Hiszpańska grupa założona w 1994 w Madrycie. Wydała początkowo trzy dema: "Tales Of The Dark Moor" w 1996, "Dreams Of Madness" w 1998 oraz "Flying" w 1999, zanim została zauważona przez wytwórnię Arise Records. Debiut zawierał ciekawy epicki powermetal, poparty jednak fatalnym brzmieniem. Elisa Martin zawodziła miejscami niemiłosiernie, czego najlepszym przykładem był Calling On The Wind. Najlepszymi kawałkami z płyty okazały się Walhalla oraz wspomniany już Flying. Fanom spodobała się znakomita neoklasyczna [2], przypominająca stylem White Skull (Somewhere In Dreams, Quest For The Eternal Fame, Hand In Hand). Na [3] przerobiono Halloween grupy Helloween. Najwybitniejszym osiągnięciem była [4] - zawarty na niej symfoniczny power nie miał żadnych słabych punktów. W muzyce działo się bardzo dużo, a wszystko - instrumenty, chóry, orkiestra, wokal - idealnie ze sobą współgrało (A New World, Nevermore, rewelacyjna suita Dies Irae). Na [5] złożyły się cztery kawałki akustyczne oraz cztery bonusy z japońskiego wydania [4]. Memories, From Dawn To Dusk i A Lament Of Misery stanowiły całkiem udane ballady o pseudośredniowiecznym charakterze, w których obok gitary akustycznej słychać było flet, skrzypce, wiolonczelę i fortepian. Kolejny instumentalny Echoes Of The Sea był nudny jak diabli. Po wysłuchaniu z kolei Mistery Of Goddess i Shadow Of The Nile nie dziwiło, że muzycy nie zdecydowali się zamieścić tych kawałków na regularnym albumie. Oba były podróbkami Rhapsody, ale w sposób obrzydliwie ugłaskany i całkowicie pozbawiony energii. To wydawnictwo znalazło nabywców chyba wyłącznie wśród najwierniejszych fanów, dla których było to ostatnie muzyczne świadectwo z Elisą Martin na wokalu i Albertem Maroto na gitarze. Dobrze układającą się karierę Dark Moor zniweczyło odejście z grupy wokalistki.
Reszta muzyków Dark Moor nie poddała się i zdecydowano się kontynuować karierę z jednym gitarzystą i nowym wokalistą, tym razem meżczyzną. [6] jednak był kiepski i jednowymiarowy, podczas gdy ekipa miotała się bezradnie, nie mogąc zdecydować się na jednolity styl. Totalnym przekrętem była kradzież riffu Stratovarius z utworu A Million Light Years Away - plagiat nastąpił w Bane Of Daninsky, The Werewolf. Nawet kilkuczęściowa suita o wodzu Hunów Atylli jawiła się poniżej przeciętnej. Album był symptomem nieśmiałych kroków w stronę zwiększenia mocy brzmienia, a w większości utworów nad gitarami dominowały klawisze, chórki i orkiestracje. Alfred Romero nie dostał zbyt wielkiego pola do popisu na tym rozmemłanym i kontrowersyjnym krążku. Nieprzychylne przyjęcie tej płyty spowodowało odejście Garrido i Kaddouriego. Grupa została okrojona do kwartetu, a nowym basistą został Daniel Fernández. [7] momentalnie sprawiał lepsze wrażenie - brzmienie gitar zostało wzmocnione, a album zaskakiwał dużą ilością interesujących zagrań, umiejętnie wplecionych w dyskretne klawisze. Złożony Miracles poprowadzono pianinem, orkiestracjami w tle i niezbyt szybkim tempem o podniosłym uroczystym nastroju. Houidini`s Great Escape raczył słuchacza dynamiczym riffem, idealnie pasującym do agresywnego tym razem śpiewu Romero. To był melodyjny power skomponowany z pomysłem, bez banalnych rozwiązań melodycznych i bez obsesyjnego eksponowania chórków. Znakomity The Silver Key to symfoniczny heavy metal z wybornymi ornamentacjami symfonicznymi, powermetalowymi wstawkami gitarowymi i elegancką melodią z łagodnym refrenem. Wrzucono tu również kilka ponurych momentów z harsh wokalem