Amerykańska grupa powstała w 1980 w Nowym Jorku z nowojorskiej punkowej grupy Lubricunts. Swoją nazwę zaczerpnęła od tytułu utworu Motörhead. Od początku karierze formacji ton nadawali Ellsworth (ur. 5 maja 1959) i Verni (ur. 12 kwietnia 1961), którzy zapragnęli połączyć metal późnych lat 70-tych z punkiem z tegoż okresu. Wiedzieli, że chcą grać szybki metal, a raczej jego najnowszą odmianę, która w odległej Kalifornii pomału zdobywała sobie fanów, gdzie podwaliny nowego stylu kładły Metallica, Exodus i Slayer. Overkill początkowo wykonywał heavy/speed, by z czasem nadać swojej muzyce więcej dynamiki i drapieżności, wzmacniając przy tym tempo utworów. We wrześniu 1983 wydano pierwszą taśmę demo "Power In Black", z której to udało się też umieścić nagranie Death Rider na składance "Metal Massacre 5". Na wkładce do kasety wrzucono: "Dedicated to all the false faggot poser wimps of the clubs. Stick this tape up your ass". Zespół podobał się na koncertach, będąc na scenie jedną z najbardziej żywiołowych grup w Nowym Jorku i okolicach. Po umieszczeniu kawałka Feel The Fire na składance "New York Metal`84", udało się podpisać kontrakt z wytwórnią Megaforce. 15 kwietnia 1985 ukazał się debiutancki krążek, wyraźnie ukierunkowany na speed metal. Niemal połowa nagrań zabarwiona była wpływami Iron Maiden (Second Son, bas i galopady w numerze tytułowym, solówka w Kill At Command), ale Żelazna Dziewica nigdy nie grała z taką furią. Płyta uderzała ze zdwojoną siłą, dudniąca perkusja wgniatała w ziemię, a nawałnice gitarowe nie pozwalały na złapanie oddechu. Charakterystyczna później barwa głosu Ellswortha orbitowała między śpiewem a skrzekiem, a gitarowe natarcia Gustafsona oscylowały między speed i thrash metalem, z przewagą na korzyść tego pierwszego. To był prawdziwy wulkan energii, który wypluł z siebie dziewięć złowieszczo brzmiących późniejszych klasyków. Ciarki przechodziły po plecach przy Raise The Dead lub opętańczym śmiechu ropoczynającego Rotten To The Core. Agresywny Hammerhead prezentował bezkompromisową galopadę na dwie stopy, a wszystkiego dopełniła zabójcza solówka. Blood And Iron także prezentował formację od szybszej strony, tym razem nieco patetycznej. Wojenną tematykę podejmował także zwalniający w połowie Kill At Command. Po coverze Dead Boys Sonic Reducer, album wieńczył Overkill, utwór niewątpliwie niesamowity i złowieszczy. Overkill nie mógł wystartować z lepszym albumem. Krążek zyskał entuzjastyczne recenzje, a grupa - sporą popularność nie tylko w USA, ale także w Europie, gdzie płyta ukazała się nakładem Noise Records.
W tym czasie maskotką zespołu zostałą skrzydlata czaszka Charlie, która miała się pojawić na większości okładek oraz była obecna jako element wystroju sceny podczas koncertów. Na przełomie kwietnia i maja 1986 Overkill koncertował po Europie wraz z Anthrax i Agent Steel na trasie "Metal Hammer Road Show". Owocem tego tournee było nagranie i wydanie taśmy video "US Speed Metal Attack" prezentującej występ z 12 maja 1986 w Bochum. Po powrocie do domu muzycy zabrali się za komponowanie materiału na nowy krążek, a pomagał im w tym producent Alex Perialas, znany później ze współpracy z Testament, Holy Moses i Attacker. Po przejściu do koncernu Atlantic, [2] ukazał się 1 stycznia 1987, na którym zespół zatracił nieco spontaniczności i polotu jakim charakteryzował się debiut - postawił za to na większy ciężar kompozycji. Kawałki wyraźnie poprawiły się od strony technicznej. [2] wyraźnie ukierunkowano na speed/thrash. Zniknęła gdzieś niepowtarzalna atmosfera tajemniczości, pozostała natomiast ogromna energia i dzikość. Otwierający Deny The Cross zwiastował zmianę stylu, w podobnym stylu utrzymano również Wrecking Crew z "wpadającym w ucho" refrenem i świetną solówką Gustafsona. In Union We Stand był hymnem niemal stworzonym do wspólnego śpiewania na koncertach, nasyconym mnóstwem riffów, melodii i zagrywek. Wielu najlepszym utworem na tym albumie uznało ponad 7-minutowy Overkill (The Nightmare Continues), będący kontynuacją pierwszej części utworu z debiutu. Motyw przewodni, w którym w środku dołączał bas przypominał nieco maidenowe zagrywki, a ostatnie sekundy utworu stanowiły początek następnej części koszmaru. Na tym longplay`u Overkill zaczęli powoli kształtować własny styl. Dzięki współpracy z Noise, Overkill wyruszyli na tournee po Europie i USA z niemieckim Helloween, zyskującym coraz większą popularność po wydaniu Keeper Of