Szwedzka grupa powstała w 1996 w Jönköping. Nazwę zaczerpnięto z literatury C.S. Lewisa, a nieodmiennie pojawiający się na wszystkich okładkach lew był symbolem Chrystusa. Początkowo Christian Liljegren i Carl-Johan Grimmark przy udziale muzyków sesyjnych nagrali płytę, która wyszła wpierw w Japonii (w Europie nie było na to chętnych). Kiedy jednak album ten dotarł do Europy i zyskał uznanie, reedycji dokonali wietrzący sukces szefowie wytwórni Nuclear Blast i krążek ukazał się w lutym 1998 ze zmienioną okładką. Narnia przedstawiła neoklasyczny melodyjny power, w pewnych miejscach styczny z kompozycjami Yngwie Malmsteena, ale zdecydowanie o przesłaniu chrześcijańskim i odpowiednio wygładzony. Grimmark (ur. 14 października 1977) pokazał się jako biegły neoklasyczny shredder, co udowodnił w instrumentalnym The Return Of Aslan. Utworom nadano eleganckie i bardzo melodyjne refreny, same zaś kompozycje zdradzały pewne progresywne inklinacje. Rivel-Liljegren (ur. 7 lutego 1971) śpiewał wzniośle, "grzecznie" i bardzo dobrze technicznie, operując głównie w średnio-wysokich rejestrach. Szybsze numery takie jak Break The Chains miały zdecydowanie powermetalowy charakter, inne (No More Shadows From The Past, Touch From You) osadzono raczej w melodyjnym heavy metalu spod znaku Midnight Sun, ale bogatsze pod względem formalnym dzięki rozbudowanym partiom klawiszowo-gitarowym. Pojawia się tu pierwsza z serii pastelowych pół-ballad Heavenly Love z refleksyjnym refrenem, jak również rozbudowany kawałek o charakterze hymnowym Sign Of The Time z nieoczekiwanym szybkim rozwinięciem w części instrumentalnej. Album był interesujący muzycznie, lecz cierpiał na niedogodność w postaci programowanej perkusji - ubogo wypadającej na tle wysmakowanych klawiszy i pełnych inwencji solówek gitarowych. Całość produkcji wyjątkowo dobra, selektywna ze szczególnym uwzględnieniem gitary Grimmarka, który zresztą za całe brzmienie był odpowiedzialny. Debiut przykuł uwagę bardziej fanów eleganckiego metalowego grania o progresywnych cechach, niż główny nurt odbiorców metalu chrześcijańskiego i został raczej pominięty milczeniem w USA, choć w Brazylii doczekał się własnego wydania. Pozytywne opinie zachęciły muzyków do kontynuowania tego projektu, już w składzie rozszerzonym o nowych muzyków.
Z trzema nowymi członkami i wciąż ważnym kontraktem z Nuclear Blast, formacja przystapiło do nagrywania [2]. Wpierw 18 grudnia 1998 krążek ukazał się w Japonii z inną (gorszą okładką), a następnie nakładem Nuclear Blast na terenie reszty świata w lutym 1999. Tym razem Narnia przedstawiła bardziej zwarty stylistycznie materiał powermetalowy, niezwykle elegancki w formie i zbudowany na dyskretnym fundamencie neoklasycznym, uwypuklającym się w licznych wysokiej klasy ornamentach. Słynny Living Water stał się pewnego rodzaju wyznacznikiem szwedzkiego melodyjnego chrześcijańskiego metalu i jednocześnie stał się drogowskazem muzycznym dla samej Narnii w przyszłości. Średnie tempo, wyśrubowany muzycznie i wokalnie refren, pasaże klawiszowe oraz wirtuozerska solówka Grimmarka wysoko ustawiły poprzeczkę na samym początku płyty. Z niezwykłą starannością opracowano Shelter Through The Pain - refleksyjny numer nawiązujący do rock/metalu lat 80-tych, zniewalający pełnymi łagodnego uroku wysmakowanymi melodiami i autentyczną wirtuozerią wykonania. Także chórki stały na bardzo wysokim poziomie i wielogłosowe harmonie wokalne były bezbłędne. Klawisze