Szwedzki zespół powstały w 1990 w Sörskogen pod Sztokholmem. Już debiut zwrócił na siebie uwagę klimatycznie potraktowanym death metalem, z ulotnymi aranżacjami i śmiałym wykorzystaniem folkowej rytmiki. Äkerfeldt growlował dość płytko i mało zrozumiale, ale jego głos ciekawie kontrastował z wieloma partiami akustycznymi i specyficzną melancholijną atmosferą. W tych dłuższych kompozycjach, zespół jednak jeszcze nie był w stanie przykuć uwagi na dłużej. Potencjał ukryty w Opeth ujawnił się na [2], zachwycającym mnogością nastrojów zawartych w obrębie jednego utworu, jak również zdolnością Szwedów do obracania się w różnych stylistykach. W warstwie instrumentalnej czerpano z dokonań heavymetalu, a Äkerfeldt nie zrezygnował z growlingu, prezentując również przestrzenne czyste wokalizy. Prawdziwe novum stanowiły motywy akustyczne, tym razem o mocnym zabarwieniu progresywnym. W galopującym Advent, ze świetnymi harmoniami gitar i znakomitą grą basisty De Farfalli, zmiany nastroju następowały w dość niespodziewanych momentach dzięki zastosowaniu wyciszeń zamiast płynnych przejść. W chwytliwym The Night And The Silent Water nastąpiło odwrócenie ról - wokal był odpowiedzialny za ciężar, natomiast gitary za melodyjność. Podobnie sprawa miała się z Nectar, tu jednak gitara akustyczna pędziła razem z elektrycznym riffem. Wszystkie te utwory trwały powyżej 10 minut, a prawdziwym kolosem był ponad 20-minutowy Black Rose Immortal - z początku piekielnie mocny, niemal eksplozja energii, a po czwartej minucie nagle wyciszany i po raz kolejny ukazujący talent zespołu do operowania skrajnie różnymi brzmieniami. Całość kończył To Bid You Farewell - nostalgiczny numer z niemal jazzowym klimatem w warstwie rytmicznej. W ostatecznym rozrachunku płyta okazała się dziełem bardzo dobrym, zdaniem wielu - najlepszym w całej dyskografii Opeth.
Na wskutek roszad personalnych, nowym perkusistą został Martin Lopez, a powstały wakat basisty na kilka miesięcy objął sam Äkerfeldt. W efekcie [3] brzmiał inaczej niż poprzednik - przede wszystkim przyjęto formę concept albumu i jedną suitę podzielono na dziewięć części. Kompozycje jawiły się jako bardziej zwarte i niepotrzebnie agresywne - ten gniew rozpraszał tworzony z trudem nastrój. Krążek okazał się mniej klimatyczny i odarty ze specyficznego piękna, którym charakteryzował się [2], choc należało docenić techniczny progres Äkerfeldta i Lindgrena. Szkoda, że frontman nie zdecydował się na odważniejsze wykorzystanie zniewalających czystych partii swego głosu. Wydawnictwo nie było słabe tylko po prostu inne, z mniejszą ilością ciekawych pomysłów. [4] miał niewątpliwie największe znaczenie dla kariery zespołu. Po wzbudzającym mieszane odczucia poprzedniku, Opeth stanęli przed ciężkim zadaniem sprostania oczekiwaniom coraz liczniejszej grupy fanów. Kolejny raz zdecydowali się na ryzykowny zabieg przedstawienia zamkniętej opowieści - nostalgicznej historii o samotności i odrzuceniu. Muzycy rozwinęli pomysł łączenia ciężkich i miejscami deathmetalowych partii z akustycznymi motywami. Äkerfeldt dosadniej wykorzystywał swój największy atut - atak growlem i niespodziewanymi przejściami w melancholijny ton. Tak jak w przypadku poprzednich krążków, utwory trwały średnio po 10 minut, nadal rezygnowano z rozbudowanych popisów solowych. Mroczna melodia rozpoczynała The Moor i szybko płynnie przechodziła w akustyczne takty, aby uderzyć kapitalnym riffem i rykiem Äkerfeldta. Furia, pasja, niepokój i rozmarzenie przewijały się niczym w kalejdoskopie. Połamane riffy zwiastowały Godhead`s Lament, w którym momentami trudno było uwierzyć, że za partie wokalne odpowiedzialna była jedynie jedna osoba. Oazę odpoczynku stanowił w pełni akustyczny Benighted, w którym między śpiew wpleciono delikatną solówkę. Z kolei w Moonlapse Vertigo dużą rolę odgrywały gitary prowadzące, sprawiające tym razem wrażenie przekombinowania. Äkerfeldt zaśpiewał czysto Face Of Melinda na tle pełnego spokoju motywu - do momentu, w którym wchodził świetny riff, wydający się najlepszym momentem płyty. Najostrzejszym uworem był Serenity Painted Death, ale nawet tu znalazło się miejsce na na zwolnienie, niemal niwelowane wyczynami wokalisty. Opeth już wcześniej nagrywał podobne rzeczy, ale dopiero [4] trafił do świadomości szerszej publiczności. Formacja weszła do czołówki skandynawskiego mocnego grania udowadniając, że można to było osiągnąć grając ambitnie i umiejętnie żonglując wachlarzem nastrojów.
