Szwedzki zespół powermetalowy powstały w 1993 w Göteborgu. Z początku grupa była luźną kongregacją muzyków na stałe związanych z innymi zespołami. Po odejściu Oscara Dronjaka (ur. 20 stycznia 1972) z Ceremonial Oath i założeniu Crystal Age, w głowie muzyka zrodził się pomysł na założenie projektu, w którym mógłby grać muzykę na której się wychował. Gitarzysta czuł zmęczenie grając melodyjny death - styl na którego punkcie oszalało jego rodzinne miasto - a do którego naprawdę nie miał serca. Wkrótce zespolik otrzymał bilet do półfinału lokalnego przeglądu kapel "Rockslaget" grając Steel Meets Steel, Unchained oraz cover Judas Priest Breaking The Law. Niestety okazało się, że Mikael Stanne (wokalista Dark Tranquillity) nie będzie dostępny w dniu półfinałów i Oscar na szybko musiał znaleźć nowego frontmana. Wówczas Dronjakowi przypomniał się występ kapeli Highlander i jej krzykacz Joacim Cans (ur. 19 lutego 1970). Kiedy przyszedł on na próbę, momentalnie rozpoznał akordy Ravenlord Stormwitch wygrywane przez Oscara. Dwóch muzyków błyskawicznie znalazło wspólny język. Hammerfall nie awansował, ale kasetę video z występu ktoś wysłał do Roela van Reijmersdala - szefa duńskiej wytwórni Vic Records. Ten z miejsca zaoferował muzykom kontrakt. Tak oto Hammerfall z ryzykownego projektu przekształcił się w normalny zespół. Lato 1996 muzycy spędzili na pisaniu nowych numerów, by w listopadzie wejść do studia i w ciągu 16 dni zarejestrować cały materiał. Wspomniane promo trafiło również do rosnącej w siłe wytwórni Nuclear Blast, która wykupiła kontrakt. Wydany 27 czerwca 1997 debiutancki album zrobił prawdziwą furorę, będąc zaskakującym manifestem tego, co w heavy i powermetalu najlepsze. Zaskakującym głównie dlatego, iż wydany został w okresie, kiedy klasyczny metal był w totalnym odwrocie, a mimo to odniósł ogromny sukces, odświeżając nieco zapomniane już ścieżki przetarte przez Helloween. Ta muzyka znakomicie przetrwała próbę czasu, a siła krążka tkwiła przede wszystkim w umiejętnym wykorzystaniu starych wypróbowanych patentów klasyków tego gatunku. Dodatkowo z kawałków biłą wszechogarniająca radość z grania, dzięki której te 9 numerów potrafiło porwać słuchacza bez reszty. Na tym krążku Hammerfall nie ściemniali, nie kryli się za ugłaskanym do obrzydzenia brzmieniem - utwory brzmiały dość surowo, ale jednocześnie wystarczająco selektywnie i klarownie, aby dało się odczuć, że nagrano je w profesjonalnym studio, a nie zatęchłym garażu. Praktycznie wszystkie utwory były wspaniałymi hymnami. Wszystko rozpoczynał kapitalny przebój The Dragon Lies Bleeding, ciskający na ziemię melodyjnością, falangą gitar i wspaniałym wysokim wokalem Cansa. Potem następowały motoryczny The Metal Age, wyśpiewany chóralnie manifest Hammerfall, prawdziwie rycerski i dotyczący wypraw krzyżowych Steel Meets Steel oraz cover Warlord Child Of The Damned, którego to zespołu wokalista był zagorzałym fanem. Wszystko kończyła wspaniała ballada Glory To The Brave o epickich ambicjach, ale za sprawą pięknej linii melodycznej wprowadzająca słuchacza w stan faktycznej zadumy i powagi. Muzykom należały się brawa za to, że zgrabnie uniknęli zanurkowania w ocean kiczu, po którego krawędzi przecież stąpali. Nie dało się bowiem ukryć, że konwencja, w której postanowił obracać się zespół była na pograniczu kabaretowej szmiry i tylko najlepsi potrafili tak sprawnie balansować swoją muzyką, aby cały czas pozostawać po stronie sztuki. Nawet bliższa estetyce komiksowej okładka, przedstawiająca rycerza Hectora na tle drzew i pomarańczowego tła, doskonale wpisywała się w całość. Hammerfall dokonali czegoś wyjątkowego - rozbili zasklepioną skorupę, spod której miało wkrótce wyjść na powierzchnię całe zatrzęsienie powermetalowych kapel, mniej i bardziej wartościowych. Można się spierać, czy aby przypadkiem ten sukces nie był tylko i wyłącznie zasługą wstrzelenia się w odpowiedni czas, jednak po tylu latach takie dywagacje nie mają już żadnego znaczenia.
