
1981-1988
Jedna z bardziej oryginalnych grup metalowych powstała w 1981 w kanadyjskim Jonquiere. Znajdowała się tam największa w Ameryce Północnej huta aluminium i pięcioletni wówczas Michel Langevin (ur. 30 maja 1963) zaczął tworzyć swoje pierwsze prace plastyczne, oparte na koszmarach związanych z mechanicznymi dźwiękami dobiegającymi z fabryki. Jako nastolatek wiekszość czasu spędzał czytając książki i wtedy też wymyślił postać wampira o imieniu Voivod, którego losy osadził w ponuklearnej krainie Morgoth, gdzie trwała wieczna wojna. W 1980 Langevin zaczął grać na perkusji i w swej pierwszej kapeli poznał gitarzystę Denisa D’Amoura (ur. 2 września 1959). We dwójkę zdecydowali się pójść własną drogą (reszta chłopaków powołała do życia Death Dealer), zakładając Voivod. Do składu dołączył Jean-Yves Thériault (ur. 15 grudnia 1962), lokalny DJ i znajomy D'Amoura, którego ten nauczyć pierwszych technik gry na basie. Pierwsze wspólne próby zamieniały się mimo to w chaos i Langevin obwieścił, iż potrzebuje co najmniej jednego roku w celu udoskonaleniaswojego stylu. W listopadzie 1982 zespół zebrał się ponownie w składzie: Langevin, 'Amour i basista Jean Pierre Fortin z Death Dealer. Ten ostatni został jednak szybko zastąpiony przez Thériaulta. Zrekrutowano również wokalistę Denisa Bélangera (ur. 9 sierpnia 1964) w styczniu 1983. Zespół wykonywał wtedy covery Judas Priest, Motörhead i Venom, a pierwszy koncert odbył się 25 stycznia 1983 (wydano go jako demówkę "Anachronism"). Muzycy przybrali też pseudonimy, którymi posługiwać się mieli podczas swojej późniejszej kariery. D’Amour został Piggy`m ze względu na swoją posturę, często spóźniającemu się na próby Langevinowi nadano przezwisko Away, Bélanger otrzymał miano Snake (takie skojarzenie wywołał u Langevina, gdy zobaczył go po raz pierwszy), a Thériault wybrał dla siebie Blacky - imię należące do jego owczarka niemieckiego, którego otruli mu sąsiedzi. Reszta kapeli zawsze twierdziła, że do Jeana-Yvesa zawsze czerń doskonale pasowało, gdyż muzyk zawsze doszukiwał się ciemnych stron różnych rzeczy. W 1984 ukazała się kolejna kaseta "To The Death", którą wysłano do wytwórni Metal Blade Records. Szefowie firmy szybko umieścili utwór Condemned To The Gallows na składance "Metal Massacre 5".
Chłopaki zaciągnęli pożyczkę (każdy po 500 dolarów) od matki Bélangera i dysponując kwotą 2000 dolarów w czerwcu 1984 weszli do studia Le Terroir, aby w ciągu ośmiu dni nagrać debiutancki album. Stylistycznie przedstawiono thrash metal z elementami punk rocka, choć już wówczas Voivod starali się wyjść poza łatwe zaszyfladkowanie. Od początku muzykę kierowano jakby do wąskiej grupy fanów, stosując motywy ekscentryczne, wściekle dynamiczne, niezwykle hałaśliwe i pełne pędu. Mimo faktu, iż magazyn "Kerrang!" określił Voivod jako "najgorszy zespół na Ziemi", krążek rozszedł się w ilości 70 000 egzemplarzy. Po rozprowadzeniu w grudniu 1984 demówki "Morgoth Invasion", ruszono 4 kwietnia 1985 na pierwszą trasę poza Kanadę, jako support Cro-Mags i Venom. Wkrótce zaczął powstawać materiał na nową płytę, brakowało jednak środków pieniężnych na pokrycie kosztów nagrań. Muzycy bez kontraktu klepali biedę, zarabiali po 152 dolary miesięcznie. Do tego skradziono im jeszcze część sprzętu. Aby tymczasowo rozwiązać problemy finansowe, Voivod zorganizowali w Montrealu festiwal "World War III", na którym zagrali razem z Celtic Frost, Destruction, Possessed i Nasty Savage. Nadal bez kontraktu płytowego, w październiku zespół wszedł do studia, jednocześnie przeprowadzając się na stałe do Montrealu. Muzycy w czwórkę mieszkali razem w malutkim mieszkaniu nad barem ze striptizem, a kiedy wracali wieczorem po próbach, zabierali po drodze gazety, aby zabić nimi panoszące się pod łóżkami karaluchy. W tarapatach pomógł ostatecznie zaprzyjaźniony zespół Celtic Frost – szwajcarscy muzycy zabrali ze sobą taśmy demo Voivod i zaprezentowali je w Niemczech, w swojej wytwórni Noise Records. Nagrania spotkały się z aprobatą i podpisano kontrakt na trzy albumy. Tym sposobem, na przestrzeni października i listopada 1985 został zarejestrowany [2], który ujrzał światło dziennie w 1986. Materiał nie zebrał dobrych recenzji, spotkał się wręcz z określeniem "kroku wstecz w porównaniu z debiutem". Faktycznie, pod względem wykonania materiał nie zachwycał, wiele do życzenia pozostawiało także brzmienie co było spowodowane faktem, iż Thériaultowi skradziono wzmacniacz. Wydawnictwo promowano teledyskiem do Ripping Headaches, ale więcej uwagi zwrócił Fuck Off And Die, którego wymowny tytuł skierowano do managementu Metal Blade.