i bas stworzyły specyficzny klimat w The Mission i ten sposób aranżacji stał się później także wzorcem dla powolnych numerów o lekko progresywnym charakterze. Gościnnie na skrzypcach zagrał tutaj Mart Hallk. Podobnie rozwiązano What You Give Is What You Get, z kolejnym wokalnym popisem Rivela-Liljegrena. W jednym tylko momencie muzyka wydawała się zbyt stonowana - The Lost Son nagrano zbyt grzecznie i przyjemny refren nie porywał. Zespół sztywno trzymał się tempa w neoklasycznie progresywnym chłodnym Long Live the King. Fantastyczna dynamika Dangerous Game i ostrzejszy wokal udowadniał jednak, że pewne łamanie schematów się muzycznie opłacało. Była to jedna najciekawszych kompozycji na tym krążku, choć pozornie oparto ją na prostszej konstrukcji. Na sam koniec epicka elegijna narracja Star Over Bethlehem - oparta na wątkach biblijnych, spokojnie poprowadzona z masywnymi klawiszami w tle i inteligentnie wplecionymi motywami orientalnymi. Muzyka Narnii ogromnie zyskała na pojawieniu się utalentowanego i pomysłowego perkusisty Andreasa Johanssona. Grimmark jako producent we współpracy z inżynierem dźwięku Peterem In De Betou wypracował specyficzne brzmienie Narnii - dosyć chłodne i trochę przypominające albumy Malmsteena z tego okresu. Płyta przyniosła zespołowi autentyczny sukces i sławę.
Trudniejszy w odbiorze [3] był bardziej progresywny i nastawiony na węższe grono słuchaczy, choć po części kontynuował elegancki styl poprzednika. Dwa instrumentalne numery (The Light At The End Of The Tunnel oraz Misty Morning) w zasadzie eksponowały tylko kunszt gitarowy Grimmarka i lekkie progresywne ciągoty. Wyrazisty i dynamiczny Inner Sanctum pokazywał, że Szwedzi zdecydowali się na granie ostrzejsze i nieco cięższe. Tą umiarkowaną wyrazistość akcentowano w Angels Are Crying, ale ten utwór raził trochę monotonią i pewną topornością w porównaniu z pozostałymi. Niemal speedmetalowy w formie Walking The Wire i tylko ugrzeczniony wokal Rivela-Liljegrena powstrzymywała pęd całości, przy czym krzyczane chórki tworzył z jego interpretacją ciekawy kontrapunkt. Kiedy wchodził element neoklasyczny, Narnia momentalnie intryguje jak w pełnym energii The Witch And The Lion, nawiązującym do najlepszych tradycji szwedzkiego neoklasycznego grania. Grimmark grał tutaj po prostu kapitalnie. Epicki styl pojawiał się w dostojnym miarowym Falling From The Throne z kilkoma niezwykle interesującymi momentami i rockowymi fragmentami gitarowymi o charakterze progresywnym. Zgrabnie prezentował się delikatny Revolution Of Mother Earth z pięknym pianinem Claessona i uduchowionym wysokim wokalem. Na zakończenie ponad 9-minutowy Trapped In This Age toczył się leniwie, oparty o basowe akcenty, anielskie tło klawiszowym i wysunięty śpiew Rivela-Liljegrena. Ta refleksyjna kompozycja stawiała na niemal hipnotyzującą lekko progresywną powtarzalność motywów gitarowych. Zmiana na przekaz oniryczny w delikatnej rockowej formie ubarwiała ten utwór od połowy. Ostatecznie największymi atutami albumu okazały się: staranne wykonanie, znakomite solówki Grimmarka i wyborne pomysły. Przekaz był może bardziej hermetyczny, ale w pewnych momentach schodził na pozycje powermetalu głównego nurtu szwedzkiego. To akurat szczęśliwie przysporzyło grupie grono nowych fanów, dla których chrześcijański przekaz miał drugorzędne znaczenie. W Rivel-Liljegren, Johansson i Olsson zrobili sobie odskocznię, nagrywając krążek pod szyldem Wisdom Call.
