Belgijski zespół założony w 1998 w Brukseli przez Dushana Petrossiego. Debiut Magic Kingdom był najsłabszym dokonaniem tego utalentowanego gitarzysty. Cofnięte partie klawiszy i punkt ciężkości przesunięty w stronę "czystego" powermetalu tworzyły zupełnie inny klimat niż późniejszy drugi krążek. Obok kompozycji mieszczących się w ramach przyzwoitości gatunku (Judas Is My Name, Lost In The Dust), na płycie znalazły się również momenty całkowicie chybione (Angels Of Thunder, Dragonson). Reszta aspirowała do miana słabszych lub mocniejszych średniaków. Wokale były marne - Leclercq śpiewał akceptowalnie, ale kompromitował wszystko drugi głos Dushana, który zdecydowanie powinien się zająć tu tylko gitarą. Najcięższym zarzutem była amatorska produkcja, praktycznie na poziomie marnie zrealizowanego demo. Płyta nagrywana była w Jovanofski Sound Studio w Brukseli i niestety zarówno Ioannis Jovanofski (inżynier dźwięku) jak i sam Petrossi jako producent wykazali się antytalentem do tego typu rzeczy. Szkoda, że Marc Van Rompaey, który mixował kilka numerów zrobił to nieco lepiej, a przynajmniej przyzwoicie. Ogólnie jednak fatalnie ustawiona perkusja i masakryczne komponowanie klawiszy w planie drugim z gitarami odrzucało na kilometr. Durna okładka Didiera Scohiera również nie wywoływała artystycznej ekstazy u odbiorcy. Szczerze powiedziawszy to podejście pod neo-power musiało nastąpić, bo Yngwie Malmsteen był u szczytu potęgi, a niebawem pojawiły się takie zespoły jak Majestic, Time Requiem, Virtuocity, Meduza, Stormwind czy At Vance. Niestety - wszystkie był lepsze i płyta została zmiażdżona w ogniu krytyki.
Wkróce Petrossi nagrał udany debiut pod szyldem Iron Mask, a następnie postanowił wskrzesić Magic Kingdom. [2] był pełną rehabilitacją, a Dushan zaprezentował się ze świetnej strony również jako kompozytor. Płytę wyraźnie ukierunkowano na epicką odmianę melodyjnego power z elementami symfonicznymi. Lista zaproszonych gości była długa, a ich rola większa niż tylko zaznaczenie swojej obecności. Szybki Child Of The Nile odchodził od grania neoklasycznego, choć wykorzystywał pewne elementy tego stylu dla wzbogacenia formy. W fantastycznym The Iron Mask do ciepłego refrenu swoje trzy grOsze dołożył klawiszowiec Bob Katsionis (m.in. Firewind). Cała płyta emanowała mnogością smaczków, ozdobników i mistrzowskich zagrywek. We Flying Pyramids zaśpiewał znany z At Vance Oliver Hartmann i był to znakomity wybór, nic nie ujmując Leclerqowi. Barabas stanowił mroczną i ponurą opowieść z orientalnym motywem głównym i zaznaczoną rolą sekcji rytmicznej. Hartmann z Katsionisem wracali w Master Of Madness - pełnym rozmachu kawałku powermetalowym, w którym idealnie wręcz wymieszano tempa symfoniczne z neoklasycznymi upiększeniami. Kompozycję odegrano z maestrią i lekkością dostępną nielicznym, a podobne dialogi klawiszowo-gitarowe prezentował w tej konwencji tylko Artension. Po wzruszającym balladowym Another Sun następował lekki energetyczny przebój The Fight. Przepysznymi orkiestracjami cechował się w końcu ponad 13-minutowy epicki Metallic Tragedy z podziałem na pięć ról: Anioł, Demon, Rycerz, Król i Czarownica. Był to utwór ambitny i tworzący teatralno-operową epicką jakość, z pewną nutką dramatyzmu i oczywiście wirtuozerską grą Petrossiego.
Przez sześć lat grupa milczała, by wrócić we wspaniałym stylu z [3]. Krążek powstawał długo i w bólach, premiery materiału przekładano tak często, że niektórzy fani przestali wierzyć, że Dushan stworzy cokolwiek nowego. W końcu płyta ukazała się 29 października 2010. W studio pojawili się gościnnie Oliver Hartmann i Herbie Langhans z Sinbreed (nie bardzo ich było słychać w chórkach), a Lance`owi Kingowi powierzono rolę narratora. Otwierał wszystko kapitalny Symphony Of War, w rycerskim stylu i ze świetnymi orkiestracjami. Głos Hayera różnił się od tonacji Leclerqa, ale Olaf z łatwością wyciągał wszelkie górki. W nośnym We Rise w konwencji amerykańskiego heavy/power czaił się nie wydobyty w pełni potencjał, natomiast Million Sinners World oparto na neoklasycznym fundamencie z dodatkami motywów Gamma Ray. 100% neoklasyki uderzało z pełną mocą w Evil Magician z punktującą grą Dushana i klimatem wytworzonym dzięki zdumiewającym orkiestracjom. Skoczny i prosty In The Name Of Heathen Gods serwował melodię typową dla niemieckiego powermetalu, a Monte Cristo zgarniał całą pulę i ten melodyjny metal na mocnym fundamencie neoklasycznym przywodził na myśl przeszłość, kiedy w kompozycjach Magic Kingdom było dużo luzu. Najlepszy na płycie mocarny I`m A Lionheart niszczył wszystko na swej drodze chóralnym refrenem rodem z epickiego heavy. Na limitowaną edycję niepotrzebnie wrzucono Sleeping Beauty, gdyż Hayer fałszował niemiłosiernie. Pierwszy CD kończył Unholy Abyss z pojawiającymi się na wejściu blastami, epickim refrenem i płynnym zgraniem całego zespołu w obrębie wytyczonej symfonii. Na drugi wrzucono niemal 30-minutowy drugi tom historii z debiutu, czyli Metallic Tragedy - Chapter 2: The Holy Pentalogy. W tym momencie pojawiały się wątpliwości, gdyż zrezygnowano tu z neoklasyki i fajerwerków, w zamian zaproponowano nadęte smęcenie o ogromnej zawartości mydła. Pojawiały się sporadyczne momenty przykuwające uwagę, ale ciężko było znieść te pół godziny. Brzmienie całości z początku mogło wydawać się dziwne - szczególnie gitary, jakby niepotrzebnie schowanej, jednak po kilku numerach dało się do tego przyzwyczaić. Stylistycznie pierwszy CD był znakomity i zawierał to czego wszyscy oczekują od symfonicznego powermetalu z wpływami neoklasyki.