W czerwcu 1986 Voivod intensywnie koncertowali w USA, znowu razem z Celtic Frost. Z kolei w listopadzie ekipa udała się na europejskie tournee wraz z Possessed. W grudniu (tylko dla członków fan klubu Iron Gang) ukazało się koncertowe demo "No Speed Limit". Kwartet zdecydował o pozostaniu w Europie na czas rejestracji kolejnego albumu i [3] stanowił wyraźny krok w kierunku bardziej dojrzałej twórczości i świadczył o stopniowym adoptowaniu elementów charakterystycznych dla rocka progresywnego. Snake i spółka nieco zwolnili, uzyskując efekt ciężkości i odzyskania wyczucia. Powoli ugruntowywał się status Voivod jako "mistrzów chaosu", posiadających wysokie umiejętności techniczne i preferujących wyrafinowane rozwiązania muzyczne. Nie było tu już nic z nieskomplikowanego łomotu [1] ani chaosu [2]. Postawiono na precyzję i technikę, które wymieszano z nutką szaleństwa i pewną dawką spontaniczności sprawiających, że płyta mimo swojego zaawansowania sprawiała wrażenie bardzo naturalnej. Trudno na tym albumie znaleźć powyginane techniczne riffy, czy wirtuozerskie solówki, ale całość wymagała wielokrotnego odsłuchu - przede wszystkim za sprawą dużego skomplikowania i rozbudowania poszczególnych utworów, które albo były dalekie od tradycyjnych schematów zwrotkowo-refrenowych albo jeśli nawet się ich trzymały, to i tak po to by zbaczać z utartych szlaków i oddawać się twórczemu szaleństwu. Do tego ograniczono do minimum fragmenty dające wytchnienie od hałasu, a wszelkiego rodzaju intra czy spokojniejsze momenty dawkowano z dużym umiarem. To odrzucało wielu słuchaczy przy pierwszym odsłuchu, dla których materiał był "nudny". O ile w riffach Piggy`ego techniczne ciągoty w stronę pisania nietypowych mechanicznie brzmiących i dysonansowych melodii mieszały się z prostotą i punkowym niechlujstwem, to prawdziwą ucztą dla uszu była praca sekcji rytmicznej. Blacky za sprawą swojego przesterowanego wyrazistego basu nie tylko uzupełniał partie gitar, ale wręcz tworzył od nich odrębne ścieżki. Podobnie rzecz miała się z grą Langevina, który starał się jak tylko możliwie uciekać od standardowego walenia w bębny w stronę połamanych i wręcz jazzowych zagrywek. O wiele bardziej typowo brzmiał za to wokal Bélangera, wciąż skupiającego się na typowo thrashowym, agresywnym i niechlujnym skrzeczeniu (jedynie momentami usiłował śpiewać czysto). Najsłabszym elementem wydawnictwa znów była produkcja - "płaski" mix sprawił że poszczególne instrumenty zlewały się ze sobą. Pod względem kompozycyjnym krążek słyszalnie dzielił się na dwie części. Pierwszą tworzyły trzy początkowe szybkie kompozycje - zaczynając od oprawionego futurystycznym intrem i zniekształconymi wokalami tytułowego Killing Technology. Pomimo trzymania się klasycznej struktury zwrotka-refren, numer pod koniec zbaczał z obranego kursu w stronę kombinowania. Ten progresywny kierunek zachowano w czadowym Overreaction - trudnej kompozycji, pełnej powykręcanych melodii i riffów. Lotność powracała w huraganowym Tornado, najbardziej przyjaznym szerszej grupie fanów. Drugą część płyty wypełniło granie wolniejsze, cięższe, z ciągotami do progresywnych i technicznych wywijasów. Tutaj w pamięć zapadały najmocniej: wręcz wirtuozerski Forgotten In Space oraz zbudowany z masy świetnych riffów Ravenous Medicine. Voivod doprowadził thrashową formułę do kosmicznej perfekcji, a jednocześnie zaprezentował ją w formie, którą trudno porównać z którymkolwiek innym przedstawicielem gatunku.
Kwiecień i maj wypełniła trasa "Tournado" z Kreator po Ameryce Północnej. Przy rosnącej sławie nie wszystko jednak układało się pomyślnie. Muzycy żyli razem, odbywając próby codziennie od trzech lat i w końcu ich działania nabrały takiej intensywności, że grupa mogła tego nie przetrwać. [4] stanowił szczytowe osiągnięcie Kanadyjczyków w dziedzinie technicznego grania, bazującego głównie na thrashu, ale wykraczającego poza sztywne ramy gatunku i przeplatającego się z fragmentami technicznymi, walcowatymi zwolnieniami i mechanicznymi dysonansami w zagrywkach gitar. Kwartet tym razem już zupełnie zerwał z klasycznymi strukturami utworów. Nowością był czysty śpiew Snake`a, który zupełnie pozbył się thrashowej agresji, w zamian proponując krzyżówkę niechlujnego skandowania i bardziej melodyjnej maniery na wzór Petera Murphy`ego z Bauhaus. Na płytę trafiły numery przyswajalne, które w znacznej części wpisały się do kanonu voivodowej klasyki oraz rozbudowane eposy, pokazujące kunszt techniczny muzyków i ich ambicje. Pierwszą grupę utworów tworzyły: mroczny i powolny Tribal Convictions, który w drugiej połowie przekształcał się w ultraszybką, ostrą thrashową jazdę bez trzymanki; połamany rytmicznie, pełen nietypowych, gitarowych melodii, świetnie zaśpiewany Chaosmongers; podobnie pokręcony melodycznie gnający przed siebie Technocratic Manipulators oraz największy hit tego wydawnictwa: świetny riffowo, mieszający klasyczne riffowo, mroczne zwrotki i wyjątkowo przebojowe, techniczne refreny Brain Scan. Z kolei trudniejsze i bardziej wymagające skupienia oblicze twórczości Voivod to zasługa: otwierającego całość, powoli się rozkręcającego i wielokrotnie wkraczającego w nieoczywiste rejony i pokręcone rozwiązania muzyczne Experiment; wyjątkowo połamanego rytmicznie, serwującego masę dziwnych melodii i nagłych zmian granych motywów Macrosolutions To Megaproblems oraz oprawionego świetnymi gitarowymi melodiami i kąśliwymi refrenami w stylu starych punkowych kapel Cosmic Drama. Największa niespodzianka czekała jednak na koniec, gdzie zespół wrzucił przerobiony temat z sięgającego lat 60-ych XX wieku serialu Batman, autorstwa kompozytora Neala Heftiego. Stworzono z niego utrzymaną w średnim tempie, pełną wirtuozerskich solówek, melodyjną kompozycję, pokazującą talent Kanadyjczyków do przerabiania nieswojej twórczości. Jecnocześnie album posiadał słyszalne już progresywne zacięcie, polegające jednak nie na tworzeniu tasiemcowych kompozycji i wplataniu do nich miliona popisów instrumentalnych, ale na dużej zwięzłości, zabawie z rytmem i umiejętności płynnego balansowania pomiędzy często skrajnie brzmiącymi momentami. W tym wszystkim podskórnie czaiła się też twórczość gigantów art rocka w rodzaju King Crimson, Pink Floyd czy Yes. Siła pomysłów oraz głębia przekazu umożliwiły wyjście poza konwencjonalny schemat i zyskanie wiernej grupy słuchaczy, zafascynowanych pokręconymi aranżacjami i wysokim poziomem wykonania. Powstała fascynująca opowieść o bohaterze przemierzającym zniszczone post-nuklearne światy przyszłości. Teksty alegorycznie oraz wprost podejmowały temat współczesnych zagrożeń środowiska naturalnego oraz kwestii etycznych związanych z wykorzystaniem najnowszych technologii oraz badaniami naukowymi. Duży sukces odniósł Tribal Convictions, do którego nakręcony videoklip. Kanadyjczykom udało się podpisać korzystny kontrakt z MCA Records i w końcu każdy z nich zamieszkał osobno. Kwartet ruszył na trasę, którą wkrótce odwołano - u D'Amoura zdiagnozowano guza mózgu. Gitarzysta dowiedział się, że ewentualna operacja może spowodować ślepotę, w związku z czym nie zgodził się na jej przeprowadzenie i poddał się leczeniu farmakologicznemu. Ze względu na długi pobyt kolegi w szpitalu, zespół w 1988 miał przerwę w działalności, którą wykorzystał na stworzenie materiału na kolejny album.
1989-1997
Wydany pod skrzydłami wytwórni MCA, [5] okazał się jednym z największych osiągnięć Voivod. Co ciekawe krążek odniósł sukces w środowisku ludzi związanych nie tylko ze sceną metalową, ale i alternatywną. Ku zdumieniu Kanadyjczyków sprzedaż osiągnęła pułap 300 000 egzemplarzy. Po raz pierwszy formacja znalazła się w zestawieniu "Billboard 200" (pozycja 114). Album utrzymano w wolniejszym niż dotychczas tempie, wśród starych fanów zyskał nawet opinię zbyt łagodnego. Zmiana dotyczyła także warstwy tekstowej – główny bohater (Voivod) zaczął koncentrować się na sprawach związanych ze swoim życiem wewnętrznym. Z utworów wyeliminowano thrashowy czad, agresję i prostotę granych motywów. Zastąpiły je pokręcone wygibasy dźwiękowe, nietypowe wstawki melodyczne, riffy D'Amoura budowano na granicy klasycznych melodii i nieoczywistych motywów oraz przesterowane partie basu. Całość utrzymano w klimacie metalowym, choć niezbyt ostrym i agresywnym - za to odwołującym się w wielu miejscach do stylistyki rockowej i punkowej. Z tą ostatnia kojarzył się też odrobinę krzykliwy wokal. Po raz pierwszy w twórczości Voivod pojawiło się też kilka fragmentów bardzo spokojnych, co dało niezwykły efekt przy wyjątkowo czystym sterylnym brzmieniu. To odcięcie się od przeszłości zaakcentowano jednocześnie zachowując dużo przestrzeni i selektywności, nie mających nic wspólnego z wcześniejszą surowością. Różnorodne składniki muzyczne złożyły się na skomplikowany krążek - ta ścieżka była wyboista i nierzadko przekraczała zdolności percepcyjne typowego fana metalu. Początek albumu wbijał się w pamięć wpierw pędzącym przed siebie The Unknown Knows, następnie masywnym ciężkim Nothingface i w końcu brawurowo odegranym coverze Pink FLoyd Astronomy Domine - ten ostatni kapitalnie łączył ducha oryginału z precyzyjnym charakterem twórczości Voivod. Grupa zaangażowała się także w ochronę środowiska w Missing Sequences, wyrażającym obawy przed chorobą Alzheimera w nawiązaniu do rodzinnego Jonquiere "przytłoczonego przez hutę aluminium" (w okolicy znajdowało się wielkie purpurowe jezioro, a ulice śmierdziały zgniłymi jajami). Ambitnymi i zmieniającymi swój charakter kompozycjami były X-Ray Mirror i Inner Combustion - oba posiadające charakter daleki od oczywistego. Większą dawkę chwytliwości wrzucono do natarczywego rytmicznie Pre-Ignition - idealnie łączącego agresję z nostalgią. Into My Hypercube przynosił znów wiązankę przeplatanek o rozmaitym klimacie i tempie oraz popisów technicznych muzyków. Na koniec mini-hit o technicznym zacięciu i sporej dawce Sub-Effect. W rezultacie [5] stanowił szczyt technicznego podejścia muzyków Voivod do własnej twórczości. Muzykę pozbawiono wcześniejszej agresji i skierowano w rejony lżejsze o wyraźnie prog-rockowych inklinacjach, co jeszcze mocniej miał podkreślić następny krążek. Tak jak [4], również i bez [5] trudno sobie wyobrazić współczesną muzykę progresywną, opartą w mniejszym stopniu o improwizacje i popisy solowe, a w większym o zabawy z rytmiką i dziwnymi strukturami utworów. Krążek wyraźnie wyprzedził swoje czasy, brzmiąc w wielu miejscach jak materiał z XXI wieku. Kolejny raz po mistrzowsku połączono tu ambicje i ciągoty do dźwiękowego kombinowania ze względną przystępnością formuły. Pokrzepieni sukcesem artystycznym, muzycy spędzili rok na koncertowaniu z Soundgarden, Faith No More i Rush.

Klaczyczny pierwszy skład. Od lewej: Denis D'Amour, Jean-Yves Thériault, Michel Langevin, Denis Bélanger
Na [6] teksty przestały traktować o Voivodzie, a zespół zwrócił się w kierunku mniej skomplikowanych numerów. Przedstawiona muzyka była porównywana do twórczości Pink Floyd z okresu Meddle oraz Rush ery Caress Of Steel. Zespół w zasadzie nie dokonał radykalnej zmiany estetyki, lecz rozwinął część pomysłów znanych z poprzednika. Więcej było wolniejszych i klimatycznych momentów, czerpiących dodatkowo z tradycji psychodelicznego rocka przełomu lat 60-tych i 70-tych XX wieku. Po raz pierwszy w swej historii zespół napisał też utwory, które spokojnie można było nazwać balladami. Sporo tu estetyki punkowej, ale nie w wersji brudnej i bezkompromisowej jak we wczesnych latach działalności tego ruchu, ale dużo bardziej melodyjnej i chwytliwej, uosabianej choćby przez Bad Religion czy The Clash. Do tej estetyki nawiązywał odrobinę zmieniony wokal Bélangera. Mimo wyraźnego podryfowania w rejony rockowe, muzycy nie zapomnieli jednak o tym, że byli zespołem metalowym, a nawet w kilku utworach wyraźnie dociążyli swoje brzmienie i ozdobili je porcją piłujących gitarowych riffów, jakie wcześniej nie zdarzały im się zbyt często. Najważniejszy krok w stronę przystępności to lekkie skrócenie utworów, które trwały zaledwie po 3-4 minuty, pewne ich uproszczenie i powrót w większości do klasycznych zwrotkowo-refrenowych schematów. Także Michel Langevin rzadziej niż wcześniej łamał rytmikę, trzymając się w większości z nich równego uderzania w bębny. Myliłby się jednak ten kto by podejrzewał, że Voivod zaczął grać muzykę dla mas - ambitnych motywów i odstępstw od normy było ciągle sporo, podobnie jak powyginanych riffów D'Amoura i wychodzącego na pierwszy plan basu. Nowością były smaczki w postaci partii klawiszy, tworzących w wielu momentach kosmiczny odjechany klimat. Największą wadą płyty okazał się nierówny poziom poszczególnych utworów. Po raz pierwszy od długiego czasu pojawiły się kawałki o charakterze wypełniaczy. Na pewno pozytywne wrażenie robiły numery najbardziej dynamiczne o wyraźnie punkowym charakterze, jak pełen energii i czadu Panorama, zwięzły i gnający przed siebie The Prow, urokliwie naiwny Twin Dummy oraz najbardziej klimatyczny Nuage Fractal. Najbardziej zaskakiwały jednak: melodyjny i nasuwający na myśl Czarny Album Metalliki Clouds In My House oraz onirycznie spokojny Freedoom - dopiero w drugiej połowie zyskujący na ciężarze. Płyta spotkała się z mieszanymi opiniami. Nie dało się ukryć, że w porównaniu z pokręconym technicznym poprzednikiem, rockowo-metalowa odsłona mogła rozczarowywać. Jednak w perspektywie czasou ta pozycja w zespołowej dyskografii zaczęła zyskiwać i dzisiaj jej charakter został doceniony.
W tym czasie nastąpiła eksplozja grunge`u i publiczność oczekiwała bardziej zwartych form. W dodatku zmęczony dotychczasowymi dokonaniami był D'Amour, głównie wtłoczeniem jego instrumentu w złożoność aranżacji. Jak wspominał później, na scenie koncentrował się tylko na swojej dłoni na gryfie oraz na przełączaniu efektów. Grupa zdecydowała się na współpracę z producentem Terry`m Brownem, jednak te relacje nie układały się pomyślnie, poza tym wytwórnia ingerowała w kształt kompozycji. Tego wszystkiego nie zniósł w końcu Thériault, który odszedł z kapeli w 1992, zniesmaczony poczynaniami Browna. Mówił później: "Nie mieliśmy kontroli przy tworzeniu tej płyty. Szkoda, ponieważ ten materiał miał potencjał. Demówki z przed-produkcji brzmiały dziesięć razy lepiej niż efekt finalny. Byłem wtedy jedynym, który sprzeciwiał się temu despocie. Jedyne co mogło uratować płytę to zmiana producenta na etapie mixu, jednak reszta zespołu opowiedziała się za kontynuowaniem współpracy z Terry`m". Zupełnie inaczej wyglądało to z punktu widzenia Langevina: "Blacky pisał coraz więcej muzyki związanej z tańcem nowoczesnym, używał klawiszy i sampli, a coraz mniej grał na basie. Czuliśmy że jest bardziej zainteresowany new wave podczas gdy nas pociągał rock. Musieliśmy się rozstać". Pomimo tych problemów, [6] rozszedł się w ilości 150 000 egzemplarzy co było poniżej oczekiwań ze strony MCA.