Wydawało się, że w "progresywnym death metalu" kwartet powiedział już wszystko i że muzyka przez niego prezentowana nie miała szans trafić do jeszcze szerszego grona odbiorców. [5] obalił obie tezy, znowu wykorzystując kontrast między mocnymi gitarowymi partiami i akustycznymi motywami, tym razem zarzucając wyciszenia między cięższymi i lżejszymi partiami. Motywy płynnie przechodziły z jednego w drugi, a każdy utwór posiadał własny specyficzny rys. Zwracał uwagę przede wszystkim złożony i pełen innowacji Bleak, niespodzianką za to był w pełni akustyczny Harvest. W podobnym nieco klimacie utrzymano The Drappery Falls, choć tu mocniej grały gitary kreując chyba najsmutniejszy numer w dorobku zespołu. Niepowodzeniem za to był Dirge For November, który po dobrym wstępie zwiastującym spokojniejszy kawałek, atakował niezbyt pasującym tutaj growlingiem. Ten lekki niesmak całkowicie niwelował ponad 12-minutowy Blackwater Park z emanującym uczuciem niewypowiedzianej grozy. Powrotem do stylistyki [3] był niewątpliwie [6], nad którym unosił się duch Stevena Wilsona z Porcupine Tree. Jednocześnie płyta w naturalny sposób kontynuowała wątki podjęte na [5]. Muzycy konsekwentnie realizowali scenariusz: akustyczne wyciszenie-growl-znów wyciszenie na tle dynamicznego zmieniania pomysłow i klimatów. W ten sposób zamykał się pierwszy rozdział działalności Opeth.
Do tego momentu, pomimo melancholijnego charakteru muzyki, zespół był kojarzony niewątpliwie z metalem. Na [7] ekipa Äkerfeldta odeszła stylistycznie ku subtelniejszym art–rockowym formom. Nowy album nie zawierał ani krzty brutalności, Lindgren zrezygnował całkowicie z dotychczasowych mocnych riffów. Opeth starali się przenieść słuchacza do krainy eksplorowanej niegdyś przez progresywno-rockowych potentatów. Ta zmiana mogła zniechęcić niektórych dotychczasowych fanów, ale z pewnością potrafiła zainteresować nowych. Odsuwając na bok obrany styl, krążek był bardzo spójny, pozbawiony wypełniaczy czy nieudanych piosenek. Na szczególne wyróżnienie zasługiwały trzy pierwsze nagrania: Windowpane, In My Time Of Need oraz Death Whispered A Lullaby (autorem tekstu do tego ostatniego był Steven Wilson). To Rid The Disease był kilkuwątkową kompozycją, w której intrygująco współgrały ze sobą różne instrumenty. Jednostajna partia organów przeradzała się w energiczną burzę dźwięków, by po chwili na nowo stać się zwiastunem spokojnego grania. Obraną konwencję podtrzymywał [9], ale wcześniej nie było tylu drobnych nowinek, macek wyciąganych ku przeróżnym stylom i urozmaicających fabułę zabiegów. Płycie nadano odcień jednocześnie ostry i kojąco refleksyjny, poszukujący i zachowawczy, szorstki i melodyjny. Wieloakordowe pasaże, z niezwykłymi zmianami tonacji i wciąż zadziwiającym wykorzystywaniem skali chromatycznej zastąpione zostały przez połamane, niemelodyjne i dość często jedno- i dwuakordowe riffy, zorientowane głównie na kombinowanie z rytmem. Przyjęty klawiszowiec Per Wiberg zwykle pozostawał w tle, odciążając nieco gitary i dodając muzyce głębi. Rzadko dorzucał coś siebie, jak orientalny motyw otwierający Beneath The Mire. Ostatecznie powstał krążek mało liryczny i mniej wzruszający, niż dokonania z przeszłości. Nie dobrano tak perfekcyjnie dobranych proporcji jak na [5], nie przepełniono go wystarczająco muzyczną treścią jak na [6]. Posiadał raczej wszystkiego po trochu, ale zamiast płyty łączącej zalety poprzedniczek wyszedł kompromis, któremu w każdym aspekcie czegoś zabrakło. Było to o tyle rozczarowujące, że nagrano materiał różnorodny i początkowo wiele obiecujący. Świadomie czy nie, Szwedzi zrobili sobie przerwę od nagrywania dzieł wyjątkowych.
