ERA BONA SCOTTA
Australijska grupa hard rockowa powstała w Sydney w sylwestrowy wieczór 1973 z inicjatywy braci Young: Angusa (ur. 31 marca 1955) i Malcolma (ur. 6 stycznia 1953). Składu dopełnili wokalista Dave Evans, basista Larry Van Kriedt i bębniarz Colin Burgess (ex-Masters Apprentices). George Young - trzeci i najstarszy brat - był odpowiedzialny za wizerunek zespołu, a później przejął rolę producenta. Pomysł na nazwę zespołu pojawił się po zobaczeniu akronimu "AC/DC" z tyłu maszyny do szycia zakupionej przez ich siostrę Margaret. Było to oznaczenie dla "alternating current/direct current” - informujące, że urządzenie elektryczne zawiera prostownik przetwarzający prąd zmienny na prąd stały. Youngowie doszli do wniosku, że nazwa symbolizować będzie surową energię grupy. Kwintet nagrał piosenkę Can I Sit Next To You Girl?, kiedy to bracia uświadomili sobie słabości pozostałych muzyków. W tym celu zatrudniono basistę Marka Evansa (ur. 2 marca 1956). Na przesłuchania perkusistów przyszedł Ronald Belford Scott (ur. 9 lipca 1946), kolejny imigrant ze Szkocji, śpiewający w kapelce Fraternity. Momentalnie nie spodobał się George`owi - był mocno wytatuowany, z wielkim kolczykiem w kształcie szczęki rekina w uchu oraz poważnym ubytkiem w uzębieniu (spowodowanym zbyt częstymi bójkami). Ponadto Scott miał wielką słabość do alkoholu o każdej porze dnia i nocy. Jeden z technicznych AC/DC wspominał, że potrafił on wypić trzy butelki whisky dziennie. George stwierdził, że pozostali postradali zmysły chcąc go zatrudnić, a jednak w końcu go przekonali - w rezultacie Bon Scott został przyjęty do formacji jako wokalista, a za bębnami zasiadł Phil Rudd (właśc. Phillip Rudzevecuis, ur. 19 maja 1954, syn litewskich emigrantów), znany z grającej boogie/rock kapelki Coloured Balls. W tym czasie Angus przyjął swój charakterystyczny sceniczny ubiór: mundurek szkolny.
Rok 1974 upłynął na koncertach m.in. w wielu klubach dla gejów - nazwa kwintetu zresztą w slangu oznaczała biseksualistę. Muzykom najwidoczniej nie przeszkadzały te posądzenia, gdyż Scott na jednym z pierwszych koncertów wystąpił w przebraniu transwestyty, a australijscy geje szybko upatrzyli sobie obiekt seksualny w Angusie. Pierwszy singiel Can I Sit Next To You (Girl) ukazał się w lipcu 1974. Sprawy potoczyły się szybko i kontrakt z Albert Productions zaowocował nagraniem dwóch płyt przeznaczonych wyłącznie na rynek australijski. Były to High Voltage i TNT, obie wydane w 1975. Stanowiły one swoistą rekapitulację dokonań starych mistrzów jak Deep Purple czy Led Zeppelin. Można usłyszeć na nich również echa twórczości The Rolling Stones - zresztą Angus nie ukrywał, że interesuje go klasyka rock`n`rolla. Pierwsza "światowa" płyta zespołu wydana została przez Atlantic Records 10 października 1976. [1] uczył, że rockowa prostota może zaciekawiać i porywać, choć dziś ten album wydaje się przestarzały i ważny tylko jako pewnego rodzaju wstęp do fenomenalnej kariery. Wszystko rozpoczynał It`s A Long Way To The Top o ciężkiej doli tych, którzy chcą zrobić karierę i nie zdradzić rocka. Wszystko oparto na banalnych, ale magicznych riffach i jakby trochę zduszonym śpiewie Bona Scotta. Rock`n`Roll Singer sprawiał wrażenie, że bracia Young pobierali korepetycje u Deep Purple grającego Space Truckin`, za to refren rozwiewał te wątpliwości, tworząc zniekształcone elektrycznym wzmocnieniem akordy gitarowe, które miały się stać jedną ze specjalności AC/DC. W The Jack Scott zaprzęgał swój talent ulicznego artysty, nadając swemu głosowi dziwną obleśną barwę. Brzydkie sprawy ukryto za parawanem karcianej terminologii. Ten ujęty rockowo blues niósł skojarzenia z muzyką połowy lat 60-tych. W Live Wire ujawniała się fascynacja The Rolling Stones z okresu Beggars Banquet, jak również ponownie dowód na oryginalność Bona z jedynym w swoim rodzaju śpiewem, mającym w sobie zarazem coś dziecięcego i pijackiego. T.N.T. stanowił przykład modelowego AC/DC z chwytliwym motywem, rozkołysanym refrenem i swego rodzaju wokalnym dialogiem na linii Scott-reszta. Finał w postaci tytułowego High Voltage mógł niektórych porazić niczym prąd o wysokim napięciu. Mimo przewijających się schematów bluesa i boogie, refren najzwyczajniej w świecie "wpadał w ucho". Do dziś sprzedaż debiutu wyniosła ponad 3 miliony kopii w USA i ponad 60 000 w Wielkiej Brytanii.