The Seven Keys Part 1. Zespół wystąpił także po raz pierwszy w Polsce, na drugiej edycji festiwalu "Metalmania" obok Running Wild i Helloween. Podczas pobytu w naszym kraju Ellsworth i Verni zostali aresztowani przez milicję za niedozwolone fotografowanie się na stacji kolejowej. Podczas samego porywającego koncertu polscy fani utworzyli żywą piramidę, a kilkanaście dziewcząt rzuciło muzykom na scenę liściki ze zdaniem: "Zabierz mnie do Ameryki, będę dobrą żoną". [2] sprzedał się w ilości 180 000 egzemplarzy i mimo, że sukces formacji był bezsporny, nie wywarł większego wrażenia na perkusiście Skatesie, który zmęczony ciągłymi trasami koncertowymi postanowił odejść, by więcej czasu poświęcić rodzinie. Ostatnim akcentem z jego udziałem była EP-ka Fuck You, zawierająca oprócz kawałka tytułowego (będącego coverem kanadyjskiego punkowego D.O.A.), cztery nagrania z koncertu z Cleveland z 3 czerwca 1987. Firma Atlantic, promująca zespół wraz z Megaforce, ze względu na tytuł i okładkę odmówiła pomocy w wydaniu płyty. Również wiele sklepów płytowych odmówiło przyjęcia albumu do sprzedaży, ale te, które tego nie zrobiły, dobrze na tym wyszły, gdyż płytka stała się bardzo poszukiwana. Ostatecznie EP-ka pojawiła się tuż przed festiwalem "Christmass On Earth", który odbył się 13 grudnia 1987 w Leeds. Overkill wystąpili tam u boku Megadeth i Nuclear Assault z nowym perkusistą Markiem Archibole. Wkrótce Mark opuścił grupę, a jego miejsce zajął Duńczyk Bob Falck, występujący dotychczas w zespole Paula Di`Anno - Battlezone.
Od lewej: Bobby Ellsworth, Bobby Gustafson, D.D. Verni, Bob Falck
Stosunki z Atlantic powróciły do normy, gdy Overkill zaczęli prace nad kolejnym albumem. [3] ukazał się 5 lipca 1988 i tylko po części stanowił kontynuację linii znanej z poprzednika. Powstała bowiem muzyka znacznie cięższa - czysto thrashowe rasowe dzieło, nie tak odległe od ówczesnych dokonań Metalliki i Testament. Nieszablonowe kawałki świadczyły o ciągłym rozwoju formacji. Od tego właśnie krążka śmiało można mówić o własnym i łatwo rozpoznawalnym stylu Overkill. Na uwagę zasługiwały bardziej złożone kompozycje jak Mad Gone World, mroczny Overkill III oraz End Of The Line z balladową wstawką w środku. Zadbano także o melodyjną stronę swoich kompozycji, czego przykładem był późniejszy żelazny punkt koncertów Hello From The Gutter. Bobby śpiewał bardzo wysoko i chętnie, frapować mogła jedynie duża ilość słów w tekstach. Drunken Wisdom rozpoczynał się balladowo, by później uderzyć ze zdwojoną siłą - powolne ciężkie riffy ciągnęły się przez pół utworu, potem następował kolejny zwrot i kapela serwowała ostry atak solówek przy zmieniającym się co chwilę tempie. W tym kawałku z dobrej strony dał się poznać Sid Falck, który wniósł dużo świeżości i niebywałej techniki do zespołu, przez co wzrosła dynamika poszczególnych utworów. Płyta ukazała dojrzały już zespół, który wiedział co i jak chce grać. Materiał promowano dużą ilością koncertów, z którymi formacja dotarła nawet do Japonii. Po raz pierwszy Overkill nie występowali w roli supportu. Wkrótce grupa przystapiła do nagrywania [4], który światło dzienne ujrzał 13 października 1989. Ten znakomity krążek wgniatał w ziemię cięzkim brzmieniem, co było poniekąd zasługą nowego producenta Terry`ego Date`a. Już pierwsze takty Time To Kill tworzyły świetny numer w średnim tempie z ciężkim zwolnieniem w środku. Po nim następował prawdziwy thrashowy hitElimination z fantastycznymi solówkami Gustafsona oraz ze zmianami tempa jak na thrash przystało. Melodyjny wstęp cechował chwytliwy I Hate, ale Amerykanie zadbali też o staranniejsze aranżacje, czego przykładem był Nothing To Die For ze świetnym motywem prowadzącym i wieloma zmianami tempa. Zaskakiwał Playing With Spiders / Skullkrusher, wolny jak walec kawałek w motywami Black Sabbath, w środku którego następowało typowe dla Overkill przyspieszenie. Efektem stylistycznego urozmaicenia była przepiękna ballada tytułowa z ciężkimi gitarami i subtelnymi solami Gustafsona. Wszystkiego dopełniała ostra jazda w Birth Of Tension czy E.vil N.ever D.ies. Był to przełom w karierze Nowojorczyków, niestety ostatni z Gustafsonem w składzie. Podobno gitarzyście nie odpowiadało granie na dwie gitary, a takie rozwiązanie właśnie planowała reszta zespołu. Doszło do tarć pomiędzy Vernim i Gustafsonem - obaj mieli swoje racje i nie zamierzali ani odrobinę odpuścić. Na wskutek tego konfliktu, gitarzysta musiał odejść.
