Szwedzki zespół założony w 1989 pod nazwą Treblinka, który przeszedł ewolucję od deathu po gotyk o pseudosymfonicznym brzmieniu. Treblinka wydała demówki "Crawling In Vomits" w 1988, "The Sign Of The Pentagram" w 1989 i w tym samym roku EP-kę Severe Abomination, zanim zmieniła nazwę na Tiamat, która nawiązywała do sumeryjskiej bogini-matki (personifikacji słonych wód oceanu) zabitej przez Marduka, który z jej przepołowionego ciała utworzył Ziemię i sklepienie niebios. Debiut był całkiem niezły jak na podziemną kapelę i zwrócił na siebie uwagę głównie okultystyczno-lovecraftowskimi tekstami i specyficzną mroczną stylistyką. Płyta wypłynęła na fali modnego wówczas death metalu, który muzycznie tutaj nie był ani zbytnio interesujący ani specjalnie ekstremalny. Także od strony brzmieniowej krążek nie zachwycał, sprawiając wrażenie nagrywanego w korytarzu. W tamtych czasach Tiamat szlifował swój warsztat raczej w ciemnych piwnicach i taki też poziom prezentował ten krążek. Najlepiej przedstawiał się początek i finał płyty, zaś wyraźnie słabsza była część środkowa, do której stworzenia w dużym stopniu wykorzystano utwory pochodzące z demówek Treblinki. Zmienny rytmicznie i posępny In The Shrines Of The Kingly Dead oraz agresywny The Malicious Paradise serwowały deathową łupankę - odtwórczą, ale akceptowalną. Utrzymany w większości w średnim tempie Necrophagios Shadows tej płynności już nie miał, dziwacznie jawił się też rozpoczynający się brutalnie Elilized, w którym wolniejszy środek z delikatnymi klawiszami stylizowanymi na ksylofon, a następnie rockowa gitara sprawiały wrażenie totalnego chaosu. Where The Serpents Ever Dwell z racji ociężałego rytmu i grobowej atmosfery był pierwszym doom/deathowym numerem Tiamat. Na sam koniec deathmetalowy The Sign Of The Pentagram, który nagrano w innym studio. Dzięki temu utwór miał w sobie więcej energii niż pozostałe. Wkrótce kariera zespołu nabrała rozpędu, kiedy Szwedzi postanowili związać się kontraktem z małą, ale szybko rozwijającą się niemiecką wytwórnią Century Media.
Producentem [2] został Waldemar Sorychta, gitarzysta niemieckiej kapeli Despair, który zresztą nagrał dodatkowe partie gitary w Ancient Entity. Rezultat był lepszy niż ktokolwiek mógł przewidzieć - undergroundowa otoczka zmieniła się w profesjonalnie brzmiącą kapelę, roztaczającą specyficzną atmosferę na tle niezłej pracy gitar i majestatycznych przejść klawiszowych. Amerykański Nocturnus jako pierwszy wykorzystał klawisze w death metalu, ale miały one jedynie na celu nadanie muzyce cybernetycznego klimatu, natomiast u Tiamat ten instrument rzutował na całą zawartość albumu. Powstała muzyka niesamowicie klimatyczna i zarazem szalenie poetycka. O sile wydawnictwa stanowiły głównie spokojniejsze fragmenty, w których odważnie połączono zimne partie klawiszy z gitarami akustycznymi, nadając muzyce niepokojącego nastroju. Wokal Edlunda oscylował między czystym śpiewem a growlingiem, szczególne wrażenie robiły jego melodeklamacje. Frontman nie dawał za to rady w momentach, kiedy trzeba było głośniej ryknąć i jego growling momentami wydawał się trochę mało okrzesany. Jeśli chodzi o deathmetalowy aspekt płyty, to nie było to granie zbyt techniczne i ocierało się bardziej o standard. Nadal prześladowało grupę kiepskie brzmienie, w którym ginęły niektóre dźwięki. Wydawnictwo pozwoliło Tiamat uplasować się w gronie ciekawszych zespołów deathowych tamtego okresu. Ciekawe teksty ponownie zawierały dużo motywów z literatury Lovecrafta, starożytnej mitologii oraz wizji fantastycznego świata stworzonego w umyśle Johana Edlunda. Po intrze nadchodził Lady Temptress - średnio-szybki chwytliwy number o sporej różnorodności, a Mountain Of Doom oparto na masywnych riffach i niskim growlingu. W klimatyczne tony uderzał Dead Boys Quire, w którym leniwa rytmika, gitara akustyczna i elektryczno-klawiszowe tło poparto w pełni czystym śpiewie. Przeciwieństwem tego spokoju był Sumerian Cry 3, jedna z dwóch (obok słyszalnie odwołującego się do twórczości Celtic Frost I Am The King Of Dreams) szybkich i eksplorujących agresywny death pozycji na albumie. Kawałek udanie urozmaicono środkowym zwolnieniem z rockową