1969-1973: ERA MICKA BOLTONA

Angielska grupa powstała w 1969 w Londynie z inicjatywy Mogga (ur. 15 kwietnia 1948) i Way`a (ur. 7 sierpnia 1951). Początkowo przybrano nazwę Hocus Pocus, by zmienić ją po kilku miesiącach na tę ostateczną, będącą hołdem dla londyńskiego klubu UFO (w którym pierwsze kroki stawiali choćby Pink Floyd czy Soft Machine). Debiut stanowił mieszankę heavy-rocka, blues-rocka i psychodelicznych naleciałości minionej dekady. Zdecydowany akcent heavy-rockowy wynikał z popularności Led Zeppelin - taka stylistyka była dość naturalnym, ale i po prostu bezpiecznym wyborem. Nie dało się ukryć, że ten wczesny materiał ociera się o kompletne amatorstwo. Najsłabszym ogniwem był Mick Bolton - gitarzysta właściwie nie proponował tu nic poza paroma bluesowymi zagrywkami, jego solówki wypadły mało ciekawie, a riffy niezbyt wyraziście. Z jego niewielkich umiejętności zdawali sobie sprawę producenci albumu, dlatego często chowali jego partie w tle, za wokalem i sekcją rytmiczną. 22-letni Phil Mogg też nie zachwycił - posiadał co prawda rozpoznawalną chrypkę, ale jego warsztat wokalny był jeszcze mocno ograniczony. Za to Way i Parker zagrali naprawdę solidnie, nie ograniczając się do akompaniamentu. To zresztą na basiście spoczął ciężar nadawania utworom linii melodycznych, on też serwował najlepsze solówki. N krążku znalazły się aż trzy przeróbki cudzych utworów, a własny Follow You Home opierał się na riffie pożyczonym z You Really Got Me The Kinks. Bluesowe standardy C'mon Everybody Eddiego Cohrana i Who Do You Love? Bo Diddley`a wypadły przeciętnie - ten drugi zaprezentowano w nieco rozimprowizowanej wersji, co w porównaniu z wykonaniem Quicksilver Messenger Service, boleśnie ukazywało ograniczenia instrumentalistów. Ten brak umiejętności próbowano obejść kreatywnością i takie podejście zaprezentowano w (Come Away) Melinda z repertuaru Harry`ego Belafonte`a, gdzie kicz orygunału zastąpił nieco kosmiczny klimat tworzony za pomocą przetworzonej efektami gitary oraz uwypuklonego basu. Bolton wypadał zdecydowanie lepiej wtedy, gdy eksperymentował z brzmieniem i grał w mniej konwencjonalny sposób, niż gdy próbował wcielić się w bluesmana. Swój własny sposób gry rozwinął na albumie następnym, ale tutaj nastąpił tego zalążek, nie tylko w Melindzie, ale też w Treacle People i pełniącym rolę intro Unidentifield Flying Object. Do najciekaszych utworów należał finałowy Evil (napędzany bujającymi zagrywkami Way`a), broniły się także luzacki Boogie oraz energetyczny Timothy. Pierwszy skład UFO potrafił przekuć swoje ograniczenia w zalety, a to stanowiło fakt znacznie cenniejszy od perfekcyjnych umiejętności technicznych. Kwartet w zasadzie był świadomy tych ograniczeń, dlatego zaproponował swoje własne podejście do takiej stylistyki - jeszcze w zachowawczy sposób.
Znaczny krok naprzód poczyniono na [2] i zaskakiwał już sam postęp, jaki muzycy poczynili w ciągu zaledwie roku. W porównaniu do niemalże amatorskiego debiutu zaproponowali dojrzałe, w pełni świadome i dość oryginalne dzieło. Mick Bolton wciąż grał w mało skomplikowany sposób, ale bardziej pomysłowo i z większą pewnością siebie. Tym razem to na nim spoczywał teraz obowiązek prowadzenia linii melodycznych, choć Way`owi wciąż pozostawiono sporo miejsca do popisu w rozbudowanych fragmentach instrumentalnych. Na sam początek zespół proponował niespełna siedmiominutowy Silver Bird. Utwór rozpoczyna spokojny