i mrocznymi zagrywkami pod francuski Adagio. Środkowa częśc krążka wzbogaciła przepiękna ballada Green Eyes, podbudowana gitarami akustycznymi. Alfredo Romero znów zmusił krytyków do milczenia - zaśpiewał bezbłędnie technicznie, wybornym czystym głosem i w każdej kompozycji proponowałe coś innego. Going On to przeciętny metal bez wydziwiania i komplikacji, ale nie budzący szczególnych emocji, w przeciwieństwie do Beyond The Sea - rytmicznego połączenia melodyjnego heavy i form bardziej niepokojących. Stworzono ciekawe kontrapunkty, a solówka Garcii w zasadzie najlepsze na całej płycie. Julius Caesar i Alea Jacta tworzyły jedną całość i ten numer wchodził udanie na epickie pola symfonicznego powermetalu. Ciekawie potraktowano zakończenie płyty, gdzie po dwóch minutach ciszy i partii pianina grupa prezentowała własną instrumentalną wizję Czterech Pór Roku Vivaldiego. To był melodyjny power skomponowany z pomysłem, bez banalnych rozwiązań melodycznych czy też obsesyjnego eksponowania chórków. Każdy dźwięk miał swoje miejsce i wszystko idealnie wyważono, łącznie z ciepłym brzmieniem, wyrazistą sekcją rytmiczną i "podwodnym" klimatem całości. Hiszpanie co prawda odcięli się od przeszłości, ale nadali swojej muzyce nową tożsamość tak zabrakło na albumie poprzednim.
[8] nie zaczynał się najlpeiej, gdyż intro The Magician brzmiało niczym żywcem wyciągnięte z jakiejś komputerowej gry fantasy. Od razu należało zaznaczyć, że zespół postanowił nagrać płytę przebojową i dla szerszego grona odbiorców. W studio pojawiła się Manda Ophuis (wokalista holenderskiej grupy Nemesea), część partii perkusji nagrał Andrés Cobos (który pożegnał się z Dark Moor w 2007). Krążek zawiera chwytliwy zestaw kompozycji, czasem odegranych brawurowo i na dużym luzie. Płytę otwierała seria wyjątkowo eleganckich powermetalowych numerów: The Chariot z niezapomnianym refrenem, romantyczny The Star oraz ozdobiony neoklasyką Wheel Of Fortune. Jednocześnie wzmocnienie nacisku na atrakcyjność melodii nie spowodowało zubożenia utworów w aranżacje symfoniczne czy smaczki gitarowe Garcii. Uwagę zwracał Death, sadowiący się gdzieś między stylistykami Adagio i Rhapsody, z wybornymi mrocznymi partiami klawiszowymi (wykonanymi przez Garcię). Elementy posępnego symfonicznego power zawierał także niezły i ogólnie łagodny w melodii głównej The Emperor. Hiszpanie zaprezentowali również chłodny teatralny power w The Hanged Man - udanie "rozświetlany" w duetach w refrenach. Okazale wypadł pulsujący i dosyć nowocześnie zaaranżowany The Fool, natomiast słabszym punktem okazał się łzawy Lovers o radiowych inklinacjach i ukierunkowany na publiczność japońską. Zespół nagrał też dwie bardziej złożone kompozycje. Pierwsza to zaaranżowany w stylu Rhapsody Devil In The Tower z atrakcyjnym refrenem, a a druga to ponad 11-minutowy The Moon, stanowiący barwną mieszankę symfoniki, rocka i melodyjnego metalu, choć element atrakcyjności melodii nieco kulał. Był to bez wątpienia utwór ambitny, jednak zestawienie słynnych tematów muzyki klasycznej z miałkim melodyjnym wkładem własnym nie zagrało do końca. Produkcję dopieszczono w każdym calu i ta dbałość o szczegóły zwracała uwagę od pierwszych dźwięków. Za ciepłe i klarowne brzmienie odpowiadał sam Enrik Garcia, jednak mix i mastering to dzieło ponownie Luigi Stefaniniego, który tym razem okazał się bardzo elastyczny, jeśli chodzi o nowe rozwiązania brzmieniowe. Dark Moor nagrał płytę niezwykle przystępną, a jednoczesnie daleką od trywialności.


