12 kompozycji. Właściwie każdy utwór na płycie wyróżniał się czymś szczególnym, dzięki czemu łatwo było go zapamiętać. Większość miała agresywne zabarwienie, jednak w tym przypadku była to cecha zdecydowanie pozytywna. Wiele dobrego można powiedzieć o otwierającym Pendragon, a zwłaszcza po następującym po nim Excalibur z niesamowitą solówką Lulisa. Oba kawałki należały do szybkich i dynamicznych, wykonanych niewątpliwie w stylu Grave Digger. Potem następowało fantastyczne zwolnienie w postaci The Round Table (Forever), w którym słuchacz zapoznawał się ze strukturą Okrągłego Stołu. Rozpoczynający się balladowo Morgane Le Fay charakteryzował się cudownym refrenem - dotyczył przyrodniej siostry Artura i jednoczesnie córki Igerny z pierwszego małżeństwa. Morgana była czarodziejką obdarzoną wielką mocą, żeńską odpowiedniczką Merlina i jednocześnie jego przeciwniczką. Generalnie spiskowała przeciwko Arturowi i Ginewrze, pragnąc zapewnić władzę swojemu ukochanemu synowi Mordredowi. W The Spell, świadectwie upadku Merlina, przewijała się niewidzialna ręka przeznaczenia, która w odpowiednim momencie zgłosiła się po swoją własność. Przebojowy Tristan`s Fate zaczynał się dość nietypowo, od nasilającego się wyśpiewanego refrenu i należał do jednych z najlepszych numerów na płycie. Podobały się też Lancelot z poruszającym refrenem, galopujący Mordred`s Song oraz potężny The Final War, w którym ginęli niemal wszyscy główni bohaterowie. Całość kończyły dwie wolniejsze kompozycje - Emerald Eyes to delikatna ballada poświęcona Ginewrze, a Avalon przekonywał, że oto słuchacz ma kontakt z czymś naprawdę wyjątkowym. Zdaniem wielu, [10] był i pozostaje najlepszym dokonaniem Grave Digger. Słuchając tego krążka trudno było nie pochwalić muzyków za wyjątkowo trafny klimat średniowiecznej baśni.
Zespół był na szczycie, jednak obraz sielanki zakłócił konflikt personalny między Boltendahlem i Lulisem, który zakończył się odejściem z zespołu tego drugiego. Gitarzysta powołał wkrótce (wraz z Göttlichem) do życia Rebellion. Grave Digger znaleźli gitarowego następcę w osobie Manniego Schmidta. Nowy album jednak nie powalał, choć niektórzy wydawali chwalebne opinie na podstawie starego przekonania, że "skoro to Grave Digger to musi to być świetne". Było to podejście wygodne, ale niestety w tym przypadku fałszywe. [11] cierpiał na przeciętność - oklepane riffy, do bólu odgrywane patenty i ani kropli inwencji twórczej. Ktoś może powiedzieć, że o to w tym chodziło - o granie w kółko tego samego i radowanie się z każdej kolejnej nuty, która brzmiała zupełnie jak poprzednia. Przy King Pest czy Sacred Fire nie sposób nie było dostrzec wtórności. Ten krążek nie był do końca zły, tylko potwornie typowy i cholernie przewidywalny. Schmidt zamiast pchnąć muzykę Grave Digger do przodu, pociągnął ją jeszcze bardziej w przeszłość, tak jakby szerokim łukiem ominął ostatnie dzieła grupy. Nie wypalił również koncept albumu, oparty niby na opowieściach Edgara Allan Poe. Po pierwszych trzech bardzo dobrych kawałkach - Son Of Evil, The Grave Digger i Raven - album właściwie się kończył. Reszta krążka próbowała w nieudany sposób zauroczyć mroczną atmosferą XIX-wiecznej Anglii. Była to najsłabsza płyta zespołu od czasów [4]. Boltendahl w mediach robił dobrą minę do złej gry próbując przekonywać, że nowy album stanowił powiew świeżości i że tak własnie Grave Digger grać powinien. Chyba nawet on sam nie był przekonany do prawdziwości tych słów. Zdawał sobie sprawę, że jesli drugi album bez Uwe Lulisa będzie niepowodzeniem, przyszłość zespołu może się okazać bardzo niepewna.

