Niemiecki zespół założony w 1987 w Wuppertal (Północna Westfalia) przez Udo Dirkschneidera (ur. 6 kwietnia 1952) po jego odejściu z Accept. Stał się jedną z grup pokroju AC/DC, Motörhead czy Runnning Wild, które w trakcie swych karier nie przeszły żadnej stylistycznej rewolucji, a wręcz przeciwnie - jakiekolwiek zmiany byłyby źle widziane przez zagorzałych fanów, wedle których od muzycznych poszukiwań i eksperymentów byli inni. Debiut ukazał się 3 listopada 1987 nakładem BMG Ariola, łącząc style Accept i Warlock. Album odniósł spory sukces, gdyż Dirkschneider był u szczytu populatności w Niemczech i muzyka przez niego prezentowana przyciągała jak magnes. Tajemniczo rozpoczynał się tytułowy Animal House - od razu pierwszy klasyk w solowej karierze Udo. Początkiem i stylistyką nasuwał skojarzenia Accept, ale dało się usłyszeć, że muzykom towarzyszącym liderowi daleko było do poziomu Wolfa Hoffmanna i Petera Baltesa. To nie była ta klasa riffu i zupełnie inny poziom finezji, ale to rzemieślnictwo potrafiono przekuć w kawałek bardzo dobry. Pędzący Go Back To Hell aspirował do najlepszej kompozycji na krążku, mocno kontrastując z podróżą w kierunku spokojnego melodyjnego hard rocka w They Want War. Utwór odniósł zresztą sukces jako singiel poparty teledyskiem, ale już przy nim było wiadomo, że tego typu kawałki na albumach Accept nie miałyby szans się znaleźć. Przeciętny Black Window rozpoczynał serię średniaków, których w karierze U.D.O. miało być jeszcze wiele. Po dość przyjemnej balladzie In The Darkness następowało granie bardziej żwawe w Lay Down The Law o zdecydowanie acceptowym refrenie i chórkach. Ciekawiej brzmiał We Want It Loud, spychając w cień kolejny Hot Tonight - kolejny odchył w stronę wręcz rockowym. Atrakcyjnym tempem cechował się Warrior z chwytliwym motywem gitarowym i nieodłącznym duchem Accept. Zamykający całość Run For Cover momentalnie nasuwał skojarzenia z Heavy Duty Judas Priest i wydawało się, że Udo udało się w pełni wykorzystać talent do stworzenia stadionowego hymnu. Powstała solidna płyta, na którą zresztą utwory napisali muzycy Accept, a autorką tekstów była Gaby Hoffmann (żona Wolfa Hoffmana). Dirkschneider poszedł własną drogą, obdarowując swoich fanów zadowalającą solidnością, a najlepsze płyty miał nagrać dopiero w przyszłości. Nie miało znaczenia, że wszystko oparto na sprawdzonych patentach Accept i pojawiło się kilka niedociągnięć. Początkowo miał być to solowy krążek Udo, ale popularność płyty skłoniła Dirkschneidera do założenia pełnoprawnego zespołu.
W następnych miesiącach w zespole zaszły poważne zmiany. Udo zostawił u swego boku Matthiasa Dietha, zatrudniając gitarzystę Andy`ego Susemihla, basistę Thomasa Smuszynskiego i znanego z Running Wild bębniarza Stefana Schwarzmanna. [2] ukazał się 10 stycznia 1989, stawiając mocniej na acceptową przeszłość i odchodząc od konwencji kojarzonej z Warlock. Nie znalazło się tutaj nic nowego, choć już Don`t Look Back zaskakiwał pozytywnie znakomitym zgraniem nowego kwintetu. Ujmowała specyficzna toporność, dynamika i atrakcyjna melodia - również w przebojowym Break The Rules (powstał videoklip), z nadzwyczaj wyeksponowanym basem i wesołym skocznym tempem. Powrót do rockowej prostoty w We`re History nie robił jednak większego wrażenia, jeszcze gorszy był Painted Love sprawiający wrażenie typowego wypełniacza. Mocnym punktem był za to Dirty Boys z prostym rasowym riffem i (a jakże) acceptowym refrenem. Dieth w odróżnieniu od debiutu wychylał się co chwilę z interesującą solówką, ale nawet ona nie czyniła z Strets Of Fire niczego ponad "Udo-wą typówkę". Ballada w postaci Sweet Little Child też wpadała jednym uchem i drugim wypadała, nie pozostawiając po sobie jakiegoś śladu. Sympatyczny rockowy Catch My Fall poprzedzał instrumentalny 49-sekundowy Still In Love With You, spełniający rolę epilogu i jednocześnie popisem sekcji rytmicznej (zwłaszcza Schwarzmanna). Nagrano album bardziej dojrzały i dopracowany, ale mniej porywający i posiadający prawdopodobnie najgorszą okładkę w całej karierze U.D.O.
