
Grecki kwintet założony w 2000 w Atenach. Zadebiutował demówką "Battleroar" w grudniu 2001, a następnie singlem Dragonship / Swordbrothers w lutym 2002. Battleroar grali tradycyjny epicki heavy metal, wzorując się na takich gigantach gatunku jak Omen, Cirith Ungol, Manilla Road, Manowar i Heavy Load (nazwa zespołu pochodzi od słowa użytego właśnie w jednym z utworów tej ostatniej kapeli). Debiut wypełniło mocne surowe brzmienie o prostocie kompozycji niemal ascetycznej, oparte o wszystkie kanony gatunku. W znanym już Swordbrothers elementy klasycznego heavy łączyły się z szybszymi powermetalowymi zagrywkami, całościowo jednak najistotniejsza była tu spokojniejsza część i dostojne solówki spinające hymnowy motyw główny. Nie zabrakło też melorecytacji o potężnej sile rażenia i symfonicznego zwieńczenia. Energiczniejszy Victorious Path nadchodził w marszowym stylu, natomiast Egyptian Doom stanowił opowieść z kilkoma motywami przypominającymi Black Sabbath - na niekorzyść tego kawałka działały nadmiar surowości i wokalny minimalizm wykonania. Po tym dziwnym heavy/doomowym numerze atakował Mourning Sword, ponownie kruszący kości bojowy heavy z majestatycznym motywem głównym. Epiki nieco zabrakło w szybszym Almuric - utworze prowadzonym w spokojnym tempie i zdecydowanie sięgającym do greckiej tradycji klasycznego heavy z lat 80-tych. Manifest Battleroar posiadał wszystkie elementy, które stawiały ówczesny grecki metal w tym gatunku tak wysoko: znakomitą melodię i jednoznacznie powalającą siłę riffów, jak również wspaniały atak basu przechodzący w koronkowo zbudowaną część z gitarową solówką. Morituri Te Salutant stanowił wzorowy przykład dumnego bitewnego metalu epickiego, tutaj z lekko zadumanym interludium, przechodzącym w dramatyczne rozwinięcie pełne honoru i dumy wojownika. Najmocniejszą pozycją heavy/powerową na krążku był Megaloman z niezwykle chwytliwą melodią, udanymi wysokimi zaśpiewami Concoreggiego oraz pełnym inwencji solo gitarzysty Tzortzisa. Berzerker z kolei czarował delikatnym nostalgicznym klimatem, potęgowanym przez dzwony i majestatyczny motyw główny. Także śpiew frontmana był delikatniejszy niż w pozostałych utworach - sam Concoreggi na tym albumie pokazał się jako wokalista nieociosany z lekka, ale ten jego nie poddany obróbce fachowca śpiew pasował jak najbardziej do stylu Battleroar. Ta ostatnia kompozycja byłaby ozdobą całości, gdyby zrezygnować z odegranego nieco bez pomysłu zakończenia, któremu zabrakło epickiego zwieńczenia. Powstał mocarny album greckich wojowników z wyjętą niemal z lat 80-tych sekcją rytmiczną o wielkiej sile rażenia i pełnymi dostojeństwa melodiami. Zastosowano surowe, ale nie garażowe brzmienie, podkreślające jednoznaczne odwołanie się do metalowej tradycji klasyki z USA i europejskiego Południa.
[2] zaczynał się wspaniale - w The Wanderer zaśpiewał Mark Shelton, zresztą on sam ten numer napisał. Kompozycja na pewno w jakiś sposób nawiązywałą do Manilla Road, choć grecki klimat w partiach gitary akustycznej był oczywiście obecny. Marco Congoreggi śpiewa lepiej niż na debiucie co udowadniał łagodny epicki Tower Of The Elephant, gdzie pozostawiono mu sporo wolnej przestrzeni pomiędzy gitarowymi natarciami. Autentycznie true epickie natarcia były dumne i pełne patosu - dostojne melodie i duch heroizmu stanowiły atuty takich mocarnych killerów jak Siegecraft czy Deep Buried Faith (w tym drugim piękny motyw z refrenu można było bardziej rozwinąć). Gitara klasyczna i tła klawiszowe Boba Katsionisa przepełniały metalową siłą true metalowe kawałki jak w kolosie Dyvim Tvar z gęstymi partiami perkusji, kroczącymi dumnie gitarami i zróżnicowanymi wokalami Congoreggiego. Częściowo ambientowa partia instrumentalna była najbardziej monumentalna z całej płyty, a granitowe posępne riffy z części końcowej skutecznie kruszyły czaszki wrogów.