W 1992 ukazała się kompilacja Best of Voivod, która przedstawiała "transformację muzyki grupy z prymitywnego trash metalu do przekonującego metalu progresywnego". W tym czasie Voivod sporadycznie koncertował bez basisty. Nastąpiła krótka przerwa w działalności, ostatecznie zdecydowano się na muzyka sesyjnego w osobie Pierre`a St.Jeana (nie wymieniony we wkładce). Z nim to zrealizowano [7], którego tytuł zaczerpnięto z fantastycznego amerykańskiego serialu "Po Tamtej Stronie". Album z jednej strony zawierał krótkie utwory w rodzaju Wrong Way Street, z drugiej – najdłuższą kompozycję w historii zespołu, 17-minutowy Jack Luminous, opowiadający o najeźdźcy z kosmosu. Podobnie jak na płycie poprzedniej, zespół postawił na połamaną rytmikę, muzyczną awangardę oraz wycieczki w nietypowe stylistycznie rejony - ale to wszystko sąsiadowało się z umiarem. Nie zapomniano również o budowaniu klimatu przy pomocy fragmentów stonowanych, w których okazjonalnie wykorzystano brzmienia klawiszy i delikatną grę gitar. W dodatku wróciła wyrazista produkcja, sytuująca się na pograniczu rocka i metalu. Otwierające krążek Fix My Heart i Moonbeam Rider zawierały spore dawki pełnego werwy rockowo-heavymetalowego grania, które w doskonałym stylu wprowadzały słuchacza w progresywną i jednocześnie żywiołową estetykę całego wydawnictwa. Wolniejszy i okazjonalnie cięższy Le Pont Noir podchodził pod nową kategorię voivodowej ballady. W zestawie znalazła się kolejna przeróbka Pink Floyd, tym razem The Nile Song- żwawy, rockowy i pełen gitarowej mocy cover. The Lost Machine to najostrzejszy i jednocześnie mocno połamany rytmicznie fragment płyty, a niewiele ustępował mu pod względem ciężaru gorzko-mroczny Time Warp (ozdobiony porcją kapitalnych melodii oraz nietypowych wstawek rytmicznych). Wspomniany kolos Jack Luminous był progresywnie ambitny. Kilka tematów prowadzących zaprezentowano jeden po drugim, poprzetykano je przy okazji fragmentami ostrzejszymi a nastrojowymi. Po takiej dawce dźwiękowych ambicji prosty i zwięzły Wrong Way Street mógł wydawać się lekko rozczarowujący swym punkowym i wpływami piosenka. Poziom zadowolenia u słuchacza powracał w dynamicznym We Are Not Alone, oferującym sporą dawkę wręcz heavymetalowego gnania przed siebie. Płyta w momencie swej premiery spotkała się z umiarkowanym, by nie rzec chłodnym przyjęciem publiczności. Krótko po tym Denis Bélanger został wyrzucony z grupy za nadużywanie narkotyków. Na jego miejsce D'Amour i Langevin zorganizowali przesłuchania, w rezultacie których przyjeto Erica Forresta (ur. 13 lutego 1970), dodatkowo grającego na basie. Tym samym Voivod przekształcił się w trio.
Pierwsze podejście do [8] zakończyło się fiaskiem, gdyż szefostwo MCA uznało materiał za "zbyt ciężki". Kontrakt został polubownie rozwiązany, zespół przeszedł do wytwórni Hypnotic Records. Ostatecznie album mocno stawiał na estetykę thrashową, nie goszczącą tak czytelnie w muzyce grupy od czasów [4]. Nie był to jednak prosty powrót do przeszłości - ten thrash był nowoczesny, ze słyszalnymi wpływami wówczas zyskujących największą popularność zespołów groove-metalowych, hardcore`owych i industrialnych. Mocno przewijały się elementy Sepultury z okresu Arise i Chaos A.D.. Dominowały średnie tempa, czasem nawet przechodzące w te wolne i bujające. Do tego brakowało konkretnego gitarowego ciężaru i masywności, a wszystko podkreślał histeryczny wokal Forresta, nawiązujący bardziej do pierwszych krążków Voivod. Płyta jednak o tyle podeszła dawnym fanom, że wciąż łączyła specyficzną melodyjność z ciągotami do kombinowania z dźwiękiem i formami. W niektórych momentach jakby też do utworów ywkradła się schematyczność i zbyt kurczowe trzymanie się tradycyjnych struktur zwrotkowo-refrenowych. Pierwsza połowa albumu kończyła to: pełen świdrujących riffów Insect, groove-metalowy Project X (wzbogacony okazjonalnymi wyskokami wściekłości i mocno przesterowanym basem), okazjonalnie galopujący przed siebie Reality? oraz buzujący sporą dawką odjechanych melodii Planet Hell. Rarytasem był gnający przed siebie w takt intensywnego riffowania

Od lewej: Michel Langevin, Eric Forrest, Denis D'Amour
Zainteresowanie zespołem stopniowo spadało, co miało odzwierciedlenie w coraz skromniejszej publiczności na koncertach. Mimo to cały następny rok Voivod spędzili w trasie obejmującej Amerykę Północną i Europę. [9] przeszedł przez rynek niemal niezauważony, choć w tekstach powrócił legendarny Voivod. Album od poprzednika rożnił się wolniejszym charakterem - dociążono też riffy i potężne uderzenia w werbel na wzór sludge metalu. Nowością było też oparcie się na idei koncepcyjnej. Wprawdzie już wcześniej większość tematów w tekstach Voivod poruszała się rejonach kosmicznych i futurystycznych, jednak dopiero tutaj złożono je w jedną opowieść, którą podzielono na trzy akty z krótkimi elektronicznymi interludiami pomiędzy nimi. Utwory były długie, rozbudowane i urozmaicone pod względem muzycznym. Krótkie intro Catalepsy I przechodziło w mroczny ultraciężki Rise. Po dość czadowym Mercury atakował tytułow Phobos - mocniej nawiązujący do zespołowej przeszłości za sprawą przewijającego się przez cały kawałek charakterystycznego melodyjnego riffu. Mocą, ciężarem i okresowymi wybuchami agresji atakował wściekle Bacteria. Drugi akt kontynuował ten rodzaj grania, z czego najmocniej wyróżniały się tajemniczy Neutrino, a także obudowany sporą dawką lekko "machineheadowych" riffów Forlorn. Akt trzeci to sinusoidalne skoki poziomu twórczego zespołu - najpierw w postaci najbardziej nawiązującego do czasów [8] M-Body, a zaraz po nim rewelacyjnie odegranej przeróbki King Crimson 21st Century Schizoid Man. [9] - podobnie jak trzy poprzednie - okazał się albumem, który w momencie premiery cieszył się umiarkowaną popularnością i dopiero po latach zaczął mocno oddziaływać szczególnie na współczesne XXI-wieczne kapele. Materiał momentami lekko raził metalową topornością, ale całość potrafiła utrzymać uwagę i napięcie słuchacza przez cały czas.
W tym okresie rozpoczęła się współpraca formacji z Jasonem Newstedem (basista Metalliki był jednym z autorów wspomnianego M-Body). Przekrojowy [10] wypełniły remixy i nagrania koncertowe. W lipcu 1998 grupa wystąpiła w Warszawie, a w sierpniu muzycy mieli wypadek samochodowy niedaleko Mannheim w Niemczech, w którym najbardziej ucierpiał Eric – jego powrót do zdrowia był długotrwały. W 1999 Voivod otwierali koncerty Iron Maiden - Forrest na scenie poruszał się ciągle o kulach (podczas jednego z występów zaśpiewał Snake). [11] wypełniły nagrania z dwóch koncertów z 1996 (z Nowego Jorku oraz z festiwalu "Dynamo Open Air"). W 2000 D'Amour i Langevin zdecydowali o zakończeniu działalności Voivod. Ich zdaniem duch w kapeli umarł, ponadto muzycy tonęli w długach. Away i Piggy byli zmuszeni podjąć się normalnej pracy: gitarzysta został oświetleniowcem w teatrze, a perkusista zaczął przyjmować zlecenia związane z oprawą graficzną. Inaczej miały się sprawy z perspektywy Erica Forresta, który twierdził, że został z Voivod wylany w mało elegancki sposób - podobno wiedział o planowanym powrocie Bélangera oraz dołączeniu Jasona Newsteda. W związku z odejściem Erica, pojawiły się plotki jakoby pozwał Voivod, domagając się odszkodowania za wypadek w Niemczech. Jednakże sam zainteresowany zaprzeczał, twierdząc że wszystkie świadczenia otrzymał w ramach normalnego ubezpieczenia. Po odejściu z Voivod, Eric zamieszkał we Francji, gdzie kontynuował karierę z własnym thrash/deathowym projektem E-Force. Śpiewał także w Project: Failing Flesh, intrygująco łączącym industrial z pseudo-thrashem.
1998-dziś
W międzyczasie Dave Grohl (ex-Nirvana) utworzył projekt Probot. Do oprawy graficznej zaangażował Langevina. W studio nieoczekiwanie perkusista spotkał się z Bélangerem, śpiewającym w Dictatosaurus. Snake mówił w wywiadach: "Było tak jakbym nigdy nie odszedł, jakby nic się nie wydarzyło", a Away dodawał: "Faceta nie było wśród nas wiele lat. Sporo się u niego zmieniło. Kiedy opuszczał zespół, miał sporo problemów. Wybrał się do piekła, a potem stamtąd powrócił". 27 września 2002 do tej dwójki dołączył Newsted - tak oto Voivod wznowił działalność i formacja powróciła po sześcioletniej studyjnej przerwie z [12]. Ekipa postanowiła opuścić nowoczesny świat muzyki metalowej z czasów
Forresta i powrócić do lżejszego grania. Choć występowały nawiązania do [6] i [7], to jednak po raz kolejny muzyka oferowała coś nowego. Ten nowy rozdział sięgał do estetyki tradycyjnego heavy, co słychać w sporej melodyjności riffów oraz uproszczeniu do kawałków opartych na tradycyjnych schematach zwrotkowo-refrenowych. Jednocześnie materiał zawierał sporo punkowego brudu, przejawiającego się w dawce agresji i wokalach Denisa. Ten śpiewał dość niechlujnie z brakiem ambitnych melodii, a niekiedy nawet trochę fałszował. Wychodzace na pierwszy plan zbasowanie utworów mogło się kojarzyć z twórczością Motörhead. Element rozczarowania wiązał się ze słyszalnym ograniczeniem elementów progresywnych, a ambitniejsze melodie pojawiały się z rzadka. Na minus należało też zaliczyć brak zróżnicowania poszczególnych numerów, które były zbyt podobne do siebie, a sporadyczne urozmaicenia w postaci nastrojowych wstawek gitar bądź klawiszy dozowano przesadnie ostrożnie, przez co materiał zlewał się ze sobą. D'Amour niemal zupełnie odpuścił sobie solówki, a jak już pojawiało się w jego grze cokolwiek poza głównymi zagrywkami to na zasadzie gitarowych efektów, ustepujących jednak poziomem innym grającym w tym stylu metalowym gitarzystom pokroju choćby Andreasa Kissera z Sepultury. Podobać się mógł za to klimat nagrań - mroczny, jesienny i dołujacy. Był to jednocześnie pierwszy album Voivod, którego nie doceniało się całościowo, a jedynie za sprawą poszczególnych utworów. Na pewno udany był początek z heavymetalowo-punkowym Gasmask Revival, a potem w ewoluującym od przytłaczającego do dynamicznego Facing Up. Punk rock powracał w Blame Us, oparty o ścianę gitarowego dźwięku i dynamicznej perkusji. Zaskoczeniem było z pewnością powolne zakończenie tego utworu i podobnych fragmentów na płycie powinno być więcej. W pamięci pozostawały: połamany rytmicznie i wokalnie Rebel Robot oraz melodyjny The Multiverse z riffem kojarzącym się z własnym utworem Phobos. Podobać się mógł utrzymany w marszowym rytmie Les Cigares Volants (choćza dużo tu było Alice In Chains), zawierający w sobie pewną dawkę optymizmu Strange And Ironic i tryskający sporą energią We Carry On. Dobre wrażenie postawiały także nastrojowe wstawki w I Don`t Wanna Wake Up i Reactor, ale powiązano je z kompletnie nijakimi kompozycjami podstawowymi, którym zabrakło cech charakterystycznych. Muzycy ze średnim skutkiem zapragnęli odnaleźć w prostszym i lżejszym metalu. O ile poprzednik miał swoich zwolenników doceniających probę wymyślenia się na nowo, to już znaczne odrzucenie progresywnych elementów na [12] i monotonia krążka zaważyły o jego niepowodzeniu. Biorąc pod uwagę, że płyta trwała blisko 66 minuty, jej przebrnięcie okazało się zadaniem trudnym. Pomimo to, album zajął 21 miejsce w zestawieniu "Billboard" w kategorii Top Independent Albums. Langevin podkreślał kluczową rolę jaką odegrał wówczas Newsted - basista poprzez swoją firmę wsparł Voivod finansowo, a także walnie przyczynił się do reformacji grupy. Kwiecień i maj 2003 wypełniła trasa z Sepulturą, w czerwcu zespół otwierał występy Ozzy`ego Osbourne`a, a następnie wziął udział w Ozzfest. Planowane tournee z Ozzy`m zostało odwołane na skutek jego wypadku na quadzie. Tym sposobem koncert w ramach Ozzfestu z 28 sierpnia 2003 miał okazać się ostatnim z D'Amourem w składzie. W 2005 ukazało się DVD D-V-O-D-1, zawierające wszystkie teledyski zespołu z lat 80-tych, a także inne materiały archiwalne. Piggy planował nagrywanie z Voivod kolejnej płyty, ale wypadki miały potoczyć się inaczej.
Na początku 2005 D'Amour zaczął się uskarżać na stan swojego zdrowia. W kwietniu poszedł do szpitala i lekarze zdecydowali się operować wyrostek robaczkowy. Jednak latem zdiagnozowano u niego raka jelita grubego (w szczególności okrężnicy). Gitarzysta został hospitalizowany w Montrealu celem przeprowadzenia operacji usunięcia nowotworu, lecz wystąpiły komplikacje i okazało się, że rak był już w zaawansowanym nieoperowalnym stanie. Pojawiły się także przerzuty do wątroby. 24 sierpnia 2005 Voivod wydali oświadczenie: "Pomagamy Denisowi, jak tylko możemy, aby czuł się dobrze podczas walki o zdrowie. Denis jest bardzo skrytą osobą i nie chce robić ze swojej choroby wielkiej sprawy, dlatego nie możemy odpowiadać na pytania dotyczące jego stanu, ani podawać żadnych innych szczegółów. Doceniamy wasze zrozumienie". W nocy 25 sierpnia 2005 Piggy zapadł w śpiączkę, z której już się nie wybudził. Zmarł następnego dnia tuż przed północą w wieku 45 lat. Denis D'Amour cieszył się dużą estymą wśród muzyków związanych z metalową sceną, przede wszystkim dzięki specyficznemu wypracowanemu przez siebie brzmieniu oraz unikatowemu sposobowi grania. Podobno zawsze, kiedy widział w jakimś magazynie tabulatury Voivod, śmiał się z ich nieprawidłowości - autorzy nigdy nie potrafili rozgryźć jak on to grał i dlatego zawsze tworzyli te złożone struktury. Piggy następnie udowadniał postronnym jakże prosta była jego metoda i jak tworzył swoje akordy jedynie poprzez wyczucie brzmienia. Facet nagrywał i rejestrował praktycznie wszystko. Nawet podczas swoich ostatnich godzin jasności umysłu nagrywał z gitarą akustyczną w ręku. Dla jego kolegów słuchanie tych nagrań po jego śmierci było nie lada przeżyciem. Na laptopie Piggy`ego znaleziono 23 profesjonalnie zarejestrowane utwory, a oprócz tego wiele innego materiału.

