
Amerykański zespół założony w 2002 w Chicago przez byłego gitarzystę Manowar. Fakt, iż Shankle potrzebował aż ośmiu lat, by po odejściu ze słynnej grupy powrócić na scenę z nowym wydawnictwem sygnowanym już nazwą jego własnego zespołu, skłaniał do zastanowienia czy też przypadkiem nie przejął on od swych byłych kolegów iście "zawrotnego" tempa pracy. Wystarczyło jednak uważnie prześledzić jego poczynania w tym okresie, by przekonać się, że nie to było przyczyną tak długiego milczenia z jego strony. Po rozstaniu z DeMaio i spółką, Shankle postanowił pogłębić swoją wiedzę muzyczną podejmując naukę na Uniwersytecie Muzycznym Chicago na dwóch kierunkach: jazzu i gitary klasycznej. Zew heavy metalu jednak w końcu dał o sobie znać - [1] oferował słuchaczowi dawkę mocnego grania, garściami czerpiącego z dokonań klasyków. Właściwie jedyne co na albumie mogło się kojarzyć z Manowar to sama gra Davida, aczkolwiek dotyczyło to jedynie solówek oraz zamykającej album przeciętnej gitarowej popisówce Voice Of Authority. Ogólnie bowiem lider grał inaczej niż czynił to w Manowar - co w połączeniu z zakrojonymi na dość szeroką skalę partiami klawiszy jak i charakterystyczną manierą wokalną Zabera zaowocowało dość oryginalnym wydawnictwem. Przebojowy Ashes To Ashes uwypuklał ogromną rolę klawiszy w pasażach i dialogach z gitarą. Przy okazji intrygował kontrast między ciężkim brzmieniem, a wykorzystaniem motywów neoklasycznych. Bardziej zachowawczy A Raven At Midnight osadzono w tradycji amerykańskiego heavy z epicką nutką. Łagodna ballada The Widow`s Grief zaśpiewana przez Zabera przy przepięknym gitarowym podkładzie była pierwszą częścią The Widow`s Peak i częściową reminiscencją Master Of The Wind Manowar. Odmienny stylistycznie był nostalgiczny Calling All Heroes, emanujący ciepłem gitary akustycznej. Curse Of The Pharaoh wpisywał się w konwencję amerykańskiego heavy w odmianie epickiej, z obowiązkowymi motywami staroegipskimi. Druga część albumu to nieustanny popis całego zespołu oraz pokaz inwencji kompozytorskiej Shankle`a. Ponuro kroczący The Tolling Of The Bell szczycił się mocarną sekcją rytmiczną, a Secrets przywodził na myśl klawiszowy heavy-rock lat 70-tych. Neoklasycznie podany heavy/power najwyższej próby, poparty wyśmienita produkcją, za którą odpowiedzialny był sam Joey DeMaio.
Na [2] DSG zwrócili się w kierunku bardziej typowego amerykańskiego heavy/power. Znacznie mniej niż na debiucie było odniesień do metalu epickiego, klasycznego heavy lat 80-tych czy innych gatunków ciężkiego grania. O ile jeszcze Asylum God w pewnym stopniu nawiązywał jeszcze do poprzednika, to już nową konwencję zastosowano w mrocznych i wolniejszych Bleeding Hell oraz Living For Nothing. Perfekcyjnie odegranie i niezły wokal Hirschauera okazały się niewystarczające, by przykuć uwagę. Zdecydowanie lepiej słuchało się utworów szybszych, które kładły większy nacisk na melodię. Nawet mało oryginalna przebojowość w Left To Die porywała dzięki pełnemu werwy wykonaniu. Rozczarowywał tytułowy Hellborn stanowiący mieszankę stylów od groove do heavy, z których żaden nie dominował, skazując kawałek na stylistyczne rozmycie i małą wyrazistość. Pęd zaprezentowany w przeciętnych The Tyrant czy Monster, wstrzymany został w When Is It Wicked, posiadajacym coś z Black Sabbath z czasów Tony`ego Martina, jak również udane wplecenie niemal balladowego refrenu. Podobnie skonstruowano ponad 7-minutowy Sins And Promises, w którym także słyszalne były inspiracje ekipą Iommiego z lat 90-tych. Wart uwagi był także No Remorse łączący style wczesnego Malmsteena z true heavy. Ten utwór zabrzmiał wspaniale i zdecydowanie wybijał się na tle reszty. Instrumentalny shreddowy popis w The Voyage stanowił już w pewnym sensie dodatek i spotkanie wirtuozów gitary tu zaproszonych, w tym Joe Stumpa i Michaela Angelo Batio. Płyta ustępowała jednak całosciowo debiutowi i była zbyt długa. Shankle mógł skrócić album o nawet 4 kawałki, które zdecydowanie odstawały poziomem od pozostałych i zacierały obraz tych kilku wybornych, jakie się tu znalazły.