Zespół przyjechał na Wyspy Brytyjskie i pierwsza trasa na Starym Kontynencie pod skandalizującym tytułem "Lock Up Your Daughters" rozpoczęła się z wielkim hukiem - publiczność była zachwycona spontaniczną muzyką kapeli. W tym czasie AC/DC otwierało koncerty Rainbow, a w sierpniu 1976 ukazał się drugi europejski singiel Jailbreak. [2] był niestety najsłabszym krażkiem nagranym z Bonem Scottem. Podtrzymano barowe brzmienie i nadal starano się grać bezczelnie, jednak zabrakło "kopa" z debiutu. Większość materiału stanowiły szorstkie rock`n`rolle jak Love At First Feel, There`s Gonna Be Some Rockin` czy Ain`t No Fun. W zasadzie wyróżniały się jedynie nastrojowa ballada bluesowa Ride On oraz prześmiewczy Big Balls z udziałem dziecięcego chóru. Płyta początkowo przepadła na rynku i dopiero w 1981 wypłynęła w USA na trzecią pozycję listy najlepiej sprzedawanych albumów. Warto wspomnieć, że wytwórnia Atlantic usunęła utwór Jailbreak z ogólnoświatowej edycji, podobno przez wzgląd na nieobyczajny tekst.
Niekorzystne wrażenie po poprzedniku zatarł doskonały [3], wydany 23 czerwca 1977. Tytuł sugerował, że AC/DC postanowili zostać rockowymi kaznodziejami, a w każdym razie mieli ochotę podrażnić się z różnymi stróżami moralności, którzy starali się wtedy utrudniać życie zespołowi. Wpierw obwieszczono, że Piekło jest całkiem niezłym miejscem (Hell Ain`t A Bad Place To Be), a następnie wyśmiano zgryźliwie Led Zeppelin. Angus Young w wywiadach nie krył, że z dorobku tej szacownej wówczas grupy uznaje tylko utwór Rock`n`Roll. Dlatego też wykonał z kolegami diabelską sztuczkę Whole Lotta Rosie z melodycznymi i rytmicznymi odniesieniami do Whole Lotta Love. Rzecz uboższa, ale mogąca tak samo rozgrzewać publiczność. AC/DC korzystał z cudzych ścieżek, nie przestając być sobą, nigdy nie odchodząc od rockowej tradycji. To, że melodia w Overdose kojarzyła się z hardrockowymi przebojami Deep Purple niczego tu nie zmieniało. AC/DC potwierdzili, iż nie zamierzali niczego poszukiwać i pragnęli grać swoją odmianę boogie, z charakterystycznymi refrenami i gitarowymi wypadami Angusa. Wspaniałymi numerami były również Let There Be Rock oraz Problem Child. Ten pierwszy poparto kontrowersyjnym videoklipem, w którym ubrany w sutannę Bon Scott odprawiał rockową mszę z resztą zespołu w rolach ministrantów. Formacja wreszcie odniosła sukces komercyjny - szczególnie w Wielkiej Brytanii, gdzie w listopadzie nowa płyta znalazła się w pierwszej 20-tce najlepiej sprzedawanych albumów.
Pod koniec kwietnia 1978 AC/DC rozpoczęli tournee po Wielkiej Brytanii - już z nowym basistą Cliffem Williamsem (ex-Home). 30 kwietnia zagrali koncert w hali "Apollo" w Glasgow, a występ z tego wieczoru został sfilmowany i posłużył później jako materiał na [5]. Z kolei w maju ukazał się [4], niesłusznie zmieszany z błotem przez krytyków. Publiczność bowiem wprost oszalała na punkcie Rock And Roll Damnation, Riff Raff czy What`s Next To The Moon. Nie zabrakło i tym razem bluesowych nawiązań (Down Payment Blues, Kicked In The Teeth). W czerwcu kwintet wystąpił w dwóch programach telewizyjnych - niemieckim "Rock Pop" i brytyjskim "Top Of The Pops" (w obu zagrano Rock`n`Roll Damnation). Było to wspaniałe rockowe "grzmocenie" z przesterowanymi akordami gitarowymi. Riffy stały się efektowniejsze i dłuższe, choć ta ewolucja stylu była dość iluzoryczna. Bon Scott nadal wyśpiewywał specyficznym głosem teksty pełne cynizmu i przekory, częstokroć pisane językiem ulicy. Zespół rozpoczął długą trasę po USA jako support Aerosmith, Alvina Lee, Rainbow, Savoy Brown, UFO i Thin Lizzy. Trasa wprowadziła Australijczyków na dobre do ścisłej czołówki mocniejszego rocka. W świetle jupiterów utwory kapeli zalśniły pełnym blaskiem, rozpalając publiczność do białości, bez jeszcze wymyślnych scenografii czy szczególnej techniki. Widzów zniewolono skalą nagłośnienia, scenicznego szaleństwa i agresją muzyki. Olbrzymia witalność i wyjątkowo widowiskowy sposób grania porwały nawet najbardziej sennych. Pierwsze skrzypce grali naturalnie Bon i Angus, będący odpowiednio żądłem i siłą napędową zespołu.
