Włoska grupa założona w 1999 w Anconie. Styl The Dogma po wydaniu dwóch pierwszych płyt był trudny do jednoznacznego sklasyfikowania. Najlepszym określeniem mógł być "melodyjny romantyczny heavy/power". Ten specyficzny pierwiastek został tu bardzo uwypuklony wraz z pewną ilością chwytów typowych dla gotyckiego i symfonicznego metalu w oprawie ciężkich gitarowych riffów. Otwierający [2] Black Roses z chórkami i wzniosłą melodią kończył się fortepianowym zwieńczeniem. Nietuzinkowe rytmiczne rozbudowane granie zaproponowano również w Wicked Angels, w którym Santroi dzielił swoje obowiązki wokalne z z gotyckimi chórami. Kawałek oparto na melancholijnym refrenie i złożonej części instrumentalnej. Grupa zaskakiwała niemal na każdym kroku, zestawiając ze sobą różne - często wydawać by się mogło przeciwstawne - elementy. Tak było w utrzymanym w powermetalowym stylu Queen Of The Damned z dodatkiem progresji, elektroniki i epiki. Jedynym mankamentem kompozycji był refren odegrany w stylu typowego włoskiego flower-power. Głos wokalisty był mocny, w bardzo elastyczny sposób oddający emocje i z łatwością górujący nad ostrym brzmieniem całości. W rozpędzającym się Devil`s Bride zastosowano nagłą przemianę w kierunku metalu gotyckiego z powermetalową energią. Dodatkowego smaku dodawała gra gitarzysty Binettiego prezentującego wyborne solówki osadzone w klasyce rocka, niezmiernie czytelne i pełne treści. Romantyczny heavy wracał z pełną siłą w ...And Julie No More z żeńskimi wokalizami, kolejnym fantastyczny popisem ostrej gitary i pełnej ciepła melodii. W Ghost Of War atakowały ponownie chóry, organy i heavy/powerowe riffy na tle średniego tempa. To granie osiągało niewątpliwe apogeum w monumentalnym Temptation - kwintesencji stylu The Dogma z potężnym refrenem i pełnym zadumy rozwinięciem. Waiting For The Rain był rasowym heavy/gotyckim numerem z powtarzającym sie motywem klawiszowym i piękną melodią w refrenie. Wysoki poziom utrzymywał delikatniejszy Sands Of Time z arabskimi ornamentami, wchodzący na obszar powermetalu symfonicznego, głównie za sprawą tła najbardziej ujawniającego się w części instrumentalnej. Na zakończenie wyciszająca ballada Maryann w oprawie wyłącznie symfonicznej i przy akompaniamencie gitary akustycznej. Produkcja wyśmienicie połączyła ciężar z subtelnością eksponowania szczegółów, a ostrość gitary idealnie zbalansowano w stosunku do innych instrumentów. Perkusista Bianchella grał z wielką fantazją i wyczuciem. Na tej trudnej do podrobienia płycie znalazły się zarówno echa włoskiego tradycyjnego powermetalu, jak i skandynawskiego melancholijnego metalu gotyckiego, wymieszane ze sobą w nietypowych proporcjach.
Na [3] Włosi przeszli nietypową metamorfozę z grupy grającej melancholijnie i wzniośle do fabryki przebojów melodyjnego power. Romantyczny duch całkowicie nie uleciał, ale było to już granie zdecydowanie nastawione na prostsze ukazanie niezmiernie atrakcyjnych melodii. Kolejną różnicą w stosunku do poprzednika było również ograniczenie symfonicznego planu drugiego, z oddaniem większego pola gitarowym popisom Binettiego. Zagrany w średnim tempie In The Name Of Rock szczycił się radiowo brzmiącym refrenem osadzonym mocno w hard rocku. Poza prostotą przekazu warto było tutaj zwrócić uwagę na fakt, jak The Dogma potrafili znakomicie połączyć i zmieszać gatunki z godną podziwu gracją. Bitches Street zaskakiwał mieszanką modern rocka i metalu gotyckiego - Santori pozował na gniewnego rockmana i z dawnego melancholijnie śpiewającego wokalisty niewiele pozostało. Najwięcej zapewne