i sięgającą wręcz do lat 70-tych solówką nowego gitarzysty Thomasa Peterssona oraz organami Hammonda w wykonaniu Jonasa Malmstena. Wspartego nakładkami gitar akustycznych i doomowymi riffami On Golden Wings nie powstydziłyby się Paradise Lost, bądź wczesna Anathema. Apogeum takiego grania przynosił ponad sześciominutowy Ancient Entity, stawiający na wyciągnięte z repertuaru Candlemass riffy, solówkę Sorychty oraz odjechane melodie z Bliskiego Wschodu. Szokiem dla fanów mógł być The Southernmost Voyage - stonowana ballada oparta w całości na dialogu gitar akustycznych z atmosferycznymi klawiszami, melodyjnej solówce oraz romantycznym śpiewie Edlunda. Na jej tle powolny i bogato wsparty symfonicznymi klawiszami Angels Far Beyond oraz przeskakujący z klimatów deathmetalowych do powolnego doomu A Winter Shadow robiły już mniejsze wrażenie. Album stanowił gigantyczny krok w rozwoju stylu i jakości muzyki Tiamat, a także pierwszy krążek zespołu na którym tak mocno podkreślono nastrojowe fragmnety, będące w kolejnych latach znakiem rozpoznawczym grupy. Na tym etapie połączono je z pierwotną surowością i deathowymi korzeniami. Choć miejscami te połączenia wydawały się jeszcze niedopracowane, a nawet mocno naiwne, to jednak oferowały więcej zalet niż wad. Płyta okazała się również ważnym wydarzeniem w historii metalu klimatycznego, gdyż scena brytyjska w tamtym czasie była jeszcze w powijakach, reprezentowana przez Gothic Paradise Lost. Materiał miał także w przyszłości mocno odcisnąc się na sceniue licznych naśladowców z Grecji w rodzaju Nightfall, Rotting Christ czy Septic Flesh.
O ile [2] był eklektycznym konglomeratem, na którym trudno było wskazać jednoznacznie dominującą stylistykę, tak [3] wyraźnie odchodził od deathmetalowej surowości. Ta na nowej płycie występowała jedynie w kilku galopujących przyśpieszeniach, noszących również słyszalne piętno twórczości Celtic Frost. Lider Tiamat starał się również śmielej śpiewać i deklamować teksty natchnionym czystym głosem i wypadał przekonująco (choć teksty przypominały grafomanię dojrzewających licealistów). W refrenach wrzucono więcej chórków nadającym materiałowi cech przebojowości. Album utrzymano głównie w wolnych i średnich tempach, dominowały ciężkie i jednocześnie melodyjne riffy, bliskie estetyce doom metalowej, ale w wersji klimatycznej, do czego przyczyniało się wiele nastrojowych fragmentów, a także całe utwory o balladowym charakterze. "Jesienne" klawisze Kennetha Roosa stały się coraz bardziej istotnym elementem w twórczości Tiamat. Thomas Petersson rozwinął się jako gitarzysta, tworząc sporo popisowych i nie pozbawionych dużej dawki melodii solówek. Nieźle wypada praca sekcji rytmicznej w postaci głębokiego wyrazistego basu Johnny`ego Hagela oraz konkretnie obijającego werbel Niklasa Ekstranda. Sposób gry perkusisty stanowił zresztą najbardziej wyrazisty łącznik z deathową przeszłością. Krążkowi nadano wyraziste brzmienie w studiu Woodhouse, które zresztą na bazie sukcesu płyty miało stać się miejscem produkowania znacznej części najlepszych krążków europejskich zespołów klimatyczno-metalowych. Wszystko zaczynał przytłaczający doomowy In A Dream z głębokim growlingiem Johana Edlunda, candlemassowymi riffami i podkręceniem tempa w środku w trakcie popisowej solówki. Tytułowy Clouds był z jednej strony żywiołowy, a z drugiej natchniony i oparty w całości na czystym śpiewie. Sięgnięciem w inspirowaną dokonaniami Celtic Frost przeszłość był Smell Of Incense, w którym niemal deathowe galopady skontrastowano z nastrojowym zwolnieniem tempa w części środkowej w stylu Pink Floyd. Podobnie zmienną deathowo-klimatyczną mieszankę zawierał The Scapegoat, natomiast A Caress Of Stars to ballada zbudowana na kontraście akustyczno-klawiszowych zwrotek oraz konkretnie dociążonych gitarowo refrenów. The Sleeping Beauty podążał podobnie powolnym szlakiem, mocniej jednak eksponując bujające uderzenia perkusji, a także progresywne melodie ponownie nawiązujące do dokonań Pink Floyd. Forever Burning Flames zwalniał maksymalnie, choć nie obyło się bez deathmetalowych przyśpieszeń w refrenach. Apogeum dołującego skandynawskiego grania stanowił Undressed z solówką na gitarze klasycznej i finałowym popisem klawiszy obrazującym wędrówkę duszy po śmierci do mrocznego raju. Tiamat wykonał kolejny krok w sensownej stylistycznej ewolucji, stając się w niektórych kręgach zespołem tworzącym trendy klimatycznego grania. Pomimo skierowania przez Edlunda w kolejnych latach twórczości zespołu w rejony jeszcze bardziej odlegle od death metalu (i metalu w ogóle), charakterystyczna dynamika [3] często miały powracać w poszczególnych utworach. Półgodzinny [4] zawierał pięć utworów nagranych podczas koncertu w Tel Awiwie 3 czerwca 1993.
Zupełnie inaczej zaplanowano [5], najlepszy krążek Szwedów w całej ich karierze. Ta zmiana stylistyczna wywołała istną burzę w mediach i wśród fanów. Utworom nadano hipnotyzujący klimat, bliższy raczej doom metalowi niż metalowi gotyckiemu. Wokal Edlunda w końcu nabrał ogłady, potęgując wylewający się z tej muzyki smutek i nie irytował tak jak stękanie na [3]. Sorychta zagrał na klawiszach zupełnie inaczej niż jego poprzednik, stawiając swój instrument na równi z gitarami i wykorzystując je do "kreślenia piękna". Najsłynniejszy numer Gaia oparto właśnie na takiej ulotnym klawiszowym pejzażu, podobać się mogły również: majestatyczne Whatever That Hurts i The Ar oraz urzekający Do You Dream Of Me?. Szefowie Century Media byli zadowoloni z albumu i sfinansowali zespołowi dwa videoklipy do Whatever That Hurts i Gaia. Ilość sprzedanych krążków zagwarantowała płycie status złotej w Niemczech. W skład [6] weszły cztery remixy z kawałków znanych z [5] oraz cover Pink Floyd When You`re In.
W 1996 Edlund stworzył własne studio nagrań, bazujące głównie na komputerach. Tam właśnie powstał [7], stanowiący ostateczne odejście od metalu gotyckiego. Tytuł "Głębszy Rodzaj Drzemki" oddawał w pełni zawartość albumu, który wypełnił ambient, psychodeliczny rock, a także wstawki techno. Całość była mocno wyciszona i senna - pomimo uroczych momentów, zawierała bardziej piosenki, niż utwory mogące zainteresować fana metalu. Zastosowane wyciszone numery nie dały satysfakcji dotychczasowym miłośnikom formacji, którzy nie potrafili zaakceptować inspiracji twórczością Pink Floyd - tym bardziej, że materiałowi było daleko do progresywności. Zabrakło chwytliwych melodii i harmonii, a całość jawiła się mdle i bezbarwnie. Na potrzeby promocji muzycy ścięli włosy i malowali ciała, a polski "Metal Hammer" usilnie próbował wmówić czytelnikom, że mają przed sobą płytę roku. Renomę formacja utrzymała jedynie dzięki wystepom na żywo z Therion, Moonspell i Samael. W jeszcze większe zdumienie wprawił [8], utrzymany generalnie w stylistyce gotyckiego rocka. Chwytliwe piosenki były proste, niektóre wręcz podejrzanie przebojowe. Trzy ciekawe numery (Church Of Tiamat, Best Friend Money Can Buy, Lucy) mogły paraliżować chłodem i posępnym nastrojem, z drugiej strony katastrofalnie wypadły singlowy Brighter Than The Sun oraz przeróbka Sympathy For The Devil The Rolling Stones. Płyta była nierówna, w dodatku trudno było się odnieść do permanentnego upraszczania utworów, które raczej zaowocowała dla Tiamat niekorzystnie. W tym okresie Johan Edlund poświęcił się projektowi Lucyfire, grającemu muzykę lekką, łatwą i przyjemną na wzór Love Like Blood. Krążek This Dollar Saved My Life At Whitehorse z 2001 trafił na półki sklepowe pod koniec kwietnia, ale nie osiągnął wysokiej sprzedaży.
Nikt już się nie łudził, że grupa powróci do agresywnego grania i te opinie potwierdzał w pełni [9]. Niewiele się różnił od poprzednika, mocniejszy nacisk położono jedynie na gitary. Piosenkowa stylistyka oparta na żywszych tempach i okraszona monotonnym głosem Edlunda nie zdobyła wielu zwolenników i skutecznie odstraszyła nieliczną grupkę ostatnich naiwnych, liczących na powrót do chwalebnej przeszłości. Zabrakło choćby jednego utworu, który by się wyróżniał z szarej masy rozczarowującego gotyckiego grania. Szwedzi kontynuowali podjętą wędrówkę na [10], ale muzykom w jakiś sposób udało się w swoje kompozycje tchnąć nutkę ciepła poprzez idealne wypośrodkowanie klawiszy i gitar. W dalszym ciągu nie był to jednak poziom dorównujący choćby pierwszym płytom, po raz kolejny zabrakło czegoś wybitnego.

