JOHN ARCH (1984-1987)

Amerykański zespół powstały w 1984 w Hartford (Connecticut) po przekształceniu z Misfit. Obok z Dream Theater i Queensryche, Fates Warning mieli dać się poznać jako jeden z najbardziej wpływowych zespołów progresywnego metalu. Po przesłaniu próbnych nagrań do wytwórni Metal Blade, grupa umieściła utwór Soldier Boy z czasów Misfit na składance "Metal Massacre 5". Debiut był dziełem dość naiwnym, ujawniającym mocny wpływ NWOBHM, a zwłaszcza Iron Maiden (album pierwotnie miał być demówką, Jim Matheos w późniejszych wywiadach podkreślał, że "nienawidzi" tego wydawnictwa). Tytuł nawiązywał do Bröcken - wzgórza w niemieckich górach Harzu, na którym wedle legend czarownice odbywały swoje sabaty (wspominał o niej Goethe w "Fauście") w Noc Walpurgii 30 kwietnia. Podobno nawet do dziś można zaobserwować niecodzienne zjawisko: na krótko przed zachodem słońca na znajdujące się wokół Bröcken chmury rzucane są ogromnych rozmiarów cienie turystów spacerujących po zboczach masywu. Na dziewięć kompozycji aż sześć powstało pod szyldem Misfit - dorzucono tylko Kiss Of Death, Night On Bröcken i Shadowfax (wszystkie trzy pochodziły z kasety "1984 Demo" - pierwszej rozprowadzonej pod nazwą Fates Warning).
Popularność zapewnił grupie wydany 15 października 1985 [2] - mało która ekipa w przeciągu roku przeszła tak ogromną ewolucję. Krążek rozpoczynały odgłosy wiatru i tykającego zegarka przechodzące następnie w podniosłe gitarowo-dzwonowe intro. Jim Matheos w błyskawicznym czasie wynalazł sposób na pisanie niezliczonych ilości porywających, oryginalnych, nierzadko pokręconych i trudnych w odbiorze przez połamaną rytmikę riffów. John Arch (ur. 15 maja 1959) śpiewał mocniej, wyżej i czyściej, na dodatek idealnie dopasowując się do zagmatwanych zagywek gitarowych. Opowiadający o śmierci starego człowieka Traveller In Time posiadał ogromny ładunek energii i zalążki progresywnego metalu. Częste zmiany rytmiki, mnogość motywów, niska powtarzalność, dwugłosowe wokalizy, niespodziewane krótkie zwolnienie oraz kapitalne zakończenie zapowiadały świetną płytę. Początkowe solówki w Orphan Gypsy urywały się ciekawym riffem, raz po raz zmieniającym swoją postać i prowadzącym do do dynamicznej wykrzyczanej zwrotki. Po mocno melodyjnym refrenie nie zabrakło wirtuozerskich popisów. Szybki Without A Trace powstał zainspirowany "Psychozą" Alfreda Hitchcocka. Galopujący charakter kompozycji znacznie złagodził zjawiskową progresywność, ale i tutaj znalazło się miejsce dla niecodziennych urozmaiceń, jak zaskakujące przeskoki wokalne między tonacjami molową i durową w piorunującym tempie. Przebojową chęć zgłaszał Pirates Of The Underground ze świetnym riffem zacinającym się pod koniec drugiej minuty i startującym na nowo w wolniejszej formie. Arch po raz kolejny atakował wokalnie w różnych wymyślnych zwrotkach, za chwilę czarował pojedynkiem duet Matheos-Arduini. Potem utwór po raz drugi urywał się, aby powrócić do tempa znanego z początku. The Apparition przedstawiał podróż poza rzeczywistością za tytułowym widmem. Motyw początkowy oparto na perfekcyjnej harmonii pomiędzy pomysłowym patentem gitarowym, a dwugłosową wokalizą Johna. Powtórzony kilka razy ustępował miejsca prostszym i dosadniejszym patentom, ale nagle następowało przyspieszenie (podobieństwa do Rime Of The Ancient Mariner Iron Maiden) i fantastyczna zwrotka - z pozoru prosta, ale po bliższym poznaniu zaskakująca rytmiką i zmiennością. Bezboleśnie wynikający z niej refren składał się właściwie z jednej sekwencji i zaskakującego krzyko-pisku pod koniec. Fates Warning zatrzymywali się na sekundę, aby ruszyć z bardziej posępnym riffem. Złowieszczy Kyrie Eleison był wbrew pozorom dynamicznym numerem, dotyczącym tematyki śmierci w dość metaforyczny sposób o Damie w Czerni i krwawiących krucyfiksach. Startował gregoriańskimi chórami, lecz po kilku udanych zagrywkach kończył się przedwcześnie pozostawiając