Francuska formacja powermetalowa założona w 1994 w Paryżu pod nazwą Satan's Lawyer jako cover band. Pod producenckim okiem Pieta Sielcka (Iron Savior) nagrano w Hannowerze [1], na którym zagościli Kai Hansen (Time Machine) oraz Thomas Nack (ex-Gamma Ray), który zaaranżował wszystkie ścieżki perkusji. Sam Sielck zagrał na gitarze w Our Only Chance, Until I Die, Number One oraz Time Machine. Mimo, że branża nie zwróciła uwagi na album, był to jeden z najlepszych wydanych debiutów wytwórni Noise. Długie i wyładowane po brzegi pomysłami kompozycje stanowiły dość udane połączeniem Gamma Ray i Helloween z czasów Keeperów. Tempa i melodie zmieniały się tu w obrębie utworów jak w kalejdoskopie tak intensywnie, że można nimi byłoby obdarzyć nawet trzy krążki. Z jednej strony dzięki temu płyta nie dłużyła się wcale, ale te zmiany często powodowały rozmycie głównych motywów - nieraz znakomitych, lecz niepotrzebnie utopionych w morzu tych gorszych i słabiej wykonanych. Wykonanie praktycznie na najwyższym poziomie: doskonałe dopracowane solówki obu gitarzystów, mocny bas, skromne klawisze i potężna perkusja Maxence Pilo. Jeszcze nie wszystkie wysokie partie 20-letniego Sotto zaśpiewane pod Kiske mu wyszły. W większości jednak wokalowi nie można niczego zarzucić, jak w najlepszym na krążku Riding Through Hell. Warto pochwalić również wspaniałe chórki, które w Carry Your Heart czy Our Only Chance stanowiły esencję kompozycji. Słuchacza zwodził dostojny początek Defender, gdyż potem zaskakiwały powerowe galopady żywcem wyjęte z Helloween. Million Ways z kolei brzmiał niczym cover Iron Savior. Ten mix niemieckiej szkoły melodyjnego grania i francuskiej finezji dał efekt bardzo dobry, ale jeszcze nie znakomity.
24 września ukazał się [2], zdaniem wielu najwybitniejsze dzieło Heavenly. Płytę rozpoczynał dość nietypowo Break The Silence - kompozycja instrumentalna, zarówno o cechach intro jak i utworu symfonicznego. Destiny powalał poziomem symfonii, a kwintet zaprezentował cały wachlarz zagrywek połączony z wszechobecnym duchem elegancji. Kapitalny Sign Of The Winner zawierał niesamowicie przebojowy refren rycerski kontrastujący z typową helloweenową melodią w zwrotkach. Wysokie wokale powracały w The World Will Be Better, a wraz z nimi bogactwo pomysłów z klawiszową neoklasyką na czele podaną w niezobowiązującej formie. W Condemned To Die gościnnie na gitarze zagrał Alex Beyrodt (Sinner, ex-Mat Sinner, Voodoo Circle, Silent Force), a utwór przypominał nagrania z Keeperów, jednak nasycono go własnymi ideami. Trochę wyciszenia nastepowało w spokojnym The Angel, po którym Francuzi ponownie galopowali w rytmie wyśmienitego Still Believe. Beyrodt ponownie przewodził młodym Francuzom w The Sandman, który posiadał coś z klimatów Savatage w początkowej części. Patetyczne motywy przewijały się również w Words Of Change ze starannymi partiami wokalnymi i rozległymi chórkami. Całość podsumowywał blisko 9-minutowy Until The End z sympatycznym balladowo-epickim fragmentem środkowym. Było to naprawdę arcydzieło europejskiego powermetalu, podane lekko i z polotem. Wpompowanie odrobiny przepychu w niemiecką prostotę aranżacyjną pozostawiło po sobie bardzo udany efekt.


