Amerykańska grupa powstała w 1989 w Nowym Jorku przez Petera Ratajczyka (ur. 4 stycznia 1962; pierwotne imię muzyka brzmiało Petrus i miało korzenie rosyjskie). Do składu dokoptował młodych i zdolnych muzyków: gitarzystę Kennetha Hickey`a (ur. 22 maja 1966) oraz klawiszowca Josha Silvera (ur. 16 listopada 1962) - znajomego z poprzedniej kapeli Fallout. Debiut wypełniła muzyka o pewnych cechach metalu, wyrastająca jednak z poszukiwań i eksperymentów - niepokojąca, gwałtowna i odpychająca. Tak naprawdę miał być trzecim albumem Carnivore zatytułowany Jesus Looks Like Me. Główną myślą twórczości Type O Negative była duchowa brzydota człowieka przepełnionego nienawiścią do samego siebie (Are You Afraid?, I Know You`re Fucking Someone Else). [2] nie zaprezentował niczego ciekawego, a obrzydliwa okładka przedstawiała odbyt w zbliżeniu (podobno samego Steele`a). Był to nagrany w studio krążek imitujący materiał koncertowy z podkładem negatywnych reakcji fanów. Hey Pete stanowiło przeróbkę Hey Joe Jimi Hendrixa.
Wydany 17 sierpnia 1993 przez Roadrunner rewelacyjny [3] zawierał rozbudowane kompozycje pełne - wydawałoby się - odległych od siebie elementów. Ciekawość wzbudzało przede wszystkim intrygujące połączenie hard rocka, hardcore`u, psychodelii, industrialu i gotyku. Była to prawdziwie urzekająca podróż przez zakamarki mrocznej podświadomości. Dżwięki wymykały się jakiejkolwiek klasyfikacji i nie można było przyczepić im ściśle określonej etykietki. Nowe oblicze Type O Negative łączyło grzeszne piękno, erotyzm i cierpienie z bluźnierstwem, słodką perwersją i porażającą szczerością. Kojące melodie kontrastowo nakładały się na ociężałe "brudne" gitary, materiał przepełniały przenikające się sprzeczne uczucia. Pojawiały się nieoczekiwane brzmienia klawesynu i sitaru. Ogromnego znaczenia nabierały specjalne efekty dźwiękowe - od trelu ptaków po jęk kobiety bliskiej orgazmu. Steele w tekstach nienawidził miłości, jednocześnie wychwalając ją kiedy niosła ze sobą ból. Dotykał tematyki wiecznego potepienia, a jednocześnie przemycał heretyckie wątki - Christian Woman opowiadał o dziewczynie, dla której obiektem pożądania seksualnego stał się sam Chrystus. Nienawiść (Kill All The White People, We Hate Everyone) przeplatała się z miłością (Summer Breeze - cover duetu Seals And Crofts), tęsknotą (Blood & Fire), mrokiem i cierpieniem (Bloody Kisses) i zauroczeniem magią (Black No.1). Nad wszystkim unosił się charakterystycznie głęboki - tak ukochany przez kobiety - głos Petera. Album "wnikał na dno duszy, by wydobyć z niej najbardziej grzeszne pragnienia". Późniejsze płyty zespołu stały na równym poziomie i oddziaływały na słuchacza w podobny sposób, ale ta była zdecydowanie najlepsza i "najpiękniejsza".
Sukces zdyskontowano [4], wydanym 20 sierpnia 1996, który wypełniła jesienna muzyka, doskonale nadająca się do słuchania we dwoje w ciemne wieczory przy świecach. Posępna atmosfera kreowana przez zespół potrafiła jednym dźwiękiem przemienić szarą rzeczywistość w bajeczną krainę. Wydawnictwo w uszach fanów brzmiało tak jak powinno - trochę nierealnie, wręcz mistycznie - a jednak krążek sięgał do codzienności czekania na wiadomość od ukochanej w Die With Me, miłości podzielonej w "przebojowym" My Girlfriend`s Girlfriend, miłości wiecznej i niezniszczalnej w Love You To Death, aby nagle zaskoczyć opowieścią o przemianie w wilkołaka w Wolf Moon. Świetnie wypadł również cover Neila Younga Cinnamon Girl. Krytycy oceniali rozmaicie ten album - "Delikatna październikowa impresja utkana ze stonowanych barw melancholii", "głęboka namiętność wprowadzająca nieśmiałych kochanków w świat natchnionej erotyki" i "mistyczna wędrówka przez chłodne ścieżki prowadzące do krainy utkanej z powiewnych snów". Mimo poważnej tematyki całości, kwartet zdobył się na żart zamieszczając jako intro absolutną ciszę. Wielu słuchaczy nabrało się na ten dowcip i pogoniło do sklepów z żądaniem wymiany krążka.
