
Niemiecki zespół przekształcony w 2015 z Love Might Kill. Dotychczasowy skład uzupełnił znany z Gamma Ray Henjö Richter. The Unity postanowili grać melodyjny przebojowy heavy/power - pozornie prosty, ale w gruncie rzeczy skomplikowany i niełatwy wykonawczo. Przede wszystkim świetnie czuł się w tej stylistyce wokalista Manenti, łączący rockowy feeling z potęgą metalowej artykulacji, a rakietowy głos dobiegał wyraziście ponad ścianą soczystych gitar i oszałamiającej energią sekcji rytmicznej. Już na początku hitowo zabrzmiał Rise And Fall, natomiast riffy w No More Lies stanowiły idealne tło dla dramatycznej melodii i sposobu jej wykonania. Przystępnie wybrzmiał Killer Instinct z pozornym spokojem w rozgrywaniu tego wyważonego utworu na rockowym fundamencie. Ekipa zaproponowała także nowocześniej zaaranżowany i niemal modern-metalowy Always Just You z nietypowym refrenem o łamanych tempach, ale w tej konwencji atrakcyjniej prezentował się energiczny Close To Crazy - wyrazisty numer na szczęście niezbyt wyłamywał się z głównego nurtu muzycznego albumu. The Unity potrafią zagrać jednocześnie zadziornie i romantycznie w pełnym rozległych planów The Wishing Well oraz czarować ciepłem w nostalgicznym Edens Fall. Najbardziej zaskakiwał jednak odegrany w tradycji Deep Purple i Rainbow Redeemer, podkreślając swój charakter jednym z klasycznych riffów Blackmore`a i oddając hołd tradycji, zespół pozostawał równocześnie współcześny. Płyta kończyła się nieco brytyjskim Never Forget i chciało by się lepszego epilogu, gdyż ten trywalny mix melodyjnego heavy i AOR zbytnio podchodził pod Eden`s Curse. Pod względem produkcji tak powinien brzmieć nowoczesny krążek z atrakcyjnym melodyjnym metalem i za to należały się brawa Miquelowi Angelowi Riutortowi, odpowiadającemu tutaj za mix i mastering. Grupa trafiła w gusta słuchaczy w odpowiednim czasie i niedługo potem pojawił się drugi album.
[2] ponownie wypełniły dynamiczne zagrywki gitarzystów (nieco pod Metalium), potężna (kiedy trzeba) sekcja rytmiczna oraz Manenti, który po raz kolejny zasłużył na szczególne pochwały. W tych kompozycjach było wiele przestrzeni, dużo świeżego powietrza przy jednoczesnej przystępności i rosnącej rozpoznawalności. Czasem refren wypływał jakby z zupełnie innej melodii, której nie było w zwrotkach i to starano się przekuć w dodatkowy atut w Last Betrayal, Welcome Home, No Hero oraz brawurowo rozpędzonym Children Of The Light. Do nowocześnie zaaranżowanego hard rocka z elementami Masterplan kierował się You Got Me Wrong, a w All That Is Real dołożono dawkę eleganckiej przebojowości AOR w najlepszym gatunku i nawet solówką stylizowaną ponownie na Ritchiego Blackmore`a. The Storm w swych średnich tempach wchodził na terytoria Magnum, wysmakowanie prezentował się po części balladowy The Willow Tree - poruszająco zaśpiewany przez Manentiego, który był w swoim żywiole i wyczyniał cuda głosem. L.I.F.E. był swego rodzaju tyglem stapiającym melodyjny rock/metal XX i XXI wieku, oparty na zadumanych pastelowych emocjach. Brzmieniowo zbliżono się do Silent Force - za realizację nagrań odpowiadał sam Ehré, a hiszpański mistrz konsolety Riutort znów dodał wszystkiemu dodatkową porcję południowego ciepła. The Unity objawili się światu jako zespół jasnego słonecznego powermetalu i tym zapracowali sobie na szczególne uwielbienie w Japonii. Ta pozytywna energia znalazła odzwierciedlenie w tekstach traktujących o zwykłych życiowych sprawach.