Od lewej: Jens Becker, Chris Boltendahl, Alex Ritt, Stefan Arnold
Całe szczęście [13] można było postawić spokojnie koło średniowiecznej trylogii. Dla jednych było to nadal powielanie schematów, dla większości jednak - diabelnie dobry krążek w starym stylu. Całość oparto na nawiązaniu do "Sagi O Nibelungach" Richarda Wagnera. Muzyka brzmiała potężnie jak za dawnych lat. Rheingold, Valhalla czy Giants były wspaniałym heavymetalowymi hymnami ze specyficznymi diggerowymi riffami, mocnym wokalem Chrisa i wspaniale skonstruowanym nastrojem opowieści o słynnym Pierścieniu. Wszystko kończył epicki Twilight Of The Gods, monumentalna kompozycja z mnogością chórów i orkiestracji mogących wprawić w zachwyt. Niestety, [14] znów był rozczarowaniem. Tym razem muzycy sporządzili mix z pomysłów ze wszystkich swoich ostatnich płyt. Rezultatem okazała się potrawa nie tyle bez smaku, co zatęchła i mdła. Z tego krążka biła po prostu przeraźliwa nuda, a po jego przesłuchaniu w pamięci nie zostawał ani jeden kawałek. Tekstowo płyta dotyczyła religii chrześcijańskiej, orbitując wokół czasów Chrystusa i słynnej Ostatniej Wieczerzy. Pomysł może i dobry, ale wykonanie zupełnie nieprzekonujące. [16] był dodatkiem do DVD "Live at the Rock Machina Festival 2001". Zawierał dwie wersje ponownie nagranego Yesterday - kawałka z debiutanckiego krążka (jedna wersja z orkiestrą), niepublikowany nigdzie The Reaper`s Dance oraz cover Led Zeppelin No Quarter.
[17] znów był dziełem na poziomie, a całość dotyczyła historycznych wydarzeń od czasów starożytnych po XX-wiek dotyczących wolności i walki w obronie niepodległości. Dojrzałe i poruszające teksty tworzyły naprawdę krążek dość niepowtarzalny. Liberty Or Death dotyczył wojny między mieszkańcami Krety a atakującymi ich Turkami. Ocean Of Blood traktował o Mojżeszu wyprowadzającym Żydów z Egiptu przez Morze Czerwone. Utworem Highland Tears Grave Digger powrócili do historii Szkotów, a Until The Last King Died opowiadał czasy krwawej rewolucji francuskiej. Niepokojący March Of The Innocent, opisywał życie Żydów w obozach koncentracyjnych - rozpoczynał się dźwiękiem dzwonów i gitary akustycznej. Bardzo dobry Silent Revolution miał mocno rockową wymowę i dotyczył indyjskiej rewolucji Gandhiego. W środku utworu Chris wcielał się w rolę polityka i cytował fragment jego wystąpienia. Mocny Forecourt To Hell powracał do czasów starożytnego Rzymu i walk gladiatorów - w refrenie słychać było słynne "morituri te salutant", czyli "idący na śmierć pozdrawiają cię (cezarze)". Wszystko zamykał Massada - tytułowa twierdza żydowska położona była na szczycie samotnego płaskowyżu na wschodnim skraju Pustyni Judejskiej nad Morzem Martwym w Izraelu. W roku 66 Masadę zajęli zeloci, a 7 lat później twierdza była jednym z trzech ostatnich punktów oporu przeciw Rzymianom. Kiedy dostrzeżono bezcelowość dalszej obrony, przystano na propozycję zbiorowego samobójstwa. Każdy mężczyzna zabił żonę i dzieci, następnie wylosowano 10 zelotów, którzy zabili pozostałych mężczyzn, z tych wybrano jednego, który zabił pozostałych i wreszcie popełnił samobójstwo. Pozostawiono nietknięte zapasy żywności, aby Rzymianie wiedzieli, że nie wzięli twierdzy głodem. Kronikarz Józef Flawiusz podał liczbę 960 obrońców, którzy odebrali sobie życie. Ocalały jedynie dwie kobiety z pięciorgiem dzieci, ukryte w kanale. Tą własnie ponurą historię wybrali sobie Grabarze na zakończenie tego - całkiem niezłego - krążka. Fani mieli tu do czynienia ze "starym dobrym Grave Digger" - ciekawym pomysłem na płytę, intrygującymi tekstami i udanymi aranżacjami ze świetnymi riffami.