Od lewej: Stefan Schwarzmann, Udo Dirkschneider, Thomas Smuszynski, Andy Susemihl (klęczy), Matthias Dieth (siedzi)
[3] ukazał się 25 lutego 1990 - z zespołu odszedł Susemihl, a Dieth przekonał Udo, że doskonale poradzi sobie sam. Produkcją albumu zajął się Stefan Kaufmann (perkusista Accept), a autorką uroczej szaty graficznej był Kurt Pilz. Album okazał się dla Dirkschneidera pewnym przełomem. Wokalista był do tej pory przeciwko klawiszom, a tutaj w końcu uległ sugestiom Kaufmanna na wykorzystanie tego instrumentu. Płytę nagrano z rozmachem - grupa jakby pozbyła się plakietki średniactwa i nagrała materiał nadzwyczaj równy o chwytliwych refrenach, hard rockowym feelingu i heavymetalowej mocy, a wszystko opakowano w ciepłe przyjazne brzmienie. To był klucz do sukcesu będącego solowym odpowiednikiem Metal Heart z elementami Turbo Judas Priest. Tutaj praktycznie przebój gonił przebój, a każdy numer w zasadzie był inny. Dirkschneider zaśpiewał kapitalnie - oprócz skrzeczenia wykorzystując czystą hard rockową tonację. Album bił na głowę poprzedników również pod względem produkcji i pomysłówi aranżacji, lecz nawet dzisiaj jest przez wielu niedoceniany - zwłaszcza przez tych, dla których U.D.O. to po prostu granie średnich lotów. Zaczynało się acceptowym riffem i dotychczasową kwadratowość w Heart Of Gold zastąpiono przebojowością hard rockowego refrenu. Rzadko spotykane łagodne wejście zwiastowało Blitz Of Lightning, w którym gra Smuszynskiego i Schwarzmanna przypominała najlepsze lata Accept. Podobała się również solówka Dietha osadzony w złożonym hard rocku. Dynamiczniejszym numerem był System Of Life, stawiający na nieskomplikowaną linię melodyczną i łatwo "wpadający w ucho" refren. Klawisze stanowiły o sile stonowanego i wzniosłego Faceless World, znalazło się w końcu miejsce na metalową petardę Restricted Area z bujającym refrenem. Wczesne AC/DC emanowało z Trip To Nowhere, z melodią pełną swobody i radości. Zwolennicy ostrej jazdy mogli odnaleźć coś dla siebie w Born To Run, ale nawet tutaj wyczuwalny był hard rockowy feeling. Zwiastunem stylistyki, która miała być podjęta na kolejnym albumie był za to Can`t Get Enough - ostra heavymetalowa jazda bez trzymanki, zachwycająca nie tylko acceptowym riffem i refrenem, ale i pomysłową solówką Dietha. Akustyczna gitara pojawiała się w balladzie Unspoken Words, gdzie Udo wyśpiewywał specyficzne łapiące za serce frazy. Płytę cechowała spora oryginalność, mogąca jednak być gorzką pigułką dla ślepych maniaków Accept. Tak naprawdę jednak każdy mógł znaleźć tu coś dla siebie i wydawnictwa nie można było skreślać na starcie tylko dlatego, że było inne niż dotychczas.
Wpływ Judas Priest na Dirkschneidera i Accept zawsze był spory. Na pierwszych dwóch płytach U.D.O. w tle przewijały się echa British Steel, na [3] niemal w połowie numerów zawarto coś z Turbo. Można by rzec, że Udo zawsze był w tym naśladownictwie o krok za późno. Niesamowity [4] ukazał się 3 kwietnia 1991 i dopiero on szedł z duchem czasu, a dokładniej wydanego osiem miesięcy wcześniej Painkillera. Zespół postawił wszystko na jedną kartę i zmienił styl o 180 stopni. Zrezygnowano z ciepłych melodii, klawiszy, ballad i milutkiego grania. Agresja i ciężar znane z płyty Judasów mieszały się z wpływami macierzystego Accept (najczęściej w melodiach i tekstach, ponownie autorstwa Gaby Hoffmann). Całość podkreślono znakomitym soczystym brzmieniem, mającego pozytywny efekt przede wszystkim przy gitarowych popisach Dietha. Szokował już Metal Eater, gdyż U.D.O. nigdy wcześniej nie grał tak ostro. Dirkschneider śpiewał naprawdę drapieżnie, a momentami warstwa muzyczna nie kopiowała Painkillera wprost - wówczas metalowa kultura brytyjska spotykała niemiecką. Duet Smuszynski-Schwarzmann stanowił niezwykły motor napędzający wszystko, a refreny zachowały przebojowość znaną z poprzednika, ale stuprocentowo osadzoną w stylistyce heavymetalowej i nie przytłumioną hard rockową warstwą instrumentalną. Judasowanie startowało już w masywnym Thunderforce, a balansowanie między potęgą brzmienia a melodią musiało budzić podziw. Kto miał jakieś wątpliwości co do talentu Mathiasa Dietha, musiał zmienić zdanie po 65-sekundowym instrumentalnym Overloaded. Pewna wręcz brutalność cechowała Burning Heat, a specyficzna przebojowość emanowała z najłagodniejszego na płycie Back In Pain. Stefan Schwarzmann dawał prawdziwy popis w tytułowym Timebomb, a tradycje Accept powracały w skocznym Powersquad i hymnowym Kick In The Face. Rasowy Soldier Of Darkness nasuwał skojarzenia z Metal Meltdown, a motywy miło przypominające Running Wild stanowiły o jakości Metal Maniac Master Mind - numeru innego stylistycznie, w którym zabrakło pędzącej mocarnej sekcji rytmicznej, a mimo to utwór idealnie zamykał tą ciężką płytę. Krążek należał do najlepszych dokonaniach U.D.O., ale niespodziewanie kończył pierwszy etap działalności grupy, gdyż Dirkschneider dał się namówić na powrót do Accept, z którym zrealizował kolejne trzy albumy: Objection Overruled w 1993, Death Row w 1994 i Predator w 1996.
