
Angielski zespół założony w 1979 w Newcastle. W 1981 grupa umieściła dwa utwory Oppression i The Executioner na kompilacji "Roxcalibur", a także rozprowadziła kasetę "The First Demo" w listopadzie 1981. Nagrano ją w składzie: Ramsey-Tippins-English, wokalista Trevor Robinson i perkusista Andy Reed. W listopadzie roku następnego nagrano demówkę "Into The Fire" z wokalistą Ianem Swiftem i bębniarzem Ianem McCormackiem. Wkrótce Swift odszedł do Avenger. Nowym frontmanem został Brian Ross (ur. 1954), wcześniej związany właśnie z Avenger, ale też i Blitzkrieg. Niefortunna nazwa grupy nie miała nic wspólnego z jej muzyką - przysporzyła ekipie problemów i stanowiła źródło nieporozumień. Mimo, iż Satan omijał okultystyczną tematykę, został początkowo wrzucony do jednego worka razem z Venom i Witchfynde. Kiedy do formacji dołączył perkusista Sean Taylor (ur. 21 lipca 1960) narodził się skład, na który uwagę zwrócili szefowie Roadrunner Records/Neat. Wydany w 1983 debiutancki krążek zmienił optykę spojrzenia na NWOBHM. Pod względem produkcji i jakości dźwięku album nie błyszczał, w dodatku muzyka nie nadawała się dla radia. Była trudniejsza w odbiorze niż Iron Maiden, zawierała mniej buntu i agresji niż Raven i nie była także tak blisko związana z hard rockiem jak wydawnictwa licznych prezentowanych w radio grup rock/metalowych. W jakiś sposób debiut Satan pozostał poza głównym nurtem, dumnie wyizolowany, po części niezrozumiany przez mainstream, po części zignorowany. Kilku dziennikarzy znało Rossa z innych grup i podkreślało jego wokalny talent, ale nikt nie zdawał sobie sprawy, że duet Ramsey-Tippins stanowił niezwykły duet arcymistrzów gitary. To na nich i ich pomysłach oparł się heavy metal Satan - a właściwie mówiąc nieco współcześniejszym językiem heavy/power. Kwintet poniekąd stał się wyprzedzającym epokę zespołem pod tym względem. Rzecz jasna ekipa zagrała melodyjnie, jednak całkowicie bez nastawienia na typową przebojowość. Swobodnie wpleciono w Trial By Fire motywy orientalne, w mocarny Blades Of Steel elementy pierwotnego thrashu a la Metallica w połączeniu z tradycyjnymi rockowymi partiami Rossa. Pozytywne zakręcenie i odrobina szaleństwa zaakcentowano w nowocześnie zrobionym jak na swoje czasy No Turning Back. Grupa przedstawiła także swoją wysublimowaną surową wizję epickiego grania w Broken Treaties. Tak na dobrą sprawę typową rytmikę NWOBHM serwował tylko Hunt You Down - przypominający trochę Angel Witch i okraszony solówkami nie mniej wybuchowymi niż te Kevina Heybourne`a. Posiadający atomową moc Break Free atakował wirtuozerską potrójną solówką, a Brian Ross doskonale dogadywał się wokalnie z gościnnie tu śpiewającym Alanem Hunterem z Tysondog. Całość wieńczył brawurowo odegrany i pełen podskórnego niepokoju rozbudowany Alone In The Dock. Finezja gitarzystów ujawniała się nie tylko w niezwykłym instrumentalnym The Ritual, ale praktycznie we wszystkich numerach - zarówno w postaci bardzo zaawansowanych technicznie solówek jak i sposobu rozgrywania duetów, które niekiedy brzmiały tak potężnie i zmasowanie jak w żadnym innym zespole brytyjskim poza Judas Priest. Pewne niuanse ginęły w mętnej produkcji, szczególnie znakomite partie basowe Englisha i na szczęście wyborne zagrywki perkusisty Taylora były dobrze słyszalne. Płyta nie została w pełni doceniona i rozczarowany tym obrotem sprawy Brian Ross wrócił w ramach reaktywacji w 1984 do Blitzkrieg, namawiając do współpracy Seana Taylora, który dzielił swoje obowiązki między Satan i Blitzkrieg. Muzycy nie poddali się, zrekrutowali wokalistę Lou Taylora i (próbując uniknąć błędnego zaszufladkowania) zmienili nazwę na Blind Fury.
