Amerykańska grupa powstała w New Jersey w 1998 z inicjatywy Jacka Frosta. Debiut był mocnym uderzeniem, pełnym wspaniałych solówek gitarowych i potężnej perkusji. Wśród tej mieszanki Helstar, Manowar, Metal Church i Iced Earth znazały się dwa covery: The Chain Fleetwood Mac oraz Metal Daze Manowar. Własne numery oferowały twardy amerykański heavy/power o umiarkowanym stopniu heroizmu (tutaj wyróżniał się zagrany w średnim tempie Camelot) i dobrze zaśpiewanym przez Lucasa, który okazał się wokalistą o sporych umiejętnościach i czującym doskonale klasyczny metal. Nawet tam, gdzie główną rolę odgrywał zmasowany gitarowy atak (Dying Embers, Scarlet Tears) na wzór painkillerowej odmiany heavy/power, to właśnie Bobby Lucas nadawał utworom konkretniejszy sens i prowadził te melodie, które trudno było uznać za szczególnie atrakcyjne. W Bewitchment zespół nawiązałe do Black Sabbath ery Martina i ten kawałek mógł się podobać, ale jednocześnie uświadamiał, iż Frost był jednak lepszym gitarzystą niż kompozytorem. Z kolei Nightmare (The Devil Inside) stanowił ukłon w kierunku posępnie nastrojonego Dio. Manifest Seven Witches to heavy metal z próbą budowania niepokojącego klimatu, a In A Small Child`s Room wchodził na tereny Armored Saint. Tytułowy Second War In Heaven poniekąd rozczarowywał jako typowy przykład wykorzystania ponurego riffowania heavy/power z USA z lat 80tych, gdzie wzorzec był co najwyżej drugoligowy. Kompozycja przybierała formę szkicu na coś większego, co ostatecznie nie zostało zrealizowane. Siegfried Bemm stworzył masywne i selektywne brzmienie, które nie do końca odpowiadało latom 80-tym z USA, ale w końcu Seven Witches miał nie kopiować, a kultywować pewne tradycje. Ogólnie wartość tej płyty była dyskusyjna, choć na podobne granie było wówczas w Europie wielkie zapotrzebowanie. Zyski stały się również udziałem Massacre Records i kwartet pozostał w orbicie zainteresowań tej niebywale wpływowej już wówczas wytwórni.
27 marca 2000 ukazał się [2], nagrany z nowym bębniarzem Johnem Osbornem. Ekipa kontynuowała wizerunek odbudowy klasycznego heavy metalu na zasadach podobnych jak na debiucie, ale znacznie lepiej dopracowanych i w każdej mierze porywających. Materiał był dojrzalszy i zróżnicowany, a znakomity efekt całościowy osiągnięto dzięki wysokiemu poziomowi wykonania instrumentalnego, niebanalnym rozwiązaniom, energii i ekspresyjnemu wokalowi Lucasa. Uwagęzwracała ponadto potężna perkusja Osborna, która grzmiała niczym bojowe hymny Manowar. Wszystko rozpoczynał The Answer, wręcz klasyczne nawiązanie do Black Sabbath i Bobby kapitalnie to wszystko ciągnął w niespiesznych tempach. Witching Hour rozpoczynał się wstępem klawiszowym w wykonaniu Ferdy`ego Doernberga, a potem znów grupa czarowała w wolnych tempach, tworząc ponurą atmosferę z siłą opadającego młota. Styl Dio powracał w bujającym szybszym Atlantis i numery w tym stylu wzbudzały spore zainteresowanie w latach 80-tych. W City Of Lost Souls pierwsza epicka część to niemal Candlemass z akustykami, a potem wyśmienicie to łączono z US Metalem - wszystko osiągało apogeum w wbijającym w glebę refrenem. W No Man`s Land słychać było jak odpowiedzialny za mastering Jan Peter Genkel zdecydowanie ustawił bas w tym heavymetalowym kawałku o ponurej barwie i z rozbudowanymi partiami wokalnymi Lucasa. Na koniec dwa potężne uderzenia - wpierw heavy/doomowy The Legend Of Sleepy Hollow z pewnym etosem rycerskich, a na koniec prawdziwy killer We Are The Coven, w którym prosty riff Frosta czynił cała magię w tej marszowej kompozycji o unoszącym do nieba refrenie, choć całość dotyczyła sabatu czarownic. Krążek dopełniły dwie przeróbki - Pounding Metal Exciter oraz Hell Is For Children Pat Benatar (gościnny udział gitarzysty Matthiasa Lange z Metalium, a takze Doernberga). Ten album był znakomity, gdyż nie trzymał się kurczowo jednego schematu, a wykonanie całości stało na najwyższym poziomie. Jak się okazało po latach, była to najwybitniejsza płyta Seven Witches w całej ich dyskografii.