Najsłynniejszym dokonaniem był [3] - można rzec, że kolejny absolutny ideał europejskiego melodyjnego grania. Album-ikona w swojej stylistyce, pełen wyzwolenia w praktykowanej kulturze grania, z frapującym monumentalizmem zupełnie oderwanym od przesadnego przepychu. Krążek stanowił koncepcyjną opowieść o odwiecznej walce dobra ze złem, problemach egzystencjalnych i wewnętrznym rozdarciu pomiędzy dwoma światami. Muzyczną całość dokładnie ułożono i przemyślano w nadrobniejszych detalach. Wyeliminowanie elementu przypadku było nie lada sztuką w tak wielkim natłoku pomysłów i rozwiązań. Muzycy z umiejętnościami na poziomie dostatecznym nigdy w życiu nie byliby w stanie okiełznać tak stworzonego przez siebie dzieła. Krystaliczne brzmienie dopieszczone w stajni Sanctuary Records było poniekąd wyznacznikiem tak pojmowanej sprawy. Szybki Victory, ostry jak brzytwa Evil, mistrzowski w treści Lust For Life z popisową solówką Leclercqa oraz przebojowy Keepers Of The Earth osiągały poziom dostępny chyba tylko dla Gamma Ray. Bazując na sprawdzonych patentach i spolaryzowaniu nowych rozwiązań pomocniczych, płyta uderzała z najwiekszą możliwą siłą. Warto jeszcze raz podkreślić swobodę, z jaką Sotto i spółka wpletli elementy neoklasyczne i symfoniczne.
[4] nie utrzymał wysokiego poziomu dwóch poprzednich krążków. Posiadał jednak pewne walory, jak znakomite brzmienie z nowocześnie nagranymi klawiszami i dudniącym basem. Sotto wciąż intrygująco urozmaicał utwory swoim głosem, idealnie podkreślając momenty wymagające większego emocjonalnego zaangażowania - w zasadzie jego wokalu szkoda było na zestaw miałkich i mało atrakcyjnych kompozycji. W Bravery In The Field gościnnie na klawiszach zagrał Kevin Codfert z Adagio, a w Wasted Time zaśpiewał Tony Kakko z Sonata Arctica. W tytułowym Virus zgubiono gdzieś dotychczasowy polot. Za najlepsze momenty należało uznać The Dark Memories i Spill Blood On Fire przez wzgląd na niebanalnie rozwiązane refreny. Postawienie na występującą momentami ciężkość nie wyszło Heavenly na dobre. Na szczęście Francuzi częściowo zrehabilitowali się na [5], choć zespół przeszedł z inspiracji Gamma Ray na pozycje fascynacji ówczesnego grania Edguy. Wykorzystano lekko kiczowate chórki, które zapewne w pierwotnym zamyśle miały być zabawne. Gdyby wszystkie numery były w stylu tytułowego Carpe Diem, można by określić ten album jako sprawnie zrealizowany powermetal oderwany od hansenowskich korzeni. Musical niskich lotów serwował naiwny A Better Me, gdzie Francuzi z mizernym efektem próbowali połączyć styl Queen z Avantasią. Ogólnie nie bardzo było wiadomo o co chodzi na tym albumie, gdyż obok takich porażek jak Farewell potrafiono wykrzesać interesujący hymnowy refren Carpe Diem na wzór Rough Silk. Z takimi kapitalnymi przebojami jak Fullmoon czy The Face Of Truth sąsiadowały Ashen Paradise, którego wstęp zerżnięto z Induction (intro z płyty New World Order Gamma Ray z 2001) czy niezbyt fortunną przeróbką Ody Do Radości Beethovena. Współczesne brzmienie dopieszczono na obraz produktu masowego, ale przyjemnie przestrzennego.
Chris Savourey grał w powermetalowych Northwind (Seasons w 2002), Karelia (Usual Tragedy w 2003) i heavymetalowym Born Again (Strike With Power w 2017). Frédéric Leclercq grał w progresywno-hard rockowym Menace (Impact Velocity w 2014), DragonForce, Sinsaenum, Kreator i Loudblast. Pierre-Emmanuel Pélisson dołączył do Civilization One oraz progresywno-powermetalowyego Asylum Pyre (N°4 w 2019). Pierre-Emmanuel Desfray bębnił w Myrath.

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Benjamin Sotto Chris Savourey Laurent Jean Maxence Pilo
[2] Benjamin Sotto Frédéric Leclercq Pierre-Emmanuel Pélisson Maxence Pilo
[3-4] Benjamin Sotto Frédéric Leclercq Charley Corbiaux Pierre-Emmanuel Pélisson Maxence Pilo
[5] Benjamin Sotto Olivier Lapauze Charley Corbiaux Matthieu Plana Pierre-Emmanuel Desfray

Matthieu Plana (Asmodée, Sael), Pierre-Emmanuel Desfray (ex-Fairyland)

Rok wydania Tytuł TOP
2000 [1] Coming From The Sky
2001 [2] Sign Of The Winner #9
2004 [3] Dust To Dust #6
2006 [4] Virus
2009 [5] Carpe Diem #26

        

Powrót do spisu treści