Po dwóch latach wrócono do dawnego szyldu i muzycy wzięli srogi rewanż. Formacja wydała wpierw [2], na której ponownie wielkie wrażenie robiła gra Ramsey`a i Tippinsa - gitarowego duetu w zasadzie nie mającego odpowiednika w Anglii. EP-ka zawierała cztery kompozycje, które mimo nie najlepszej produkcji zasiały zamęt w brytyjskim metalowym światku. Ten heavy/power mający w sobie rownież coś ze speed metalu (a nawet thrashu) okazał się świetną bazą wyjściową dla wokalisty Michaela Jacksona. Facet posiadał inny głos od poprzednika, z intrygującą artykulacją i niespotykanym tembrem. Znakomite melodie w Key To Oblivion sprawiały wrażenie jedynie pretekstu do pokazania umiejętności obu wioślarzy, głównie w apokaliptycznych naprzemiennych solówkach. Mniej dynamiczny okazał się Hear Evil, See Evil, Speak Evil, ale jedynie do połowy. Fuck You, w którym te potoczyste słowa padały jedynie raz, miał za zadanie zetrzeć słuchacza zmasowanymi riffami z powierzchni ziemi. Na koniec potoczysty Ice Man, któremu najbliżej było do stylistyki znanej z debiutu. W czasach kiedy NWOBHM odchodziło w cień, wydawało się, że Satan znaleźli nową drogę.
[3] praktycznie w historii brytyjskiego metalu nie miał odpowiednika. Surowy krążek z odniesieniami nawet do thrashu nie miał nic wspólnego ani z czasami muzycznej naiwnosci NWOBHM ani z rockową tradycją Wysp. Wyrachowanie techniczne i chłód tej płyty był niepowtarzalny mimo jej niewątpliwej melodyjności. Docenić należało każdego muzyka, w tym także rozkrzyczanego "paranoicznego" Michaela Jacksona, ale o mocy zespołu decydował głównie duet Tippins-Ramsey. Złowrogo pobłyskująca stal ich riffów stanowiła element dominujący, a zadziwiające solówki budziły zdumienie zaawansowaniem technicznym i wykalkulowaną finezją. Nawet sprawiający wrażenie zwyczajnego Who Dies Wins był z pewnością inny w porównaniu z tym co grały w tym czasie inne kapele angielskie. Własny charakter uwypuklono w 11th Commandment ze słynnym melodyjnie brutalnym motywem przewodnim, a także w niepokojącym power/speedowym Calculated Execution. W Europie mało grup wówczas wzmacniało heavy/power patentami thrashowymi, a jeśli już to wstawiając po prostu thrashowe sekwencje do konstrukcji utworów. W przypadku Satan to wszystko stanowiło jedność, czego kolejnym dowodem był Vandal (Hostyle Youth), w którym pojawiały się też chórki w thrashowej estetyce. W Socially Condemned Undesirable Misfits zadziwiała równowaga pomiędzy wyrazistą melodią a bezwzględnością wykonania, a wszystko na tle apokaliptycznych zagrywek obu gitarzystów w wybuchowych ciętych solówkach. Suicidal Justice jawił się jako muzyczny teatr grozy, narastającej i nieubłaganie panującej, a przy tym jakże melodyjnej - ta melodię w intrygujący sposób łamano i przekształcano, by w końcu ją unicestwić ciosami rwanych surowych riffów. Łagodności starczało tylko na wstęp do ponad 8-minutowego Avalanche Of A Million Hearts, który dalej rozwijał się jak najbardziej epicko i powerowo, a delikatne ornamentacje tylko dodatkowo podkreślały moc gitar. Godna podziwu była gra sekcji rytmicznej w tych trudnych wykonawczo kompozycjach, a szarże basowe Englisha i perkusyjne kanonady Taylora pojawiały się często w najmniej oczekiwanych momentach. Zastosowano brzmienie chłodne, niemal sterylne i znacznie nowocześniejsze niż za czasów czarującego debiutu. Wydawało się, że na drodze ku większej karierze ponownie stanęła nieadekwatna do grania nazwa i pod naciskiem wytwórni Steamhammer, muzycy przemianowali się w 1988 na Pariah. Mimo powikłanych losów, Satan już wówczas należało uznać bezsprzecznie jako jeden z najciekawszych brytyjskich zespołów lat 80-tych - najlepsze miało jednak nadejść po kilku dekadach. [4] zawierał nagrania z zagranego w holenderskim Eindhoven koncertu w listopadzie 1983. Steve Ramsey i Graeme English stali się filarami Skyclad.

Od lewej: Graeme English, Sean Taylor, Brian Ross, Russ Tippins, Steve Ramsey
REAKTYWACJA (2013-)
29 kwietnia 2013 ukazał się [5] w oryginalnym składzie. Płyta stanowiła dowód, że weterani wciąż potrafili tworzyć muzykę posiadającą klimat i brzmienie lat 80-tych. Materiał dopracowano pod względem instrumentalnym lirycznym i produkcyjnym. W smakowity sposób zatoczono koło sięgając do korzeni NWOBHM, unikając jednocześnie zarzutu odgrywania w kółko tych samych patentów. Wszystko wypadło nadzwyczaj szczerze, a jednocześnie surowo - bez dodatkowych przebitek riffów, nowoczesnych akcentów czy nadprogramowych gitar pojawiających się znikąd. Ross był w świetnej formie wokalnej, zresztą cały kwintet sprawiał wrażenie znakomicie naoliwionego wehikułu czasu. Satan w niebywały sposób nagrał album brzmiący jak wyciągnięty rodem z lat 80tych - uczynił to ponadto w sposób naturalny, bez sztucznego stylizowania się na retro metal. Kompozycje były mniej lub bardziej przystępne - te drugie nawiązywały do debiutu, choć moc ich rażenia nie była wielka. Na plan pierwszy wysuwały się: lekko pokręcony Siege Mentality, klasyczny Time To Die oraz gitarowo bogaty Testimony. Umiejętnym i niezwykle zgrabnym połączeniem heavy/power/speed był tytułowy Life Sentence, w którym jednak aż się prosiło o jeszcze więcej gitarowej pirotechniki. Album zebrał huragan braw, ale nie należało go zanadto przeceniać. Nie chodziło o wywoływanie nadmiernie euforycznych wrażeń - to po prostu była dobra płyta zespołu odnoszącego się do klasyki i reprezentującego ogólnie wysoką kulturę grania metalu.