Udo w towarzystwie Doro Pesch
Pod koniec 1996 Udo po raz drugi odszedł z Accept w celu kontynuowania własnej kariery. [5] wydano 24 marca 1997 dla wytwórni Gun - na okładce rysunkowy lider dzielnie prężył muskuły. Z dawnego składu pozostał jedynie Schwarzmann, dołączyli basista Fitty Wienhold (ur. 19 lipca 1956) oraz gitarzyści Jürgen Graf oraz Stefan Kaufmann. Dziwiła zwłaszcza osoba tego drugiego, znanego w końcu jako perkusistę Acept i producenta U.D.O. Z nowej funkcji wywiązał się nadzwyczaj dobrze o czym świadczyć mógł fakt, że tą pozycję zajmować miał przez najbliższe 15 lat. Album odbiegał znacznie od stylistyki [4], stawiając z jednej strony mocniej na Accept, z drugiej przemycał kilka patentów z pierwszych trzech płyt. W Independence Day było coś z Grave Digger, coś z Judasów ery Turbo i acceptowy bojowy refren. Drugim singlem był reprezentatywny Two Faced Woman - wyciągnięty jakby z dyskografii Accept połowy lat 80-tych przebój o nieco hard rockowym wydźwięku. Zarówno ten utwór, Brainded Hero oraz ballada The Healer pasowałyby idealnie na [3]. Z kolei pod względem ostrych partii gitarowych zadziorny The Punisher czy rozpędzony Preachers Of The Night przypominały debiut. Ostatecznie jednak krążek zdominowały średnio-wolne tempa i dość ponure melodie, które niczym zbytnim się nie wyróżniały. W utworach za wiele się nie działo poza refrenami kojarzonymi z Accept jak Pray For Hunted lub Hate Singer. Album rozpoczął serię "typowych płyt U.D.O." - kontynuowanie grania bez radykalnie rewolucyjnych pomysłów i trzymanie się jednej konwencji dla jednych stanowiło plus, a dla innych powód do narzekań. A jednak w porównaniu do poprzednich dzieł, to było słabsze, a bardzo dobre kawałki można było policzyć na palcach jednej ręki. W zamian Dirkschneider zaserwował mnóstwo nudnych motywów i mało atrakcyjnych melodii. Lata uwielbienia dla Judasów w końcu zaowocowały coverem Metal Gods, idealnie pasującym do ówczesnego stylu w jakim obracała się grupa. Umieszczono go w 1997 na składance "A Tribute To Judas Priest: Legends Of Metal".
Ustabilizowany skład wszedł niemal od razu do studia nagrań i w ten sposób [6] ujrzał światło dzienne 20 kwietnia 1998. Szukając analogii między poszczególnymi albumami, ten właśnie krążek w kilku aspektach nawiązywał do [4] - zwłaszcza pod kątem podobnego brzmienia, klimatu, jak i zawartości albumu. Zastosowano podobny zabieg jak na [4], gdyż instrumentalne intro The Gate mocno przypominało The Gutter. Także pomysł na następną kompozycję został w podobny sposób opracowany - na wzór Metal Eater drapieżnie atakował Freelance Man, stawiający na szaleńczo pędzącą sekcję rytmiczną i mocniej niż na poprzedniku urozmaicone partie gitarowe. Na [4] mogłyby się spokojnie znaleźć jeszcze przebojowy Raise The Crown oraz galopujący One Step To Fate, który był jednym z ostrzejszych utworów jakie U.D.O. nagrał po reaktywacji. Z pewnością zwracał na siebie uwagę With A Vengeance, nawiązujący do Overload oraz Metal Maniac Mastermind. Płyty dopełnił hymnowy No Limits, w którym można było się doszukać hard rockowych patentów oraz Backstreet Loner, nad którym unosił się duch [3]. W końcu znalazły się typowe dla U.D.O. wypełniacze w rodzaju Rated X i Manhunt, nie charakteryzujące się nawet chwytliwymi refrenami. Ostatni rozdział stanowiły dwa covery: Lovemachine Supermax i I`m A Rebel Accept. Zabrakło mocniejszego akcentu na koniec, gdyż takim z pewnością nie był łagodny Azrael - w zasadzie bezwartościowy numer napisany dla Dirkschneidera przez Alberta Böhne. Największą bolączką albumu był fakt, że wrzucono tu kilka przeciętniaków, które psuły ostateczny wydźwięk. Sporo dobrego heavy metalu nie potrafiło zniwelować dystansu do oceny dobrej.