Z nowym basistą Andreasem Olssonem nagrano [4] - tym razem album miał charakter antywojennego konceptu podzielonego na dwie części. Ambientowe intro stanowiło preludium do pełnego dramatyzmu powermetalowego The Countdown Has Begun, ostrzegacy przed wojenną apokalipsą. Było w tych kawałkach znowu więcej neoklasyki jaką czarowano na [2], także łagodniejszy wokal i lżejsze chórki oparte o wielogłosowe harmonie wokalne. Trafiły się jednak także brutalne odgłosy wojny w niemal power/thrashowych riffach w Back From Hell, przy czym wszystko pewnym momencie zastępowała łagodna refleksja. Sporo melancholijnej refleksji zawarto w utkanym z wzniosłego wokalu i progresywnych zmian tempa No Time To Lose. Niemal rockowo pobrzmiewał pulsujący zmysłowo Innocent Blood z nowoczesnymi klawiszami w tle - pewne dosyć śmiałe rozwiązanie, raczej w metalu chrześcijańskim nie stosowane. Ground Zero to jeden wielki popis Grimmarka, jakim raczą zwykle herosi gitary na solowych płytach instrumentalnych i to na pewno najbardziej progresywny numer na tej płycie. Zwieńczeniem całości był progresywny 14-minutowy The Great Fall Of Man - pompatyczny i patetyczny kolos o stopniowym dawkowaniu napięcia i z wykorzystaniem różnych instrumentów w długim wstępie. Jednym z nich był 11-strunowy glissentar firmy Godin - bezprogowy instrument ze strunami nylonowymi, inspirowany perską lutnią. W pewnym momencie to wszystko jednak się rozmywało w dosyć bezbarwnym progresywnym power i trywialnych aranżacjach - choć pełna głosów i chórów w tle końcówka była intrygująca i wieloznaczna. Narnia podążyła za modą na granie trudniejsze i progresywne, aczkolwiek bez zmiany przesłania głównego. Po raz kolejny kultura wykonania bardzo wysoka, kompozycje przemyślane, brzmienie znakomite w chłodniejszym szwedzkim wykonaniu. Album trafił do mniejszego grona słuchaczy jako muzyka, gdzie chwytliwość refrenów jako oręż głoszenia wiary zastąpiono czymś bardziej wysublimowanym, ale i hermetycznym.
Skład z 2019. Od lewej: Andreas Johansson, Carl-Johan Grimmark, Christian Rivel-Liljegren, Martin Härenstam, Jonatan Samuelsson
Muzycy w międzyczasie mieli ręce pełne roboty. Rivel-Liljegren zajęty był prowadzeniem wytwórni Rivel Records, Johannson i Olsson zagrali w grupie Roba Rocka na koncercie w Oslo, a sam Olsson nagrywał z DivineFire i Harmony. Carl Johann Grimmark pracował z Saviour Machine i zarejestrował kilka partii gitarowych na trzeci solowy album wspomnianego Roba Rocka. Mimo nawału zajęć, panowie znaleźli czas na przygotowywanie utworów na [6] (wydanym przez Massacre Records). Grimmark zagrał także na klawiszach po odejściu Martina Claessona, a do wokali pobocznych i chórków zaproszony został Mats Levén. W tamtym okresie w Szwecji nastąpiło zwiększenie zainteresowania powermetalem nieco nowocześniejszym, w dodatku istniał napór młodych zespołów sceny modern metalowej i Narnia w jakiś sposób musiała na to zareagować, by pozostać na fali. Postawiono na granie energicznie, momentami przypominające mniej agresywną wersję DivineFire. Początek albumu pod tym względem był obiecujący, bo Into This Game oparto na nowoczesnych wstawkach elektronicznych, chwytliwej melodii i modernistycznym brzmieniu gitary Grimmarka. Lew przestał być takim łagodnym refleksyjnym kotkiem jak przed kilkoma laty. Wyśmienity People Of The Bloodred Cross z nowoczesną aranżacją serwował niezwykle atrakcyjny refren i ogólny klimat w znacznym stopniu