OKRES PIERWSZY (1980-1985)

Heavymetalowa grupa założona w 1980 w Auburn niedaleko Nowego Jorku. Kiedy w angielskim Newcastle-upon-Tyne w czasie koncertu Black Sabbath 18 maja 1980 doszło do spotkania Joey`a DeMaio z Rossem Friedmanem nikt nie przypuszczał, że zaowocuje to w przyszłości powstaniem tak wspaniałej grupy jak Manowar. Mający włoskie pochodzenie, a wyglądający na Indianina DeMaio (ur. 6 marca 1954) był wtedy technikiem basowym i pirotechnikiem Black Sabbath, a pochodzący z Australii Friedman (ur. 3 stycznia 1954) grał w zespole Shakin` Street, występującym jako support na tym koncercie (wkrótce przybrał pseudonim Ross The Boss). Po chwili rozmowy zorientowali się, że obaj tak samo cenili sobie "prawdziwy" metal. Po zrekrutowaniu obiecującego wokalisty Erica Adamsa (ur. 12 lipca 1954, właść. Louis Marullo) i perkusisty Carla Canedy`ego powstał kwartet, który zapisać miał się złotymi literami w historii metalu. Nazwę zaczerpnięto do "Man-of-war", terminu używanego do określenia potężnego okrętu wojennego pływającego w barwach Royal Navy od XVI do XIX wieku. Ciekawostkę stanowił fakt, że Adams na początku grał na gitarze, ale DeMaio chciał, aby Eric skupił się na wokalu. Kiedy Adams raz spóźnił się na koncert, basista ukrył jego sprzęt i powiedział mu, że ekipa dostawcza nie dowiozła go. Od tamtego dnia Eric Adams skupił się wyłącznie na śpiewaniu, z którym przygodę zaczął w wieku 9 lat. Swój legendarny krzyk, który wydobywał z siebie dzięki specjalnej technice oddychania, wyćwiczył słuchając płyt Deep Purple z Gillanem. Z kolei Canedy`ego DeMaio znał od czasu, kiedy razem współpracowali w 1978 nad singlem Midnight Lady / Ship On A Stormy Sea Dave`a Feinsteina. Zespół wybrał kierunek, który miał być kompletnym przeciwieństwem komercyjnego podejścia do metalu. Zaprezentował to już na swojej (nagranej za 250 dolarów) kasecie demo z 1981, zawierającej pierwsze wersje Shell Shock i Manowar. Wkrótce DeMaio w rockowym klubie "Agora Ballroom" na Florydzie zobaczył grupę, w której grał perkusista polskiego pochodzenia Dominic `Donnie` Hamzik. Niezwłocznie zaproponował mu angaż w Manowar, na co ten ochoczo przystał. Odchodzący Canedy nie był zbyt zmartwiony - był przekonany, że osiągnie większy sukces z The Rods.
Wydany dla Liberty/EMI Records debiut ukazał się w sierpniu 1982 i stał się kamieniem milowym w historii heavy metalu. Muzyka okazała się wyśmienitą hybrydą Black Sabbath i Teda Nugenta. Ubrani w zwierzęce skóry, muzycy wykonywali serie ciężkich riffów, wspomaganych agresywnym śpiewem Adamsa i gęstym akompaniamentem DeMaio. Ten ostatni jako główny twórca repertuaru postawił sobie za cel nadanie metalowej muzyce rozmachu iście wagnerowskiego. Album zasłynął głównie dzięki solówce na basie William`s Tale, zadziwiającej wersji uwertury Giacchina Rossiniego "Wilhelm Tell". Świetny Battle Hymn odznaczał się epicką bujnością i patosem wątków melodycznych, a otwierał go świetny wstęp: wpierw delikatnej gitary, a następnie marszowego wejścia sekcji rytmicznej. Styl zespołu dopiero się krystalizował, słychać jeszcze było naleciałości punkowe (Shell Shock, Manowar). Całość była surowa i kiepsko wyprodukowana. Otwierający Death Tone opowiadał o człowieku, który potrafił odłożyć na bok swoje problemy, by ukazać "prawdziwego ducha wolności" na autostradzie. Wolno toczący się Dark Avenger nagrano z udziałem słynnego amerykańskiego aktora Orsona Wellesa - człowieka obdarzonego niezwykłym talentem i charyzmą (miał oryginalnie podkładać głos Dartha Vadera w "Gwiezdnych Wojnach"). Niestety koncerty obnażyły braki umiejętności technicznych Hamzika. Nowym bębniarzem został Scott Columbus (ur. 10 listopada 1956), który wcześniej pracował w stalowni. Okazało się, że nowy nabytek dysponował taką siłą, że zwykłe perkusje nie wytrzymywały pod naporem jego uderzeń. Konieczne było zrobienie dla Scotta specjalnego zestawu nazwanego Drums Of Doom i wykonanego w całości ze stali przez firmę MARC Industries. Ostatecznie debiut nie sprzedał się zbyt dobrze, a amerykańska prasa traktowała formację jako absurdalny żart. Pod wpływem narastającej krytyki, wytwórnia Liberty Records zerwała z zespołem kontrakt.
W 1983 Manowar własnym sumptem wydał singiel Defender / Gloves Of Metal, który zwrócił uwagę szefów koncernu Megaforce. Muzycy postawili własny warunek, by kontrakt został podpisany ich własną krwią, jako symbol poświęcenia dla fanów. Dzięki [2] muzyce kwartetu nadano etykietkę "barbarzyński metal", na który złożyły się jazgot gitary, pełen podskórnej agresji wokal, szybki bas i patetyczny niepokojący klimat. Album otwierał hymn motocyklistów Warlord - udany, choć na tle pozostałych kompozycji sprawiający wrażenie trywialnego. Secrets Of Steel stanowił już przykład klasycznego Manowar z pierwszego okresu działalności - rycerski i mroczny tekst, wolne sabbathowe riffy i głęboki szorstki wokal Adamsa. Poparty dość kiczowatym wideoklipem, wbijający w ziemię Gloves Of Metal zawierał świetną solówką Rossa, a cudowny Gates Of Valhalla przenosił w świat Wikingów i udowadniał jak uzdolnionym basistą był DeMaio oraz jak wspaniałym głosem dysponował Adams. Wolny jak walec Hatred odarto z melodii i kawałek mało udanie próbował skopiować pomysły z Dark Avenger z debiutu. Ten ubytek rekompensował w pełni następny Revelation (Death`s Angel) - kompozycja wybitna