gitarowy motyw - prosty, ale przyciągający uwagę. Mogg śpiewał wyjątkowo czystym głosem, dopiero wraz z zaostrzeniem muzyki jego głos nabierał szorstkiej barwy. W utworze dominowały jednak fragmenty instrumentalne, kojarzące się trochę z koncertowymi improwizacjami Cream: tak jakby muzycy musieli ściśle ze sobą współpracować, ale każdy z nich starał się jak najlepiej pokazać własne umiejętności. W pewnym momencie improwizacja nabierała psychodelicznego charakteru i wszelkie porównania przestawały mieć sens. Kwartet w pełni rozwijał skrzydła w 19-minutowym Star Storm. To był prawdziwy space rockowy odlot rozpoczynający się od monotonnego pulsu gitary basowej, któremu towarzyszyły przetworzone kosmiczne dźwięki gitary. Po dwóch minutach numer nabierał piosenkowego charakteru na tle zadziornego riffowania. Później klimat znów całkiem się zmieniał na bliższy dokonaniom Pink Floyd z okolic A Saucerful Of Secrets. Na album trafiły dwa krótsze kawałki: rozpędzony heavy-rockowy Prince Kajuku z udanymi popisami Boltona na tle energetycznej gry sekcji rytmicznej, a także instrumentalny (częściowo balladowy) The Coming Of Prince Kajuku - ten fragment zanadto jednak przypominał płytę poprzednią. Kolos Flying to ponad 26 minut space rockowego jam session, naturalnie pełnego zmian nastroju i motywów. Było tu niemal wszystko: od fragmentów balladowych przez blues-rockowe spontaniczne granie w stylu Cream oraz heavy-rockowe riffowanie Led Zeppelin, kończąc na psychodelii wczesnego Pink Floyd. Ten gigant wypadł jednak mniej spójnie od Star Storm - niepotrzebne wydawało się głównie kilka ostatnich sekund z puszczoną wspak recytacją fragmentu wiersza "Gunga Din" Rudyarda Kiplinga. Ogólne jednak płyta pozostawiała pozytywne wrażenie przez wzgląd na sporą pomysłowość pozwalająca - szczególnie Boltonowi - obejść techniczne ograniczenia. Ogólnie nie było to granie szczególnie wyrafinowane, ale przeważnie udało się stworzyć ciekawą atmosferę i autentycznie wciągnąć słuchacza w psychodeliczne wizje. Na kompaktową reedycję z 2008 trafił jako bonus singlowy Galactic Love.
W tamtym okresie zespół nie cieszył się zbytnim zainteresowaniem w ojczyźnie, natomiast miał spore grono fanów w Niemczech, Holandii i Japonii. Dlatego też w tylko w tym ostatnim kraju zdecydowano się na wydanie koncertowego [3]. Kiedy w styczniu 1972 odszedł Bolton wydawało się, że formacja zawiesi działalność - zwłaszcza, iż współpraca z nowymi wioślarzami Larry`m Wallisem (luty-październik 1972) oraz Bernie Marsdenem (dołączył na tournee po Europie, nagrał też z UFO demówki "Oh My" i "Sixteen") nie wypaliła. Wszystko jednak uległo zmianie, kiedy w czerwcu 1973 do UFO dołączył 18-letni niemiecki gitarzysta Michael Schenker (ur. 10 stycznia 1955), który właśnie opuścił szeregi Scorpions. Ta personalna roszada zadecydowała o całkowitej rewolucji stylu z boogie/space-rockowego na heavy-rockowy. Było to możliwe, gdyż grupa posiadła teraz dwa wielkie atuty - Mogga z głosem stworzonym do śpiewania ostrzejszej muzyki oraz Schenkera, który wniósł do formacji świeżość, witalność i olśniewającą technikę gry. Gitarzysta okazał się niezwykle wszechstronnym muzykiem, współdecydującym i czasem starającym się dominować w zespole. Na tym tle doszło potem do otwartego konfliktu z Moggiem. jednak do tego czasu UFO nagrali pięć studyjnych albumów z Michaelem i okryli się sławą jako jeden z najważniejszych zespołów heavy-rockowych.

