Niemiecki zespół założony w 1997 w Esslingen. Po odejściu z Gamma Ray, Ralf Scheepers zapragnął zapełnić wolny etat po Halfordzie, jednak Judas Priest odrzucili jego ofertę. Wówczas wokalistą zainteresował się Mat Sinner, który postanowił założyć swój uboczny projekt. Stał się on wariacją Judasów z końca lat 80-tych i póxniejszej ery Painkillera. Primal Fear okazali się pierwszą formacją, która tak zręcznie zmierzyła się z tą stylistyką i odniosła sukces. Wszyscy muzycy mieli doświadczenia z mocniejszym heavy i power metalem, a Mat Sinner szukał innego miejsca dla swoich agresywniejszych pomysłów muzycznych, które w jego macierzystym zespole nie pasowałyby. Tą powtórkę z rozrywki ukształtowały: wokal Scheepersa oscylujący od średnich rejestrów do wysokich zaśpiewów, rycząca gitara Naumanna, mocarny bas lidera i potężnie brzmiąca perkusja Sperlinga. Wydany w lutym 1998 debiut otwierał przeciętny Chainbreaker, ale już energetyczny Silver And Gold z wyśmienitym sinnerowym refrenem i fantastycznymi atakami gitarowymi w pełni rekompensował to niedociągnięcie. Więcej klasycznego heavy lat 80-tych zawarto w przebojowym Promised Land, w którym wyraźnie wybrzmiewały echa Gamma Ray z czasów Heading For Tomorrow. Z pewnością miał na to wpływ gościnny udział Kaia Hansena, pogrywającego tu i ówdzie na gitarze. Po nieco słabszym Formula One i zupełnie bezbarwnym Dollars, grupa uderzała z cała siłą w rewelacyjnym Nine Lives - szybszym i ostrzejszym numerze z chwilami zapierającymi dech w piersiach popisami instrumentalnymi. Dostojniej prezentował się Tears Of Rage, emanujący smutkiem na tle klawiszy, długich wybrzmiewań gitary i niemal rockowego śpiewu Scheepersa. Z pewnością był to jeden z najlepszych momentów pły. Agresja powracała w Battalions Of Hate z naprawdę wspaniałym wokalem Ralfa. Średni Running In The Dust stanowił prototyp późniejszych wolniejszych utworów, które oparto na powtarzanym w kółko ciętym motywie gitarowym i wysuniętym basie, a w Thunderdome wiele było z Judas Priest, ale jakość obniżał słaby refren. Większych emocji nie wzbudzał także odegrany w heavy/powerowej manierze cover Deep Purple Speed King. To co początkowo miało być jedynie hołdem dla Tiptona i spółki, odniosło komercyjny sukces i otworzyło przed Primal Fear drzwi do dalszej kariery, która zdecydowanie, choć dość nieoczekiwanie mocno wyprzedziła twórczość Sinner. Na europejskim rynku pojawił się nowy zespół, potrafiący z werwą i niekłamaną radością grania w szybkim czasie zdobyć nowych słuchaczy. W tym okresie Scheepers przyjął zaproszenie Christofera Johnssona i zaśpiewał w trzech kawałkach Therion: The Wild Hunt na Vovin oraz dwóch coverach na Crowning Of Atlantis - Crazy Nights Loudness oraz Thor (The Powerhead) Manowar.