Promowany na trasie z Tank i Raven, album rozszedł się w samych tylko Niemczech w ilości 50 000 egzemplarzy, gdzie zadebiutował na 38 pozycji w rankingu najlepszych płyt. Szefowie Nuclear Blast przecierali oczy ze zdumienia, a ludzie po prostu oszaleli na punkcie Hammerfall. Stało się jasne, że muzycy potrzebowali profesjonalnego klipu i w tym celu grupa udała się do Niemiec, gdzie ponownie nakręciła teledysk do Glory To The Brave. Następnie kwintet ruszył na trasę z Gamma Ray i zreaktywowanym Jag Panzer. Na festiwalu "Bang Your Head 2" na scenie wystapił z zespołem Andy Mück - legendarny wokalista Stormwitch. Jeszcze przed końcem roku okazało się, że debiut znalazł 110 000 nabywców na całym świecie. Było to niebywałe osiągniecie jak na kapelę dotąd zupełnie nieznaną. W grudniu muzyków spotkała jeszcze jedna niespodzianka - [1] został nominowany do szwedzkiej nagrody Grammy w kategorii "best hard rock act". Już od początku lutego Oscar i Joacim rozpoczęli pisanie materiału na kolejny krążek, w międzyczasie goszcząc w Polsce i dając show 28 marca 1999 w katowickim Spodku na "Metalmanii" przed Morbid Angel i Judas Priest z Ripperem Owensem na wokalu. Polska publiczność przyjęła zespół kapitalnie, a muzycy przez wiele kolejnych lat wspominali z sentymentem ten pierwszy koncert w naszym kraju. Przebić taki krążek jak [1] nie było jednak łatwo i kapela odczuwała ogromą presję przystepując do nagrywania nowego materiału. 3 sierpnia 1998 wystartowała promocja nowego materiału i w tym celu wydano singiel Heeding The Call - rasowy, szybki i wpadający w ucho powermetalowy hymn. Wydawnictwo zawierało równiez cover Picture Eternal Dark oraz trzy kawałki koncertowe. Singiel sprzedał się w ilości 20 000 egzemplarzy. Album również miał swoje "release party" - na imprezie, która odbyła się w szwedzkim Karen, Hammerfall zagrali koncert - wśród gości znaleźli się Udo Dirkschneider i Mikkey Dee, którzy pojawili się na scenie i wspólnie z zespołem odegrali kawałki Accept Head Over Hells i Balls To The Wall. Kolejnym gościem był ex-bębniarz Running Wild i Lacrimosy Rudiger `A.C.` Dreffein, który zagrał z chłopakami Man On The Silver Mountain z repertuaru Rainbow. 28 września 1998 ukazał się [2], w zasadzie godny następca wspaniałego debiutu. Słychać było, że kapela podjęła próbę pójścia do przodu - numery bardziej poukładano, a brzmienie dopracowano. Mimo dość sterylnej cyfrowej obróbki, kawałki wypełniono taką samą dawką genialnych melodii, refrenów, solówek i harmonii. Otwierał album znany już Heeding The Call ze słynnym już zwolnieniem w części środkowej. Kolejne dwa utwory - Legacy Of Kings i Let The Hammer Fall stały się szybko żelaznymi punktami koncertów. Nastepny Dreamland był bardziej melodyjny, pozbawiony chórku w refrenie, za to odpowiednio lekko-słodki. W udanej balladzie Remember Yesterday spokojną gitarę zastępowały w refrenie cięższe riffy. Kapitalnie wypadł patetyczny At The End Of The Rainbow z basowym wstepem i rycerskim refrenem. Podobał się cover Pretty Maids Back To Back, jak również Stronger Than All z nośnym refrenem. Ostatnie dwa utwory były najsłabszymi momentami albumu - nijaki Wariors Of Faith oraz fortepianowe smęcenie The Fallen One. Nuclear Blast zadbało o wielką promocję, w Europie nie było magazynu metalowego, który by nie pisał o Szwedach.