Po zrekrutowaniu gitarowego duetu Cannevino-Gant, zarejestrowano najbardziej dojrzały dotychczas krążek [5], poza względem przebojowości ustępujący jednak przebojowości. Ukazał się on nakładem Atlantic 3 września 1991. Otwierający Coma rzucał na kolana długim wstępem zagranym na siedmiostrunowym basie, potem ostrym gitarowym wejściem, agresywnym riffem, dynamiczną sekcją, wreszcie pełnym złości i jadu śpiewem Blitza. Kolejne utwory w stylu Blood Money i Thanx For Nothin` wzbudziły niepohamowany zachwyt fanów - zagrano je prosto, lecz z przerażającą precyzją i bez utraty thrashowej siły. Ten początek krążka był zabójczo żywiołowy, diabelsko precyzyjny i technicznie wyrafinowany. Cmentarny klimat osiągał apogeum w czołówce Bare Bones i został ponownie podjęty w przerażającym utworze tytułowym ze zwolnionymi motywami, jak również w apokaliptycznym New Machine. Całości dopełniały desery w postaci instrumentalnego Frankenstein, szybkiego Live Young, Die Free, hipnotycznego Nice Day...For A Funeral i ponurej ballady Soulitude. Było to genialne zwieńczenie pierwszego etapu twórczości Overkill, podczas którego - z wyjątkiem speedmetalowego debiutu - grali thrash metal bez elementów groove, którymi wkróce mieli nasycić swoją muzykę. Krytycy rozpisywali się o "perfekcyjnym połączeniu ciężkiego brzmienia i gitarowego ataku z niezwykle dynamiczną sekcją rytmiczną". Po ukazaniu się płyty z zespołem pożegnał się Sid Falck. Powodem tej decyzji była odniesiona w wyniku wypadku kontuzja, która uniemożliwiała dalszą grę na perkusji. W międzyczasie poszukiwań nowego bębniarza, ukazała się w listopadzie 1991 kaseta VHS "Videoscope", na którą trafiły wszystkie dotychczasowe teledyski: In Union We Stand, Hello From The Gutter, Elimination oraz Horrorscope. Następcą Falcka został Tim Mallare, grający wcześniej w M.O.D.
[6] delikatnie mówiąc nie zachwycił, tak jakby bohaterowie postanowili odpocząć, ale pamiętać należy, że był to okres złagodzenia w metalu, przechodzenia w inne rejony muzyczne i silnej pozycji grunge. W przypadku Overkill nie były to zmiany rewolucyjne i w zasadzie szkielet muzyki pozostał niezmieniony. W dalszym fani mieli do czynienia z ukształtowanym na przestrzeni kilkunastu lat thrash/core`owym łojeniu. Nigdy przedtem grupa nie zabrzmiała tak przestrzennie - wysunięty do przodu bas, schowane gitary i bardzo wyraźny wokal swobodnie kojarzyły się z When The Storm Comes Down Flotsam And Jetsam. Drugim elementem układanki, który brzmiał nieco inaczej były tempa. Pojawiło się więcej wolnych utworów opartych na bluesowych harmoniach, co dodało płycie korzenno-rockowego wymiaru. Całości dopełniały niezłe partie solowe i wydawać by się mogło, że w ten sposób powstał dobry album. Niestety, krążek słuchany w całości mocno nużył, a brzmienie niezbyt komponowało się z muzyką. Początkowe tony Dreaming In Columbian zwiastowały thrashowy album, ale dominowały utwory stonowane, wolniejsze i nastrojowe jak Feed My Head czy pachnący Alcie In Chains Shades Of Grey. Z kolei Spiritual Void i Ignorance & Innocence osadzono mocno w tradycji Black Sabbath, zarówno wokalnie, jak i muzycznie. To mógłby być dobry materiał, gdyby brzmienie nie było tak suche i mało wyraziste.
