
ZEPPELIN STARTUJE
Jimmy Page (właśc. James Patrick Page, ur. 9 stycznia 1944) był od dziecka samotnikiem. W wieku 15 lat zaprzyjaźnił się z hiszpańską gitarą z metalowymi strunami. Aby jednak naśladować brzęczące brzmienie Chucka Berry`ego, młody Page musiał kupić gitarę elektryczną. W tym celu zajął się doręczaniem gazet, a za zarobione pieniądze nabył Hoffman Senator z elektrycznym przetwornikiem. W rok później dołączył do zespołu Epsom, a po udanym koncercie w Londynie - do Neil Christian And The Crusaders. Po jakimś czasie zaprzestał występów scenicznych i wstąpił do szkoły plastycznej w Sutton z zamiarem studiowania malarstwa. Nie porzucił jednak całkowicie muzykowania i przekształcił pokój domu swoich rodziców w studio z magnetofonem, wzmacniaczami i zestawem perkusyjnym. Do wiosny 1966 Jimmy wziął udział w setkach studyjnych sesji jako muzyk do wynajęcia. Zbijał fortunę, podczas gdy inni angielscy muzycy jego generacji mozolnie starali się, by za małe pieniądze osiągnąć sławę ze swymi grupami. Ambitny Page dołączył wkrótce do The Yardbirds, ale nie chciał zostać gitarzystą prowadzącym, by nie popsuć przyjacielskich stosunków z zajmującym tą pozycję Erikiem Claptonem. Tam też poznał Johna Paula Jonesa (właśc. Johna Baldwina, ur. 3 stycznia 1946) basistę i aranżera sesyjnego. Ten szukał sposobu samorealizjacji i wciąż kręcił się koło Page`a, jakby czekając na nadarzającą się okazję wzlotu. Tymczasem managerem The Yardbirds został Peter Grant - weteran brytyjskiego przemysłu muzycznego. Jego ponad 100 kg żywej wagi oraz niemal gangsterskie maniery ze wschodniego Londynu onieśmielały każdego, kto by chciał oszukać zespół. Nieugięty szef stanowił dokładne przeciwieństwo powściągliwego i niemal zniewieściałego Page`a, który chciał tylko grać na gitarze naćpanym dzieciakom, podróżować po świecie i zarabiać kasę. Tymczasem Grant wpierw poradził sobie z problemem narkotyków w The Yardbirds, a następnie zarysował dokładną granicę miedzy profesjonalistami (on i Page) a rozleniwionymi hipisami (wokalista Keith Relf i perkusista Jim McCarty). Drugi gitarzysta Chris Dreja "stał pośrodku". Późną wiosną 1968 formacja przestała istnieć - Relf i McCarty utworzyli progresywnorockowy Renaissance. Nie wiedzieli, że kiedy pozostawili osamotnionego Page`a ze zobowiązaniami kontraktowymi wobec wytwórni płytowych, tak naprawdę wszystko dopiero miało się zacząć.
Grant i Page powoli wprowadzali swoje plany co do utworzenia nowej supergrupy o nazwie The New Yardbirds. Ponownie na widnokręgu pojawił się John Paul Jones, który już dyrygował wielkimi orkiestrami studyjnymi, miał też wkład w aranżacji instrumentów smyczkowych w utworze She`s A Rainbow The Rolling Stones. Jednak nadzór nad 50 sesjami miesięcznie w końcu go znużył i Jones zapragnął uczestniczyć w tworzeniu czegoś własnego. Basista już się zatem znalazł, teraz Grant i Page rozpoczęli poszukiwania odpowiedniego wokalisty. Szukali przede wszystkim osoby obdarzonej charyzmą - kogoś energicznego i obdarzonego głosem, który dorównywałby mocy gitarze Page`a. Usłyszeli o kapeli Hobbstweedle z Birmingham, której blondwłosy frontman dysponował podobno dziwnym jękliwym wokalem. W ten sposób na arenę wkroczył Robert Plant (ur. 20 sierpnia 1948), który w wieku 13 lat spędzał godziny przed lustrem, starając się naśladować każdy ruch Elvisa Presley`a. W jego śpiewie mozna było uchwycić specyficzną nutkę przepitej pracującej angielskiej klasy średniej. Jego rodzice nalegali, by studiował rachunkowość, jednak nie potrafił skupić się na nudnym podliczaniu aktywów. Młody Plant rozmyślał o nosowym głosie Roberta Johnsona, który potrafił ze swoich strun głosowych niemal wydobyć dźwięki na wzór tych gitarowych. W 1965 dołączył do Crawling King Snakes, następnie do Tennessee Teens. Kiedy Page i Grant zobaczyli występ Hobbstweedle, nie mogli uwierzyć, że taki talent wciąż marnował się po podrzędnych klubach. Jego głos wydał się gitarzyście przepojony seksem, podobny do barwy Roda Stewarta, ale dzikszy i bardziej nieokiełznany. Szybko okazało się, że Page i Plant posiadali bardzo podobne muzyczne upodobania. Gitarzysta objaśnił wkrótce ideę nowej odmiany "ciężkiej" muzyki, w której jego gitara i głos wokalisty miały zabrzmieć unisono. Plant wciąż nie potrafił się odnaleźć w nowym świecie, w którym tajemniczy gwiazdor rocka otwierał przed nim perspektywy sławy w Ameryce i mówił o wielkich pieniądzach. Wspomniał jednak, że zna świetnego perkusistę, który mógłby idealnie wypełnić brakującą lukę.
John Bonham (ur. 31 maja 1948) był synem stolarza i niedalekim sąsiadem Planta w Kidderminster. Od dziecka uwielbiał wybijać rytm na wszystkim co miał pod ręką. Kiedy skończył 10 lat, matka kupiła mu werbel, a w wieku lat 15 ojciec sprawił mu pierwszy, choć mocno zardzewiały, prawdziwy zestaw perkusyjny. W wieku 17 lat John dołączył do grupy A Way Of Life oraz ożenił się z Pat - dziewczyną, którą poznał na tańcach. Z czasem zyskał sławę najgłośniej grającego bębniarza w Midlands - kiedy zbytnio się rozkręcał, niszczył stopę od zestawu. Kilka miejscowych klubów odmawiało nawet występów zespołowi z uwagi na hałas wytwarzany przez Bonzo (zyskany przez niego przydomek). Stopniowo jednak pałker opanował technikę lżejszego uderzenia oraz swingowania. Jako jeden z pierwszych perkusistów wyłożył swój bęben folią aluminiową dającą dodatkowy rezonans, potrafił tez zagrać solówkę gołymi rękami. Przyznawał się jedynie do dwóch inspiracji - szalonym Keithem Moonem z The Who oraz Gingerem Bakerem z Cream, który awansował perkusję do miana pełnoprawnego instrumentu. Hipnotyczne solo Bakera w Toad stało się dla Bonzo wzorem. Jak każdy bębniarz miał w sobie trochę agresji - lubił popić i wmieszać się w bójkę, przed którą nigdy nie uciekał. Plant zaklinał Bonhama, że w The New Yardbirds zarobią mnóstwo pieniędzy, ale John nie był specjalnie przekonany. Chcieli z nim bowiem grać Joe Cocker i Chris Farlowe, znany później z Colosseum i Atomic Rooster. W końcu jednak zasypany telegramami od Granta, zdecydował się na współpracę z Page`em.
Jak wspominali po latach wszyscy czterej, pierwsze wspólne jam session w pomieszczeniu pod sklepem płytowym przy Gerard Street było "magiczne". Bonham nie odzywał się za wiele, przytłoczony nieco "czarodziejską" osobowością Page`a. Na starcie zagrali Train Kept A-Rollin`. Choć wszyscy zżyci byli z tradycją rhythm`n`bluesową po półtorej godzinie stwierdzili, iż mają zalążki własnego stylu. Kiedy próba dobiegła końca, Plant i Bonham nie posiadali się ze szczęścia. Nastrój ten zmącił fakt, że Page - bogaty gwiazdor rocka - poprosił biednych prowincjonalnych muzyków, by złożyli się na piwo i jedzenie. Od tego momentu pozostała trójka zaczęła nazywać go Ołowianym Portfelem przez wzgląd na jego skąpstwo. 14 września 1968 The New Yardbirds wyruszyli do Kopenhagi, grając Fresh Garbage Spirit, It`s Your Thing Isley Brothers i niemal cały dorobek Presley`a. Pojawiły się też pierwsze instrumentalne wersje Communication Breakdown i Dazed And Confused. W trakcie jednego z duńskich koncertów zepsuł się wzmacniacz, a mimo to Planta wciąż lepiej było słychać na końcu sali lepiej niż cały zespół. W tamtym czasie postanowiono zmienić nazwę - początkowo myślano o Mad Dogs i Whoopee Cushion. Wtedy Page przypomniał sobie opowieść muzyków The Who - Keitha Moona i Johna Entwistle`a - o ołowianym zeppelinie. Nazwa Lead Zeppelin pasowała na plakat i kojarzyła się z anegdotką o złym dowcipie, który powracał jak ołowiany balon. Kiedy kwartet wrócił do Londynu, z pierwszego człony nazwy wyjęto "a", by tępi Amerykanie nie wymawiali nazwy mylnie jako "leed".