pozytywne wrażenia mimo braku tej nieposkromionej ambicji jaką wyrażała reszta materiału (utwór znalazł się na soundtracku do filmu "W Zakolu Rzeki"/ "River`s Edge" z 1986 z Keanu Reevesem i Dennisem Hopperem). Album zamykała niemal 12-minutowa suita Epitaph - stosunkowo prosty jak na standardy tego krążka riff stanowił tylko intro do akustycznego i nieco rozwlekłego preludium. Następnie wykorzystano spokojne zwrotki z dominującą wszechobecną linią basu DiBiasego. Gdzieniegdzie pojawiały się delikatne wokale Archa, a od czasu do czasu także cięższy riff, zwiastujący konwencję przyszłej płyty. Po charakterystycznym dla tego wydawnictwa urwaniu wchodził bardziej rozpędzony riff zwiastujący rozbudowaną część instrumentalną. Po jakimś czasie "płaczącą" gitarę zastępował stosunkowo niski balladowy śpiew, a następnie krzyk Archa "I`m not afraid to die!". Riff powoli zaczynał cichnąć i po raz pierwszy wyraźnie słychać było przez moment klawisze na pierwszym planie. W tych niespełna 49 minutach albumu zawarto cały kalejdoskop magii, techniki, duszy i klimatu. Fates Warning zrezygnowali z bezdusznej perfekcji - Arch nie był wokalistą idealnym, solówek nie nastawiono na czystą pirotechnikę, ale mimo wszystko kwintetowi udało się nagrać kapitalny krążek. Sama ambicja muzyków w pełni rekompensowała drobne niedociągnięcia, a wszystko spowijał podniosły nastrój mroźnej nocy podczas księżycowej pełni.
[2] zasiał ziarno ciekawości wśród słuchaczy, a było ich całkiem sporo, bo zespół na trasie supportował Anthrax i dzięki temu dotarł do wielu nowych fanów. Skład nieznacznie zreformowano przyjmując drugiego gitarzystę Franka Aresti, ponadto gościnnie w studo na klawiszach zagrał jedynie Jim Archambault (brat Johna). Kontynuowano podjęty styl, który przez wiele lat nie doczekał się naprawdę godnego następcy w swoim gatunku. Na [3] Fates Warning zafundowali kolejną podróż do świata mroku, czarownic, gigantów, smoków, ale z zupełnie innym typem tekstów niż te, do których taka tematyka nas przyzwyczaiła. Arch okazał się uzdolnionym tekściarzem, dobierając dystyngowane epitety do wyszukanych wyrażeń, głęboko sięgających do historii, legend czy mitologii. Lata eksperymentów miały dopiero nadejść, a kwintet ze swoimi skomplikowanymi kompozycjami przecierał ścieżki, nie odcinając się od korzeni i ciągle posiadając potężny epicko-powerowy wydźwięk. W solówkach Matheos z Arestim skupili się na graniu przemyślanych i wzruszających melodii, rezygnując z prawdziwie wirtuozerskich popisów. Wzrosła natomiast znacznie ilość niesamowicie klimatycznych wstawek akustycznych (instrumentalny Time Long Past, intro do Guardian). Muzyka nabrała jakby wiatru w skrzydła, osiągając niemal transcendentalne brzmienie na wzór snu jakiegoś pięknego umysłu o tym, jak powinien brzmieć album idealny. Trzonem materiału stworzonego przez duet Arch/Matheos były długie rozbudowane numery z ulotnymi momentami (Exodus, Prelude To Ruin, Giants Lore, Fata Morgana). Nie zapomniano o utworach bardziej dynamicznych w postaci The Sorceress czy Valley Of The Dolls. Ciężkie na melodyjny metal progresywny gitary zdumiewały surową manierą, a kiedy przerzucały się na zagrywki akustyczne nie traciły na wartości. Sekcja rytmiczna została mocno wysunięta naprzód, zwłaszcza wybijająca skomplikowane motywy perkusja Zimmermana. Arch atakował znów dość wysokim wokalem - facet nie był głosowym wirtuozem, ale zastosowane przez niego skrajne "unosowienie" wyszło w kwestii oryginalności na plus. W dodatku na uwagę zasługiwał jego talent do niezwykłej fantazji przy układaniu linii melodycznych i zaangażowania w ich urozmaicanie. Ostatecznie na styl Fates Warning złożyły się: ostre riffy, epica potęga brzmienia, oryginalność na niebotycznym poziomie i spełniona ambicja na nagranie czegoś większego bez przerostu formy nad treścią. Jednocześnie krążek był trudny w odbiorze i rzadko doceniało się go przy pierwszym odsłuchu.