Fani obawiali się, że [7] mógłby brzmieć jako po prostu słabsza kontynuacja [5] na którą muzycy wrzucą odrzuty z sesji po poprzedniku. Na szczęście nowy materiał nie podążał bezmyślnie szlakiem już wytyczonym, lecz jakby osobną poprowadzoną równolegle ścieżką. Satan nie zawiódł, nie idąc na łatwiznę czy też mechaniczne tworzenie kawałków odciśniętych ze stworzonych wcześniej szablonów. Krążek znó cechowało kapitalne brzmienie, choć chórki zaaranżowano nieco ineczej niż dwa lata wcześniej. Poszczególne kompozycje posiadały własne specyficzne cechy, stanowiły kontrast względem siebie i zapadały w pamięć. Wszystko rozpoczynał Farewell Evolution, startujący wysokim krzykiem i chwytliwymi riffami, będącymi kwintesencją klasycznego brzmienia NWOBHM. Brian Ross bawił się swoim wokalem na początku i na końcu kompozycji, dokładając kolejne punkty kulminacyjne na i tak wyrazistej strukturze kompozycji. Fallen Saviour tkał wzorzec klimatu i niesamowitości, w całej krasie prezentując się bardzo ciekawe i umiejętnie uwypuklając chórki w refrenie. Taneczny spacer po progach, wchodzący w niszczycielskie tremolo połączone z bezkompromisowym legato i charyzmatycznymi wokalami, to kwintesencja The Devil`s Infantry. Sam kawałek jak na niezbyt skomplikowany zaskakiwał słuchacza mało oczywistym przebiegiem. Zamaszysty Ahriman o nieujarzmionej sile stawiał na siłę duetu Ramsey-Tippins wspieranych onirycznymi chórkami. Płytę zamykał blisko 7-minutowy epicki The Fall Of Persephone - numer spokojniejszy od reszty, w którego drugiej części do głosu dochodzą tremola, mocniejsze wokale i popisy gitarowe, których kulminacje stanowi pojedynek olśniewających solówek. Satan kunsztownie połączył ze sobą riffy a la NWOBHM z płomiennymi solówkami - dzięki temu to oldschoolowe granie nie nudziło i nie drażniło.
O ile dwa poprzednie albumy zdominowała surowa moc gitarowego kunszt duetu Tippins-Ramsey, to na [8] melodii było więcej - oczywiście w ramach Satan, gdyż grupa łatwej muzyki nigdy nie grała. Power/speed/thrashowy Into The Mouth Of Eternity jakby celowo uproszczono w riffach, natomiast chłodnemu Cruel Magic nadano duszną atmosferę. Akustyczny wstęp The Doomsday Clock nie zapowiadał speed metalu o epickim charakterze, przełamanym w odmiennej skomplikowanej części instrumentalnej. Zespół jak zawsze serwował numery niejednoznaczne jak Ghosts Of Monongah, gdzie zadania ustawiono po równo pomiędzy wokalistą, gitarzystami i sekcją rytmiczną. Rozpoznawalną melodią cechował się Legions Hellbound z łagodną częścią środkowa, ociekająca specyficzną oniryczną aurą NWOBHM. Muzycy jednak nie byliby sobą, gdyby nie złamali atmosfery w natarciach gitarzystów w porywającym finale tej kompozycji.
Główny motyw z Ophidian przywoływał na myśl Pagan Altar czy Witchfinder General w nowocześniejszej oprawie, a w Death Knell For A King wracano do klasycznego heavy w głównym nurcie NWOBHM, który pasowałby raczej do debiutu z 1983. Przewrotność powracała w Who Among Us, gdyż przewrotny balladowy początek mylił i ta misternie utkana z gitarowych zagrywek kompozycja opierała się na zimnym lekko psychodelicznym stylu. Brian Ross był niezniszczalny, śpiewając doskonale w swojej manierze, jaką przyjął w Satan od zawsze. Kiedy trzeba był dramatyczny, trzymał się średnio-wysokich rejestrów i w żadnym momencie nie wydawał się ani trochę zmęczony. Kunszt gitarzystów niepodważalny - zjawiskowość tego duetu polegała na wzajemnej magii przyciągania się gitar, nakładania różnych technik gry i wybornym wyczuciu surowej konwencji. W to wszystko wpisywała się zawsze nietypowo grająca sekcja rytmiczna, rozkładająca akcenty nieraz zupełnie inaczej niż gitarzyści, czym budowała specjalny odbiór własny i specyficzną czytelność. Klarowna produkcja z głośną perkusją, wyrazistym basem i niezmiennym stalowoszarym brzmieniem gitar. Głos Rossa ustawiono na jednej linii z gitarami, ale realnie się tego nie odczuwało, bo wokal był głośny. Ten zespół zasłużył na uwielbienie i szacunek za stworzenie w zasadzie niepowtarzalnego stylu.