15 lipca 1994 ukazał się [7] - całkiem udana próba powrotu do bardziej thrashowego grania. Nagrań dokonano w studio Ambient Recording w Stamford. Po raz pierwszy płytę wyprodukowali sami muzycy, co wpłynęło znacząco na większe wyeksponowanie basu Verniego, a poszczególne instrumenty zabrzmiały w końcu selektywnie, soczyście i mocno. Częste zmiany tempa i niezłe aranżacje dobrze rokowały tej płycie. Duet gitarzystów nie oszczędzał się w wygrywaniu ciekawych kombinacji zadziornych i chwytliwych riffów. Overkill porzucili eksperymentowanie i zaskoczyli chwytliwymi jak na tego typu muzykę refrenami, choćby w What`s Your Problem?. W Where It Hurts i Supersonic Hate słychać było naleciałości punkowe, a instrumentalny R.I.R. (Undone) poświęcono tragicznie zmarłemu gitarzyście Savatage, Chrissowi Olivie. Kapitalnym hymnem koncertowym okazał się przebojowy Bastard Nation, jeden z najlepszych kawałków Overkill w ogóle. Albumu nie kończył rozbudowany i przywołujacy złowrogi klimat [5] Gasoline Dream, ale dziwaczny niedokończony cover Black Sabbath Heaven And Hell. 21 stycznia 1995 podczas koncertu w Cleveland zarejestrowano materiał na płytę live, wydaną z okazji 10-ciolecia istnienia zespołu. Na uwagę zasługiwał fakt, iż w tym samym miejscu zarejestrowano utwory z wcześniejszej EP-ki Fuck You. Wspomniany podwójny [8] zawierał świetny zestaw utworów, a repertuar z czasów Gustafsona odegrano z odpowiednią werwą. Brzmienie płyty jednak nie powalało, gitary schowano za szalejącym basem Verniego i wokalnym szaleństwem Blitza. Jak się okazało, dla obu gitarzystów było to pożegnanie z Overkill. Gant ożenił się, a Cannavino zajął się na poważnie wyścigami motocyklowymi. Na ich miejsce przyszli dotychczasowi przyjaciele zespołu - Sebastian Marino i Joe Comeau.
Bobby Ellsworth
Praca w studio nad nowym albumem trwała trzy i pół tygodnia, zaś mix ukończono w 7 dni. Nowi wioślarze okazali się cennymi nabytkami, gdyż zajęli się również produkcją muzyki. Comeau prowadził nawet własne studio nagraniowe i miał już spore doświadczenie w tej branży. 5 marca 1996 nakładem Edel Records, ukazał się [9], śmielszy powrót do thrashu, zwłaszcza do stylu i klimatu znanego z [5] z nowoczesnym brzmieniem i świetną produkcją. Oczywiście zespół nie wyzbył się elementów groove, które w paru numerach nawet przeważały. Okazało się jednak, że z przekazu Nowojorczyków można było wydobyć jeszcze więcej agresji i ciężaru. Już otwierający Battle z rwącym riffem nie pozostawiał złudzeń, że Overkill wrócili do znakomitej formy. W podobnym klimacie utrzymano szybki God-Like oraz wieńczący całość Cold Hard Fact. Grupa świetnie znalazła się również w wolniejszych tempach, zwłaszcza w Burn You Down / To Ashes oraz pięknej balladzie The Mourning After / Private Bleeding z partią pianina i mnogością barw wokalnych. Mocnymi punktami płyty okazały się również mroczny i złożony Let Me Shut That For You ze wspaniałą solówką i świetnym doładowaniem perkusyjnym oraz - prawdziwa perła - The Cleansing, utrzymany w wolnym, a potem w średnim tempie podniosły kawałek z tajemniczo śpiewanym refrenem. W efekcie fani otrzymali dość złożony i urozmaicony album, nieco oszczędny w partiach gitarowych, za to z wybornymi solami i niezwykle ekspresyjny z uwagi na wyrazistą pracę sekcji rytmicznej. Było to najlepsze wydawnictwo Overkill od czasów [5], ale niestety nie spowodowało zwiększenia popularności. W dodatku krytycy zwykli uważać ten krążek za słabsze dzieło Blitza i spółki, gdyż materiał nie był ortodoksyjnie thrashowy, co więcej - nie było na płycie żadnego stricte thrashowego numeru. Tymczasem nawet rozpatrywane z osobna kompozycje bronią się znakomicie nawet po tylu latach, o sile całości nie wspominając. Zaraz po wydaniu albumu, Overkill ruszyli w trasę w towarzystwie kanadyjskiego Anvil.
W październiku 1996 Steamhammer/SPV wydał nei lada gratkę dla fanów w postaci [10]. Była to reedycja EP-ki Fuck You, wzbogacona o EP-kę Overkill z 1984 oraz dwa nagrania koncertowe (E.vil N.ever D.ies i cover Black Sabbath Hole In The Sky). Wszyscy czekali jednak na nastepcę fenomenalnego [9] i w celu jego nabycia ruszyli do sklepów 30 września 1997. Tym razem jednak płyta rozczarowywała, gdyż zawierała na wskroś nowoczesny materiał, nie tak odległy od dokonań Ministry czy Fear Factory. Trzeba jednak pamiętać, że [11] powstał w okresie zmierzchu grunge`u i metalowego hardcore'u, kiedy tylko można było domyślać się, że za kilka lat heavy metal i thrash powrócą do łask. To pogranicze epok wpłynęło również na twórczość Amerykanów, którzy dodatkowo ustawili sobie poprzeczkę niezwykle wysoko wydając album o co prawda metalicznym posmaku, ale wszechobecne sample nadawały dźwiękom futurystycznej aury. Nużyła rónież monotonia całości - nieudany zabieg muzyków, by dzięki utrzymaniu całości w tej samej tonacji, jeszcze bardziej zyskać na sile i mocy. Oczywiście, podobać się mogły rozpędzony It Lives, bezkompromisowy F.U.C.T. czy przeładowana rockowym ogniem ballada Promises, jednak nowy styl niezbyt spodobał się fanom grupy. Przy słabej sprzedaży przyszedł dodatkowy problem. Otóż wytwórnia CMC International, z którą kapela związała się kontraktem przy wydaniu [9], zaczęła swych podopiecznych po prostu zaniedbywać. Do wypełnienia kontraktu formacji pozostało nagranie jeszcze trzech płyt.