1974-1979: ERA MICHAELA SCHENKERA

[4] w znacznej mierze oparto na fundamencie określanym później jako "heavy metal" - UFO grali go tutaj w różny sposób. Niektóre z kompozycji nosiły spore piętno typowego rockowego grania - prostego i melodyjnego, ale nie uproszczonego czy nastawionego na radiową przebojowość. Takie były Oh My, Crystal Light i Time On My Hands, noszące pewne ulotne cechy lżejszych nagrań czy też fragmentów kompozycji z początku artystycznej drogi. Z tej grupy najlepsze wrażenie robił delikatny Too Young To Know z łagodnym wokalem i gitarowymi ozdobnikami Schenkera. Fascynację grupy bluesem wyrażono kapitalnie w zmetalizowanej przeróbce Willie Dixona Built For Comfort, a inklinacje Schenkera do łagodnych form instrumentalnych ujawniły się w krótkim Lipstick Traces. W otoczonych tajemniczą aurą wysmakowanych Queen Of The Deep i (w mniejszym stopniu) Space Child połączono coś co Schenker przyniósł ze sobą z progresywnego rocka Scorpions oraz specyficznym nastrojem space rocka. UFO udowodnili, iż nie było im obce tworzenie melodii nietuzinkowych i głęboko zapadających w pamięć - delikatnych, ale odpowiednio mocno aranżacyjnie oprawionych. Dwa kawałki przeszły do kanonu heavy-rocka - wspaniały Doctor Doctor opatrzono niezapomnianym riffem przewodnim, a najcięższy na płycie Rock Bottom oparto na nieustannym wokalnym natarciu Mogga i solowym popisem Schenkera. Obie stanowiły nieodłączny element każdej listy koncertowej w przyszłości. Późniejsi gitarzyści próbowali się mierzyć z tą pełną treści solówką młodego Niemca, ale efekt nigdy nie był równie piorunujący. Generalnie album jeszcze nie do końca stylistycznie wyklarowany, jednak wyznaczający kierunek, w jakim zespół poszedł w następnych latach. Całość znakomicie wyprodukował Leo Lyons (basista Ten Years After), z dużą dbałością o uwypuklenie wokalu i gitarowych smaczków. Przez wielu uważany za pierwszy "prawdziwy" longplay UFO, [4] zdobył od razu duże uznanie i stał się przepustką do dalszej muzycznej kariery. Wydana w 2007 zremasterowana reedycja zawierała sześć bonusów, w tym niepublikowany Sixteen.
Krążek udowodnił, że zapotrzebowanie na muzykę mocniejszą szybko rosło, co przełożyło się na ilość sprzedanych płyt. UFO może zbyt szybko jednak przygotowali kolejny album. [5] wypełniły bowiem kompozycje na dosyć równym poziomie, ale w większości tylko dobrym. Nastąpił słyszalny zwrot w kierunku "metalowym" - utworom nadano specyficzną ciężkość, przy jednoczesnym porzuceniu prostoty i space-rockowego pierwiastka. Jednocześnie zaznaczono podział na dwa rodzaje grania. Kawałki Schenkera były bardziej agresywne i kładły mniejszy nacisk na wyeksponowanie linii melodycznej. W tej sferze dominowały szybsze tempa, a najlepszym przykładem na to był Let It Roll. Od takiego grania jednak pragnęli nieco uciec Mogg i Way, dążący bardziej w kierunku zagranego ciężko przebojowego rocka. Do tej grupy numerów zaliczyć trzeba Out Of The Street czy Too Much Of Nothing, które jednak trudno było uznać za atrakcyjne hity, podobnie jak najsłabszy na albumie Dance Your Life Away. UFO w takich numerach wydawali się formacją ospałą i bez iskry. Lepiej wypadła sentymentalna pół-ballada Love Lost Love. Ogólnie wrażenie ciężaru zostało odpowiednio podkreślone - fragmenty ponure i wolniejsze nabierały tu dodatkowego smaku. Duszna atmosfera zagranych niezbyt szybko Mother Mary i This Kid`s przygniatała, nadając numerom delikatne piętno mroku, który zresztą Schenker lekko tonował instrumentalnym Between The Walls. Tam gdzie dochodziło do muzycznego kompromisu pomiędzy hard rockiem, a atrakcyjnością prostej melodii, grupa potrafiła podać zmetalizowany przebój Shoot Shoot. Sporo kosmicznej delikatności umiejscowiono w uroczym High Flyer, zagranym niezwykle starannie i dopracowanym w szczegółach. Krążek był płytą gitarową, choć tym razem zaproszono do składu jako muzyka sesyjnego klawiszowca Chicka Churchilla. Jego wkład był jednak nieduży i polegał na tworzeniu tła do nisko strojonej gitary Schenkera. Młody wirtuoz tym razem nie czarował nadmiernie swoją techniką, ale po prawdzie zabrakło czegoś w stylu Rock Bottom, gdzie mógłby się rozpędzić. Mogg śpiewał agresywniej, jego wokal był jakby zestrojony tonacyjnie z gitarą, co czasem powodowało wrażenie emitowania szarej ściany dźwięku. Frontman świetnie jednak potrafił generować emocje, tworząc dziwny i niepokojący nastrój. Album wydawał się zbyt prosty i wyraźnie jeszcze kwartet nie wypracował recepty na stworzenie porywającego repertuaru heavy-rockowego. W dobie jednak ogromnego zainteresowania tym gatunkiem, wydawnictwo przyjęto przychylnie i UFO ugruntowali swoją pozycję w czołówce brytyjskiej. Płytę ozdobiła kontrowersyjna w owym czasie okładka - mężczyzna z gołymi pośladkami dobierający się pod prysznicem do wzbraniającej się dziewczyny. Po latach ujawniono, że na fotografii wystąpili Genesis Orridge (właśc. Neil Megson) i Cosey Fanni Tutti (właść. Christine Newby), oboje związani z awangardową grupą Throbbing Gristle. Na wskutek protestów i częściowego bojkotu przez sklepy amerykańskie, album został ocenzurowany i nieco zmieniony graficznie (osoby usunięto ze zdjęcia, prezentując opustoszałą łazienkę).