Latem 1999 zespół został zaproszony do udziału na trzech tribute albumach, poświęconych herosom z dzieciństwa. Na krążek dla Ronniego Jamesa Dio nagrano Man On The Silver Mountain, na tribute dla Accept Head Over Heels, a z repertuaru Helloween wybrano I Want Out. Wszystkie covery nagrano w hamburskim studio Kai Hansena, który zagrał na gitarze w tym ostatnim kawałku. Po czym grupa ruszyła w monumentalną trasę "The Templar World Crusade" z Primal Fear, Pegazus, Labyrinth i Gamma Ray. Następnie na pięć tygodni wyruszono USA supportować Death. Jak się okazało, dwa tak różne zespoły zrobiły w USA ogromną burzę, a trasa została wyprzedana do ostatniego miejsca. Niedługo potem muzycy zagrali w Sao Paolo trzy koncerty - dwa normalne i jeden akustyczny (tego ostatniego można posłuchać na bootlegu "Acoustic Legacy"). Na letnich festiwalach pojawił się problem z perkusistą Patrikiem - koncerty po prostu nie przynosiły mu radości. Siedział cicho za bębnami, wyglądał na zmęczonego i grał bez entuzjazmu. Przed perkusją uwijało się w pocie czoła czterech kolesi, a za perkusją siedział smętny gość. Okazało się, że Magnus Rosén znał Andersa Johanssona od lat. Grali razem w zespole Billionaires Boys Club i przez kilka lat mieszkali razem w Los Angeles. Anders z radością przyjął propozycję i został nowym bębniarzem Hammerfall w sierpniu 1999. Był już znanym perkusistą, występował w połowie lat 80-tych z Yngwie Malmsteenem, udzielał się gościnnie na kilkunastu albumach i był bratem klawiszowca Stratovarius, Jensa.
Od lewej: Anders Johansson, Stefan Elmgren, Oscar Dronjak, Joacim Cans, Magnus Rosen
Na [4] znalazło się 10 wspaniałych utworów, w tym jedna ballada i kompozycja instrumentalna. Album potwierdził wysoką formę zespołu. Co ciekawe, autorem niektórych piosenek był również Jesper Strömblad. Tematyka wciąż pozostała niezmienna i dotyczyła bohaterskich wojowników, zwykle samotnie walczących ze złem. Ponownie na okładce zagościł nieustraszony Hector, autorstwa Andreasa Marschalla. Na płycie nie było praktycznie piosenek słabych. Wszystko rozpoczynał lekko brzmiący hymn Templars Of Steel. Później było typowo - Keep The Flame Burning, tytułowy Renegade z odgłosem silnika motocyklowego i poparty videoklipem oraz Living In Victory stanowiły porcję solidnego melodyjnego grania. Pewne kontrowersje towarzyszyły balladzie Always Will Be, w której Cans zaśpiewał na zbyt wysokich rejestrach, irytowało również jego "la-la-la" pod koniec kawałka. Na szczęście następujące po tej landrynce The Way Of The Warrior i Destined For Glory przywracały wysoko postawioną poprzeczkę. Bardzo dobre wrażenie sprawiał też instrumentalny Raise The Hammer. Wspomniany teledysk do Renegade utrzymał się w Szwecji na liście przebojów przez trzy tygodnie na miejscu pierwszym, wyprzedzając m.in. Madonnę i Eminema. Na singlu umieszczono także przeróbkę Run With The Devil Heavy Load. W styczniu 2001 Hammerfall znów ruszyli w dużą trasę koncertową tym razem z Virgin Steele i Freedom Call. W Polsce zagrano jeden koncert. 40 000 sprzedanych kopii albumu robiło wrażenie, a w Szwecji [4] szybko stał się złotą płytą. Wkrótce Cans dostąpił nie lada zaszczytu - Bill Tsamis i Mark Zonder zaprosili go do wzięcia udziału w nagrywaniu nowej płyty zreaktywowanego Warlord Rising Out Of The Ashes, która ukazała się w lipcu 2002. Choć furory nie zrobiła, było to spełnienie marzeń wokalisty, który plakaty Warlord wieszał nad swoim łóżkiem, kiedy był jeszcze małolatem.