od początku do końca, oparta tekstowo na "Apokalipsie św. Jana". Wszystko zamykał przemyślany pod każdym względem ponad 8-minutowy March For Revenge (By The Soldiers Of Death), opowiadający o dawnych wojownikach, którzy powstali z grobów by mścić się na swych przeciwnikach. Był to album doskonały, po przesłuchaniu którego można nawet zrozumieć czemu chłopaki zdecydowali się umieścić taką a nie inną okładkę. Poprzez wysunięcie perkusji na pierwszy plan, osiągnięto znacznie cięższe i podniosłe brzmienie. Niestety, ograniczenia związane z objętością winylowej płyty spowodowały, iż nie znalazło się miejsce dla kawałka Defender, który powędrował do szuflady. Na płycie po raz pierwszy pojawiło się motto "Death To False Metal", mające oznaczać pogardę jaką muzycy Manowar darzyli kapele grające "tylko dla pieniędzy, a nie dla fanów".
Jednym z marzeń członków grupy podczas promocji krążka była wizyta w Wielkiej Brytanii, gdzie kwartet miał już liczne grono fanów. Traf chciał, że na dzień przed wyjazdem siostra promotora zespołu zginęła w wypadku samochodowym i tournee zostało anulowane. Dlatego też wydany w lipcu 1984 dla koncernu Geffen [3] swoją nazwą stanowił podziękowanie i wyraz szacunku dla angielskich fanów. Muzycy nagrali materiał w 12 dni kosztem 20 000 dolarów w "Phase One Studios" w Toronto. Otwierający Blood Of My Enemies był uduchowionym hymnem ze wspaniałymi zagrywkami DeMaio i niesamowitym śpiewem Adamsa, ze słynnym refrenem: "Strong winds magic mist, To Asgard the valkries fly, High overhead they carry the dead, Where the blood of my enemy lies". Od mocnego uderzenia zaczynał się od razu Each Dawn I Die z wolniejszym tempem na "odwrotne bicie" i mocarnym riffem basowym. Rozpędzająca się perkusja Columbusa rozpoczynała szybki Kill With Power, a uwagę zwracały wysokie zaśpiewy Erica i zabójczy refren. Wraz z tytułowym Hail To England słuchacz rozpoczynał melodyjny galop w kierunku Londynu w celu odzyskania tronu, a kawałek można było uznać nawet za przebój. Hołd dla niezłomnych fanów stanowił Army Of Immortals, którzy już wtedy stanowili niezwykle zżytą społeczność. Poprzedzony krótką słowną introdukcją Black Arrows był trzyminutowym instrumentalnym szaleństwem zagranym przez DeMaio na basie piccolo. Manowar zakończyli płytę fantastycznym, patetycznym i skomplikowanym Bridge Of Death, w którym pojawiał się mały element diabelski: "I know the one who waits, Satan is His name, across the Bridge Of Death, there He stands in flame". Ta krótka "inwokacja satanistyczna", nie pasująca do stylu Manowar, wywołała wśród dziennikarzy małą falę krytyki. Adams dał tu jednak prawdziwy popis swoich umiejętności wokalnych, ale reszta muzyków nie ustępowała mu na krok. W tej zwolnionej stylistyce Manowar z gracją urozmaicili swój repertuar o gwałtowną ekspresję, a w pretensjonalnych tekstach podjęli umiejętnie wątki historyczne, średniowieczne i baśniowe.
Po kolejnej zmianie wytwórni na 10 Records, 15 października 1984 ukazał się [4] stanowiący apogeum pierwszego "barbarzyńskiego" okresu działalności. Każda nuta wydobywająca się spod palców Rossa The Bossa była wręcz przesycona niesamowitym feelingiem, a Adams zaśpiewał tu tak niebywale przekonująco, że słuchacz bez przeszkód wierzył w każde wyśpiewane przez niego słowo. Nad wszystkim wisiał patetyczny podniosły nastrój kojarzony ze światem Wikingów. Początek krążka nie zapowiadał jednak niczego nadzwyczajnego - otwierający All Men Play On Ten był po prostu nijaki, kończył się zupełnie bez pomysłu, a tekst o "ogniu w uszach rozpalonym przez dźwięk gitary elektrycznej" wzbudzał jedynie uśmiech. Kolejny Animals miażdżył surowym przekazem, ale prawdziwy epicki charakter zespół ukazał dopiero w Thor (The Powerhead). Wzniosły klimat, zwolnione tempo, nastrojowy chór i stonowana praca sekcji rytmicznej były idealnem tłem dla snutej przez Adamsa opowieści o skandynawskim bogu męstwa i piorunów. Wspaniały Mountains można było uznać niemal za balladę - początkowo łagodny bas przeradzał się w instrumentalny huragan niczym wicher w tytułowych górach (naprawdę dotyczył wojny wietnamskiej). Tytułowy kawałek ponownie nawiązywał do germańskiej mitologii, znów w ten typowy dla wczesnego Manowar tajemniczy i mistyczny sposób tworzący niesłabnącą autentyczność. W podobnym stylu nagrano motoryczny The Oath z przebojowym refrenem. Thunderpick to instrumentalny popis DeMaio - tym razem mimo trzech i pół minuty, nie było mowy o monotonii. Na sam koniec zespół zaserwował kolejne epickie arcydzieło Guyana (Cult Of The Damned), opowiadające o masakrze z Jonestown z 18 listopada 1978, kiedy to 909 Amerykanów będących członkami pewnej sekty w Ameryce Południowej popełniło masowe samobójstwo (poprzez zażycie cyjanku) za namową swego guru Jima Jonesa, któremu marzył się pozbawiony cywilizacji socjalistyczny raj. Pełen świetnych zmian tempa i narastającego nastroju, kawałek był wielokrotnie grany na koncertach i wspaniale przyjmowany. Podczas próby dźwięku przed koncertem w Hanowerze Manowar zostali wpisani do "Księgi Rekordów Guinessa" jako najgłośniejszy zespół świata. Wedle oficjalnych pomiarów dokonanych przez dwóch specjalistów, hałas osiągnął 129,5 decybeli (130 decybeli stanowi tzw. granicę bólu). To natężenie udało się osiągnąć dzięki 10 tonom wzmacniaczy i głośników, które w sumie miały 12 metrów wysokości.