Wydany w czerwcu 1999 [2] podtrzymywał wysoki poziom. Wszelkie zasady z pierwszej płyty zostały zachowane, ponadto siłę uderzenia wzmocnił drugi gitarzysta Stefan Leibing Pędząca wzniosła galopada Final Embrace emanowała znakomitą melodią, ciężkim basem oraz naprzemienne granymi unisono solówkami. Scheepers był w wybornej formie, zagęszczono także strukturę kawałków, czego momentami brakowało na pierwszej płycie. Save A Prayer posiadał rockowy feeling Sinner, ale dołożono tutaj prawdziwą pasję wykonania, czyniąc z tego kawałka pełnoprawny heavy/powerowy numer. Tak dobry nie był już Church Of Blood i swobodę grupa odzyskiwała dopiero w opartym na power/speedowej Into The Future, w którym surowe zwrotki prezentowały się ciekawiej niż przeciętny refren ze zbędnymi chórkami. Under Your Spell wydawał się przy pierwszym odsłuchu próbą powtórzenia formuły Tears Of Rage w cięższej formie, ale zyskiwał z czasem, racząc fanów nośnym przebojowym refrenem i dramatycznie odegranymi solówkami. Zachwytu nie budziły pozbawione chwytliwych refrenów Play To Kill i znacznie słabszy Fight To Survive. Hitem za to był z pewnością zagrany na luzie Nation In Fear z kapitalnym wejściem w refren i jakby niedbałymi chórkami na tle gęstego basu. Powolny heavymetalowy walec When The Night Comes był mało atrakcyjny, a kwintet nie dał rady odtworzyć tutaj klimatu podobnych nagrań Judasów. W nijaki Hatred In My Soul wpleciono riff podobny do rozpoczęcia Fight To Survive, ale zagrany na wolniejszych obrotach. Całość kończyła przeróbka Rainbow Kill The King, udanie podsumowująca drugi album. Zastosowano ponownie bardzo dobrą produkcję z naciskiem na wyeksponowanie gitar i basu. Jedynie w głosie Scheepersa wyczuć można było lekkie zmęczenie, choć "górki" wyciągał fantastycznie. Niektóre kawałki jawiły się jako mniej atrakcyjne pod względem melodii i bardziej rutyniarsko odegrane. Ostatecznie krążek był tylko niewiele gorszy od debiut.
29 stycznia 2001 ukazało się najwybitniejsze dzieło Primal Fear. Toma Naumanna na [3] zastąpił Henny Wolter (ex-Thunderhead) i zasada dwóch gitar została zachowana. Nowy nabytek wpisał się w styl grupy bez problemu, o czym przekonywał już początek wspaniałego Angel In Black, z agresywnym riffem, "wpadającym w ucho" refrenem, świetnym śpiewem Ralfa i podwójną solówką gitarową. Kiss Of Death otwierały zagrywki znane z Hell Patrol Judasów, co było zapewne celowym zapożyczeniem, a Back From Hell okazał się bezlitosnym natarciem z rozbudowaną częścią instrumentalną i nieprawdopodobną wprost energią. Wolniejszy Now Or Never nie był do końca klasyczną balladą, raczej patetycznym lżejszym kawałkiem w średnich tempach. Fight The Fire i Eye Of An Eagle były jedynymi słabymi punktami albumu - nie potrafiły przykuć na dłużej uwagi i nie miały tego "czegoś" co wyróżniałoby je ponad heavymetalową przeciętność. Łagodny akustyczny wstęp do Bleed for Me zwiastował udaną balladę z kilkoma mocniejszymi wejściami gitar, o wszelkich cechach charakterystycznych już dla Primal Fear. Po tej dawce łagodności kwintet atakował zamaszystym tytułowym Nuclear Fire z posiadającym siłę huraganu refrenem. Poziom utrzymywały sinnerowski Red Rain, Iron Fist In A Velvet Glove z długim krzykiem Scheepersa oraz pełen werwy Fire On The Horizon utrzymywały wysoki poziom. Wszystko kończył hymn Living For Metal, nieco przypominający dokonania Tyran' Pace i rzecz jasna Judas Priest, w którym nie zachowano odpowiedniej harmonni między motywem przewodnim, a zbyt wysoko zaśpiewanymi refrenami. Zespołowi udało się nagrać niemal perfekcyjny materiał z rozpędzonymi riffami, wzorcowym melodyjnym wokalem popartym chórkami i siłą, która mogłaby stać się wzorem dla wielu młodszych kapel. W tamtym okresie Primal Fear przeistoczyli się w prawdziwą bojową maszynę napędzaną energią atomowego ognia, co udowodnili na trasie "Nuclear Tour" z Children Of Bodom i Sacred Steel.