We wrześniu 1999 ukazała się składanka Best Of U.D.O., zawierająca bonus The Key z japońskiej edycji [6], ale w tym czasie zespół już nagrywał dla Nuclear Blast kolejną płytę. [7] ukazał się 18 października 1999 - był bezdyskusyjnie dobry, choć należało podkreślić znaczące zmiany personalne. Pojawiło się dwóch nowych szwajcarskich muzyków: gitarzysta Igor Gianola i perkusista Lorenzo Milano. Postawiono na interesującą okładkę autorstwa Marschalla oraz produkcję Stefana Kaufmanna. Muzycznie pociągnięto stylistykę Accept, co było zrozumiałe w obliczu rozpadu tej grupy na ponad dekadę. W tytułowym Holy zawarto nutkę tajemnicy, rozpraszaną świadomie przez kapitalny hymnowy refren. Ten kawałek (z udziałem Franka Knighta z X-Wild, który zresztą pojawił się w wokalach pobocznych w kilku innych utworach) zdecydowanie przyćmił pozostałe, ale w żadnym wypadku nie należało lekceważyć potencjału i energii reszty materiału. Na album trafiło sporo dynamicznych kompozycji cechujących się szybkim riffem wzorowanym na Accept połowy lat 80-tych i bojowymi chórkami, jak Raiders Of Beyond, Back Off z krzyczanymi chórkami czy Shout It Out - w tym ostatnim udanym zabiegiem okazało się wprowadzenie hard rockowego feelingu w heavymetalową strukturę. Miarowy i rytmiczny Recall The Sin zapadał w pamięć za sprawą przewodniego motywu gitarowego. Z podobnej gliny ulepiono Friends Will Be Friends oraz Thunder In The Tower - średniej klasy numery, nie wychodzące ponad typowe dirkschneiderowe wypusty. Do płyty nie pasował lekki State Run Operation, brzmiący niczym zaginiony utwór z [3]. Wolne stonowane tempo niepotrzebnie utrzymywał Ride The Storm na wzór Krokus. Pomimo kilku potknięć, materiał był równy i momentami bardzo przebojowy. Na sam koniec zaskoczenie - lekkie wodewilowe pianino i rockowy teatralny wokal w Cut Me Out, do tego fenomenalny refren i kapitalna partia solowa gitary na tle ulicznego teatru. Za całość należało pochwalić gitarzystów - zwłaszcza Gianola wniósł do muzyki U.D.O. odrobinę elegancji i szczyptę wygładzonej finezji, serwując solówki z rockowym ogniem. Także sekcja rytmiczna pewnie grała swoje nieskomplikowane motywy, a sam lider był w bardzo dobrej formie. Zresztą dodatkowo i chyba z tego właśnie powodu jego głos specjalnie wyeksponowano w procesie mixu i w rezultacie stał on zdecydowanie na planie pierwszym przed gitarami. Jedyną wadą był odwieczny zarzut wtórności i grania w kółko tego samego. Formacja ruszyła w trwającą niemal rok trasę, którą podsumowywał koncertowy udany [8], na którym znalazło się aż dziesięć numerów Accept. Ciekawostką był fakt, że część z nich była mniej znana, jak Protectors Of Terror, T.V. War czy Winter Dreams.
Koncertówka oraz wydany 25 marca 2002 [9] ukazały się nakładem małej amerykańskiej wytwórni Breaker Records. W tamtym okresie nei było już nikogo kto łudziłby się, że na swym ósmym studyjnym krążku Dirkschneider nagle zacznie grać coś innego niż teutoński heavy wypracowany wcześniej na płytach z Accept. Wystąpiła tu historia podobna do Holy i tytułowy Man And Machine szybko stał się hymnowym przebojem, dominując resztę płyty wyśmienitym marszowym wydźwiękiem. Nagrano dwie petardy z prawdziwego zdarzenia (Private Eye oraz Network Nightmare), obie charakteryzujące się rozpędzoną sekcją rytmiczną i dynamicznymi partiami gitarowymi. Produkcją ponownie zajął się Kaufmann, a okładka autorstwa J.P. Rosendahl niewątpliwie nawiązywała do pomysłu z Objection Overrulled. Między [7] i [9] była jednak poważna różnica - nowy materiał nie był równy. Wręcz przeciwnie, jesliby wziąć wszystkie albumy U.D.O., na tym znalazła się zaskakująco duża ilość typowych średniaków, nic nie wnoszących do twórczości wokalisty. Do takich kompozycji śmiało zaliczały się choćby Animal Instict oraz Hard To Be Honest. Mocne kontowersje wywoływała również komercyjna pościelówa Dancing With An Angel - patetyczny do bólu i ciężki w odsłuchu numer odśpiewany wspólnie z Doro Pesch. Po części hard rockowy Like A Lion świetnie by wpasował się w strukturę [3]. Wszystko kończył blisko 7-minutowy Unknown Traveller, wkraczający na tereny, na których Udo zawsze czuł się niepewnie, czyli ballady z zacięciem epickim. Powstał ostatecznie album chyba najgorszy jako całość w dyskografii U.D.O. - nagrany bez werwy, inwencji czy zapadających w pamięć melodii, choć nienaganny technicznie i brzmieniowo. Tym razem sprawdzone wielokrotnie patenty nie sprawdziły się w pełni i wiele kawałków nie miało sobą nic do zaoferowania. O ile na [7] postawiono akcent na przebojowość, o tyle nowe wydawnictwo sprawiało wrażenie monotonnego i wtórnego. Wydawało się, że kariera grupy może być zagrożona, kiedy spadek formy potwierdzał koncertowy [10] - zlepek utworów granych na tournee po Rosji (tylko dwa z nich ukazały się na [8]), w dodatku poszarpanych i pozbawionych brudu koncertowego.