AC/DC podjęli współpracę z młodym producentem Robertem `Mutt` Langem. Ten facet zasadniczo zmienił brzmienie grupy. Bardzo głośno i ciężko zaczęła grać sekcja rytmiczna, inaczej ustawiono głos Scotta, zaś partie gitary Angusa wysunięto do przodu. Wydany 27 lipca 1979 [6] był najwybitniejszym dokonaniem zespołu. Poza wręcz heavymetalowym brzmieniem tak naprawdę muzyka stanowiła esencję AC/DC. Co numer to hit, w zasadzie tylko Girls Got Rhythm był trochę niemrawy i posiadał mniej energii. Dzieło okazało się dojrzalsze od poprzednich pod każdym względem. Utwory wyzwalały zbyt wiele emocji - nieśmiertelny Highway To Hell, chóralnie odśpiewany Walk All Over You, zadziorny Touch Too Much, manifestacyjny If You Want Blood (You`ve Got It) czy piekielny blues Night Prowler. Znaleźli się jednak idioci, którzy posądzali grupę o satanizm, co było oczywiście aluzją do tytułu i okładki przestawiającej Angusa z rogami i ogonem. Prawda była taka, że tytuł płyty dotyczył morderczych tras koncertowych, które potrafiły ciągnąć się niemiłosiernie. Promocja albumu była gigantyczna, a apogeum stanowił koncert na stadionie Wembley. Rok 1980 zapowiadał się na bardzo udany. Od połowy stycznia zespół koncertował we Francji i w Wielkiej Brytanii. 20 stycznia odebrał na targach w Cannes złote płyty za [5] i [6]. 27 stycznia 1980 koncertem w Newcastle zakończono tournee - nikt nie wiedział jeszcze, że scena nigdy więcej nie ujrzy Bona Scotta. 9 lutego AC/DC nagrali dla hiszpańskiej telewizji 3 teledyski: Beating Around The Bush, Girls Got Rhythm i Highway To Hell. 13 lutego Bon Scott nagrał wraz z zespołem Trust Ride On. Był to ostatni zaśpiewany przez niego kawałek.
18 lutego 1980 Bon i jego przyjaciel Alistair Kennear balowali na całego w różnych pubach i barach. Z klubu "Music Machine" panowie wyszli po północy, z początku biorąc kurs na dom Alistaira. Jednak Scott nie był w najlepszej formie i okrutnie chwiał się na nogach. Kumpel zostawił go więc w swoim Renault 5, żeby wytrzeźwiał, a sam zaś wrócił do siebie. Po kilku godzinach pojawił się znowu, znajdując Scotta wciąż leżącego na tylnym siedzeniu i nie dającego oznak życia. Zawiózł go natychmiast do King`s College Hospital, gdzie lekarz stwierdził zgon. Pierwsze orzeczenie o śmierci na skutek zatrucia alkoholowego zastąpione zostało oficjalnym komunikatem policji "śmierć przez nieszczęśliwy wypadek" (uduszenie wymiocinami). W jednym z ostatnich wywiadów Bon mówił: "Zawsze żyłem mocno, jest wokół tyle przygód, musisz tylko ich poszukać. Tyle razy w moim życiu byłem o włos od nieszczęścia i wiem że w końcu ta pułapka może się zatrzasnąć zanim zdążę zareagować. Więc staram się uważać na siebie teraz, bo wiem, że zespół liczy na mnie i czuję ten rozpęd jakiego nabraliśmy. To będzie wielka jazda na szczyt". Nawet przy niesławnych wzorach rock`n`rolla i setkom butelek wypitej whisky, ta śmierć była czymś smutnym i bez splendoru. Angus: "Ludzie mówią, że ten chłopak był niedobry i zapił się na śmierć. Ale to kłamstwo, bo w rzeczywistości był to tylko nieszczęśliwy wypadek, jaki się może zdarzyć każdemu. Byliśmy z nim długo i nigdy nie był alkoholikiem, który musiał pić. Jego rodzice przeszli najgorsze, bo uwierzyli w to co słyszeli w radiu, że umarł przez alkohol, ktoś mówił o narkotykach i tego typu rzeczach. Ten facet nigdy nie był narkomanem". Ciało przewieziono do Australii, gdzie dokonano kremacji, a pogrzeb odbył się 1 marca we Fremantle.