Młodzi i głodni sukcesu. Od lewej: John Bonham, Robert Plant, Jimmy Page, John Paul Jones
LOT PIERWSZY
12 stycznia 1969 w Wielkiej Brytanii ukazał się debiutancki krążek, który nagrano jedynie w ciągu 30 godzin. Jego koszt wyniósł jedynie 1750 funtów wliczając w to cenę zdjęcia na okładce przedstawiającego katastrofę niemieckiego sterowca "Hindenburg" z 6 maja 1937 podczas cumowania na lotnisku w amerykańskim Lakehurst. Aż trudno w to uwierzyć patrząc na fenomenalne wyniki późniejszej sprzedaży: 8 i pół miliona płyt w USA, ponad milion na Wyspach Brytyjskich. Otwierający Good Times Bad Times narastał powoli, wszyscy muzycy wstrzymywali się na chwilę, a potem następował wybuch skondensowanej melodyjnej energii. Folkowy przebój Baby I`m Gonna Leave You zaczynał wstęp Jimmy`ego grającego na akustycznym Gibsonie J-200. Potem utwór przemieniał się w skargę Roberta Planta, będącego tu mocno pod wpływem Vana Morrisona. Autorką tego folkowego utworu z lat 50-tych była wokalistka Anne Bredon. Muzycy Led Zeppelin poznali go jednak z wykonania Joan Baez (1962) - na jej płycie utwór został podpisany jako "tradycyjny" i chłopaki pomyśleli, że autor jest nieznany i swoją wersje opatrzyli informacją "Traditional, arr. by Jimmy Page". Brendon o wersji zeppelinowej dowiedziała się dopiero w latach 80-tych, kiedy jej syn zapytał ją dlaczego śpiewała utwór tego zespołu. Sprawa trafiła do sądu i od 1990 Baby I`m Gonna Leave You podpisywany jest nazwiskami Brendon, Page`a i Planta. Na dobre jednak płyta zaczynała się od You Shook Me - starego bluesa Williego Dixona zagranego wolno i ciężko. Głos Planta i gitara Page`a stworzyły tu wspomniane unisono, które miało być naśladowane przez zespoły garażowe przez następne 15 lat. Kamieniem milowym stereofonicznej klasyki stał się Dazed And Confused, oparty na zapomnianym kawałku Jake`a Holmesa. Objaśniał diabelskie poglądy Jimmy`ego na temat płci pięknej: "Dużo ludzie mówią, lecz niewielu wie, że kobiecą duszę stworzono na dnie". Przez senny i mroczny kawałek przewijał się powracający dźwięk, który Page uzyskał grając smyczkiem na gitarowej strunie E. Poparta spazmatycznymi okrzykami Planta, kompozycja brzmiała jak wagnerowski rockowy zmierzch bogów. Zarzuty o plagiat w Dazed And Confused trudno odrzucić, gdyż nie wynikały one z nieporozumienia. Page usłyszał ten utwór przed koncertem The Yardbirds w wykonaniu Holmesa. Później Page przearanżował numer, z oryginału zostawiając tylko główny riff i linię wokalną. Wtedy uznał, że zmodyfikował go wystarczająco, aby uznać za własne dzieło. Do dzisiaj Dazed And Confused jest podpisywany wyłącznie nazwiskiem Page'a, gdyż Holmes nigdy nie zdecydował się walczyć o swoje prawa. Nastrój albumu zmieniał się wraz z zagranym na kościelnych organach intrem do Your Time Is Gonna Come, utworu dość optymistycznego i chóralnie odśpiewanego. W akustycznym preludium Page`a Black Mountain Side udawającym brzmienie sitaru, pobrzmiewały różnorodne pomysły: stary angielski riff grany po klubach przez folkową wokalistkę Annie Briggs, motywy tradycyjnej pieśni irlandzkiej Down By Blackwaterside oraz aranżacje Berta Janscha z 1966. Sztandarowym numerem Zeppelinów stał się takze Communication Breakdown. Wszystko kończyły cover Dixona I Can`t Quit You Baby oraz How Many More Times z tekstem stanowiącym mieszankę schematów bluesowych. W tym ostatnim Plant prowadził ze sobą wokalny monolog oświadczając, że niedługo urodzi mu się dziecko, co było prawdą. Opis tych 9 kompozycji to jednak tylko połowa historii, gdyż Page`owi udało się uchwycić pierwotne i ulotne podniecenie rozgrzanego zespołu rockowego. Wykorzystał przy tym "tajemną wiedzę" ustawiania mikrofonów między dwoma wzmacniaczami, a nie bezpośrednio przed nimi. Najbardziej zadowolony ze wszystkich był Plant, który wreszcie zrealizował swoje dotąd nie w pełni wykorzystane możliwości.
Peter Grant starał się zorganizować szybką trasę dla Led Zeppelin, lecz spotkał się z całkowitą obojętnością. Page polecił managerowi jednak, by akceptował wszelkie propozycje nie bacząc na cenę i organizatorów. Początkowo reakcje ze stronę marudnej i często agresywnej brytyjskiej prasy muzycznej były w miarę przychylne. Później stosunki zmieniły się w otwartą wrogość: krytycy besztali Led Zeppelin przede wszystkim za "zbyt głośne brzmienie". 9 listopada 1969 Robert poślubił Maureen, będącą już w 8 miesiącu ciąży z córką Carmen Jane. Tej samej nocy Led Zeppelin zagrali swój debiutancki koncert w londyńskim klubie "Roundhouse". Grant przygotowywał tymczasem atak na Nowy Jork, by tam zdobyć kontrakt płytowy. Page z kolei chciał całkowitej kontroli nad produkcją, okładkami, planowaniem, koncertami i promocją. Warunki te zostały zaakceptowane w Atlantic Records, którzy mieli już w swoich szeregach Cream, Iron Butterfly i Vanilla Fudge. W oczach szefów koncernu Led Zeppelin miał być obiektem uwielbienia młodej publiczności, która chciała słuchać gwałtownego i wojowniczego anglosaskiego rocka w rytmie 4/4. Kontrakt przewidywał wydanie zaliczki 200 000 dolarów i najwyższy procent od honorariów, jaki kiedykolwiek wcześniej otrzymali muzycy rockowi. W zamian za to Atlantic Records mieli zająć się światową dystrybucją.
Zespół podjął niemało ryzyko przylatując na trasę koncertową do USA, gdzie nie miał jeszcze wydanego albumu. Jednak Grant oparł swoją strategię na instynktownym rozeznaniu w wiecznie niezaspokojonym głodzie brytyjskiego rocka wśród jankeskiej młodzieży. Atlantic rozesłał 500 egzemplarzy płyt promocyjnych do stacji radiowych i sklepów muzycznych, by wkrótce otrzymać 50 000 zamówień. Rezultatem aktywnej działalności Petera Granta był fenomenalny sukces - na koncertach pierwsze rzędy fanów uderzały głowami w muzycznym szale niemal o krawędzie sceny. Sukcesów radiowych i wyprzedanych pełnych sal nie zmieniła nawet chłodna recenzja w "Rolling Stone", którego dziennikarz próbował przekonywać, że Page jest "małym bożkiem gitary", płyta stanowi jedynie "feeling soulowy dobrze naśladujący muzykę czarnych", a sam zespół "próbuje wypełnić lukę powstałą po rozpadzie Cream". Po trzech tygodniach Zeppelini pojawili się na deskach nowojorskiego "Fillmore East" z zamiarem zdmuchnięcia Iron Butterfly ze sceny. Grali niemal dwie godziny dając 9 bisów, a przestraszona konkurencja w ogóle odmówiła występu. Zagrano ponad 20-minutową wersję Dazed And Confused, a popis Page`a smyczkiem wywołał niemal grozę z powodu rzekomego rytualnego powiązania z satanizmem. Podczas tego tournee grupa zgrała się ze sobą nadzwyczaj dobrze: Page emanował charyzmą, Jones czuł się dobrze w cieniu, a Bonhama nikt nie krytykował za bardziej brutalny niż artystyczny styl. Najostrzej krytykowano Planta za jego "operetkowy" styl i "idiotyczne supermeńskie pozy". Rzeczywiście zachowanie wokalisty na scenie było dość prowokacyjne i niekiedy sami muzycy uznawali, że Robert posuwa się za daleko. Jego pozycja na początku kariery nie była wysoka, jednak pozostał w zespole, gdyż zdecydowano iż z biegiem czasu nabierze doświadczenia i stanie się "lepszy".
Za wielką popularnością zjawiły się również dziewczyny, które dałyby wszystko za jedną noc w łóżkach któregoś z muzyków. W Seattle po koncercie kapela wróciła do hotelu i zaczęła pić. Okno pokoju wychodziło na zatokę i okazało się, że można było z niego bezpośrednio łowić rekiny. Napatoczyła się dość młoda rudowłosa groupie, którą rozebrano i przywiązano do łóżka. Wedle legendy, Zeppelini zajęli się następnie wpychaniem kawałków surowego rekina w jej pochwę i odbyt. Taka historyjka szybko obiegła miasto. Prawda była inna: tuzin złowionych żywych rekinów powieszono w szafie na wieszakach, a do rudawej pochwy dziewczyny wsadzono częściowo mniejszą rybę morską o podobnych kolorach (podobno miała orgazm z 20 razy). Muzycy odkryli też, że pijane dziewczyny miały nadzwyczajną ochotę "być pieprzonymi butelkami od szampana". Podróżująca przez parę dni z grupą dziennikarka pisma "Life" Ellen Sander tak opisała Zeppelinów: "Robert jest kędzierzawy i przystojny na obsceniczny sposób, Jimmy - eteryczny, blady i delikatny. Bonzo chodzi bez koszuli i poci się jak zwierzak, a John Paul trzyma całość w kupie i pozostaje zwykle na boku". Artykuł jednak nigdy się nie ukazał z powodu rzekomego ataku Bonhama na osobę pani Sander.
