Amerykańska grupa powstała w 1983 w Bellevue (Waszyngton). Nazwę zaczerpnięto z biblijnej Apokalipsy. Już w 1985 zespół zarejestrował czteroutworowe demo, które rozesłano do wytwórni płytowych. Na rewelacyjne klubowe występy utalentowanych muzyków zwrócił uwagę jednak dopiero Mike Varney, szef firmy Shrapnel Records, słynącej z opieki nad gitarowymi wymiataczami. Jako podstawę do wydania debiutanckiej płyty posłużyły znane już utwory z demo, do których muzycy dokomponowali jeszcze pięć kolejnych numerów. Już wówczas Mary był cenionym perkusistą sesyjnym, toteż podczas nagrywania albumu został poproszony przez Varney`a o nagranie ścieżek na potrzeby Rulers Of The Wasteland Chastain. [1] w umiejętny sposób łączył hard rock i heavy metal, a wszystko podlano delikatnie powerowym sosem. Znakomicie wypadł Ted Pilot, gdyż zasięg jego głosu był naprawdę niesamowity. Sprawny duet gitarzystów serwował kąśliwe solówki - bez wirtuozerii, ale zawsze wzbogacające poszczególne utwory. Same aranżacje oparto na prostych zagrywkach i taki był dynamiczny otwieracz In The Fallout, wykorzystujący tradycje zarówno galopującego tempa NWOBHM, jak i specyficznego sposobu śpiewania Dio. W nieco wolniejszym tempie i rockowej stylistyce osadzono Fade To Flames z dużą dawką epickiego klimatu. Znakomicie prezentowały się również Call Out The Warning oraz The Night, ale perłą wydawnictwa bezsprzecznie był tajemniczy Fifth Angel, oscylujący między zadziornym hard rockiem a stonowanym heavy. Formacja zaproponowała interesującą balladę Wings Of Destiny, odwołującą się do hard rocka lat 70-tych, ale z początkiem nasuwającym skojarzenia z Iron Maiden. Całość jawiła się jako nadzwyczaj wyrównana - poza mniej rzucającymi na kolana melodiami w Shout It Out i Only The Strong Survive, trudno było znaleźć słabe punkty. Producent Terry Date spisał się znakomicie, nadając krążkowi klarowne i przejrzyste brzmienie. Doskonały debiut stanowił jak się miało okazać później jedynie rozgrzewkę przed doskonałością drugiego albumu.
Wkrótce muzycy zostali poproszeni o skomponowanie muzyki do znanego show prowadzonego przez Howarda Sterna, a Ken Mary wykorzystał tą przerwę uczestnicząc w trasie koncertowej Alice`a Coopera promującej jego Constrictor. W 1988 doszło do podpisania długoterminowego kontraktu (podobno na siedem płyt) z wytwórnią Epic Records, która na początek ponownie wydała debiut, ale ze zmienioną okładką. Było to udane posunięcie - krążek utrzymał się na liście "Billboardu" przez 13 tygodni i otrzymał pochlebne recenzje w fachowych magazynach. [2] dojrzałością przebijał poprzednika, zadbano przede wszystkim o różnorodność materiału. Zatrudnienie nowego gitarzysty prowadzącego wyszło Fifth Angel jedynie na dobre, ponieważ Kendall Bechtel grał na podobnym wysokim poziomie technicznym, ale jego solówki sprawiały wrażenie bardziej przemyślanych. Wyważony Cathedral charakteryzował się ciekawym riffem, przebojowymi zwrotkami oraz solówką przypominającą nieco popisy Malmsteena. Miejsce występujących momentami na debiucie galopad zajęły rasowe hard rockowe killery. Gitarowy ciężar w We Rule robił spore wrażenie ze względu na rytmikę, ale w ziemię wbijały dopiero Time Will Tell i cover UFO Lights Out. Pseudobarokowe struktury z kolei wzbogaciły Wait For Me z perfekcyjną solówką i smakowitym refrenem. Jednak nawet dwie ballady Broken Dreams i So Long nie zdobyły większej popularności. Szkoda, gdyż album stanowił jedną z najlepszych pozycji ze złotych czasów heavy metalu. Przez wzgląd na swój niemal mainstreamowy klimat sprzedawał się nawet dość dobrze, jednak zespół nie był w stanie sprostać stawianym mu wymaganiom - zwłaszcza koncertowym - co doprowadziło do rychłego rozpadu grupy w 1989.
Ken Mary bębnił potem w Chastain, Bonfire, House Of Lords, Bad Moon Rising, glam-metalowym Tuff (What Comes Around Goes Around w 1991), hard rockowym Magdallan (Big Bang w 1992), u Jordana Rudessa, w Impellitteri, Knight Fury, Flotsam & Jetsam i Demons Down (I Stand w 2023). Z kolei James Byrd zrealizował solowo udane albumy z pogranicza heavy/prog-metalu: Atlantis Rising w 1990, Octoglomerate w 1993, Son Of Man w 1995, The Apocalypse Chime w 1996, Crimes Of Virtuosity w 1998, Flying Beyond The 9 w 2001 oraz Anthem w 2002.