ERA BRIANA JOHNSONA
Początkowo Angus i Malcolm rozważali rozwiązanie AC/DC, ale zmotywowani przez matkę Scotta do kontynuowania działalności, postanowili grać dalej. Wybrali Terry`ego Slessera, ale ten postanowił zapoczątkować solową karierę. Następny kandydat Buzz Shearman również nie dołączył do zespołu z powodu problemów wokalnych. Ostatecznie członkowie AC/DC wybrali Anglika Briana Johnsona (ur. 5 października 1947), byłego wokalistę Geordie. Na przesłuchaniu Johnson zaśpiewał Whole Lotta Rosie oraz Nutbush City Limits z repertuaru Ike`a & Tiny Turner. Kiedy w połowie 1980 ukazał się [7] wiadomo było, że formacja powróciła w glorii i chwale. Czerń okładki i dźwięk dzwonu rozpoczynający Hells Bells stanowiły hołd złożony Bonowi. Reszta materiału to hard rock najwyższej próby, spontaniczny i właśnie taki, jakim zapewne chciałby go widzieć Scott. Płyta mogła okazać się kompletną katastrofą, a odniosła wielki sukces. W Wielkiej Brytanii wspięła się na sam szczyt listy najpopularniejszych longplayów, w USA dotarła do pierwszej piątki. Tak oszałamiającego sukcesu grupa nie odniosła nigdy wcześniej i nigdy potem. Jeden z krytyków napisał kiedyś o tym albumie, że ma "zaraźliwą atmosferę całonocnego szaleństwa, które położyło kres życiu Scotta". Zresztą teksty kojarzyły się z Bonem, z jego stylem życia i pisania piosenek (Have A Drink On Me), nie zabrakło erotycznej tematyki potraktowanej równie dosadnie jak wcześniej (Let Me Put My Love Into You). Znalazło się oczywiście miejsce dla manifestu dumnie obwieszczającego, iż rock`n`roll nie jest czymś, co zapaskudza świat dźwięków (Rock`n`Roll Ain`t Noise Pollution). Ciekawe, że spółka autorska braci Young z Brianem Johnsonem od razu sprawdziła się. Gdybano, że Bon Scott miał mniejszy wkład w twórczość grupy niż można było sądzić oraz że wybór nowego frontmana był wyjątkowo szczęśliwy. Krążek ponadto różnił się od wcześniejszych płyt. Nie tylko dlatego, że czasami Johnson śpiewał bardziej histerycznie, więcej w nim było z heavymetalowego krzykacza (wspaniałe naśladownictwo Roberta Planta w Shake A Leg). Przede wszystkim wyczuwało się premedytację AC/DC, aby zaproponować repertuar porównywalny z hard rockowymi osiągnięciami Zeppelinów. Muzyka bawiła się gitarowymi riffami w Shoot To Thrill lub stawała się bardziej monumentalna, nie tracąc przy tym rockowego nerwu. Wszystko uzupełniał utwór tytułowy z "superriffem". Wspaniale wypadły też przeboje What Do You Do For Money Honey i You Shook Me All Night Long. Wydawnictwo promowała olbrzymia trasa ogólnoświatowa (w sierpniu 1981 występ grupy na "Monsters Of Rock" w Castle Donington obejrzało 65 000 fanów), a ukoronowaniem było wejście w grudniu 1980 na ekrany francuskich kin filmu "Let There Be Rock".
23 listopada 1981 ukazał się [8], który już po trzech tygodniach trafił na pierwsze miejsce tygodnika "Billboard". Płytą tą Brian Johnson raz na zawsze przekonał niedowiarków, że był wstanie zastąpić Bona. Może nie pod względem osobowości i charyzmy, ale wokalista był niezwykle rozmowny i tryskał humorem. W jednym z wywiadów powiedział: "Powiedziałeś, że ja śpiewam? Dziękuję, że to powiedziałeś! Wiem, że niektórzy ludzie mogą z tobą o tym dyskutować". Na początek potężne uderzenie - ciężki rytm, rozwlekłe riffy, przenikliwy skrzek Johnsona, saluty artyleryjskie. For Those About To Rock (We Salute You) był jednym z najwybitniejszych osiągnięć Australijczyków. Jednak poza klasyką znalazło się tu kilka kawałków niepotrzebnych, przygotowywanych pod kątem rynku amerykańskiego. [9] był znacznie gorszy - podobać się mogły właściwie tylko singlowe Guns For Hire i Nervous Shakedown. Reszta była zbyt monotonna i pozbawiona dawnej werwy. Choć ostre metalowe brzmienie gitar rytmicznych zostało, w solówkach królował blues. Fani dziwili się nagrywaniu wesołych prawie-piosenek jak This House Is On Fire. W sierpniu 1983 chłopcy zaliczyli kolejny występ na "Monsters Of Rock", a wkrótce ukazał się [10] z klasycznym wykonaniem Jailbreak. W styczniu 1985 AC/DC zagrało na festiwalu w Rio De Janeiro dla 340 000 fanów obok Ozzy`ego Osbourne`a, Whitesnake i Scorpions.