w She Falls On The Grave, w którym od początku demolowały chóry, a śpiewak wykorzystywał znakomity patent kilku stylów wokalnych, który tak dobrze sprawdził się na poprzedniku. Mroczny I Hate Your Love wywodził się z nowocześnie potraktowanego metalu gotyckiego, opierając się na modern-rockowej dynamice gitarowej. Binetti pozwolił sobie na porcję potężnych heavymetalowych riffów dopiero w Ridin` The Dark, utworowi stylistycznie najbliższemu klasycznym powermetalowym standardom, ale w zasadzie tylko w refrenie. Negatywnie zaskakiwał z kolei Angel In Cage z graniem na modłę grunge, wymieszanej bezpłciowo z żeńskimi delikatnymi wokalami i rockowym refrenem. Jeszcze większy eklektyzm zastosowano w Back From Hell, w którym tańczyły ze sobą naraz gotyk, symfonia, rock, romantyczny powermetal i progresywne solo klawiszowe. Feel My Pain stanowił ponowny popis w zakresie budowania romantycznego klimatu wszelkimi dostępnymi środkami, ale tym razem poza wysmakowanym refrenem doszedł jeszcze agresywny wokal. Album byłby niemal doskonały gdyby nie najspokojniejsze dwa utwory - Autumn Tears był nużący i pozbawiony dobrej melodii, a symfoniczno-akustyczny Christine Closed Her Eyes jawił się jedynie jako blada odpowiedź na znany z [2] Maryann. Całościowo krążek był lżejszy gitarowo, ale posiadał moc wystarczającą, zważywszy nawet na mniejszą rolę perkusji. Kiedy Binetti dochodził do głosu w solówkach, aż chciało się ich słuchać. Nie całkowita, ale wyraźnie słyszalna metamorfoza przy jednoczesnych zachowaniu grania specyficznego i frapującego.
[4] tworzono dość długo, chodziły nawet słuchy o zawieszeniu działalności The Dogma. Odszedł m.in. Steve Varamas (grał potem w Mastercastle i Tragedian). Kiedy w końcu się pojawiła zaskakiwała początkiem w postaci trywialnego glamrockowego Dirty Dark Diane, celującego w dolne rejony trzeciorzędnych list przebojów. Mindfreak łaczył niby-growling z czystymi refrenami - tu akurat w dobrym stylu i z podkładem klawiszowym przypominającym stare nagrania. Eternal Embrace przyjemnie brzmiał niczym dalekie echa debiutu w topornej wersji przetworzenia pomysłów w przeszłości. W romantycznym gotycko-metalowym Lost Forevermore o dziwo najsłabszym ogniwem był śpiew Santoriego, który niweczył wysiłki klawiszowca Smeriglio. Również gitarową solówkę odarto z rockowego ducha do jakiego zdążył przyzwyczaić fanów Binetti. Kolejnym koszmarkiem pogłębiającym frustrację okazał się Gore Gore Girls, z mnogością typów wokali i brakiem pomysłu na cokolwiek innego. Orientalne motywy wstępu do The Nature And The Icelander prowadzily w zasadzie donikąd, gdyż dalszą częśc kompozycji wypełnił nudny metal w nieokreślonej stylistyce z żeńskimi wokalizami i delikatnymi klawiszami. Z kolei The Fate Of The Leaders wpisywał się bez historii w konwencję niemal hard rockową, ale bez chwytliwej melodii, natomiast Black Widow jawił się jako nieudolna kopia nagrań z [3]. Niegdyś był to intrygujący zespół, usiłujący połączyć nowomodne trendy w metalu z chwilami swej sławy. Na tym krążku The Dogma przeistoczyli się w totalne nieporozumienie z kilkoma przebłyskami.
Marco Bianchella bębnił również w Gunfire.

ALBUM ŚPIEW GITARA KLAWISZE BAS PERKUSJA
[1-3] Daniele Santori Cosimo Binetti Stefano Smeriglio Steve Vawamas Marco Bianchella
[4] Daniele Santori Cosimo Binetti Stefano Smeriglio Masso Marco Bianchella

Steve Vawamas (ex-Shadows Of Steel, Athlantis)

Rok wydania Tytuł
2002 [1] Symphonies Of Love And Hate EP
2006 [2] Black Roses
2007 [3] A Good Day To Die
2010 [4] Black Widow

      

Powrót do spisu treści