Polski zespół powstały we wrześniu 1986 w Poznaniu. Wkrótce zawiesił działalność w listopadzie, gdy Titus (ur. 9 sierpnia 1967) poszedł do wojska. Litza (ur. 15 kwietnia 1968) i Popcorn (ur. 2 sierpnia 1968) wpierw utworzyli Slavoy, następnie pierwszy dołączył do Turbo, a drugi do Wilczego Pająka. Po powrocie Titusa z armii, Acid Drinkers reaktywowali się w lutym 1989 i związali się z Metal Mind. [1] ukazał się w Anglii już we wrześniu 1990, ale w Polsce dopiero w kwietniu roku następnego. Zaskakiwał zarówno okładką utrzymaną w komiksowym stylu, jak i samą muzyką - zwariowanym połączeniem thrashu, heavy, hardcore`u i punku, z mnóstwem nieoczekiwanych i zabawnych zmian tempa oraz dziwnymi rozwiązaniami brzmieniowymi. Niebanalne teksty Titusa traktowały o układach na kompanii wojskowej (Barmy Army), bezsensownej przemocy (I Fuck The Violence) oraz seksie (L.O.V.E. Machine). Gnające do przodu riffy mogły robić wrażenie, a entuzjazm grania całej czwórki przełożył się na pozytywno-humorystyczny klimat materiału (Woman With The Dirty Feet, Mike Cwel). Titus i spółka zapatrzeni byli przede wszystkim w twórczość Anthrax, ale to granie nie było ani zbyt agresywne ani nie powalało ciężarem. W utworach nie zabrakło ani konkretnych zwolnień, ani fragmentów utrzymanych w średnich marszowych tempach, ani nawet fragmentów akustycznych. Debiut Acid Drinkers to z jednej strony płyta będąca symbolem swoich czasów (okresu optymizmu związanego z początkami demokracji w Polsce), z drugiej podejścia do thrashu na luzie, z zabawnymi tekstami i bez grama ponuractwa. Raziła kiepska produkcja i dopiero zreamsterowana wrsja z 2009 brzmiała akceptowalnie.
Równie pokręconą muzykę przyniósł [2], choć płyta nie wywoływał tym razem u słuchacza szybszego przepływu krwi. Zabrakło ciętych ciężkich zagrywek Popcorna i Litzy, większość kompozycji nawiązywała do hard rocka. Humor utrzymano, ale te numery zbytnio nie śmieszyły. Powstała muzyka przemyślana, ale niezbyt interesująca. Po udanym debiucie wszyscy oczekiwali bardziej spektakularnej kontynuacji i fanom naprzód wychodziły właściwie jedynie zagrany z pazurem cover Smoke On The Water Deep Purple oraz zadziorny tytułowy Dirty Money, Dirty Tricks. Reszta wypadła miernie i nie zawierała w sobie nic, co szczególnie przyciągnęłoby słuchacza. Album ten potrafił wprowadzić słuchacza w stan szoku, z którego mogła go wyciągnąć jedynie intensywna rehabilitacja. We wrześniu 1992 rynek ujrzał zorientowany thrashowo [3], całości nadano jednak nadzwyczaj płytkie brzmienie. Kawałki rozpoczynały się ciekawie, ale później ich potencjał rozmywał się w niezdecydowaniu stylistycznym. Do końca nie było wiadomo czy ten album był poważny czy żartobliwy. Pędząca perkusja Ślimaka była zbyt monotonna i w sferze gitar utwory w rodzaju King Kong Bless You czy Hell In A Place On Earth traciły swoją moc. Charakterem tytułowy Strip Tease nasuwał skojarzenie z Cowboys From Hell Pantery, a w otwarcie Rats / Feeling Nasty wpleciono fragment South Of Heaven Slayer. Te indywidualne pomysły zbite w całość wypadły mało interesująco. Jedynymi numerami sprawiającymi niewypowiedzianą radość były: Masterhood Of Hearts Devouring z pseudo-deathowym otwarciem i thrashową jazdą do końca, nacechowana spokojem przeróbka Seek And Destroy Metalliki w stylu flamenco z gościnnym udziałem Edyty Bartosiewicz i w końcu cover Monty Pythona Always Look On The Bright Side Of Life. Ostatecznie materiał posiadał tyle samo plusów co minusów i nie pozostawał w pamięci zbyt długo. W 1991 Litza zrobił sobie odskocznię dołączając do Creation Of Death.