Po ośmiu latach przerwy David zdołał w końcu wydać swój trzeci album nakładem Pure Steel Records. Muzycy nowego składu byli mało znani, na pewno dobrym nabytkiem był Warren Halvarson - śpiewający mocnym i czystym głosem w stosunkowo wysokich rejestrach. Niestety, na [3] sam Shankle okazał się mało kreatywny jako kompozytor i mało efektowny jako gitarzysta. Tytułowy Still A Warrior to po prostu sztampowy US Power z lekko bojowym zacięciem, ale nic ponadto. Masywny Ressecution oscylował pomiędzy klasycznym powermetalem amerykańskim i późnym Malmsteenem, znów nie wykorzystywał możliwości jakie dawało korzystanie z wzorców obu tych stylów. Powtykane klawisze równie dobrze mogłyby wcale nie istnieć, a przebijający miejscami dramatyzm to przede wszystkim zasługa Halvarsona. Shankle zaś po prostu grał mocarne riffy najeżone kolcami oraz zdecydowanie za mało wyraziste solówki jak na album, gdzie shred miał mieć znaczenie istotne. Trudno powiedzieć co się stało z gitarzystą, który potrzebował ośmiu lat na stworzenie tak bezbarwnych utworów jak Glimpse Of Tomorrow, Fuel For The Fire czy Suffer In Silence. Bezradność gitarowa przebijała zwłaszcza w kompletnie nieudanym Eye To Eye oraz w dziwnie łamanym Into The Darkness - jeśli to miało być coś na kształt progresywnej kompozycji, to Shankle nie bardzo wiedział na czym progresywność powinna polegać. Pozbawiony jakichkolwiek wartości był The Hitman - instrumentalne podążanie donikąd przez prawie dziewięć minut, w trakcie których David zagrał może ze 30 sekund sensownej gitarowej pirotechniki.Jedynym w miarę udanym numerem był Across The Line, zagrany gdzieś pomiędzy Malmsteenem a At Vance, ale to było za mało. Tak naprawdę na tym krążku Shankle nie zagrał ani jednej dobrej solówki, a to co zagrał dodatkowo ginęło w momentami niemal nieczytelnym ustawieniu brzmienia gitary. Wszystko budowało obraz metalu granego przez wybitnego gitarzystę, który całkowicie się zagubił.
David Shankle grał też w Devil Land (Devil Land) w 2017, GraveReign (na perkusji Gabriel Anthony) i Feanor. Gitarzysta zagrał też gościnnie w utworze Heavy Metal God Tommy`ego Vitaly w 2012. Eddie Foltz bębnił potem w Amulance i na trzeciej płycie progresywno-heavymetalowego Sacred Dawn (A Madness Within w 2011).
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Trace Edward Zaber | David Shankle | Eddie `Shreddy` Bethishou | Brian Gordon | Eddie Foltz |
| [2] | Dennis Hirschauer | David Shankle | - | Jeff Kylloe | Brad Sabathne |
| [3] | Warren Halvarson | David Shankle | - | Mike Streicher | Gabriel Anthony |
David Shankle (ex-Manowar), Eddie Foltz (ex-Tempter, ex-Decrepit Uth),
Gabriel Anthony (ex-Battalion/USA, ex-Tyrant`s Reign), Warren Halvarson (Damien Thorne)
Rok wydania
Tytuł
TOP
2003
[1] Ashes To Ashes
#21
2007
[2] Hellborn
2015
[3] Still A Warrior
