
Francuski zespół powstały w 1998 w Nicei. Kariera formacji ruszyła dopiero w 2003 wraz z przyjściem hiszpańskiej wokalistki Elisy Martin, która właśnie opuściła szeregi Dark Moor. Debiut był niezwykle udany - zawierał bogato zaaranżowany symfoniczny powermetal, przypominając pod wieloma względami trzy pierwsze płyty Rhapsody. O mocy krążka stanowił niesamowity głos Martin, której tembr znakomicie wpasował się w bogate orkiestracyjne brzmienie i przypominał tonację Fabio Lione. Z całości wyróżniał się niekonwencjonalny The Army Of The White Mountains - sześciominutowy numer oparty jedynie na klawiszach. Cichą gwiazdą albumu był gitarzysta Anthony Parker, będący wcześniej przez kilka tygodni członkiem Heavenly i serwujący niesamowite pirotechniczne zagrywki (Ride With The Sun, Fight For Your King). Folkujący The Storyteller nasuwał momentalnie skojarzenia z The Village Of Dwarves, zupełnie nie poruszała za to ballada Rebirth. Kiedy Elisa zdecydowała się powołać do życia własny projekt Hamka, Fairyland zatrudnili za mikrofonem Maxa Leclercqa.
Nagrany z nim [2] był o klasę gorszy od poprzednika. Materiał oparto na rozbudowanych pretensjonalnie do granic możliwości aranżacjach, a wszystko upchano chórami, klawiszami i pogrywającą sobie bez energii gitarą. W zasadzie każdy numer brzmial tak samo, ciekawych riffów było jak na lekarstwo, a całość wahała się między nadmierną słodkością a rozlazłością. W tej schematyczności blado wypadł sam Leclercq, który przecież w Magic Kingdom przykuwał uwagę swoim głosem. Od płyty wiało nudą od pierwszej do ostatniej sekundy i taka muzyka nie miała najmniejszycyh szans na przebicie. Gdzieś tam przewijała się francuska zwiewność (The Walls Of Laemnil) czy subtelna neoklasyka (The Fall Of An Empire), ale to wszystko było za mało. Jedynym momentem zwracającym większą uwagę był ponad 10-minutowy symfoniczny The Story Remains, w który grupa włożyła wiele wysiłku w dopieszczanie szczegółów, choć sama melodia nie zapadała w pamięć. Fairyland próbował sprawiać wrażenie epickie, ale w zamian stworzył metal lekki, nie za szybki i z klawiszami znajdującymi się z gitarami w planach niemal równoległych. Polatywały na ta płyta gdzieś duchy Blind Guardian i Rhapsody, ale z tych różnorodnych inspiracji wyszło mydło i powidło. Niepowodzenie artystyczne spowodowało, że w 2007 Philippe Giordana zespół rozwiązał.
Trzy lata później formacja zebrała się na nowo, a Giordana zaprosił niezliczoną liczbę gości, w tym Georga Neuhausera z Serenity. Obowiązki wokalisty powierzono Włochowi Marco Sandronowi. Ciekawym zabiegiem było ustawienie Chrisa Menta jako gitarzysty rytmicznego i pozostawienie gitary prowadzącej gościom. Płyta okazała się jednym wielkim niewypałem. Poza pewną ilością udanych symfonizacji Giordiano, był to zbiór bezbarwnych metalowych kompozycji, gdzie Sandron zdzierał gardło z zapałem godnym lepszej sprawy, zazwyczaj w towarzystwie zaproszonych pań lub panów. Wokale żeńskie bardzo przeciętne, gitary prowadzące nudne i z mało intrygującymi solówkami, sekcja rytmiczna tylko podgrywała i wszystko wyglądało na pompowane sztucznym entuzjazmem zniechęconych ludzi, zebranych w miejscu bez wyraźnego celu. Patos i heroizm był udawany, refreny bezbarwne, a aranżacje albo prymitywne, albo przekombinowane. Na początek zniechęcał Across The Endless Sea Part 2, bezradność w niby romantycznie epickim A Soldier`s Letter negatywnie porażającała, a tytułowy kolos był nudny i pozbawiony francuskiego polotu. Sandron i Neuhauser w próbowali tu coś zrobić i uratować, ale tu po prostu ratować nie było czego - tym bardziej, że refren był miałki, a orkiestracje poniżej poziomu przyzwoitości. Owszem, w kilku numerach pojawiały się jakieś okruchy dobrej muzyki i może najwięcej w umiarkowanie heroicznym Godsent, ale to wyłącznie zasługa fenomenalnego głosu Sandrona. odpowiedzialny za mix i mastering perkusista Willdric Lievin ustawił swoje bębny za głośno, a klawiszom i symfonizacjom nie nadał odpowiedniej głębi. Płytę przyjęto niezwykle krytycznie i stworzony z mozołem skład poszedł w rozsypkę.