Następnie panowie przystąpili do nagrywania [5]. Perkusję nagrano w Wisseloord Studios w Holandii, bas w Blind Guardian Studio w niemieckim Krefeld, resztę na Teneryfie w studio Mi Sueno. Muzycy postanowili jeszcze delikatnie zmienić oblicze okładki. Samwise Didier, grafik komputerowej firmy Blizzard, odpowiedzialny za oprawę graficzną choćby Diablo czy Warcraft, przyjał ofertę zaprojektowania grafiki do nowego albumu, który ukazał się 9 października 2002. Pierwsze co zwracało uwagę to fakt, że Hammerfall zagrał szybciej, mocniej i agresywniej, nie tracąc jednak nic ze swojej melodyjności. Do tego było kilka epickich elementów znanych może już z poprzedników, ale po raz kolejny znakomicie wkomponowanych w metalowe gitary, że po prostu nie można było obok tego przejść obojętnie. Dzieło rozpoczynał Raiders Of The Storm, od razu "wchodzący do głowy" dzięki fantastycznym zagrywkom, zostającym w pamięci refrenem, genialnymi chórkami i solówkami na miarę mistrzów. Potem następował singlowy porywający Hearts On Fire, jeden z najlepszych utworów w historii Hammerfall. "Refren tego kawałka to po prostu potęga", napisał jeden z krytyków. Szybsze tempo dało się wychwycić w On The Edge Of Honour, a Crimson Thunder był kolejnym hymnem utrzymanym w średnio-wolnych tempach. Nowością było tu pięknie wkomponowane zwolnienie tempa, kiedy Joacim śpiewał refren i z każdą sekundą dołączały do niego kolejne instrumenty. Wyśmienitym riffem charakteryzował się Trailblazers, mocno przyćmiewający następną balladę Dreams Come True zagraną w całości na gitarach akustycznych z dodatkiem instrumentów smyczkowych, nadających żałobnego klimatu. Po średnim coverze Chastain Angels Of Mercy następowały kolejne dwa killery - The Unfogiving BladeM oraz zaczynający się klawiszowym wstępem diabelnie melodyjny Hero`s Return. Stylistycznie Hammerfall nie odbiegł od wypracowanych na pierwszych trzech krążkach patentów - dalej grał w swoim stylu, ale odświeżył swoją muzykę wprowadzając trochę nowinek. Wersja europejska zawierała dodatkowo jako bonusy przeróbkę Rising Force Yngwiego Malmsteena, amerykańska - Detroit Rock City Kiss, a japońska - Crazy Nights Loudness. W tym samym 2002 Stefan Elmgren założył swój projekt Full Strike.
Jednak trasa promocyjna obfitowała w smutne wydarzenia - wpierw w listopadzie 2002 w USA na trasie z Dio, manager grupy skradł muzykom 25 000 dolarów, potem Dronjak uległ wypadkowi motocyklowemu i złamał sobie lewą rękę, a w końcu jakiś nawiedzony fan black metalu rozbił podczas koncertu butelkę na twarzy Cansa, któremu założono ponad 20 szwów. Pomimo tych niedogodności [6] był wybornym albumem koncertowym, rejestrującym występ z 20 stycznia 2003, który poparto również wydaniem na DVD. Wadą była jedynie konferansjerka Cansa w języku szwedzkim. W kwietniu 2004 Cans nagrał album solowy Beyond The Gates, a jednym z gitarzystów na tym krążku został Elmgren. Z kolei Magnus Rosén nagrał partie basu na krążek Jörna Out To Every Nation w 2004. 7 marca 2005 ukazał się [7] i był najgorszą dotychczas pozycją w dyskografii zespołu. Na krążku przeważały zdecydowanie średnie tempa, niewiele było szalonych galopad z fantastycznymi zmianami rytmu. Kawałki albo były sztampowe (Hammer Of Justice, Fury Of The Wild) albo były kopią Helloween (Secrets, wstęp do dość przeciętnego singlowego Blood Bound). Do jaśniejszych punktów wydawnictwa należały bezsprzecznie soczysty The Templar Flame oraz najlepszy na krążku Take The Black. Ostatni kawałek Knights Of The 21st Century w lekko maidenowym stylu, dłużył się niemiłosiernie i nie pomagał w lepszym odbiorze tego kawałka gościnny występ Cronosa z Venom. Zawodził tym razem przeciętny wokal Cansa, który starał się śpiewać w urozmaicony sposób, ale tym razem wypadło to blado na tle nijakiej muzyki. Irytowały ciągoty Hammerfall w stronę soft-metalowego słodzenia. Jeszcze gorzej prezentowała się marna i bezbarwna ballada Never, Ever, nie bardzo pasował do całości krótki instrumentalny Imperial. Od strony produkcyjnej nie można było temu albumowi niczego zarzucić, ale za mało, by skutecznie walczyć z dziesiątkami kapel następującymi Hammerfall po piętach.
