Australijska grupa powstała w 2002 w Newcastle (New South Wales) z inicjatywy gitarzysty Jasona Hodgesa. W latach 1990-1994 grał on w lokalnej kapelce Oracle, a następnie wraz z multiinstrumentalistą Adamem Smithem i wokalistą Markiem Sneddenem założył Iliad (1998-2002). Pierwsze dwa wydawnictwa z właśnie tym wokalistą nie zyskały rozgłosu, pomimo ciekawej przeróbki The Green Manalishi Fleetwod Mac na EP-ce. Śpiew Sneddena po prostu wzbudzał kontrowersje i power-progresywny [2] potraktowano raczej jako ciekawostkę z Antypodów. W 2003 doszło do zmiany frontmana i z Lordem Timem zrealizowano [3], skłaniającym się ku standardowemu powermetalowi bliskiemu stylistyce amerykańskiej, nie rezygnując jednak ze sporej dawki progresywności (szczególnie w najdłuższych kompozycjach). Krótsze zwarte utwory (Vacuous, Permian Dusk, Zeroid) nie wykraczały poza ramy kopiowania Jag Panzer z lat 90-tych. Niektóre numery tworzyły coś w rodzaju epickiego melodyjnego power z klawiszami (Chloroform Divinity, Subconscious Reality) z elementami powermetalu europejskiego, nastawionego na melodie w brytyjskim stylu. Typowy dla Australii melodyjny synkretyzm prezentowano w potoczystym An Odyssey Through Time i All Control Lost, które z powodzeniem mogłyby się znaleźć na którejś z płyt Pegazus czy Dungeon. Najwięcej własnego wkładu zawarto w kilku kolosach, będących centralnymi elementami albumu. Jaundiced With Fear to refleksyjna epicka opowieść prowadzona przez gitarę o lekko folkowych motywach i bez progresywnych elementów. Utwór opierał się na prostej riffowej rytmice i rozbudowanej partii solowej gitarzystów, którzy grali tu niezłe rzeczy w ciekawy sposób dopowiadające to o czym śpiewał Lord Tim. Grose zresztą był na tej płycie postacią istotną, a jego wokale sensownie ubarwiały te nieco bardziej monolityczne i chwilami może nawet monotonne partie gitarowe. Dark Breed opierał się na nieco bardziej połamanych partiach mocnych gitar, grupa wydobyła tu więcej niepokojącego i posępnego klimatu - zresztą ta kompozycja posiadała dosyć trudny refren, bliższy amerykańskiemu progresywnemu power niż inne utwory. Zygo-Maze to prawie dziesięć minut power/progresu w formie strawnej dla fana klasycznego power w stopniu ograniczonym, bo było tu wiele wątków w melodiach podawanych w odmienny sposób - raz niby ponuro i ostro, to znowu znacznie łagodniej i niemal skocznie, przez co ta kawałek nie posiadał jednorodnego charakteru. Ogólnie całość przekazu była niejasna i ten numer mimo starannego wykonania jawił się jako mało konkretny i nadmiernie hybrydowy. Brzmieniowo album stanowił odpowiednik co prezentował Dungeon, zresztą za brzmienie odpowiadał sam Lord Tim. Wszystko zagrano z zaangażowaniem, ale trudno się jest wybić ponad po prostu dobry poziom, gdy same utwory miały co najwyżej dobre melodie. David Walmsley po nagraniu tego albumu opuścił zespół i przez jakiś czas Ilium miał problem z pozyskaniem nowego perkusisty.