Od lewej: Joey DeMaio, Ross The Boss, Eric Adams (klęczy), Scott Columbus

OKRES DRUGI (1986-1992)

Po nagraniu świetnych czterech albumów, Manowar skierował swoje kroki na rodzimy rynek (dotychczas popularni byli głównie w Europie), podpisując kontrakt z wytwórnią Atco. W jej barwach wydał 14 maja 1987 [5] z okładką autorstwa Kena Kelly (przypominającą mocno Destroyer Kiss jego autorstwa) przedstawiającą członków zespołu w wojowniczych pozach (w tym DeMaio prezentującego celtycki symbol zwycięstwa). Krążek był gwałtownym zwrotem w stylistyce - z jednej strony zawierał utwory, które na stałe weszły do repertuaru koncertowego Manowar, natomiast z drugiej strony znalazły się tu kawałki zupełnie bezcelowe - zapychacze na i tak krótkim, niespełna 35-minutowym albumie. Otwierający Fighting The World łączył w sobie potęgę Manowar, ale jednocześnie prezentował lżejsze brzmienie i tempo charakterystyczne dla rynku amerykańskiego. Singlowy Blow Your Speakers był hołdem dla stylu AC/DC (klip do tego kawałka prześmiewczo piętnował "łatwą muzykę w MTV"), a optymistyczny Carry On przypominał mocno Queen. Niezbyt zachwycał surowy Violence And Bloodshed z opętańczym krzykiem Adamsa w refrenie i wyciszoną pod koniec gitarą. Najmocniejszym punktem albumu był bez wątpienia wyśmienity podniosły Defender, tym razem nagrany znów z gościnną monodeklamacją Orsona Wellesa. Nagranie zmontowano pośmiertnie, gdyż aktor zmarł 10 października 1985 w Hollywood na zawał serca. Wspaniała gra Rossa The Bossa i marszowe tempo nadane przez Columbusa uczyniły z tego utworu niejako spowiedź syna (Eric Adams), na którego spadł dumna spuścizna ojca (Orson Welles). Holy War był prawdziwym hymnem wysławiającym potęgę heavy metalu, a na kolana dosłownie rzucał potężnie rozpędzony Black Wind, Fire And Steel, którego do dnia dzisiejszego dopominają się fani na każdym koncercie Manowar. Wizję udanej całości psuły: zupełnie niepotrzebny instrumentalny wtręt Drums Of Doom składający się z szumów i uderzeń w bębny oraz dziwaczny Master Of Revenge składający się z czterech linijek głupiego tekstu wykrzyczanego przez Adamsa na tle jęczącej gitary. Krytycy zarzucili krążkowi zbyt wygładzone brzmienie, które zostało pozbawione heavymetalowego brudu, który cechował poprzednie wydawnictwa i nadawał im niesamowity klimat. Płyta ledwo co się zaczynała, a już kończyła.
[6] stanowił najwspanialsze osiągnięcie Manowar - majstersztyk i wspaniały powrót do ostrego heavy metalu. Dzięki temu albumowi, wydanemu dla Atlantic 18 listopada 1988, Manowar sami postawili siebie na podium ciężkiego grania. Płytę otwierało demoniczne ryczenie silników Harleya-Davidsona zapowiadające dynamiczny Wheels Of Fire, w którym Adams śpiewał z niebywałym zaangażowaniem. Tytułowy Kings Of Metal powstał na prośbę fanów i opowiadał krótką "historyjkę" o zespole. O ile tekst ocierał się o tandetę, to pod względem muzycznym był to prawdziwy heavymetalowy hymn. Wspaniała ballada Heart Of Steel zaczynająca się dźwiękami klawiszy, do których dochodził spokojny, pełen pasji wokal Erica. Później kawałek nabierał mocy, a w całości nakłaniał do dalszego podejmowania wyzwań i wyrażania tego co się czuje. Ciekawostkę stanowił fakt, że na singlu promującym krążek zarejestrowano niemiecką wersję ballady Herz Aus Stahl. Oczywiście nie mogło zabraknąć instumentalnego popisu DeMio, tym razem w postaci Sting Of The Bumblebee, czyli przeróbki "Lotu Trzmiela" Nikołaja Rimskiego-Korsakowa na bas i perkusję. Majestatyczny The Crown And The Ring zarejestrowano z udziałem 100-osobowego męskiego chóru Canoldir w katedrze świętego Pawła w Birmingham. Kapitalny riff rozpoczynał Kingdom Come, przyozdobiony dobrze znanymi już w twórczości Manowar chórkami i wspaniale brzmiącym czystym głosem Erica. Utwór opowiadał o nadejściu królestwa, które zjednoczy wszystkich "godnych" - wedle kryteriów Manowar - podczas gdy inne królestwa upadną. Dość kontrowersyjny dla płci pięknej Pleasure Slave (zamieszczony jako bonus na CD) był powolny i ciężki. Adams sugerował przekonująco, że kobiety mają być dostarczycielkami uciech cielesnych dla mężczyzn i ma się to im podobać. Jeśli słuchacze traktowali ten kawałek z przymrużeniem oka, to wnet musieli wracać na ziemię, gdyż nadciągał prawdziwy młot na wszelkie pozerstwo w postaci niesamowitego Hail And Kill, przez wielu uważany za najlepszy w całym repertuarze