Od lewej: Pete Way, Andy Parker, Phil Mogg, Michael Schenker

We wrześniu 1975 do składu UFO dołączył klawiszowiec Danny Peyronel. Nagrany z nim [6] (ponownie okładka z erotycznym podtekstem) skrywał wewnątrz materiał niemal metalowy, właściwie pierwszy taki na Wyspach Brytyjskich. Rezygnacja dociążonego gitarowo melodyjnego rocka zaowocowała zwartym albumem "walącym między oczy metalową pięścią". Zaledwie 35 minut muzyki, ale siła oddziaływania była porażająca, Kwintet postawił na granie w stylu Let It Roll z poprzednika, ze skromnym pianinem, na którym Peyronel grał fantastyczne krótkie motywy uzupełniające szalejącą gitarę Schenkera. Niemiec włożył w ten album cały zasób swojej energii i gitarowego kunsztu, idealnie rozkładając akcenty szybkości i momentów wyciszenia. Totalne zniszczenie nadciągało jednak dopiero wraz z Can You Roll Her, napisanym przede wszystkim przez Peyronela. Niecałe trzy minuty agresywnego melodyjnego heavy zagranego bardzo szybko z solówką Schenkera, które nawet po latach budzi osłupienie maestrią i nieprawdopodobną dynamiką wykonania. Moment wytchnienia przynosiła ponuro rozegrana ballada Belladonna, gdzie z kolei Mogg błyszczał jako gwiazda pierwszej wielkości. Zresztą w tym porywającym repertuarze jego głos walczył z Schenkerem o palmę pierwszeństwa i ta rywalizacja przyniosła zdumiewający efekt - ostry Reasons Love stanowił tego najlepszy przykład. Peyronel dołożył z własnych utworów jeszcze Highway Lady, pierwotnie przygotowany dla zespołu Heavy Metal Kids, w którym wcześniej występował. W UFO ten niby rockowy numer zagrano agresywniej, zdecydowanie i z wyrazistym refrenem. Na koniec spokojniejszy Martin Landscape z "jaśniejszym" refrenem zaśpiewanym w dość niskich rejestrach. Fantastyczna praca sekcji rytmicznej, godne podziwu kompozycje oraz wspaniałe brzmienie były nieskazitelnymi atutami tego dzieła, które jednak stanowiło pewne zaskoczenie i nieco podzieliło fanów - rozczarowując tych, którzy oczekiwali większej dawki melodyjnego heavy rocka.
Kiedy Peyronel wybrał dalszą karierę w grupie Blue Max, do UFO dołączył drugi gitarzysta Paul Raymond z Savoy Brown, zwolennik lżejszej muzycznej orientacji. W tej sytuacji [7] był wynikiem kompromisu - zarówno w stosunku do fanów, jak i w odniesieniu do sytuacji w samej kapeli. UFO wznieśli się na wyżyny, których już nigdy nie udało się potem osiągnąć. Pędzący tytułowy Lights Out wzbogacał pełen pasji refren, a ten akcent na przebojowość słyszalny był też w Too Hot To Handle z prostą linią melodyczną na tle dość ciężkich riffów. Ta próba zagrania melodyjnego heavy rocka z elementami metalu zawsze była udana, interesująco w tej konwencji wypadły Gettin` Ready i lekko zagrany Just Another Suicide. To, że zespół potrafił doskonale odnaleźć się w delikatnym graniu pokazywała pastelowa ballada Try Me, opatrzona delikatnymi elementami symfonicznymi, niemal dorównująca poziomem Rainbow Eyes Rainbow. Podobny manewr zastosowano w słynnym Love To Love - ponad 7-minutowej emocjonalnej pieśni z częściowo symfonicznym nastawieniem na wydobycie klimatu poprzez ekspozycję umiejętności zespołowego rozegrania wszystkiego, przy ograniczeniu heavymetalowej ekspresji. Wszystko uzupełniał mocniejszy Electric Phase, o trudnej melodii, nieco duszny i z pewnymi odniesieniami do Scorpions ery Uli Jona Rotha. Raymond sprawdził się nie tylko jako "uzupełniacz" Schenkera, ale też jako klawiszowiec, podobał się teatralny momentami głos Mogga. Podobnie jak płyta poprzednia, także i tym razem brzmienie było dostatecznie ciężkie, ale klarowne z dbałością o drugi plan i sekcję rytmiczną. Jednakże za kulisami pogłębiał się kryzys personalny miedzy Schenkerem a Moggiem - zarówno na tle osobistych zadrażnień, jak i podejścia do dalszej drogi muzycznej zespołu.
Jak się okazało później, [8] był ostatnim studyjnym dokonaniem UFO z Schenkerem na najbliższe 17 lat. W dodatku uznać go należy za kapitulację muzycznej wizji Schenkera. Krążek definitywnie zdominowały kompozycje heavymetalowe o charakterze melodyjnych rockowych utworów. Te przyciężko zagrany materiał próbowano rozładować dodaniem muzycznych miniatur o lżejszym charakterze jak Arbory Hill. Do tej istotnej zmiany stylu na bardziej komercyjny i popularny, przyczyniły się dwie rzeczy. Pierwsza to ogólna orientacja Mogga i Way`a na taką muzykę, której i na poprzednich albumach nie brakowało, choć nie w takich dawkach. Druga to chęć zaistnienia na rynku amerykańskim, gdzie UFO - dotychczas popularne w Europie i Japonii - nie mogło się przebić. Paradoksalnie najlepszym utworem był One More For Rodeo - smakowity utwór utrzymany w stylu amerykańskiego Południa. Dobrze prezentowały się również: balladowy Born To Lose i chwytliwy Only You Can Rock Me, dosyć konsekwentnie lansowany jako przebój i istotny element koncertów grupy. Samo brzmienie było nieszczególne i ten album pod tym względem należy do gorszych z tego okresu zespołu. Kryzysowy charakter krążka był aż nazbyt słyszalny i trudno dziś ocenić, ile pomysłów Schenkera tym razem odrzucono. Gitarzysta przestał czuć się w UFO komfortowo i pożegnał się z kolegami w listopadzie 1978 w atmosferze wielkiego rockowego święta, jakim był koncert pożegnalny [9], zarejestrowany w Chicago, Illinois i Louisville. Ciekawe, że album był ona jednym z najwspanialszych zapisów koncertowych lat 70-tych i Schenker w otoczeniu byłych już współtowarzyszy dał niesamowity popis kunsztu. Potem gitarzysta na krótko dołączył ponownie do Scorpions, by następnie rozpocząć karierę solową firmując grupę jako Michael Schenker Group (potem też Contraband - płyta Contraband w 1991 oraz McAuley Schenker Group). W USA album cieszył się tylko umiarkowanym powodzeniem i marzenia o podboju Ameryki się nie spełniły.