[11] stanowił duże zaskoczenie - muzyka stała się bardziej heavymetalowa, a zagęszczone brzmienie gitar wgniatało w podłogę. Niemniej jednak słychać było klasyczne AC/DC - m.in. w przebojowych Shake Your Foundations oraz Danger. Chodziło o wytworzenie ściany dźwięku i jak największej dynamiki. Ale AC/DC nie byliby sobą, gdyby zabrakło tutaj najzwyklejszej kontynuacji tego co było wcześniej (First Stood, Send For The Man). Brian Johnson wyśpiewywał swoim charakterystycznym głosem wersy, które tworzyły odpowiednią atmosferę, w której faceci nie znają umiaru, a dziewczyny proszą o chwilę wytchnienia. Na początku 1986 zespół ruszył w trasę, a w lipcu ukazała się składanka [12] z największymi hitami, będąca także ścieżką dźwiękową filmu Stephena Kinga "Maximum Overdrive". W praktyce jednak fani otrzymali "the best of" z pierwszych 10 lat kariery. Kompilację przyprawiono trzema nieznanymi wcześniej utworami: Who Made Who, D.T. i Chase The Ace. Wkrótce wokół formacji zrobiło się gorąco, kiedy media nagłośniły sprawę masowego mordercę i gwałciciela Richarda Ramireza. Przyznał on, że do jego czynów przekonywały go zarówno tajemnicze głosy, jak i tekst Night Prowler. Policji wyznał, iż był fanem AC/DC i przybrał miano "night stalker". Jednym z tropów okazała się czapka z logo grupy znaleziona w jego garażu. Sąd skazał Ramireza na 196 lat pozbawienia wolności oraz 19-krotną karę śmierci w komorze gazowej, której nie wykonano do dzisiaj. Do tego wszystkiego Angus i spółka porobili sobie wrogów wśród rodziców nastolatków, zrzeszonych pod szyldem Parents Versus Rock. W tym kretyńskim stowarzyszeniu przetłumaczono nazwę kwintetu jako "Anti Christ Devil`s Children", co było kompletnym absurdem.
Wszystko to miało z pewnością negatywny wpływ na kondycję grupy, co uwidoczniło się na słabym [13]. Początkowy entuzjazm fanów szybko opadł niczym zraniona męskość - co prawda singiel Heatseeker był bardzo dobry, ale reszta materiału popadła w natarczywą monotonię. Wystarczyło parokrotnie posłuchać Some Sin For Nothing czy That`s The Way I Wanna Rock And Roll. Na okładce Angus Young wyskakiwał z telewizora, niszcząc go doszczętnie, Można było przyjąć, że AC/DC rzucali wyzwanie plastikowej telewizyjnej kulturze dzisiejszych czasów. Kiedy w 1989 Simon Wright dołączył do Dio, jego miejsce zajął charyzmatyczny łysy Chris Slade. Z nim w składzie zespół nagrał rewelacyjny [14] - doskonałe brzmienie i kapitalna przebojowość sprawiły, że płyta sprzedała się w ilości 3 milionów egzemplarzy. Do historii hard rocka przeszły niewątpliwie Thunderstruck, Moneytalks oraz Rock Your Heart Out. Dobry stary hałas nabrał tutaj nowej mocy. Muzyka AC/DC faktycznie była niczym ostrze brzytwy - kto wie czy nie było to największe dokonanie kwintetu, przy okazji nie popadające w metalowy banał (żarliwy Fire Your Guns, mroczny The Razors Edge i hymnowy Lets Make It). Płyta została świetnie przyjęta i już w pierwszych dniach sprzedaży trafiła na drugie miejsce "Billbordu" w USA oraz na 4 miejsce w Wielkiej Brytanii.
