
Amerykański zespół powstały w 1988 w Los Angeles w dość dziwnych okolicznościach. Kiedy porzuceni przez koncern MCA Giuffria pozostali bez kontraktu, z pomocną dłonią wyszedł ku muzykom basista Kiss Gene Simmons. Po wejściu do studia w celu nagrania swojej trzeciej płyty, Simmons oświadczył zdumionemu kwintetowi, że aby utrzymać kontrakt i finansowanie nagrań, muszą zmienić nazwę, wokalistę i styl. W związku z czym Davidowi Eisley`owi podziękowano, a za mikrofonem stanął polecony przez Chucka Wrighta James Christian. Debiut House Of Lords był znacznie lepszy od obu płyt Giuffrii - cięższy, dostojniejszy melodyjnie i z mniej wyeksponowanymi klawiszami. Tą mieszankę AOR i hard rocka odegrano z profesjonalizmem, a do najsilniejszych punktów należały Edge Of Your Life, Slip Of The Tongue i Jealous Heart. Stylu jednak jeszcze nie ujednolicono, zdarzyły się takie wpadki jak Under Blue Skies. Przy pomocy nowego gitarzysty Michaela Guy`a zrealizowano [2], na którym utrzymano styl podjęty na poprzednika. Kwintet nadal swobodnie przemieszczał się między stylistykami - począwszy od cięższego rockera Shoot poprzez klimatyczny Sahara (z solówką Chrisa Impellitteri) po cover Blind Faith Can`t Find My Way Home. W studio pojawili się gościnnie Doug Aldrich, Mandy Meyer, Ron Keel i nawet sam Eisley.
[3] okazał się absolutnym opus magnum House Of Lords, ale nie doprowadził zespołu do wielkiego sukcesu - a szkoda, gdyż powstał krążek niezwykle melodyjny, najbardziej rockowy i uderzający słuchacza finezją harmonii. Gra Giuffri była oszczędna, a zarazem klawiszowiec miał jakby największy wpływ na utwory z perspektywy trzech pierwszych płyt. Klawisze schowano za gitarami, ale to właśnie Giffria swoją grą niejednokrotnie napędzał kompozycje. Kwintet zbliżył się do stylów prezentowanych przez Whitesnake i Hardline. Numerom nadano podobne aranżacje, dalekie jednak od prostych i charakterystycznie budowano napięcie (na tym tle wyróżniały się szczególnie O Father oraz Down Down Down). Tytułowy Demons Down okazał się prog-bluesowym rockerem z wieloma zmianami tempa - takich kawałków było sporo już na [2], ale nie wykonano ich z odpowiednią żarliwością. Ballada What`s Forever For momentalnie nasuwała skojarzenia ze stylem Białego Węża i była przykładem w jak prosty sposób można napisać doskonały utwór, spokojnie rozpoczynający się z zachwycającą zwrotką, by przejść do mocarnego refrenu z dzwonkowo grającymi w tle klawiszami. W komercyjnym Spirit Of Love tylko pozornie nic się nie działo, a napisany przez Mike`a Slamera Metallic Blue to jak na House Of Lords ultra-szybka galopada w stylu hardline`owego Rhythm Of A Red Car. Takie kapele jak Signal nie powstydziłby się Inside You z pięknym klawiszowym otwarciem i zwracającym uwagę musicalowym zakończeniem. Wysoko oktanowy Can`t Fight Love wzbogacały chóry mogące powalić mury oraz gościnny głos Paula Stanley`a (wokalisty Kiss), choć niektórzy mogliby je określić jako przesadzone. Oryginalne granie to nie było, jednak wśród tak samo brzmiących albumów na przełomie lat 80-tych i 90-tych, ten krążek i tak się wyróżniał.
Nowe nagrania demo nie przekonały jednak wytwórni PolyGram, która zerwała kontrakt. Zespół rozpadł się i na scenie pojawił się ponownie w 2004 po wielu bataliach prawnych. Formacja uległa sporemu przeobrażeniu zarówno personalnemu, jak i brzmieniowemu. Wielu fanom przeszkadzał z pewnością brak założyciela Gregga Giuffrii - po pierwszym odsłuchu przesmradzali i twierdzili, że nic im się nie podoba. Po prawdzie tą muzykę można było wydać pod zupełnie nową nazwą. Album posiadał mocno progresywne zacięcie, w wielu miejscach wystepowały inspiracje Led Zeppelin, a melodie zahaczały o muzykę krajów Orientu (klawisze w Am I The Only One czy wokal w Today). O ile melodie dawały się końcu polubić, to kompletnie zawodził James Christian, który tylko w Child In Rage śpiewał w starym stylu. Resztę numerów wokalista wykonał bezdusznie. W pamięć zapadały również progresywny The Power And The Myth w nieco rushowym stylu oraz niepokojący All Is Gone. Płyta dawała się słuchać o ile nie traktowało się jej jako kontynuacji [3] - którą zresztą nie była. Partiami klawiszowymi podzielili się solidarnie między sobą Derek Sherinian, Ricky Phillips i Allan Okuye, za chórki - po raz pierwszy - odpowiedzialna była uzdolniona Robin Beck.