W maju 2020 Fairyland nieoczekiwanie powrócił po 11 latach milczenia. Skład zmienił się znacznie, przy czym uzdolniony Willdric Lievin zagrał tym razem na basie, a za mikrofonem stanął (znów) Włoch Francesco Cavalieri. Intro The Age Of Birth było pompatyczne, z długą narracją i dawało spore nadzieje, jednak mdła melodia i marne plany symfoniczne w Across The Snow niweczyły to dobre wrażenie niemal natychmiast. Cavalieri niestety dostosował się do nieskiego poziomu (takie słabsze Thy Majestie czy Kaledon). The Hidden Kingdom Of Eloran był szybszy i heroiczny, ale to granie jakiego od lat przybywało w równie ogranej formie, a do wszystkich odmian Rhapsody Of Fire raczej daleko. Pewne dawki klawiszy w stylu progresywnym niezbyt pasowały do stylu kompozycji. Zupełnie nieudany był zahaczający o rock/power komercyjny Eleandra, a klawisze były zupełnie oderwane od melodii głównej. Siłowo rozegrano zdecydowanie powermetalowy Heralds Of The Green Lands i była to mizerna kopia Rhapsody Of Fire. Słuchając folk/powermetalowego Alone We Stand słuchacz miał wrażenie obcowania z wczesnym Wind Rose. Zresztą podobnie jak w przypadku Hubris Et Orbis, gdzie słoneczne galopady gitarowo-klawiszowe mieszały się z mdłym rock/metalem i chórami pompatycznymi, a zarazem nieszczerymi. Mount Mirenor to instrumentalna porażka z wyblakłymi chórami w tle i słabo zarysowanymi wokalizami żeńskimi. 12 minut kolosa Of Hope And Despair In Osyrhia skręcało w obszary melodyjnego progresywnego power, choć zapewne chodziło tu o stworzenie efektu filmowego, ale nie wyszło. na koniec strzeliste motywy w stylu Thy Majestie, w rezultacie prowadzące donikąd i te długie minuty było czasem straconym. Sentymentalną podróż w przeszłość fundowała za to Elisa Martin w The Age Of Light na zakończenie, ale był to kawałek zbyt cukierkowy i kompletnie niezapamiętywalny. Słabą stroną płyty były kiepskie chóry, które wypadły naprawdę poniżej oczekiwań - zresztą plan, w którym je umieszczono został zbyt pastelowo zrealizowany. Sylvain Cohen okazał się gitarzystą przeciętnym i jego solowe popisy przechodziły bez echa. Brzmienie zbyt łagodne i jakoś dla epickości preferowanej tu nieco na siłę to na dobre nie wyszło. Fairyland nagrał album z motywami wielokrotnie już ogranymi przez innych i to znacznie lepiej, dodatkowo z mocno kontrowersyjnym wykonaniem. Ekipa miała sporo czasu, by się zgrać i stworzyć bardziej interesujące melodie i aranżacje.
Philippe Giordana zmarł 21 października 2022 w wieku 44 lat, jako muzyk ogarnięty twórczą niemocą. Elisa Martin śpiewała w Dreamaker (Human Device w 2004 i Enclosed w 2005) i Hamka (Unearth w 2005, singiel Earth`s Call / Eyes Of Twilight w 2013 oraz drugi album Multiversal w 2017). Ponadto nagrała solowo Nothing Without Pain w 2022. Pierre-Emmanuel Desfray bębnił w Heavenly i Myrath.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Elisa Martin | Anthony Parker | Philippe Giordana | Anthony Parker | Willdric Lievin |
| [2] | Max Leclercq | Anthony Parker | Philippe Giordana | Thomas Cesario | Pierre-Emmanual Desfray |
| [3] | Marco Sandron | różni | Philippe Giordana | Fabio D`Amore | Willdric Lievin |
| [4] | Francesco Cavalieri | Sylvain Cohen | Philippe Giordana | Willdric Lievin | Jean-Baptiste Pol |
| [5] | Archie Caine | Sylvain Cohen | Gideon Ricardo | Willdric Lievin | Jean-Baptiste Pol |
Elisa Martin (ex-Dark Moor), Max Leclercq / Philippe Giordana (obaj ex-Magic Kingdom),
Marco Sandron (Pathosray), Francesco Cavalieri (Wind Rose), Jean-Baptiste Pol (ex-Kerion, ex-Warpstone, ex-Hamka), Gideon Ricardo (Woods Of Wonders)
| Rok wydania | Tytuł |
| 2003 | [1] Of Wars In Osyrhia |
| 2006 | [2] The Fall Of An Empire |
| 2009 | [3] Score To A New Beginning |
| 2020 | [4] Osyrhianta |
| 2025 | [5] The Story Remains |