Rok 1991 rozpoczął się od dokończenia trasy po USA, na której doszło do tragedii. Na koncercie w Salt Lake City trójka nastolatków została stratowana przez tłum. Bracia Young nigdy specjalnie nie chcieli opowiadać o tamtym doświadczeniu, zwłaszcza, że na drugi dzień prasa doniosła, iż kiedy było wiadomo, że są ofiary, zespół nadal grał w najlepsze. 10 sierpnia koncertem w Danii AC/DC rozpoczęli cykl trasy "Monsters Of Rock / Rock Around The Block". Tournee objęło także Polskę - 13 sierpnia 1991 formacja wystąpiła na Stadionie Śląskim w Chorzowie poprzedzana przez Queensryche i Metallikę. Był to pierwszy koncert w naszym kraju na tak wielką skalę - na Górny Śląsk zjechało się ok. 70 000 osób. Na tym znakomitym występie muzycy dali z siebie wszystko, a wielu do dziś pamięta mundurek Angusa i czapeczkę Briana. Trasę kończył występ w Moskwie przed półmilionową publicznością - niezwykle ważne wydarzenie z powodu czasu i miejsca. Ku ZSRR wiał wówczas wiatr zmian z Zachodu, upadł Mur Berliński, zaczęto reformy, a kraj otworzył się na świat. Koncert był hołdem dla tych, którzy w wolnościowych zamieszkach stracili zdrowie i życie, a jednocześnie podkreślał znaczenie rozpoczęcia nowego rozdziału w historii Rosji. Nie bez przyczyny video z tej imprezy nazwano "For Those About To Rock - We Salute You". Porządku na imprezie pilnowały rosyjskie służby bezpieczeństwa, wojsko i milicja, czego skutkiem była spora ilość brutalnych pobić, bójek i interwencji lekarskich. W pewnym momencie koncert został przerwany, a organizatorzy zaapelowali o bardziej pokojowe zachowanie. [15] był wyśmienitym wyborem z bogatej dyskografii połączonym z oddaniem w pełni koncertowego żywiołu. Wydano również obszerniejsze wydanie dwukompaktowe z ponad dwiema godzinami muzyki.
Kolejne lata oznaczały dla AC/DC studyjny odpoczynek. Co prawda nagrano w 1993 kawałek Big Gun przeznaczony na ścieżkę dźwiękową filmu "Last Action Hero", ale tak naprawdę zrobiono sobie dwa lata wakacji. Producentem [15] został Rick Rubin - był to powrót na miarę giganta cięższego grania. Kapitalnie wypadały klasyki Hard As A Rock czy Hail Caesar, imponujące wrażenie robiły mroczny The Furor oraz dynamiczny Burnin` Alive. Resztę albumu wypełniły pełne werwy stylizacje bluesowe jak Cover You In Oil czy Caught With Your Pants Down. Już w styczniu 1996 AC/DC rozpoczęli trasę koncertową po USA. Wielkim zaskoczeniem była scena w postaci zamku, który już na początku koncertu zostawała burzona przez wielki dźwig. W lipcu zespół wystąpił w nowojorskim Bryant Park w New York grając You Shook Me All Night Long dla potrzeb filmu Howarda Sterna "Części Intymne". W marcu 1997 muzycy weszli do studia, aby przygotować materiał na pięciopłytowy box Bonfire. Podobno nazwa była oryginalnie pomysłem Bona Scotta, który zamierzał ją wykorzystać przy swoim pierwszym nigdy nie wydanym albumie solowym. AC/DC odmówili wytwórni, która wpierw wywierała presję na wydanie zwykłego "the best of". W rezultacie box trafił do sprzedaży w listopadzie 1997. Zawierał: "Live From The Atlantic Studios" - koncert nagrany 7 grudnia 1977 w Nowym Jorku, podwójny live "Let There Be Rock" z 9 grudnia 1979, "Volts" - głównie demówki, cover School Days Chucka Berry`ego oraz fragmenty kilku wywiadów i w końcu zremasterowaną wersję [7].
W 1999 zarejestrowanych zostało 17 utworów, z których 12 trafiło na [17]. Była to kontynuacja powrotu do bluesowo-rock`n`rollowych korzeni. Oczywiście o żadnym wielkim przełomie nie było mowy, bo też i styl AC/DC przez lata nie ulegał zmianom, niemniej płyta bez wątpienia znajdowała się bliżej [2] niż [14]. Nie bez znaczenia był fakt, że produkcją zajął się George Young, który wraz z Harrym Vandą pracował z formacją w latach 70-tych. Niestety zaowocowało to przesadną nonszalancją w tej kwestii i często było słychać zupełnie niepotrzebne studyjne "brudy". Obyło się bez niespodzianek - Phil Rudd nadal pragnął udowodnić całemu światu, że był najprościej grającym perkusistą świata, gitara Angusa łkała bluesowo, a Johnson darł się swoim siłowym głosem. Po prostu mało odkrywczy hard rock, ale za to na najwyższym poziomie. Spośród nowego materiału wyróżniał się dynamiczny Safe In New York City, niczego nie można też było odmówić House Of Jazz i Come And Get It (w refrenie zaśpiewał sam Angus). Znalazło się też parę wypełniaczy - z Can`t Stand Still na czele, ale całość była godna polecenia.