29 marca 2004 na rynku ukazał się [11] i na szczęście okazał się jednym z lepszych dokonań Dirkschneidera od lat. Otwierał go prawdziwy killer Thunderball i tak mocarnych partii gitarowych i dudniącej sekcji rytmicznej w U.D.O. dawno nie było. Riff wyjęty z Accept i drapieżny skrzek lidera dopełniał dzieła zniszczenia. W The Arbiter kwintet skierował się w rejony ciężkiego heavy metalu o wolnym tempie i w tym wypadku szczypta nowoczesności wyszła na dobre. Więcej Accept, a jednocześnie i hard rockowego przebojowego szaleństwa zawarto w kapitalnym Pull The Trigger z charakterystyczny refrenem z chórkami. W tych strukturach Dirkschneider tkwił od lat, więc o rozczarowaniu czy zaskoczeniu nie mogło być mowy. Na wyróżnienie bez wątpienia zasługiwał także The Land Of The Midnight Sun - skoczny, z bojową melodią i spełniający rolę udanej wycieczki w przeszłość. Najszybszym i zarazem najkrótszym utworem był Hell Bites Back, nastawiony na rytmiczność i agresywne partie gitarowe. Następnie Udo zaskakiwał czymś nowym - ukłonem w stronę wschodnich fanów w postaci Trainride In Russia. Zespołowi udało się idealnie połączyć heavymetalową moc z tradycyjną muzyką ludową rosyjską. The Bullet And The Bomb jawił się jako esencja Accept, The Magic Mirror szczycił się smakowitym refrenem, a Blind Eyes zmyślnie wpisywał się w kolekcję udanych ballad. Gdyby nie wpadka w bezpłciowym Tough Luck II, płytę można by określić jako idealną. Oczywiście, wszystko opierało się na początkowym prostym powalającym riffie z jednoczesnym lub następującym po nim wrzaskiem Udo oraz typowym układem zwrotka-refren - te ostatnie często z powielonymi wokalami w charakterze chóralnych hymnów. Przeciętny [12] wydawał się kalką poprzedników, ale wierni fani jak zwykle z radością przyklasnęli brakowi innowacji. Krążek wypełnił wyjątkowo toporny śpiew Udo, ujawniający spadek wokalnej formy przede wszystkim w przesłodzonych Eye Of The Eagle i Cry Soldier Cry. Z ogólnej szarzyzny wybijały się jedynie 24/7 oraz tytułowy Mission Number X, który nieźle zresztą wypadł podczas występu grupy podczas festiwalu "Metalmania" w 2006 w Katowicach.
18 maja 2007 ukazał się [13], wedle wielu najlepszy krążek U.D.O. od lat. Zespół wyraźnie złapał drugi oddech i już przy fenomenalnie pędzącym Mastercutor nie sposób było nie odczuć powiewu świeżości w żyłach starego Niemca. O dziwo, w kolejnych kawałkach zawarto pewne próby unowocześnienia brzmienia. W The Wrong Side Of Midnight i Master Of Disaster obok nieźle zaaranżowanych riffów pojawiły się elektroniczne sample. Również Dead Man`s Eyes był dość nietypowy jak na U.D.O., a Dirkschneider śpiewał tu z nietypową intrygującą manierą. Orzeźwiono także specyficzne dla Accept motoryczne partie gitarowe w Walker In The Dark i złowieszczym Vendetta. Materiał po raz kolejny udowadniał, że głos Udo był lepszy, gdy zdzierał on gardło, bądź z zawziętością wypluwał kolejne słowa, niż kiedy brał się za śpiewanie w typowym tego słowa znaczeniu. Choć w tym przypadku zarówno łagodny One Lone Voice, jak i poparty fortepianem Tears Of A Clown zabrzmiały bardzo dobrze. Niesamowite melodie niosły ze sobą oba bonusy w limitowanej wersji: żywiołowy Borderline i acceptowy Screaming Eagles. Niepotrzebny był tylko rock`n`rollowo-metalowy Crash Bang Crash, który należało traktować jako żart na koniec albumu. Kaufman i Gianola wypadli bardzo dobrze, a perkusja Jovino przycinała równo i metodycznie. [14] zarejestrowano 3 maja 2008 w niemieckim Tuttlingen przy okazji świętowania 20-lecia istnienia zespołu. Przy dźwięku specjalnie nie majstrowano, dzięki krążek był naturalnym zapisem koncertu. Nie zastosowano w tym przypadku na siłę krystalicznie czystego brzmienia, co zniechęcałoby do słuchania. Słychać, że występ stanowił połączenie dobrej zabawy, odpowiedniej porcji szaleństwa i dynamizmu energii. Podczas wieczoru grupa odegrała aż dziesięć kompozycji Accept, w tym oczywiście Breaker, Princess Of The Dawn, Metal Heart, Balls To The Wall i Fast As A Shark. Z samego [13] zaprezentowano jedynie trzy kawałki: Mastercutor, Vendetta oraz One Lone Voice. Całość brzmiała niezwykle przestrzennie i selektywnie. Niemiecka publiczność dosłownie żyła tym koncertem i żywiołowo reagowała na sceniczne wydarzenia, co prezentowało DVD dokumentujące to wydarzenie. Wydany w liczbie 2222 egzemplarzy [15] zawierał m.in. remix Placzet Soldat oraz wykonany podczas moskiewskiego koncertu w 2008 Pojezd Po Rosiji, będący rosyjskojęzyczną wersją Trainride In Russia. Sporo niezłej muzyki zawierał też [16], przede wszystkim tytułowy Dominator, balladowo lekki Heavy Metal Heaven oraz pełen życia Devil`s Rendezvous. [18] wypełniły utwory niepublikowane, znane z edycji japońskich oraz stron B singli.