LOT DRUGI
Rozpoczęto powolne prace nad drugim albumem - nowe kompozycje oparto na pomysłach powstałych w czasie sesji debiutanckiego krążka oraz nowych riffach rozbudowanych dzięki nieustannej grze, próbom i koncertowym improwizacjom. Płyta była po części rezultatem szalonego życia, a jej spora część powstała w amerykańskich pokojach hotelowych i garderobach. Na wierzch wypłynęła kolejna pikantna historyjka - kiedy zespół grał w Los Angeles, Plant i Bonham ujrzeli piękne kalifornijskie dziewczęta w psychodelicznych strojach i o niedwuznacznych spojrzeniach. Pewnego wieczoru tour manager Richard Cole próbował znaleźć dla młodej Miss Cinderelli doga, by w nią wszedł i dokonał aktu seksualnego. Jednak zwierzę nie wykazało zbytniej aktywności, nawet gdy Cole upiekł trochę bekonu i wypchał nim dziewczynę. Mimo, że zwykle odmawiał przez miłość do żony, tym razem Bonham dał się skusić. Podczas sexu do pokoju wszedł Grant z ogromną puszką fasolki i wywalił zawartość na kochającą się parę. Potem manager otworzył butelkę szampana, po czym wylał na Bonhama i laskę. Page z kolei sfotografował po wszystkim groupie, która udawała, że zjada resztki z pokrytego wołowymi wnętrznościami stołu. Królowymi groupies w Los Angeles były dziewczyny luźno powiązane z zespołem Mothers Of Invention Franka Zappy. Najpiękniejsza z nich - 18-letnia Pamela - przyciągnęła pewnego wieczoru wzrok Page`a w hollywoodzkim klubie "Thee Experience". Została ona jego kochanką na tej pełnej seksualnej groteski trasie.
Pod koniec sierpnia płyta była gotowa, ale ukazała się dopiero 22 października 1969. [2] otwierał prawdziwy hymn epoki - Whole Lotta Love z zachrypniętym "wdechem" Roberta i jednym z najbardziej pamiętnych gitarowych "zająknięć" w historii rocka. W środkowej części następowała abstrakcyjna, lecz dokładnie przećwiczona, karuzela dźwięków w postaci gwiżdżącego pociągu, kobiety podczas orgazmu, wybuchu w walcowni stali oraz napalmowego ataku na deltę Mekongu. Był tam też dziwny "schodzący" riff Page`a zagrany przy użyciu theraminu (elektronicznego oscylatora wynalezionego we Francji w 1930) - przesuwając dłonią wzdłuż jego anteny, można było z małego czarnego pudełka wykrzesać kosmiczny hałas. Tekst częściowo opierał się na You Need Love Williego Dixona, z kolei linia wokalna nawiązywała do przeróbki tego kawałka w wykonaniu The Small Faces ze zmodyfikowanym tytułem You Need Loving. Główny riff również wydawał się wywodzić z kompozycji Dixona, który w 1985 został dopisany do tantiem. What Is And What Should Never Be prezentował klasyczny zeppelinowy styl: wpierw łagodny melodyjny początek, a następnie wybuchową energiczną część drugą. Akustyczna ballada o kryształowym romansie nagle zmieniała się w niemal wojenną pieśń o ognistej dominacji. Ckliwe wersy o uwodzeniu i zakazanej miłości stanowiły ponoć kronikę pierwszych dni długiego sekretnego związku Planta i jednej z jego przyjaciółek. The Lemon Song był bluesową wersją Killing Floor Howlin` Wolfa ze zmienionymi słowami, a fragment tekstu podprowadzono z Travelin` Riverside Blues Roberta Johnsona. Thank You pochodził z nowego zbiorku tekstów Planta, napisanego w podzięce dla żony i stanowił raczej prostą miłosną piosenkę. Niezbyt pasowało do niej mroczne organowe zakończenie Johna Paula Jonesa. Zmysłowo mocny Heartbreaker był jednym z mocniejszych punktów krążka - pastisz banalnych kalifornijskich tekstów zebranych przez Planta wraz z bluesową solówką Page`a kończył się dźwiękowym szaleństwem i przechodził w równie wspaniały Living Loving Maid. Kawałek był niczym innym jak portretem starzejącej się nowojorskiej groupie, która przez ostatnie lato prześladowała Jimmy`ego. Można też było wyczuć tęsknotę starej kobiety, która rozpaczliwie próbowała zachować młodość. Ramble On rozpoczynał się natłokiem gitar akustycznych w stylu Crosby, Stills & Nash. Nostalgiczny wydźwięk uzyskano dzięki odpowiedniemu harmonicznemu podkładowi. Po raz pierwszy w zasadzie, właśnie w tym kawałku głos Planta zepchnął na dalszy plan gitarę Page`a. W tekście wykorzystano temat "Hobbita" Tolkiena, wykorzystując nazwy "Mordor" i "Gollum". Solowy kawałek Bonhama Moby Dick brzmiał dokładnie tak jak podczas paronastominutowych przerw reszty kapeli na piwo i papieroska podczas koncertów (choć uwagi nie uszło podobieństwo przewodniego riffu do Watch Your Step Bobby`ego Parkera z 1961). Najbardziej nietypową kompozycję zachowano na koniec - Bring It On Home zaczynał się jak zrzynka ze starego bluesa Sonny Boy Williamsona, a kończył niespodziewanym zeppelinowym wybuchem: głośnym i surowym elektrycznym "białym" bluesem.
Krążek zadebiutował na pozycji 199, w następnym tygodniu wskoczył na miejsce 25, a pod koniec grudnia doszedł w końcu na sam szczyt amerykańskiej listy, spychając Abbey Road The Beatles. Ostateczna liczba sprzedanych płyt za Atlantykiem wyniosła 13 milionów, w Wielkiej Brytanii kupiono 2,2 miliona analogów. Whole Lotta Love stało się prawdziwym przebojem, a stacje radiowe katowały ten numer niemiłosiernie. Muzycy konsekwentnie odmawiali wycięcia części środkowej na potrzeby singlowe - Grant i Page uważali trzyminutową konwencję promocji za przestarzałą. Podczas kiedy pokolenie miłości zwracało się w kierunku stonowanego południowego rocka, Led Zeppelin stał się zespołem dzieciaków ze szkół średnich i miał panować przez najbliższą dekadę na przylicealnych parkingach. Tym samym kwartet niejako porzucił Anglię stając się grupą prawdziwie amerykańską. W Wietnamie słowa "Whole lotta love" stały się okrzykiem wojennym - amerykańska piechota morska wmontowała do swych wozów pancernych ośmiościeżkową aparaturę stereofoniczną i ruszała do boju słuchając utworu na pełną głośność. Zarówno singiel jak i [2] zmieniły całkowicie zasady rockowego brzmienia. Stara terminologia jak "biały blues" czy "ciężka muzyka" nie pasowała do Led Zeppelin. Ukuto więc nowy termin: "heavy metal", po raz pierwszy użyty przez pisarza W.S.Burroughsa, a potem wykorzystany przez Steppenwolf w Born To Be Wild. Page na początku zżymał się: "Kiedy ktoś mówi o heavy metalu, do głowy przychodzi mi bezmyślne tłuczenie riffów, a ja nie sądzę byśmy kiedykolwiek grali bezmyślnie. Dążyliśmy zawsze do wewnętrznej dynamiki, dramatyzmu i wszechstronności." Po powrocie do Anglii Plant kupił zrujnowaną posiadłość Jennings Farm w Blakeshall w hrabstwie Wilverly i przeprowadził się tam wraz z rodziną. Bonzo również kupił dom w okolicy - starą farmę w West Hagley. Wydawał tysiące dolarów na samochody, a pod koniec 1969 miał ich już osiem. Jones zmienił miejsce zamieszkania w Chorleywood (hrabstwo Hertforshire). Led Zeppelin triumfował dzięki profesjonalizmowi i zgodności usposobień. Cream nie mogli ze sobą wytrzymać, w wielkiej niezgodzie rozpadli się The Beatles, Briana Jonesa usunięto z The Rolling Stones. Zeppelini natomiast byli przekonani do tego co robią i stawiali sobie dalekosiężne cele, co pozwalało im iść naprzód. Coś trzymało ich razem, choć każdy z nich był inny.

Od lewej: John Paul Jones, Robert Plant, Jimmy Page, John Bonham
LOT TRZECI
Rozpoczęła się wspaniała trasa po Kanadzie i USA - za 21 koncertów grupa miała zarobić ponad 800 000 dolarów. W czasie występu w Vancouver Richard Cole zauważył w tłumie człowieka z mikrofonem. Wskazał go Grantowi, który specjalizował się w zwalczaniu piractwa i bootlegów. Paru roadies przywlekło faceta za kulisy, gdzie rozwalono mu sprzęt i wyzwano od kutasów. Okazało się, że mężczyzna był kanadyjskim pracownikiem rządowym badającym poziom decybeli. Wywiązała się wielka awantura, a zdenerwowany Bonzo zdemolował garderobę co kosztowało Granta kolejne 1500 dolarów. Z kolei w Winnipeg Zeppelini zamówili do pokoju 5 striptizerek i 60 drinków. Cole przemknął się do garderoby dziewczyn i przebrał się w ich ubrania. Gdy wszedł do pokoju wybuchła powszechna wesołość, potem Cole zerżnął jedną z dziwek na stole mając na sobie jej własne ubranie. Taki był ówczesny urok Led Zeppelin. Nie zawsze jednak było wesoło: na amerykańskim Południu nieraz odmawiano brodatym muzykom obsługi, czasem celowano do nich z broni palnej. Na lotnisku w Texasie dwóch pijanych marynarzy wyśmiewało się z długich włosów Roberta i Jimmy`ego. Peter Grant podszedł do nich, uniósł obu za kołnierz każdego jedną ręką i wrzasnął: "Masz, kurwa, jakiś problem, Popeye"? Zdarzały się też problemy natury delikatniejszej: mimo przesadnej koguciej seksualności, Planta na scenie często paraliżowały ataki strachu i nerwów. Wówczas Grant musiał go uspokajać i przekonywać, że nie jest beztalenciem tylko wielką gwiazdą.