Manowar. Rozpoczynał się łagodnym instrumentalnym wstępem, któremu towarzyszył delikatny śpiew Erica. W środkowej części nagle następowała burza nakładających się na siebie instrumentów, do których dołączał wrzask Adamsa oraz chór, a potem wspaniała solówka Rossa The Bossa. Był to prawdziwy manifest grupy, czysta definicja muzyki zespołu, a wykrzykiwany raz po raz refren "hail and kill" przywodził na myśl hordę ogarniętych szałem berserka wojowników, dla których jedynym celem było sianie spustoszenia. Niestety, jak to z albumami Manowar bywa, musiał się i na tym krążku znaleźć jakiś gniot, tym razem w postaci The Warrior`s Prayer, ponad 4-minutowa bezsensowna opowiastka dziadka skierowana do wnuczka. DeMaio tłumaczył ponoć w wywiadach, że tekst dotyczący pojawienia się Czterech Królów Metalu, był niejako historyjką, której słuchał w dzieciństwie, jednak argumentacja ta nie była zbyt przekonywująca. Wszystko na szczęście kończył fantastyczny Blood Of The Kings, hołd dla fanów Manowar z wielu krańców Europy. Nie zabrakło tu niesamowicie wkomponowanych chórów, a drugą część kawałka wypełnił trzyminutowy instrumentalny pasaż, Śpiew Adamsa swoją mocą i dynamiką sprawiał, że słuchacz całkowicie akceptował to co zespół próbował mu przekazać. Świetne zakończenie genialnego albumu, a jednocześnie początek ogromnej popularności Manowar na całym świecie.
Latem 1989 zespół opuścił Ross The Boss - jak głosiła wersja oficjalna, gitarzysta stwierdził, że "w metalu osiągnął już wszystko". Naprawdę jednak został skuszony przez swojego byłego kolegę z The Dictators - Richarda Manitobę - do założenia nowego projektu Wild Kingdom, który wydał w 1990 heavy/crossover`owy album ...And You?. W Manowar Rossa zastąpił maniak shreddingu David Shankle, wyłoniony spośród 150 wioślarzy drogą castingu. Zespół rozpoczął budowę własnego studia nagraniowego w Nowym Jorku, nazwanego "Haus Wanfried" po miejscu, w którym żył Ryszard Wagner, ulubiony kompozytor DeMaio. We wrześniu 1989 zespół opuścił z kolei Scott Columbus, motywując decyzję poważną chorobą syna. Nowym bębniarzem został niejaki Rhino. 29 września 1992 ukazał się [7], zawierający muzykę bardziej dopracowaną formalnie i znacznie rozbudowaną. Ozdobą albumu była 28-minutowa suita Achilles Agony And Ecstasy, stanowiący próbę oddania heroicznego pojedynku między Hektorem i Achillesem w "Iliadzie" Homera. Epos składał się z ośmiu części - trzy miały charakter niemal speedmetalowy (Hector Storms The Wall, Death Hector`s Reward, The Glory Of Achilles), a dwie inne otrzymały postać podniosłych pieśni (The Death Of Patroclus oraz wykonywany z towarzyszeniem orkiestry Hector`s Final Hour). Pozostałe części stanowiły interludia łączące wszystko w całość (m.in. solo Rhino na perkusji Armor Of The Gods). Wśród pozostałych kawałków wyróżniały się: hymn poświęcony fanom Metal Warriors, hołd dla indiańskiej odwagi Spirit Horse Of Cherokee, pełen energii The Power Of Thy Sword, a także liryczna ballada Master Of The Wind, opracowana z użyciem fortepianu i gitary akustycznej. Podobał się rozpoczynający się złowieszczo i przytłaczająco wolno Demon`s Whip, który pod koniec przeradzał się w obłędną galopadę z nawiedzonym wrzaskiem. Ciekawostką był niezwykle szybki Ride The Dragon - kwartet nigdy wcześniej tak ostro nie grał. Na okładce prężył się znany już z poprzedniej płyty zamaskowany wojownik, wznoszący ku niebiosom oręż, otoczony przez trzy praktycznie nagie niewiasty. Motyw ten miał być w przyszłości kopiowany do granic przyzwoitości przez wszystkie zespoły "true metalowe", pretendujące do miana godnych następców Królów Metalu. W tej muzyce liczyła się nie tylko wirtuozeria poszczególnych muzyków, ale też siła przesłania i niesamowita atmosfera. Tylko Manowar potrafił sprawić, że wszystkie teksty o wojownikach i demonach fani traktowali całkiem serio - podczas, gdy większości innych kapel wychodziło to nad wyraz komicznie. Szczerość bijąca z tego krążka porywała i w żadnym wypadku nie dawała się zignorować. Był to mistrzowski konglomerat muzycznej prostoty i potężnego ładunku emocji. Joey DeMaio został uhonorowany za wspaniałą grę na tej płycie poprzez uznanie go za najlepszego basistę sceny heavymetalowej przez magazyn "Rock Power". Wyprzedził on wówczas kolejno: Jasona Newsteda (Metallica), Billy`ego Sheehana (Mr.Big), Gene`a Simmonsa (Kiss) oraz Steve`a Harrisa (Iron Maiden).