[9] zawierał występ z 9 listopada 2006 z londyńskiego "Camden Roadhouse". Äkerfeldt i spółka nie musieli niczego udowadniać, a to, że potrafili grać na żywo udowodniało DVD z 2003 "Lamentations - Live At Shepherd`s Bush Empire". Na plus przemawiał głównie sam dobór utworów. Album stanowił jak gdyby retrospekcję przez wszystkie okresy twórczości Opeth, choć wykonanie nie różniło się specjalnie od wersji studyjnych. Najlepiej wypadły Blackwater Park, Demon Of The Fall i The Night And The Silent Water. Sam lider zaskakiwał talentem wokalnym, prezentując growl jeszcze głębszy niż w studio, czyste partie śpiewając z ogromną lekkością i bez jakichkolwiek załamań. Nowy bębniarz Martin Axenrot udanie zapełnił lukę po Lopezie. Jedynie brzmienie było stłumione i mało selektywne. [10] nadal stanowił mix akustyki i rocka progresywnego lat 70-tych. Od strony wizualnej [11] intrygował nietypową jak na Opeth okładką, o ciepłych kolorach. Podobnie było z samą muzyką, której korzenie leżały w przeszłości, w twórczości Caravan, Soft Machine, Popol Vuh, Jethro Tull, King Crimson i Wishbone Ash. Oczywiście zespół nikogo nie kopiował, czerpiąc tylko z gotowego dziedzictwa muzyki rozrywkowej.
Mikael Äkerfeldt założył wspólnie z Andreasem Nyströmem z Katatonii i Danem Swanö deathmetalowy Bloodbath, uczestniczył w nagrywaniu płyty Crimson Edge Of Sanity, utworzył wraz ze Stevenem Wilsonem z Porcupine Tree Storm Corrosion, zaśpiewał też utwór Unhealer na angL Ihsahna w 2008. Martin Lopez bębnił w prog/metalowo-rockowym Soen (m.in. Steve DiGiorgio), który wydał Cognitive w 2012, Tellurian w 2014, Lykaia w 2017, Lotus w 2019 oraz Imperial w 2021. Martín Méndez założył groove-progresywno/deathowy projekt White Stones (Kuarahy w 2020, Dancing Into Oblivion w 2021 i Memoria Viva w 2024).
ALBUM | ŚPIEW, GITARA | BAS | GITARA | PERKUSJA | KLAWISZE |
[1-2] | Mikael Äkerfeldt | Johan De Farfalla | Peter Lindgren | Anders Nordin | - |
[3] | Mikael Äkerfeldt | Peter Lindgren | Martin Lopez | - | |
[4-7] | Mikael Äkerfeldt | Martin Méndez | Peter Lindgren | Martin Lopez | - |
[8] | Mikael Äkerfeldt | Martin Méndez | Peter Lindgren | Martin Lopez | Per Wiberg |
[9] | Mikael Äkerfeldt | Martin Méndez | Peter Lindgren | Martin Axenrot | Per Wiberg |
[10-11] | Mikael Äkerfeldt | Martin Méndez | Fredrik Akesson | Martin Axenrot | Per Wiberg |
[12-15] | Mikael Äkerfeldt | Martin Méndez | Fredrik Akesson | Martin Axenrot | Joakim Svalberg |
[16] | Mikael Äkerfeldt | Martin Méndez | Fredrik Akesson | Waltteri Väyrynen | Joakim Svalberg |
Mikael Äkerfeldt (Katatonia), Martin Lopez (ex-Amon Amarth), Martin Axenrot (Witchery, Bloodbath),
Fredrik Akesson (ex-Southpaw, ex-Sabbtail, Krux), Waltteri Väyrynen (ex-The Hypothesis, Paradise Lost, Vallenfyre, Bodom After Midnight, I Am The Night)
Rok wydania | Tytuł |
1995 | [1] Orchid |
1996 | [2] Morningrise |
1998 | [3] My Arms, Your Hearse |
1999 | [4] Still Life |
2001 | [5] Blackwater Park |
2002 | [6] Deliverance |
2003 | [7] Damnation |
2005 | [8] Ghost Reveries |
2007 | [9] The Roundhouse Tapes (live / 2 CD) |
2008 | [10] Watershed |
2011 | [11] Heritage |
2014 | [12] Pale Communion |
2016 | [13] Sorceress |
2018 | [14] Garden Of The Titans: Live At Red Rocks Amphitheatre (live) |
2019 | [15] In Cauda Venenum |
2024 | [16] The Last Will And Testament |