Włoski zespół powstały w 1994 w Rzymie. Nazwa oznaczała "Diego Gianfranco Maurizio" - pierwsze imiona trzech założycieli formacji. Co ciekawe, wszyscy z nich opuścili szeregi grupy do 2006. Z początku ekipa grała instrumentalnie, ale sukces odniesiony na festiwalu "Rock Innovation" skłonił Włochów do rozszerzenia składu o wokalistę Luciano Regoliego oraz wytężonej pracy nad debiutancką EP-ką Random Access Zone, którą wydano w 1996. Pierwsze dwa albumy cieszyły się przychylnością rodzimej prasy - DGM chwalono za umiejętne łączenie estetyki hard rockowej z typowo powerowym graniem. Podkreślano również rosnące z płyty na płytę umiejętności muzyków (szczególnie utalentowanego gitarzysty Diego Realiego) i zauważono coraz większe zainteresowanie prog-metalem, szczególnie spod znaku Symphony X. Ciekawostką było wykorzystanie motywu Hail And Kill Manowar w The Other Side. Momentem przełomowym okazała się wymiana wokalisty - Titta Tani okazał się rewelacyjnym frontmanem - nagrany z nim [3] brzmiał bardzo amerykańsko, a on sam robił co mógł, by naśladować tonacje Russella Allena z Symphony X i Corey`a Browna z Magnitude 9, dysponując zadziwiającą skalą i lekkością operowania melodiami. Niepodważalnym filarem DGM okazał się jednak Reali, grający na wzór Ritchie Blackmore`a i jednocześnie znakomicie czujący się na polu melodyjnego progresywnego powermetalu. Z kolei gra klawiszowca Pariotiego kojarzyłą się w wyczynami Kevina Moore`a z Dream Theater z czasów Images & Words. Samą płytę skonstruowano w dość nietypowy sposób. Na ogół najlepsze utwory wplecione są w fakturę płyty, regulując przy tym odpowiednio dramaturgią albumu. Tymczasem Włosi podjęli pewne ryzyko w postaci wytoczenia całej artylerii na samym początku - otwierający tytułowy Dreamland wykonano brawurowo, równie niesamowicie wypadły Eternity i Lost In Time. Od Lie zaczynała się lekka tendencja zniżkowa, choć każdy numer posiadał zaskakujące zagrywki gitarowe. DGM nie starali się wyważać dawno otwartych drzwi, kwintet zaoferował za to świeżo brzmiący materiał, od którego ciężko się było oderwać. Wersja japońska zawierała bonus w postaci coveru Malmsteena You Don`t Remember (I`ll Never Forget).
Kolejne lata przyniosły następne płyty, trzymające bardzo wysoki poziom. Zespół nie poddał się nawet wówczas, kiedy odeszli Tani i Reali. Nagrany z nowym frontmanem Markiem Basile [7] uderzał mocą progresywnego power/speedu. Przy zachowaniu szybkich temp, Włosi utrzymali wyjątkową melodyjność, co tyczyło się również partii wokalnych, plasujących się blisko melodyjnego hard rocka i melodyjnych odmian metalu. Stylistykę obraną przez Włochów można było porównać najprościej do czegoś pomiędzy Dream Theater i Symphony X, ale najlepiej byłoby wyobrazić sobie jakąś nie wydaną dotąd płytę Teatru Snów między Images And Words a Awake w pędzącej odmianie. W Hereafter dobrze ilustrowały to sugestywne klawisze, potem progresywne rytmy wygrywane przez gitarę i w końcu galopująca perkusja. Basile spisał się znakomicie, nie wahając się użyć swego gardła w sposób ostrzejszy. Do speed metalu nawiązywał Enhancement z pokręconymi partiami gitar, choć nieszczególnie rozbudowanymi. Więcej hard rockowych zagrywek zawierał Not In Need, serwujący riffy na wzór Zakka Wylde`a i przeplatający się z formułą dawnego Dream Theater. Od wcześniejszych kompozycji różnił się No Looking Back, gdzie szybkości było zdecydowanie mniej, a niektóre fragmenty prezentowały się niemal balladowo. W celu urozmaicenia utworu pojawiły się także chórki śpiewane niższymi głosami. W In A Movie powracały melodyjne linie wokalne, mocne podszyte progresem. Dla poszukiwaczy prostych struktur skomponowano Away, nieco w konwencji Pink Cream 69 i Gotthard. Nie była to dokładnie ta sama stylistyka grania, niemniej jednak pewne podobieństwa dało się wychwycić. Heartache rozpoczynał się w manierze muzyki elektronicznej - kawałek niezły i poprawnie zagrany, choć już nie tak porywający. Łatwostrawny Rest In Peace atakował sprawdzonymi recepturami spotykanymi w heavy/power. Niewiele progresu było również w Brand New Blood, który stawiał na neoklasyczny power, mający jakby na celu utarcie nosa innym kapelom z Włoch, w których twórczości takie granie silnie się zakorzeniło. W końcu Fading & Falling osadzono na bazie ballady AOR, co w przypadku DGM niespecjalnie dało efekt pozytywny.
