Amerykańska grupa z Miami założona w 1987. Karierę rozpoczęła od nagrania czterech bardzo dobrze przyjętych demówek w latach 1989-1991. Na dwóch ostatnich grał jeszcze na basie Tony Choy (znany m.in. z Pestilence czy Atheist). Oblicze Cynic z tamtego okresu znane jest niewielu fanom - ekipa grała wówczas thrash/death, mogący spodobać się choćby maniakom Defiance. Dopiero pełnoprawna płyta rozsławiła nazwę kwartetu. Wtedy już styl grupy stanowił ciekawie zaaranżowany death, mieszający się z syntezatorami i rytmami jazzowymi. Obecnie istnieje wiele opinii odnośnie stylu w jakim grupa się poruszała. Na przestrzeni lat muzykę Cynic nazywano "technical death metal", "progressive death metal" lub "death jazz". Utwory w swej wymowie jednak były bezsprzecznie kompozycjami deathmetalowymi, w których przesterowane brzmienie gitar przeplatało się z wolniejszymi pasażami. To był złożony i wielowymiarowy album, ukazujący olbrzymie możliwości muzyków (Celestial Voyage, Uroboric Forms, Textures), a krytycy określali płytę jako zabójczy mix Death i King Crimson. Nawet kilkanaście przesłuchań mogło wywołać u słuchacza totalny zamęt, trudno było cokolwiek powiedzieć o tej płycie wprost. Krążek był pełen połamanych rytmów, nagłych i zaskakujących zmian tempa, a akustyczne wstawki oparte na jazzowych akordach uzupełniały się z deathowymi riffami. Obaj gitarzyści użyli syntezatorów gitarowych, co dodało dużo przestrzeni muzyce Cynic. Dało się wychwycić, że Gobel grał melodyjnie i klasycznie, z kolei Masvidal miał słabość do solówek jazzowych i "połamanych", lawirujących na granicy dysharmonii. Bogactwo dźwieków było trudne do opisania, a motywów przeplatało się tak wiele, że nawet po kilku przesłuchaniach można było wychwycić coś nowego. Sean Reinert grał niesamowicie i pulsacyjnie, używając również m.in. latynoskich bębnów. Linie Seana Malone`a zagrane na basie bezprogowym i 12-strunowym "patyku Chapmana" miały zdecydowanie podtekst jazzowy. Paul Masvidal zaprezentował dwa rodzaje śpiewu - wysoki growl, "rozmazany" przestrzennymi efektami śpiewo-szept, a wspomagał go damski głos Dany Cosley. Cała muzyka zawierała również wiele posmaków hinduskich, gdzieniegdzie przewijały się tabla i sitar, a teksty oparto w głównej mierze na filozofii Wschodu. Ta muzyka miała w sobie coś z narkotycznej psychodelii - utwory snuły się, niemal odbierając poczucie rzeczywistości. Mimo młodego wieku (średnia wieku muzyków orbitowała w granicach 23 lat), kwartetowi mylnie zarzucono epatowanie umiejętnościami technicznymi. Trudna muzyka nie znalazła dużej ilości słuchaczy i Roadrunner zrezygnował ze wspierania Cynic.
Zdegustowani muzycy poświęcili się własnym projektom - Gobel, Masvidal i Reinert założyli progresywny Portal (skład uzupełnili: śpiewająca i grająca na klawiszach Aruna Abrams oraz basista Chris Kringel). Projekt ten wydał tylko demo "Portal" w 1995. Wkrótce Malone i Reinert założyli wpierw Anomaly, a następnie Aghora. Cała czwórka z Cynic spotkała się ponownie w Gordian Knot (projekcie Malone`a). Po 15 latach grupa wznowiła działalność i wydała [2], z którym wiązano wielkie oczekiwania. Tak jak to było w pierwszym przypadku, okładkę narysował znów Robert Venosa. Niestety, płyta zawiodła fanów metalu. Death metal został niemal całkowicie zarzucony, pojawiał się tylko w śladowych ilościach w kilku partiach Kruideniera. Wedle samych muzyków, nie chodziło o powielenia pomysłów sprzed lat, tylko o nadanie im nowocześniejszego brzmienia, lecz niestety i na tym polu nowe wydawnictwo rozczarowało. Dodatkowo utwory zamieniły się w piosenki - nawet jeśli następowało chwilowe wzmocnienie, to zaraz tonowano nastroje poprzez wprowadzenie łagodnej partii gitary Masvidala (King Of Those Who Know). Ten krążek po prostu nie posiadał klimatu. Jedynymi pozostałościami po pierwszej płycie były techniczne riffy, zakręcona sekcja rytmiczna, okazjonalne schuldinerowe skrzeki Tymona). Wszystko jednak słyszalnie skręcało w kierunku prog rocka, ogólnego odchudzenia muzyki z ciężaru i nie zawsze przetworzonych przez elektronikę wokali Masvidala. Zatracono kontrast między progresją a ciężarem - o ile jeszcze na siłę dało się strawić uduchowioną koncepcję płyty, to krótkie numery snuły się i nie miały siły rażenia. Ostatecznie powrót Cynic przysporzył muzykom wiele kontrowersji.