Wydany w styczniu 2002 [4] zawierał Under Your Spell, nowy kawałek Horrorscope oraz trzy przeróbki: Out In The Fields Thin Lizzy, kapitalny Breaker Accept oraz znany już Kill The King Rainbow. Początkowo EP-ka była bonusowym krążkiem dodawanym do japońskiej wersji [2]. 24 kwietnia 2002 ukazał się [5], kończący pewną erę w działalności Niemców. Był to album koncepcyjny, opisujący krucjatę stada orłów w kierunku czarnego słońca. Primal Fear zaprezentowali się tu niemal tak dobrze jak na [3], może z pewną powtarzalnością, ale nikomu nie przeszkadzającą. Krążek konsekwentnie przynosił granie mocne, nieustępliwe i nie bez szczypty finezji, której u ekip z Niemiec zazwyczaj trudno się było w takiej stylistyce doszukać. Tytułowy Black Sun serwował totalnie niszczący refren, znakomite solówki duetu Leibing-Wolter i demolujący bas Mata Sinnera. Jak zwykle, tak i tym razem zespół przeplatał kompozycje szybsze z nieco wolniejszymi - taki był ponury w zwrotkach i rozkwitający w niezwykle atrakcyjnym refrenie Armageddon. Po raz kolejny Scheepers prezentował się jako znakomity wokalista, idealnie wpasowany w obraną przez grupę konwencję. W Lightyears From Home frontman niemal ciągnął wszystko sam, wchodząc w dramatyczne wysokie tony, ekstatyczne okrzyki i ostre jak brzytwa wtórowanie gitarom. Po dobrym Revolution (kojarzącym się nieco ze stylem Judasów obranym na albumie Turbo), słabe wrażenie sprawiał nazbyt połamany rytmicznie Fear z udziałem Mike`a Chlasciaka, znanego z Halford i Painmuseum. Nijako wypadły zarówno Mind Control z dziwnym zwolnieniem tempa oraz niepotrzebnie wyciszającym efekt całości Magic Eye z niemal radiowym refrenem. Mind Machine oparto o najprostsze rozwiązania, a balladowy Silence orbitował na krawędzi rockowego numeru odegranego z wyczuciem metalowego ciężaru. Nieźle prezentował się We Go Down, z niezbyt może atrakcyjną melodią, ale intrygującym klimatem niepokoju. Bardzo szybki Controlled odegrano z precyzją niemieckiej maszyny, co podkreślało kolejny świetny krążek bez uciekania się do udziwnień i mixów stylowych. We wrześniu 2003 ukazało się DVD "The History Of Fear", w którego skład weszły: występ na "Wacken Open Air" z września 2001, ponad 50-minutowy koncert z "Black Sun Tour", videoklipy do Angel In Black i Armageddon, wywiady oraz tzw. bootleg section.


Ralf Scheepers

Na [6] powrócił Tom Naumann, pojawił się także kanadyjski bębniarz Randy Black. Na pierwszych czterech płytach, mimo oczywistych zapożyczeń, słyszalna była prawdziwa pasja i radość z grania. Nowy materiał cechował się suchym profesjonalizmem, jakby kwintet jedynie sztampowo odgrywał sprawdzone już patenty, licząc na dobrą sprzedaż. Motyw singlowego Metal Is Forever stosowano już w przeszłości dziesiątki razy, ale ten kawałek jeszcze mógł się podobać. Primal Fear odeszli nieco od stylu Judas Priest, zagłebiając się mocniej w estetykę Sinner - stawiając na wolniejsze tempa, zahaczające miejscami nawet o rock. Na tle jak zwykle dopieszczonego brzmienia wyszły niestety wszelkie mankamenty albumu na czele z brakiem interesujących melodii. Rolę takich wypełniaczy spełniały m.in. Vision Of Fate, Sacred Illusion i In Metal. Wolniejszy The Healer naładowano symfonicznymi dodatkami, nastrojową solówką i bogatym drugim planem, ale ponownie refren daleki był od chwytliwego. Zabrakło tradycyjnych primalowych refrenów, a duet Leibing-Naumann znacznie lepiej prezentował się na [2]. W złagodzonej konwencji nieźle prezentował się Colony 13, w którym na pierwsze miejsce wysuwała się osoba basisty, a refren orbitował wokół twórczości Sinner. Dość ponura atmosfera spowijała Wings Of Desire o nieco smutnym wydźwięku i ta kompozycja nasuwała skojarzenia z Iron Fist In A Velvet Glove, ale odbiegała zdecydowanie poziomem od wspomnianego utworu. Scheepers nadal śpiewał bez żadnego wysiłku, choć miejscami zbyt często wchodził w wysokie rejestry. Album z pewnością spodobał się zwolennikom późnego Sinner, głównie w sferze pewnych klasycznych dla Mata patentów na melodie w refrenach. Numery był przeciętne, a prawdziwe podnoszących ciśnienie kompozycji nagrano tu zaledwie kilka.