1980-1984: ERA PAULA CHAPMANA

Miejsce Schenkera zajął ostatecznie Paul Chapman, znany z Lone Star. [10] zaskakiwał pozytywnie - tej płycie poza pirotechniką Schenkera, nie brakowało bowiem właściwie niczego, do czego UFO zdążyło do tej pory przyzwyczaić. Dodatkowo wprowadzono nowe ciekawe elementy, niezbicie świadczące o chęci muzycznego rozwoju i pójścia z duchem czasów. Początek to psychodeliczny instrumentalny Alpha Centari - jedyny na płycie utwór autorstwa Paula Chapmana - wprowadzający do znakomitego Lettin` Go, kolejnego już hard rockowego hitu w dorobku grupy. Zespół w znakomity sposób przerobił Mystery Train Elvisa Presley`a z akustycznym (nieco pod country) początkiem, który niespodziewanie zmieniał się w rozpędzoną rockową jazdę. Znalazło się wiele miejsca dla typowych chwytliwych rock`n`rollowych przebojów w rodzaju This Fire Burns Tonight, Young Blood czy Money Money, co utrzymywało znajomy klimat UFO. Styl gry Chapmana mocno przypominał Michaela - jednakże w Gone In The Night oraz tytułowym No Place To Run słychać nowe interesujące brzmienie, zabarwione motywami bardziej podniosłymi i cięższymi. Nagrano również udaną balladę Take It Or Leave It, przypominającą nieco Try Me z [7]. Duże wrażenie robił zamykający płytę Anyday - spokojny cichy początek przeradzał się w rockowego potwora, porażającego ekspresją i wyrazistością kontrastu. Phil Mogg zśpiewał jak zwykle znakomicie, ale właśnie w tym kawałku ukazał w pełni potęgę i przenikliwość swojego głosu. Ostatecznie krążek stanowił kolejną z rzędu doskonałą pozycję w dyskografii ekipy i zamknął usta krytykom, którzy po odejściu Schenkera spisali UFO na straty.
Po zastapieniu Payla Raymonda nowym gitarzystą/klawiszowcem Neilem Carterem (grywał też na saksofonie) przystąpiono do prac nad [11]. Chains Chains nie pozostawiał słuchaczowi wątpliwości z jaką grupą miał do czynienia. Po tym żarliwym rockerze wchodziła prawdziwa perła: Long Gone ujawniał żywe zamiłowanie muzyków do ekspresyjnych aranżacji, przechodzących od intrygującego nastrojowego motywu po typowy czad, a na koniec dorzucono jeszcze instrumenty smyczkowe. Reszta materiału także była bez zarzutu - bez kopiowania czy bezmyślnego czerpania z wcześniejszych dokonań. Wyglądało na to, że Carter wniósł do kapeli wiele świeżości, nowych pomysłów i uzasadnionych nadziei na długą owocną działalność bez obaw na wpadnięcie w niechcianą rutynę. Pojawiło się za to kilka niepokojących zgrzytów. Po pierwsze: zbyt przyjemna dla ucha ballada Profession Of Violence, odbiegająca znacznie poziomem lirycznego grania od wcześniejszych tworów UFO. Po drugie: Lonely Heart wraz z Couldn`t Get It Right zwiastowały niepokojącą tendencję do tworzenia cukierkowych błahych piosenek o wdzięcznej co prawda melodii, ale właściwych raczej dla wypływających w owych czasach na rynek młodych kapel celujących w radio. Na całe szczęście te parę potknięć maskowały dobre utwory w postaci tytułowego The Wild The Willing And The Innocent, It's Killing Me i bluesującego Makin` Moves. Post-schenkerowe UFO odnotowało kolejny sukces, ale tym samym osiągnęło szczyt swoich muzycznych możliwości na długie lata. Nasilające się w grupie konflikty i stale towarzyszące rock`n`rollowi uzależnienia od używek spowodowały, że od tego albumu kondycja muzyczna UFO zaczęła staczać się po równi pochyłej.