Od lewej: Daniel Fernández, Enrik Garcia, Alfred Romero, Roberto Cappa

[9] zawierał stosunkowo równy i odegrany sprawnie zestaw kompozycji w jesiennych klimatach. Nastąpiło odejście od prostej przebojowości na rzecz zwiększenia dawki neoklasyki i symfoniki. Otwarcie zbudowane na Jeziorze Łabędzim Czajkowskiego budziło mieszane uczucia. Wokal Romero był znakomity ze wskazaniem na duet z sopranistką Iteą Colás, ale takie jednoznaczne wprowadzanie do metalu symfonicznego klasyki nie do końca przekonywało. Zespół po prostu aż raził łagodnością z powodu obecności Colás i tej delikatności w symfonicznej oprawie było zbyt dużo. Prowadzone w niezbyt szybkim tempie numery w rodzaju On The Hill Of Dreams czy For Her były przystępne dla wszystkich, którym ekipy z mieszanymi męsko-żeńskimi wokalami były odprężające. Pojawiają się też elementy folkowe bliżej nieokreślonego pochodzenia w Phantom Queen i słuchacz otrzymywał power/folk z symfoniką delikatnie podaną w tle. Nieco odrzucał bardzo miękko zagrany An End So Cold na granicy AOR. Kiedy w rozpędzonym na początku Faustus wydawało się, że wraca dawny Dark Moor z Adagio w tle, to nagle wstawiano mdły refren, psujący kompletnie rytmikę i klimat. Ostrzejszy Don`t Look Back zdecydowanym rozegraniem przypominał utwory z [8], natomiast When The Sun Is Gone jako utwór power/symfoniczny był nieciekawy przy braku wyrazistej melodii i natłoku elementów symfonicznych. Trochę drażniła jednostajnie waląca perkusja, godna raczej power/speedu i dobrze, że w partii instrumentalnej Cappa trochę ograniczał to młócenie. Lepiej wypadła ciepła iberyjska wariacja na temat Rhaposdy w The Sphinx, z doskonałymi niepokojącymi klawiszami i pompatycznym refrenem. Najlepszy na płycie The Enchanted Forest ze znakomitą melodią poprowadzono klawiszami. Było to co prawda stonowane granie, lecz niezwykle eleganckie i subtelne. Alfredo Romero był w znakomitej formie wokalnej i przyjemnie go było posłuchać. Enrik Garcia tym razem trochę w cieniu, a znaczną część zadań gitary przejęły klawisze. Symfonizacje udane, ale nie był to jednak na pewno poziom zespołów, dla których ten element to fundament lub wyraźny plan pierwszy - po prostu wystarczające w tych nastawionych przede wszystkim na łagodne melodie kompozycjach. Zastosowano wyważone ciepłe brzmienie z lekko ściszoną perkusją i wyeksponowanym Romero. Ogólnie dużo słodzenia i łzawego romantyzmu, ale wszystko na profesjonalnym poziomie. Ugrzeczniony i wypolerowany metal symfoniczny, którego słuchało się z przyjemnością, ale tylko okazjonalnie.
W listopadzie 2010 przedstawiono [10], nagrany z nowym basistą Gonzálezem. Jako główny kompozytor, Garcia postanowił nie zbaczać z obranej na poprzedniej płycie drogi i po raz kolejny Hiszpanie stawiali na "wpadające w ucho" melodie w symfonicznej oprawie, oparte na wybornym rockowym śpiewie Romero. Trudno było sobie wymarzyć bardziej poruszający początek niż cudowny Gadir, pełen epickiej pasji i gorącego iberyjskiego wykonania. Nie obyło się bez duetu mieszanego w podniosłych monumentalnych refrenach z Berenice Musą z Tears Of Martyr. W tym numerze uwagę zwracała również wspaniały plan symfoniczny, podkreślający klimat całości i spajający wszystko w jedną patetyczną całość. Kapitalnie współpraca z Berenice wypadła także w łagodnym rock/metalowym Love From The Stone w najlepszej tradycji metalu gotyckiego z mieszanymi wokalami światowych gigantów gatunku. Później mroczny Alaric De Marnac odegrany pod Adagio w neoklasycznej symfonicznej formie. Dłuższy Mio Cid kontynuował tą konwencję, będąc dramatyczny i podniosły zarazem, a historię opowiedziano z autentycznie narastającym napięciem. Niestety w dalszej części albumu z zespołu uchodziło powietrze i Just Rock to numer faktycznie rockowy i błahy, a instrumentalny Ritual Fire Dance nic nie wnosił do instrumentalnego image Garci. W tej części krążka wyróżniał się tylko Tilt At Windmills - gustowna balladowym z pianinem i emocjonalnym śpiewem Romero, nabierającym w dalszej fazie charakteru melodyjnego heavy. Symfoniczny metal w doskonałej oprawie melodycznej to Ah! Wretched Me, stanowiący bardziej chwytliwą wersję numerów o podobnym charakterze z [7] i partie gitary miały tutaj niemal powermetalową moc. W końcu A Music In My Soul to jeden wielki aktorski popis Romero, przy łagodnej muzyce o nostalgicznej atmosferze. Wszystko rozkwitało w niezwykle rozległym i rozpoznawalnym refrenie. Wykonawczo jak zwykle bezbłędnie i z ogromną pewnością siebie. Tym razem Cappa powstrzymał swój temperament i partie perkusji brzmiały wybornie. Garcia nie pchał się z solówkami na pierwszy plan, a jak już coś grał to w sposób przemyślany i pełen wdzięku. Płytę wyprodukował jak zwykle Stefanini i klarowne brzmienie pozostało wizytówką Dark Moor.
Okładka [11] niebezpiecznie pachniała plagiatem Script For A Jester`s Tears Marillion. Późniejsze eksperymenty z łączeniem rocka i melodyjnego metalu na [11] i [12] wywołały frustrację fanów i ta muzyka już nie była przeznaczona dla nich.
Elisa Martin śpiewała potem w Fairyland, Dreamaker (Human Device w 2004 i Enclosed w 2005) i Hamka (Unearth w 2005, singiel Earth`s Call / Eyes Of Twilight w 2013 oraz drugi album Multiversal w 2017). Ponadto Elisa nagrała solowo Nothing Without Pain w 2022, wystapiła gościnnie w utworze To Rule Them All w 2023 na płycie formacji Danielsen. Andrés Cobos bębnił w Saratoga, progresywno-deathmetalowym Kaothic (Lights And Shadows w 2015), Lords Of Black, gotycko-doom/blackowym As Light Dies (The Laniakea Architecture 2 w 2023 oraz Ashrain.

