Szwedzka grupa założona w 1990 w Göteborgu przez Strömblada. We własnym kraju rozwinęła pojęcie "melodyjnego death metalu" wraz z Dark Tranquillity. Swoją twórczością te zespoły zaprzeczyły jakoby takie granie było stylem wtórnym. W sierpniu 1993 muzycy na własny koszt zarejestrowali trzy utwory: In Flames, Upon An Oaken Throne i Clad In Shadows, a następnie wydali je na kasecie "Demo `93". Taśma zwróciła na siebie uwagę szefów małej wytwórni Wrong Again, z którą In Flames podpisali kontrakt. Wyprodukowany przez samych muzyków debiut był dziełem z pogranicza death metalu i bardziej konwencjonalnych odmian heavy metalu. Na krążku formacja skorzystała z licznych motywów ludowych, zwłaszcza skrzypiec i altówki (ojciec Strömblada grał w kapeli folkowej). Bardzo dobrze wypadły ponownie nagrane kawałki z demówki jak również Starforsaken, Stand Ablaze i Biosphere. Po ukazaniu się debiutu Mikael Stanne odszedł, by założyć konkurencyjny Dark Tranquillity.
Wydany 20 lutego 1996 [3] był arcydziełem New Wave Of Swedish Death Metal. Wszystkie kawałki brzmiały klarownie, choć z perspektywy czasu płyta nie brzmi już tak potężnie jak kiedyś. Jednak ciężar miał tu drugorzędną rolę i zdecydowanie ustępował miejsca klimatowi splecionemu z siły i pasji. Całość miała w sobie coś magicznego, momentami niemalże baśniowego, pełna pomysłów i wiedzy jak je realizować. Był to album z wyraźnie zaznaczonym naciskiem na melodie, przy czym w znacznej mierze opartych o muzyczną filozofię klasycznego heavy metalu lat 80-tych. Z całą pewnością duży wpływ na to wszystko miał Jesper Strömblad, grający w Hammerfall od 1993. Czasem takie płyty o decydującym znaczeniu dla tworzenia gatunku bywają genialne i ponadczasowe. Był to poniekąd album eklektyczny, bo obok relatywnie brutalnych Dead God In Me czy Graveland, wrzucono delikatny instrumentalny The Jester`s Dance. Najbardziej melodyjne kompozycje miały bez wątpienia znaczenie kluczowe do tworzenia potem kolejnych podgatunków w obrębie szeroko rozumianego extreme melodic metalu. Do nich należał obdarzony folk-metalowymi rycerskimi akcentami Moonshield, którego styl później rozwinął choćby Amon Amarth. Fantastycznie ozdobiony gitarowymi ornamentacjami Lord Hypnos odcisnął swoje piętno na twórczoąci Kalmah. Przebojowy Artifacts Of The Black Rain z kolei to podwaliny pod ten najbardziej archetypowy melodyjny death metal szkoły skandynawskiej, jaki królował co najmniej przez następną dekadę. In Flames wprowadził do czytelne solówki o wielkim ładunku melodyjności (December Flower), który zagrał mało znany gitarzysta Fredrik Johansson. W Dead Eternity w chórkach zaśpiewał gościnnie Oscar Dronjak (lider Hammerfall). Wykonanie całości stało na bardzo wysokim poziomie - postawiono na czytelność aranżacji i wyrazistą (pozbawioną brutalnego chaosu) grę wszystkich instrumentalistów. Mastering wykonał Staffan Olofsson i to brzmienie było umiarkowanie dobre, stanowiąc głębszą wersję z debiutu, ale było tutaj daleko do soczystych produkcji szwedzkiego death metalu Entombed czy Dismember. Powstała płyta raczej wpływowa niż muzycznie wybitna.
Zespół przeszedł poważny regres formy wraz z wydaniem nudnego i mało dynamicznego [5]. Wydawałoby się, że Szwedzi wykorzystali te same patenty co wcześniej, jednak tym razem odarto je z dynamiki i oryginalności. Otwierający Jotun przypominał wydany rok wcześniej Elegy Amorphis, w Food For The Gods zwracała uwagę nietypowa i niemal hardcore`owa praca perkusji, a w przeróbce Depeche Mode Everything Counts pachniało podejrzanymi eksperymentami. Food For The Gods cechował zbyt nerwowy styl rytmiczny pracy gitar, dodatkowo w numerze przemycono niepotrzebnie zbytnio surowy majestat. Do rycerskiego folka próbował nawiązywac Gyroscope, ale ten brutalny minstrel nie czarował gitarową opowieścią. Środkowa część płyty sprawiała wrażenie nadmiernie pokomplikowanej (Jester Script Transfigured, Morphing Into Primal), natomiast posępny motyw główny w Worlds Within The Margin to raczej rzadkość na scenie göteborskiej, gdyż podobne granie rozwinęło się raczej w fińskim ekstremalnym graniu. W ten sposób do miana najlepszego kawałka pretendował instrumentalny Dialogue With The Stars, z pięknymi partiami dwóch gitar grających unisono. Nowa jakość to brzmienie uzyskane przez Fredrika Nordströma: ze zdecydowanie zarysowanymi wszystkimi instrumentami, odrębnością planu klawiszowego (kiedy występował) oraz wysunięciem wokalisty przed gitary. Tyle, że Anders Fridén jakby stracił pewność siebie przed mikrofonem. Album po prostu był gorszy od poprzedniego w każdym aspekcie, w dodatku nie tak świeży jeśli chodziło o tworzenie czegoś nowego w muzyce.