RAY ALDER (1987-)

W 1987 John Arch nieoczekiwanie dla fanów został wyrzucony z zespołu za "niepoświęcanie mu wystarczającej uwagi i przekładanie kariery stolarskiej nad muzyczną". Wokalista próbował jeszcze bezskutecznie wygrać casting na frontmana Dream Theater po odejściu Dominiciego, po czym usunął się w cień na wiele lat. Pozostali muzycy obnosili się z zamiarem zmiany nazwy, ale wytwórnia nie pozwoliła na to. Nowym śpiewakiem został więc Ray Alder (właśc. Ray Balderrama, ur. 20 sierpnia 1967, ex-Syrus), a grupa nagrała mocno nawiązujący do Queensryche udany [4] (Anarchy Divine, Shades Of Heavenly Death). Uwagę zwracała zwłaszcza 8-częściowa suita The Ivory Gate Of Dreams, wzbogacająca metalową formułę elementami wyrafinowanego art rocka spod znaku Yes czy Rush. To właśnie Fates Warning jako jedni z pierwszych odkryli urok polegający na takim operowaniu muzycznymi kontrastami, by słuchacz miał odczucie obcowania z karkołomnym na pozór tworem, któremu jednak nie sposób było zarzucić rozrywania spójności całości. Jak się miało później okazać, była to sztuka większości kapel po prostu niedostępna. Dalszym krokiem w tworzeniu tego co potem zostało nazwane prog-metalem był [5] i tą tendencję potwierdzały utwory o dość rozbudowanej formie jak At Fate`s Hands ożywiony partiami fortepianu i skrzypiec czy Nothing Left To Say. Całość zachowywała mimo wszystko metalową ostrość wyrazu, a Static Acts należał do najszybszych utworów w karierze zespołu. Niepokojącym akcentem była natomiast piosenka Through Different Eyes, bliska pop-metalowej tandecie. Od pierwszych taktów ujmowała za to rytmika z jaką Mark Zonder potrafił (przy pomocy basisty Joe DiBiasy) prowadzić kompozycje. Poza jednak strukturalnymi łamańcami, krążek zawierał sporo spokojniejszych motywów i chwil wyciszenia. Z zaskakującą gracją zespołowi udawało się żonglować tego typu klimatami i przeplataniem ich w ramach jednego utworu. Materiał z biegiem lat został nieco zapomniany, zresztą produkcyjnie nosił wyraźne znamiona czasu.
Na [6] zachwycić się można dosłownie wszystkim - doskonałymi melodiami, wspaniałą produkcją, niebanalnymi aranżacjami i ogólna atmosferą krążka. Już Leave The Past Behind zwiastował rewelacyjną płytę - numer zaczynał się wolno, nieco tajemniczo, ze swoistym pierwiastkiem niepewności. Wolne zwrotki oparto głównie na partiach nieprzesterowanych gitar, a ostrzejsze i szybsze refreny kojarzyły się z Operation: Mindcrime Queensryche. Uwagę zwracały jednoczesnie gitarowe solówki - zarówno ta dłuższa w środku utworu, ale też i krótsza na samym wstępie. Life In Still Water podkreślał łatwość z jaką muzykom udało się połączyć odpowiednie akordy z brzmieniem gitar, a sam sposób przejścia z przedrefrenu w refren był niesamowity. Dalej rozbrzmiewał promowany teledyskiem Eye To Eye, w którego refrenie Ray Alder wyciąga dłuższe dźwięki. The Eleventh Hour zaczynał się wprawdzie w sposób dość rozciągły, ale dzięki temu manewrowi osiągnięto pewne napięcie, po którym poszczególne instrumenty nie grały tej samej melodii, a mimo to po raz kolejny harmonijnie ze sobą współbrzmiały. Ciekawie