Angielska formacja powstała w 1990 w Liverpoolu z inicjatywy braci Cavanagh - Vincenta (ur. 29 sierpnia 1973) i Daniela (ur. 6 października 1972). Do współpracy dobrali oni wokalistę Darrena White`a (ur. 30 marca 1972), basistę Duncana Pattersona (ur. 5 czerwca 1975) i perkusistę Johna Douglasa (ur. 11 lipca 1972). Początkowo muzycy zafascynowani byli ekstremalnymi odmianami metalu, a w szczególności dokonaniami Bathory, Celtic Frost, Sodom i Kreator. W 1991 grupa dorobiła się pierwszego singla They Die / Crestfallen, którym zwróciła na siebie uwagę wytwórni Peaceville, z którą podpisała kontrakt. [1] był zbiorem wczesnych nagrań zespołu i zawierał m.in. ponad 10-minutowy Crestfallen oparty na ociężałych gitarowych riffach, pełen dojmującego smutku i zaśpiewany przez White`a z deathową manierą. Spośród pięciu numerów aż cztery wpisywały się w doom metal z growlingiem. Ciężko grająca sekcja rytmiczna składała się z generalnie schowanym za gitarami basem Pattersona i gęstymi uderzeniami w bębny Douglasa. Niezły patent z kontrastem partii melodyjnych i ciężkich pojawiał się w They Die - krótsza wersja tego numeru miała się znaleźć na następnej płycie. Uroczo prezentował się niespełna trzyminutowy akustyczno-folkowy Everwake, oparty na dialogu gitar klasycznych, atmosferycznych klawiszy i wokalu Ruth Wilson. Mniej ciekawie wypadły pozostałe dwa utwory w formie typowych doommych walców: ...And I Lust zbyt przypominał Paradise Lost, natomiast The Sweet Suffering niczego nie zmieniało przyśpieszenie w części środkowej.
W tamtym okresie Wielka Brytania stała się na pewien czas centrum nowinek w graniu ciężkim i klimatycznym. Z całą pewnością największy wpływ na nowe zespoły miała twórczość Paradise Lost (ciężar i atmosfera) oraz Cathedral (granie wolne i dołujące). Brakowało jeszcze melodii i melancholii, ale wtedy pojawili się My Dying Bride. Nie chcąc ustępować pola konkurencji, Anathema musiała popłynąć z falą konwencji. [2] okazał się kamieniem milowym w historii klimatycznego grania. Płyta trafiła idealnie w czas i odpowiedziała na zapotrzebowanie na ciężką muzykę wyrosłą z estetyki death metalu, a jednocześnie przeznaczoną dla ludzi wyczulonych na melodie, wrażliwych i poszukujących odrobiny smutku. Album emanował pierwotną surowością i minimalizmem, przyprawionego niemal pogrzebową dostojnością. Growling White`a był czytelny i wyrażał znacznie więcej uczuciowości, niż w łupankach ekstremalnych. Zastosowano również niesamowity efekt "płaczącej" gitary w Sweet Tears na tle powtarzających się doomowych motywów. Tak powstało słynne anathemowe doom/deathowe tło, pełne głosów, szeptów i melorecytacji, a także przechodzenia od wolnych zagrań do szybkich i odwrotnie. Album był dowodem na rezultat zespołowego grania i braterskiego zrozumienia Cavanaghów. Krążek przynosił ponadto niezapomniane wrażenia, jakich dostarczał doom/death dla tych, którzy umieli go słuchać. Sleepless czy Sleep In Sanity stanowiły wręcz drogowskazy dla tych, którzy tą muzyczną drogą poszli. Sama Anathema otworzyła pewne wrota, ale ich nie przekroczyła. Zespół otworzył księgę, ale zapisał tam tylko ten jeden rozdział, by następnie ruszyć w dalszą stylistyczną drogę, prowadzącą gdzie indziej. Formacja promowała płytę na trasie z Cradle Of Filth, At The Gates i God Forsaken.