Na szczęście grupa zmieniła swoje oblicze na [6], płycie przywracającej In Flames dawną formę. Krążek zapewnił formacji sławę, a teksty utworów oparto na różnych aspektach religii i duchowości. Początkowo jednak album budził pewne kontrowersje, ale najważniejsze było to, że ten materiał był wpływowy i przełomowy. Stary skład się rozsypał z różnych powodów i przyjście nowych ludzi musiało wywrzeć wpływ na całokształt twórczości. W zasadzie melodyjny death wówczas pozostawał gatunkiem niszowym i hermetycznym. Żadne zaklinania rzeczywistości tego nie zmienią, gdyż przecież całe szwedzkie granie z Göteborga to kalka z kalki - większość płyt z tamtego okresu była zwyczajnie wtórna. In Flames po części nową płytą wyjechał z tego ślepego zaułka - w końcu potężne brzmienie, ostry wokal i ogólna agresja wykonania podporządkowane zostały melodii. Trafiły tu hity na głębokiej rockowej podbudowie, po części także odchodzące od ponurej deathmetalowej warstwy lirycznej i zastąpienie jej opowieściami o sprawach bardziej codziennych, także o wydźwięku społecznym. Nuclear Blast wydał zatem [6] z pewnymi obawami w maju 1999 i na początku część dawnych słuchaczy częściowo ten album zignorowała, ale za to pojawiła się armia nowych fanów. Mocne metalowe hity atakowały z niebywała precyzją jeden po drugim. Dzieliły sięna dwie grupy: szybsze Embody The Invisible, The New Word, dramatyczny Coerced Coexistence z solówką Kee Marcello (ex-Europe) oraz wolniejsze: Ordinary Story i Colony z łagodnymi partiami. Nieco inaczej wypadł Resin z pokaźną dawką mroku, należący w znacznej mierze do poprzedniej muzycznej epoki In Flames. Na płytę trafiło również jedyne potknięcie w postaci mało atrakcyjnego Insipid 2000. W opcji brzmienia utalentowany Göran Finnberg zrobił coś nowego, a jednocześnie wypośrodkowującego gusta. Ten sposób produkcji wyznaczył kierunek utrzymywany przez wiele lat w gatunku melodyjnego deathu. Pomimo odniesienia sukcesu, Jesper Strömblad nadal dążył do zmiany brzmienia. Jego wizja zaczęła się obracać wokół specyficznego mixu delikatności z elementami nowoczesności.
[7] był najdojrzalszym dokonaniem zespołu i jednocześnie testamentem stylistycznym In Flames, gdyż już nigdy później ta ekipa nie miała nagrać płyty nawet przeciętnej. Na krążku znów było bardzo melodyjnie, a jednocześnie muzyka stała się przystępniejsza dla szerszej grupy odbiorców. Przykładowo Satelites And Astronauts zapowiadało się na balladę, ale w dalszej części muzyka przyspieszała. Aranżacje w chwytliwych Pinball Map, Only For The Weak czy tytułowym Clayman nie pozwalały się nudzić. Fridén często zmieniał swoje tonacje - od krzyku, poprzez czysty śpiew do wokali w niskich tonacjach. Niektórzy krytycy zarzucali jednak płycie wtórność w stosunku do poprzedników.
Jednak wszystkie wcześniejsze zarzuty zbladły, kiedy na rynku pojawił się [9]. Styl In Flames zmieniał się przez lata, aż poprzez eksperymenty przekształcił się w potworka próbującego mało umiejętnie wymieszać wszelkie znane w metalu style. Słychać było dużą ingerencję klawiszy oraz zmianę w refrenach, które Fridén zwyczajnie wyśpiewywał. Nie powalał singlowy Trigger, nużyły akustyki w rodzaju Dawn Of A New Day czy Metaphore, w zakłopotanie wprawiał oparty na dziwnych kontrastach System. Ten album podzielił fanów zespołu na dwa obozy - na tych, którzy nadal oddawali grupie szczere uwielbienie i na tych, którzy propagowali zarzuty o komercję, skreślając każdy kolejny krążek wydany po [8]. Właśnie paskudne słowo "komercja" przylgnęło od tamtego czasu do In Flames na dobre. [10] był kolejnym dowodem na to, iż szefowie wytwórni Nuclear Blast robili wszystko dla pieniędzy. Jeszcze gdyby za nowym wcieleniem In Flames stały odpowiedni poziom i jakość, a nie tylko wypełnianie założeń kontraktu, część fanów byłaby w siódmym niebie. Ten album był po prostu mizerną próbą kontynuacji schematów z poprzednika. Naśladownictwo innych kapel było największą wadą tego wydawnictwa. Całość brzmiała dziwnie płasko i mało soczyście, brakowało dynamiki i feelingu znanego z wcześniejszych dokonań. Bolesne dla uszu były także nu-metalowe wstawki wplecione w monotonne odegranie bez większego zaangażowania. Kolejne płyty stanowiły smutne dokonania formacji, która niegdyś nazywana była "mistrzami gatunku". Zespół z tak szlachetną historią, który miał na koncie bardzo dobre płyty NWOSDM, zaczął odwalać taką tandetę, że aż z żalu ściskały się serca fanów metalu. Ta muzyka prawie całkowicie przestała przypominać metal w ogóle, wszystko zastąpiono słodkawą modernistyczną melodyjnością. Wydawało się nawet, iż każdy kawałek składał się z 4-5 refrenów granych na przemian. We wszelkie możliwe szpary właziły klawisze i elektronika, a gitary brzmiały jak sample generowane na 8-bitowym komputerze. Do wszystkiego dochodził coraz bardziej z roku na rok jęczący wokal Fridéna. In Flames selektywnie co kilka lat karmił swoich nowych zniewieściałych fanów tą samą papką non stop - z kolejnego albumu na album. Nie było mowy o jakimkolwiek postępie, a grupa widocznie znalazła złoty przepis na masową produkcję tego, co się dobrze sprzedawało mało wybrednemu pokoleniu odbiorców. I tylko starzy zgorzkniali fani, pamiętający czasy świetności kręcili z niedowierzaniem głową, oglądając zamieszczony na stronie internetowej zespołu wywiad, w którym to Strömblad stwierdzał jak "w dupie miał to co myśleli sobie tacy jak oni". Od 2002 samo słuchanie nowego wcielenia In Flames było prawdziwą katorgą i gdyby kapela rozwiązała się na dobre, nikt by jej raczej nie żałował.
Jesper Strömblad uczestniczył w nagrywaniu debiutów Hammerfall (z Ljungströmem) i Sinergy, wszedł także w skład thrash/deathowego Dimension Zero (Silent Night Fever w 2002, This Is Hell w 2003 i He Who Shall Not Bleed w 2007) i groove`owo-hard rockowym CyHra (Letters To Myself w 2017).