        

OKRES TRZECI (1993-dziś)

Mimo kultowego statusu wśród fanów (w Niemczech krążek do ósmego miejsca najpopularniejszych albumów), wydawnictwo zostało niemal totalnie zniszczone przez krytyków, którzy zarzucili materiałowi pompatyczność i nudę. Będąc pod presją, wytwórnia Atlantic postanowiła zerwać umowę z zespołem. Ponownie bez kontraktu, Manowar znalazł wkrótce schronienie w Geffen Records. Atlantic zresztą "wyciął" zespołowi potem jeszcze jeden numer wydając w 1994 składankę The Hell Of Steel, zawierającą tylko kawałki z trzech nagranych dla wytwórni płyt (z bonusów dodano jedynie Herz Aus Stahl. Latem 1994 David Shankle odszedł z Manowar zakładając swój projekt David Shankle założył DSG (David Shankle Group). Nowym gitarzystą został Karl Logan (ur. 28 kwietnia 1965), wielki fan wyścigów motocyklowych. Z kolei w 1995 za bębny wrócił Columbus, a odchodzący Rhino spalił perkusję po zakończonym koncercie. Wydany 29 kwietnia 1996 [8] stanowił stylistyczny powrót do czasów krótszych i mniej rozbudowanych utworów. Manowar ponownie stworzył album rewelacyjny, pełen czystej metalowej mocy. Była to bezkompromisowa eskalacja siły mięśni i kultu ciała. Album wypełniły epickie heavy/powerowe kawałki dotyczące jak zwykle dumy, honoru i chwały. Dominowały riffy w średnich tempach, napędzane przez toporną perkusję, nabijającą marszowe rytmy. Respekt budziły solówki gitarowe Logana, pełne świadomie fałszujących flażoletów. Krystaliczne potężne brzmienie krążka przyprawiało o przyjemne ciarki na plecach, pozwalające w niewyjaśniony sposób odczuć smak zwycięstwa. Ten krążek naprawdę był głośniejszy od Piekła - wszystko rozpoczynał kapitalny przebój Return Of The Warlord. Właściwie każdy kawałek znalazł liczne grono swoich zwolenników - Brothers of Metal Part 1, Number 1, Outlaw czy huraganowy The Power stanowiły to co w heavy metalu najlepsze. Eric Adams po raz kolejny przypominał światu o swoim wielkim wokalnym talencie w - może zbyt słodkiej ale wyśmienitej - balladzie Courage. Logan miał swoją chwilę w ponad dwuminutowym gitarowym popisie My Spirit Lives On. Z kolei The Gods Made Heavy Metal stał się żelaznym punktem koncertów, podczas którego Manowar zapraszali na scenę gitarzystę wybranego spośród publiczności. Świetny krążek, który nie potrafił się znudzić, a jednocześnie stawiający na jednolity przekaz formalny podbity dodatkowo surowymi aranżacjami bez fajerwerków realizatorskich. Po rozbuchanych produkcyjnie dwóch poprzednich albumach było to z pewnością spore zaskoczenie.
Manowar jak zwykle ruszył na wyczerpujące tournee, którego zwieńczeniem był występ w Brukseli dla 7000 fanów. Podczas tego show zarejestrowano [9], pierwszy oficjalny koncertowy krążek zespołu. Ukazał się on 18 listopada 1997 nakładem Universal Music. Świetną formę Manowar potwierdził na kolejnej koncertówce [10] wydanej 2 października 1999 dla Nuclear Blast. Swoje studyjne milczenie zespół przerwał wydając 15 kwietnia 2002 singiel Warriors Of The World United, który sprzedał się w liczbie 80 000 egzemplarzy i doszedł do 15 miejsca na niemieckiej liście sprzedaży, najwyższego jaki kiedykolwiek osiągnął produkt Nuclear Blast. Wyczekiwany [11] wydano 4 lipca 2002 - płyta wzbudziła mieszane uczucia. W sferze muzycznej aż roiło się od niespodzianek. Tym razem muzycy nagrali album zróżnicowany, nieprzewidywalny i - paradoksalnie - bardzo świeży. Elementy klasycznego metalowego grania i nowoczesnej techniki obróbki dźwięku zostały perfekcyjnie połączone i dały niesamowity efekt. Ten album był przepełniony witalnością i żywymi emocjami, które naprawdę dało się odczuć. Niespodzianką było brzmienie basu DeMaio, które tym razem zostało jedynie lekko przesterowane i nie robiło już za drugą gitarę elektryczną. Natomiast samej gitary Logana było jakby więcej, a solówki zostały zagrane na tle riffów gitarowych, a nie partii basu jak to miało miejsce do tej pory. Tyle razy chwalony już śpiew Adamsa był raz delikatny, raz potężny, innym razem agresywny i drapieżny. Facet był wokalistą o nieprzeciętnych możliwościach, ale dopiero teraz można go było z czystym sumieniem go obok największych głosów świata, a może nawet wynieść na piedestał. Jedynym zgrzytem brzmieniowym była praca perkusji, gdyż Scott Columbus zagrał tu bardzo zachowawczo, miejscami nawet prymitywnie, jak choćby w utworze tytułowym. Przydałoby się trochę więcej inwencji i zaangażowania z jego strony, ale wiadomym było, że choć Scott nigdy do wirtuozów swojego instrumentu nie należał, to jego gra jak ulał pasowała do muzyki Manowar. Kwartet zdecydował się na dość ryzykowny i zaskakujący zabieg, zamieszczając na krążku obok własnych kompozycji dwa covery. Dziwił również dobór tych utworów, bo o ile operę Giacomo Pucciniego Nessun Dorma jeszcze można było nagiąć do stylistyki Manowar, to przeróbka An American Trilogy Elvisa Presley`a niezbyt sprawdzała się w roli metalowego hymnu. Zamieszczono również dwa utwory instrumentalne. Krótki Valhalla był preludium do potężnej ballady Swords In The Wind, poświęconej nordyckim wojownikom i ich bogom. Natomiast oparty na klawiszach i partiach symfonicznych The March stanowił hołd dla Richarda Wagnera. Dość chwytliwy The Fight For Freedom poświęcono pamięci ofiar z 11 września, które poniosły śmierć podczas ataku na nowojorskie World Trade Center. Na szczęście pozostałe kompozycje były już mniej lub bardziej typowymi dla Manowar kawałkami. Otwierający album Call To Arms nawoływał do ponownego wzięcia udziału w krucjacie w imię prawdziwego metalu. Zdecydowanie najlepiej jednak wypadała końcówka płyty. Hand Of Doom, House Of Death i Fight Until We Die powalały szybkością i agresją, wplecionymi pomiędzy wyśmienite partie poszczególnych instrumentów i chwytliwe melodie. Tytułowy Warriors Of The World poza maksymalnie uproszczoną partią perkusji, wpisał się na stałe do katalogu klasycznych eposów Manowar. Był to album penetrujący wiele nowych terenów nieznanych dotąd grupie, a muzycy nagrali krążek dokładnie taki jaki chcieli, nie oglądając się na panujące mody i trendy. Zaryzykowali i można śmiało powiedzieć, że odnieśli sukces. Wydając nowy materiał po sześcioletniej przerwie wystawili swoich fanów na ciężką próbę i skazali się tym samym na konieczność nagrania materiału nieprzeciętnego. Mimo wszystko, nie poszli jednak na łatwiznę i nie nagrali kopii poprzednich płyt, co byłoby w końcu posunięcie najbardziej korzystnym z komercyjnego punktu widzenia. Fakt powrotu Królów Metalu był niezaprzeczalny, a korona i tron znowu stały się ich własnością. Szkoda tylko, że podczas trasy promocyjnej zespół znów nie zagrał w Polsce. 26 października 2002 grupa miała co prawda wystąpić w Katowicach, ale z powodu zmiany managementu show nie doszedł do skutku, w rezultacie czego polscy fani pojechali na trzy koncerty do Czech.