zagrał tutaj Joe DiBiase, wpierw wygrywając partie swojego basu ćwierćnutami jak w wielu utworach hard rockowych, by nastepnie galopować w charakterystycznym stylu Steve`a Harrisa z Iron Maiden. Point Of View nieodparcie przywodził na myśl dokonania Queensryche - poza tradycyjnie dobrymi zwrotkami i refrenami na uwagę zasługiwała gitarowa solówka wraz z całą aranżacją w tle. Dość nietypowym numerem na tej płycie był We Only Say Goodbye, którego melodie przypominały stare potańcówki. Z kolei Don`t Follow Me udowadniał, że Fates Warning znaleźli sobie pewnego rodzaju szablon na pisanie doskonałych kompozycji. W tej konkretnie najbardziej urzekała solówka zagrana nieco w stylu Petrucciego z czasów Images And Words. Krążek zamykała nastrojowa piosenka The Road Goes On Forever, która co prawda na tle reszty mateirału wypadła gorzej, ale raczej powinno się ten utwór traktować jako uspokajające zamknięcie albumu - swego rodzaju wyciszenie po takiej liczbie intelektualnych wrażeń. W zestawie ośmiu kompozycji niemal sześć to numery genialne, co pozwoliło wydawnictwo zapisać się złotymi głoskami w histori prog-metalu.
Nagrany w tym samym składzie [7] automatycznie porównano do poprzednika, przez co wydawał się na starcie pozycją słabszą. Outside Looking In w znacznej mierze kojarzył się z [7]. Jednocześnie od razu słuchacz zwracał uwagę na inne brzmienie perkusji - uderzenia w centralki stały się mocniejsze, a dźwięk talerzy krystalicznie czysty. Pale Fire był łatwiej strawny - melodyjne zwrotki i refreny, a do tego niebanalne aranżacje pod Queensryche. W konwencji tej wymienionej grupy nagrano także The Strand z interesującym riffem pojawiającym się po raz pierwszy po drugiej minucie. Shelter Me to już powrót w klimaty albumu poprzedniego - oczywiście nie zabrakło wielu smaczków, w których celował przede wszystkim Mark Zonder. Island In The Stream pełnił funkcję ballady i dawał czas na wzięcie oddechu przed zabójczym Down To The Wire - numerem dość ciężkim, w którym Alder intrygująco "wył" w refrenach i ten efekt dodawał kompozycji autentyczności. Face The Fear nie był niestety udany - ten chybiony utwór kulał przy wytłumianych akordach i dziwnym bębnieniu Zondera. Instrumentalny Inward Bound to stonowano chyba tak dalece jak tylko można - zabrakło gitarowego wymiatania, a perkusja całościowo pojawiała się tylko w solówce. Resztę wypełniły jedynie uderzenia w blachy, pełniące rolę metronomu. Muzycy powracali do najwyższych standardów w Monument - początek należał do basu DiBiase, do którego dołączały nieprzesterowane gitary. Dalej muzycy wykorzystali zagrywkę brzmiącą niemal identycznie jak mix Static Acts z [5] oraz Leave The Past Behind z [6]. To nic karygodnego, gdyż zespoły progresywne czasem wplatały fragmenty własnych kompozycji w inne, tworzą ich wariacje. W środku numeru za to uwagę przykuwała solówka na gitarach akustycznych. Na koniec lekko usypiający Afterglow, z niewiadomego powodu nasuwający na myśl święta Bożego Narodzenia, z zaimplementowanymi odgłosami mowy. Płyta była niezła, ale nie mogła się równać z pięcioma poprzednimi.