Jack Frost twierdził w wywiadach, że większość materiału na [3] powstała, gdy Seven Witches koncertował z Savatage. Pewnie dlatego Jon Oliva zgodził się napisać tekst do bonusowego utworu The Burning a także w nim zaśpiewać. Kiedy Bobby Lucas odszedł do odrodzonego Overlorde, za mikrofonem stanął Wade Black. Początek albumu nie zwiastował niczego nowego - Metal Tyrant i Incubus to twardy heavy/power w stylu amerykańskim, a Wade jako frontman sprawdził się w tym nieco heroicznym repertuarze. Potem jednak zaczynała się seria niespodzianek, cieszących słuchacza raczej mniej niż bardziej. We wspomnianym The Burning robotę robiły potężne akordy Frosta i w efekcie powstał utwór US Power na swój sposób stawiający pod znakiem zapytania wartość wszystkiego, co do tej pory Seven Witches oferował. Przeróbka See You In Hell Grim Reaper, ale i tu nie było Blacka, gdyż zaśpiewał Joe Comeau (ex-Liege Lord), który zagrał także na gitarze w przeciętnym heavy/powerowym Salvation. Od tego miejsca tej w miarę ciekawej muzyki było coraz mniej. Heavy metal z raczej ostrymi niż ciężkimi riffami dał podstawę tytułowemu Xiled To Infinity, z kolei Warmth Of Winter sięgał gdzieś w obszary alternatywnego metalu i zupełnie tu nie pasował - był to numer zresztą niskich lotów i tylko Black ratował go od kompletnej klapy. W Anger`s Door podejście progresywne zwodziło kompozycję na manowce i jedyne co było tu warte uwagi to apokaliptyczna solówka Frosta i interesująco zagrane partie perkusji. Eklektyzm gatunkowy albumu pogłębia ni to hard rockowy, ni powermetalowy Eyes Of An Angel o zupełnie nieciekawej melodii i topornym wykonaniu. Płyta zdawała się wskazywać na to, że Frost nie miał pomysłów na spójny materiał, a próba odejścia od formuły masywnego grania z lat 1999-2000 na rzecz bardziej urozmaiconego spełzła na niczym. Poziom trzymało jedynie to od czego Frost próbował uciec, reszta w zasadzie była milczeniem.


Jack Frost

Seven Witches był już zespołem z ugruntowaną pozycją, gdy w 2002 dołączył do niego James Rivera. Odejście Wade`a Blacka komplikowało plany Frosta, który zawarł opiewający na kilka albumów korzystny kontrakt z wytwórnią Noise Records, a bez wokalisty trudno było go zrealizować w sytuacji, gdy część materiału była już gotowa. Rivera niedawno pożegnał się z Destiny`s End, który grał muzykę trudną i hermetyczną. Mixowany w Kalifornii i poddany masteringowi w Niemczech [4] ukazał się w 2003 w Europie i co znamienne, nie wydała go żadna wytwórnia amerykańska. Wzmocniona wszędobylskim basistą Joey`m Verą, ekipa weszła do studia, by wywiązać się z kontraktu. Album oferował Riverę w pełni w swoim żywiole, śpiewającego amerykański bojowy heavy/power. Nowinek nie było i lata 80-te przewijały się nawet w stylizacji brzmienia gitary Frosta, zastosowano też raczej ograne amerykańskie tematy heroiczne i wysoka kultura wykonania rekompensowała jakość samych utworów tylko w ograniczonym zakresie. Masywnie i intensywnie atakował Dance With The Dead, choć ten utwór był po prostu za długi, gdyż główny temat muzyczny stawał się w pewnym momencie nieco nużący. W numerach krótszych jak w Mental Messiah Rivera krzyczał wyżej, a gitara Frosta ryczała sensowniej. W Apocalyptic Dreams kwartet stawiał na klimat ponury i niepokojący, podczas gdy lider wykorzystał nietypowe elementy power/thrashowe. Nacechowany bardziej klasycznym