Pierwszą z nich wydano 23 lutego 1999 i na całe szczęście pododdział Steamhammer/SPV tym razem przyłożyli się należycie do promocji [12]. Krążek zawierał nowocześnie zagrany metal - ciężki, ale z pewnością już nie thrash. Dawnym fanom nie do końca pasowały te ciągoty w stronę masywnego, znacznie wolniejszego brzmienia. Na tym mrocznym wydawnictwie zespół ograniczył solówki, a wszystko brzmiało niemalże jak nie-Overkill. Chłopaki zaczęli kombinować, by jakoś utrzymać się na rynku i w tym przypadku efekt nie był zadowalający. Takie kawałki jak Forked Tongue Kiss, I Am Fear czy numer tytułowy były niemal plagiatem Machine Head lub też piskliwą wersją Pantery. Było to podrabianie o tyle groteskowe, że - jak napisał jeden z krytyków - "bestia, zamiast łba hydry wypluwającej z pyska czystą adrenalinę (jak Phil Anselmo), posiadała małą nietoperzą główkę Blitza, która syczy, miauczy i wyje opętańczo - i nic z tego nie wynika." W Let Us Prey muzycy bezczelnie zapożyczyli riff ze Stargazer Rainbow. Nawet najlepszy na płycie 80 Cycles brzmiał niczym zżynka z Danzig, którego echa twórczości słychać było też wyraźnie w przyzwoitym Stone Cold Jesus. Najbardziej overkillowymi utworami były Revelation (w którym usłyszec można siostrę Blitza - Mary) oraz Dead Man. Całość sprawiała wrażenie rozpaczliwego utrzymywania się na dotychczas nie znanym gruncie. Jesienią 1999 nastąpiła kolejna zmiana w składzie. Sebastian Marino ożenił się i postanowił poświęcić się nowo założonej rodzinie. Został zastąpiony przez szerzej nieznanego Dave`a Linska, wcześniej udzielającego się w kapeli Anger On Anger. Już z nim w składzie formacja nagrała [13], będący składanką coverów. Zarejestrowano m.in. Overkill Motörhead, Hymn 43 Jethro Tull, Changes Black Sabbath, Death Tone Manowar oraz I`m Against It The Ramones. W lutym 2000 Overkill wespół z inną legendą thrashu - kanadyjskim Annihilator - wyruszyli na trasę koncertową po Europie podczas której dali aż trzy koncerty w Polsce - w katowickim "Mega Clubie" 21 lutego, w poznańskim "Eskulapie" 22 lutego i w warszawskiej "Proximie" 23 lutego. Do niecodziennego zdarzenia doszło na Litwie, gdzie koncert przerwano z powodu pożaru. Podczas, gdy Overkill pocili się na deskach scenicznych, w wileńskim klubie "Kabfys" wybuchł pożar. Nikt nie odniósł poważnych obrażeń, ale ewakuujący się w pośpiechu tłum zniszczył klub, wyłamując drzwi i wybijając kilka szyb. W zamieszaniu zniknęła część aparatury nagłaśniającej, ale na szczęście nie był to sprzęt należący do zespołów. Trasa przyniosła dodatkowy nieoczekiwany rezultat - lider Annihilator, Jeff Waters, po zakończeniu tournee wyrzucił ze swojego zespołu wokalistę Randy`ego Rampage i zrekrutował na jego miejsce Joe Comeau. Odejście Joe spowodowało, że Overkill zrezygnowali z udziału w letnich festiwalach w Europie, koncentrując się na pisaniu materiału na swój kolejny album. W międzyczasie D.D.Verni i Tim Mallare nagrali debiutancką płytę swojego ubocznego projektu The Bronx Casket Co.