W 2000 również AC/DC wystąpili w MTV grając utwory z [7] i [17] - był to pierwszy występ kapeli w audycji telewizyjnej od 23 lat. W lipcu tego samego roku jedna z ulic Madrytu została nazwana "AC/DC". Rok 2001 zespół rozpoczął bardzo intensywnie. Już w styczniu wydano ostatni krążek w wersji dwupłytowej (dodatkowa płyta zawierała wszystkie utwory singli oraz trzy teledyski), rozpoczęto też trasę po rodzinnej Australii. W lutym Young i spółka polecieli do Japonii na kilka koncertów po 19 latach przerwy. Na początku września w prasie angielskiej ukazała się wiadomość o reaktywowaniu na krótkie tournee przez Briana Johnsona zespołu Geordie. W 2002 Cliff Williams nagrał płytę z Emir & Frozen Camel oraz wyruszył z nimi w krótką trasę po Serbii. 18 lutego 2003 AC/DC wystąpili wraz z The Rolling Stones w Enmore Theatre w Sydney, grając razem Rock Me Baby. 11 marca 2003 grupa dostąpiła zaszczytu wstąpienia do Rock And Roll Hall Of Fame (w imieniu Bona Scotta statuetkę odebrał jego siostrzeniec), wykonując przy okazji Highway To Hell oraz You Shook Me All Night Long ze Stevenem Tylerem z Aerosmith. W marcu 2004 USA ukazał się Back In Black Dual Disc - płyta dwustronna, na której dodatkowo znajdował się materiał DVD z klipami oraz wywiadami dotyczącymi produkcji krążka.
Jeśli ktokolwiek przez 8 lat studyjnego milczenia zwątpił w kondycję AC/DC, musiał posypać głowę popiołem po usłyszeniu [18]. Po 35 latach niereformowalność i konserwatyzm tego zespołu wciąż wzbudzały nie tylko pewien uśmiech na twarzach, ale i bezwarunkową aprobatę. Już singlowy Rock`n`Roll Train utwierdzał w przekonaniu, że nic się nie zmieniło. Fascynował natomiast nie słabnący z wiekiem entuzjazm ekipy, która nadal miała ochotę "wyskoczyć z głośników", chwycić za gardła i pokazać, że wciąż stać ich na wiele. Fantastyczną korelację boogie z hard rockiem oparto jak zawsze na trzech akordach Malcolma i iskrzących solówkach Angusa. Na nowym albumie wykorzystano dobrze znane sztuczki 15 razy, ale było w tym tyle charakteru i radości, że nikt nawet nie zaproponował, by chłopakom przerwać w połowie. Anything Goes i Rocking All The Way cofały słuchacza wstecz prawie do lat 70-tych, można by nawet pomyśleć, że to jakieś wcielenie ZZ Top. War Machine zapowiadający się jak wariacja Giving The Dog A Bone przechodził w skandowany refren, idealny by poruszyć stadiony, już wyprzedane oczami wyobraźni. AC/DC zawsze uznawali oszczędność za cnotę kardynalną i nigdy źle na tym nie wyszli. Miłą odmianą był Rock`n`Roll Dream, gdzie Brian Johnson odstąpił od swego firmowego skrzeku na rzecz barwy podobnej do młodego Roberta Planta. Była to dokładnie taka płyta, jaką miała być apoteoza rock`n`rolla.