Wydany w grudniu 2007 [4] do dziś jest jednym z bardziej interesującym w dyskografii zespołu. Może nie jako wspaniałe dzieło powermetalowe, a bardziej jako dosyć niezwykła mieszanka różnych stylów, nurtów i koncepcji, a przy tym płyta, której trudno przypiąć etykietę progresywnej. Śpiewał ponownie Lord Tim - znakomicie w wyższych partiach, ale w sumie po prostu nieźle, bo chyba czasem zbyt mało emocjonalnie. Kompozycje budziły mieszane uczucia jako zbyt długie w stosunku do zawartej treści. Już na początku Solar Amplexus miał zbyt długie prog-rockowe intro, potem grali przez prawie siedem minut praktycznie to samo i tylko kilka razy przewijał się pewien fenomenalny gitarowy motyw. Desinence: Beowulf And The Serpent to dynamiczny numer powermetalowy w części drugiej, ale niepotrzebny był niezrozumiały i niczego tu nie wnoszący wstęp przez pół utworu. Natomiast Beowulf: The Peroration jako logiczna kontynuacja bardzo dobry, szczególnie w pełnym finezji i rozmachu rycerskim refrenie. Mało wnosiły melodyjne łagodniejsze powerowe numery w rodzaju Undergods czy tytułowy Vespertilion z ogranymi melodiami i bladymi refrenami - słaba kopia Dungeon i Black Majesty. Proton dobry, ale znowu zabrakło sensownego urozmaicenia. Poukładany i atrakcyjny był za to zdecydowanie ostro zagrany Parasite In Calvary, ale z całą pewnością w pełni przekonywał dopiero Futility - killer z wybornymi partiami gitar i dumną heroiczną melodią. Romulus And Remus miał podobny układ co wspomniany Solar Amplexus z długim symfonicznym wstępem, potem zaś rozwijał się jako epicki numer w niespiesznym tempie, prowadzony gitarą solową, ale gubił epicki patos i zaczynał tu przebijać pewien riffowy styl wczesnego Iron Maiden. W efekcie wyszedł utwór zaledwie o rysie epickim, ale rozciągnięty w części drugiej bez głębszej treści. Na tym albumie Ilium zastosowali (w nieraz nieoczekiwanych połączeniach) synkretyczny styl narracji i aranżacji na bazie klasycznego australijskiego brzmienia - znów za mastering odpowiadał Lord Tim i wrażenie obcowania z późnym Dungeon było obezwładniające. [4] ostatecznie okazał się płytą nierówną i trochę przeładowaną - w rezultacie najlepsze momenty ginęły w ogólnej masie poprawnego grania.
Do nagrania [5] grupa pozyskała amerykańskiego wokalistę Mike`a DiMeo i zaprosiła uznanego szwedzkiego klawiszowca Kaspara Dahlqvista. Album budził mieszane uczucia - DiMeo śpiewa dobrze, ale nie tak jak w Riot. Sama muzyka to mieszanka melodyjnego heavy i powermetalu z domieszką progresywnych rozwiązań. Wszystkiego jednak było za mało - melodie jakieś trudne do ogarnięcia, mocy nie wiele i za dużo mieszania stylów. To co udanie wychodziło Vanishing Point, tu robiło wrażenie sztucznego udziwnienia. Masa w tym wszystkim chaosu, nagromadzenia przeciwstawnych pomysłów - wystarczyło posłuchać Idolatry czy Xerophyte, aby się o tym przekonać. Zabrakło wyrazistych melodii, faktycznie chwytliwych i przesyconych żarliwym rock/metalem, w jakim DiMeo czuł się najlepiej. Frontman jakby dopiero co wysiadł z samolotu, był zagubiony i zaśpiewał coś na stworzenie czego nie miał wpływu. Pewne przebłyski występowały w kilku refrenach (Nubia Awakes, Tar Pit, Fragmented Glory), ale generalnie płyta męczyła i nie zachęcała do zgłębiania niuansów. Brak hitów i jasno sprecyzowanego kierunku spowodowały, że i samo wykonanie było bezdusznie mechaniczne. Dahlqvist zagrał źle i brak klawiszy byłby lepszym rozwiązaniem. Jedynie perkusja nie zawodziła, ale Yatras sam niewiele mógł zdziałać w ogólnym chaosie. Krążek cechowała dobra produkcja i właściwa mięsistość, której nieco zabrakło na albumie poprzednim. Niestety ta selektywność tu akurat działała na niekorzyść, obnażając liczne niedoróbki. Ta ekipa nie do końca wzajemnie się rozumiała. Powstała w ostateczności wymęczona płyta z zadęciem na oryginalność.
