Szwedzka formacja powstała w 1995 w Sztokholmie z inicjatywy Thomasa Wolfa - mistrza Szwecji w karate kyokushin i sparring-partnera Dolpha Lundgrena. Stormwind zadebiutował w 1995 ponad półgodzinną kasetą demo i od początku borykał się z wydawaniem swoich płyt na zachodnich rynkach. [1] wydano tylko w Szwecji i Japonii, a promocję [2] rozszerzono jedynie na całą Skandynawię. Obie płyty zawierały średniej jakości heavy z delikatnym progresem, w dodatku z mało przekonującym śpiewem dwóch wokalistek. Po nagraniu utworu Too Drunk To Live, Too Young To Die na tribute "Yngwie Malmsteen'99", nastapiła najważniejsza zmiana w karierze formacji. Do ekipy dołączył bowiem świetny frontman Thomas Vikström, znany ze współpracy z Candlemass. Na zrealizowanym z nim [3] znalazły się pierwsze nieśmiałe próby zastosowania neoklasycznych patentów. Album godzien był uwagi właśnie przez pryzmat próby kształtowania własnej stylistycznej tożsamości. Wolf zrobił krok we właściwym kierunku - w końcu należycie wykorzystał swój gitarowy talent, by tworzyć numery o AOR/hard rockowym zabarwieniu, a jednocześnie bez wyraźnych cech komercyjnych. Vikström brzmiał niczym stworzony do takiej muzyki, a dodatkowo był w bardzo dobrej dyspozycji wokalnej. Gra samego lidera fascynowała - nie tylko shreddingiem, ale wysmakowanymi pojedynkami z klawiszami, a pełnię swych umiejętności Wolf ukazywał w instrumentalnym Marco Polo - numerze pełnym pasji i maestrii. Album wyprodukowano starannie, z nieco ostrzejszą niż można by się spodziewać gitarą i wybornym ustawieniem wokalu na planie pierwszym. Jedyną wadą było niezdecydowanie muzyków, by bardziej przesunąć punkt ciężkości od komercji do progresji.
[4] zdradzał wyraźną fascynację Wolfa dokonaniami Malmsteena oraz tradycjami europejskiego hard rocka. Ship Of Salvation stanowił sztandarowy przykład obranego stylu - doskonała melodia w konwencji Yngwiego z neoklasycznym tłem i wybornymi klawiszami o progresywnym charakterze. Całość nie była jednak spójna - Seven Seas był niczym innym jak ugłaskanym i słodkim pop-rockowym numerem zagranym na pianinie. To nieciekawe wrażenie szybko zacierał Passion z wyraźnymi wpływami Majestic w sferze umiejętnego rozplanowania klawiszy. Najdłuższym utworem był prawie 9-minutowy Symphonia Millennialis - instrumentalny monolit z pogranicza metalu progresywnego i neoklasycznego, wielowątkowy i z ciekawą kulminacją. W stylu melodyjnego metalu utrzymano Samurai, zdradzający pewne wpływy Rainbow. Płytę zamykał ,I>Holy Land zbudowany na zeppelinowych riffach zagranych w stylu Malmsteena, poprowadzony w średnim tempie i z niezwykle udanymi dialogami gitarowo-klawiszowymi. Wolf co prawda ustępował Yngwiemu o parę klas, ale grał bardzo dobrze bez wysuwania się na pierwszy plan za wszelką cenę. Na [5] fani również otrzymali solidną dawkę melodyjnej neoklasyki, zagranej jeszcze energiczniej i z większą pewnością siebie. War Of Troy był kapitalnym hymnem o epickim niemal charakterze z wybornym wokalem Vikströma i odśpiewanym chóralnie refrenem. Nieco mulił tytułowy Reflections, zbytnio zakorzeniony w amerykańskim hard rocku, a Illusion przypominał styl Malmsteena z czasów Eclipse. Nie zapomniano także o muzycznych hołdach dla Rainbow w Golden Tears i dla Majestic w Queen Of Nine Days. Zgrabnie zaaranżowany Assassin Of Honour byłby niewątpliwie wielkim przebojem, gdyby nie nijaki refren. Kończący album Ramzes mógł podobać się miłośnikom orientalnych klimatów. Był to kolejny udany krążek Szwedów, łączący dobre wysmakowane melodie z eleganckim wykonaniem.
Na [6] nie było żadnych eksperymentów i formacja kontynuowała styl dwóch poprzednich płyt, po raz kolejny zakończony sukcesem. Touch The Flames to rewelacyjna mikstura neoklasyki w malmsteenowej oprawie ze słyszalnymi wpływami Rainbow, a Eyes Of Change to popis klawiszowy Dahlquista z ponownymi nawiązaniami do Yngwiego. W znakomitym gotyckim Strangers From The Sea ze średniowiecznym klimatem przeszkadzał jedynie przydługi wstęp. River Of Love to sentymentalny numer radiowy i z tego utworu spokojnie zespół mógł zrezygnować. W bardziej dynamicznych kompozycjach grupa wypadała zawsze ciekawiej i udowadniał to Flyer, przypominający dokonania At Vance, czyli kawałek brawurowo odegrany w neoklasycznej eleganckiej manierze. W końcu nadchodził niemetalowy Street Of Prishtina, w którym pop lat 80-tych był istotą w przepięknej melodii poskładanej z tego co w tej muzyce było najlepsze. Excalibur miał posmak lekko epicki, z bardzo dobrą melodią i wyborną gra Wolfa. Jako cover użyto White Man Queen i ten wybór nie był trafny, gdyż Vikström nie miał stosownych walorów głosowych, ani też samo instrumentalne wykonanie nie porywało. Album kończyła 98-sekundowa instrumentalna miniatura Venezia. Krążek nagrano całościowo z odpowiednim polotem i energią, co poparła specyficzna pewność siebie. [7] składał się z dwóch części: koncertu oraz zestawu nagrań trudno dostępnych (w tym coveru Davida Lee Rotha A Little Ain`t Enough).
Muzycy Stormwind udzielali się później w rozmaitych grupach:
ALBUM | ŚPIEW | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
[1] | Tina Leijonberg | Thomas Wolf | Per Hallman | Kristoffer Eng | Henrik Seeman |
[2] | Angelica Häggström | Thomas Wolf | Per Hallman | Kristoffer Eng | Zepp Urgard |
[3-5] | Thomas Vikström | Thomas Wolf | Kaspar Dahlqvist | Andreas Olsson | Patrick Johansson |
[6-7] | Thomas Vikström | Thomas Wolf | Kaspar Dahlqvist | Andreas Olsson | David Wallin |
Thomas Vikström (ex-Candlemass), Kaspar Dahlqvist (Treasure Land), Andreas Olsson (Narnia),
Patrick Johansson (ex-Shades, ex-Without Grief), David Wallin (ex-Blacksmith)
Rok wydania | Tytuł |
1996 | [1] Straight From Your Heart |
1998 | [2] Stargate |
1999 | [3] Heaven Can Wait |
2000 | [4] Resurrection |
2001 | [5] Reflections |
2003 | [6] Rising Symphony |
2004 | [7] Legacy (2 CD / live) |