[7] rozwiał wszelkie wątpliwości czy odświeżona formuła muzyki zespołu była warta uwagi. Przy zachowaniu pewnych aranżacji znanych z poprzednika, tym razem zadbano o atrakcyjniejsze melodie, które stały się siłą tego albumu. Otwierał wszystko dynamiczny Demons And Angels z domieszką symfonicznych wstawek na początku i w tle, ale także typowym dla kapeli refrenem. Numer udowadniał, że melodyjny heavy/power mógł nieźle brzmieć i z klawiszami pod warunkiem, że nie stawały one w szranki z gitarami. Rollercoaster umiejętnie łączył w jedną całość heavy/power i hard`n`heavy, co z pewnością było główną zasługą Mata Sinnera. Niemal balladowy Seven Seals stawiał na lekką zadumę i elegancję w melodii, a wiecej surowości podkreślonej suchym brzmieniem gitar prezentował Evil Spell. Ostrzejszego grania było więcej w The Immortal Ones o niespodziewanie rockowym refrenie. Leniwie romantyczny Diabolus zagrano z echami epickiego podejścia w melodii i recytacjach. Pełne emocji solo gitarowe dopowiadało historię. Wyciszony początek niemal 8-minutowego All For One był lekko mylący, bo potem Niemcy w szybszym graniu roztaczali paletę pomysłów - od rytmicznego heavy/power, poprzez pewne zapożyczenia od Iron Maiden po dociążony gitarowo hard rock. Pewien zgrzyt stanowił krótki Carniwar - eksperyment w dosć brutalnej konwencji, marnotrawiący błogi stan stworzony przez kompozycję poprzednią. Przeróbka Sinner Question Of Honour wypadła lepiej od oryginału, a krążek kończyła zdominowana przez akustyczne motywe ballada In Memory. Primal Fear przedstawili materiał dojrzały, naznaczony doświadczeniem muzyków grających ze sobą od lat, ale poszukujących czegoś nowego. Panowie mieli dość postrzegania ich jedynie w pryzmacie kontynuacji tego czym onegdaj byli Judasi. Ten album metalowego środka łączył fanów melodyjnego heavy, power i hard rocka kunsztem wykonania, który nie podlegał dyskusji. Niedoścignioną energię czterech pierwszych płyt zastąpiono przez staranne dobrane i spójne granie, dalekie od łatwej przebojowości.
Wiele kontrowersji wywołał [8] - zrezygnowano z szybkich utworów na rzecz wolniejszego lżejszego grania. Owszem trafiały się nadal galopady w postaci Sign Of Fear czy Face The Emptiness, ale generalnie całość utrzymano w średnich tempach. Większość z nich wzbogacono o wstawki orkiestrowe i klawiszowe, co jednak fanom zespołu niespecjalnie przypadło do gustu. Niespecjalnie pasowały do całej układanki wolne gnioty w stylu Every Time It Rains z gościnnym udziałem Simone Simons z Epiki oraz koszmarek Fighting The Darkness. Muzycy powinni zadać pytanie jaką drogą chcielo podążyć w przyszłości, bo z płyty aż biło niespójnością. Z jednej strony Primal Fear jakby chcieli udowodnić, że potrafią nadal nieźle przyłoić, z drugiej próbowali grać coraz lżej. O dziwo, w tej łagodniejszej konwencji zespół wypadał lepiej, tak jakby na mocniejsze granie zabrakło pomysłów. W styczniu 2012 ukazał się [11], którym formacja hucznie wróciła do dawnej chwały, serwując nadzwyczaj chwytliwy heavy/power w średnio-szybkich tempach, wzmocniony męskimi chórkami oraz z wokalem Scheepersa doprawdy w wyśmienitej formie. Ralf śpiewał głosem odprężonym, wyjątkowo czystym w