Od lewej: Paul Chapman, Paul Raymond, Phil Mogg, Pete Way, Andy Parker

[12] to album znacznie słabszy od dwóch poprzednich przez wzgląd na dominację wesołych piosenek o wątpliwej wartości artystycznej, choć być może sprzedających się nienajgorzej masowym odbiorcom. Trudno nie skojarzyć charakteru krążka ze zwiększoną aktywnością kompozytorską Neila Cartera, który w tej roli wcześniej się nie udzielał. Jego nazwisko widniało przy aż sześciu kawałkach. Na początek witał myląco doskonały The Writer - ciężki, rockowy, pełen potęgi brzmienia i powalający riffem kolejny przykład geniuszu. Niezłe wrażenie robił rownież cover Something Else Eddiego Cochrana z 1959. Później jednak na uznanie zasługiwał właściwie tylko dynamiczny We Belong To The Night. Największym komercyjnym przebojem okazał się jednak słodka pościelówa Let It Rain, a w podobnym radosno-komercyjnym klimacie utrzymano Back Into My Life i Doing It All For You. Reszta natomiast to pozbawione wyrazu numery w rodzaju Feel It, Dreaming czy zalatująca tandetą ballada Terri. Dwa świetne kawałki nie ratowały tego krążka, gdyż UFO przyzwyczaiło do porywających hitów, dynamiki i przeplatania nastrojów - muzyki zawsze na wysokim poziomie, poza tym specyficznej i niepowtarzalnej. Z podobnym podejściem najwyraźniej nie zgadzał się Pete Way, który odszedł dołączając wpierw do Fastway, a następnie zakładając własną formację Waysted, w której dał upust swoim zafascynowaniom amerykańskim rockiem (na debiucie tej formacji zagrał Paul Raymond, potem dołączyli do grupy Andy Parker i Paul Chapman). UFO tymczasem nagrało [13], który przelał czarę goryczy. Płytę zrealizowano w tak pospiesznym tempie, że nie znaleziono na czas basisty i wszystkie partie tego instrumentu zagrał Paul Chapman (wedle plotek nagrał je Chris Glen, posługując się elektronicznym syntezatorem). Tracący popularność i artystyczny potencjał zespół popełnił błąd dopuszczając do tworzenia utworów Cartera. Czystym szaleństwem było pozwolenie Neilowi skomponować lub współskomponować aż dziewięć kawałków z dziesięciu. Zadziwiał Blinded By A Lie, mogący śmiało konkurować z wieloma kawałkami z przeszłości. Podobać się mogły ponadto drapieżny When It`s Time To Rock i utrzymany w podobnym stylu The Way The Wild Wind Blows. W pewien sposób bronił się także dynamiczny Diesel In The Dust, choć już wyraźnie emanujący wkradającą się w twórczość UFO tandetą. Zupełnie nie przekonywały natomiast toporny Push It`s Love, zbyt radosny Call My Name i zdominowana przez klawiszowe syntezatory ballada You And Me. Trend do tworzenia takich właśnie utworów okazał się niestety już trwały w późniejszej twórczości UFO w latach 80-tych, a próbujące nawiązywać do starego stylu rockery odarto z dawnej chwytliwości i mocy. Katastrofalne tournee doprowadziło do rozpadu grupy, co po odejściu Pete`a Way`a było zdarzeniem tyle potrzebnym co nieuniknionym.

1985-1994: DROGA DONIKĄD

Phil Mogg spędził trochę czasu w Los Angeles. Dzięki producentowi Mike`owi Varney`owi poznał tam gitarzystę Tommy`ego McClendona. Następnie wokalista zaprosił do współpracy basistę Paula Gray`a, który pogrywał już na ostatniej trasie UFO. Do drużyny dołączył też stary znajomy Paul Raymond oraz bębniarz Jim Simpson (ex-Magnum). Philowi przewrotnie udało się nowy album wydać pod szyldem UFO. Przyglądając się liście muzyków biorących udział w tworzeniu [14], nieprzypadkowo nasuwało się skojarzenie z Seventh Star Black Sabbath. W obu przypadkach niejeden fan mógłby pokręcić głową z niesmakiem, że osamotniony lider wykorzystuje uznaną markę, firmując nią solową płytę. McClendon (grający pod psudonimem Atomik Tommy M) był synem Amerykanina i Japonki, ale przede wszystkim przybrał groteskowy wygląd wymalowanej laleczki i radził sobie z instrumentem cokolwiek średnio - tak jakby starał się rozwijać wyłącznie w kierunku szybkiego przebierania palcami po gryfie przesterowanej gitary i zaniedbał edukację muzyczną we wszelkich innych kierunkach. Kompozycje zdominowały syntezatory Raymonda - skoczne i radosne piosenki, pełne chórków i potwornie kiczowate. Pewne emocje pojawiały się dopiero przy piątym numerze Meanstreets - nawet udanym rockerze, choć z przesadzonymi klawiszami. Jakąś nadzieję przynosił Name Of Love z niezłym riffem i atrakcyjną aranżacją. Przychodził wokal Mogga i radość wzrastała - podniosły i pełen mocy śpiew dopełniał korzystnego wrażenia. Zaraz jednak pojawiała się wyjątkowo kiepska ballada Dream The Dream i dopiero Heaven`s Gate był godny miana UFO (znów przesadnie wyeksponowane syntezatory). Połowa materiału jako tako się broniła, a połowa nadawała się praktycznie do wyrzucenia. Grupa zagrała bez wiary w siebie. Już bez Paula Raymonda nagrano zupełnie bezbarwny [16], zawierający zaledwie siedem kawałków (niespełna 27 minut muzyki). Dla wymagających fanów było to granie mało wyraziste, z kolei dla słuchaczy radiowych - nieprzebojowe.
W 1992 UFO wylądowało ponownie tym razem w składzie z synem marnotrawnym Pete`em Way`em. On sam nie był jednak w stanie dźwignąć zespół z otchłani zapomnienia, ponieważ [17] nie wyróżniał się niczym szczególnym, choć zawierał kilka niezłych kompozycji z Borderline, Back Door Man i She`s The One na czele. [18] dokumentował koncert zagrany 20 czerwca 1992 w stolicy Japonii. Udane wydawnictwo, choć nawet w Doctor Doctor dało się usłyszeć, że gitarzysta Laurence Archer ustępował Schenkerowi co najmniej o dwie klasy.