Wraz z wydaniem [5] należało się zastanowić nad kierunkiem, w którym zdążał zespół. Dla jednych miał niewiele wspólnego z metalem, a muzyka stała się zbyt łagodna. Dla drugich, Type O Negative z konsekwencją kontynuowali swoje misterium, przeznaczone jedynie dla wtajemniczonych. Nowe dzieło w swej surowości nawiązywało najbardziej do debiutu, było w nim także coś z najmroczniejszych wątków [3]. Melodie zatraciły dotychczas znaną słodycz, zrezygnowano całkowicie z punkowego uderzenia jak to było choćby w We Hate Everyone - długie i nudne kawałki oparto właściwie na brzmieniu klawiszy. Niezwykle rzadko pojawiały się przestrzenne chóry znane z dwóch poprzednich albumów. Everything Dies kończył się odgłosami umierającego dyszącego człowieka i piszczących urządzeń szpitalnych, po których następował przejmujący i sugestywny kobiecy szloch. Album miał pesymistyczny wydźwięk, nie było tu miejsca na miłość czy nawet nadzieję. Nawet Steele zdjął maskę demona doprowadzającego kobiece serca do gwałtowniejszego bicia przybierając pozę zmęczonego życiem człowiekiem. Podtrzymana została natomiast tradycja przerywania piosenek w najmniej oczekiwanym momencie. Choć tym razem bardziej to irytowało niż intrygowało i aż się prosiło, żeby taki album "pięknie" zakończyć, tymczasem epilogiem była nagła cisza zapadająca pośrodku riffu.
W 2002 Steele zaśpiewał gościnnie w utworze Descent na płycie Fight Doro. Na [6] w ogólnym przesłaniu Type O Negative nic się nie zmieniło. Znów gorycz, smutek, dołujące rozważania na temat miłości, kpina i śmierć. Jednak tym razem było weselej, a charakterystyczne rozwiązania gitarowo-klawiszowe wymieszano z niemal punkową energią. Przykładami tego były (We Were) Electrocute, I Like Goils czy Angry Inch, których siłę stanowiły głównie melodyjne refreny, zwykle z prześmiewczym tekstem. Peter wrócił na wokalne wyżyny, co chwila przechodząc ze skrajności w skrajność i umiejętnie kierując emocjami słuchacza. Większość płyty nadal jednak wypełnił negatywny nastrój, tym razem w lżejszej muzycznie i tekstowo otoczce, ale z wciąż dogłębnie poruszającymi melodiami. Momentami przypominały melancholijny [4] (Nettie), innym razem [3] (The Dream Is Dead), tak więc każdy mógł znaleźć tu coś dla siebie. Najlepszymi kawałkami wydawały się być Anesthesia oraz Life Is Killing Me. Podobnie sprawa miała się z [7] - długie wielowątkowe kompozycje, jak Tripping A Blind Man czy The Profit Of Doom pozwalały na swobodne przechodzenie między ciężkimi i powolnymi fragmentami rodem z Black Sabbath, szybkim graniem oraz psychodelicznymi wtrąceniami, nasączonymi beatlesowskim duchem. Urzekał fortepianowy wstęp do September Sun (niemal żywcem wyjęty z [4]), po pewnym czasie przeradzający się w pełen orkiestracji marsz z Peterem wykrzykującym tekst przez megafon na tle wiwatujących tłumów. W Halloween In Heaven wykorzystano kobiecy głos Tary Vanflower, wokalistki wykonującej ambient i darkwave, ale opus magnum był ponad 14-minutowy These Three Things, łączący w sobie mnóstwo znakomitych melodii i uderzająca potężną dawką energii. Nie można nie wspomnieć o oprawie graficznej - książeczka po wyjęciu z pudełka rozkładała się na kształt krzyża z podobizną Rasputina na szczycie i czcionką stylizowany na cyrylicę.
W 2009 Hickey i Kelly nagrali album pod szyldem Seventh Void, a dekadę później założyli Silvertomb (Edge Of Existence w 2019). 14 kwietnia 2010 Peter Steele zmarł na zawał serca w wieku 48 lat. Po tym wydarzeniu Type O Negative rozpadło się, a Johnny Kelly bębnił w Danzig, Black Label Society, A Pale Horse Named Death (projekcie Sala Abruscato) i Seven Witches.
ALBUM | ŚPIEW, BAS | GITARA | KLAWISZE | PERKUSJA |
[1-3] | Peter `Steele` Ratajczyk | Kenny Hickey | Josh Silver | Sal Abruscato |
[4-7] | Peter `Steele` Ratajczyk | Kenny Hickey | Josh Silver | Johnny Kelly |
Peter Steele (ex-Fallout, ex-Carnivore), Josh Silver (ex-Fallout, ex-Original Sin/USA)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1991 | [1] Slow, Deep And Hard | |
1992 | [2] Origin Of The Feces | |
1993 | [3] Bloody Kisses | #19 |
1996 | [4] October Rust | |
1999 | [5] World Coming Down | |
2003 | [6] Life Is Killing Me | |
2007 | [7] Dead Again |