W kwietniu 2014 w internecie pojawiła się zdawkowa informacja o tymczasowej przerwie Malcolma Younga od występów z zespołem. Tymczasem z końcem września tego samego roku pojawiły się plotki, że muzyk miał udar mózgu, który doprowadził u niego do demencji i z polecenia żony Lindy trafił do domu opieki. Podobno stan zdrowia Malcolma był na tyle poważny, że muzyk chwilę po odwiedzinach nie pamiętał osób, które u niego były. Choroba nie była uleczalna i przygotowano plan, by Malcolm do końca swych był pod specjalistyczną opieką. W związku z tym na nowej płycie zagrał Stevie Young - bratanek Malcolma i Angusa. Okazało się, że obawy fanów były bezpodstawne i [19] był najlepszym dokonaniem AC/DC od czasów [16]. Tytuł bezczelnie parafrazował dewizę Stanów Zjednoczonych "In God We Trust". Weterani ze zdwojoną determinacją postanowili dowieść, że nie stracili nic ze swej mocy. Drapieżność choćby Miss Adventure, Emission Control czy szaleńczo szybkiego Baptism By Fire nie pozostawiała wątpliwości, że zespół wciąż był ostoją klasycznie hardrockowego czadu pomimo niewiele ponad pół godziny muzyki. To wystarczało, by pokazać, kto tu rządzi. Grupa nie zmarnowała ani sekundy na wypełniacze, a całość obfitowała w wyborne riffy, które zawsze były też specjalnością Angusa. Co prawda jego firmowe staccato pojawiało się tylko w refrenie Play Ball, ale muzyk ekspresyjnymi solówkami każdorazowo elektryzował, a głos Briana wciąż miał ostrość brzytwy. Wspomniany singiel Play Ball był dość bliski klimatom [18] i w tym numerze słyszalnie łagodniało brzmienie (być może z racji tego, że numer pełnił rolę zwiastuna meczów ligi baseballu w amerykańskiej telewizji). Swoją drogą AC/DC po raz kolejny sprytnie udało się przemycić tu dwuznaczność o podtekście erotycznym. Rock odpędzał troski z kolei w wesołym i niemal glamrockowym Rock The Blues Away. Podstawą muzyki był jednak oczywiście nadal miarowy rytm na cztery, prowadzony mocnymi strzałami w werbel, bez najmniejszego wychylania się Phila Rudda czy Cliffa Williamsa, który swego czasu pofolgował sobie basowymi liniami na [17]. Sekcja trzymała się na tej płycie sprawdzonych rozwiązań, jak choćby częste wybuchowe zakończenia. Nie obyło się bez nawiązań do własnych pomysłów z przeszłości - riff zawadiackiego Rock Or Bust przypominał bujający Nervous Shakedown z [9], a dzięki energicznej solówce z Baptism By Fire słuchacz przenosił się wręcz do czasów [2]. Te drogowskazy dawały jasno do zrozumienia, że zespół nie zbaczał ze swej ścieżki i wciąż potrafił zagrać jak w czasach największych sukcesów, zaś fantastycznie ognisty Rock The House stawiał "kropkę nad i", że tak prosto i jednoczesnie efektownie była w stanie zagrać tylko ta formacja. Zadziorne i powalające typówki przybierały na tym krążku postać Sweet Candy i Get Some Rock & Roll Thunder. Ciekawostką na albumie mogły być natomiast niespotykane u AC/ DC dotychczas zaśpiewy "na-na-na", podane z właściwym grupie łobuzerskim wdziękiem, a pojawiające się w refrenie porywającego Miss Adventure.
Późniejsze losy członków zespołu:
24 lutego 2008 odsłonięto w australijskim Perth pomnik Bona Scotta odlany w brązie
ALBUM | ŚPIEW | GITARA PROWADZĄCA | GITARA RYTMICZNA | BAS | PERKUSJA |
[1-3] | Ronald `Bon` Scott | Angus Young | Malcolm Young | Mark Evans | Phil Rudd |
[4-6] | Ronald `Bon` Scott | Angus Young | Malcolm Young | Cliff Williams | Phil Rudd |
[7-10] | Brian Johnson | Angus Young | Malcolm Young | Cliff Williams | Phil Rudd |
[11-13] | Brian Johnson | Angus Young | Malcolm Young | Cliff Williams | Simon Wright |
[14-15] | Brian Johnson | Angus Young | Malcolm Young | Cliff Williams | Chris Slade |
[16-18] | Brian Johnson | Angus Young | Malcolm Young | Cliff Williams | Phil Rudd |
[19-20] | Brian Johnson | Angus Young | Stevie Young | Cliff Williams | Phil Rudd |
Cliff Williams (ex-Home, ex-Bandit), Simon Wright (ex-Tora Tora, ex-A II Z, ex-Aurora),
Phil Rudd (ex-Coloured Balls), Chris Slade (ex-Tom Jones, ex-Manfred Mann`s Earth Band, ex-Uriah Heep, ex-The Firm), Stevie Young (ex-Starfighters)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1975 | [1] High Voltage | #14 |
1976 | [2] Dirty Deeds Done Dirt Cheap | |
1977 | [3] Let There Be Rock | #2 |
1978 | [4] Powerage | #3 |
1978 | [5] If You Want Blood, You`ve Got It (live) | |
1979 | [6] Highway To Hell | #2 |
1980 | [7] Back In Black | #7 |
1981 | [8] For Those About To Rock | #13 |
1983 | [9] Flick Of The Switch | |
1983 | [10] Jailbreak`74 EP (live) | |
1985 | [11] Fly On The Wall | |
1986 | [12] Who Made Who? | |
1988 | [13] Blow Up Your Video | |
1990 | [14] The Razor`s Edge | #8 |
1992 | [15] Live (live / 2 CD) | |
1995 | [16] Ballbreaker | #12 |
2000 | [17] Stiff Upper Lip | |
2008 | [18] Black Ice | #30 |
2014 | [19] Rock Or Bust | |
2020 | [20] Power Up |