Na [3] grupa wreszcie uwoniła się pływów My Dying Bride i Paradise Lost, tworząc zręby własnego stylu muzycznego. Te ponad 41 muzyki nie różniło się jakoś drastycznie od dokonań z przeszłości - wciąż był to angielski doom metal z agresywnym wokalem, dalej było ciężko, wolno i w większości walcowato. Zmienił się jednak sposób gry poszczególnych instrumentalistów. Daniel Cavanagh obok ciężkich metalowych riffów zaczął stosować sprzężenia, zwiewne melodie drugiego planu i nieśmiałe solówki. Mniej typowego riffowania dało też szansę wysunięcia się do przodu pozostałym muzykom, na czym skorzystał przede wszystkim Duncan Pattersona i jego bas często wysuwał się na czoło inicjując wątki następnie rozwijane przez resztę zespołu. Także John Douglas na perkusji grał dużo ciekawiej, często mieszając rytmikę i zaznacza swoją obecność. Otwierający EP-kę Kingdom stał się wzorcem dla późniejszych utworów kapeli - zbudowano go na jednym gitarowym motywie, wokół którego dobudowywano pozostałe wątki aż do dynamicznego finału. Mine Is Yours To Drown In i We The Gods stanowiły mix dwóch/trzech głównych motywów muzycznych rozwijanych progresywnie: raz było wolniej i melodyjnie, raz spokojnie i klimatycznie, a raz ciężko i klaustrofobicznie. Do tej różnorodności dostosował się też wokal White`a, który obok growlingu stosował czyste partie (w większości ponuro deklamowane). Instrumentalny Pentecost III to charakterystyczny dla zespołu muzyczny odmieniec, a ponad 12-minutowy Memento Mori to pewien łącznik miedzy nowym obliczem Anathemy a [2] - utwór tradycyjnie zwrotkowo-refrenowy z lekko blackmetalowym szaleństwem pod koniec. Muzycy rozwinęli skrzydła, przy okazji okrywając swój styl. W kwietniu 1995 z zespołu wyrzucono jednak Darrena White`a, nad którym władzę przejęły używki. Już nieco wcześniej były problemy z wokalistą, który podczas nagrywania [3] wyjechał nieoczekiwanie do Indii.
[4] odurzał klimatem jakby ze świata mrocznych chmur. Powstała naprawdę udana płyta pomimo, że część utworów kończono w pośpiechu (kilka z nich wręcz zaimprowizowano w czasie sesji). Stonowane dźwięki tworzone pojedynczymi muśnięciami strun powoli budowały specyficzny nastrój. Krążek obrazował przytłaczającą rzeczywistość dotycząc rozwianych marzeń (Shroud Of Frost), przeraźliwej samotności (Alone z gościnnym wokalem Rebekki Wilson), śmierci ukochanej osoby (The Silent Enigma) czy desperackiego poszukiwania sensu życia (Restless Oblivion). Utwory były jednocześnie przygnębiające i ciężkie, z drugiej - delikatne i kojące. W głębi tych dźwięków przez cały czas czaiła się zimna obojętność i coś w rodzaju niezrozumiałego rozgoryczenia. Fakt odejścia White`a jakby podsycił w pozostałych muzykach Anathemy negatywne nastroje i to było słychać w drżącym wokalu Vincenta Cavanagha. Bez cienia wątpliwości album zdecydowanie przewyższał dzieła z przeszłości, przypominając niespokojny ocean na tle rozszalałej burzy, a wachlarz bogactwa rozpościerał się do samej muzyki poprzez słowa po duszny niepokojący nastrój. Płyta udowodniła dobitnie, że Darren White nie był sercem Anathemy, a jedynie zastępowalnym ogniwem, bez którego zespół z powodzeniem mógł funkcjonować.