[3] zawierał odrzuty z poprzednika, ale te cztery numery sprowadzono do jakichś luźnych zarysów. W rezultacie słuchacz otrzymywał gitary niemal popowe, sekcję rytmiczną a la new age, masę rozjechanych efektów mających przykryć brak pomysłów i koszmarne popisy wokalne Masvidala. Tą paradę "atrakcji" — w głównej mierze anemicznych zaśpiewów i smęcenia — uzupełniono nowym Wheels Within Wheels: numerem przeciętnym, ale wprowadzającym niewielki powiew normalności. Zanikł growling, całość zdominowało jałowe śpiewanie, gitarzyści w większości zaniechali grania na przesterach, nawet sekcji rytmicznej wyraźnie tu poskąpiono. Zachowano jedynie główne melodie (instrumentów), teksty i wokale - reszta składowych była totalnie inna i nieprzystająca do Cynic. Wystarczyło zresztą odpalić Space, by przekonać się z jak słabym materiałem słuchacz miał tu do czynienia. Broniły się tylko produkcja, solówki, jazzowanie Seana Reinerta oraz Robina Zielhorsta. Ogólnie EP-ka stanowiła dziwne zagranie, pojawiając się dwa lata po albumie, który uzupełniała (w dodatku bez Seana Malone`a). [4] był kolejnym etapem nadproduktywności wydawniczej zreaktywowanego Cynic, która nijak przekładała się na sensowniejszą jakośc ciekawej muzyki. Ta EP-ka na szczęście zwracała się w innym kierunku - pomimo pozostania w prog-rockowych ramach, kwartet przedstawił nowy pomysł w lżejszych rejonach. Elektronika zyskała niemal to samo pole do popisu co właściwe instrumenty. Ambienty wciśnięto więc tam gdzie miały budować nastrój i tam, gdzie miały nadać muzyce odpowiedniej dynamiki. Kiedy zwykle podobne zabiegi skutecznie wybijały z rytmu i z dynamiką miewały niewiele wspólnego, tak na tej EP-ce naprawdę się sprawdziły. Poza czystymi wysokimi śpiewami Masvidala i ponownie pewnej dawce sennego klimatu, działo się tu dosyć sporo. Gitary odzyskały przester w solówkach, sekcja rytmiczna zaszalała bardziej niż na [2], a około-muzyczne dodatki umiejętnie podkreśliły specyficzny kosmiczno-orientalny klimat.
Kolejnym odcinaniem kuponów od sławy był [5], zawierający nagrania Portal. Okładkę jak zawsze namalował Robert Venosa, który zmarł 9 sierpnia 2011 w wieku 75 lat. Wydanie tej płyty było czystym złodziejstwem, a jednocześnie wielką głupotą połączoną z draństwem w postaci dalszej destrukcji legendy Cynic. Trudno było zrozumieć po co Masvidal wygrzebał trupa z szafy i przyodział go w nowe szaty. Portal przecież od początku był mierny - muzycy z najwyższej półki i w życiowej formie, a muzyka na poziomie ówczesnego MTV - ślamazarna i zagrana bez animuszu przy banalnych klawiszowych wstawkach, nijakich melodiach i dramatycznie słabym głosem Aruny Abrams. Z Cynic pozostały tutaj właściwie trzy gitarowe solówki, na które i tak trzeba było wziąć należytą poprawkę. Fragmentarycznie broniły się w tym zestawieniu Cosmos, Circle oraz Endless Endeavors, głównie za sprawą kosmicznego klimatu czy ciekawiej urozmaiconej sekcji. Reszta kawałków niestety nie zawiera zbyt wiele sensu i pomysłów. Fala krytyki była zasłużona, jednak to nie dało do myślenia Masvidalowi, który zamiast pójść po rozum do głowy i zakończyć ten kabaret z elementami groteski, wziął się za regularne wydawanie pod nazwą Cynic jeszcze bardziej dobijających wysysaczy kasy.