Na całe szczęście wydany 20 października 2006 [8] wracał do lat dawnej chwały. Tym razem młot Szwedów trafiał w czuły punkt. O ile otwierający kawałek tytułowy nie robił wrażenia, to The Fire Burns Forever brzmiał jak za starych dobrych lat (kawałek wykorzystano potem na ścieżce dźwiękowej do filmu "In The Name Of The King: A Dungeon Siege Tale" w 2007). Rebel Inside zawierał świetny klimatyczny wstęp, mocny riff i fantastyczną melodię, dla odmiany singlowy Natural High od początku zapraszał do gitarowej jazdy. Dark Wings, Dark Words epatował tajemniczym wstępem, rewelacyjnymi partiami wokalnymi i pewnymi nawiązaniami do Edguy. Po instrumentalnym Reign Of The Hammer album kończyły dwie monumentalne kompozycje: Genocide i Titan. Nowe dzieło Szwedów było praktycznie pozbawione wad. W tym przypadku narzekać mogli wyłącznie ci, dla których już samo poruszanie w powermetalowej stylistyce było wadą samą w sobie. Gdyby jeszcze pozbyć się Howlin` With The Pac i Shadow Empire byłoby to dzieło doskonałe. W 2006 Rosén i Johansson zagrali w superprojekcie Planet Alliance, a w marcu 2008 basista nieoczekiwanie odszedł z Hammerfall. Jeszcze większym szokiem dla fanów była podobna decyzja Elmgrena w kwietniu - gitarzysta ogłosił, że otrzymał propozycję pracy w liniach lotniczych. 27 czerwca 2008 formacja wydała składankę [9], zawierającą znane i nieznane przeróbki, jakich dokonano w całym okresie działalności. Z ciekawszych rzeczy należy wymienić: We`re Gonna Make It Twisted Sister, Flight Of The Warrior Riot oraz Youth Gone Wild Skid Row.
Po pozyskaniu nowych muzyków nagrano [10], który okazał się najlepszym dokonaniem Hammerfall od czasów [5]. Mimo trzymania się jednej konwencji, nie czuć było na albumie zniechęcenia. Wręcz przeciwnie - kawałki tryskały energią, a umiejętności pisania tak znakomitych melodii można było Dronjakowi i Cansowi tylko pozazdrościć. Ta płyta nie nudziła, przy każdym kolejnym odsłuchu podobała się coraz bardziej, a wydawało się już, że ekipa będzie dołować po odejściu Elmgrena (on sam zagrał gościnnie w Bring The Hammer Down). Nowy gitarzysta Pontus Norgren ukazał swoje możliwości w instrumentalnym Something For The Ages, a Anders Johansson rozgrywał najlepsze od lat partie perkusji. Cans zaśpiewał przyzwoicie, ale w przeszłości zdarzały mu się wybitniejsze partie. Nowa konwencja odsunęła w cień podejrzenia o autoplagiat, o eksploatację w kółko tej samej riffowej konwencji z lepszym lub gorszym skutkiem. Słychać jednocześnie pewną próbę upodobnienia się do mainstreamu szwedzkiej sceny powermetalowej. Znakomicie wypadły: singlowy dynamiczny Any Means Necessary, rozpędzony Legion, marszowy Hallowed Be My Name oraz kapitalny hit Punish And Enslave. Z jednej strony wydawało się, że Hammerfall zafundowali fanom jedynie sentymentalną wycieczkę w przeszłość, oprowadzając ich po ogranych już riffach i melodiach drugiej kategorii, ale z drugiej uczynili to w sposób tak nowoczesny i pomysłowy, że usuwali w cień zarzuty o przereklamowanie i nadmierne przecenienie. Szwedzi nadal unikali użycia klawiszy, choć w paru miejscach grupę wspomógł gościnnie Jens Johansson, także na organach kościelnych (m.in. Between Two Worlds). Wykorzystując potencjał techniki nagraniowej, Szwedzi utrzymali na rynku pozycję jednego z liderów, nie pozwalając sobie jedynie na wtopienie się nowym materiałem w obszar muzyki, która z lekka przebrzmiała. Jedyną skazą albumu był beznadziejny cover The Knack My Charona.