Późniejsze losy członków zespołu:

ALBUM ŚPIEW, GITARA GITARA KLAWISZE BAS PERKUSJA
[1] Johan Edlund Stefan Langergren - Jörgen Thullberg Andreas Holmberg
[2] Johan Edlund Thomas Petersson Jonas Malmsten Jörgen Thullberg Niklas Ekstrand
[3] Johan Edlund Thomas Petersson Kenneth Roos Johnny Hagel Niklas Ekstrand
[4] Johan Edlund Thomas Petersson Kenneth Roos Johnny Hagel Lars Sköld
[5-6] Johan Edlund Magnus Sahlgren Waldemar Sorychta (gość) Johnny Hagel Lars Skjöld
[7] Johan Edlund Thomas Petersson Johan Edlund Anders Iwers Lars Skjöld
[8] Johan Edlund Anders Iwers Lars Skjöld
[9] Johan Edlund Thomas Petersson różni Anders Iwers Lars Skjöld
[10-11] Johan Edlund Anders Iwers Lars Skjöld
[12] Johan Edlund Roger Öjersson Anders Iwers Lars Skjöld

Anders Iwers (ex-Ceremonial Oath, ex-Cemetary)

Rok wydania Tytuł
1990 [1] Sumerian Cry
1991 [2] The Astral Sleep
1992 [3] Clouds
1994 [4] Sleeping Beauty - Live Israel EP (live)
1994 [5] Wildhoney
1994 [6] Gaia EP
1997 [7] A Deeper Kind Of Slumber
1999 [8] Skeleton Skeletron
2002 [9] Judas Christ
2003 [10] Prey
2008 [11] Amanethes
2012 [12] The Scarred People

          

          

Powrót do spisu treści