Na [6] następował ciąg dalszy załamującego zjazdu po równi pochyłej w odmęty efemerycznego rozmemłanego nie wiadomo czego i nie wiadomo dla kogo. Trudno bowiem było się doszukać czegokolwiek metalowego. Masvidal z całych sił pchał się w bezpłciowy, grząski i potwornie nudny progresywny rock alternatywny. Strona instrumentalna albumu - choć absolutnie nie porywała — i tak momentami jeszcze jakoś się broniła (szczególnie w Gitanjali i Moon Heart Sun Head). Zwracała uwagę praca sekcji rytmicznej, ale i ona brzmieniowo zatracała spójność. Za to falset Masvidala potrafił doprowadzić do rozstroju nerwowego, zwłaszcza w karykaturalnych nieprzemyślanych refrenach. To w zupełności wystarczało, by mieć problemy z utrzymaniem skupienia do końca albumu. Następny denerwujący element stanowiła niezbyt zwarta produkcja – pewnie chodziło o podkreślenie indywidualnych umiejętności, ale otrzymany efekt spowodował, że instrumenty często grały obok siebie, nie zazębiały się i nie tworzyły monolitu. W takich warunkach trzeba było naprawdę dużo samozaparcia, żeby brnąć przez kolejne rozwlekłe utwory. W przeciwieństwie do koszmarka [5], wielu fanów czekało na [7], który pozwalał na prześledzenie stylistycznej ewolucji wczesnego Cynic. Na składankę trafiły nagrania z lat 1988-1991: okresu sprzed jazzowych eksperymentów i kształtowania stylu. Na pierwszy ogień trafiła najlepsza demówka z 1991, z utworami które w większości trafiły na [1]. Okazało się, że pierwotne wersje Uroboric Forms i The Eagle Nature względem płyty nie były identyczne. Przede wszystkim spośród całości najbliżej im do grania w HumanPleading For Preservation, który z jakiegoś dziwnego powodu nie trafił na album. "Demo 1990" to granie bliższe Atheist i Death z okresu Leprosy, Reflections Of A Dying World celowało w thrash a la Kreator. Z kolei demo z 1988 (nagrane z wokalistą Jackiem Kelly`m i jeszcze bez Gobela) to już granie słyszalnie prostsze, bliższe thrashu z najwcześniejszych lat 80-tych. Na koniec wrzucono nieopublikowane wcześniej wersje The Eagle Nature oraz Uroboric Forms, nagrane z Brianem DeNeffem na wokalu. Po wcześniejszych zapchajdziurach, ta kompilacja jawiła się w końcu jako rzecz warta kupna.
Chwilowe zamrożenie działalności Cynic, odsunięcie z zespołu Seana Reinerta, przyjęcie Matta Lyncha, odejście z tego świata Malone`a i Reinerta - wiele działo się z ekipą Paula Masvidala od czasu wydania [6]. Brak większych wymagań popłacił, gdyż [8] miał kilka aspektów pozytywnych. Wróciło po części do tej muzyki życie, pomysły na riffy, eteryczny klimat oraz nawiązująca do [2] różnorodność. Spośród gości o ile partie gitarowe Pliniego Roessler-Holgate`a miały pokaźny udział w muzyce, o tyle growling Maxa Phelpsa pojawiał się w dosłownie paru momentach gdzieś w tle, tak jakby zespół bał się pójść na całość. Masvidal uznał, że trudno mu będzie zastąpić Malone`a i postanowił na basowy syntezator, za którą odpowiadał Dave MacKey. Pod względem jakości utworów była jak zawsze różnie. Przede wszystkim wśród 18 numerów było aż 10 instrumentalnych interludiów. Z ciekawszych momentów warto nadmienić chociażby uduchowiony ambient w DNA Activation Template i senny Elements And Their Inhabitants. Pozostałe składowe - falsetowe zaśpiewy Masvidala, "ładne" melodie czy udział elektroniki zacierały trzon tej muzyki. Po części ta płyta przywracała wiarę w Cynic - pomimo, że powrót w takiej formie był nikomu niepotrzebny.
Masvidal wydał w 2019 solową EP-kę Mythical. Sean Reinert grał też w C-187 - perkusista zmarł 24 stycznia 2020 w wieku 48 lat. Sean Malone grał na debiucie O.S.I. - basista zmarł 9 grudnia 2020 w wieku 50 lat. Robin Zielhorst grał w Obscura.
ALBUM | ŚPIEW, GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA, KLAWISZE |
[1] | Paul Masvidal | Jason Gobel | Sean Malone | Sean Reinert |
[2] | Paul Masvidal | Tymon Kruidenier | Sean Malone | Sean Reinert |
[3] | Paul Masvidal | Tymon Kruidenier | Robin Zielhorst | Sean Reinert |
[4,6] | Paul Masvidal | Sean Malone | Sean Reinert | |
[7] | Paul Masvidal | Jason Gobel | Sean Malone / Mark Van Erp | Sean Reinert |
[8] | Paul Masvidal | Dave MacKay | Matt Lynch (-) |
Paul Masvidal (ex-Master, ex-Death), Sean Reinert (ex-Death), Jason Gobel (ex-Monstrosity)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1993 | [1] Focus | #10 |
2008 | [2] Traced In Air | |
2010 | [3] Re-Traced EP | |
2011 | [4] Carbon-Based Anatomy EP | |
2012 | [5] The Portal Tapes (kompilacja) | |
2014 | [6] Kindly Bent to Free Us | |
2017 | [7] Uroboric Forms - The Complete Demo Recordings | |
2021 | [8] Ascension Codes |