Niewiele zmieniło się na [3] i Hands Of Time to tylko przyzwoity heavy/AOR z ogranym motywem. Po lekkim falstarcie Line And Sinker był ciekawszy, z umiarkowanym tempem, mocnymi akcentami basowymi, pastelowymi klawiszami i niezłą melodią z lekkimi naleciałościami gotyckimi w rytmicznym riffowaniu gitar. W We Don`t Need Them Here nieco więcej energii i lekkość zarazem - wszystko w konwencji tworzenia poślednich hitów metalowych bez popadania w radiowy mainstream. Umiejętnie zmieniano nastrój w emanującym fińską melancholią Destination Unknown, choć refren mocniejszy niż w tym gatunku i określenie melodyjny heavy/power pasowało tu najlepiej. Rock/metalowy klimat obejmował we władanie w pełnym podskórnego smutku Angel Of Dawn, ale teatralne podejście tutaj nie wypaliło. Ciężej w stylu Ozzy`ego z najlepszych lat i brytyjski akcent w Wave Of Fear stanowił ciekawe urozmaicenie, a wszystko cofało się do lat 80tych i na pewno poza Niemcy. W Guess How I Hate This ponownie ładunek rock/metalowych zagrywek gitarowych, a w niektórych momentach na myśl przychodził Magnum. Gitary ryczały gitary w Scenery Of Hate z melodią lepszą w zwrotkach niż w refrenie. Rusty Cadillac zgrabnie skomponowany na rock`n`rollowym rytmie i te inspiracje sięgały nawet lat 60-tych. Ciepły i rytmiczny You Don`t Walk Alone to poruszające pożegnanie w najlepszym stylu Magnum, ale elegancja nie ta, a Jan Manenti to nie klasa Boba Catley`a. Wartość zespołu to suma indywidualnych umiejętności i zaangażowania, ale brawa się nie należały. Płyta przelatywała i szybko się ją zapominało. Pod względem produkcji osiągnięto natomiast profesjonalizm w stworzeniu brzmienia przyjaznego i przyjemnego, a jednocześnie bez ucieczek w stronę popowo-radiowej stylizacji produkcji.
Na [5] w składzie pojawił się nowy basista Tobias Exxel, znany z Edguy. na początek prościutki i promowany przezabawnym teledyskiem Always Two Ways To Play. Takiej prostolinijnej stadionowej muzyki tym razem wcale tak dużo tu nie było. Długo i łagodnie rozpoczynający się balladowy wyciskacz łez Something Good w zasadzie pozostawiał słychacza beznamiętnym. Poza tym był to album kompozycji zaskakująco różnorodnie zaaranżowanych, choć w obrębie samych utworów działo się mało. Heavy/powermetalowy I>Masterpiece podrabiał Metalium, a uroczysty The Hellish Joyride tak jak w przeszłości sięgał do tradycji Magnum. Coś ze spokojnych pomysłów Cornerstone z purpurowymi klawiszami w pełnym elegancji Only The Good Die Young i tutaj zaskakiwał uroczy refren, a potem jeszcze neoklasyczne gitarowe solówki. Kashmirowy motyw przewodni w Golden Sun - numerze słabym, z mało wyrazistym romantycznym refrenem. Ze stadionowym feelingiem muzycy grali w Stay The Fool, choć może zbyt wiele kopiowano z Deep Purple ery Steve`a Morse`a. Lepiej słuchało się Never Surrender - utworu rozpoznawalnego jakby z poprzednich płyt i z elementami hard rocka. Na koniec fatalny You`re Not Forced To Stay. - niezły pomysł na uroczysty numer w stylu Magnum został rozmyty w fatalnej mdłej rockowej części pierwszej.
Michael Ehré przeszedł do Gamma Ray, potem grał w nieciekawym Starchild (Starchild w 2014, m.in. Jens Becker z Grave Digger), w końcu dołączył do Primal Fear.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
| [1-4] | Gianbattista `Jan` Manenti | Henjö Richter | Stefan Ellerhorst | Sascha Onnen | Jogi Sweers | Michael Ehré |
| [5] | Gianbattista `Jan` Manenti | Henjö Richter | Stefan Ellerhorst | Sascha Onnen | Tobias Exxel | Michael Ehré |
Henjö Richter (ex-Rampage, Gamma Ray, ex-Avantasia),
Michael Ehré (ex-Pryer, Murder One, ex-Metalium, ex-Weinhold, Kee Marcello, ex-Love Might Kill), Sascha Onnen (ex-Mob Rules),
Tobias Exxel (Edguy, ex-Squealer, ex-Taraxacum)
| Rok wydania | Tytuł |
| 2017 | [1] The Unity |
| 2018 | [2] Rise |
| 2020 | [3] Pride |
| 2021 | [4] The Devil You Know (live) |
| 2023 | [5] The Hellish Joyride |