Jeszcze bardziej ujmował [5], emanując subtelną melancholią. Dla jednych nowy styl Anathemy ocierał się o potworne nudziarstwo, dla innych stanowił absolut i niedoścignione piękno. Po nieco surowym [4], kwartet stworzył głęboką i mistyczną płytę, znacznie złagodzoną, często nawet zbyt delikatną. Wielu doszukiwało się w nowym materiale ducha Pink Floyd, zwłaszcza pod względem wytworzonej atmosfery. Te skojarzenia jeszcze bardziej podkreślała przeróbka Hope. Anglikom jednak nie można było zarzucić ani kopiowania, ani podążenia w stronę komercji, gdyż wbrew pozorom płyta do łatwych i szybko przyswajalnych nie należała. Osobisty wkład w powstanie tego dzieła (bracia szukali ukojenia w tekstach po śmierci matki) nie pozwalał w zasadzie przejść obok niego obojętnie, czuło się szczerość i zaangażowanie. Stylistycznie krążek lokował się gdzieś między metalem klimatycznym, a rockiem progresywnym ze smaczkiem psychodelii. Na uznanie zasługiwały solówki gitarowe Daniela Cavanagha, w dużym stopniu kształtujące niepowtarzalny już wówczas styl Anathemy. Urzec mogły nostalgiczne klawisze (szczególnie w Sentient i Ascension), a z pewnością zaskakiwał śpiew, pełen uczucia i ekspresji - co prawda balansujący na granicy fałszu, ale w sposób naturalny oddający emocje. Te dźwięki okazały się dla dużej grupy fanów hipnotyzujące i uzależniające na długie lata. Równie udana, choć odmienna w stylu była [6], nawiązująca tym razem czytelniej do Pink Floyd z okresu Wish You Were Here. Muzyka przejmowała niepojętym smutkiem, wręcz "zapraszała" słuchacza na skraj życia i śmierci - do krainy, gdzie sen zlewał się ze łzami i rzeczywistością. Ten krążek był dla Anathemy etapem zwrotnym w karierze. To on zamknął drugą muzyczną epokę w dziejach zespołu i otworzył trzecią: bardziej wyciszoną i subtelną. Otwierający Shroud Of False rozpoczynał się delikatnymi dźwiękami pianina, nieśmiało przebijającego się przez ścianę ciszy, a szept nagle zmieniał się w śpiew. Każdy element tej układanki doskonale się uzupełniał przekonując słuchacza, że uczestniczy w jakimś metafizycznym przedsięwzięciu. Skrzypce zwiastowały Fragile Dreams, który porywał magią kreowaną przez Anglików. I taki był cały [6], dla niektórych najbardziej dorzałe wydawnictwo Anathemy. Przy Lost Control czy Feel czuje się żar muzyki i ciężko w paru słowach zawrzeć ten bezmiar emocji.
Kiedy wydawało sie, że grupa będzie trzymała się swego dojrzałego fantastycznego stylu, formacja rozczarowała monotonnym i nużącym [7], na którym nawet pojedyncze utwory nie cechowały się niczym szczególnym. [8] stanowił kolekcję nigdy nie publikowanych nagrań pochodzących z różnego okresu działalności (Better Off Dead, One Of The Few). W zdecydowanej większości były to akustyczne utwory nastrojowe, często wykorzystujące kobiece wokale. Czarną plamą - wręcz hańbą - dla nazwy Anathema okazała się jednak dopiero [9], nie mająca już nic wspólnego z metalem. Słuchając tego zestawu piosenek nadających się do porannych audycji radiowych, trzeba jednak sobie zdać sprawę z faktu, że dokładnie tak miała płyta brzmieć w zamierzeniu braci Cavanagh. Jacy więc artyści, taka muzyka. [10] był bardziej solową płytą Daniela, niż kolektywnym dziełem całego zespołu - w odróżnieniu od nędznego poprzednika zawierał rock progresywny, choć muzycy nadal woleli wzorować się raczej na Radiohead, niż choćby Dream Theater. W świetle ostatnich "wypustów", dalszy sens istnienia Anathemy stanął pod dużym znakiem zapytania. Dyskografię uzupełnia [13] z 2011, na której nagrano symfoniczne wersje kawałków z pierwszego okresu istnienia, jak Crestfallen, They Die czy We The Gods.