Greckim duchem przesycono ulatujący ku niebu wzniosły Sword Of Crom, a Narsil (Reforge The Sword) po swej części powermetalowej był niesamowicie klimatyczny w swej zróżnicowanej formie przekazu. W fenomenalnym Calm Before The Storm przepiękne fragmenty spleciono z gitarami akustycznymi, wysmakowanym tłem klawiszowym Katsionisa i pełnymi treści solówkami gitarzystów. Obaj byli doskonali w pełnych łagodności fragmentach Dreams On Steel i tu zresztą Marco zaśpiewał najpiękniej na całej płycie. Co prawda niektóre fragmenty można by zagrać z jeszcze większa dawką mocy, przewijały się momenty przestojów, ale wszystko prezentowało się dojrzalej niż na debiucie. Klasyczne surowe greckie brzmienie z grzmiącą i syczącą blachami perkusją umiejętnie powiązano z pełnymi delikatności planami klawiszowymi Katsionisa i jedynie może ciężar samych gitar mógłby być nieco większy w niektórych kompozycjach.
Na [3] znikła dotychczasowa gniewna surowość, a całość złożono z zarówno długich rozbudowanych kompozycji, jak i z prostych heavymetalowych kawałków. Zdecydowanie lepiej śpiewał Congoreggi, teraz radzący sobie bez problemu w wyższych rejestrach. Duch bojowy jednak pozostał - w pełnym dramatyzmu i marszowych temp The Wrathforge słychać było granie dojrzałe, bliższe niż poprzednio klasycznym heavymetalowym standardom. Świetnie zaprezentował się również szybszy Dragonheim, galopujący na granicy powermetalu, choć aż prosiło się tu o więcej bitewnego dymu i krwi poległych wojowników. Do tej stylistyki powracał co prawda Finis Mundi, ale w zaproponowanym brzmieniu brakowało nieco autentyzmu. Poza pięknym ambientowym wstepem z wykorzystaniem gitary akustycznej, kawałek niepotrzebnie wydłużono aż do 9 minut. Z krótszych numerów najlepiej wypadł Metal From Hellas, z pełnym emocji wokalem oraz nośnym refrenem z bojowymi chórkami. Takiego wrażenia nie robił już Hyrkanian Blades, a dość kontrowersyjnym zabiegiem było umieszczenie na płycie Born In The 70`s - stereotypowego heavy z odległych dekad. To kiepskie wrażenie częściowo zacierał dynamiczny Warlord Of Mars z szarżami basu i grzmiącą perkusją, stojący na granicy europejskiego i amerykańskiego metalu. Akustycznie rozpoczynał się ponad 8-minutowy epicko dumny Death Before Disgrace, w którym wiele działo się przez cały czas, na czele ze wspaniałym poruszającym refrenem i zwracającą uwagę solówką gitarową. W tym specyficznym gęstym klimacie utworu czuło się wręcz bliskość śmierci na placu boju i przemykającą się w zachwycającym interludium melancholię. Potem następowało rozpędzenie na wzór Manowar, a wszystko wykonano wybornie. Kręgosłupem krążka był jednak ponad 10-minutowy Oceans Of Pain i takiego natężenia epickiego klimatu, lekkości i przenikania stylów niełatwo było doszukać się nawet w słynącym z tego greckim metalu. Utworowi nadano prawdziwie mistyczny klimat z tnącymi przestrzeń riffami i wniosłym śpiewie Congoreggiego. Niezwykła przemiana zaszła w tym wokaliście w ciągu kilku lat i na [3] stał się niemal mistrzem epickiego śpiewu. Wrażenie całości potęgował fakt, że duszny batalistyczny efekt osiągnięto bardzo skromnymi środkami. Limitowana wersja zawierała ponadto bonus w postaci coveru Manilla Road Isle Of The Dead.
Po wydaniu płyty zespół zaczął przeżywać spory kryzys. Marco Concoreggi i Manolis Karazeris odeszli, by założyć Dexter Ward. Tzortzis i Papadopoulos blisko cztery lata pracowali, by odbudować skład, w rezultacie powstała ekipa nieco eksperymentalna i kontrowersyjna. Pojawił się jako wokalista Gerrit Mutz z niemieckiego Sacred Steel, a przecież jego mistrzem epickiego wokalu heroicznego trudno było nazwać. Włączono również na stałe skrzypce, na których zagrał Alex Papadiamantis, który już wcześniej pojawił się na singlu Reforge The Sword w 2005. Otwierający [4] Stormgiven i zamykający Relentless Waves to starannie zaaranżowane na smyczki i gitary instrumentalne kompozycje, które jednak do epickiego heavy wnosiły niewiele. Więcej zaskoczenia przynosił The Swords Are Drawn z większą porcją epickiego powermetalu niż epickiego heavy do jakiego Battleroar swoich fanów przyzwyczaił. Na szczęście Mutz powstrzymywał się od swoich manierycznych popisów, a pewne mielizny w melodyjnych partiach maskowały doskonałe chórki złożone ze specjalnie wybranej grupy uzdolnionych greckich śpiewaków. W ostrych rycerskich