[6] niestety kontynuował wątki poprzednika bez zmiany czy postępu. Praktycznie zachowano wypracowany wcześniej układ kompozycji z licznymi zmianami tempa, refrenami nastawionymi na melodie o różnym poziomie atrakcyjności i rozbudowanym tłem z wykorzystaniem klawiszy. Było to granie mało konkretne - w zamyśle muzyków miało zapewne zaskakiwać różnorodnością i przepychem, ale w rzeczywistości zarejestrowano dużo dźwięków zbędnych, ozdobników wprowadzających przeładowanie i lekki chaos (Kinaesthesia, Littoria). Znacznie lepiej wypadły: łagodny i znacznie prostszy heavymetalowy Grey Stains The Rainbow z odpowiednim żarem oraz w jakimś stopniu przypominający nagrania Riot szybszy The Immortality Gene z zamaszystym refrenem. Pewne echa Riot występowały również w Ephemeral, ale zawiodła tutaj nienajlepsza melodia. Nie było jej także w tytułowym Genetic Memory - długim i mało sprecyzowanym numerze łączącym melodyjny powermetal z tradycyjnym heavy, ani też w utrzymanym w tradycji brytyjskiego klasycznego heavy Hostile Sky. W tym ostatnim utworze uwagę zwracał niezły motyw gitarowy jaki się przewijał, ale nie wykorzystano go odpowiednio w większym zakresie. Potem znów pojaiwały się kompozycje mało interesujące w rodzaju Fevered Tongue, Ghosts In Flesh czy przeciętnego powermetalowego Neanderthal Within. Na koniec próba sił w 11-minutowym Irrinja, zaczynającym się długo i dziwacznie. Niezbyt wiadomo co Ilium chciał tym numerem przekazać, gdyż mozolnie budowany klimat niepokoju nagle burzono trywialną powermetalową młócką i nieciekawymi solówkami gitarowymi gdzieś na drugim niemal planie. DiMeo znów w formie przeciętnej - trochę krzyczał, lecz generalnie męczył się bez swobodnego rockowego feelingu. Gitarzyści też niespecjalnie czarowali, klawisze w wykonaniu Smitha przeciętne i znów tylko Yatras dokonywał cudów, aby w wielu mdłych numerach wzbudzić zainteresowanie słuchacza przynajmniej partiami perkusji. Pochwalić można produkcję i mix Tommy`ego Hansena - ustawienie poszczególnych instrumentów zostało dobrane z głową i dwuplanowość była słyszalna jak należy. Mieszanka tradycyjnych melodyjnych odmian metalu w wykonaniu zespołu znów nie okazała się wybuchowa. Album trwał godzinę, po której w pamięci pozostawało niewiele.
W 2013 ze współpracy z grupą zrezygnował DiMeo i nowym wokalistą został Lance King. Nagrany z nim [7] przyjęto z zainteresowaniem, choć zrezygnowano tym razem z usług prawdziwego perkusisty (partie bębnów wykonał Adam Smit). King zasadniczo kojarzony byl ze sceną metalu progresywnego i można było oczekiwać płyty interesującej, chociażby z powodu zestawienia jego możliwości wokalnych i pomysłów Smitha na ich wykorzystanie. Niestety po raz kolejny Ilium zawiódł w kwestii atrakcyjności kompozycji i co więcej King po prostu większość utworów tylko odśpiewał. W jego głosie zabrakło bo pasji, zresztą same utwory były co najwyżej poprawne, a motywy niby wprost nie zapożyczone znikąd, ale banalne i jakoś zabrakło konkretnej koncepcji co chcieli właściwie zagrać. Słyszalna na krążkach poprzednich różnorodność stylów tutaj stała się bronią obosieczną, gdyż jakiegokolwiek stylu muzycy siępodejmowali, wszystko sprawiało wrażenie jednowymiarowościa i odegrania bez wiary w sposób raczej bezbarwny. Nie było zasadniczo ani jednego numeru wyzwalającego większe emocje, wszystko po prostu sadowiło się jako poprawne dla powermetalu z pewnymi elementami progresywnymi podanymi zachowawczo. Powstał w rezultacie metal środka - ani agresywny, ani zanadto ciężki. Za mix odpowiadał Smith, a za mastering sam King i jak na rok 2015 nie było to arcydzieło produkcji - trochę bez ostrości i płasko, szczególnie perkusja i bas, który gdzieś tam na peryferiach generiwało mało interesujące niskie tony. Gdyby kawałki miały lekko ponury klimat w progresywnym sosie jak My Misanthropy, to można by mówić o specyfice określonego przekazu synkretycznego typowego dla Australii. Nagrano jednak także sporo numerów bardziej melodyjnych o lekko epickim wymiarze, ale po prostu nieciekawych (Quetzalcoatl, Lingua Franca, Penny Black, Godless Theocracies, Zenith To Zero). Bardzo słaby był The Hatchling z echami bezradności kompozycyjnej z płyty poprzedniej, czyli granie ostrożne i zachowawcze. Yuletide Ebbs to pod względem klimatu próba wykorzystania niepokojącego klimatu z utworu tytułowego w bardziej jaskrawej formie. Ospały power w australijskiej manierze i tak naprawdę King wnosi tu niezwykle mało z USA - odśpiewał co miał odśpiewać i tyle. Nawet solówki gitarowe tym razem były przeciętne i ani jeden z riffów nie brzmiał oryginalnie. Był to jedyny efekt współpracy Ilium z Lance`m Kingiem.