24 października 2000 na rynku ukazał się [14]. Od strony lirycznej album dotyczył braku zrozumienia, które wynikało z lęku, bólu i śmierci. Tym razem Blitz w swych tekstach dotarł głębiej niż zwykle, wydobywając na światło dzienne rzeczy dziwaczne i pełne gniewu. Stylistycznie był to powrót Overkill do thrashu przy odsuniętej nieco na bok tym razem konwencji groove. Zbasowane brzmienie i mała liczba solówek mogły nie zadowolić każdego, ale całość biła poprzednika na głowę. Pewne rzeczy zostały po staremu, w tym szybkie tempa, które zakończył dominację sunących wolno thrashowych buldożerów. Zespół postawił tym razem na galopady w postaci Bleed Me, What I`m Missin` czy My Name Is Pain. Z kolei Left Hand Man i Blown Away stanowiły dłuższe thrashowe bestie, z których druga przypominała Burn Your Down / To Ashes z [9]. Pod względem brzmienia, album powalał ścianą brudnych dźwięków, szorstkich, chropowatych i bezlitosnych. Nagraniem wszystkich partii gitar zajął się Dave Linsk, jednak na koncertach nie był on w stanie grać na dwóch gitarach jednocześnie. Dlatego muzycy rozpisali konkurs na posadę drugiego gitarzysty. Zanim jednak casting zdążył się rozwinąć, grupa miała już nowego wioślarza w osobie Dereka Tailera, dobrego kumpla Linska. Derek jednak nie zdążył dołączyć do formacji przed trasą po Europie, podczas której Overkill otwierał występy wracającego do dobrej formy Roba Halforda. Z tego powodu po raz ostatni z Overkill zagrał Comeau - Jeff Waters nie czynił przeszkód, by Joe wspomógł dawnych kompanów. Tailer dołączył do zespołu na drugą część trasy, która odbyła się w Japonii. Tournee odniosło duży sukces, grupa postanowiła więc udokumentować je drugim w karierze albumem koncertowym, nagranym w swoim rodzinnym stanie. Zanim to jednak nastąpiło, formacja podpisała na początku 2002 nowy kontrakt płytowy z nowojorską wytwórnią Spitfire Records. Wydaniu [15] towarzyszyło również pierwsze w karierze Overkill DVD będące świadectwem wystepu na żywo 23 marca 2002 w "Paramount Theatre" w New Jersey. Album zawierał znośny zestaw, niestety niezbyt ciekawie odegrany. Niedawne przetasowania na pozycjach gitarzystów nie pozostały bez wpływu na styl kapeli. Brak było po prostu gitarowego wymiatacza z prawdziwego zdarzenia i dlatego też nie nagrano ani jednego kawałka z czasów duetu solówkarzy. Podczas koncertu zespołu w Norymberdze, 27 czerwca 2002, miało miejsce dość nieprzyjemne, ale szczęśliwie zakończone zdarzenie. Ellsworth przewrócił się na scenie i stracił przytomność. Początkowo mówiono, że przyczyną było odwodnienie organizmu. Bobby został zabrany do szpitala, gdzie po badaniach okazało się, że miał niegroźny wylew.
Od lewej: Bobby Ellsworth, D.D. Verni, Ron Lipnicki, Derek Tailer, Dave Linsk
W połowie 2002 wytwórnia SPV wypuściła na rynek dwupłytową składankę Hello From The Gutter - Best Of Overkill. Okazało się jednak że wydanie tej kompilacji nie zostało uzgodnione z samymi muzykami - nikt z wydawców nie kontaktował się z nimi w tej sprawie. Dlatego też nie widnieje ono w dyskografii na oficjalnej stronie internetowej Overkill. Sama kompilacja nie zawierała zresztą żadnych "zapomnianych" nagrań studyjnych i stanowiła klasyczny przykład typowej taktyki, którą stosują od czasu do czasu wytwórnie celem "okradania" fanów. Na początku 2003 Linsk, Tail i Mallare utworzyli nowy projekt Speed/Kill/Hate i wydali album Acts Of Insanity w 2004 (później jeszcze Out For Blood w 2011). Formacja ta zdecydowała się grać ostry bezkompromisowy thrash starej szkoły. Tymczasem muzycy Overkill postanowili nadanie brzmienia swojej kolejnej płyty powierzyć słynnemu brytyjskiemu producentowi Colinowi Richardsonowi. 25 marca 2003 miała miejsce premiera [16], który był powrotem do bardziej klasycznego thrashowego brzmienia. Sporo tu było typowego gitarowego grzania, a poszczególne utwory frapowały niebanalnymi aranżacjami, wiele się w nich działo. Wszystko brzmiało nadzwyczaj potężnie, w dodatku bez nadmiernych studyjnych sztuczek. Naturalna perkusja, przesterowany bas, tnący niczym żyletki gitary i oczywiście wysunięty wokal Blitza stanowiły o odniesieniu dobrego wrażenia. Otwierający Devil By The Trail to praktycznie esencja stylu Overkill - thrashowa rytmika, ciężar i potęga wczesnego Black Sabbath, a całość delikatnie doprawiona wręcz hard rockowym żywiołem. Powrócono również w świeży sposób do elementów groove, zarówno w pędzącym Damned czy bardziej klasycznym No Lights. Najlepszymi kawałkami były jednak mocno osadzony w tradycji Crystal Clear oraz agresywnym The Sound Of Dying. Był to bardzo dobry i równy krążek, choć bez większego przeboju.