W kwietniu 1993 kapela zagrała dwa duże koncerty u boku Sepultury i Paradise Lost. Po wygaśnięciu umowy z Metal Mind, Acidzi wydali nakładem Under One Flag bardzo dobry [4], na którym skłonili się ku brzmieniu bliższemu klasycznemu heavy. Krążek był zdumiewająco zróżnicowany - Litza śpiewał w Under The Gun, Popcorn w Then She Kissed Me i Polish Blood, a parodiujący Presley`a Ślimak w kończącym krążek Midnight Visitor. Przebojami stały się jednak utwory wykonane przez Titusa - Zero, Pizza Driver i Vile Vicious Vision. Wróciła spontaniczność i motywy zastosowane na debiucie, który najbardziej przypominał Balbinator Edzy. Na wielkie brawa zasłużył Ślimak, prezentując przejścia pomysłowe i skomplikowane, co najbardziej uwypuklono w anthraxowym Marian Is A Metal Guru. Krążek to odpowiednik ówczesnych wpływów w muzyce: z jednej stront stonowanej Metalliki z Czarnego Albumu, a z drugiej Angel Dust Faith No More i Blood Sugar Sex And Magic Red Hot Chili Peppers. Muzycy słyszalnie zwolnili, ale też ta płyta nie potrzebowała jakiś gnających przed siebie numerów, które były wizytówką poprzednich wydawnictw. Tylko produckja była zbyt miękka, co dawało się szczególnie odczuć w najostrzejszych momentach.
Jednak największym komercyjnym i artystycznym osiągnięciem zespołu był [5]. Nic dziwnego, gdyż było to piorunujące uderzenie, dawka niezwykle sugestywnego mixu heavy i thrashu, z przewagą tego drugiego. Znalazło się sporo miejsca na różnego rodzaju nowinki muzyczne spod znaku nowojorskiego hardcore`u i groove metalu w stylu płyt Pantery, Sepultury czy debiutu Machine Head. Titus w przebojowym Drug Dealer przestrzegał przed narkotycznymi świństwami, w Anybody Home ukazywał głupotę rządzących władz, a w kapitalnym The Joker wyśmiewał donosicieli. Z kolei Track Time 66,6 Sec. dotyczył mylnej interpretacji pojęcia zła, z dokonaniami Pantery kojarzył się Slow And Stoned (Method Of Yonash), a krążek kończył utwór Kultu Consument zaśpiewany wspólnie z Kazikiem Staszewskim i okraszony gitarową solówką Grzegorza Skawińskiego (ex-Kombi, Skawalker, O.N.A.). Utwory osiągnęły dużą popularność dzięki znacznemu przyspieszeniu i dociążeniu kompozycji, jak również sugestywnej ognistej produkcji. To największe osiągnięcie artystyczne Poznaniaków podzieliło jednak dotychczasowych fanów. Dla większości płyta okazała się dużym krokiem naprzód, dokonaniem na którym grupa po raz pierwszy zaprezentowała się z w pełni profesjonalnej strony, pozwalającej uznać ją za jedną z najlepszych polskich zespołów metalowych. Dla innych jednak stała się symbolem koniunkturalizmu, chwytania się aktualnych mód muzycznych i próbą dostosowania się do rzeczywistości w której klasyczny thrash tracił na popularności. Abstrahując od intencji jakie towarzyszyły muzykom w studio, to był ostatecznie zestaw świetnych numerów, które w większości weszły do zespołowej klasyki grywanej na koncertach. Muzykę Acid Drinkers doceniono, a Litza otrzymał nagrodę Benedykta dla najlepszego twórcy 1995.