Na [5] w studio gościnnie pojawił się Greg Giuffria i jego obecność wywowała lekki powiew optymizmu co do kształtu nowego krążka. W składzie House Of Lords pojawił się nowy gitarzysta Jimi Bell oraz nowa sekcja rytmiczna. Christian w końcu wrócił do wysokiej formy z lat 90-tych i o czym świadczył All The Way To The Heaven, mogący przekonać nawet największych malkontentów. Na czoło wysuwał się tutaj Giuffria, odgrywając niemal filmowo swoje partie, a sam kawałek to typowy hymn Lordsów na wzór tych z [2]. Każdy kawałek posiadał w sobie zalążek przeboju - ballada Field Of Shattered Dreams była tego najlepszym przykładem. Pełna moc późnych lat 80-tych uderzała w All The Pieces Falling, w którym gitara akustyczna idealnie komponowała się z klawiszami w tle. Rock Bottom przypominał ostrzejsze kawałki Winger z okresu Pull, szczególnie gitarzysta starał sie mocno - niestety sam refren mocno rozczarowywał. Klawiszowy spektakl Giuffria kontynuował w Your Eyes - słabszy nieco refren rekompensował świetny przedrefren. Po mało przekonującym mrocznym My Generation, stanowiącym niejako wytchnienie między hymnami, wrzucono kapitalny S.O.S. - niby typową power-balladę, a jednak posiadającą w sobie niezwykły urok. Cały zespół wykazał się niezwykłą kreatywnością, udowadniając, że lżejszy hard rock jeszcze nie umarł. Warto wspomnieć, że w chórkach pojawili się Terry Brock i - ponownie - Robin Beck.
[7] z bardzo dobrym skutkiem zmixowali Dennis Ward z Tommy`m Denanderem. Come To My Kingdom sprawiał szczególnie na początku wrażenie trochę cięższego, ale w trakcie dalszego słuchania nasuwał skojarzenia z poprzednikiem. Więcej miejsca zyskał Jimi Bell - cały album był pełen stopniujących napięcie riffów w typowym dla House Of Lords stylu. Jednocześnie jednak wiązał się z tym się pewien specyficzny sposób tworzenia utworów, który w przekroju płyty mógł wydawać się podobny, jakby grupa ślepo trzymała się jednej formuły. Najbardziej atrakcyjnie wypadły kompozycje z klawiszami - otwierający Come To My Kingdom zmyślnie wykorzystywał patenty z [6], za faworytów uchodziły wśród fanów One Touch oraz ballada I Believe. Do ciekawostek należały: początek The Dream w stylu White Lion oraz pełen smaczków When The Children Cry. Pewnymi mankamentami cechowała się produkcja, promująca modę na robienie chórków z głosu głównego wokalisty. Nakładanie warstw jednego głosu na siebie nieźle wypadło w może dwóch utworach, ale gdy ten efekt zastosowano w przekroju całego materiału, zaczynało to zwyczajnie nużyć. Fani optowali raczej za głosem Robin Beck, zmixowanym z innym wokalistą, a nie wciąż wkoło James Christiana. [8] zaskakiwał bardziej skoncentrowanym hard rockowym brzmieniem, obiecującymi otwarciami kawałków, świetną produkcją i Christianem śpiewającym równie dobrze jak na [3].
Znalazło się tu miejsce na wiele świetnych utworów, jak obracający się wokół mocarnego riffu Bangin`, znakomicie prowadzony The Bigger They Come (w którym napięcie znajdowało ujście w smakowitym refrenie), Desert Rain z zapierającą dech nadbudową w refrenie oraz rozbudowana rola wokalna Robin Beck w Repo Man. Początek Sweet September przypominał ballady z [2], lecz rozwinięciu zespół wtłoczył standardowy często słyszany refren i czar pryskał. Równie dobry początek miał A Simple Plan, który jednak chwilę po łagodnym wstępie atakował niemal metalowymi riffami. Czasy [3] odświeżał Saved By Rock, szczególnie w doskonałych zwrotkach. Płytę wzbogaciły naprawdę fantastyczne, na dawno niespotykanym poziomie riffy, a Bell niemal wchodził w buty Roba Marcelo. Pojawiły się nieliczne głosy krytyki, że refreny nie przystawały w pełni House Of Lords, ale zniknęły w ogólnej euforii.