Trudna sytuacja zapanowała w zespole, gdy w 2012 odszedł Stefan Kaufmann, a w roku następnym Igor Gianola. Ponieważ jednak Udo był niezniszczalny, to pozyskany rosyjski gitarzysta Andriej Smirnow zagrał za dwóch i [20] ukazał się w maju 2013 nakładem AFM Records. W celu ubarwienia sfery wokalnej, Kapral zaprosił grono wokalistów do chórków i wokali pobocznych (m.in. Víctor González z Warcry), w tym Franka Knighta (ex X-Wild) w partii mówionej A Cry Of A Nation. Zasadniczo płyta stanowiła powtórkę z płyt poprzednich, z nieco mniej acceptowymi riffami gitarowymi i ciekawszymi melodiami jak w Steelhammer, Metal Machine, Death Ride czy Timekeeper. Na uwagę zasługiwał King Of Mean, w którym Smirnow starał się jak mógł, by te ograne riffy zabrzmiały świeżo. Miarowy A Cry Of A Nation wzbogacała seria wspaniałych solówek - rosyjski gitarzysta był bez wątpienia odkryciem zespołu. Oczywiście, podstawowe zagrywki musiały odpowiadać topornemu stylowi U.D.O., ale gdy Smirnow dostawał nieco swobody, pokazywał technikę i pomysły, z których można by stworzyć album z intrygującymi melodiami. Potknięciami za to były usypiający Devil`s Bite z fatalną elektroniką oraz odegrany na pianinie Heavy Rain w stylu Franka Sinatry. Miłą odmianą za to był łagodniejszy hard`n`heavymetalowy Never Cross My Way w nostalgicznym refleksyjnym stylu. Końcówka krążka trywialna w szybszym Stay True oraz When Love Becomes A Lie - bladej kalce łagodnych pieśni Accept z wczesnego okresu działalności. Donikąd zmierzał wolny Book Of Faith, gdzie kilkadziesiąt interesujących sekund w partii instrumentalnej z klawiszami to było za mało, by wydobyć jakiś klimat. Dopracowana produkcja z kapitalnym ustawieniem bębnów Jovino oraz utalentowany Rosjanin rozwijający skrzydła w tych ciasnych muzycznych ramach stworzyły najciekawszy album od czasów [13].
Kolejna płyta powstała bardzo szybko w studio na Ibizie z nowym drugim gitarzystą z Finlandii Kasperi Heikkinenenem. [22] po raz kolejny wykazał przywiązanie Dirschneidera do prostego rytmicznego heavy metalu, jaki proponował w tej grupie od zawsze. Zaczynało się typowo w średnim tempie i z krzyczanymi chórkami w Speeder - solidnym otwarciu, gdzie gitarowy duet robił wszystko, by to nie brzmiało tak topornie i kwadratowo jak kiedyś bywało przeważnie. Obaj serwowali dużo świetnych solówek, ubarwiających mniej udane kompozycje, których jak zwykle nie brakowalo (wolniejszy Decadent czy niewypał w postaci mrocznego Mystery). Chleb powszedni serwowano w średnio-szybkich tempach z ogranymi melodiami w Meaning Of Life, Breathless i Untouchable. Przyspieszenie w Under Your Skin przykuwało uwagę pełną ekspresji grą gitarzystów, powermetalową perkusją wybornie spisującego się Jovino i zamaszystym refrenem. Wszystko przypominało czasy [4] i w podobny sposób atakowano pancernym heavy/powerowym Rebels Of The Night. Pozytywnie zaskakiwal potężnie zagrany House Of Fake z mocarnymi atakami rytmicznie kruszących gitar i doskonałą melodią zwrotek, choć utwór lekko gubił się w zbyt lekkich refrenach. Podobać się mogła subtelna i melancholijna ballada Secrets In Paradise z przewagą gustownych gitar akustycznych, stanowiąca próbę odpowiedzi na podobne numery Accept z Tornillo. Całość zamykała kolejna próba stworzenia atrakcyjnej rozbudowanej kompozycji o epickim rysie (nieco w stylu Primal Fear) Words In Flame - muzycznie znakomita, z odpowiednimi klawiszowymi ozdobnikami do masywnych dostojnych gitarowych riffów, jednak Udo miał głos nie będący w stanie wydobyć z tego wszystkiego należytego klimatu. Kultura wykonania godna szacunku (wyborne solówki gitarowe), a i sam Dirkschneider śpiewał bardzo dobrze w swoim stylu pokrzykiwań Kaprala. Zastosowano doskonałe brzmienie, tym razem nowocześniejsze i bardziej czytelne w wielu miejscach, ale to oczywiście zasługa Jacoba Hansena, który to wszystko zrealizował w swoim duńskim studio. Gdyby płyta była krótsza niż ta prawie godzina, to usuwając mniej udane kawałki grupa zaprezentowałaby krążek na miarę poprzednika, ale tym razem ilość nie przeszła w jakość - choć i tak było czego posłuchać, bez wstydu i znudzenia.