heavy z odległymi echami glamu Johnny wypadł zdecydowanie blado i od razu słychać było, że taka stylistyka Riverze średnio leżała. Za to płynny Fever In The City to taki amerykański heavy/power jaki na pewno można zaliczyć do godnych następców melodyjnych killerów w tym gatunku z lat 80-tych. Na twardzieli muzycy pozowali w pełnym rozdzierających riffów Betrayed, ale kawałek kładły odniesienia do grunge. Seven Witches rekompensowali to zaraz szybkim Last Horizon przeważał epicki melodyjny power z prostymi riffami które wyszły przekonująco. Tytułowy Passage To The Other Side miał w sobie określoną łagodność, z której w sumie nic nie wynikało i więcej tu było rocka z ambicjami niż metalu do połowy, a potem znowu dużo wysokich zaśpiewów aż do końca i tylko ta solowa partia Frosta była warta uwagi. Na cover dość dziwacznie wybrano Wasted Def Leppard, gduż w oprawie amerykańskiego heavy/power ten utwór brzmiał jedynie poprawnie. Ostatecznie powstała płyta ogólnej poprawności w ramach obranego gatunku, na której nie działo się zbyt wiele. Przy przeciętnej muzycznej wartości trzeba jednak przyznać, że sam Rivera przyciągnął do zespołu szerszą publiczność niż poprzednio. Krytycy marudzili, ale płyta sprzedawała się dobrze i kontrakt na jeszcze jeden album został przez wytwórnię Noise przedłużony.
Z nową sekcją rytmiczną przystąpiono do nagrania [5], który skonstruowano jako swoisty koncept o luźno powiązanej historii, która narracyjnie zawiązywała się konkretniej w drugiej połowie albumu od mini-suity Jacob (Whispers), a tradycyjny heavy metal łączył się tu z heavy/power i elementami horror metalu z obszarów zjawisk paranormalnych i sennych koszmarów. Album rozpoczynał bezbarwny heavymetalowy Metal Asylum z nijakim wokalem. Nic lepszego zespół nie wymyślił w kolejnym Year Of The Witch, ale znowu kompozycja przelatywała dosyć beznamiętnie. Czekało się na jakiś mocarny heavy czy heavy/power w Fires Below czy Cries Of The Living, lecz te kawałki nie niosły ze sobą niczego poza pozbawioną kreatywności poprawnością. Nawet jednak one były lepsze od zupełnie jałowego horror/rock-metalowego If You Were God, brzmiącego niczym Alice Cooper na sterydach. Intrygujący bas zwiastował Can`t Find My Way, ale po łagodnych ambientowych dźwiękach generowanych przez gitarę Frosta dalej to już tylko nudna pół-ballada, z podejrzanie łagodnym śpiewem Rivery. Historia Jacoba była nieco lżejsza w stylu rozgrywania całości, jakieś wrażenia podobieństw do sposobu narracji Karmazynowego Króla W.A.S.P., ale były to skojrzenia mocno odległe. Tradycyjny heavy metal w Voice Of Jacob tylko umiarkowanie chwytliwy, lecz za to nie można było frontmanowi odmówić wytrwałości w budowaniu mrocznego nastroju w Haunting Dreams, aczkolwiek na tle melodia zupełnie bezbarwnej. Łagodny Circles pozostawał skromnym przerywnikiem dla siłowego heavy metalu, który jak na kulminację w The Prophet Is You wypada także nieprzekonująco. Wszystko rozbijało się o słabe melodie i brak klimatu. Do wszystkiego dochodziła mało wyrazista produkcja w sferze gitary. Płyta w Europie nie wzbudziła zachwytu, co też było między innymi powodem nie przedłużenia kontraktu przez wytwórnię Noise. Rozczarowany tym faktem skład pozostawił Frosta i do nagrania kolejnej płyty musiał on szukać nowych muzyków.

Muzycy Seven Witches udzielali się później w rozmaitych grupach: