Amerykańska grupa powstała w 1984 w Phoenix w Arizonie. Nazwę zaczerpnięto z terminologii marynistycznej: "flotsam" to pływające szczątki lub towary zmyte przez fale, podczas gdy "jetsam" to wszystko to co załoga świadomie wyrzuciła za burtę. Młodzi muzycy pozostawali na początku pod wpływem Kiss, Thin Lizzy, Motörhead i Tygers Of Pan Tang. Pierwsze doświadczenie estradowe zdobywali w lokalnych knajpach, a światu zaprezentowali się w 1985 na składance "Metal Massacre 7", gdzie umieścili nagranie I Live, You Die. Trafiło ono też na pierwszą demówkę w tym samym roku "Iron Tears", w kilka miesięcy później rozprowadzono także drugą taśmę "Metal Shock". Owocem tych działań był kontrakt z wytwórnią Metal Blade. Zmiany składu i różne trudności jakie zespół miał z rozwinięciem skrzydeł spowodowały, że zadebiutował on stosunkowo późno, kiedy status amerykańskiej sceny thrashowej był już ustalony. Okres młodzieńczego buntu w rodzaju debiutów Metalliki czy Anthrax ustępował już muzyce cięższej i wolniejszej, odchodzącej od heavymetalowych korzeni i inspiracji. Autorem niemal wszystkich kompozycji na debiucie był Jason Newsted - Knutson wziął jedynie udział w stworzeniu Metal Shock, a Carlson dorzucił swoje trzy grosze w U.L.S.W. Na tle ówczesnych dokonań kolegów choćby ze Slayer czy Exodus, [1] wydawał się nieco staroświecki, a nawet przestarzały w szybko zmieniających się warunkach thrashowego świata. Utwory inspirowane były jeszcze wyraźnie tym, co inni mieli już za sobą. Gdyby jednak nagrano płytę w stylu Master Of Puppets, Flotsam And Jetsam uznano by za klon bezczelnie podpinający się pod sławę Metalliki czy Exodus. Ekipa zdecydowała się nagrać dzieło synkretyczne, na którym szybkie tempa, wysoki wokal i łatwo rozpoznawalne melodie z chwytliwymi refrenami z jednej strony czerpały z dokonań brytyjskiej sceny lat 80-tych, a z drugiej z power/speedowej konwencji zespołów amerykańskich. Jednocześnie zrezygnowano z cech grania gniewnego i chuligańskiego - album starannie przemyślano, a krótki wybuch agresji w Fade To Black stanowił raczej kontrapunkt dla całości, niż głębsze wyrażenie sensu muzycznego przekazu. Przeważały kawałki dłuższe, pozbawione na szczęście tendencji przeciągania na siłę - z wyjątkiem instrumentalnego Flotzilla. Selektywne i skomasowane brzmienie robiło wrażenie pozostawienia w wielu momentach "wolnej przestrzeni". Płyta zahaczała o wiele wątków i inspiracji, nie można jej również było całościowo uznać za thrashową - ten gatunek miał wówczas już do powiedzenia znacznie więcej. Jako płyta power/speedmetalowa również nie mogła konkurować z najlepszymi z tego okresu, choćby z powodu średniego poziomu wykonania wynikającego z wysokiego, ale nie wirtuozerskiego poziomu umiejętności muzyków. Na tej hybrydzie każdy fan miał swoje upatrzone killery, choć warto wspomnieć przede wszystkim o Hammer Head oraz 9-minutowym Dooms Day, opisującym gigantycznego jaszczura-mutanta przedstawionego na okładce jako symbol zniszczenia i zagłady.
Flotsam And Jetsam wróżono wielki sukces, ale kiedy Newsted odszedł w 1986 do Metalliki, kariera zespołu załamała się. [2] jawił się jako bolesny upadek kapeli, która wzleciała początkowo wysoko w niebo niczym rakieta, ale gdy niezbędny człon napędowy przedwcześnie odpadł, runęła z hukiem na ziemię. Krążek rodził się w wielkich bólach i stanowił jednocześnie oznakę triumfu siły woli i przetrwania, ale także bezradności i zagubienia po odejściu basisty. Sesje nagraniowe przeciągały się wystawiając na próbę cierpliwość szefów wytwórni Elektra, a nowy basista Mike Spencer w końcu zadaniu nie podołał i odszedł. Zastąpił go w 1987 Troy Gregory, ale on potrzebował czasu, aby wczuć się w muzykę formacji - zdążył jeszcze w Misguided Fortune dołożył jeszcze swoją skromną kompozytorską cegiełkę. No Place For Disgrace, I Live You Die oraz N.E. Terror były właściwe utworami autorstwa Newsteda. Wszystkie one orbitowały wokół poziomu dobrego. Za to The Jones spełniał rolę zapychacza, a P.A.A.B. i Hard On You także w zachwyt nie wprawiały. Jedynym naprawdę godnym uwagi kawałkiem był Escape From Within o potężnym ładunku emocji i niezwykłej melodii, którego głównym pomysłodawcą był niechciany Spencer. Żałosna próba dostania się na listy przebojów w postaci przeróbki Eltona Johna Saturday Night`s Alright For Fighting zakończyła się zupełną klapą. Płyta sprawiała niezbyt pozytywne wrażenie poskładanej z różnych pomysłów i odniosła porażkę komercyjną, która poskutkowała niemal natychmiastowym rozwiązaniem kontraktu z firmą Elektra.
Flotsam And Jetsam przenieśli się do wytwórni MCA, dla której nagrali kontrowersyjny [3]. Aby zrozumieć ewolucję zespołu należało przyjrzeć się uważniej osobie Troy`a Gregory`ego. Przychodząc do zespołu nie miał on doświadczenia w graniu metalu, znacznie bliżej mu było do sceny alternatywnej. Muzyk miał wielu przyjaciół w takich kręgach i poniekąd przybliżył Flotsam And Jetsam także zwolennikom takich brzmień, organizując szereg mniejszych i większych występów zespołu w undergroundowych kręgach słuchaczy metalu różnych odmian. Gregory wywarł też ogromny wpływ na styl kompozycji na nowym krążku, choć oficjalnie utwory podpisała jako autorzy cała piątka. Nowy album był więc wypadkową muzycznych zainteresowań Gregory`ego, speed/thrashowego podejścia gitarzysty Gilberta oraz tekstów Knutsona. Trudno było jednak polubić nowe oblicze formacji - sterylne i momentami wręcz kliniczne brzmienie sąsiadowało z monotonią kompozycji za mało thrashowych dla "thrashersów" oraz za mało melodyjnych dla zwolenników bardziej klasycznych brzmień. Do wszystkiego dołożono mało ekspresyjne wykonanie i nawet takie próby jak w Suffer The Masses czy Scars nie wypadły przekonująco. Płyta jednak idealnie wpisała się w historię grupy, która przecież zwykle nagrywała różnie stylistycznie kompozycje - o dziwo, sprzedawała się bardzo dobrze i zespół uzyskał przedłużenie kontraktu w MCA.
Po odejściu Gregory`ego do Prong nagrano ciekawy [4], z m.in. metalową balladą Wading Through The Darkness i efektownym czadem Swatting At Flies. Teksty wyrażały straceńczą determinację amerykańskiej młodzieży początku lat 90-tych. [5] zawierał materiał łagodniejszy - mniej tu było metalowego łojenia, więcej za to dźwięków rockowych. Z jednej strony krążek przynosił szereg pseudothrashowych numerów w stylu Me czy 12 Years Old With A Gun, z drugiej zaś spokojne kawałki w stylu Mising czy Poet`s Tell. Jednym z ciekawszych momentem był Empty Air z orientalnym riffem granym z towarzyszeniem syntezatorowego motywu. Tą kompozycję zespół wykonał wyjątkowo z ogromną pasją i czadem. Później Flotsam And Jetsam nagrali serię płyt, jednak nie osiągnęli już nigdy takiej popularności jak na początku kariery. Przykładowo [8] orbitował wokół smutnych nastrojów - wszystko rozpoczynał co prawda szybki Dig Me Up To Bury Me, ale już w następnych utworach pojawiło się spokojne granie utrzymane w niepokojącej atmosferze. Niektóre momenty przypominały [5] dzięki podobnemu brzmieniu gitar i pokrewnemu nastrojowi. To był metal raczej depresyjny, jednak pełen dynamiki i wzbudzający emocje, którym łatwo się ulegało. Materiał mógł istnieć jedynie jako całość, gdyż pojedyncze utwory nie potrafiły oddać całego bogactwa dźwięków kryjących się na tym krążku. Zaskoczenie stanowił ostatni instrumentalny I-A-M-H, w którym pojawiły się elektryczne skrzypce, a po paru minutach słychać było akustyczną wersję Trash. Ten album także nie spowodował większego odzewu.


Skład z 2019. Od lewej: Ken Mary, Michael Gilbert, Michael Spencer, Eric Knutson, Steve Conley

[9] również posiadał wiele mankamentów. Kompozycje były jednostajne i mdłe. Flotsam co prawda silili się co jakiś czas na różne urozmaicenia, jednak nie porywały one jak powinny przez wzgląd na swoją płytkość. Gra solistów była nudna, co było dodatkowym rozczarowaniem, gdyż w przeszłości zespół potrafił w tym zakresie pozytywnie zaskoczyć pomimo beznadziei samych aranżacji. Kilka momentów podejmowało próby nieśmiałego nawiązania do pierwotnej siły z dawnych lat, ale powstała jedynie miałka masa bezładnych dźwięków. Istną tragedią były jednak mało urozmaicone wokale Knutsona. Słuchając jego śpiewu miało się wrażenie, że frontman prawdziwie się męczył podczas sesji nagraniowej. Nic dobrego nie dało się też powiedzieć o brzmieniu, na które złożyły się syntetyczne talerze, źle wypoziomowany mix i sterylne (pozbawione mięsistości) gitary. W tamtym okresie grupa nie stanęła o tyle na rozdrożu co nad przepaścią. Muzycy nie potrafili ani przywalić mocą ani zachwycić pięknem samej muzyki.
Natomiast sporym zaskoczeniem in plus był [11], na którym wymieszano w niemal idealnych proporcjach thrash, heavy, rock i groove - na szczęście bez zbędnych udziwnień. Refleksyjnie zaczynający się Hypocrite wzbogacały melodyjna solówka gitarowa oraz świetnie ustawiona perkusja. W zimnym Take Knutson zaśpiewał bardzo agresywnie, co kontrastowało z wyrachowanym wolniejszym tempem. Posępny The Cold emanował wieloma postaciami szeroko rozumianego rocka z wieloma ciekawymi urozmaiceniami, a Blackened Eyes Staring zwracał uwagę zgraniem duetu Gilbert-Simpson. Pędzący Falling Short wpisywał się idealnie w doskonałość krążka, który niestety psuły dwie inne kompozycje. Pierwszą był trącący grunge`m spod znaku Alice In Chains Always, a drugą - metalcore`owy cieżkostrawny K.Y.A. z prymitywnym sposobem grania. Ciekawie rozbudowany Secret Life wieńczył dzieło, któremu pod wzgledem brzmienia nic nie można było zarzucić. Był to metal agresywny, jednak nie ograniczający się tylko do tłuczenia blastów - tu na moc składały się śpiew Knutsona i brzmienie. Gitarzyści świetnie sprawdzili się w każdej stylistyce, a sam materiał był różnorodny i nie nużył. Brzmieniowo bez zarzutu i wszystko dopasowano perfekcyjnie. Nie była to jednak płyta dla każdego, bo w wielu miejscach wymagała pełnej koncentracji słuchacza - ponadto posiadała specyficzny klimat, mogący nie sprawdzić się w codziennym odsłuchu.
Na [12] nastąpił spektakularny powrót do składu z czasów [4], gdyż wrócili Gilbert ze Smithem. Ciekawe, że zespół tak utytułowany zdecydował się wpierw wydać tą płytę nakładem własnym - jakby muzycy przeczuwali, że zostaną nie do końca zrozumiani. Nie powinni tak myśleć, bo poprzedni album był bardzo dobry, choć z thrashem jako takim nie miał wiele wspólnego. Ludzie niechętnie przyjmują zmiany, gdy chodzi o zaszufladkowanie stylistyczne metalowego zespołu. Muzyka z nowego krążka była niczym jego okładka - brudna, niejednoznaczna, przyciągająca i odpychająca zarazem, poniekąd mechaniczna, ale nie industrialna. Było to też granie minimalistyczna co określał już na początku Ugly Noise, także w jakimś stopniu wyrastające z doświadczeń [3] w Gitty Up. Kolejny numer Run And Hide zaczynał się długo, ale warto było poczekać na znakomite ambientowe ozdobniki. Carry On budził jednak mieszane uczucia i tworzył obraz grupy jako maskującego się w rzeczywistości alternatywno-rockowej. Knutson śpiewał sugestywnie w Rabbit`s Foot, ale znów więcej w tym było alternatywy niż metalu. Ten częściowo powracał w Play Your Part, choć te riffy nie przemawiały jeszcze bezpośrednio. Rage przelatywał znamiętnie, a Cross The Sky brzmiał mechanicznie do bólu. Bezdusznie jawił się industrialny power/thrash w Motherfuckery. Trochę późno przychodzi nadzieja w postaci jasno wyrażonego riffowo To Be Free, lecz tylko do momentu "refrenu". Na koniec Machine Gun, poniekąd na osłodę dla myślących prostoliniowo i trawiących modern podejście do groove. Jeśliby wskazać na jednoznaczny walor albumu to wyborna forma Knutsona, gdyż instrumentaliści schowali się jakby za szarą skorodowaną płytą. Produkcja stała okrakiem, będąc równie garażowa co wycyzelowana. Zespół zadał tutaj sporo pytań, ale odpowiedzi za wielu nie udzielił - raczej więcej skojarzeń niż konkretów.
Rok 2014 stanowił pewnego rodzaju apogeum bezsilności twórczej, bo nie miało żadnego sensu wydanie [13], czyli ponownie nagranego [2]. Odszedł Jason Ward, którego zastapił Michael Spencer, który przewinął się przez zespół w latach 1987-1988. Co ważniejsze szeregi Flotsam And Jetsam opuścił gitarzysta Edward Carlson, który stanowił kręgosłup ekipy od 1984. Na [14] trafił typowy amerykański heavy/power, mocno nasycony thrashowymi riffami - po części wykorzystanymi już wielokrotnie wcześniej. Specyficzna rytmika thrashowa pojawiała się najwyraźniej w Life Is A Mess, L.O.T.D. oraz Smoking Gun - ten ostatni był najlepszą kompozycją na całej płycie, chociaż do tego miana kandydowac mógł też ostatni Forbidden Territories, ulepiony z ogranych zagrywek własnych z lat 80-tych. Poprawny heavy/power/thrash w Monkey Wrench i Time To Go nie był ani specjalnie chwytliwy, ani rozpoznawalny. Na krążek trafił również groove-metalowy Taser oraz faktycznie brzmiący niczym Żelazna Dziewica Iron Maiden. Poza mocnymi riffami Verge Of Tragedy i Creeper oferowały odrobinę klasycznej chłodnej psychodelii generowanej przez ten kwintet. Brak Carlsona nie był mocno odczuwalny, bo Steve Conley zagrał bardzo dobrze, zwłaszcza w sferze solówek. Nowy bębniarz Jason Bittner dodał odrobinę punkowej maniery do pracy sekcji rytmicznej. Knutson w formie dobrej, ale bez częstego wchodzenia na wysokie rejestry. Produkcja dobra, szczególnie w kwestii brzmienia sekcji rytmicznej, bez przybrudzenia i rozmywania całości. Powstał album zachowawczy i ostrożny, bez eksperymentów. Zabrakło jakiegoś utworu wybitnego, w dodatku w kilku miejscach odnosiło się wrażenie wtórności i braku świeżych pomysłów.
Na [15] za perkusją zasiadł weteran Ken Mary, a to z miejsca oznaczało potężne bębny i blachy. Komputerowa lipna okładka z potworkiem Flotzillą nawiązywała do pierwszej płyty - zresztą sama muzyka także, ale tylko w opcji budowania wszystkiego na fundamencie heavy/power/thrashowym, tym razem bez speedmanii. Zespół zaproponował zestaw zwartych kompozycji z pogranicza wymienionych gatunków, przy czym refreny miały typowo heavymetalowy charakter. Część z nich nastawiono wręcz na chwytliwość i przebojowość, rzecz jasna w kompletnie nie-radiowej konwencji (Prisoner Of Time, Control, Survive, The End). Wrażenie podejścia modern było mylne, ekipa raczej uwypukliła post-thrashowe pomysły własne (Demolition Man). Dawka tradycyjnego błysku szaleństwa Knutsona w głosie i gitarzystów w niepokojących riffach była obecna w Recover, Slowly Insane i refrenie thrashowego Architects Of Hate. Kapitalnie wypadły agresywne power/speed/thrashowe w Good Or Bad. Kto tęsknił za czasami [3] mógł znaleźć tutaj znakomity Prepare For Chaos oraz twardo odegrany Unwelcome Surprise. Nie wykorzystano potencjału w Snake Eye, w którym kulał lżejszy refren i wrażenie killera pryskało. Frontman zasługiwał na pochwałę, śpiewając nieraz rzeczy niełatwe wykonawczo, wymuszające porzucenie pewnej monotonnej konwencji, w jakiej Knutson był mistrzem, ale którą wielokrotnie musiał przełamywać. Sekcja rytmiczna świetna, a Conley z Gilbertem bardziej zgrani niż w 2016. Mix i mastering wykonał Jacob Hansen, kumulując to co najlepsze w specyfice brzmienia gitar, ustawieniu wokalu i fantastycznej sekcji rytmicznej. Grupa odrzuciła eksperymenty stylistyczne i nagrała muzykę rozpoznawalną, w wypracowanym w XX wieku stylu - choć nieco retro, jeśli patrzeć na poprzednią dekadę zespołu. Płyta mniej thrashowa, melodyjnie przystępna, cechująca się starannością i precyzją wykonania.
Zrealizowany z nowym basistą Billem Bodily`m [16] był sensacyjnie udany i był kandydatem do miana najlepszego albumu Flotsam And Jetsam w ogóle. Na sam początek tytułowy Blood In The Water, sadowiący się w amerykańskim power/thrashu środka. Mocny bezlitosny atak gitarowy w surowych twardych zwrotkach został nieoczekiwanie ubarwiony bardzo heroicznym i znakomicie poprowadzonym przez Knutsona refrenem. Burn The Sky to już kompozycyjna klasyka dla tej ekipy i wysokie wokale wspaniale prezentowały się w oprawie nerwowych riffów - jakże rozpoznawalnych, bo poza Flotsamami nikt tak nie grał power/thrashu. Kwintet z niezachwianym przekonaniem grał swoje z lat 80-tych w kąśliwym Brace For Impact i jeśli solówki na albumie poprzednim tylko w pewnym zakresie zachwycały, to ten krążek oferował w tym zakresie znacznie więcej. W tym numerze akurat największe wrażenie robiła podstawowa melodia zwrotek, niż lekko progresywne potraktowanie całości. Place To Die to fenomenalny majestat w refrenie i potęga ostrych riffów w archetypowej postaci i podobnie potraktowano zagrany w wolniejszym tempie The Walls, ozdobiony cudownej urody przewodnim motywem gitary solowej. Ponury i przytłaczający power/thrash to Too Many Lives - kawałek nastawiony na tych słuchaczy, dla których siła przekazu była ważniejsza niż wyrazista melodia. Mniejsze wrażenie