W skład [6] weszły przeróbki klasyków, z których Acid Drinkers wyszli obronną ręką wykazując dużą pomysłowość w aranżacjach. Chłopaki niezwykle przyłożyli się do tej płyty, jednocześnie zachowując nadzwyczajny klimat luzu. Świetnie wypadły pomniki muzyki rozrywkowej w postaci Ace Of Spades Motörhead, N.I.B. Black Sabbath czy nadzwyczaj chwytliwy Another Brick In The Wall Pink Floyd, ze wspaniałą grą Ślimaka. Po nagraniu płyty Litza trafił do szpitala, gdzie wszczepiono mu zastawkę serca (na czas rekonwalescencji na koncertach zastępował go Paweł Grzegorczyk z Huntera). Zresztą wszystkim było wiadome, że cała czwórka nie prowadziła zbyt zdrowego trybu życia, chlejąc ustawicznie tanie wina i zaliczając panienki. W 1995 wydano nieciekawą kasetę 3 Version 4 Yonash, zawierająca trzy taneczne wersje Slow And Stoned oraz cztery archiwalne nagrania z lat 1985-89 (Running With The Devil, Konsument, Of I Feel Alright i III Wojna). W kwietniu 1996 ukazał się [7], odmienny od tego co Acidzi grali dotychczas. Krążek nie był już tak porywający i spontaniczny jak trzy poprzednie, za to poważniejszy i dojrzalszy. Zamiast siarczystego i "wyrywającego z butów" heavy/thrashu, zaserwowano męskie granie w średnich tempach, mniej przebojowe i bujające. Solid Rock był wolnym ciężkim numerem w konwencji Pantery (także wokalnie), natomiast Solid Rock 2 powstał z inspiracji Sepulturą ery Roots. Klejnotem płyty był Pump The Plastic Heart, nadzwyczaj chwytliwy i nawiązujący do kłopotów zdrowotnych Litzy. Podobać się mogła końcówka płyty: cover Wild Thing The Troggs oraz ballada Walkway To Heaven, przypominająca, że Kwasożłopy to przede wszystkim kapela jajcarzy. Kiepsko za to jawiły się punkowy Private Eco i pseudo-monumentalny Maximum Overload.
[8] nie miał w sobie nic z heavy metalu, ale mógł się podobać. Przy pierwszym przesłuchaniu płyta sprawiała wrażenie alternatywnej - nie tylko dzięki specyficznemu brzmieniu, ale także strukturom utworów. Te dość rozwlekłe kompozycje posiadały co prawda elementy thrashowe, ale w stopniu o wiele mniejszym niż poprzednio. Album wywołał u wiernych słuchaczy swego rodzaju konsternację, wszak już wtedy Acid Drinkers nic nikomu nie musieli udowadniać. A jednak ta zabawa muzyką wielu nie przypadła do gustu, choć mimo niechlubnych skojarzeń materiał posiadał odpowiednią dawkę energii i żwawość. Największym hitem została przeróbka Creedence Clearwater Revival Proud Mary. Fani kapeli zaczęli się dzielić na sporne obozy, z których co najmniej jeden zrzeszał krytyków nowego oblicza poznańskiej ekipy. W 1999 z zespołu odszedł Litza - pod wpływem czasu spędzonego w szpitalach gitarzysta przeszedł odmianę duchową. Postanowił całkowicie zmienić swoje życie, powrócić na łono kościoła katolickiego i poświęcić się rodzinie. Jego nastepcą został Perła (ur. 13 grudnia 1975).