Przez lata zasady musztry pozostały niezmienne, w dodatku na [25] zespół stał się interesem rodzinnym, kiedy za perkusją zasiadł syn Udo - Sven, który zaczynał jako pracownik techniczny Nigela Glockera z Saxon. Istotną zmianą było też odejście Heikkinena i Andriej Smirnow dokonał trudnej sztuki nagrania wszystkich partii gitarowych w pojedynkę. Takie numery jakie wypełniły ta płytę grupa grała od lat, ale tym razem wyjątkowo się postarano. Serię typowych numerów zaczynał szybki Tongue Reaper, wybornie wypadł także Eraser z fenomenalnym riffem głównym. Uwagę zwracał też łagodniejszy i rytmicznie przebojowy In The Heat Of The Night, zbliżony po części do Accept z Tornillo. Motyw arabski i melorecytacja nie był w stanie zamaskować toporności w Raise The Game - podstawowy riff i tempo wykorzystywane były już na płytach U.D.O. dziesiątki razy. Miłośnicy zespołu z pewnością jednak radowali się słysząc mocny Rising High - prosty niemiecki heavy z przebojowym potoczystym refrenem. Prawdziwym killerem był jednak A Bite Of Evil - Udo rozpoczynał go szyderczym pomrukiem, a potem numer sunął niespiesznie niczym walec oparty na hipnotycznej zagrywce. Pewne potknięcie zaliczono w balladzie The Way, ale należało życzyć wszystkim tyle wigoru ile miał Kapral w jego wieku. Smirnow rozegrał całość wyśmienicie - ożywił i wyciągnął grupę z pewnego marazmu polegającego na muzycznej przewidywalności. Nie było zastrzeżeń pod względem produkcji, a głos lidera zmixował stary druh Stefan Kauffman. Z albumu po prostu biły pozytywna energia, szczery przekaz i radość z grania.
Na [27] obyło się bez orkiestry i formacja wracała do klasycznej dla siebie formy artystycznego wyrazu. Sam Udo w dobrej formie, jakby metalowego muzyka wiek się nie imał. Ograniczone ramy konwencji były jasno sprecyzowane w przewidywalnych tempach i podobnych do siebie układach riffów. Proste heavymetalowe numery łamano wysokiej klasy solówkami, właściwie za każdym razem i to był mocny element tego albumu. Same melodie typowe i raczej niewiele wnoszące do kolekcji hitów z płyt poprzednich. Solidnie i przewidywalnie przelatywały szybkie Metal Damnation, Fear Detector, I See Red, Like A Beast i dostojnie galopujący Prophecy. Przy tym całym ograniu 70 minut muzyki trwało zdecydowanie za długo. To wrażenie się odnoisło przede wszystkim przy Unbroken i Midnight Stranger. Tytuł Speed Seeker zwiastował coś szybszego, ale efekt to jedna z najbardziej trywialnych kompozycji na tej płycie. Udany początek Time Control, ale po nim następowało rozczarowanie, choć refren w umiarkowanym tempie do wspólnego śpiewania z publicznością był akurat przyjemny. Wolniejsze kawałki z pewną dawką mroku w rodzaju Holy Invaders, Empty Eyes, Marching Tank lub Thunder Road to raczej usypiający heavy metal, wywodzący się ze starej tradycji Accept. Hymn Metal Never Dies sławił metal umiarkowanie tylko w refrenie i to przypominało styl kanadyjskiego Thor. Podbarwiony hard`n`heavy Kids And Guns to ograny niemiecki produkt, mało wnoszący do rockowego ubarwienia krążka, w przeciwieństwie do pięknej zagranej i od duszy zaśpiewanej przez Udo ballady z gitarami akustycznymi Don`t Wanna Say Goodbye. Fani ekipy zawsze przyjmowali z zadowoleniem każdy kawałek, gdzie śpiewał ich idol i te pewnie też. Trudno jednak było uznać ten materiał za skałdający sięz kawałków wysokich lotów. W zasadzie samo wykonanie było lepsze niż melodie i uproszczone aranżacje. Był to heavy metal, od którego wymagało się niewiele - po prostu solidne rzemiosło oparte na dostosowanych do potrzeb konsumentów fundamentach. [28] stanowił zbiór coverów, m.in. Sympathy Uriah Heep, No Class Motörhead i We Will Rock You Queen.