Mało kto przypuszczał, że Fifth Angel kiedykolwiek zrobi coś więcej niż da kilka koncertów, jak to miało miejsce w 2010 przy okazji pierwszej reaktywacji. Tymczasem ekipa zebrała się w sobie i nagrała trzeci album sławni w dawnych latach panowie nagrali trzecią po prawie trzydziestu latach płytę. Zespół powrócił w niemal oryginalnym składzie z 1989, choć tym razem jako trio. Zespół zaprezentował prawdziwie prawdziwy melodyjny US power, pod wieloma względami deklasujący konkurencję i miażdżący. Umiarkowanym tempom nadano mocarne brzmienie, klasycznie amerykańskie oraz zamaszyste refreny typowe dla starych nagrań grupy. W kilku miejscach postawiono na klimat lekko orientalny, trochę apokaliptyczny oraz ogólnie moc, której muzykom mogłoby pozazdrościć wiele młodych grup po obu stron Atlantyku. Ekipa zachwycała więc zarówno w dynamicznym Stars Are Falling, jak i wolniejszym We Will Rise. Niezbyt szybko zagrany epicki heavy/power w posępnym Queen Of Thieves kruszył wszelkie mury. Świetnie jawił się mocno akcentowany w amerykańskim stylu Dust To Dust. Następujący po nim dramatyczny Can You Hear Me? dodawał nastroju. Skupienie się na wytworzeniu specyficznej atmosfery było słychać w po części akustycznym Fatima, natomiast kroczący Third Secret przepełniono uroczystymi emocjami, specyficznymi raczej dla chrześcijańsko-metalowej sceny z USA. Wielkie wrażenie robił This Is War, sięgający do dwóch pierwszych płyt. Prawdziwy popis dał tutaj Ken Mary, serwując rozległe partie perkusji, szczególnie w pełnych ekspresji refrenach. Na koniec nieco zbyt rozkrzyczany Shame On You, ale charakteryzujący się kąśliwymi gitarami Hearts Of Stone zacierał to wrażenie przeciętności. Całe trio było niezwykle zgrane i prezentujące wysoki poziom wykonania, choć Bechtelowi należały się pochwały nie tylko za wokal, ale i fantazyjne solówki (momentami wirtuozerskie na granicy shreddingu). Kendall zadbał ponadto o liczne ozdobniki, umieszczone na drugim planie, które z powodzeniem mogłyby stać się kanwą riffów na kolejna płytę.
W kolejnych latach Fifth Angel znalazł się ponownie w fazie reorganizacji, wymuszonej po odejściu w 2019 Kendalla Bechtela. Powrócił inny weteran Ed Archer, a wokalistą został do tej pory bliżej nieznany Steven Carlson. Na [5] znalazło się 69 minut muzyki - niestety była to płyta do tradycyjnego heavy metalu praktycznie nic nie wnosząca. Napinanie się w pseudo-heroicznym stylu przeplatało się z momentami gatunkowo lżejszymi, co wcale nie oznaczało rockowej chwytliwości, gdyz muzycy często dodawali do utworów elementy niby-progresywnych czy kontrapunktów w melodiach refrenów, nie wynikających z fundamentu samych melodii głównych. Z tego powodu nadmierna intensyfikacja i przerysowanie aranżacyjne mogło przygniatać i te kompozycje były mało czytelne i nieuporządkowane. Carlson okazał się frontmanem przeciętnym, a do nawiązań do legend lat 80-tych zabrakło mu siły głosu i technicznego zaawansowania. Dwaj gitarzyści zresztą także na niego za bardzo uwagi nie zwracali, prąc do przodu i prześcigając się w wypluwaniu pokrętnych. Wygrywał i tak Jim Dofka, który gościnnie nagrał kilka solówek. Conley nie istniał w zasadzie, a Archer jakby spragniony wykazania się, w ostatecznym rozrachunku nic ze starego Anioła nie wnosił. Także Ken Mary włączył się do tego wyścigu polegającego na samolubnym wysuwaniu się plan pierwszy. Do połowy płyty był ból głowy, od połowy rozczarowanie się pogłębiało i w pewnym momencie czekało się na koniec albumu. Jakieś reminiscencje dawngo stylu przewijały się w Five Days To MadnessSeven Angels, ale to tylko fragmenty ograne i tuzinkowe. Numery o bardziej heroicznym charakterze zlewały się w jedno, grane w tych samych tempach i nawet szkoda było czasu na wyszukiwanie różnic pomiędzy nimi, bo były one minimalne. W marnej pół-balladzie Ashes To Ashes w wokalach pobocznych gościnnie wystapiła Marta Gabriel z Crystal Viper. Powstała muzyka nowej ekipy wykorzystującej stary szyld, grającej metal nijaki. Natłok kompozycji i czas trwania były nieadekwatne do zawartości, w dodatku Mary i Conley nie spisali się w kwestii czytelności mixu, gdyż wokal był miejscami zagłuszany przez instrumenty.

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA BAS PERKUSJA
[1] Ted Pilot James Byrd Ed Archer John Macko Ken Mary
[2] Ted Pilot Kendall Bechtel Ed Archer John Macko Ken Mary
[3] Kendall Bechtel John Macko Ken Mary
[4] Steven Carlson Steve Conley Ed Archer John Macko Ken Mary

Ken Mary (ex-TKO), Steve Conley (ex-F5, Flotsam And Jetsam)

Rok wydania Tytuł TOP
1986 [1] Fifth Angel #16
1989 [2] Time Will Tell #11
2018 [3] The Third Secret #8
2023 [4] When Angels Kill

      

Powrót do spisu treści