W 2004 Blitz zaśpiewał gościnnie w utworach Too Fast For Hate oraz Naked na drugiej solowej płycie Dana Lorenzo Nice Being Alone, byłego gitarzysty Hades. 22 marca 2005 swoją premierę miał z kolei [17], wyprodukowany przez sam zespół. Niby wszystko było w porządku, jeśli analizowało ten krążek na płaszczyźnie muzycznej - thrashcorowe riffy, wściekły wokal Blitza, charakterystyczna melodyka i odpowiednio podkreślone tempa, a nawet niezłe solówki. Było to po prostu płyta przeciętna, taka do której wraca się niezwykle rzadko - na której niby jest metalowy ogień, ale z rodzaju takich które nie grzeją. Tak jakby muzycy kręcili się w kółko chcąc grać thrash metal, w rezultacie serwując danie nie pierwszej świeżości. Żaden z kawałków nie potrafił na dłużej zagościć w pamięci słuchacza. 9 października 2007 zespół wydał [18], który - zgodnie z regułą sinusoidy - znów był całkiem niezły. Nowe utwory bowiem zadowoliły przede wszystkim starszych fanów. Na krążku znalazło się wszystko co niegdyś wyznaczało charakterystyczny styl Overkill - zdarty wokal Blitza brzmiał wyjątkowo mocno, choć pojawiały się czyste zaśpiewy w Hellish Pride i Skull And Bones. W tym drugim kawałku, do którego nakręcono teledysk, gościnnie "zaśpiewał" Randy Blythe, wokalista Lamb Of God. Gitary brzmiały znacznie lepiej niż na poprzedniku. Ron Lipnicki starał się bębnić w stylu podobnym do Tima Mallare i całkiem dobrze mu to wyszło. Nowy materiał ciepło przyjęto podczas trasy koncertowej, a Walk Through Fire i Devils In The Mist rozkręcały niejeden młyn pod sceną. Ogólnie mniej było nowoczesnego grania znanego z [12] czy [14] - dominowały klasyczne patenty, gdzieniegdzie tylko muzycy przemycali coś nowego. 8 marca 2008 Overkill zagrali na XXII edycji "Metalmanii" w Katowicach. Zdaniem wielu, dali najlepszy show wieczoru, bijąc na głowę gwiazdę jaką był Megadeth. Jeszcze lepszy był [19], zdecydowanie najlepszy krążek Blitza i spółki w pierwszej dekadzie XXI wieku. Najlepiej wypadały pędzący przebój Bring Me The Night, wykrzyczany Give A Little oraz zaczynający się perkusyjnym huraganem Endless War. Poziom energii krzesany przez tą kapelę zdumiewał, podobnie jak warsztat techniczny muzyków.
Świetną formę utrzymano na [20], na którym ekipa Blitza stylistycznie nie zaskakiwała, ale nadzwyczaj mocno zaakcentowano pierwiastki klasycznego heavy. Wyróżniały się: przebojowy Electric Rattlesnake, posiadający nietypową rytmikę Black Daze, niesamowicie energetyczny Save Yourself, będący popisem Rona Lipnickiego All Over But The Shouting oraz otwierający całość Come And Get It, z kapitalną solówką Dave`a Linska. Wszystko smakowicie podsumowywał stonowany Good Night z pewnym fragmentem, z pewnością cieszącym dawnych fanów Metalliki. W ostrym uzębieniu Overkill na tym albumie znalazły się zaledwie dwa ubytki. Zabrakło chwytliwego refrenu w Old Wounds, New Scars, który tutaj sprawiał wrażenie zwrotki, prosiło się również o jakieś basowe intro, z którego od wielu lat znany był Verni. Płytę zdobiła kolejna świetna okładka autorstwa Travisa Smitha - tym razem miejsce skrzydeł charakterystycznej czachy zajęły wyładowania elektryczne.
Kiedy wydawało się, że Overkill rozpocznie serię znakomitych płyt, na [25] zespół świadomie podryfował w rejony bezpieczne, które sprowadzały się do rzemieślniczego ogrywania na poziomie [16] czy [18]. Jednocześnie ekipa powtórzyła podobne błędy nieszczerego przekazu w kwestii kompozycji. Wykonanie dobre, ale mechaniczne. Tytułowy Scorched niezły i na [7] byłby to najlepszy utwór, szczególnie w kwestii luzu i zabawy solówkami gitarowymi. Udanie jawił się również The Surgeon czerpiący garściami z Exodus, a Twist Of The Wick uderzał w bardziej przestrzenne refreny z czasów [5], ale bez atrakcyjności z tamtej płyty. Wicked Place to nudny heavy metal i w zasadzie realnych killerów zabrakło. Odnosiło się wrażenie, że muzycy maskowali thrashową motoryką pomysły Metal Church z ich słabszych lat - przykładem na to był Won`t Be Coming Back, ale w tych solowych popisach zabrakło życia i metalowego ognia. Jason Bittner grał dobrze, ale w przeciwieństwie do płyty poprzedniej nie miał za bardzo jak zaszaleć, a za przykłd służył monotonny Fever spod znaku dziwadeł Metalliki. Jakoś próbowano się ratować w Harder They Fall i jak na standardy tego krążka było nieźle, ale wiele razy słyszało się takie rzeczy u młodych gniewnych z drugiej fali thrashu jak Gama Bomb czy Suicidal Angels. Bag O' Bones z kolei zbyt roztańczony, choć stanowił mały pozytywny akcent na zakończenie. Brzmienie gitar mocniejsze niż na albumie poprzednim, ale perkusja to powrót do tej suchej z czasów [16] - co nie dziwiło, bo za mix odpowiadał Colin Richardson i szkoda, że Maor Appelbaum w masteringu postawił właśnie na takie suche bębny. Na uznanie zasługiwały za to selektywność i przestrzeń.