Po 15 miesiącach nieustającej pracy muzycy byli wykończeni. Jones i Bonham pojechali do swych rodzin. Plant i Page zmuszeni byli we dwóch przygotować materiał na nowy album. Wokalista zaproponował, by pojechali do odosobnionej wiejskiej chaty w walijskich górzystych rejonach Bron-Yr-Aur. Zresztą wśród młodych hippisów panowała wtedy moda na ucieczkę z miejskiego piekła na wieś. Wieczory muzycy spędzali przy kominku popijając jabłecznik, podczas gdy numery na trzeci krążek zaczęły nabierać kształtów. Były to głównie folkowe, akustyczne i sielankowe melodie różniące się pod względem brzmienia od spontanicznych szaleństw znanych z [2]. Powstał mix różnych stylów - wydany 5 października 1970 [3] otwierał dynamiczny i ciężki Immigrant Song oparty na fascynacji Roberta celtycką Brytanią (szczególnie okresem miedzy VIII i XI wiekiem, kiedy to Anglicy walczyli o wyspę z hordami Wikingów). Dzięki obrazom barbarzyńców w rogatych hełmach i palonych klasztorów kompozycja uzyskała świetny klimat. Jęki Planta przeradzały się w okrzyk "Valhallo, nadchodzę!". Mimo infantylnego przesłania, fani pokochali ten utwór stwarzający atmosferę średniowiecznej fantazji. Friends przypominał akustyczną podróbkę Crosby Stills & Nash, a ze swoją mroczną orkiestracją i monotonnym śpiewem był ostatnim podejściem Page`a do psychodelii. Celebration Day posiadał zwielokrotnioną gitarową ścieżkę, a oryginalne intro zostało omyłkowo skasowane przez inżyniera dźwięku, który bojąc się furii Granta i Bonhama, uciekł ze studia, kiedy zauważył swój koszmarny błąd. Majestatyczny blues Since I`ve Been Loving You oddawał przybliżone brzmienie koncertowe Led Zeppelin z tamtych lat. Monumentalnie narastająca estetyka wczesnego Zeppelina odnalazła się w Out On The Tiles. Drugą stronę płyty wypełniły dość zaskakujące spokojne kawałki, nawiązujące do klimatów właśnie zapomnianej celtyckiej prowincji. Gallows Pole był starą zakurzoną balladą, którą Jimmy odnalazł w śpiewniku Freda Gerlacha - jednego z pierwszych białych muzyków, którzy uczynili z 12-strunowej gitary instrument folkowy. W nastrojowym kawałku słychać także skrzypce i banjo. Słodziutki Tangerine pochodził jeszcze z czasów The Yardbirds, wykorzystano w nim teraz specjalny gitarowy pedał oraz elokwentne solo. That`s The Way zawierał uroczą pełną pogłosów gitarę, wzorowaną prawdopodobnie na nastrojowych nostalgicznych dziełach Neila Younga. Tekst dotyczył ekologii i zanieczyszczenia wód, stanowiąc niejasny komentarz złych czasów, jakie nastały dla zespołu w USA (szeryfowie z Południa grozili muzykom aresztem za dodatkowy bis, zarzucono im tam perwersję i uzależnienie od narkotyków). Ten klimat podtrzymywał Bron-Yr-Aur Stomp, zagrany na luzie i poświęcony Striderowi, zdechłemu psu Planta. Wszystko zamykała lamentująca bluesowa kompozycja z dzikimi efektami slide i elektronicznie przetworzonym śpiewem Roberta. W tamtym okresie Zeppelini spotkali na festiwalu w Bath na wpół szalonego angielskiego wokalistę folkowego i byli pod wrażeniem jego przekonania o słuszności tego co robił i faktu, że nie chciał się sprzedać za wszelką cenę. Właśnie w hołdzie dla niego zatytułowali ten kawałek Hats Off To (Roy) Harper. Okładka początkowo miała przypominać obrotowy kalendarz rolniczych zbiorów, ale ostatecznie przekształciła się w wycinane psychodeliczne koło odsłaniające w ruchu różne zdjęcia zespołu.
Grupa ruszyła na amerykańską trasę, która w większości przypadków składała się z: Immigrant Song, Heartbreaker, Dazed And Confused, Moby Dick (15-minutowa solówka Bonzo, w której przez pierwsze 5 minut grał gołymi dłońmi), Communication Breakdown, Since I`ve Been Loving You, Thank You, Out On The Tiles, Whole Lotta Love oraz mix utworów Presley`a. Nowego albumu nie doceniono jak poprzednika, a prawdziwym szokiem dla muzyków były zjadliwe recenzje prasy branżowej. Krytycy nie cierpieli tej płyty, dyskwalifikując utwory rockowe jako "puste i patetyczne", kawałki bluesowe jako "niegodziwe plagiaty twórczości prawdziwych bluesmanów", a piosenki akustyczne jako "kulawe naśladownictwo południowego rocka". Niektórzy niegodziwcy po prostu nie mogli się pogodzić z wielkim sukcesem Led Zeppelin i obrażali nawet fanów kapeli nazywając ich "maniakami ciężkich narkotyków". Tak jakby kwartet podobać się mógł tylko pijakom, włóczącym się hipisom i maniakom heroiny. Najwierniejsi fani, którzy kupili pierwszy nakład [3], znaleźli na czystym winylu pierwszej strony maksymę okultysty Alisteira Crowleya "Rób co zapragniesz, niech to będzie miarą." Ostatecznie płyta sprzedała się w ilości 6,5 miliona w Stanach i 1,1 miliona w Wielkiej Brytanii.
LOT CZWARTY
Page nie potrafił zrozumieć złej prasy pod adresem ostatniego wydawnictwa. Zawarte na nim rytmika i atmosfera folkowa miały obrazować upodobanie zespołu do "pokoju, natury i kwiatów". Wkrótce gitarzysta miał odkryć kompromis między muzyką akustyczną i heavy-rockową, a Plant dostosować swój kult starożytnych ruin i romantycznego upadku do wizji Jimmy`ego. Pod koniec 1970 obaj wrócili do Bron-Yr-Aur, by pisać nowy materiał. W Walii właśnie rozpoczęli pracę nad nowym hymnem, który miał zastąpić Dazed And Confused. Słynne sześciostrunowe intro do Stairway To Heaven miało nadać reszcie charakter ponadczasowej rytualnej pieśni. Wedle niektórych wstęp został zerżnięty z kompozycji Taurus Spirit z 1968., lecz utwór Zeppelinów było znacznie bardziej rozbudowane i chociażby dlatego wszelkie oskarżenia o plagiat wydają się równie śmieszne, co ukryte satanistyczne przesłanie utworu - rzekomo słyszane, gdy odtworzyło się go wspak. Tekst zdradzał ówczesne fascynacje Planta - opowiadał o kobiecie pragnącej odnaleźć duchową doskonałość na wzór Morgany La Fay. Jednocześnie Robert wertował dzieła brytyjskiego antykwariusza Lewisa Spence`a i cytował jego "Magic Arts In Celtic Britain" jako jedną z inspiracji tekstu "Schodów Do Nieba". Jednocześnie słowa te wyrażały niezachwiane pragnienie duchowej odmiany odczuwane przez pokolenie, do którego był adresowane. Ten utwór-monolit trafił na [4], wydany 8 listopada 1971. Właściwie album był pozbawiony tytułu, ale pojawiały się cztery charakterystyczne symbole, stąd określany był również jako "Four Symbols" albo "ZOSO". Rozpoczynał go rasowy Black Dog z ognistym gitarowym riffem. Rock And Roll powstał właściwie przez przypadek, kiedy Bonzo zagrał początek Good Golly Miss Molly Little Richarda, a Page zaimprowizował riff, który głucho urywał się po 12 akordach. To wystarczyło jednak, żeby stworzyć kawałek, wzbogacony o mistrzowskie fortepianowe boogie Iana Stewarta. Misty Mountain Hop czarował gęstymi bluesowymi zagrywkami, walijskim klimatem i delikatną grą Bonhama. O wiele więcej wysiłku muzycy włożyli w niesamowity The Battle Of Evermore, oparty na magicznej wręcz grze Page`a na mandolinie. Początkowo miał to być staroangielski utwór instrumentalny o wojnach granicznych ze Szkotami, ostatecznie w rolę Królowej Życia wcieliła się Sandy Denny z Fairport Convention ze swoim wspaniałym sopranem. Four Sticks było w sumie zapisem jam session ze Stewartem, wzbogaconym o gitarowe harmonie i syntezatorową orkiestrację. Going To California zrodził się z akustycznej gitarowej melodii będącej ukrytym hołdem dla kanadyjskiej piosenkarki Joni Mitchell. Kompozycja wyrażała wielką tęsknotę za romantycznym i beztroskim życiem w trasie, za przyjaciółmi i dziewczynami, ale również za majestatycznym kanionami Kalifornii. Wszystko kończył apokaliptyczny wręcz When The Levee Breaks, którego tekst upamiętniał wielką powódź w Mississipi z 1927. Page poprzetykał tutaj klasyczny 12-taktowy blues frazowany wokalami i efektami studyjnymi przypominającymi puszczone od tyłu echo harmonijki, przede wszystkim jednak numer był ponowną aranżacją piosenki Kansas Joe McCoy`a z 1929. Stary człowiek na okładce niosący chrust symbolizował Pustelnika z kart tarota, a dokładniej pewność siebie i mistyczną mądrość. Krążek był dziełem milowym heavy-rocka i muzyki rozrywkowej w ogóle, rozchodząc się w niesamowitej ilości 23 milionów w Stanach i 2,3 milionów na Wyspach.