[14] udowadniał słuszność obu stron - tej dla której Anathema zakończyła się w 1998 i tej, która od początku ignorowała metalowy okres, jakby go nie było. Zastosowano niezwykle klarowne i przestrzenne brzmienie, ale to ciśnienie opadało przy samych kompozycjach. Nerwowa gitara akustyczna otwierała Untouchable 1 i przypominała nieco przyspieszoną wersję wstępu do Deep, po czym nałożono na na siebie kolejne wokale Vincenta i Lee Douglas (siostra perkusisty).
Część druga tego numeru przypominała za to mocno Krainę Łagodności, z brakiem jakiejś szczególnej głębi. Filmowa atmosfera z instrumentami smyczkowymi panowała w The Gathering Of Clouds przechodząc bez przerw w Lightening Song, odegrany w ciepłych rockowych tonach, z lekkim przedobrzeniem w tej materii. Już przy tym numerze wieloletni słuchacz poszukujący w muzyce Anathemy czegoś więcej niż tylko zwiewnych pasaży i oddechu wiosennej świeżości, zaczynał się nerwowo kręcić. Wydawało się przecież, że zespół śpiewał o czymś ważnym, ale przy akompaniamencie powielających założony schemat - spokojny początek, potem lekkie rockowe bicie (Sunlight, Lost Child) - zaczynało to wszystko nużyć. Tylko dwa kawałki wskazywały jak interesującą mogłaby być ta płyta: Storm Before The Calm z klimatem na wzór [6] oraz Internal Landscapes, w którym narracje przypominały wręcz fragmenty z [5], Po przesłuchaniu odnosiło się wrażenie, że płyta mogła by być o wiele ciekawsza. Ponad połowa tej muzyki spełniała rolę, jaką wyznaczyli sobie muzycy 13 lat wcześniej. Emocji starczało jednak wyłącznie na maxisingiel, bo pozostałe kompozycje przybierały formy nieświadomie wymęczonych.
Późniejsze losy członków zespołu:
ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA, KLAWISZE | BAS | PERKUSJA | KLAWISZE |
[1-3] | Darren White | Vincent Cavanagh | Daniel Cavanagh | Duncan Patterson | John Douglas | - |
[4-5] | Vincent Cavanagh | Daniel Cavanagh | Duncan Patterson | John Douglas | - | |
[6] | Vincent Cavanagh | Daniel Cavanagh | Duncan Patterson | Shaun Steels | - | |
[7] | Vincent Cavanagh | Daniel Cavanagh | David Pybus | John Douglas | - | |
[9] | Vincent Cavanagh | Daniel Cavanagh | David Pybus | John Douglas | Les Smith | |
[10, 12] | Vincent Cavanagh | Daniel Cavanagh | Jamie Cavanagh | John Douglas | Les Smith | |
[14] | Vincent Cavanagh | Daniel Cavanagh | Jamie Cavanagh | John Douglas | - | |
[15-16] | Vincent Cavanagh | Daniel Cavanagh | Jamie Cavanagh | John Douglas | Daniel Cardoso |
Shaun Steels (ex-Solstice)
Rok wydania | Tytuł |
1992 | [1] Crestfallen EP |
1993 | [2] Serenades |
1995 | [3] Pentecost III EP |
1995 | [4] The Silent Enigma |
1996 | [5] Eternity |
1998 | [6] Alternative 4 |
1999 | [7] Judgement |
2001 | [8] Resonance (kompilacja) |
2001 | [9] A Fine Day To Exit |
2003 | [10] A Natural Disaster |
2008 | [11] Hindsight (kompilacja) |
2010 | [12] We`re Here Because We`re Here |
2011 | [13] Falling Deeper |
2012 | [14] Weather Systems |
2014 | [15] Distant Satellites |
2017 | [16] The Optimist |