inspirowanej muzyką orientalną. Grimmark grał inne solówki niż zwykle, z małą ilością neoklasyki i czytelnym podkreślaniem głównych motywów muzycznych kompozycji, w pewnych miejscach powtarzanych przez niego też na instrumentach klawiszowych. Grupa przybierała przyjemnie nowoczesne oblicze w dynamicznym Show All The World, natomiast grzeczny i układny Take Me Home zgodnie z konwencją stawiał na głębokie wybrzmiewania gitar w znakomitym po prostu refrenie i poruszał samą doskonałą muzyką. Nowoczesność nie zawsze jednak jest dobra o czym świadczył This Is My Life i ten numer był mało ciekawy poza wirtuozerskim solem Grimmarka o charakterze progresywnym. Pewien procent progresywnego melancholijnego grania też tu pozostał, jednak w melodiach znacznie bardziej przyjazny, niż na płycie poprzedniej co słychać w ciekawie rozbudowanym Another World. Był też epicki chrześcijański hymn The Man From Nazareth, po części inspirowany progresywnym rockiem i metalem gotyckim, tworząc ciekawą przenikającą się muzyczną mozaikę. Płyty świetnie się słuchało także z powodu wybornego brzmienia, jakie uzyskał odpowiedzialny za mastering Anders Theander (ex-perkusista Midnight Sun), który jako dźwiękowiec zdobył większą sławę niż jako muzyk. Tworząc brzmienie nowoczesne nie zapomniał o głębi i określonym cieple. Powstał krążek wybornego wokalu Rivela-Liljegrena i dużej pomysłowości Grimmarka, tworzący nową jakość w chrześcijańskim metalu. W tekstach muzycy nadal nie stronili od cieni ludzkiej egzystencji, zgrabnie ją odmalowując słowem i dźwiękiem. Całość zebrała znakomite oceny, ale w 2008 niespodziewanie Rivel-Liljegren zdecydował się odejść.
Nowym frontmanem został Urugwajczyk Germán Pascual. [7] wypełnił elegancki w formie i nieco nudnawy melodyjny powermetal. Chrześcijański lew ryczący tym razem głosem Pascuala nie był w stanie wzbudzić przerażenia. Nowoczesne klawisze i odrobina modernistycznie podanego niepokoju w When The Stars Are Falling kontrastowały z dość przeciętną solówką Grimmarka. Próba zagrania bardziej energicznie w Course Of A Generation - o lekko progresywnym zacięciu i zamaszystym refrenie z chórkami - wypadła przeciętnie. W Kings Will Come Narnia przegrywała z rodzimą konkurencją na rynku progresywnego melodyjnego power, a Rain zbyt mocno obudowano wokół refrenu, co wynikało zapewne z riffów zaczerpniętych z groove. W końcu tradycyjnie wykonany One Way To Freedom z rozległym tłem okazał się wolniejszy i nastrojowy, ale nie pozbawiony mocy i eleganckiej ekspresji. Szkoda, że Szwedzi nie zdecydowali się na więcej podobnych kompozycji, z położeniem nacisku na chłód i dostojność. Dowodem na to był Miles Away, w którym zabrakło jednak jakiegoś punktu przykuwającego uwagę. Łagodniejszym Behind The Curtain w konwencji ostrzej zagranego wąsko pojmowanego melodyjnego metalu, Narnia żegnała się ze słuchaczami. Ta muzyka nie trafiła jak należy do słuchaczy, gdyż nie takiej muzyki po zespole się oni spodziewali. Uwagę zwracał właściwie tylko świetny głos Pascuala, nie można mieć było również zastrzeżeń co do samego brzmienia, co było zasługą talentu Fredrika Nordströma. Zabrakło zapadających w pamięć melodii, zaskakujących progresywnych rozwiązań i miejscami prostych rozwiązań aranżacyjnych. Krążek zebrał kiepskie noty i muzycy zawiesili działalność w maju 2010. Wydawało się, że lew zaryczał po raz ostatni (Liljegren i Pascual spotkali się potem w reaktywowanym DivineFire).