wysokich partiach i donośnym, górując nad ostrymi ciężkimi gitarami. Magnus Karlsson zdecydowanie odżył w pojedynkach gitarowych z Alexem Beyrodtem i zagrywkach unisono, Mat Sinner przypomniał sobie jak tworzyć potężne doły basowe, a Randy Black nabijał rytm z ogromną pewnością siebie i determinacją. W tym przypadku nie miało znaczenia, że Strike czy Blaze Of Glory nie posiadały grama oryginalności w warstwie melodii, skoro się tego świetnie słuchało. Stylistyka Sinner w Give`Em Hell zabrzmiała na ostro i po męsku, a singlowy poparty videoklipem Bad Guys Wear Black emanował pełnymi luzu długimi wybrzmiewaniami gitar i przebojowym chóralnym refrenem. Prawdziwym killerem w klasycznym niemieckim stylu był And There Was Silence, z wzorcowym wykorzystaniem hansenowskiej idei wczesnego Helloween w mocniejszej oprawie. Wolniejszy Metal Nation nasuwał skojarzenia z podobnymi kawałkami z pierwszych płyt, nastrojowy Where Angels Die z klimatycznym klawiszowym podkładem prezentował ponad 8 minut łagodnego grania z wyrazistą linią melodyczną i kilkoma wybornymi popisami instrumentalistów. Powstał album pełen metalowych przebojów, a całość wykonano z ogromną pewnością i maestrią, o doskonałej produkcji, tym razem wypełnioną treścią konkretnego melodyjnego heavy/power. Zaprocentowało wykonanie naznaczone wieloletnim doświadczeniem i to granie chwytało od razu.
[13] zaczynał się serią petard i jako pierwszy wskakiwał Angels Of Mercy z niepokojącym intrem, potężnym riffem i rozpędzoną perkusją. Formacja wyraźnie wróciła do swoich korzeni, gdzie siła tkwiła w prostocie, a fenomenalny atak ryczących gitar to po prostu kwintesencja melodyjnego heavy/power. Następnie na scenę wtaczał się świetny The End Is Near z ciężkim riffem i mocarną perkusją nadająca utworowi czołgowego tempa. Nie schodziły także poniżej bardzo dobrego poziomu tytułowy Rulebreaker oraz przebojowy In Metal We Trust z chwytliwym motywem przewodnim. Ciekawił podbudowany przebojowym rock/metalem Bullets & Tears - kawałek bez nadmiernego słodzenia i wdzięczenia do publiczności AOR. Z jakąś sympatią słuchało się At War With The World - nostalgicznej wycieczku w najlepsze czasy Sinner, Gun Barrel i Chinchilla. Zwolnienie nadchodziło w kołysankowym wstępie do blisko 11-minutowego We Walk Without Fear z zapędami w kierunku bardziej skomplikowanego grania, ze zwalającą z nóg instrumentalną partią pod koniec z chórem i rozbudowaną gitarową solówką. W The Devil In Me Niemcy zwracali sie nieco w stronę klimatów zbliżonych do Black Sabbath ery Tony`ego Martina, a Constant Heart wracał do zagrywek z pierwszych czterech albumów i acceptowych rytmów. Nowe wydawnictwo wprost iskrzyło się od killerów, a trzy gitary nadały im całkowicie nowego wymiaru. Na koniec painkillerowy Raving Mad w nowoczesnej oprawie. Scheepers w wyśmienitej formie wokalnej, z głosem pełnym rozmachu i werwy. Pochwały należały się także Francesco Jovino, bo trudno było zagrać równie interesująco jak Randy Black, ale jemu się to udało. Gdyby nie to kruszące żelazobeton brzmienie to może efekt nie były taki piorunujący, ale Jacob Hansen był mistrzem swego fachu i ekipa wiedziała dobrze co robi powierzając mu mix i mastering.