partiach był to numer znakomity z doskonale dobraną częścią instrumentalną, jednak zarysowywała się w nim pewna liczba drobnych błędów w produkcji. Wokal zbytnio schowano, solówki gitarowe były za ciche, a perkusję lekko wytłumiono. Skrzypce nadawały szczególnej barwy w potężnym Poisoned Well i akurat w tak wolnych dostojnych kawałkach z bojowymi zaśpiewami Mutz zawsze sobie dobrze radził. Blood Of Legends był szybszy i bardziej dramatyczny w wybrzmiewaniach gitar, potem jednak tempo siadało i ostatecznie dumny bojowy numer zanikał. Wstęp do Immortal Chariot był fenomenalny i ten motyw mógłby rozwijać się znacznie dłużej, ale wszystko szybko nabierało tempa i w efekcie numer wkraczał na pole surowej powermetalowej epickości. Początkowo dosyć surowy The Curse Of Medea wraz z nastaniem refrenu nabierał pięknej greckiej barwy o melodyjnym dramatyźmie. Najdłuższy Valkyries Above był mniej interesujący od pozostałych utworów, pomimo starannie przygotowanego planu drugiego i chorów - odnosiło się wrażenie nadmiernego rozciągnięcia i końcówka ulatywała gdzieś przy braku uwagi. Klasyczny Battleroar atakował w Exile Eternal - było tu wszystko: romantyzm, dramatyzm i teatralny heroizm, a wszystko w otoczeniu pełnej wdzięku melodii w otoczeniu zdecydowanych riffów. Każdy zrobił to co do niego należało i umiejętności tej ekipy w zakresie gry zespołowej zasługiwały na szacunek. Poza jednym numerem produkcja była wyborna i surowe brzmienie gitar idealnie komponowała się ze smyczkami. Producentem był Thimios Krikos z Innerwish, a za mastering odpowiadał Nikos Iosifidis - obaj zadbali o wystarczający ciężar i głębię planów dalszych. Płyta spotkała się z pozytywnymi recenzjami i tylko w Niemczech pojawiło się nieco marudzenia ze strony dziennikarzy muzycznych spodziewających się - przez wzgląd na obecność Mutza - kolejnej prostolinijnej surowizny w stylu Sacred Steel.
Na [5] Grecy uderzyli jeszcze potężniej, zmiatając konkurencję na polu epickiego metalu. Udowadniał to już We Shall Conquer i nawet Mutz udanie wypadał w narracyjnych melorecytacjach. Kostas Tzortzis grał wybornie, budując riffami wspaniały klimat na tle wysmakowanego symfonicznego tła. W Sword Of The Flame zagrał i zaśpiewał Mark Shelton i od razu zachodziło pytanie: czemu lider Manilla Road nie zaśpiewał wszystkich partii na tym albumie. Łagodna i nieco smutna kompozycja rozkręcała się w połowie w dumny epicki numer mający w sobie więcej z Virgin Steele niż samego Battleroar. Porywał Chronicles Of Might z polatującym ku niebu hymnowym refrenem, natomiast niszczący patosem The Doom Of Medusa narastał nieubłaganie, eksplodując surowością w dostojnym stylu wraz z niesamowitą narracją i doomowymi zwolnieniami. Palace Of The Martyrs można było słuchać w nieskończoność, zaś łagodniej poprowadzony instrumentalnie Enchanting Threnody skupiał uwagę na nostalgicznej rycerskiej melodii. Jako bonus wrzucono przepotężny Stronghold, zaprezentowany po raz pierwszy rok wcześniej na splicie z Omen. Ten numer już wówczas zwiastował wysoką formę grupy w sferze kompozycyjnej i wykonawczej, zresztą Mutz zaśpiewał go po gwiazdorsku. Gra Tzortzisa natchniona i perfekcyjna technicznie, pełna fajerwerków, finezji i patosu. Bardzo dobry występ zanotował również Gregory Vlachos, którego gęste partie perkusyjne mocno ożywiły drugi plan wszystkich kompozycji. Elementy symfoniczne rozplanowano i wykonano bardzo starannie. Grupa nagrała cudowny i poruszający krążek.
Przez wczesny skład zespołu przewinęli się wokalista Vagelis Krouskas i basista Christos Remoundos, jednak odeszli zakładając Valor. Kostas Macricostas grał u Biffa Byforda i w Stray Gods.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1-3] | Marco Concoreggi | Kostas Tzortzis | Manolis Karazeris | Kostas `Gus` Macricostas | Nick Papadopoulos |
| [4] | Gerrit Mutz | Kostas Tzortzis | Andreas Sotiropoulos | Stavros Aivaliotis | Nick Papadopoulos |
| [5] | Gerrit Mutz | Kostas Tzortzis | Michael Kontogiorgis | Stavros Aivaliotis | Gregory Vlachos |
Gerrit Mutz (Dawn Of Winter, ex-Tragedy Divine, Sacred Steel, Angel Of Damnation), Gregory Vlachos Marauder)
| Rok wydania | Tytuł | TOP |
| 2003 | [1] Battleroar | #2 |
| 2005 | [2] Age Of Chaos | #13 |
| 2008 | [3] To Death And Beyond... | #20 |
| 2014 | [4] Blood Of Legends | |
| 2018 | [5] Codex Epicus | #1 |