Na wydanym 18 listopada 2002 singlu The Dawn Of Battle zamieszczono dwa utwory, które nie znalazły się na albumie. Znakomitą balladę I Believe poparto wideoklipem, a żywiołowy numer tytułowy zadedykowano Michaelowi Baurowi. W tym ostatnim kawałku nie mogło zabraknąć oczywiście klimatycznego zwolnienia w części środkowej. Dodatkowo na płytce zawarto dokumentację fotograficzną "Ringfest", który odbył się w sierpniu 2002, trailer DVD "Fire & Blood" oraz przedstawiono fanom jak wyglądało oświetlenie sceny jeszcze w formie projektu komputerowego. W tym okresie sprzedaż [11] osiągnęła liczbę 150 000 egzemplarzy i status złotej płyty. Joey DeMaio został managerem włoskich powermetalowców Rhapsody. W grudniu 2002 ukazało się wspomniane DVD "Fire And Blood", składające się z dwóch płyt. Pierwsza dokumentowała różne występy zespołu podczas trasy "Hell On Earth". Druga zawierała pełny koncert z 1998 z Sao Paulo przed zgromadzonym tłumem brazylijskich fanów w liczbie 30 000. Dokładnie rok później wydano następne podwójne DVD "Hell On Earth 3", w którego skład weszły m.in. wszystkie dotychczasowe klipy grupy: Gloves Of Metal, Blow Your Speakers, Metal Warriors (live), Return Of The Warlord, Courage (live),Warriors Of The World United, I Believe oraz Secrets Of Steel. Eric Adams nagrał z angielską sopranistką Sarah Brightman utwór Where Eagles Fly, jednak kawałek - mający się znaleźć oryginalnie na płycie artystki Harem w 2003 - nigdy nie został opublikowany (Brightman zyskała największy rozgłos wykonując 8 sierpnia 2008 oficjalną piosenkę Igrzysk Olimpijskich w Pekinie You and Me w duecie z chińskim śpiewakiem Liu Huanem). Kiedy w lipcu 2005 SPV wydała kolejne DVD "Hell On Earth 4" (tym razem trzypłytowe) fani Manowar zaczęli się mocno niecierpliwić. Wydawało się bowiem, że sam zespół wydał przyzwolenie na wydawanie serii niepotrzebnych DVD tylko po to, by zbić kasę na fanach, podczas gdy o nowym materalie studyjnym było cicho. W 2005 Manowar ruszył na potężną trasę po Ameryce Północnej, a supportowali ich Rhapsody. 22 i 23 lipca 2005 grupa wystąpiła na festiwalu "EarthShaker Fest" w niemieckim Geiselwind. Miał to być specjalny występ i dlatego Joey DeMaio dokonał wcześniej osobistej inspekcji miejsca imprezy. Manowar dał tam dwugodzinny show, a gościnnie na scenie wystąpili także Donnie Hamzik, Ross The Boss, David Shankle i Rhino. Znany aktor Christopher Lee zastąpił nieżyjącego Orsona Wellesa w narracjach do Dark Avenger i Defender, a wszystkiego dopełniły 100-osobowy chór oraz orkiestra. Punktem kulminacyjnym była zagrana na koniec kapitalna wersja Battle Hyms na trzy gitary i trzy perkusje. Ten koncert ukazał się potem w listopadzie 2006 na DVD "The Absolute Power". Następnie rozpoczęła się trasa "Demons, Dragons And Warriors", gdzie Manowar poprzedzały Rhapsody oraz HolyHell, w którym to bębnił Rhino. Tournee trzeba było przerwać w momencie, kiedy Karl Logan uległ wypadkowi motocyklowemu 24 stycznia 2007 przez co odniósł poważną kontuzję lewej ręki.
23 lutego 2007, nakładem Magic Circle Music, Manowar wydał swój dziesiąty album studyjny [12]. Monumentalna okładka autorstwa Kena Kelly wydawała się niestety najjaśniejszym punktem tego wydawnictwa. Nowy album nie dorastał do pięt dawnym wydawnictwom. Za dużo było orkiestrowych wstawek marnej jakości sprawiających wrażenie jakby zespół stwierdził, że wystarczy samo brzmienie bębnów i trąb, by stworzyć klimat i zyskać nobilitację w uszach słuchaczy. Sam klimat, będący konceptem dotyczącym nordyckich bogów, również budowano za pomocą beznadziejnych narracyjnych wstawek, w efekcie czego rozległe obszary płyty były mdłe i bez wyrazu. Był to totalny przerost formy nad treścią i bolesny cios dla wiernych fanów zespołu, a jednocześnie klarowny dowód zatrważającej niemocy twórczej i brzmieniowej kwartetu. Wszystko otwierało ponad 6-minutowe intro Overture To The Hymn Of The Immortal Warriors będące pseudosymfonicznym i ciągnącym się w nieskończoność klocem. O zgrozo, po nim następowało kolejne podniosłe intro The Ascension, które na szczęście rozpoczynało pędzący King Of Kings ze świetną grą całego zespołu oraz kapitalnym śpiewem Erica. Zbyteczna wstawka Army Of The Dead Part 1, wprowadzało do melodyjnego i lekkiego Slepinir, opowiadającym o ośmionogim rumaku Odyna. Najcięższy na płycie, konkretny Loki God Of Fire posiadał zwarty interesujący riff, ale już po niezłej (zbyt standardowej) balladzie Blood Brothers następowały dwa największe koszmarki płyty - Overture To Odin i The Blood Of Odin, swoiste muzyczne makabreski przypominające żenadę spod znaku The Warrior`s Prayer. Po tej męczarni uderzał najlepszy na płycie The Sons Of Odin, w którym genialnie wyważono proporcję pomiędzy metalem, a epickimi klawiszami. Niestety, takich momentów na tym sinusoidalnym albumie było niezwykle mało, czego dowodził kolejny "gadaniec" Glory Majesty Unity. Albumu nie ratowały iście wagnerowski Gods Of War, odśpiewany chóralnie niczym przez oddział wojowników ani uduchowiony Hymn Of The Immortal Warrior z pięknym śpiewem Erica. Wszystko zamykał bonus w postaci kiepskiego Die For Metal - wrzucono go słusznie na koniec, gdyż nie pasował on do konceptu całości. Album był świadectwem wypalenia się DeMaio jako kompozytora. Zatracono gdzieś moc stali, w zamian proponując fanom niestrawne nadęte klawisze i intra. W miejsce potężnego barbarzyńskiego brzmienia, Manowar zastosował brzmienie "kartonowej" perkusji i totalnie schematycznych gitar. W zasadzie jedynymi rzeczami, które na tej płycie mogły się podobać były solówki Logana i głos Adamsa, potężny jak za najlepszych lat. Po usunięciu siedmiu marnych nagrań i skróceniu niektórych wyszłaby całkiem niezła EP-ka. Zespół sprawiał wrażenie miotania się między różnego rodzaju stylami, a zbliżony do maximum poziom patosu aż "wylewał się uszami". W dodatku chybionym posunięciem było zamieszczenie wszystkich tekstów w alfabecie runicznym. Mimo tych wszystkich braków, płyta doszła do drugiego miejsca w Niemczech i Grecji, do 12 w Finlandii, 17 w Szwecji i 36 w Norwegii.