[16] rozpoczynał się tradycyjnie i pompatyczny wstęp do I Am Alive zachwycało, choć nieco przeszkadzał lżejszy refren. Ralf atakował wysokimi zaśpiewami w Along Came The Devil - numerze wolniejszym, miarowym i wyjątkowo przeciętnym. Tak Primal Fear kiedyś grał na średnich [8] i [9]. Po szybkim i chwytliwym Halo ze zwiewnymi gitarowymi solówkami wchodził Hear Me Calling z marną próbą zrobienia czegoś z [7] w tempie, lecz z fatalną rockową melodią ubraną w ciężkie metalowe riffy. Dewastujące riffy i zaśpiew w najwyższych tonacjach to The Lost & The Forgotten, ale potem miarowa nuda i metal disco/industrialny z pewnymi elementami zawstydzającego modern metalu. Kompletnie bezzębny refren serwował naiwny motyw gitarowy, w dodatku zerżnięty z płyt UDO. Akcja powracała wraz z początkiem My Name Is Fear - utwór zdecydowany i rozpoznawalny jako Primal Fear - szkoda, że refren był przewidywalny i mało dramatyczny. W połowie płyty następowała katastrofa - absolutnie kompromitujący romantyczny, akustyczny i tandetny I Will Be Gone. Stylistyka Sinner w mało interesującej formie obejmowała we władanie Raise Your Fists (miałki hard`n`heavy próbował udawać heavy/power) oraz Howl Of The Banshee (gładki i wypolerowany w rock/metalowym refrenie). Afterlife to podróbka Painkiller z ogranymi do bólu sinnerowymi refrenami. Na zakończenie Infinity, czli ponad trzynaście minut mocowania się ze Złotym Demonem, ale kiedy zespół próbował być symfoniczny już nie przekonywał. Trzech doskonałych gitarzystów przykuwało co chwilę uwagę ciekawymi solówkami, duetu Sinner-Ehré słuchało się z przyjemnością, a Scheepers to światowa czołówka. Wymuskana i dopracowana w najdrobniejszych szczegółach produkcja była wzorcowa i budziła miejscami zachwyt w opcji mocy i głębi. To wszystko jednak za mało by wzbudzić zachwyt ogólny. Płyta była wypadkową Primal Fear z lat 2007-2008, Sinner i Magnus Karlsson Free Fall, czyli grać metal dla wszystkich. Tak się metalu grać nie da, ponieważ nigdy nie było on dla wszystkich. Album posiadał wyraźne inklinacje komercyjne i był po prostu produktem ukazującym jak nie powinno się robić muzyki metalowej z nastawieniem na melodie. Jeśli czerpie się z kogoś wzorce, to trzeba zawsze to robić korzystając z doświadczeń najlepszych, a nie własnych nieudanych pomysłów sprzed lat. Za dużo SINNER i metalowej sałaty, za dużo wypolerowanych neutralnych i nic nie wnoszących refrenów, za mało ducha Primal Fear z ostatniej dekady. W tytułowym numerze na [17] z Ralfem zaśpiewała wspólnie Tarja Turunen.
Po tak słabej płycie, nie pozostało zespołowi nic innego jak bardziej się postarać. Pierwszym symptomem poprawy na [18] była lepsza forma wokalna Scheepers, śpiewającego głosem donośniejszym. Co z tego jednak skoro Another Hero, The Flood czy Deep In The Night z pierwszej części albumu to bezradne mocowanie się z prymitywnym teutońskim heavy/power. Odpowiadający za mastering Jacob Hansen poszedł po najmniejszej linii oporu i stworzył kruszące brzmienie gitar o lekko modern barwie, przy czym ktoś by mógł go porównać nawet do industrialnego. Cancel Culture po przeciętnym początku stawał się nagle interesujący refrenem, gdzieś tam nawiązującym do estetyki Powerwolf. Potem sporo finezyjnych popisów gitarzystów i takiego Primal Fear można było posłuchać bez zażenowania i zniecierpliwienia. Flirt z bardziej melodyjnym heavy/power w Play A Song poprawny, ale do ekstraklasy grających podobne rzeczy zespołów ze świata dystans spory. Mroczniej w The World Is On Fire i to kompozycja w pełni udana, bo i refren twardy bujał w należyty sposób. W najdłuższym Their Gods Have Failed na samym wstępie budowano nastrój akustycznymi gitarami i chórkami, potem się to dosyć długo i topornie rozkręcało. Utwór nie był równy z wyraźnym wskazaniem na pompatyczny refren w szwedzkiej tradycji, ale wszystko zanadto rozciągnięto w części instrumentalnej. Do stylu z wczesnych płyt muzycy cofali się w dość szybkim Steelmelter, ale melodię wykorzystano nazbyt oklepaną. Grupa niepotrzebnie naśladowało U.D.O. w Raged By Pain, a komercyjne balladowe granie dla radiosłuchaczy wykorzystano w gładkim Forever z tłem symfonicznym. Numer był taki sobie, choć nadzwyczaj starannie zaaranżowano partie wokalne. Album kończył zagrany spokojnie Fearless. Grupa odbiła się od dna, ale nie zdołała wypłynąć na powierzchnię. Nie było tu ani jednego killera z prawdziwego zdarzenia, pierwsza część płyty fatalna, a rozmycie stylistyczne nie było równoznaczne z interesującą różnorodnością. Krążek zapewne musiał powstać ze względów komercyjnych, ale jako wyraz artystycznego natchnienia już niekoniecznie.