Grupa później związała się w październiku 2020 z wytwórnią Frontiers Records, która stawiała zawsze na melodie atrakcyjne i przyciągające, niezależnie jakby tą przebojowość definiować. Zaczynający [11] Tragic Separation był jeszcze jakby z poprzedniej epoki i dopiero później Simone Mularoni stosował swobodniejsze zagrywki do głębszego rockowego feelingu w głosie Marco Basile. Zresztą cały zespół realizował muzykę ambitną i progresywną, ale równocześnie absolutnie przystępną i łatwo zapadającą w pamięć. Ekipa lekko oszukiwała we wstępie do Flesh And Blood, potem jednak to esencja filozofii muzycznej tego albumu i nowej formuły. DGM zbliżał się w kapitalny sposób do estetyki refrenów Evergrey nie tylko w tym utworze. W strukturach na miejscu pozostały rozpoznawalne skomplikowane klawiszowe pasaże Emanuele Casaliego, zresztą przemyślnie wkomponowane. Grupa pewnie niepotrzebnie sięgnęła po motywy z modern metalu i rocka w łagodnym Surrender, a w kolejnym Fate dość zaskakująco pojawiały się w pewnych fragmentach zwrotek wpływy Whitesnake, połączone z romantycznymi refrenami w stylu włoskiego melodyjnego prog-metalu. Kolejną odpowiedzią na refreny Evergrey był fantastycznie pulsujący gitarą Hope. Muzycy nie zapominali także o powermetalu i następował świetny atak gitarowy w polatującym ku niebu refrenie Stranded. Zaraz nadzwyczaj lekko im przychodziło stworzenie pełnego swobody Silence, który tworzył melodyjny prog-metal z odrobiną szwedzkiego chłodu (znowu Evergrey). Absolutna doskonałość mixu i masteringu Mularoniego nie podlegała tu żadnej dyskusji. W stosunku do płyty poprzedniej dodano więcej ciepła w barwie instrumentów i jeszcze dokładniej wydzielono plan wokalny. Ostatecznie mniej progresji dla samej progresji, więcej zapierających dech melodii i powalających refrenów - zespół ostatecznie poszedł w tym samym kierunku co Vision Divine i Labyrinth - ta melodyjność stała się tu celem, a nie środkiem i to był pod tym względem album sztandarowy dla aktualnej od dawna filozofii "atrakcyjności metalu" Frontiers Records.
[12] obniżał loty i taki numer jak Unravel The Sorrow wypadł miękko, a Basile nad wyraz grzecznie i układnie śpiewał na tle melodii mającej wiele z prog-rocka czy też łagodnie zagranego progresywnego metalu. Po tym nieszczególnym początku, w kolejnym numerze |To The Core posiadał już określoną moc i zagęszczone faktury gitarowe - w tym progresywnym otoczeniu refren był rozległy i pełen światła. Część instrumentalna z dialogiem klawiszowo-gitarowym wspaniała i było tu tyle treści, że można by na niej zbudować jeszcze ze dwie świetne kompozycje. The Calling toczył się prog-rockowo i mało w tym numerze metalu, a przynajmniej mniej, niż by się chciało usłyszeć. Ten refren także jakby ostrożny i bez zęba, ze znacznie obniżoną dawką metalu w metalu. Potem dużo zdecydowanie progresywnych zagrywek, takich jakie niegdyś czyniły muzykę DGM hermetyczną i Second Chance też się pod to dyktando toczył. Przy Find Your Way wkradało się podejrzenie przechodzące w pewność, że tym razem coś innego DGM w duszy grało niż na płycie poprzedniej. Potężne gitarowe akordy Mularoniego ustąpiły finezyjnemu, ale jednak zdecydowanie mniej atrakcyjnemu stylowi typowego włoskiego metalu progresywnego - w rezultacie nie było tutaj ani Evergrey ani Noverii. Słuchacza witał za to raczej powszedni refren w Dominate, niewiele wnoszący instrumentalny Eve oraz nijaki Journey To Nowhere. Potem było lepiej w przyjemnie romantycznym Leave All Behind z udaną tym razem power/modern-progresywną linią gitarową. Ostatni akcent to blady Neuromancer - długo się rozkręcający na tle ambientowej elektroniki i alternatywnego rocka. Był to pierwszy od niepamiętnych czasów album przygotowany przez Mularoniego, który nie był arcydziełem produkcyjnym. Z niejasnych powodów brzmienie perkusji było mało wyraziste, głos Basile wciśnięto między gitarę a klawisze i nawet własna gitara grała muzykowi jakby w ciemnym kącie. Powstał ostrożny album z melodyjnym progresywnym metalem, gdzie grupa chyba liczyła na szersze grono słuchaczy, niż to które pozyskano w 2020. Jednak nie da się tego osiągnąć pozostając zespołem progresywnym w strukturze utworów i nie tworząc realnych hitów, a takich na tej płycie było niewiele.
Dyskografię formacji uzupełnia podwójne DVD Synthesis z 2010.