Od lewej: Anders Johansson, Fredrik Larsson, Joacim Cans, Pontus Norgren, Oscar Dronjak
Lekki niepokój mógł ogarnąć zwolenników zespołu po ujrzeniu mrocznej okładki [11]. Zombie i tematyka śmierci to nie to samo co rycerze i śmierć na polu bitwy. Najgorsze było jednak stylistyczne przemieszanie. O ile otwierający Patient Zero osadzono w konwencji heavy/power, to już Bang Your Head upraszczał sprawę do melodyjnej mieszanki mało wyrazistego melodyjnego power. Przyzwoity The Outlaw całkiem pozbawiono tożsamości, ale przynajmniej był to metal w odróżnieniu do cukierkowej akustycznej ballady Send Me A Sign. Typowe hammerfallowe tempo powracało w ciekawym Dia De Los Muertos, ze specyficzną dla formacji melodią w refrenie. Wypalenie wyraźnie odcisnęło piętno na 666 - The Enemy Within oraz Immortalized. Nasuwało się pytanie czy zespół nie powinien zostawić takiego grania grupom wprawionym od zawsze w melodyjnym lekko progresywnym power z klawiszowym tłem i ozdobnikami. Za to brzmienie całości było godne pochwały - ostre gitary, bas i perkusja w takim wydaniu nie trafiały się często. Po prostu majstersztyk mocy i głębi, niezależnie od tego jak daleko posunięta została komputerowa ingerencja. Jednak sama próba nawiązania do dawnych lat chwały osiągnęła rezultat w postaci słabego echa w numerach pozbawionych polotu i inwencji twórczej. Album był po prostu nudny w swej formie, treści i zachowawczym wykonaniu. Szwedzi potwierdzili tendencję zniżkową formy na nijakim koncertowym [12], któremu nie pomogły nawet gościnne występy Mikaela Stanne czy Stefana Elmgrena.
[13] nieoczekiwanie okazał się wielkim powrotem do czasów wczesnej świetności. Był to jednocześnie nowy start i faktyczna rewolucja. Tak Hammerfall nie grali przynajmniej od 2006. Fani otrzymali w końcu zestaw potencjalnych i faktycznych hitów utrzymanych w średnio-szybkich tempach, z robiącymi wrażenie chórkami i doskonałym wokalem nie tracącego formy Cansa. Oczywiście wszystko było lekko kiczowate jak to u tego zespołu zawsze bywało, ale absolutnie wszystko się tutaj zgadzało: czytelne ciepłe brzmienie, doskonale zaaranżowane wokale, fantastyczne solówki i uroczy klimat mrocznego fantasy, który z taką niepotrzebną brutalnością pochowano przy okazji [11]. Jedynym mankamentem było wydanie na pilotującego singla Bushido - kawałka dobrego i nośnego, ale blednącego przy mocy Hector`s Hymn (do którego powstał retrospektywny teledysk), mrocznego i cięzkiego jak na Szwedów Ex Inferis, wieńczącego całość Wildfire czy najlepszego numeru na albumie: wymiatającego Origins. Ta płyta - o ile oczywiście ktoś akceptował formułę rycerskości Hammerfall - nie miała wad. Wielką zaletą okazał się monolityczny charakter materiału oraz utrzymanie go w jednym powermetalowym duchu.