Dyskografię Primal Fear uzupełniają nagrania Metal Gods na "A Tribute To The Priest" oraz Seek And Destroy na "The Four Horsemen - A Tribute To Metallica".

Byli i obecni członkowie zespołu występowali też w innych grupach:

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Ralf Scheepers Tom Naumann Mat Sinner Klaus Sperling
[2] Ralf Scheepers Stefan Leibing Tom Naumann Mat Sinner Klaus Sperling
[3-5] Ralf Scheepers Stefan Leibing Henny Wolter Mat Sinner Klaus Sperling
[6-7] Ralf Scheepers Stefan Leibing Tom Naumann Mat Sinner Randy Black
[8] Ralf Scheepers Stefan Leibing Henny Wolter Mat Sinner Randy Black
[9-10] Ralf Scheepers Magnus Karlsson Henny Wolter Mat Sinner Randy Black
[11-12] Ralf Scheepers Magnus Karlsson Tom Naumann Alex Beyrodt Mat Sinner Randy Black
[13-14] Ralf Scheepers Alex Beyrodt Tom Naumann Mat Sinner Francesco Jovino
[15] Ralf Scheepers Magnus Karlsson Tom Naumann Alex Beyrodt Mat Sinner Francesco Jovino
[16-18] Ralf Scheepers Magnus Karlsson Tom Naumann Alex Beyrodt Mat Sinner Michael Ehré

Ralf Scheepers (ex-Tyran` Pace, ex-Gamma Ray), Tom Naumann / Mat Sinner (obaj Sinner), Henny Wolter (ex-Sweet Hard, ex-Thunderhead)
Stefan Leibing / Klaus Sperling (obaj ex-Insanity i ex-Wasteland), Randy Black (ex-Annihilator, ex-Rebellion, Skew Siskin);
Magnus Karlsson (ex-Midnight Sun, ex-Last Tribe, Allen / Lande, ex-Planet Alliance, ex-Starbreaker, ex-Tony O'Hora, ex-The Codex),
Alex Beyrodt (Sinner, ex-The Sygnet, Silent Force, ex-Missa Mercuria, Voodoo Circle),
Francesco Jovino (ex-Moonstone Project, U.D.O., ex-Edge Of Forever, ex-Hardline),
Michael Ehré (ex-Pryer, Murder One, ex-Metalium, ex-Firewind, ex-Weinhold, Kee Marcello, ex-Love Might Kill, The Unity, ex-Starchild)


Rok wydania Tytuł TOP
1998 [1] Primal Fear #18
1999 [2] Jaws Of Death
2001 [3] Nuclear Fire #1
2001 [4] Horrorscope EP
2002 [5] Black Sun #19
2004 [6] Devil`s Ground
2005 [7] Seven Seals
2007 [8] New Religion
2009 [9] 16.6 (Before The Devil Knows You`re Dead)
2010 [10] Live In The USA (live)
2012 [11] Unbreakable #13
2014 [12] Delivering The Black
2016 [13] Rulebreaker #6
2017 [14] Angels Of Mercy: Live In Germany (live)
2018 [15] Apocalypse #26
2020 [16] Metal Commando
2021 [17] I Will Be Gone EP
2023 [18] Code Red #27

          

          

        

Powrót do spisu treści