Koncerty rozpoczęły się 5 marca 1971 w Belfaście. Była to pierwsza wizyta zespołu w Irlandii Północnej i bardzo rzadki przypadek, by angielska grupa grała w Ulsterze. Większość kapel bowiem odmawiała tam występów z obawy przed wplątaniem się w konflikt religijny między protestantami i katolikami. Po raz pierwszy na żywo zabrzmiały Black Dog oraz Stairway To Heaven - ten drugi zagrany przez Page`a na dwugryfowej 12-strunowej gitarze Gibson. Największa rozróba w karierze Led Zeppelin miała miejsce w lipcu 1971 podczas koncertu na kolarskim stadionie Vigorelli w Mediolanie. Kwartet pojawił się na scenie wczesniej niż ustalono, a z tylnych rzędów niemal od razu buchnęły kłęby dymu. Na prośbę organizatora, Plant obwieścił dzieciakom, że koncert nie rozpocznie się, jeśli ogień będzie nadal rozpalany. Przy trzecim kawałku ktoś rzucił w kierunku sceny pojemnik z gazem łzawiącym. Wówczas zdano sobie sprawę, że dym dobywał się właśnie z podobnych pojemników. Żandarmeria zaatakowała tłum, a muzycy dążąc ku zakończeniu występu przeszli błyskawicznie do Whole Lotta Love. Próbujący w panice uciec od policyjnych pałek, fani zaczęli wspinać się na scenę. Wtedy Cole nakazał ewakuację - początkowo roadies próbowali ocalić sprzęt, ale w końcu i oni uciekli przed napierającym tłumem. Duszące kłęby dymu zagrodziły niemal każde wyjście z tunelu, więc Zeppelini zabarykadowali się w gabinecie lekarskim. Po wyjściu odkryli zniszczoną scenę i zdemolowany sprzęt. Plant był strzępkiem nerwów, gdyż rozruchy w Mediolanie dalekie były od widowisk prawdziwej jedności i przyjaźni, jakie Led Zeppelin pragnęli kreować dla swych fanów. Całe szczęście rozpoczynające się 19 sierpnia 1971 amerykańskie tournee (20 koncertów w salach mieszczących co najmniej 12 000 ludzi) okazało się wielkim sukcesem.
Również podróż do Japonii była triumfem Zeppelinów - Immigrant Song był tam na pierwszym miejscu listy przebojów, a zespół zwykł tym numerem otwierać koncerty. Nie powstrzymało to jednak muzyków przed kilkoma hotelowymi wybrykami. W tokijskim "Hiltonie" Bonzo wrzucił stolik obsługi pokojowej pod prysznic zajęty przez Phila Carsona, przedstawiciela firmy Atlantic. Innego wieczoru Cole i Bonham wyszli w miasto, wracając z samurajskimi mieczami. Po powrocie pocięli nimi wszystkie meble w swoich pokojach. Potem zniszczyli drzwi Jonesa, wyciągnęli go pijanego na korytarz i zostawili tam, by spał na podłodze do rana. Kiedy nad ranem muzycy i roadies zniszczyli jeden z korytarzy obrzucając go owocami, Led Zeppelin otrzymali dożywotni zakaz wstępu to "Hilton" w Tokio. Z kolei po koncercie w Hiroshimie, Plant, Jones i Bonham uznali, że zabawne będzie skąpanie śpiącego Page`a w paskudnej zimnej papce z herbaty, nieświeżej sake i starego ryżu. Bonzo pomylił łóżka i osobiście polał miksturę na śpiącego Granta. Zamiast nieruchawego cherlawego gitarzysty chłopaki stanęli wobec eksplozji wściekłości 140-kilogramowego faceta. Pogonił trzech muzyków wzdłuż korytarza, złapał Jonesa i uderzył go pod oko. Następnie zdzielił Planta, a kiedy pojawił się Cole, zwrócił swój gniew przeciwko niemu myśląc, że to on był prowodyrem głupiego dowcipu.

Od lewej: John Paul Jones, Jimmy Page, John Bonham, Robert Plant
DOMY ŚWIĘTYCH
28 marca 1973 ukazał się [5], który początkowo nie przypadł do gustu recenzentom. Czuć było, że muzycy tym razem nie mieli jasno sprecyzowanej koncepcji stylu - tak jakby nagrywali z marszu to, co wymyślali po kolei w studio. Rezultatem nowych poszukiwań Page`a był niewątpliwie The Song Remains The Same, w którym osiągnięto gęstą fakturę gitarową dzięki metodzie kilkakrotnych nakładek. Jako całość kompozycja jednak rozmywała się w wątpliwy eklektyzm, nawet Bonzo nie grał tu "po swojemu". Na tym albumie Led Zeppelin jawili się jako kapela mocno stonowana w stosunku do swego dotychczasowego oblicza. Nawet piosenki z heavy-rockowym riffem jak Dancing Days brzmiały pogodnie i zbyt łagodnie. Zeppelini użyli tutaj "wężowego" tematu na wzór indyskich melodii fakirów granych na podwójnych piszczałkach shenai, które Plant i Page słyszeli niegdyś w Bombaju. W liryczno-balladowym The Rain Song o pseudoorkiestrowej aranżacji, grupa stanęła na pograniczu rocka i popu. Nie miało większego znaczenia, że w oryginalnym zamierzeniu Page`a kompozycja miała stanowić starannie skonstruowaną bluesową pieśń pogrzebową. Bardziej interesująco wypadła odpowiedź na ówczesny art rock - w No Quarter riffy Page`a przeplatały się z kosmicznymi syntezatorami wprowadzającymi nastrój na wzór Pink Floyd. W intrygujący sposób tekst napisany przez Planta prowokował, przedstawiając zespół jako śmiercionośny oddział Wikingów. Pastisze reggae (D`yer Mak`er) i soulu a la James Brown (The Crunge) były pewnego rodzaju prekursorskie, ale nie decydowały o ostatecznym charakterze płyty. Interesujący był natomiast Over The Hills And Far Away z akustycznymi folkowymi wstawkami i grą Jonesa na klawesynie, a następnie typowym zeppelinowym wybuchem. Kończący płytę The Ocean budował warstwa po warstwie swoją siłę. Stanowił odniesienie do wspomnień Roberta o rozgrzanych tłumach młodych ludzi, falujących i wirujących przed sceną niczym ocean ludzkości. Z sesji pozostały cztery utwory - Black Country Woman, The Rover, Houses Of The Holy i Water`s Walk, które włożono na razie do szuflady.
Peter Grant wprawił w osłupienie amerykańskich promotorów trasy informując ich, iż zespół będzie odtąd zatrzymywać dla siebie 90% zysków. Grant sam miał być promotorem i pokrywać wszystkie wydatki, natomiast lokalni agenci mieli zajmować się pomniejszymi pracami otrzymując w zamian 10% oraz "zaszczyt wynikający ze współpracy z przynoszącą największe zyski kapelą na świecie". Podczas kolejnej amerykańskiej trasy zmieniło się także miejsce Johna Paula Jonesa w zespole. Dotąd był niemal bezosobowym basistą kryjącym się w ciemnościach sceny - teraz okazał się uzdolnionym muzykiem grając na elektrycznym pianinie, organach i melotronie. Jednocześnie Jimmy Page zakochał się w 14-letniej psuedomodelce Lori Maddox. Była wysoką dziewczyną o wyrazistych rysach i ogromnych oczach. Przypominała niemal Biankę Jagger, a po latach stwierdziła, że swoje dziewictwo straciła z Davidem Bowie. Page utrzymywał romans w sekrecie przed strachem deportacji. Zabierał Lori na każdy niemal koncert, a płomienny romans trwał intensywnie w latach 1973-1975. Led Zeppelin osiągnął apogeum swojego lotu, muzycy byli u szczytu swych artystycznych i fizycznych możliwości. Korzystając z fali wznoszącej, [5] sprzedał się w ilości 12 milionów w Stanach i aż 7 milionów w Wielkiej Brytanii. Grupa odznaczała się wspaniałą wewnętrzną siłą i pewnością siebie. Członkowie Led Zeppelin nieustannie przetwarzali twórczą energię na koncertach, nie trwoniąc jej na jakieś albumy solowe czy zmiany personalne.