Byli i obecni członkowie DGM występowali też w innych grupach:

ALBUM ŚPIEW GITARA BAS KLAWISZE PERKUSJA
[1] Luciano Regoli Diego Reali Marco Marchiori Maurizio Pariotti Gianfranco Tassella
[2] Luciano Regoli Diego Reali Marco Marchiori Maurizio Pariotti Fabio Costantino
[3] Giovanni `Titta` Tani Diego Reali Maurizio Pariotti Fabio Costantino
[4-5] Giovanni `Titta` Tani Diego Reali Andrea Arcangeli Fabio Sanges Fabio Costantino
[6] Giovanni `Titta` Tani Simone Mularoni Andrea Arcangeli Emanuele Casali Fabio Costantino
[7-13] Mark Basile Simone Mularoni Andrea Arcangeli Emanuele Casali Fabio Costantino

Titta Tani (ex-Abstracta, Astra, ex-Necrophagia), Fabio Sanges (ex-Abstracta),
Mark Basile (ex-Mind Key), Andrea Arcangeli (ex-Thy Mortal Eyes, ex-River Of Change, ex-Concept), Emanuele Casali (ex-Empyrios, Astra)


Rok wydania Tytuł TOP
1997 [1] Change Direction
1999 [2] Wings Of Time
2001 [3] Dreamland
2003 [4] Hidden Place
2004 [5] Misplaced
2007 [6] Different Shapes #21
2009 [7] FrAme
2013 [8] Momentum
2016 [9] The Passage
2017 [10] Passing Stages: Live In Milan And Atlanta (live / 2 CD)
2020 [11] Tragic Separation
2023 [12] Life
2024 [13] Endless

          

          

Powrót do spisu treści