1995-dziś: POWRÓT SCHENKERA I ERA VINNIEGO MOORE'A

W 1995 do UFO wrócił właśnie Michael Schenker, a nagrany z nim [19] sprzedawał się w szybkim tempie. Album zawierał całkiem niezłe numery, które mogły wreszcie zadowolić starych fanów. Jako bonusy posłużyły nowe wersje starych hitów UFO i utwory innych formacji członków grupy. Pięcioletnia przerwa posłużyła do stworzenia projektu Mogg / Way, w którym grali także Raymond, Dunbar i Wright. Nagrany po w 2000 [20] nie posiadał siły dawnych płyt. Całość zaczynała się dość mdłą balladą Love Is Forever i choć potem było lepiej, o wznieceniu dawnych namiętności nie mogło być mowy. Schenker w niezłej formie - jego solówki były doskonałą ozdobą krążka i w wielu przypadkach podnosiły jego wartość. W głosie Mogga słychać było zmęczenie, a bas Way`a zepchnięto na dalszy plan. Album przeznaczono dla zagorzałych fanów grupy, ale zawsze mogło być gorzej. Było w każdym calu poprawnie wykonawczo i brzmieniowo - wszystko zdeterminował staż i doświadczenie muzyków, które można było nazwać rutyniarstwem.
Na [21] w sobie tylko wiadomy sposób, muzykom wreszcie udało się wskrzesić dawną atmosferę i dać światu kolejny klasyczny przebój - Serenity. Utwór zawierał wszystkie składniki dawnego UFO, ze wspaniałą solówką Schenkera na czele. Nieźle wypadły także boogie Someone`s Gotta Have To Pay oraz energiczny Fighting Man. Ale gdy tylko Anglicy pragnęli poeksperymentować, rezultat był kiepski jak w funkowym Sea Of Faith. Kiedy znowu zaczęły się problemy z Schenkerem, Phil Mogg zrobił sobie przerwę śpiewając w projekcie Sign Of 4 i nagrywając album Dancing With St.Peter w 2002 (m.in. Jeff Kollman i Shane Gaalaas). Schenkera - który zawsze był lepszym gitarzystą niż kompozytorem - zastąpił inny wirtuoz Vinnie Moore. Nie wszyscy fani zaakceptowali nagrany z jego udziałem [23], który zebrał mieszane recenzje. Tak naprawdę był to typowy średniak z logo UFO - całość niczym specjalnym się nie wyróżniała, choć kilka kawałków mogło się naprawdę podobać, jak Daylight Goes To Town, The Wild One czy Give It Up. Również od doświadczonego perkusisty jakim był Jason Bonham, można było wymagać więcej kreatywności. Brzmienie materiałowi nadał Tommy Newton, znany z niemieckiego Victory. [26] udowadniał, że niezidentyfikowany obiekt latający został już dawno zdefiniowany jako zespół "zjadający własny ogon" w mało atrakcyjny sposób. Do tego doszło zbyt lekkie brzmienie, bluesowe inklinacje, prezbiteriańskie klawisze i niezdecydowany wokal Mogga. Ten taneczny blues-rock miejscami miał "fajne" melodie i bujające refreny, ale całość była nieciekawa. Wszystkie zagrywki w podobny lub inny sposób były "mielone" od 1980. Nawet talent Vinniego Moore`a nie był w stanie wskrzesić iskry energii z tego ogniska jałowego grania.
Zupełnie inaczej jawił się bardzo dobry [28] - pełen spontaniczności i klimatu dobrej zabawy. Kwintet zrezygnował tym razem z ballad, stawiając na równy zestaw porywających rockerów. Wbrew nazwie to właśnie Ballad Of The Left Hand Gun stanowił jeden z cięższych punktów materiału (początek przypominał nieco I`m The One Danzig). Pewne motywy The Cult ery Electric zawarto w jednostajnym riffie Run Boy Run i zwolnienie w połowie utworu nadawało kawałkowi nieco enigmatycznego charakteru. Na słowa pochwały zasługiwał Phil Mogg - śpiewający głosem specyficznym, ale naturalnym i nie zmuszającym się do "wyciągania górek". Lider - podobnie jak Ian Gillan - zestarzał się wraz ze swym wokalem w szlachetnym stylu. Także solówki Moore`a stanowiły ogromny krok do przodu w porównaniu do poprzednich płyt, a wyjątkiem od tej reguły był otwierający The Killing Kind, gdzie popis Vinniego był przesadnie melodyjny i pozbawiony drapieżności. W zasadzie każda kompozycja miała potencjał na zostanie hitem (Sugar Cane, Real Deal, Messiah Of Love). Powstał album nadzwyczaj przystępny w odbiorze, z mnóstwem "wpadających w ucho" fragmentów - przy czym ta melodyjność nie była w żadnym przypadku nachalna, ale dozowana jest w odpowiednich dawkach. Chyba wszyscy fani rocka chcieliby, aby inne zespoły potrafiły starzeć się tak dostojnie jak UFO i nagrywać niewymuszone zagrane na luzie płyty, których zwyczajnie chciało się słuchać. UFO to legenda, która nie musiała nic nikomu udowadniać, a ten krążek dawał nadzieję, że muzycy zrealizują jeszcze kilka krążków w podobnej konwencji.
[29] był zbiorem coverów i w pewnym sensie zapchajdziurą dla fanów, kiedy wypadałoby coś wydać, bo czas leci, a numerów na nowy album jeszcze nie było. Mniej zrozumiałe było natomiast trzymanie się w przypadku wielu kawałków tak kurczowo oryginałów - przecież nie po to nagrywało się takie płyty, żeby grać to samo co wykonawcy, którzy rozsławili oryginały. Można wspomnieć o walorze edukacyjnym, kiedy chciało się przedstawić słuchaczom trochę swojej ulubionej muzyki, ale przy Ain`t No Sunshine Billa Withersa czy Mississippi Queen Mountain nie maiło to najmniejszego sensu, bo każdy z tych utworów był przerabiany przynajmniej po kilkanaście razy. Największym zaskoczeniem wydawał się być River Of Deceit Mad Season, choć Moggowi ciężko było wejść w dość skrzecząco-nosową tonację Layne`a Staley`a. Przy reszcie dominował klimat klasycznego blues/hard rockowego grania i numerów takich jak Heartful Of Soul The Yardbirds, The Pusher Steppenwolf czy Rock Candy Montrose słuchało się przyjemnie. Pewne zastrzeżenia pojawiały się przy brzmieniu wokalu, a dokładniej - umiejscowienie głosu Phila w mixie. Tak jakby frontman podczas nagrań przebywał w jednym pomieszczeniu, a reszta UFO w innym.