Po dwóch zupełnie przeciętnych albumach, braterstwo broni powracało na [17] - od razu zresztą w otwierającym Brotherhood. Numer zagrano wyśmienicie technicznie, z dwiema świetnymi gitarowymi solówkami i śpiewem Cansa w niezmiennie wybornej formie. Doświadczenie i jasno sprecyzowana konwencja trochę spowodowały lekką sztampowość refrenu, ale kawałek w całości przywracał templariusza na szlak. Tytułowy Hammer Of Dawn kroczył fantastycznie w swoim dostojnym tempie i szybującej ku niebu epickości wśród chórków. Szwedzi przyspieszali w typowym dla siebie stylu w No Son Of Odin i wolniejszy refren był odpowiednio wyrazisty, a Venerate Me pojawiał się nieoczekiwanie King Diamond, raczej z tego rodzaju metalem nie kojarzony. Powstał majestatyczny heroiczny utwór, z głównymi riffami niby prostymi, ale rytmikę i odcienie neoklasyki zrobiono w nader atrakcyjny sposób i dzięki temu nagrano killer bez epatowania nadmierną mocą. Uroczysty Reveries spokojnie rozwijał się z narastającym finałem, choć przedtem było łagodnie, epicko i refleksyjnie, choć zdecydowanie i bez balladowych kompromisów. Szybszy, ale bez nadmiernego pędu Too Old To Die Young - pierwsze riffy porywały, lecz potem kompozycja siadała w złagodzeniu całości i po miecz nie chciało się sięgać. W dodatku refren bardzo zachowawczy i już parokrotnie na wcześniejszych płytach Hammerfall podobny się pojawiał. W punkt uderzał natomiast balladowy A Not Today z przeszywającym wokalem Cansa, klasycznymi zagrywkami gitar i pełnymi treści solówkami. Live Free Or Die trochę łamał się w refrenie, ale ta płyta generalnie była lepsza w melodii zwrotek, a refreny były nieco słabsze. State Of The W.I.L.D. to typowy średniak, lekko odstający poziomem od ich najlepszych wypełniaczy tego rodzaju. Zakończenie to No Mercy - akcent mocny z ryczącymi gitarami, heroiczną melodią i brawurowymi wstawkami chórków. Fredrik Nordström jak zawsze kapitalnie czuł brzmienie zespołu, co słychać w perfekcyjnym mixie i masteringu. Hammerfall niczego nowego tu nie zagrał, zresztą nikt tego nie oczekiwał i ostatecznie młot uderzał jak należy.
Byli i obecni członkowie zespołu występowali też w innych grupach:
ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
[1] | Joacim Cans | Oscar Dronjak | Glenn Ljungström | Fredrik Larsson | Jesper Strömblad |
[2] | Joacim Cans | Oscar Dronjak | Stefan Elmgren | Magnus Rosén | Patrik Räfling |
[3-9] | Joacim Cans | Oscar Dronjak | Stefan Elmgren | Magnus Rosén | Anders Johansson |
[10-13] | Joacim Cans | Oscar Dronjak | Pontus Norgren | Fredrik Larsson | Anders Johansson |
[14-18] | Joacim Cans | Oscar Dronjak | Pontus Norgren | Fredrik Larsson | David Wallin |
Oscar Dronjak (ex-Ceremonial Oath, ex-Crystal Age), Fredrik Larsson (ex-Crystal Age), Jesper Strömblad (In Flames),
Glenn Ljungström (ex-In Flames), Patrik Räfling (ex-Mega Slaughter), Magnus Rosén (ex-Keegan),
Anders Johansson (ex-Silver Mountain, ex-Yngwie Malmsteen, ex-Keegan, ex-Johansson),
Pontus Norgren (ex-The Ring, ex-The Poodles), David Wallin (ex-Stormwind)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1997 | [1] Glory To The Brave | #6 |
1998 | [2] Legacy Of Kings | #17 |
1999 | [3] I Want Out EP | |
2000 | [4] Renegade | #9 |
2002 | [5] Crimson Thunder | #5 |
2003 | [6] One Crimson Night (live / 2 CD) | |
2005 | [7] Chapter 5 - Unbent, Unbowed, Unbroken | |
2006 | [8] Threshold | |
2008 | [9] Masterpieces (kompilacja) | |
2009 | [10] No Sacrifice, No Victory | #13 |
2011 | [11] Infected | |
2012 | [12] Gates Of Dalhalla (live / 2 CD) | |
2014 | [13] (r)Evolution | #5 |
2016 | [14] Built To Last | |
2019 | [15] Dominion | |
2020 | [16] Live! Against The World (live / 2 CD) | |
2022 | [17] Hammer Of Dawn | |
2024 | [18] Avenge The Fallen |