Do nagrania [4] Dushan zaprosił nieoczekiwanie Christiana Palina, Urugwajczyka mieszkającego w Finlandii. Tym razem aranżacje symfoniczne i klawiszowe były znacznie skromniejsze i na nową płytę wrzucono neoklasyczny (w znacznej części) powermetal, nawiązujący do wczesnych albumów Magic Kingdom i zarazem przypominającym także At Vance. Od razu kontrastowały ze sobą wokal i gitara. Petrossi grał kreatywnie i różnorodnie - od neoklasycznego shredu do solówek o charakterze epickich opowieści, wszystko z zaangażowaniem i pasją. Palin śpiewał niestety przeciętnie, a nawet w pewnych momentach po prostu niedbale fałszując. W rezultacie kiedy błyszczał Dushan, to tak jakby z zawstydzeniem tuszował błędy śpiewaka. Dumnie brzmiący heroiczny Guardian Angels trudno jeszcze było zepsuć samym przeciętnym wokalem, ale odegrany fenomenalny neoklasyczny Rivals Forever raził nieporadnymi "wyczynami" Palina. Full Moon Sacrifice z echami pieśni bardów w konsekwencji przekształcał się w przyciężki i monotonny heavy/powerowy numer w wolnym tempie. Bardziej romantycznie i pompatycznie było w Ship Of Ghosts, z fragmentem "Ody Do Radości" Beethovena w solo Dushana. W Four Demon Kings Of Shadowlands Petrossi wykorzystał doświadczenia z poprzedniego albumu, uwagę zwracały też wplecione motywy orientalne. Stonowane wyciszenie w Dragon Princess mogło poruszyć dramatyczną gitarą w mocniejszych fragmentach i tu akurat na szczęście Palin zaśpiewał dobrze, odnajdując się w kompozycjach łagodniejszych. Na koniec w ramach gatunku chłodna neoklasyka otwierała Battlefield Magic - nieubłagany speedmetalowy atak, w którym Dushan nie odpuszczał aż do końca - refren tego utworu był killerski i gdyby zaśpiewał go choćby Michael Vescera, mógłby wryć się w pamięć słuchacza na długie lata. Przy głosie Palina wybrzmiał jednak niczym implant z zupełnie innej płyty. Płyta pod względem realizacji była znakomita, z mocarną gitarą, czytelną perkusją i odpowiednim rozmieszczeniem w przestrzeni klawiszowej. Przy ograniczeniu symfoniki, powstał album oparty na neoklasycznym fundamencie, zwodzący jedynie pod względem wokalnym.
W 2019 nowym wokalistą został amerykański weteran Michael Vescera, który w neoklasycznej stylistyce był obeznany jeszcze od czasów występów w ekipie Malmsteena. Fanom marzył się powrót do potężnej powermetalowej symfoniki z [3], ale tym razem do tego niestety nie doszło. Był to mimo orkiestracji Petrossi album przede wszystkim gitarowy i trzeba też z przykrością przyznać, że Vescera nie był w najwyższej formie. Jako pierwszy dość nieoczekiwanie umieszczono najdłuższy blisko 9-minutowy Unleash The Dragon - średnio melodyjny i mało dynamiczny. Numer sprawiał wrażenie jakby Vescera śpiewał sobie, a Dushan grał swoje - do tego dochodził powszedni powermetalowy refren i ozdobniki dalekie od potęgi tych z przeszłości. Gęsty bas i programowane chóry otwierały Wizards And Witches - w ostatecznym rozrachunku dosyć łagodny heroiczny power, nie wzbudzający większych emocji. Pseudo-folk w In The Den Of The Mountain Trolls raczej dziwił niż ciekawił, a przeciętny Fear My Fury przelatywał beznamiętnie. Pierwszy poważny atak Magic Kingdom przypuszczali dopiero w piątym utworze Rise From The Ashes Demon, mrocznym numerze z dobrym planem symfonicznym i dostojną melodią. Vescera zaśpiewał tutaj lepiej i te tonacje pasowały mu bardziej - w dodatku kompozycja miała w sobie ducha progresywnego epickiego grania grup amerykańskich i na pewno więcej niż z Malmsteena. Dushan grał niestety nieciekawe solówki - powtarzalność stanowiła pewien element dekoracyjny, ale można to było lepiej rozplanować w części instrumentalnej. Tytułowy MetAlmighty odegrano rzemieślniczo i ten kawałek raczej stylistycznie pasowałby do Iron Mask. Przede wszystkim jednak zabrakło realnej energii, a Vescera po raz kolejny prezentował się poniżej oczekiwań. Bez historii i pasji wykonania wypadł So Fragile i potencjał melodyjnego neoklasycznego power została zmarnowana. Temple Of No Gods to także nic specjalnego i podobnie grały młode zespoły typu Dragony, choć akurat część instrumentalna w tym utworze robiła spore wrażenie. Niepotrzebnie do refrenu Dark Night, Dark Thoughts wprowadzono błahy flower-power, gdyż wrażenie robiła gitarowa energia i pirotechnika - tutaj Dushan faktycznie pokazywał na go stać i dewastował prowadząc dialogi z klawiszami. Na album trafił jeden numer, który zdecydowanie wyrastał ponad poziom reszty: był nim Just A Good Man - elegijna pieśń zrobiona w sposób elegancki i w tym uroczystym hymnie Vescera zaśpiewał z wielkim smutkiem. Refren Dark Night, Dark Thought był zżynką z Against The Wind Stratovarius. Płyta kończyła się nijakim King Without A Crown i tak to w dawniejszych czasach grał włoski Kaledon, z nadmiarem zdecydowanie spóźnionej symfoniki i miałką melodią. Brzmienie dobre, ale do zachwytu daleko. Gitara wypadła sucho i płasko, sekcja rytmiczna nie gniotła odpowiednio, a zbite plany zbyt blisko ze sobą zestawiono i zabrakło temu materiałowi przestrzeni. Magic Kingdom w takim składzie powinien nagrać porywający album, a tak wyszła średnizna do szybkiego zapomnienia.
Max Leclerq i Philippe Giordana dołączali (osobno) do Fairyland. Klawiszowiec zmarł 21 października 2022 w wieku 44 lat. Christian Palin śpiewał w heavymetalowych Panorama (Around the World w 2018) i Fenyx Rising (EP-ka Never Say Die w 2023). Michael Brush bębnił również w Sirenia i Bloodorn.