Na [8] wrzucono m.in. cover Rogera Glovera Love Is All z 1974. Lord Tim wrócił za mikrofon i został już w zespole na dłużej. [11] bez rozgłosu został wydany przez zespół w końcu lutego 2020. Ekipa nadal operowała w obszarach powermetalu, tym razem zresztą wyjątkowo melodyjnego. W otwierającym Imbecylum przeprowadzano natarcie w power/speedowym stylu, radosnym i nieco naiwnym. Dorzucono tutaj znaczną domieszką fińskiego grania spod znaku Sonata Arctica, mocno tuzinkowego i ogranego. Te sonatowe zagrywki dominowały też w Messiah For The Broken, co dało ostatecznie bezbarwną melodię. Ciekawiej robiło się w lekko zakręconym tytułowym Carcinogeist, w którym przypominały się czasy uporczywego powermetalu z [4]. Lepiej wypadł lekko romantyczny w gitarowych ozdobnikach Anachronistica, gdzie słychać coś z bardziej przebojowych numerów Lord. To "lepiej" nie oznaczało jednak "dobrze" i solidny melodyjny power to wszystko na co tu stać Ilium. Przebojowo w radiowym stylu prezentował się Haunted By The Ghost Of Me, jednak refren rozczarowywał melodią oklepaną. W numerach krótszych to nasycenie melodyjnymi motywami (The Serpent Maligned) z okazjonalnym heroizmem (Uncle Rupert`s Puppet Show) dawało od razu lepszy rezultat. Question Air zyskiwał dzięki fantastycznym partiom perkusji oraz zgrabnemu refrenowi. W zamyśle ambitniejszy Harlequin Tree w swych elementach narracji i teatralnego przekazu muzycznego nie wychodził niestety ponad to co zespół prezentował w latach 2005-2009, choć ciekawy fragment zrobiony pod Iron Maiden ubarwia raczej bez większego przemyślenia zaaranżowaną kompozycję. Na koniec typowe dla tej płyty granie w Vigilante Vagrant z udaną melodią i pewnymi ostrzejszymi akcentami, które jednak rozpływały się w łagodnym rock/metalowym refrenie i luzackiej rockowej gitarowej solówce. Powstał album lżejszy i prostszy niż poprzednie, bez głębszych śladów progresywnego zadęcia, o dobrze dobranym brzmieniu z soczystymi gitarami i wyrazistą perkusją. Nieźle zaśpiewa Lord Tim, jednak to za mało, by się wznieść ponad poziom dobrej płyty z powermetalem w europejskim (by nie powiedzieć fińskim) stylu.
Mike DiMeo śpiewał później w progresywno-heavymetalowym Creation`s End (A New Beginning w 2010 i Metaphysical w 2014). Kaspar Dahlqvist grał potem w Ride The Sky i Shadowquest. Lord Tim udzielał się też w thrash/blackowym Blackened Angel (dwie płyty w 2013: Chronicles Of Damnation 1 i Chronicles Of Damnation 2; na perkusji Tim Yatras) oraz prog-metalowym From Beyond (The Nemedian Chronicles w 2016 i Aquilonian Arcana w 2019).

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA KLAWISZE BAS PERKUSJA
[1] Mark Snedden Jason Hodges Adam Smith Matt Woodland ?
[2] Mark Snedden Jason Hodges Adam Smith Steve Moore
[3] `Lord` Tim Ian Grose Jason Hodges Adam Smith David Walmsley
[4] `Lord` Tim Ian Grose Jason Hodges Adam Smith Tim Yatras
[5] Mike DiMeo Jason Hodges Adam Smith Kaspar Dahlqvist Adam Smith Tim Yatras
[6] Mike DiMeo Jason Hodges Adam Smith Tim Yatras
[7] Lance King Jason Hodges Adam Smith
[8-12] `Lord` Tim Ian Grose Jason Hodges Adam Smith Tim Yatras

Steve Moore (ex-Enticer, ex-Addictive, Dungeon/AUS), Lord Tim (Dungeon/AUS, Lord),
Mike DiMeo (ex-Riot, ex-Masterplan), Kaspar Dahlqvist (ex-Treasure Land, ex-Stormwind, ex-Dionysus),
Lance King (ex-Gemini, ex-The King`s Machine, ex-Balance Of Power, ex-Empire, ex-Defyance, ex-Mattsson, ex-Pyramaze, ex-Shining Star, ex-Avian)


Rok wydania Tytuł
2002 [1] Ilium EP
2003 [2] Sirens Of The Styx
2005 [3] Permian Dusk
2007 [4] Vespertilion
2009 [5] Ageless Decay
2011 [6] Genetic Memory
2015 [7] My Misanthropia
2015 [8] Wendigo EP
2017 [9] Sirens Of The Styx: Re-Styxed
2019 [10] Enviro-Metal EP
2020 [11] Carcinogeist
2022 [12] Quantum Evolution Event EP

          

          

Powrót do spisu treści