STEROWIEC ZWALNIA OBROTY
Duże zmiany zaszły w programie koncertów Led Zeppelin. Niektóre kawałki przearanżowano tak, by dostosować je do nowych partii klawiszowych Jonesa. W czasie grania No Quarter dla stworzenia efektu gęstej mgły wykorzystywano suchy lód. Wynajęto teksańską firmę Showco, która zapewniała wspaniałe oświetlenie, eksplodujące petardy, dymne bomby i ogromne ruchome reflektory za perkusją. Do opieki nad oświetleniem i nagłośnieniem zatrudniono dodatkowo 30 ludzi, każdy z muzyków miał też swojego osobistego technicznego. 5 maja koncert kwartetu w Tampa na Florydzie przyciągnął 56 000 fanów, bijąc pod tym względem 8-letni wówczas rekord The Beatles. Kilka dni później urządzono przyjęcie urodzinowe Bonzo - kiedy jubilat zaczął kroić tort, goszczący na imprezie George Harrison złapał górną część ciasta i rzucił nim w perkusistę. Ten momentalnie przeistoczył się w bestię, cisnął resztą tortu w Harrisona, dogonił go, po czym wrzucił wraz z żoną Patti do basenu. Za nim wpadła tam połowa gości poza Peterem Grantem, który był zbyt duży i wściekły, by ktoś odważył się go tknąć. Z kolei w hotelu "Riot House", Cole przemycił windą towarową motocykl Honda i szalał nim na 11 piętrze w hotelu. Potem meble z apartamentów poleciały przez balkony. Kiedy muzycy i ich roadies zostali upomniani przez właściciela Lincolna, do którego wlewali swoje drinki i wrzucali z góry kieliszki, ktoś wyrzucił przez okno cały stolik kompletnie demolując auto. We wrześniu 1973 Plant został wybrany przez czytelników "Melody Maker" najlepszym wokalistą świata. W następnym miesiącu ekipa filmowa zaczęła filmować muzyków w ich domach - zdjęcia miały być włączone do uprzednio zrealizowanego materiału ze scenami kostiumowymi. Na początek pokazano Page`a grającego na brzegu jeziora Loch Ness w Boleskine. Potem gitarzysta wspinał się po skalistym zboczu, by w jaskini wcielić się w Pustelnika z kart tarota. Plant sfilmował się na swojej farmie oraz zamku Raglan, gdzie archetypowe sceny z celtyckich legend odtwarzał on, śliczna blondynka oraz tłum statystów w roli średniowiecznych wieśniaków. Bonzo zaproponował swoją farmę z bykami-czempionami i kolekcją samochodów, następnie udawał się do pubu na piwo. W swoim domu w Sussex, John Paul Jones czytał swoim córkom bajkę o Jasiu i Łodydze Fasoli. Grant i Cole przebrali się za gangsterów z lat 20-tych XX wieku i udawali, że z karabinów maszynowych ostrzeliwują dom. Jednak pod koniec roku muzycy zorientowali się, że fragmenty koncertowe wplecione w fabułę wypadły słabo i zamknęli całe przedsięwzięcie.
Pięcioletni kontrakt z Atlantic wygasł, a cena jego przedłużenia była dla wytwórni zbyt wysoka. Peter Grant postanowił stworzyć własną wytwórnię Swan Song. Nowe piosenki zaczęły powstawać szybko i w oparciu o zwyczajowe tradycyjne źródła Zeppelinów. Custard Pie stanowiło drugie podejście do Shake`Em On Down Bukki White`a z tnącą jak piłą gitarą i jęczącą harmonijką podaną w beztroskim nastroju. In My Time Of Dying był przeróbką starej pieśni przypomnianej kilka lat wcześniej przez Boba Dylana (w rzeczywistości interpretacją starej pieśni gospel Jesus Make Up My Dying Bed nieznanego autora). Page oparł tutaj początek na przedziwnych dźwiękach granych techniką slide, po czym następowało mocne rockowe tempo. Po ostatecznym wezwaniu Jezusa przez Planta, następował na wyciszeniu komiczny atak kaszlu. Mówiący o duchowej wędrówce In The Light zwracał się w stronę Wschodu - brzmienie indyjskiego shenai uzyskano poprzez nałożenie na siebie granych smyczkiem partii gitary. Trampled Under Foot zaczynał się od wzorowanego na Superstition Steviego Wondera wstępu Jonesa na klawinecie i dotyczył kobiety opisywanej w odniesieniu do poszczególnych elementów konstrukcji samochodu. Te kawałki wraz z innymi weszły w skład podwójnego [6] wydanego 24 lutego 1975. Ten Years Gone opowiadał o żalu Roberta za pierwszą dziewczyną, która kazała mu wybierać między nią samą a graniem muzyki. Sick Again to kontynuacja tematu z The Rover, a The Wanton Song - z The Crunge. Oba dotykały tematu otaczających nieustannie Led Zeppelin ekip groupies w Kalifornii, kiedy tylko do ich uszu doszła opowieść o Lori Maddox. Gitarowe dwuminutowe szaleństwo Bron-Yr-Aur i łagodny szum morza w Down By The Seaside pochodziły z 1970 z sesji do [3]. Z kolei Night Flight i jammowy Boogie With Stu (zagrany ze Ianem Stewartem) powstały w czasach [4]. Wykorzystano też wspomniane trzy kawałki z ostatniej sesji: Black Country Woman był nagranym w ogrodzie pełnym napięcia dokumentem jam session, w którym Plant zawarł swoją wizjonerską prośbę o jedność i przyjaźń. Wszystkiego dopełniał niesamowity 8 i pół minutowy Kashmir z indyjskimi smaczkami gitarowymi i syntezatorową orkiestrą Jonesa, łączącą główne elementy całości. Monumentalny i dramatyczny kawałek zawierał magiczne zaproszenie do Kaszmiru, w którym muzycy nigdy naprawdę nie byli. Album nużył, Zeppelinom ewidentnie zabrakło stylistycznej konsekwencji. Jednocześnie całość jawiła się jako imponujący przegląd technicznych umiejętności zespołu, który kontynuował hard rockową przygodę w rejony art rocka. Mimo muzycznego remanentu, krążek sprzedał się w usA w liczbie ponad 16 milionów egzemplarzy, a w Wielkiej Brytanii - aż 9 milionów.

Zeppelini na stopniach samolotu - od lewej: John Bonham, Jimmy Page, John Paul Jones, Robert Plant
ZEPPELIN NAPOTYKA SILNY WIATR
Pomimo sukcesu komercyjnego, Zeppelin wyraźnie obniżał lot. Jimmy Page zdawał się to powoli odczuwać, dając upust innego rodzaju zainteresowaniom. Sfinansował okultystyczną księgarnię "Equinox" w Kensington, zaopatrując sklep w różne rzadkie i stare książki o magii, które sam zdobywał. Zespół utracił przychylność mediów. Plant z przygnębieniem opowiadał dziennikarzom o starzeniu się i zmieniającym się środowisku Los Angeles, w którym umierali z przedawkowania narkotyków jego przyjaciele. Wokalistę oskarżano o pisanie "przestarzałego hipisowskiego bełkotu". W czasie lotu do Los Angeles, Bonzo samodzielnie wypił butelkę szkockiej i na dwie godziny padł nieprzytomny w sypialni na dziobie samolotu. Kiedy się obudził, wstąpiła w niego bestia. Ubrany w szlafrok wyszedł z łazienki, złapał stewardesę, wykręcił jej rękę i zagroził, że "weźmie ją od tyłu". Na krzyk dziewczyny przybiegli Cole i Grant, którzy odciągnęli Bonhama od niedoszłej ofiary. Na miejscu trzy koncerty kapeli zapowiadała Linda Lovelace, gwiazdka filmu pornograficznego "Głębokie Gardło", a perkusista Simon Kirke (ex-Free, Bad Company) przyłączył się ze swoim zestawem perkusyjnym na bisy, wzbogacając kanonady Bonzo o dodatkowy wymiar rytmiczny. Sam Bonham stawał się za kulisami coraz bardziej nieobliczalny. Kiedy był trzeźwy - łagodniał, a po alkoholu (czyli każdego ranka) zmieniał się w chama. Był silnie związany z żoną i synem, ale przez sytuację podatkową był zdecydowany na długie trasy koncertowe. Wpadał w depresję i atakował nawet tych, co próbowali się do niego odezwać. Grant i Page zawsze zamawiali sobie dodatkowe pokoje na innych piętrach hoteli, by pijany Bonzo nie mógł ich odnaleźć. Kiedy nie wyładowywał swojej agresji na perkusji, atakował ludzi nawet z najbliższego otoczenia. Zwłaszcza w Stanach, gdzie muzyków traktowano niczym królów, którzy mogli mieć wszystko na wyciągniecie ręki - tam bębniarz tęsknił za swoimi bliskimi najbardziej.