6 lipca 2007 ukazał się udany koncertowy [13], choć o jakimś specjalnym szaleństwie nie było mowy. Był to raczej idealnie wyreżyserowany spektakl, niż metalowe szaleństwo jak to miało miejsce nieraz w przeszłości. Na trasie zespół czasem wykonywał klasyk z musicalu Andrew Lloyd-Webbera Phantom Of The Opera, który Eric śpiewał z wokalistką HolyHell Marią Breon. Jedno z takich wykonań znalazło się na EP-ce Apocalypse HolyHell wydanej w marcu 2007. Pozytywne przyjęcie przez fanów utwierdziło Adamsa o słuszności poczynań i w niedługim czasie wystąpił on w serii różnych musicali granych na nowojorskim Broadway'u, głównie "Phantom Of The Opera", "Les Miserables", "Miss Saigon" i "A Tale Of Two Cities". Kolejną ciekawostką był fakt wykonania 30 czerwca 2007 przez Adamsa bułgarskiego hymnu narodowego podczas występu Manowar w Kawarnie. 22 grudnia 2007 na oficjalnej stronie zespołu pojawił się do ściągnięcia świąteczny singiel Silent Night / Stille Nacht. W 2008 Manowar poprawił swój wcześniejszy rekord "najgłośniejszego zespołu na świecie" osiągając 139 decybeli na "Magic Circle Festival", na którym rozprowadzano darmowo singiel zespołu Die With Honor. W końcu kwartet zaprosił do współpracy niemieckiego pisarza fantasy Wolfganga Hohlbeina, aby opracował koncept następnego krążka studyjnego mającego kontynuować wątek Asgardu, a w szczególności Thora - boga piorunów i sił witalnych. Warto wspomnieć o fanach zespołu, których poświęcenie można porównać tylko do maniaków Iron Maiden. Krążyła opowieść jak to norweski fan-akolita przeleciał 1000 mil na południe zza koła podbiegunowego, aby zobaczyć swoich idoli występujących w Oslo. Kiedy grupa fanów z Australii usłyszała, że Manowar zagrają w Japonii, wsiadła do samolotu i przyleciała wziąć udział we wszystkich czterech koncertach w Kraju Kwitnącej Wiśni. Oddani wielbiciele w Argentynie zebrali tysiące podpisów prosząc, żeby zespół przyjechał do ich ojczyzny.
Latem 2009 ukazał się [14] będąca prologiem do nastepnego krążka studyjnego. Pierwszy CD zawierał udane kawałki Thunder In The Sky, Let The Gods Decide, balladę Father, znany już Die With Honor, nagraną po 21 latach nową wersję The Crown And The Ring oraz niesamowity God Or Man. Drugi krążek zawierał balladę Father wykonaną w 15 różnych wersjach językowych. Utwór Ojciec, śpiewany przez Erica po polsku wypadł bardzo dobrze, może poza zbyt pretensjonalnym tłumaczeniem autorstwa Barta Gabriela. Ponadto kawałek nagrano po chorwacku, fińsku, francusku, niemiecku, grecku, węgiersku, włosku, japońsku, norwesku, portugalsku, rumuńsku, hiszpańsku i turecku. Był to wielki hołd dla fanów na całym świecie i trzeba przyznać, że żaden zespół metalowy do tej pory nie zdobył się na podobne poświęcenie. W kwietniu 2009 w szeregi grupy wrócił tymczasowo Donnie Hamzik, by występować na koncertach w zastępstwie Scotta Columbusa, który ponownie musiał stawić czoło "problemom rodzinnym". Perkusiście wkrótce jednak podziękowano za współpracę w atmosferze pełnej niesmaku, a jego miejsce permamentnie zajął Hamzik. Z nim w składzie Manowar pokusił się o zabieg wzbudzający co najmniej powątpiewanie. Wykorzystując współczesne możliwości techniczne, DeMaio postanowił nagrać ponownie debiut z identyczną tracklistą wzbogaconą o dwa koncertowe bonusy Death Tone i Fast Taker nagrane latem 1982 w Texasie. Ostateczny rezultat na wydanym 26 listopada 2010 [15] był poniżej poziomu - wszystko brzmiało nadzwyczaj sterylnie, bez jednego grama brudu. Ta płyta była w zasadzie kompletnie niepotrzebna, gdyż nie wprowadzała niczego nowego - pomijając fakt, że [1] stanowił najgorsze dokonanie w historii formacji do momentu wydania Gods Of War. Głos Adamsa brzmiał niczym wyprany z emocji i królowało plastikowe brzmienie (Manowar). Nie pomogła nawet gościnna obecność Christophera Lee w Dark Avenger oraz ciekawe wykonanie William`s Tale.
Jeszcze większym rozczarowaniem okazał się fatalny [16], zaskakująco przeciętny i kunktatorski. Manowar w zasadzie na każdej dotychczasowej płycie był nieco inny, choć nigdy nie było wątpliwości z kim miano do czynienia. Tymczasem nowe wydawnictwo zrywało z tą tradycją ze względu na prostackie aranżacje materiału. Raziły powtarzające się banalne frazy na kilku akordach, drażniący "pierdzący" bas (sprawiający wrażenie roju pszczół) i łopatologiczna perkusja, brzmiąca niczym wytwór komputera. Logan starał się grać tak true heavy-poprawnie, że wzbudzał niesmak, a Adams śpiewał ze ściśniętym gardłem dwusylabowe refreny, zamiast kruszyć głosem twierdze pozerów. Mało wymagającym miłośnikom klasycznego w podejściu metalowego grania album mógł się spodobać, ale ci co liczyli na epickość, chwytliwość i pompatyczność obeszli się smakiem. Ani przez chwilę ta muzyka nie wzbudzała prawdziwych dreszczy, ani nie zachęcała do chwycenia za topór. Powstała płyta środka jakich na pęczki w świecie metalu, a numery w stylu The Lord Of Steel, Born In A Grave czy El Gringo już nawet nie śmieszyły. Najgorzej było w nieświadomej autoparodii Manowarriors i zaczynającym się niczym jam session Black List.
Po siedmiu latach od tego fatalnej płyty ukazał się minialbum [19] - pierwszy z serii trzech. Z ekipy wyrzucono Logana, oskarżonego o posiadanie pornografii dziecięcej. Na jego miejsce przyszedł Evandro Moraes z cover-bandu Manowar o nazwie Kings Of Steel, a za bębnami zasiadł wszędobylski Anders Johansson. Wydawałoby się, że spełnienie marzeń Mertela (by grać ze swymi idolami) zaowocuje graniem z pasją i zaangażowaniem, skoro ten amerykański sen się spełnił. Tymczasem wypadł on kiepsko i trudno było nawet zrzucić winę na koszmarny repertuar. Ross The Boss stworzyłtą legendę, shreddingowego talentu Davida Shankle`a nie negował nikt, tymczasem Martel zrobił z Logana - przeciętnego wioślarza - mistrza gitary. Utalentowany i wszechstronny Johansson nie dostał do roboty nic poza pukaniem w zestaw. Poza bezsensownym intro March Of The Heroes Into Valhalla nagrano trzy potworki. Wpierw ograny do bólu przez innych także Blood And Steel, po nim bezpieczny Sword Of The Highlands, a na koniec 6-minutowy You Shall Die Before I Die z charkotem samego DeMaio. Królowie okazali się nadzy.