Na [18] zespół zrezygnował z bombastycznych chórków nadających utworom epicki szlif na rzecz prostych przyziemnych refrenów. Przyjście do zespołu Thilo Hermanna spowodowało, że w dotychczas pojedynczych partiach gitarowych zrobiło się ciężej i żwawiej. Nawet Boltendahl "przejął się" zmianami - zaśpiewał w swoim unikalnym stylu, ale bez smęcenia i ze zdecydowanie większą werwą niż na poprzednich dwóch albumach. Niestety krążek nie prezentował utworów dorównujących starych hitom, choć całość trzymała równy poziom. I tak - poza utworem tytułowym zilustrowanym teledyskiem - warto było zwrócić uwagę na Sorrow Of The Dead i The Shadow Of Your Soul. W Lonely The Innocence Dies Boltendahla wsparła wokalnie Veronica Freeman z Benedictum. Nieco ciekawszy [19] był swobodną kontynuacją [8], z takimi hitami jak Paid In Blood z hymnowym refrenem, Hammer Of The Scots, nieco tajemniczym Execution oraz Coming Home z po prostu fantastycznym refrenem. Album solidnie wyprodukowano i dobrze odegrano, ale nic ponadto. W 2011 wydano koncertówkę The Clans Are Still Marching (dołączoną do DVD), na której Diggerzy zagrali w całości [8], przy gościnnym udziale Doro Pesch, Hansiego Kürscha i Van Canto. Świetnym nawiązaniem do dawnego stylu i najlepszym dokonaniem od czasów [13] był znakomity w każdym aspekcie [22]. Zarzuty - często słuszne - pod adresem poprzednich płyt poszły w niepamięć, gdyż Grabarz wracał tutaj z pełną mocą i zaangażowaniem. Zespół porywająco zaprezentował się w mrocznym Season Of The Witch, rozpędzonym Satan`s Host czy też przebojowym Death Smiles At All Of Us. Reszta materiału wcale nie ustepowała tym trzem killerom: od singlowego Hell Funeral poprzez przyprawiający ciarki Grave Desecrator po balladę Nothing To Believe Diggerzy udowadniali, że daleko im jeszcze było do miana metalowych emerytów. [23] wypełniły ponownie nagrane numery z trzech pierwszych płyt - wydawnictwo uświetniło rocznicę 35-lecia działalności Grabarza.
Na [25] Grave Digger ani na krok nie schodził z drogi wytyczonej dla kwadratowego niemieckiego heavy/power. Był to jednak album miejscami prawdziwie porywający, zacierający wrażenie po kompletnie niemrawym poprzedniku. Mocna gitara, celowe odrzucenie jakiejkolwiek finezji i genialne w swej prostocie refreny (Blade Of The Immortal, Shadow Of The Warrior z fragmentem wzorowanym na muzyce celtyckiej) to główne zalety tego spójnego materiału, Zwarty i dynamiczny What War Left Behind podnosił wartość całości, a udanym muzycznym żartem był skoczny Zombie Dance. Sławiący potęgę metalu The Power Of Metal to tematyka przez Grabarza już wyeksploatowana wielokrotnie, a refren pasował bardziej do Majesty. Tym razem świetnych riffów nie marnowano we wstępnych natarciach, roztrwaniając je potem w ogólnej gitarowej szarzyźnie i Glory Or Grave to kompozycja jak najbardziej klasyczna i udana. Pewne niepotrzebne wyhamowanie następowało w When Death Passes By oraz Insane Pain, z kolei rzemieślniczy i zahaczający o rock/metal Fist In Your Face powinno się zostawić kapelom w rodzaju Sinner. Bolthendahl śpiewał po swojemu, sekcja rytmiczna łomotała jak zwykle solidnie, ale Jörg Umbreit produkcyjnie zbyt wszystko złagodził i brzmienie w niektórych kawałkach było zbyt rozmyte i za mało "bijące po uszach"
Dyskografię uzupełnia wydana bez zgody muzyków składanka Lost Tunes From The Vault z 2003, na której zawarto stare kawałki, trzy rzadkie utwory (My Life, Dolphin`s Cry, Don`t Bring Me Down) oraz sześć coverów.