Skład z 1991
Od lewej: Mark Zonder, Frank Aresti, Jim Matheos, Ray Alder, Joe DiBiase

Pełnym powrotem do progresywnego metalu był [8] - eksperyment zawierający jeden 50-minutowy utwór tytułowy, składający się z 12 części. Był to krążek dość wyrafinowany pod względem konstrukcji, harmonii i rytmu, ale ciężkostrawny i unowocześniony zagrywkami w stylu Rammstein. Za to [10] był zdecydowanym powrotem do lat dawnej świetności. Fates Warning po raz kolejny udowodnili, że mieli rację odchodząc od technicznych i czasem bezdusznych fajerwerków (prezentowanych choćby na wielu płytach przez Dream Theater) na rzecz konstruowania muzyki wybitnie klimatycznej, zasadzającej się na umiejętnym łączeniu ze sobą fragmentów cichych i zadumanych z tymi ciężkimi i szybszymi. Do składu powrócił Kevin Moore i jego klawiszowych partii słuchało się wybornie i nawet jeśli nie przyłożył się on kompozytorsko do materiału, to jego technika wydatnie podniosła poziom płyty. Kevin skoncentrował się głównie na tworzeniu wspaniałego przestrzennego tła, czasami (Disconnected Part 2) przypominającego dokonania Jeana-Michela Jarre`a. Do tego dochodziły tradycyjne już motywy industrialne - na szczęście dalekie od sterylnej precyzyjności cyborga. Album spinała niczym klamra dwuczęściowa kompozycja tytułowa - warto było zwrócić uwagę na pozornie monotonny, a jednak niosący wraz z sobą stosowną powagę "krzyk" gitary w stylu maniery Rogera Watersa. Piosenkowe One oraz Pieces Of Me stanowiły krótkie chwile oddechu pomiędzy smakowaniem kolejnych odsłon prog-metalowej uczty - choć nawet i one dalekie były od banału. Dłuższe kompozycje jak So, Something From Nothing oraz zwłaszcza Still Remains napędzały całość, doskonałe łącząc wysmakowane aranżacje klawiszowe, gitarowe szaleństwo oraz mistrzowski wokal Adlera. Ostatni wspomniany w utwór pod koniec 7 minuty nieoczekiwanie nawiązywał do Within The Realm Of A Dying Sun Dead Can Dance. Dalej następowało spiętrzenie brzmieniowe, które ówczesny Dream Theater rozciągnałby zapewne do kilku minut, natomiast Fates Warning zamknął je w kilkunastu ledwie sekundach. Po prostu jednym odpowiadał przerost formy nad treścią, zaś innym na szczęście nie.
[13] pierwotnie miał nazywać się The Ghosts Of Home, ale w trakcie pisania materiału okazało się, że tematyka tekstów miała znacznie szerszy przekrój. Tytuł odnosił się do utworu mającego znaleźć się na płycie, a do którego lirykę napisał Matheos. Muzyk przenosił się w nim do okresu swojej młodości i wspominał o decyzjach, które odbiły na nim swoje piętno. Ostateczna decyzja o zmianie tytułu na Theories Of Flight została podjęta wraz ze znalezieniem prac pewnej amerykańskiej artystki Graceann Warn, łączącej w sobie elementy natury oraz nauki. Za mix odpowiadał Jens Bogren ze studia Fascination Street, który współpracował wcześniej z Opeth czy Symphony X. To fantastyczne brzmienie uderzało z pełną mocą w rozpoczynającym album From The Rooftops - melancholijny wstęp stopniowo wchodził na wyższe obroty, co doskonale oddawały instrumentalne popisy (świetne gitarowe solo Arestiego). W utworze czuć było ducha ery [2] i fani słusznie zestawiali go z zasłużonym Epitaph. Bardziej przebojowy charakter posiadał Seven Stars, natomiast ukłonem w stronę [8] był ponad 10-minutowy The Lights And Shade Of Things z hymnowo-marszowym tempem pełnem emocji i przestrzennej prezencji. W Like Stars Our Eyes Have Seen oprócz pędzącego riffu prowadzącego, na czoło wysuwali się Vera i Jarzombek. Tytułowy The Ghosts of Home niósł sobą duże pokłady uczuć, co było zasługą niezwykłego tekstu i jego niezwykłej interpretacji wokalnej w wykonaniu Aldera. Płyta okazała się nie tylko esencją twórczości Fates Warning, ale też metalu progresywnego w ogóle. Zawarto tutaj najlepsze cechy tego nurtu – bogate harmonie, melodyjność, imponujące partie instrumentalne i dojrzałą warstwę liryczną. Każdy element płyty łącznie z okładką tworzył jednolity koncept, wykraczający poza odbiór stricte muzyczny. Odkrywanie Teorii Lotu dla wielu słuchaczy okazało się angażującym doświadczeniem – oprócz refleksyjnego tonu, wprowadzało bowiem specyficznego ducha nostalgii. Atmosfera znana z dawniejszych albumów okazała się zabiegiem spontanicznym, podkreślającym nie tylko wartość wydawnictwa, ale też kanoniczność grupy. Ta daleka od banalności treść nie potrzebowała monumentalnej prezencji, gdyż w doskonałym technicznym wydaniu wystarczyły sprawdzone formy przekazu. Kwintet muzyką uskrzydlał słuchaczy, słowem zachęcał do działania, a obrazem zmuszał do refleksji.