Na [29] bas przejął stary przyjaciel z Accept Peter Baltes, ale nowa płyta nie zachwycała. Forever Free miał najlepszą melodię w typowym dla stylu zespołu średnim tempie, ale do realnego heavymetalowego hitu wiele zabrakło. Materiał był ułożony i nad wyraz bezpieczny. Dla amatorów mocniejszych wrażeń wrzucono tytułowy Touchdown - zdecydowany w natarciu wstępnym, ale potem kawałek banalnie zwalniał w refrenie dla wspólnego śpiewania. W tym utworze kiepsko zaprezentowali się gitarzyści poza fragmentem neoklasycznym, zresztą najciekawszym momentem na całej płycie. O ile Fabian Dammers to tylko rzemieślnik, to przecież Andriej Smirnow był muzykiem co najmniej o dwie klasy lepszym - lecz tego nie było słychać. Można było indywidualnymi popisami ubarwić te wszystkie pozostałe i zupełnie pozbawione polotu numery. Po prostu ten siłowy i prosty Udo metal oferował w przeszłości znacznie więcej. Zabrakło również sentymentalnego grania w teutońskich barwach, a przecież to ponownie ponad 50 minut muzyki. Jako twórca brzmienia Stefan Kaufmann się nie wysilił i dominował szaro-burey mix i mastering, ze zlewającymi się gitarami, mało czytelnym basem i płasko umieszczonym wśród tych gitar liderem. Może to jednak i lepiej, bo Udo śpiewał po prostu słabo, z coraz większym trudem generując drapieżno-chuligański styl interpretacji. Gdzieś tam w niektórych utworach pojawiały się momenty lepsze i ciekawsze, ale były to tylko ulotne szkice melodii, które mogłyby bardziej wyeksponowane wzbudzić przynajmniej umiarkowane zainteresowanie. Słuchacz musiał mieć wiele cierpliwość, by to wyłowić, a cierpliwość raczej zawsze była potrzebna w przypadku metalu progresywnego, a nie przy prostolinijnym graniu wyrosłym z doświadczeń Accept. Album nie wynikał z potrzeby artystycznego spełnienia, a wyłącznie z oczywistych względów komercyjnych i dla podtrzymania zainteresowania grupy fanów, którym cokolwiek by ten zespół nie nagrał, zawsze się będzie zdawało, że pojawiła się płyta roku. Tym razem była jednak ona mało interesująca, nijaka i bezbarwna.
Byli i obecni członkowie zespołu występowali też w innych grupach:
ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
[1] | Udo Dirkschneider | Peter Szigeti | Matthias Dieth | Frank Rittel | Thomas Franke |
[2] | Udo Dirkschneider | Andy Susemihl | Matthias Dieth | Thomas `Bodo` Smuszynski | Stefan Schwarzmann |
[3-4] | Udo Dirkschneider | Matthias Dieth | Thomas `Bodo` Smuszynski | Stefan Schwarzmann | |
[5-6] | Udo Dirkschneider | Stefan Kaufmann | Jürgen Graf | Fitty Wienhold | Stefan Schwarzmann |
[7-11] | Udo Dirkschneider | Stefan Kaufmann | Igor Gianola | Fitty Wienhold | Lorenzo Milani |
[12-19] | Udo Dirkschneider | Stefan Kaufmann | Igor Gianola | Fitty Wienhold | Francesco Jovino |
[20] | Udo Dirkschneider | Andriej Smirnow | Fitty Wienhold | Francesco Jovino | |
[21-24] | Udo Dirkschneider | Kasperi Heikkinen | Andriej Smirnow | Fitty Wienhold | Francesco Jovino |
[25] | Udo Dirkschneider | Andriej Smirnow | Fitty Wienhold | Sven Dirkschneider | |
[26-28] | Udo Dirkschneider | Fabian `Dee` Dammers | Andriej Smirnow | Tilen Hudrap | Sven Dirkschneider |
[29] | Udo Dirkschneider | Fabian `Dee` Dammers | Andriej Smirnow | Peter Baltes | Sven Dirkschneider |
Udo Dirkschneider (ex-Accept), Peter Szigeti / Frank Rittel (obaj ex-Warlock), Matthias Dieth (ex-Gravestone, ex-Sinner),
Andy Susemihl (ex-Sinner), Thomas Smuszynski (ex-Darxon), Stefan Kaufmann (ex-Accept), Jürgen Graf (ex-Bullet, ex-Sign), Fitty Wienhold (ex-Bullet),
Andriej Smirnow (ex-Shadow Host, Everlost), Kasperi Heikkinen (ex-Elenium, Merging Flare, ex-Amberian Dawn, ex-Conquest/FIN),
Francesco Jovino (ex-Moonstone Project), Tilen Hudrap (ex-Thraw, ex-Paradox, ex-Vicious Rumors, ex-Pestilence), Peter Baltes (ex-Accept, Ashrain)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1987 | [1] Animal House | |
1989 | [2] Mean Machine | |
1990 | [3] Faceless World | |
1991 | [4] Timebomb | #23 |
1997 | [5] Solid | |
1998 | [6] No Limits | |
1999 | [7] Holy | #21 |
2001 | [8] Live From Russia (live / 2 CD) | |
2002 | [9] Man And Machine | |
2003 | [10] Nailed To Metal - The Missing Tracks (live) | |
2004 | [11] Thunderball | |
2005 | [12] Mission Number X | |
2007 | [13] Mastercutor | #10 |
2008 | [14] Mastercutor Alive (live / 2 CD) | |
2009 | [15] Infected EP | |
2009 | [16] Dominator | #30 |
2011 | [17] Rev-Raptor | |
2012 | [18] Celebrator (kompilacja) | |
2012 | [19] Live In Sofia (live / 2 CD) | |
2013 | [20] Steelhammer | |
2014 | [21] Steelhammer - Live From Moscow (live / 2 CD) | |
2015 | [22] Decadent | |
2015 | [23] Navy Metal Night (live / 2 CD) | |
2016 | [24] Live - Back To The Roots (live / 2 CD) | |
2018 | [25] Steelfactory | #9 |
2021 | [26] Live In Bulgaria 2020 (live / 2 CD) | |
2021 | [27] Game Over | |
2022 | [28] My Way | |
2023 | [29] Touchdown |