robił za to post-thrashowy nowocześniejszy Grey Dragon, z kolei następny Reaggression nawiązywał do stylistyki [4]. Pół-balladowy Cry For The Dead to drugie małe potknięcie na tej płycie i jedynie pełne ekspresji wzmocnienia ratowały ten utwór od banalności. Lekko progresywny w opcji power/thrashowej The Wicked Hour także nie wyróżniał się niczym szczególnym, choć ultra melodyjny refren rozświetał powszedniość podstawowych riffów. Końcówka płyty zachwycała ukłonem w stronę mega-przebojowości refrenu w nieco modern otoczce w Undone - zadziwiała swoboda z jaką to wszystko odegrano. W końcu Seven Seconds 'Til The End Of The World ukazywał w pełni przepełniony dramatyzmem power/thrash z niesamowitym popisem Kena Mary. Całość zagrano z niebywałą maestrią, spokojem i precyzją. Duet gitarowy rozgrywał różne zapierające dech w piersiach cuda, których fan Flotsamów musiał po prostu docenić. Mary zadziwił tym, jak odnalazł się w dużej mierze thrashowej estetyce przekazu, przy okazji przenosżac pewne doświadczenia z metalowych ekip, w których z takim powodzeniem występował (głównie Impellitteri). Knutson jeszcze lepszy niż poprzednio, z lekka nutką hipnotycznego wręcz śpiewu. Za kapitalną produkcję odpowiadał znów Jacob Hansen, upewniając się, że gitary oraz sekcja rytmiczna zabrzmią powalająco.
Jason Newsted grał też w Voivod i Newsted. Jason Bittner zsykał rozgłos w Overkill i w heavy/thrashowym Category 7 (Category 7 w 2024). Ken Mary bębnił w Demons Down (I Stand w 2023). Steve Conley dołączył do Fifth Angel.

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Eric `A.K.` Knutson Edward Carlson Michael Gilbert Jason Newsted Kelly David Smith
[2-3] Eric `A.K.` Knutson Edward Carlson Michael Gilbert Troy Gregory Kelly David Smith
[4-6] Eric `A.K.` Knutson Edward Carlson Michael Gilbert Jason Ward Kelly David Smith
[7-11] Eric `A.K.` Knutson Edward Carlson Mark Simpson Jason Ward Craig Nielson
[12] Eric `A.K.` Knutson Edward Carlson Michael Gilbert Jason Ward Kelly David Smith
[13] Eric `A.K.` Knutson Edward Carlson Michael Gilbert Michael Spencer Kelly David Smith
[14] Eric `A.K.` Knutson Steve Conley Michael Gilbert Michael Spencer Jason Bittner
[15] Eric `A.K.` Knutson Steve Conley Michael Gilbert Michael Spencer Ken Mary
[16-17] Eric `A.K.` Knutson Steve Conley Michael Gilbert Bill Bodily Ken Mary

Michael Spencer (ex-Sentinel Beast), Jason Bittner (Shadows Fall), Steve Conley (ex-F5), Bill Bodily (ex-Freya, Contrarian)
Ken Mary (ex-TKO, ex-Fifth Angel, ex-Chastain, ex-David Chastain, ex-Bonfire, ex-Alice Cooper, ex-House Of Lords, ex-Tuff, ex-Magdallan, ex-Bad Moon Rising, ex-Impellitteri, ex-Jordan Rudess, ex-Knight Fury),


Rok wydania Tytuł TOP
1986 [1] Doomsday For The Deceiver #29
1988 [2] No Place For Disgrace
1990 [3] When The Storm Comes Down
1992 [4] Cuatro
1995 [5] Drift
1997 [6] High
1999 [7] Unnatural Selection
2001 [8] My God
2005 [9] Dreams Of Death
2005 [10] Live In Phoenix (live)
2010 [11] The Cold
2012 [12] Ugly Noise
2014 [13] No Place For Disgrace 2014
2016 [14] Flotsam And Jetsam #29
2019 [15] The End Of Chaos
2021 [16] Blood In The Water #19
2024 [17] I Am The Weapon #18

          

          

        

Powrót do spisu treści