Bobby Gustafson grał w Cycle Sluts From Hell, thrashowym I4NI (składanka It`s All Fun And Games w 2001 i EP-ka I4NI z tego samego roku), Skrew, Response Negative (EP-ka Response Negative w 2004) i zreaktywowanym Vio-lence. Joe Comeau dołączył do Tad Morose (nagrał ze Szwedami tylko dwa nie wydane kawałki) i zaśpiewał w kilku kompozycjach na płycie Carla Canedy`ego Headbanger w 2014. Jason Bittner bębnił w heavy/thrashowym Category 7 (Category 7 w 2024). Sebastian Marino zmarł 1 stycznia 2023 na atak serca w wieku 57 lat.
ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
[1-2] | Bobby `Blitz` Ellsworth | Bobby Gustafson | Carlo `D.D.` Verni | Lee `Rat Skates` Kundrat | |
[3-4] | Bobby `Blitz` Ellsworth | Bobby Gustafson | Carlo `D.D.` Verni | Bob `Sid` Falck | |
[5] | Bobby `Blitz` Ellsworth | Rob Cannevino | Merritt Gant | Carlo `D.D.` Verni | Bob `Sid` Falck |
[6-8] | Bobby `Blitz` Ellsworth | Rob Cannevino | Merritt Gant | Carlo `D.D.` Verni | Tim Mallare |
[9, 11-12] | Bobby `Blitz` Ellsworth | Sebastian Marino | Joe Comeau | Carlo `D.D.` Verni | Tim Mallare |
[13] | Bobby `Blitz` Ellsworth | Dave Linsk | Joe Comeau | Carlo `D.D.` Verni | Tim Mallare |
[14] | Bobby `Blitz` Ellsworth | Dave Linsk | Carlo `D.D.` Verni | Tim Mallare | |
[15-17] | Bobby `Blitz` Ellsworth | Dave Linsk | Derek `Skull` Tailer | Carlo `D.D.` Verni | Tim Mallare |
[18-22] | Bobby `Blitz` Ellsworth | Dave Linsk | Derek `Skull` Tailer | Carlo `D.D.` Verni | Ron Lipnicki |
[23] | Bobby `Blitz` Ellsworth | Dave Linsk | Derek `Skull` Tailer | Carlo `D.D.` Verni | Eddy Garcia |
[24-25] | Bobby `Blitz` Ellsworth | Dave Linsk | Derek `Skull` Tailer | Carlo `D.D.` Verni | Jason Bittner |
Bob Falck (ex-Battlezone), Merritt Gant (ex-Faith Of Fear), Tim Mallare (ex-M.O.D.),
Joe Comeau (ex-Liege Lord), Sebastian Marino (ex-Anvil), Ron Lipnicki (ex-Hades, ex-HavocHate),
Eddy Garcia (ex-Pissing Razors), Jason Bittner (ex-Stigmata, ex-Burning Human, ex-Shadows Fall, ex-Flotsam & Jetsam)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1985 | [1] Feel The Fire | #18 |
1987 | [2] Taking Over | |
1988 | [3] Under The Influence | |
1989 | [4] The Years Of Decay | #3 |
1991 | [5] Horrorscope | #26 |
1993 | [6] I Hear Black | |
1994 | [7] W.F.O. (Wide Fucking Open) | |
1995 | [8] Wrecking Your Neck (live / 2 CD) | |
1996 | [9] The Killing Kind | #16 |
1996 | [10] Fuck You And Then Some! (kompilacja) | |
1997 | [11] From The Underground And Below | |
1999 | [12] Necroshine | |
1999 | [13] Coverkill | |
2000 | [14] Bloodletting | |
2002 | [15] Wrecking Everything (live) | |
2003 | [16] Killbox 13 | |
2005 | [17] ReliXIV | |
2007 | [18] Immortalis | |
2010 | [19] Ironbound | #7 |
2012 | [20] The Electric Age | #3 |
2014 | [21] White Devil Armory | |
2017 | [22] The Grinding Wheel | |
2018 | [23] Live In Overhausen (live) | |
2019 | [24] The Wings Of War | #4 |
2023 | [25] Scorched | #20 |