4 sierpnia 1975 na greckiej wyspie Rodos, Maureen Plant prowadziła wakacyjny samochód, w którym siedzieli: Robert, dwójka ich dzieci oraz córka Jimmy`ego Page`a. Nagle na wąskiej górskiej drodze pojazd wpadł w poślizg - wjechał w przepaść i zatrzymał się na drzewie. Uderzenie spowodowało u Maureen ranę głowy i zmiażdżenie miednicy, Robert złamał kostkę i łokieć. Dzieci były jedynie mocno potłuczone. W okolicy nie było karetki i dopiero po godzinie miejscowy rolnik zawiózł ich do szpitala na przyczepie do przewożenie owoców. Robert był mocno przestraszony - podobno miał uwierzyć, że zdarzenie było rezultatem zafascynowania Jimmy`ego czarną magią. Był niezwykle przesądny - zwłaszcza po tym, jak październikowy sztorm zmył werandę jego domu. O "złą karmę" podejrzewał utwór The Ocean, a przyjaciołom wyjawił, że miał opory przed wykonywaniem "nawiedzonego" In My Time Of Dying. Grupa przeniosła się do USA, starając się uciec od płacenia wygórowanych brytyjskich podatków. Materiał na nowy krążek tymczasem pulsował dziwnym funkiem, wiodąc kwartet w nieznanym dotąd kierunku. Brzmienia białej i marokańskiej muzyki ścierały się z nowoorleańskimi smaczkami w tle. [7] ostatecznie ukazał się 31 marca 1976, wywołując mieszane uczucia. Było to dziwne, gdyż Zeppelini czuli na sobie oddech The Rolling Stones o miano najlepszego zespołu świata, a nowa płyta po prostu nie powalała. Achilles Last Stand był ukoronowaniem dążeń Page`a do gitarowych harmonii ułożonych w wyniosłą strukturę dynamiki i emocji. Plant śpiewał o bitewnym zgiełku i śpiącym Albionie, który powstaje ze snu. Rytm przechodził od pompatycznej epickości do zawiłego bolera pełnego egzotycznych wstawek. Spokojniejszy i mroczny For Your Life dotyczył przedawkowania kokainy, a Royal Orleans opisywał mające miejsce dwa lata wcześniej nocne wyczyny Johna Paula Jonesa w Orleanie. Kontrowersyjny tekst przypadł w udziale Nobody`s Fault but Mine, gdzie Plant za swoją niedolę oskarżał Diabła i zapowiadał walkę o swoją duszę. Po intrygującym wejściu gitarowym i wstępie Bonzo, ten manifest stał się jednym z najjaśniejszych punktów krążka, a zarazem świetnym rockowym egzorcyzmem. Pastiszem wczesnego rock`n`rolla był Candy Store Rock, natomiast Hots On For Nowhere zawierał dziwaczną solówkę Page`a. Wszystko zamykał nastrojowy blues Tea For One opowiadający o przytłaczającej samotności i depresjach związanych z życiem w trasie. W niemal wszystkich kawałkach słychać było pośpiech realizacji. 3,5-milionowa sprzedaż w USA uznana została za niepowodzenie, nie zważano na 6 milionów nabywców na Wyspach. W grudniu zespół wyjechał na wyspę Jersey, by podatkowe wygnanie spędzić jak najbliżej Anglii. 23 grudnia Plant, Jones i Bonham polecieli do swoich rodzin na święta, natomiast Page udał się do Nowego Jorku, by mixować ścieżkę do filmu Led Zeppelin. 31 grudnia 1975 Robert przeszedł przez swój dom bez laski - po raz pierwszy od czasu koszmarnego wypadku samochodowego.

Robert Plant i Jimmy Page na scenie
TURBULENCJE
Mimo, że ich "panowanie" trwało zaledwie parę lat, królestwo muzyków Led Zeppelin na początku 1976 zaczęło podupadać. Zupełnie jakby nieszczęście, które dotknęło rodzinę Roberta Planta pozbawiło całą grupę tego niewiarygodnego szczęścia i niezachwianego pragnienia dominacji. Nic już nie było tak jak dawniej, a na rynku pojawiły się nowe zespoły z jasnowłosymi wokalistami, grające repliki riffów Jimmy`ego i śpiewające naciągane mistyczne bzdury. Do takich kapel należało zaliczyć Boston czy Heart, ale potężną ofensywę przypuścił również Fleetwood Mac - angielscy adepci bluesa podkupieni przez amerykańskie korporacje. Zeppelini skupili się na filmie reżyserowanym przez Petera Cliftona "The Song Reamins The Same". Wykorzystano dawne sceny, ale zmieniono rolę Jonesa, umiejscawiając go teraz jako przywódcę tajnej misji na średniowiecznym cmentarzu. Ze względu jednak na słabe wykonanie z 1973, film był "upośledzony muzycznie". Podczas mixowania ścieżki dźwiękowej, Bonzo zajmował się "swoim biznesem": podczas koncertu Deep Purple na Long Island upił się za kulisami, a potem wtargnął na scenę, zanim techniczni zdołali go powstrzymać. Zatoczył się do wolnego mikrofonu i ryknął: "Nazywam się John Bonham, jestem z Led Zeppelin, właśnie wydaliśmy nową płytę, która jest świetna". Po czym ignorując osłupiałych muzyków Deep Purple, wskazał na ich młodziutkiego gitarzystę i dodał: "A jeśli chodzi o Tommy`ego Bolina, to za cholerę nie potrafi grać!". Bonzo mógł album wychwalać, ale większość fanów przyjęła go jako zbyt przygnębiający i krążek szybko w sklepach przeceniono, by w ogóle go sprzedać. Dlatego z nowym filmem wiązano duże nadzieje - był to rodzaj pastiszu nieaktualnych scen koncertowych i sennych sekwencji odnoszących się do poszczególnych członków zespołu. W październiku 1976 film miał swoją premierę i od razu oskarżono muzyków o propagowanie obsesyjnego narcyzmu i brutalnych koszmarów. "Rolling Stone" zauważył: "Ich wyobrażenie o sobie samych jest godne jedynie pogardy". Film szybko znikł z ekranów i pojawiał się od czasu do czasu w kinach samochodowych na Południu USA. Pozostawił po sobie jednak pewien pozytywny aspekt - po latach dla MTV film służył jako wzór dla teledysków grup heavymetalowych.
Jednocześnie Zeppelini podjęli wyzwanie wobec rosnących w siłę grup punkowych - już 1 kwietnia 1977 rozpoczęło się w Dallas nowe tournee. Koncerty trwały znów ponad 3 godziny: zwykle grano 15 kawałków, a na bis - Whole Lotta Love i Rock And Roll. Zwyczajowe triumfy w Ameryce przyćmiła kolejna tragedia Roberta - 27 lipca 1977 jego 5-letnie syn Karac Plant umarł z powodu wirusowego zapalenia dróg oddechowych połączonego z infekcją żołądka. Wokalista był w głębokim szoku. Cole powiedział później: "Przeczuwałem, że coś się wydarzy. Całe to kurestwo nie funkcjonowało jak należy. To nie powinno mieć miejsca, wszystko się skończyło. Nigdy już nie było tak jak kiedyś". Faktycznie, Led Zeppelin miał już nigdy nie zagrać w Stanach. Nastały prawdziwie ciężkie czasy - media podgrzewały atmosferę wokół magicznych praktyk Jimmy`ego, które niby miały sprowadzić nieszczęście na rodzinę Planta. We wrześniu Bonzo uległ wypadkowi samochodowemu i złamał trzy żebra, przekonując się przy okazji, że nie jest nieśmiertelny. W tym samym miesiącu ukazał się [8], który nie był tylko odwzorowaniem muzyki do filmu (przykładowo w filmie grano Heartbreaker, a na płycie Celebration Day). Była to cenna pamiątka dla fanów - dowód, że Zeppelinom nadal odpowiadały luźne formy grania na tle psychodelicznej aury.
Led Zeppelin przystąpili do nagrywania [9], jak się okazało, ostatniego pełnoprawnego albumu studyjnego. Ukazał się on 15 sierpnia 1979 i był z pewnością lepszy od poprzednika jako całość. Dźwięki otwierające In The Evening zaczerpnięto z krótkometrażowego filmu "Lucifer Rising" z 1972 (reż. Kenneth Anger). Ta niezwykła i przerażająca zarazem kompozycja składała się z nałożonych na siebie gitar i konwulsyjnych okrzyków Roberta: "I`ve got no pain!". Pełen złowieszczej dostojności kawałek miał niemal symfoniczny wymiar i zwiastował nadejście nowego rodzaju muzyki. South Bound Saurez był wesołą rytmiczną piosenką, w której Jimmy zastosował swoją ulubioną konwencję gitary dysonansowej. Fool In The Rain zaczynał się jak typowy Zeppelin, jednak pod wpływem Johna Paula Jonesa skręcał ku muzyce brazylijskiej, kończąc się okrzykami i gwizdkami na tle samby. Surrealistyczny tekst tworzył nastrój tęsknej melancholii. Hot Dog stanowił dowcipną parodię country, a jego powstanie zainspirowała Audrey Hamilton (pochodząca z Teksasu dziewczyna Planta). 10 i pół minutowa Carouselambra oparta była na wielowątkowych rytmicznych dźwiękach syntezatora i faktycznie przypominała jazdę na szalonej karuzeli. Tekst Roberta zawierał fragmenty mowy pogrzebowej na cześć skandynawskiego wodza. Gitarę Page`a schowano tym razem z tyłu, na pierwszy plan wysuwając instrumenty Jonesa. W pięknej psuedobarokowej balladzie All My Love znalazło się miejsce na lament i odrodzenie, symbolizujące odpowiednio śmierć i narodziny. Iskierka nadziei na przyszłość tliła się tutaj w solówce na trąbce i dźwiękach ożywionych skrzypiec. Zakończenie w postaci wspaniałego bluesa I`m Gonna Crawl przypominało przestrzenne dokonania Ralpha Vaughana Williamsa. Zarejestrowano także 4 kawałki, które nie trafiły na krążek (3 z nich trafiły na [10], czwartym był znany już Train Kept A-Rollin`). Ekstrawagancka okładka przedstawiająca 6 ujęć tego samego baru zdobiła album zapakowany w specjalną kopertę. 6-milionowa sprzedaż po obu stronach Atlantyku przekonywała, że aż tak źle nie było, jak to kreowały media i narzekające na Zeppelinów kapele punkowe. Na koncertach wokół Page`a tworzyła się zasłona promieni laserowych w kształcie piramidy. Na próbie dźwięku na pustej murawie w Knebworth Bonzo posadził swojego 11-letniego syna Jasona na własnym stołku i odszedł daleko od sceny, by wsłuchać się w brzmienie. Chłopiec tymczasem zaczął grać ogromnymi pałeczkami firmy Ludwig, zadziwiając pozostałych muzyków. Koncert na tym stadionie odbył się 4 sierpnia 1979 po niemal czteroletniej przerwie w występach na Wyspach Brytyjskich.