Pewne legendy nie kończą się nigdy - 31 stycznia 2014 metalowy świat obiegła sensacyjna wiadomość o reaktywacji Narnii z Rivelem-Liljegrenem za mikrofonem. [8] ukazał się wpierw jako wydawnictwo niezależnie, potem w Japonii (King Records) i ostatecznie z szyldem Massacre Records. Jak na możliwości kompozytorskie Grimmarka, ten album zawierał po częściprostą muzykę. Krótkie zwarte melodyjne powermetalowe utwory wywodziły się z głównego nurtu szwedzkiego chrześcijańskiego i były wypadkową Golden Resurrection oraz Reinxeed. Wokal frontmana był jak zwykle mocny, riffy przejrzyste i umiarkowanie bujające, a refreny raczej radiowo-melodyjne niż zdecydowanie wzniosłe. Takimi kompozycjami były Reaching For The Top, One Way To The Promised Land i Moving On - ten ostatni miał więcej wyrazistego chrześcijańskiego przesłania w emocjonalnym stylu wokalnym. Z jakiegoś powodu zdecydowano się też na blade odniesienie od fińskiego metalu gotyckiego w rodzaju Sentenced czy Charon w Messengers. Nieco celtyckiego folku wpleciono w I Still Believe i ta petrada jawiła się jako największy hit albumu. Próbą budowania klimatu był wolny On The Highest Mountain, przypominając bardziej progresywne momenty z własnej przeszłości. Chreścijański charakter najmocniej za to podkreślał Who Do You Follow?, stanowiący wersję pomysłów z czasów [2]. Dobrym zakończeniem był solidny powermetalowy Set The World On Fire. Zwracała uwagę wyborna forma wokalna Rivela-Liljegrena, który był postacią zdecydowanie pierwszoplanową i reszta jakby mu podgrywała - w tym Grimmark, który bardziej bazował tu doświadczeniu niż na pomysłowości i finezji. W zakresie produkcji postawiono na ostrą realizację gitary, raczej drugoplanowe nowoczesne klawisze, średnio-głośną sekcję rytmiczną i ogólnie chłodny klimat. To wszystko było pewnego rodzaju efektem dostosowania się do aktualnych trendów, na szczęście bez nadmiernego eksperymentowania przy stole inżyniera dźwięku. Narnia nagrała płytę dobrą, ale nie taką która mogłaby uzasadnić powrót pod tym szyldem, kojarzonym z określoną oryginalnością i elegancją. Był to raczej chwyt o znaczeniu marketingowym, ale sama magia nazwy to trochę za mało, by ponownie wszyscy usłyszeli ryk lwa.
Z nowym basistą Jonatanem Samuelssonem i znów bez króla zwierząt na okładce powstał [10]. Nastąpiło stylistycznie nawiązanie do [6] w samej muzycznej zawartości. Oczywiście nie wprost, ale to powermetal i melodyjny heavy uwzględniający nowoczesne trendy w tych gatunkach, z niedużą dawką aranżacyjną typowego modern-metalu. Narnia grała przystępnie, z rozległymi klawiszami w typowo skandynawskiej manierze, które Grimmark ustawił niemal równolegle z gitarą. Odpowiednia doza łagodności osadzona w dumnej manierze wyglądała z A Crack In The Sky. Bardziej heroiczne granie przynosił ze sobą The Armor Of God, ale brzmiało to na pewno słabiej niż chociażby w Golden Resurrection. Nagrano sporo muzyki odnoszącej się do melodyjnego heavy metalu: chwytliwej, rytmicznej i na pewno przebojowej (You Are The Air That I Breathe, MNFST). Słabo na ich tle wypadł przesłodzony Sail On. Wśród tego wszystkie zupełnie oddzielnie stał klimatyczny Has The River Run Dry, nawiązujący do melodyjnego metalu fińskiego z pewnym elementem alternatywnego stylu przekazu i nutą progresywności w konstrukcji. W The War That Tore The Land ładnie przeplatała się nuta łagodna i refleksyjna z masywnymi chwytliwymi partiami klawiszowo-gitarowymi. Jedyna kompozycja hymnowa I Will Follow z lekkim rysem neoklasycznym tym razem była umiarkowanie interesująca i niepotrzebnie wpleciono w nią zbyt wiele elementów modern-metalu, przez co udany wzniosły refren tracił na wyrazistości. Dwuczęściowy From Darkness To Light stanowił niewątpliwie najbardziej wysmakowany i ambitny numer na płycie: malowane klimatem i rockowym feelingiem granie i doskonały łagodny plan drugi klawiszy w części pierwszej poprzedziły inspirowaną różnymi gatunkami muzyki (w tym jazz-rockiem) instrumentalną część drugą.
Wysokiej klasy różnorodny wokal był jednym z największych atutów wydawnictwa, natomiast lekko rozczarował Grimmark jako gitarzysta, który w sumie nie zagrał tu niczego co można by uznać za wyrażenie jego umiejętności i talentu. Być może epatowanie wirtuozerią w tych aranżacjach nie byłoby do końca słuszne, ale solówki i układy riffów były zbyt ubogie. Staranna produkcja i selektywne brzmienie poszczególnych instrumentów stworzyło brzmienie raczej fińskie niż szwedzkie. Jeśli element nowoczesności w połączeniu z chwytliwością melodii przyjąć za wyznacznik, to nowy krążek zdecydowanie przegrywał z [6]. Była to po prostu dobra i typowa dla obecnej sceny skandynawskiej płyta, na której samej Narnii było mało.