ALBUM ŚPIEW GITARA KLAWISZE BAS PERKUSJA
[1] Max Leclerq Dushan Petrossi Frederik Donche Wasilij Molczanow Christoph Hofbouer
[2] Max Leclerq Dushan Petrossi Aymeric Ribot Wasilij Molczanow Anton Arkipow
[3] Olaf Hayer / Roma Siadlecki Dushan Petrossi Philippe Giordana Wasilij Molczanow Freddy Ortscheid
[4] Christian Palin Dushan Petrossi - Wasilij Molczanow Michael Brush
[5] Michael Vescera Dushan Petrossi - Wasilij Molczanow Michael Brush
[6] Michael Vescera / Roma Siadlecki Dushan Petrossi - Wasilij Molczanow Gabriel Deschamps

Olaf Hayer (ex-Treasure Seeker, ex-Lord Byron, ex-Luca Turilli, ex-Dionysus, ex-Symphonity), Christian Palin (Random Eyes, ex-Essence Of Sorrow, ex-Adagio, ex-Epicrenel),
Michael Vescera (ex-Obsession, ex-Loudness, ex-Yngwie Malmsteen, ex-Roland Grapow, ex-Killing Machine, MVP, ex-The Reign Of Terror, ex-Palace Of Black, Animetal USA, ex-Fatal Force, ex-Sovereign, ex-Warrion),
Michael Brush (ex-Merciless Terror, Ark Ascent, Holy Tide)


Rok wydania Tytuł TOP
1999 [1] The Arrival
2004 [2] Metallic Tragedy #1
2010 [3] Symphony Of War #9
2015 [4] Savage Requiem
2019 [5] MetAlmighty
2024 [6] Blaze Of Rage

          

Powrót do spisu treści