[10] był wydarzeniem historycznym oczywiście ważnym - tym razem wszystko było "zaledwie" dobre, ale nic nie elektryzowało. Ten heavy metal miejscami stylizowano na power, a kilkakrotnie nawiązano do czasów [2] (partia instrumentalna w Burning Portrait). Przede wszystkim nie porywały melodie. Satan grał niby surowo, niby chłodno, ale bez apokaliptycznego pierwiastka i raczej sztampowo dla własnego stylu w Ascendancy, Luciferic czy Poison Elegy.
Nieco heroicznego podejścia spróbowano w zwrotkach Twelve Infernal Lords, ale w tej solidności czuć było, że to nie była specjalność kwintetu. Duet Tippins-Ramsey wydawał się współpracować rutyniarsko i w zasadzie ani razu nie czarował techniką użytkową przekutą na dewastujące solówki i duety. Mercury`s Shadow to tylko blady bezbarwny instrumentalny wypełniacz. Speedmetalowy żywioł panował w A Sorrow Unspent i to w końcu była kompozycja na miarę Satan, ale tez tylko w opcji gitarowej, gdyż sama melodię zbudowano z segmentów nie do końca do siebie przystających. From Second Sight to powrót do debiutu i tu czuło się potęgę brytyjskiego NWOBHM z wczesnych lat 80-tych bez silenia się na nowomodne ubarwienia. Szkoda, że potencjału twórczego starczyło tylko na jeden taki killer, w końcu prosty w zamyśle, choć brawurowo zagrany. Najszybszy The Blood Ran Deep i znów surowość gitar jakoś nie szła w parze z melodią - dosyć dobrą i ostatecznie to taki powszedni numer heavy/speedowy, ale też stylistycznie do końca nieokreślony. Podobnie prezentował się umieszczony na końcu Earth We Bequeath - wolniejszy heavy metal o cechach epickich, przetykany zgrabnymi partiami obu gitarzystów na tle miarowej perkusji i basowych natarć. Brian Ross w formie ogólnie słabszej niż w 2018, ale z drugiej strony fantastycznie zaśpiewał From Second Sight. Pierwszoplanowy bohater to tym razem Sean Taylor, serwujący fenomenalne partie perkusji w praktycznie każdym utworze. Satan starał się być rozpoznawalny swoim specyficznym brzmieniem i tu nie wypadało niczego zmieniać (stalowe gitary, głośna perkusja). Ortodoksyjni fani zespołu powinni być zadowoleni, ale raczej tylko oni.
[9] zawierał zremasterowane wersje trzech demówek: "First Demo" z 1981, "Into The Fire" z 1982 i "Dirt Demo" z 1986. Russ Tippins grał też w Russ Tippins Electric Band i Tanith.
| ALBUM | ŚPIEW | GITARA | GITARA | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Brian Ross | Steve Ramsey | Russ Tippins | Graeme English | Sean Taylor |
| [2-3] | Michael Jackson | Steve Ramsey | Russ Tippins | Graeme English | Sean Taylor |
| [5-11] | Brian Ross | Steve Ramsey | Russ Tippins | Graeme English | Sean Taylor |
Brian Ross (ex-Blitzkrieg, ex-Avenger, ex-Lone Wolf), Sean Taylor (ex-Warrior)
| Rok wydania | Tytuł | TOP |
| 1983 | [1] Court In The Act | #6 |
| 1986 | [2] Into The Future EP | |
| 1987 | [3] Suspended Sentence | #11 |
| 2004 | [4] Live In The Act (live`83) | |
| 2013 | [5] Life Sentence | #8 |
| 2014 | [6] Trail Of Fire – Live In North America (live) | |
| 2015 | [7] Atom By Atom | |
| 2018 | [8] Cruel Magic | #17 |
| 2020 | [9] Early Rituals (kompilacja) | |
| 2022 | [10] Earth Infernal | |
| 2024 | [11] Songs In Crimson |