TWARDE LĄDOWANIE
Ostatnia trasa koncertowa Led Zeppelin zakończyła się w Berlinie 7 lipca 1980. Wszyscy czterej wydawali się bardzo znudzeni koncertowaniem ze sobą. 24 września tego samego roku muzycy spotkali się ze sobą przy Old Mill Lane w Windsorze. Page namawiał do dalszej współpracy, obiecywał koncerty w Ameryce. Tego ranka Rex King woził Bonzo samochodem. Odebrał go z domu na Old Hyde Farm, ale perkusista nalegał, by przed dotarciem na próbę zatrzymali się w pubie. Wypił tam cztery poczwórne wódki z sokiem pomarańczowym i zjadł parę kanapek z szynką. W studio dalej pił, co w końcu uniemożliwiło mu grę - było to o tyle dziwne, że zwykle stawiał sobie za punkt honoru, by nie upijać się tak, by nie móc pracować. W trakcie 20-letniej kariery nigdy nie opuścił nawet jednego koncertu. Wieczorem na imprezie z okazji ponownego spotkania zespołu w domu Page`a, Bonzo kontynuował pijaństwo. O godzinie 23.00 pochłonął dwie podwójne wódki i zasnął na sofie. Asystent Jimmy`ego, Rick Hobbs, zaniósł bębniarza do sypialni, położył na boku i obłożył poduszkami. Kiedy następnego dnia w południe Bonzo nadal zalegał w łóżku, pracujący dla Roberta Benji LeFevre poszedł go obudzić. Zobaczył śmiertelnie siną twarz Bonhama, nie mógł też wyczuć pulsu. Wezwano karetkę - lekarz stwierdził zgon w godzinach porannych. Perkusista miał 31 lat.
Po otrzymaniu wstrząsającej wiadomości, pozostała trójka rozpierzchła się po świecie. Nazajutrz wszystkie gazety trąbiły o zgonie Bonzo. Pojawiły się oszczerstwa jakoby w dniu jego śmierci z domu Page`a unosił się gęsty czarny dym, a sam gitarzysta przeklinał w dziwnych językach. Oficjalnie Bonham zmarł w wyniku przedawkowania alkoholu. 14 porcji wódki w ciągu 12 godzin to dla Anglika nie lada wyczyn. Jakimś trafem perkusista udusił się podczas snu własnymi wymiocinami. Koroner orzekł w tym przypadku nieumyślne samobójstwo. Plant, Page i Jones początkowo nie mogli zdecydować się na rozstanie. Rozważano zatrudnienie Cozy`ego Powella, Carla Palmera lub Aynsley`a Dunbara. Ostatecznie jednak Jimmy stwierdził, że nie zamierza wyruszać w trasę z nikim oprócz Bonzo. 4 grudnia 1980 Led Zeppelin oficjalnie zakończył działalność artystyczną.
Page skomponował kawałek Who`s To Blame (będący przekształceniem In The Evening) na ścieżkę dźwiękową filmu "Życzenie Śmierci 2" z Charlesem Bronsonem. 19 listopada na rynek wyszła ostatnia pozycja Led Zeppelin: składankowy [10] zawierał osiem utworów dotąd nie publikowanych, które miały chociażby szczątkowe partie wokalne. We`re Gonna Groove pochodził z sesji [2], Poor Tom nagrano w Bron-Y-Aur w 1970, Walter`s Walk zarejestrowano w 1972. Ozone Baby, Darlene oraz Wearing And Tearing nagrano podczas sesji [9]. W końcu Bonzo`s Montreux był kawałkiem na przetworzoną perkusję. Płytę wydano bez fanfar, ze skromną okładką. Krytycy jak zawsze zjechali album maksymalnie nazywając go "szybką reakcją na prośby właścicieli sklepów muzycznych i decydentów wytwórni płytowych zdegustowanych brakiem sprzedaży".

Bonzo
PO 1982
W późniejszych latach Plant, Page i Jones spotykali się kilkakrotnie. Najsłynniejszym ich wspólnych przedsięwzięciem był występ 13 lipca 1985 w Filadelfii na koncercie "Live Aid". Za perkusją zasiadali na zmianę Tony Thompson i Phil Collins. Koncert nie wypadł jednak nadzwyczaj pomyślnie, gdyż bębniarze nie byli ze sobą zgrani, Plant nie był tego dnia w dobrej formie wokalnej, a telebimy na stadionie JFK co chwila się psuły. Kiedy wydawano DVD z tego koncertu w 2004, aby zebrać fundusze dla głodującej ludności Sudanu, ex-Zeppelini po cichu zabronili publikacji swojego występu na tym poczwórnym wydawnictwie. W zamian zaproponowano wydawnictwo Page/Plant. Panowie ponownie wystąpili razem w maju 1988 na koncercie z okazji 40-lecia istnienia wytwórni Atlantic. Tym razem za garami zasiadł Jason Bonham, syn Bonzo. 15 października 1990 ukazała się podwójna składanka Remasters, a także jej odpowiednik w formie czteropłytowego boxu, na którym znalazły się m.in. premierowy Hey Hey What Can I Do (z oryginalnej strony B singla Immigrant Song) oraz nowe wersje White Summer / Black Mountain Side i Moby Dick / Bonzo`s Montreux. W 1993 wydano uzupełniającą repertuar boxu kompilację Led Zeppelin Box Set Vol.2, w skład której weszły pozostałe utwory z albumów oraz nowy utwór studyjny Babe Come On Home. W 1994 Page i Plant podjęli wspólpracę w 90-minutowym projekcie MTV "UnLedded", która zaowocowała w tym samym roku wydaniem płyty No Quarter: Jimmy Page And Robert Plant Unledded. 12 stycznia 1995 Led Zeppelin dostąpił zaszczytu wstąpienia do amerykańskiej Rock And Roll Hall Of Fame, a uroczystości przewodzili liderzy Aerosmith: Steven Tyler i Joe Perry. W imieniu ojca uhonorowanie odebrali Jason i Zoe Bonham. Pewnym zgrzytem było przemówienie Johna Paula Jonesa, który oświadczył z mównicy w stronę Planta i Page`a: "Dziękuję wam, moi przyjaciele, że przypomnieliście sobie numer mojego telefonu". 29 sierpnia 1997 Atlantic wydał płytkę Whole Lotta Love / Baby Come On Home / Travelling Riverside Blues, czyniąc z niej jedyny singiel Led Zeppelin wydany w Wielkiej Brytanii.
11 listopada 1997 ukazał się [11] - pierwszy CD zawierał materiał z trzech sesji nagraniowych dla radia BBC z 1969, a w skład drugiego weszła większa część koncertu z 1 kwietnia 1971 z londyńskiego "Paris Theatre". Niektórzy krytykowali decyzję o montażu niektórych utworów i odrzuceniu innych. Chodziło przede wszystkim o dotąd niepublikowany Sunshine Woman oraz o wydłużoną niemal 14-minutową wersję Whole Lotta Love. W 1998 Page i Plant wydali razem album Walking Into Clarksdale, który jednak przepadł na rynku. W listopadzie 1999 ogłoszono, że Led Zeppelin został trzecim wykonawcą w historii muzyki rozrywkowej, którego co najmniej cztery albumy osiągnęły status diamentowy (lepsi okazali się tylko The Beatles i Garth Brooker). W listopadzie 2006 Zeppelini wkroczyli do brytyjskiej Music Hall Of Fame. Podczas ceremonii grupa Wolfmother zagrała Communication Breakdown. 27 maja 2003 wydano [12] zawierający kawałki z koncertów z 1972 - 25 czerwca w Los Angeles i 27 czerwca w Long Beach Arena. Przez wiele lat nagrania te krążyły jedynie w formie bootlegów. Kompozycje przeszły gruntowny proces montażu i masteringu, których podjął się Jimmy Page. Sprzedaż tego potrójnego wydawnictwa w pierwszym tygodniu przekroczyła 154 000 egzemplarzy. 27 lipca 2007 na półkach wylądowało wydawnictwo Mothership, w którego skład weszły znane wszystkim 24 utwory studyjne ze wszystkich ośmiu krążków Led Zeppelin oraz DVD z występów grupy m.in. z "Royal Albert Hall" w Londynie i Knebworth. 10 grudnia 2007 Plant, Page i Jones stanęli wspólnie na scenie podczas koncertu upamiętniającego Ahmeta Ertegüna (z Jasonem Bonhamem na perkusji).

Losy muzyków Led Zeppelin:
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | BAS, KLAWISZE, ORGANY | PERKUSJA |
| [1-12] | Robert Plant | Jimmy Page | John Paul Jones | John `Bonzo` Bonham |
| Rok wydania | Tytuł | TOP |
| 1969 | [1] I | #6 |
| 1969 | [2] II | #2 |
| 1970 | [3] III | #12 |
| 1971 | [4] IV | #1 |
| 1973 | [5] Houses Of The Holy | #10 |
| 1975 | [6] Physical Graffiti (2 CD) | #15 |
| 1976 | [7] Presence | #11 |
| 1977 | [8] The Song Remains The Same (live / 2 CD) | |
| 1979 | [9] In Through The Out Door | #16 |
| 1982 | [10] Coda (kompilacja) | |
| 1997 | [11] BBC Sessions (kompilacja / 2 CD) | |
| 2003 | [12] How The West Was Won (live / 3 CD) |

