
Niemiecki zespół powstały w 1986 w Monachium. Na dwóch pierwszych płytach grupa nawiązała do dokonań Dream Theater, gdzie praktycznie w każdym utworze zastosowano rozwiązania aranżacyjne rodem z Awake. Formacja serwowała niezłe melodie, ale na tle wtórnego brzmienia. Nie zabrakło również nawiązań do Marillion, choć w niezbyt natężonym stopniu. Występowały one w When Shadows Are Gone oraz She`s Flying na [2], fundując słuchaczowi jakże przyjemną wycieczkę w przeszłość. Wymagał za to przyzwyczajenia głos Hubiego Meisela - przy pierwszym przesłuchu zbyt łagodny, wręcz zwiewny i niezbyt pasujący do muzyki, ale potem to odczucie mijało. Popisowym numerem wydawał się Thorn In My Mind ze smakowitą częścią środkową, jakby powtarzającą motyw z pierwszej częśći Metropolis Teatru Marzeń. Urzekała 65-sekundowa miniatura na fortepian Lost Faith, a w Reborn ekscytujące spiętrzenie brzmieniowe rozładowano spokojną melodią refrenu. Z kolei Winter Dreams zwracał na siebie uwagę zmyślną gitarą akustyczną i neoklasyczną partią syntezatora. Do tego dochodził bonus w postaci przeróbki Ultravox Dancing With Tears In My Eyes.
Kiedy Meisel odszedł do Maeve Of Connacht, za mikrofonem stanął Roland Stoll. Grupa nadal prezentowała prog-metal sporządzony wedle dawno nakreślonych konwencji. Jednakże nowy frontman wniósł na [3] świeży powiew i te numery od razu zaczęły brzmieć poważniej. Wszystko pokreśliła klarowna produkcja - album jawił się jako rozwinięta i niewątpliwie lepsza wersja [2], wykorzystując przy okazji elementy Behind Superior i Polarized Ivanhoe. Brawurowo wykonany Clockwork, dynamiczny Short-Time News i ponad 20-minutowa suita The End Of Light stanowiły o sile krążka. To ostatnie magnum opus zaczynało się orkiestracjami przywodzącymi na myśl V Symphony X czy też Underworld Adagio, wykorzystano także melancholijne fortepianowe pasaże i ultraciężkie typowe łamańce. Reszta materiału trzymała bardzo dobry poziom i nie było tu mowy o jakichś sennych momentach przy wokalnych jękach, jak to miało miejsce w przeszłości. Dreamscape ugruntowali swoją pozycję na rynku prog-metalu.
[4] zawierał ponownie nagrane kawałki z dwóch pierwszych płyt. Niestety [5] nie był tak interesujący jak album poprzedni. Okazało się, że od niemieckiej solidności grania do autentycznego intrygowania dźwiękami droga była daleka. Kompozycje prezentowały formę niezbyt zwięzłą, ciężkie gitary podlano wygładzającym je klawiszowym sosem, a melodyjne solówki i patetycznie śpiewający Stoll nie miały tym razem odpowiedniej siły przebicia. Największym przekleństwem ekipy okazało się tutaj to co dało jej z początku sukces: podrabianie Dream Theater. Spore fragmenty [5] mogłyby się wręcz znaleźć na Falling Into Infinity, gdyż tak jak tamten krążek powędrowały w kierunku kompromisu. Dreamscape zagrali prog-metal bez szaleństw, zaskoczeń i kombinowania. Do lepszych fragmentów należały: Fed Up With ze wzniosłym zapamiętywalnym refrenem, ponad 14–minutowy wielowątkowy 5th Season z arabskimi ozdobnikami, a także ballada Farewell.
[6] wciąż lokował się blisko Dream Theater, ale muzyka zawarta na albumie była czymś więcej niż kopią dobrych rzemieślników. Dreamscape okazał się tym razem zespołem poukładanym i dojrzałym. Do studia nagraniowego zaproszono wielu wokalistów, praktycznie w każdym kawałku śpiewał ktoś inny. Jednym z nich był Oliver Hartmann (ex-Empty Tremor), byli też Roland Stoll, Mike DiMeo, Herbie Langhans z Sinbreed, Nando Fernandes z Shining Star, Francesco Marino, Arno Menses z Subsignal, Erik Ez z Seven Thorns i w końcu Dilenya Mar z Beyond The Bridge. Materiał składał się z dwunastu numerów, w tym ponad 10-minutowego A Matter Of Time Transforming. Mnogość wątków muzycznych sprawiła, że całości słuchało się z dużą przyjemnością. Nawet trzy kawałki instrumentalne były niebanalne i posiadały własną dramaturgię. Krążek charakteryzowały piękne melodie, symfoniczny rozmach, nienachalna wirtuozeria muzyków, wspaniałe partie wokalne i doskonały klimat, choć daleki od odkrywczości. Do najjaśniejszych momentów należały: motoryczny Fortune And Fate, wspaniale zaśpiewany przez Mensesa A Mental Journey i przepiękny tytułowy Everlight. Osobne brawa należały się instrumentalistom za wspaniałe partie solowe gitar i klawiszy przepełniające każdą minutę tej płyty. Szczególnie podobać się mogła gra Davida Bertoka, który co chwila zmieniał brzmienia swojego instrumentu i w bogaty sposób operował całą paletą kolorów.
David Bertok i Ralf Schwager weszli w skład prog-rockowego Subsignal. Składu dopełnili: wokalista Arno Menses, gitarzysta Markus Steffen (obaj ex-Sieges Even) oraz bębniarz Roel Van Helden (znany z Sun Caged). Formacja nagrała Beautiful & Monstrous w 2009, Touchstones w 2011, koncertowe DVD Out There Must Be Something w 2012, Paraiso w 2013 oraz The Beacons Of Somewhere Sometime w 2015. Jan Vacik dołączył do Serious Black.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Tobi Zoltan | Wolfgang Kerinnis | Jan Vacik | Benno Schmidtler | Bernhard Huber |
| [2] | Hubi Meisel | Wolfgang Kerinnis | Jan Vacik | Benno Schmidtler | Bernhard Huber |
| [3] | Roland Stoll | Wolfgang Kerinnis | Jan Vacik | Benno Schmidtler | Bernhard Huber |
| [4] | Roland Stoll | Wolfgang Kerinnis | Jan Vacik | Benno Schmidtler | Klaus Engl |
| [5] | Roland Stoll | Wolfgang Kerinnis | Jan Vacik | Benno Schmidtler | Michael Schwager |
| [6] | różni | Wolfgang Kerinnis | David Bertok | Ralf Schwager | Michael Schwager / Danilo Batdorf |
Hubi Meisel (ex-Triple X), Jan Vacik (ex-D-Lusion), Titta Tani (m.in. ex-Abstracta, ex-Necrophagia, ex-DGM, ex-Virtual Mind, ex-Absolute Priority, ex-Architects Of Chaoz)
| Rok wydania | Tytuł | TOP |
| 1997 | [1] Trance-Like State | |
| 1999 | [2] Very | |
| 2004 | [3] End Of Silence | #16 |
| 2005 | [4] Revoiced (kompilacja) | |
| 2007 | [5] 5th Season | |
| 2012 | [6] Everlight |