Byli i obecni członkowie zespołu występowali też w innych grupach:
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA | KLAWISZE |
| [1] | Chris Boltendahl | Peter Masson | Willi Lackmann | Albert Eckardt | - | |
| [2] | Chris Boltendahl | Peter Masson | Albert Eckardt | - | ||
| [3] | Chris Boltendahl | Peter Masson | Chris F. Brank | Albert Eckardt | - | |
| [4] | Chris Boltendahl | Uwe Lulis | Chris F. Brank | Albert Eckardt | - | |
| [5-6] | Chris Boltendahl | Uwe Lulis | Tomi Göttlich | Jörg Michael | - | |
| [7] | Chris Boltendahl | Uwe Lulis | Tomi Göttlich | Frank Ullrich | - | |
| [8] | Chris Boltendahl | Uwe Lulis | Tomi Göttlich | Stefan Arnold | - | |
| [9-10] | Chris Boltendahl | Uwe Lulis | Jens Becker | Stefan Arnold | Hans Peter Katzenburg | |
| [11-17] | Chris Boltendahl | Manni Schmidt | Jens Becker | Stefan Arnold | Hans Peter Katzenburg | |
| [18] | Chris Boltendahl | Manni Schmidt | Thilo Hermann | Jens Becker | Stefan Arnold | Hans Peter Katzenburg |
| [19-23] | Chris Boltendahl | Axel Ritt | Jens Becker | Stefan Arnold | Hans Peter Katzenburg | |
| [24-25] | Chris Boltendahl | Axel Ritt | Jens Becker | Stefan Arnold | Marcus Kniep | |
| [26-27] | Chris Boltendahl | Axel Ritt | Jens Becker | Marcus Kniep | ||
| [28] | Chris Boltendahl | Tobias Kersting | Jens Becker | Marcus Kniep | ||
Tomi Göttlich (ex-Asgard), Frank Ullrich (ex-Stainless Steel, ex-Living Death, ex-Holy Moses),
Stefan Arnold (ex-Wallop, ex-Grinder, ex-Capricorn), Jens Becker (ex-Running Wild, ex-X-Wild),
Manni Schmidt (ex-Rage), Thilo Hermann (ex-Faithful Breath, ex-Risk, ex-Running Wild), Axel Ritt (ex-Wise Man, ex-Domain),
Tobias Kersting (ex-Duke, Orden Ogan, Chris Boltendahl`s Steelhammer)
| Rok wydania | Tytuł | TOP |
| 1984 | [1] Heavy Metal Breakdown | |
| 1985 | [2] Witch Hunter | |
| 1986 | [3] War Games | |
| 1986 | [4] Stronger Than Ever [jako DIGGER] | |
| 1993 | [5] The Reaper | #30 |
| 1994 | [6] Symphony Of Death EP | |
| 1995 | [7] Heart Of Darkness | #11 |
| 1996 | [8] Tunes Of War | #1 |
| 1998 | [9] Knights Of The Cross | #3 |
| 1999 | [10] Excalibur | #3 |
| 2001 | [11] The Grave Digger | |
| 2002 | [12] The Tunes Of Wacken (live) | |
| 2003 | [13] Rheingold | #3 |
| 2005 | [14] The Last Supper | |
| 2005 | [15] 25 To Live (live / 2 CD) | |
| 2006 | [16] Yesterday EP | |
| 2007 | [17] Liberty Or Death | #27 |
| 2009 | [18] Ballads Of A Hangman | |
| 2010 | [19] The Clans Will Rise Again | |
| 2012 | [20] Home At Last EP | |
| 2012 | [21] Clash Of The Gods | |
| 2014 | [22] Return Of The Reaper | #3 |
| 2015 | [23] Exhumation - The Early Years | |
| 2017 | [24] Healed By Metal | |
| 2018 | [25] The Living Dead | #16 |
| 2020 | [26] Fields Of Blood | #6 |
| 2022 | [27] Symbol Of Eternity | |
| 2025 | [28] Bone Collector |