John Arch i Jim Matheos w 2011

Na [15] Alder po raz kolejny podjął się napisania niemal wszystkich tekstów (poza jednym Matheosa), które miały wiele elementów wspólnych z krążkiem poprzednim. Przewijały się więc motywy drogi, powrotu do domu, deszczu jako oczyszczenia i walki z poczuciem winy. Tym razem jednak Ray dawał słuchaczowi jasno określony podmiot liryczny – był nim artysta, który poświęcił swoje szczęście karierze muzycznej (słychać to szczególnie w southern-rockowych utworach). Strona liryczna składała się ostatecznie na spójną i poruszającą opowieść, choć chwilami zdarzały jej się przesadnie melodramatyczne momenty. The Destination Onward w konstrukcji przypominał From The Rooftops - ambientowe intro podkręcane akustycznymi wtrąceniami i transową sekcją rytmiczną, zgrabnie budowało dramaturgię, a całości dopełnił czuły głos Aldera. Jedyny zgrzyt pojawiał się w momencie wejścia wszystkich instrumentów, który obnażał brzmieniową przepaść w porównaniu do [13]. Za mix odpowiadał Joe Barresi (znany ze współpracy z kapelami grunge), a za mastering Alan Douches (m.in. Death, Cannibal Corpse) i ta dwójka nie do końca poradziła sobie z wyważeniem przestrzeni, zwłaszcza w żywotnych kompozycjach. Jedyne co im wyszło to partie basu Very. Poza tym sam materiał wydawał się wydłużony na siłę i generalnie obyłby się bez tych trzech numerów ostatnich. Na szczęście nie zabrakło prog-metalowych utworów pokroju Shuttered World, Alone We Walk, Scars czy Liar. Miłym zaskoczeniem okazał się też Begin Again, w którym grupa odważnie przemyciła southern-rockowe riffy. Fani ballad z miejsca odnajdywali się w melancholijnych dźwiękach Now Comes The Rain. Z kolei The Way Home po dość łzawym wstępie zgrabnie przepoczwarzał się w połamańca z lat 90-tych, z perkusyjnym popisem Jarzombka. Under The Sun zaczynał się od partii smyczkowych wykonanych przez kanadyjskie duo - skrzypaczkę Mikę Posen oraz wiolonczelistę Leprous Raphaela Weinrotha-Browne`a. When Snow Falls to romans z elektroniką z początku XXI wieku, a w tle podgrywał gościnnie za bębnami Gavin Harrsion (ex-OSI). Jednakże w największe zdumienie wprowadzał ilustracyjny The Longest Shadows Of The Day. Kompozycja zaczynała się od jazz/fusionowych wariacji, potem zmieniał się w gitarową bitwę między Matheosem a gościnnie występującym Michaelem Abdowem, by wraz z wejściem Aldera nieco się wyciszyć. Najsłabiej prezentowały się miniatury Glass Houses i The Last Song - pierwsza przypomina nieco uproszczoną wersję Like Stars Our Eyes Have Seen z [13], a druga to przesłodzona "kropka nad i", której równie dobrze mogłoby nie być. Płyta zawierała materiał kompetentny, ale nie dorównujący czarowi [13]. Być może z płytą zanadto się pospieszono i zabrakło czasu na szlif kompozycyjny i produkcyjny. Można jedynie przypuszczać, że wina leży w pośpiechu związanym z przejściem do wytwórni Metal Blade Records.
Dyskografię Fates Warning uzupełniały: kompilacja Chasing Time, kasety VHS "A Pleasant Shade Of Gray - Live" z 1998 i "Live At The Dynamo" z 2000, a także DVD - "The View From Here" z 2003 i "Live In Athens" z 2005.