Od lewej: Eric Adams, Scott Columbus, Karl Logan, Joey Di Maio

CIEKAWOSTKI

Joey DeMaio dostąpił zaszczytu wstąpienia w 1998 w szeregi Zakonu Maltańskiego, gdzie pełnił stanowisko ministra do spraw młodzieży. Uprawiał karate, legendarna stała się również jego miłość do motocykli. Zwykle stroił swoje gitary basowe o oktawę wyżej, co dawało efekt brzmienia niemal gitary elektrycznej. Prowadzi wytwórnię Magic Circle Music. Pasją Erica Adamsa było strzelanie z łuku i dbanie o tężyznę fizyczną poprzez regularnie wizyty w siłowni. Scott Columbus podczas jednego występu w 1986 grał na perkusji rozebrany do naga. Bębniarz nieoczekiwanie zmarł 4 kwietnia 2011 w wieku 54 lat. Wokół zespołu zawsze kręciły się kobiety, z czego muzycy zawsze byli dumni. Pod względem ilości zaliczonych panienek DeMaio ustępował chyba tylko Lemmy`emu z Motörhead i Gene`owi Simmonsowi z Kiss. Manowar - podobnie jak Kinga Diamonda czy Danziga - można tylko kochać albo nienawidzić. Nie zważając na kiczowaty image, nie można zaprzeczyć, że zespół ten wywarł niezwykły wpływ na młode grupy heavymetalowe.
Rhino bębnił nie tylko we wspomnianym HolyHell, ale także w Forgotten Realm, Angels Of Babylon, Burning Starr, u Tommy`ego Vitaly, Holy Force i wraz z Rossem The Bossem w Death Dealer. Ross The Boss powrócił do metalu po wielu latach, choć wcześniej zaistniał jako producent (spod jego ręki wyszły m.in. singiel Anthrax Soldiers Of Metal / Howling Furies w 1983 oraz EP-ka Blacklace Unlaced w 1984). Gitarzysta nagrał też solówki na: Heavy Metal Majesty, Awaiting The Night Dawnrider, Spartacus Wotan (na płycie Włochów w 2007 zagrał także na fortepianie w Mother Forest), Atlantis portugalskiego Attick Demons w 2011, kilku numerach (wraz z Shankle`m) na trzecim krążku argentyńskiego Feanor. David Shankle (poza DSG) grał Devil Land (Devil Land) w 2017, GraveReign i Feanor. David zagrał też solówkę w Heavy Metal God Tommy`ego Vitaly i Never Again Burning Starr. 17 maja 2014 Manowar (po raz pierwszy w historii) zagrał koncert w Polsce (w katowickim "Spodku").

ALBUM ŚPIEW GITARA BAS PERKUSJA
[1] Eric Adams Ross `The Boss` Friedman Joey DeMaio Donnie Hamzik
[2-6] Eric Adams Ross `The Boss` Friedman Joey DeMaio Scott Columbus
[7] Eric Adams David Shankle Joey DeMaio Kenny Earl `Rhino` Edwards
[8-14] Eric Adams Karl Logan Joey DeMaio Scott Columbus
[15-17] Eric Adams Karl Logan Joey DeMaio Donnie Hamzik
[18-19] Eric Adams Evandro `E.V. Martel` Moraes Joey DeMaio Anders Johansson

Eric Adams (ex-Bible Black),
Anders Johansson (ex-Silver Mountain, ex-Yngwie Malmsteen, ex-Keegan, ex-Johansson, ex-Hammerfall, ex-Planet Alliance, ex-Bakteria, ex-Fullforce, Strokkur)


Rok wydania Tytuł TOP
1982 [1] Battle Hymns #28
1983 [2] Into Glory Ride #1
1984 [3] Hail To England #5
1984 [4] Sign Of The Hammer #2
1987 [5] Fighting The World
1988 [6] Kings Of Metal #1
1992 [7] The Triumph Of Steel #2
1996 [8] Louder Than Hell #6
1997 [9] Hell On Wheels (live / 2 CD)
1999 [10] Hell On Stage (live / 2 CD)
2002 [11] Warriors Of The World
2007 [12] Gods Of War
2007 [13] Gods Of War Live (live / 2 CD)
2009 [14] Thunder In The Sky EP (2 CD)
2010 [15] Battle Hymns MMXI
2012 [16] The Lord Of Steel
2014 [17] Kings Of Metal MMXIV
2019 [18] The Final Battle 1 EP
2022 [19] Highlights From The Revenge Of Odysseus EP

          

          

          

Powrót do spisu treści