Lew zaryczał w niezmienionym składzie na [11], tym razem z pomysłami na lekko progresywny power, sięgając daleko wstecz do własnej muzycznej przeszłości. Muzycy posunęli się nawet do wykorzystania space/art rocka w metalowej oprawie w kontrowersyjnym Out Of The Silence, jednak ogólnie progresywność była środkiem a nie celem - tak jak w Descension, który był najdłuższy i nasycony romantyczno-refleksyjną atmosferą. Z drugiej strony trafiły tutaj kawałki typowe dla Narnii - wygładzone i z klasycznie wzniosłymi refrenami takie jak Alive, Hold On, Glory Daze czy zabarwiony elementami neoklasycznymi Wake Up Call. Progresywność w melodyjnym wydaniu rozkwitała w znakomitym Modern Day Pharisees, w którym słychać odniesienia do wiodących grup szwedzkich grających progresywny power. Zwracało także uwagę doskonałe zbalansowanie elementów progresywnych i melodyjnych (Thief). Kwintet zaproponował także utrzymywaną w ryzach agresywność w przypominającym nagrania DivineFire Rebel i to było otwarcie wyborne, choć niestety nie był to utwór reprezentatywny dla całości - a może nawet nieco mylący co do kierunku w jakim na tym krążku podążyła. Grimmark grał ciekawie, serwując bogate solówki, a pulsacje w momentach progresywnych bardzo przekonujące. Wokalnie znów fantastyczny popis Rivela-Liljegrena, który był jak diament, zawsze lśniąc tak samo. Artystyczny i uduchowiony śpiew frontmana miał na tym albumie ogromne znaczenie dla odbioru całości i nie bez przyczyny został wyeksponowany w procesie mixu. Produkcja ogólnie wyśmienita i Grimmark bardzo się postarał, a odpowiadający za masteringu Thomas Johansson zapewnił krystaliczne brzmienie i nader atrakcyjny w ustawieniu każdego instrumentu. Powstała płyta trudniejsza w odbiorze niż poprzednia, która mogła znaleźć odbiorców także wśród fanów melodyjnego progresywnego power, choć mniej dopracowana w szczegółach niż poprzednia.
Byli i obecni członkowie zespołu występowali też w innych grupach:
ALBUM | ŚPIEW | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
[1] | Christian Rivel-Liljegren | Carl-Johan Grimmark | |||
[2-3] | Christian Rivel-Liljegren | Carl-Johan Grimmark | Martin Claesson | Jakob Persson | Andreas Johansson |
[4] | Christian Rivel-Liljegren | Carl-Johan Grimmark | Martin Claesson | Andreas Olsson | Andreas Johansson |
[5-6] | Christian Rivel-Liljegren | Carl-Johan Grimmark | Andreas Olsson | Andreas Johansson | |
[7] | Germán Pascual | Carl-Johan Grimmark | Andreas Olsson | Andreas Johansson | |
[8-9] | Christian Rivel-Liljegren | Carl-Johan Grimmark | Martin Härenstam | Andreas Olsson | Andreas Johansson |
[10-11] | Christian Rivel-Liljegren | Carl-Johan Grimmark | Martin Härenstam | Jonatan Samuelsson | Andreas Johansson |
Christian Rivel-Liljegren (ex-Venture, ex-Trinity, ex-Borderline), Andreas Olsson (Stormwind, ex-DivineFire, Rob Rock)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1997 | [1] Awakening | |
1999 | [2] Long Live The King | #17 |
2000 | [3] Desert Land | #24 |
2003 | [4] The Great Fall | |
2004 | [5] A Short Notice...Live In Germany (live) | |
2006 | [6] Enter The Gate | #9 |
2009 | [7] Course Of A Generation | |
2016 | [8] Narnia | #24 |
2018 | [9] We Still Believe - Made In Brazil (live) | |
2019 | [10] From Darkness To Light | |
2023 | [11] Ghost Town |