Członkowie Fates Warning udzielali się w rozmaitych zespołach i projektach:

  • John Arch - solowa EP-ka w 2003 (przy współpracy z Matheosem i Verą), Arch / Matheos
  • Jim Matheos - trzy płyty solowe (First Impressions w 1993, Away With Words w 1999 i Halo Effect w 2014), Gordian Knot, John Arch, Arch / Matheos, O.S.I., Kings Of Mercia i North Sea Echoes (Really Good Terrible Things w 2024)
  • Victor Arduini - Freedoms Reign (Freedoms Reign w 2013), Arduini / Balich, Entierro (Entierro w 2018 i EP-ka El Camazotz w 2021) oraz Mythosphere (Pathological w 2022)
  • Joe DiBiase - Withering Scorn
  • Frank Aresti - progresywno-industrialny Dragonspoon (Dragonspoon w 2002), Arch / Matheos
  • Steve Zimmerman - Image Beyond (demówka "Image Beyond" w 1996) oraz rockowo-groovemetalowy Enemy Remains (Two Faces, Two Minds w 2012 i No Faith In Humanity w 2017)
  • Ray Alder - Engine, Redemption, A-Z (A-Z w 2022) i progresywno-powermetalowy Figure Of Speechless (Tunnel At The End Of The Light w 2022), North Sea Echoes, dwie solowe płyty (What The Water Wants w 2019 i 2 w 2023). Ray nagrał też z Cosmosquad utwór Murders In The Rue Morgue na tribute Iron Maiden "Slave To The Power"
  • Mark Zonder - reaktywowany Warlord, Cans, debiut Chroma Key, Ten, Speaking To Stones, power/progresywny Elegacy (The Binding Sequence w 2015), Graham Bonnet Band (The Book w 2016), heavymetalowy Dramatica (Fall Of Tyranny w 2016), Leviathan, Spirits Of Fire, power/progresywny Veritas (Threads Of Fatality w 2020), Highway Sentinels (The Waiting Fire w 2022), A-Z
  • Kevin Moore - Chroma Key, O.S.I.
  • Joey Vera - album solowy A Thousand Faces w 1994, Engine, O.S.I., Seven Witches, John Arch, Arch / Matheos, Jack Frost, Kings Of Mercia i jako gość w Artizan
  • Bernie Versailles - Engine, Redemption i Masters Of Metal
  • Bobby Jarzombek - Zierler

    ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA KLAWISZE
    [1-2] John `Arch` Archambault Jim Matheos Victor Arduini Joe DiBiase Steve Zimmerman -
    [3] John `Arch` Archambault Jim Matheos Frank Aresti Joe DiBiase Steve Zimmerman -
    [4] Ray `Alder` Balderrama Jim Matheos Frank Aresti Joe DiBiase Steve Zimmerman -
    [5-7] Ray `Alder` Balderrama Jim Matheos Frank Aresti Joe DiBiase Mark Zonder -
    [8] Ray `Alder` Balderrama Jim Matheos Joey Vera Mark Zonder Kevin Moore
    [9] Ray `Alder` Balderrama Jim Matheos Bernie `Versailles` Versye Joey Vera Mark Zonder Jason Keaser
    [10-11] Ray `Alder` Balderrama Jim Matheos Joey Vera Mark Zonder Kevin Moore
    [12-13] Ray `Alder` Balderrama Jim Matheos Frank Aresti Joey Vera Bobby Jarzombek -
    [14] Ray `Alder` Balderrama Jim Matheos Michael Abdow Joey Vera Bobby Jarzombek -
    [15] Ray `Alder` Balderrama Jim Matheos Joey Vera Bobby Jarzombek -

    Ray Alder (ex-Syrus), Frank Aresti (ex-Demonax), Mark Zonder (ex-Warlord),
    Kevin Moore (ex-Dream Theater), Joey Vera (Armored Saint), Bernie Versailles (Agent Steel),
    Bobby Jarzombek (ex-Happy Kitties, ex-Juggernaut, ex-Riot, ex-Spastic Ink, ex-John West, ex-Halford, ex-Painmuseum, ex-John West, ex-Rob Rock, ex-Sebastian Bach, ex-Arch/Matheos)


    Rok wydania Tytuł TOP
    1984 [1] Night On Bröcken
    1985 [2] The Spectre Within #7
    1986 [3] Awaken The Guardian #10
    1988 [4] No Exit #22
    1989 [5] Perfect Symmetry
    1991 [6] Parallels #9
    1994 [7] Inside Out
    1997 [8] A Pleasant Shade Of Gray
    1998 [9] Still Life (live / 2CD)
    2000 [10] Disconnected
    2004 [11] Fates Warning X
    2013 [12] Darkness In A Different Light
    2016 [13] Theories Of Flight
    2018 [14] Live Over Europe (live / 2 CD)
    2020 [15] Long Day Good Night

              

              

        

    Powrót do spisu treści