Po zbyt nowoczesnym i średnio przyjętym przez fanów poprzedniku, na [10] wrócono poniekąd do klimatów z przeszłości. Thrash na przedzie doprawiono heavymetalowym feelingiem - w ten sposób ognisty Amazing Atomic Activity sąsiadował z heavymetalowym Cops Broke My Beer. Ta fuzja dała efekt wielowymiarowy, daleki od nużącego. Popcorn i Perła nie zawiedli na płaszczyźnie riffowej, najlepiej wypadając w Wake Up! Here Comes The Acids, My Pick i House Full Of Reptiles. Nie można zapomnieć także od coveru standardu The Rolling Stones Satisfaction. Acid Drinkers po raz kolejny powstali z popiołów, by przyłożyć niedowiarkom obuchem i ci, którzy skazali ich na artystyczną śmierć po [8], musieli poważnie zastanowić się nad wygłaszaniem takich sądów. Najlepiej grupa wypadała podczas koncertów w małych klubach, przed większą publicznością nie robiła już większego wrażenia, czego najlepszym przykładem były dwa fatalne wręcz występy podczas dwóch festiwali "Woodstock" w Żarach w 1999 i 2001. [11] trwał niespełna 32 minut i negatywnie zaskakiwał katastrofalnym spłyconym brzmieniem. W dodatku po raz kolejny powstał krążek dzielący fanów - tutaj do heavy i thrashu dodano dziwne pokomplikowane motywy. Dlatego też w całości album podobał się jedynie słuchaczom słuchaczem uniwersalnym. Obok opętańczych galopad (90-sekundowy Rubber Hammer And A Broken Head, The Wildest Planet In Space) pojawiły się numery niezwykle rytmiczne (Kallista) czy w końcu rozbudowany There`s So Much Hatred In The Air. Acidzi kolejny raz zaskoczyli - wiedzieli, że przez fanów byli kochani za specyficzne podejście do heavy i thrashu, tutaj jednak poszli znacznie dalej niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
Całe szczęście, [12] udowodnił, że grupa zmierzała w dobrym kierunku, zaskakując wszystkich mocą i różnorodnością (Disease Foundation, Pig To Rent, Acidofilia). Krążek emanował ambicją, chęcią rozwoju i eksperymentowania. Prędkość zastąpiono ciężarem, osiągnięto apogeum pod względem produkcyjnym i instrumentalnym. Zastanawiała huśtawka artystyczna Poznaniaków, na zmianę nagrywających płytę rewelacyjną, potem niebezpiecznie zbliżającą się do chłamu, aby znowu wrócić na szczyt. Z tą tendencją zrywał nagrany z Lipą [13]. Wydawało się, że to właśnie obecność byłego muzyka Illusion tchnęła w album tyle szczerości i radości. Całość nagrano w atmosferze dobrej zabawy, całości przodowały głównie Fill Me, Black Blood Canyon oraz Stray Bullets. O ile [14] (mający być początkowo płytą Flapjack) wprowadził na polskim rynku nową jakość, to [16] był daleki od jakichkolwiek innowacji. Poznaniacy uczynili stylistycznie wielki krok w tył wracając do groove/stoner-metalowych patentów. Fani zespołu być może potraktowali to jako właściwy kierunek, bo po komercyjnym sukcesie [15] Titus i spółka musieli się postarać o niekomercyjne brzmienie. Tych mocnych ciosów tym razem zabrakło, a do ich miana pretendowały jedynie 3 utwory: ubarwiony blastem Meet The Gringo, bujający Old Sparky oraz kojarzący się z Bay Area Broken Real Good. W ostatecznym rozrachunku po przesłuchaniu materiału, w głowie pozostawało niewiele. Dziwiło niepotrzebne zwalnianie tempa i stonerowe przymulanie jak w Zombie Nation. Powstało dzieło nadzwyczaj rzemieślnicze, potwierdzające raczej stagnacyjną formę Kwasożłopów.