Od lewej: Denis D'Amour, Michel Langevin, Denis Bélanger, Jason Newsted
[13] stanowił hołd dla zmarłego muzyka - koncepcja polegała na tym, aby riffy D'Amoura zostawić w oryginalnym brzmieniu i dograć jedynie partie pozostałych instrumentów. Pomimo melancholijnego wydźwięku krążka, materiał miał pozytywny charakter - Snake i spółka nie chcieli przenosić do swej muzyki tylko myśli związanych z odejściem przyjaciela. Langevin dopilnował, by album brzmiał tak jak życzyłby sobie tego Piggy. Był to powrót do mrocznych czasów [3] i [4] - o tyle udany, że nadzorowany przez Glena Robinsona, fachowca z którym zespół współpracował w latach swojej największej świetności. Jednocześnie wraz z wydaniem albumu zapowiedziano brak trasy koncertowej. Langevin na przełomie 2006 i 2007 był przekonany, że ludzie zapomną o zespole. Stało się inaczej - pojawiło się coraz więcej pytań, kiedy ekipa wejdzie znowu do studia. Voivod zaczęli otrzymywać mnóstwo szalonych propozycji, aby wystąpić na festiwalach w Europie. Na początku września Piggy został wprowadzony do kanadyjskiego Quebec Metal Hall Of Fame. Kanadyjczycy postanowili wydać jeszcze jeden album - wpierw jako gitarzystę rozpatrywano kandydaturę Andreasa Kissera z Sepultury, jednak nie do przeskoczenia okazała się odległość Kanada–Brazylia. Ostatecznie do Voivod przyjęto Daniela Mongraina i z nim w składzie 22 czerwca 2009 zagrano pierwszy od śmierci Piggy`ego koncert w Montrealu podczas festiwalu Heavy MTL. [14] zawierał ostatnie nagrania z materiałem D'Amoura. Przez wzgląd na odnawiającą się kontuzję Newsteda był pomysł, aby tym razem zagrali zarówno Thériault, jak i Forrest. Ostatecznie Newsted zadecydował, że podoła temu zadaniu w studio. Voivod w składzie Snake, Away, Blacky i Dan ruszył w trasę. Podczas festiwalu "Hellfest Summer Open Air" we Francji, wystąpił Eric Forrest i zaśpiewał utwór Tribal Convictions razem z Bélangerem. Koncerty formacji trwały praktycznie nieprzerwanie na przestrzeni lat 2009-2011. W tym okresie zespół trzykrotnie wystąpił w Polsce: 11 lipca 2009 w Krakowie, 14 maja 2011 we Wrocławiu oraz dzień później w Warszawie. Pod koniec 2009 ukazało się DVD Tatsumaki: Voivod In Japan 2008 dokumentujące występ w Kawasaki. W połowie 2010 Voivod zarejestrował w studio nowy materiał, jednakże Langevin zastrzegł, iż na razie było stanowczo za wcześnie, aby mówić o kolejnym albumie. Apetyty miał częściowo poskromić koncertowy [15], zawierający zapis z występu w Montrealu z 12 grudnia 2009. Na [18] wrzucono m.in. cover Hawkwind Silver Machine. Z kolei [23] to ponownie nagrane numery z przeszłości, po jednym z każdej płyty aż do roku 2003. Condemned To The Gallows nie występował na normalnej edycji debiutu. Do wszystkiego dorzucono nowy utwór Morgöth Tales oraz cover Public Image Ltd Home.
Dyskografię uzupełnia nagranie In League With Satan na tribute dla Venom In The Name Of Satan. Pierre St.Jean dołączył do progresywno-metalowego Heaven`s Cry (Food For Thought Substitute w 1996, Primal Power Addiction w 2002, Wheels Of Impermanence w 2012 oraz Outcast w 2016). Jason Newsted założył własny projekt Newsted.
| ALBUM | ŚPIEW | BAS | GITARA | PERKUSJA |
| [1-6] | Denis `Snake` Bélanger | Jean-Yves `Blacky` Thériault | Denis `Piggy` D'Amour | Michael `Away` Langevin |
| [7] | Denis `Snake` Bélanger | Pierre St.Jean | Denis `Piggy` D'Amour | Michael `Away` Langevin |
| [8-9] | Eric `E-Force` Forrest | Denis `Piggy` D'Amour | Michael `Away` Langevin | |
| [11-15] | Denis `Snake` Bélanger | Jason `Jasonic` Newsted | Denis `Piggy` D'Amour | Michael `Away` Langevin |
| [16-17] | Denis `Snake` Bélanger | Jean-Yves `Blacky` Thériault | Daniel `Chewy` Mongrain | Michael `Away` Langevin |
| [18-23] | Denis `Snake` Bélanger | Dominique `Rocky` Laroche | Daniel `Chewy` Mongrain | Michael `Away` Langevin |
Jason Newsted (ex-Flotsam And Jetsam, ex-Metallica), Daniel Mongrain (ex-Martyr, ex-Gorguts, ex-Capharnaum)
| Rok wydania | Tytuł | TOP |
| 1984 | [1] War And Pain | |
| 1986 | [2] Rrröööaaarrr | |
| 1987 | [3] Killing Technology | #15 |
| 1988 | [4] Dimension Hatröss | #21 |
| 1989 | [5] Nothingface | #18 |
| 1991 | [6] Angel Rat | |
| 1993 | [7] The Outer Limits | |
| 1995 | [8] Negatron | |
| 1997 | [9] Phobos | |
| 1998 | [10] Kronik (kompilacja) | |
| 2000 | [11] Voivod Lives (live) | |
| 2003 | [12] Voivod | |
| 2006 | [13] Katorz | |
| 2009 | [14] Infini | |
| 2011 | [15] Warriors Of Ice (live) | |
| 2012 | [16] Live At Roadburn 2011 (live) | |
| 2013 | [17] Target Earth | |
| 2016 | [18] Post Society EP | |
| 2018 | [19] The Wake | |
| 2020 | [20] The End Of Dormancy EP | |
| 2020 | [21] Lost Machine (live) | |
| 2022 | [22] Synchro Anarchy | |
| 2023 | [23] Morgöth Tales |