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA KLAWISZE
[1-4] Elisa Martin Enrik Garcia Alberto Maroto Anan Kaddouri Jorge Sáez Roberto Pena de Camús
[5] Elisa Martin Enrik Garcia Alberto Maroto Anan Kaddouri Jorge Sáez -
[6] Alfred Romero Enrik Garcia Jose Garrido Anan Kaddouri Andrés Cobos -
[7] Alfred Romero Enrik Garcia Daniel Fernández Andrés Cobos -
[8-9] Alfred Romero Enrik Garcia Daniel Fernández Roberto Cappa -
[10-11] Alfred Romero Enrik Garcia Mario Garcia González Roberto Cappa -
[12-13] Alfred Romero Enrik Garcia Daniel Fernández Roberto Cappa -

Jose Garrido (ex-Arwen), Mario Garcia González (ex-Silver Fist), Ricardo Moreno (ex-Knell Odyssey), Daniel Fernández (ex-Violent Eve, ex-The Clockwork)

Rok wydania Tytuł TOP
1999 [1] Shadowland
2000 [2] The Hall Of The Olden Dreams
2001 [3] The Fall Of Melnibone EP
2002 [4] The Gates Of Oblivion #8
2003 [5] Between Light And Darkness
2003 [6] Dark Moor
2005 [7] Beyond The Sea
2007 [8] Tarot
2009 [9] Autumnal
2010 [10] Ancestral Romance
2013 [11] Ars Musica
2015 [12] Project X
2018 [13] Origins

          

          

Powrót do spisu treści