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Mikael Stanne Jesper Strömblad Carl Näslund Johan Larsson Jesper Strömblad
[2] Henke Forss Jesper Strömblad Glenn Ljungström Johan Larsson Daniel Erlandsson / Anders Jivarp
[3-5] Anders Fridén Jesper Strömblad Glenn Ljungström Johan Larsson Björn Gelotte
[6-12] Anders Fridén Jesper Strömblad Björn Gelotte Peter Iwers Daniel Svensson
[13-15] Anders Fridén Niclas Engelin Björn Gelotte Peter Iwers Daniel Svensson
[16] Anders Fridén Niclas Engelin Björn Gelotte Peter Iwers Joe Rickard
[17] Anders Fridén Niclas Engelin Björn Gelotte Bryce Paul Newman Tanner Wayne
[18] Anders Fridén Chris Broderick Björn Gelotte Bryce Paul Newman Tanner Wayne

Jesper Strömblad (ex-Ceremonial Oath), Anders Jivarp (Dark Tranquillity),
Anders Fridén (ex-Dark Tranquillity, ex-Ceremonial Oath), Chris Broderick (ex-Jag Panzer, ex-Megadeth, ex-Act Of Defiance)

Rok wydania Tytuł TOP
1994 [1] Lunar Strain #22
1995 [2] Subterranean EP
1996 [3] The Jester Race #8
1997 [4] Black Ash Inheritance EP
1997 [5] Whoracle
1999 [6] Colony
2000 [7] Clay Man
2001 [8] The Tokyo Showdown (live)
2002 [9] Reroute To Remain
2004 [10] Soundtrack To Your Escape
2006 [11] Come Clarity
2008 [12] A Sense Of Purpose
2011 [13] Sounds Of A Playground Fading
2014 [14] Siren Charms
2016 [15] Sounds From The Heart Of Gothenburg (2 CD / live)
2016 [16] Battles
2019 [17] I, The Mask
2023 [18] Foregone

          

          

          

Powrót do spisu treści