Doskonały singiel Someday When mocno zaostrzył apetyt na nadchodzący [9]. Dużo klawiszy, ciekawie zbudowane zwrotki, pomysłowo śpiewający Christian i typowy dla formacji bardzo melodyjny refren ze świetną solówką dawał nadzieję na doskonałą płytę. Jak się okazało, drugiego tak dobrego kawałka nowy krążek nie zawierał. Materiał trzymał równy poziom, ale nic zapadającego w pamięć fani nie uświadczyli. Przykładowo: w Seven zawodził refren, tym samym maknamentem cechował się szybszy Once Twice czy średnia aluzja do brzmień znanych z [2] One Man Down. Na polu hard rocka zwycięstwo odnosił natomiast Living In The Dream World z interesującymi neoklasycznymi solówkami. Również [10] niczego nowego nie odkrywał i żeglował wytyczonym już kursem. Album mocniej niż wcześniejsze sięgał za to do korzeni zespołu, szczególnie w zakresie wyjątkowej lekkości w kreowaniu kompozycji przebojowych i nośnych. Ostatnie kilka lat House Of Lords spędzili zamrożeni niejako w monotonii własnego stylu i nowy krążek przynosił pod tym względem pewne, choć nieprzesadne odświeżenie. Nieźle zabrzmiały tu melodyjno-rockowe hymny w rodzaju Battle, I`m Breaking Free, Swimmin` i You Might Just Save My Life - wszystkie naturalnie przedstawione w soczystej formie, pełnej pompy i lukru. Płyta serwowała naturalnie wiele rozmaitych popisów instrumentalnych, jak kąśliwe zagrywki gitarowe w Permission To Die lub oldschoolowy wstęp klawiszowy w Epic. Należało jedynie żałować, że ekipa nie postawiła mocniej zbliżyć się do klasycznego hard rocka. Można było z powodzeniem zrezygnować z przeładowanych słodkością ballad Live Every Day (Like It`s The Last) czy tytułowego Precious Metal - niczego nie wnoszących rozpylaczy łzawych emocji, nastawionych w dodatku na proste środki przekazu z rzewnym wokalem. W studio znów zagościła Robin Beck w Enemy Mine - utworze balansującym na granicy melodyjnego rocka, popu i dobrego smaku. Powstał w ostateczności album dedykowany wyłącznie fanom melodyjnego rocka, nieco odświeżający formułę poprzez kilka oczywistych nawiązań do przeszłości. Całość obracała się jednak wokół sprawdzonych standardów House of Lords.
Byli i obecni członkowie zespołu udzielali się później w rozmaitych grupach:
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
| [1] | James Christian | Lanny Cordola | Gregg Giuffria | Chuck Wright | Ken Mary |
| [2] | James Christian | Michael Guy | Gregg Giuffria | Chuck Wright | Ken Mary |
| [3] | James Christian | Dennis Chick | Gregg Giuffria | Sean McNabb | Tommy Aldridge |
| [4,6] | James Christian | Lanny Cordola | różni | Chuck Wright | Ken Mary |
| [5] | James Christian | Jimi Bell | Greg Giuffira / Jeff Kent | Jeff Kent | William `B.J.` Zampa |
| [7] | James Christian | Jimi Bell | Jeff Kent | Chris McCarvill | William `B.J.` Zampa |
| [8] | James Christian | Jimi Bell | James Christian | Matt McKenna | William `B.J.` Zampa |
| [9-11] | James Christian | Jimi Bell | Jeff Kent | Chris Tristram | William `B.J.` Zampa |
| [12-14] | James Christian | Jimi Bell | Mark Mangold | ? | Johan Kullberg |
Gregg Giuffria (ex-Angel, ex-Giuffria), Lanny Cordola / Chuck Wright (obaj ex-Giuffria), Sean McNabb (ex-Quiet Riot),
Tommy Aldridge (ex-Black Oak Arkansas, ex-Pat Travers Band, ex-Gary Moore, ex-Ozzy Osbourne, ex-M.A.R.S., ex-Whitesnake),
Ken Mary (ex-TKO, ex-Fifth Angel, ex-Chastain, ex-David Chastain, ex-Bonfire, ex-Alice Cooper), B.J. Zampa (ex-Driver, ex-Thunderhead, ex-Wayne)
| Rok wydania | Tytuł |
| 1988 | [1] House Of Lords |
| 1990 | [2] Sahara |
| 1992 | [3] Demons Down |
| 2004 | [4] The Power And The Myth |
| 2006 | [5] World Upside Down |
| 2007 | [6] Live In The UK (live) |
| 2008 | [7] Come To My Kingdom |
| 2009 | [8] Cartesian Dreams |
| 2011 | [9] Big Money |
| 2014 | [10] Precious Metal |
| 2015 | [11] Indestructible |
| 2017 | [12] Saint Of The Lost Souls |
| 2020 | [13] New World - New Eyes |
| 2022 | [14] Saints And Sinners |
| 2024 | [15] Full Tilt Overdrive |