Późniejsze losy muzyków UFO:

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA KLAWISZE
[1-3] Phil Mogg Mick Bolton Pete Way Andy Parker -
[4-5] Phil Mogg Michael Schenker Pete Way Andy Parker -
[6] Phil Mogg Michael Schenker Pete Way Andy Parker Danny Peyronel
[7-9] Phil Mogg Michael Schenker Paul Raymond Pete Way Andy Parker -
[10] Phil Mogg Paul Chapman Paul Raymond Pete Way Andy Parker -
[11-12] Phil Mogg Paul Chapman Neil Carter Pete Way Andy Parker -
[13] Phil Mogg Paul Chapman Neil Carter Paul Chapman Andy Parker -
[14-15] Phil Mogg Tommy McClendon Paul Raymond Paul Gray Jim Simpson -
[16] Phil Mogg Tommy McClendon Paul Gray Jim Simpson -
[17-18] Phil Mogg Laurence Archer Pete Way Clive Edwards Don Airey
[19] Phil Mogg Michael Schenker Paul Raymond Pete Way Andy Parker -
[20-21] Phil Mogg Michael Schenker Pete Way Aynsley Dunbar -
[22] Phil Mogg Michael Schenker Paul Raymond Pete Way Simon Wright -
[23] Phil Mogg Vinnie Moore Paul Raymond Pete Way Jason Bonham -
[24] Phil Mogg Vinnie Moore Paul Raymond Pete Way Andy Parker -
[26] Phil Mogg Vinnie Moore Paul Raymond Peter Pichl Andy Parker -
[27] Phil Mogg Vinnie Moore Paul Raymond Lars Lehmann Andy Parker -
[28-29] Phil Mogg Vinnie Moore Paul Raymond Rob De Luca Andy Parker -

Michael Schenker (ex-Scorpions); Danny Peyronel (ex-Heavy Metal Kids), Paul Raymond (ex-Chicken Shack, ex-Savoy Brown),
Paul Chapman (ex-Universe, ex-Skid Row[IRL], ex-Kimla Taz, ex-Lone Star), Neil Carter (ex-Wild Horses), Clive Edwards (ex-Electric Sun, ex-Wild Horses),
Jim Simpson (ex-Magnum), Laurence Archer (ex-Stampede, ex-Phil Lynott`s Grand Slam), Peter Pichl (ex-Running Wild, Herman Frank),
Simon Wright (ex-Tora Tora, ex-A II Z, ex-Aurora, ex-AC/DC, John Norum, ex-Mogg/Way, ex-Dio), Jason Bonham (ex-Airrace, ex-Virginia Wolf, ex-Jimmy Page, ex-Bonham)
Aynsley Dunbar (ex-Blue Whale, ex-John Mayall, ex- Frank Zappa, ex-David Bowie, ex-Lou Reed, ex-Journey, ex-Sammy Hagar, ex-Whitesnake, ex-Ronnie Montrose, ex-Mother`s Army),
Rob De Luca (ex-Spread Eagle, ex-Sebastian Bach)


Rok wydania Tytuł TOP
1970 [1] UFO #18
1971 [2] UFO 2 - Flying #20
1972 [3] UFO live (live)
1974 [4] Phenomenon #6
1975 [5] Force It #3
1976 [6] No Heavy Petting #5
1977 [7] Lights Out #1
1978 [8] Obsession #4
1979 [9] Strangers In The Night (live / 2 CD)
1980 [10] No Place To Run #23
1981 [11] The Wild, The Willing And The Innocent #22
1982 [12] Mechanix
1983 [13] Making Contact
1985 [14] Misdemeanor
1986 [15] Misdemeanor Tour (live)
1988 [16] Ain't Misbehavin`
1992 [17] High Stakes & Dangerous Men
1992 [18] Lights Out In Tokyo (live)
1995 [19] Walk On Water
2000 [20] Covenant
2002 [21] Sharks
2003 [22] Live On Earth (live / 2 CD)
2004 [23] You Are Here
2006 [24] The Monkey Puzzle
2007 [25] Live Throughout The Years (live / 4 CD)
2009 [26] The Visitor
2012 [27] Seven Deadly
2015 [28] A Conspiracy Of Stars
2017 [29] The Salentino Cuts
2023 [30] Live In Vienna 1998 (live / 2 CD)

          

          

          

          

          

Powrót do spisu treści