
Niemiecko-amerykański projekt powstały w 2009 pod nazwą Prophesy. Po nadchodzącej płycie wiele sobie obiecywano, gdyż połączenie dwóch stylistyk w ramach power/thrashu mogło zaowocować interesującymi rezultatami - tym bardziej, iż sami muzycy zapowiadali coś nowego i oryginalnego w swoich próbach odświeżenia skostniałej formuły. Rzeczywistość okazała się jednak inna i album nie był udany. Poza jedną kompozycją, reszta nie wyróżniała się niczym poza mętnymi i nieczytelnymi aranżacjami, jak również brakiem myśli przewodniej. Każdy z członków ekipy upchnął tutaj najlepsze elementy macierzystych formacji i w efekcie powstał dość niestrawny koktajl. Zwykle brak uporządkowania w takim graniu maskowała specyficznie podana progresywność, na tym krążku jednak był to chaos w numerach pozbawionych jasno określonych melodii. Wykorzystano mnóstwo pomysłów zaczerpniętych z thrashu, nieco z groove, podanych w formie powermetalowej, przy czym ani mocnej amerykańskiej ani bezwzględnej niemieckiej. Warto podkreślić, że kwintet w niemal każdym numerze coś ciekawego przemycał - a to wycyzelowaną solówkę, a to dosyć oryginalny riff, a to niezłe zagrywki basu. Ogólnie chciano jednak osiągnąć oryginalność na siłę i grupa stawała się w swym przekazie mało zrozumiała. Z tej masy wyróżniał się Dying To Kill i należało żałować, że tylko raz zdobyto się na takie granie, rezygnując z nieporadnej brutalności i udziwniania na siłę. Brian O'Connor po prawdzie rozwinął skrzydła, ale w pozostałych numerach musiał nieustannie walczyć z nieuzasadnionymi zmianami tempa lub przebijać się przez gitarowe szarże duetu Black-Schwarz, który zresztą też nie do końca się rozumiał. Wokalista był najmocniejszym punktem ekipy i szeroka gama środków wyrazu jakich użył - od głębokiego gardłowego śpiewu po wysoki i bardzo czysty - budziła szacunek. Oczywiście nie można było oczekiwać, że ten zespół podąży potulnie drogą prostego agresywnego melodyjnego power/thrashu z łatwymi refrenami i przewidywalna budową kompozycji, jednak aby wyjść z tego schematu trzeba było mieć faktycznie pewien plan. Tu go zabrakło i utwory jawiły się jako albo produkt działania pospiesznego albo ofiary przekombinowania. Także fani Vicious Rumors nie za wiele tu znaleźli dla siebie, a ci którzy liczyli na granie niemieckie zawiedli się zupełnie. Consfearacy pragnęli wypaść nowocześnie, wykorzystując przy tym bardzo tradycyjne środki - rwane riffy, chórki typowe dla lat 80-tych, uproszczoną i dosyć mechaniczną gra perkusisty czy mało wnoszące solówki obu gitarzystów. W pewnym stopniu kapela poszła w ślady Dark Empire z drugiej płyty i poległa w meandrach sztucznie budowanej złożoności, z której niewiele wynikało. Do nowoczesnego podejścia Flotsam And Jetsam zabrakło jeszcze więcej - przede wszystkim jasno wyrażonego klimatu i autentycznie wzbudzającego zainteresowanie wykonania. Płyta miała jeszcze jedną wadę - brzmienie: gitary nie rozrywały, sekcja rytmiczna nie posiadała odpowiedniej mocy, a sama produkcja była mało wyrazista i pewne momenty są niezbyt czytelne. Krążek zawodził na linii precyzyjnie i energicznie podanych melodii.
Brian O'Connor śpiewał potem w power/thrashowym Deadlands (Evilution w 2012). Günter Auschrat grał w The New Black i Hammer King. Ira Black dołączył do Of Gods & Monsters.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Brian O'Connor | Ira Black | Fabian Schwarz | Günter Auschrat | Timo Weis |
Brian O'Connor (ex-Vicious Rumors), Ira Black (ex-Vicious Rumors, ex-Heathen, ex-Lizzy Borden),
Fabian Schwarz (ex-Tyran' Pace, ex-Stormwitch, ex-Runamok, The New Black), Günter Auschrat (The New Black)
| Rok wydania | Tytuł |
| 2011 | [1] Consfearacy |
