Amerykański zespół założony z inicjatywy Scheithauera w 2000. Gitarzysta swojego czasu współpracował z Joey`em Belladonną, byłym wokalistą Anthrax. Do nagrania debiutu zebrał skład bardzo ciekawy, na czele z Michaelem Vescerą, ale ostatecznie nie gwarantujący sukcesu komercyjnego. Znane nazwiska zawsze przyciągały, lecz w tym przypadku efektem było zaledwie wykonanie przez pozostałych utworów lidera. W pewnym sensie [2] jawił się na kształt amerykańskiego Painkiller, co udowadniał Killing Machine z niezłym początkiem, ale i dość irytującym piskiem Rivery. Póki kwintet utrzymywał szybkie tempo było nieźle, jednak gdy wkraczano na melodyjny heavy w średnim tempie (Steel Metal, Heavy Metal Forever) powstawały karykatury. Trudno też było doszukać się jakiejś myśli przewodniej w Scarred Beyond The Black - pełnym chaotycznych wokali, uzupełnianych wrzaskami i topornym tłuczeniem sekcji rytmicznej. Chwilami wracano do dobrej formy, jak w US powerowym Praise The Day czy post-painkillerowym In For The Kill, ale nie był to numery wysokich lotów. Dno Killing Machine drugiego składu osiągał w Redemption From Genocide, który do połowy był nudną balladą, a potem pseudo-mroczną próbą w lekko progresywnym stylu i z dodatkiem nowoczesnych rozwiązań, na czele z ohydną solówką gitarową. Wielka żwawość wykonania maskowała zupełny brak pomysłów na sensowne kompozycje. Tego sztucznie wybrzmiałego heavy/power w amerykańskiej odmianie nie musiał wstydzić się chyba tylko Dave Ellefson. Całe szczęście wkrótce muzycy powrócili do swych codziennych metalowych zajęć.

Późniejsze losy muzyków Killing machine: