Szwedzka grupa doomowa powstała w 1989 w Sztokholmie. Zadebiutowała siedmioutworową demówką "Indugnus Famulus" w 1989, by dwa lata później wydać [1], zdradzający silny wpływ Black Sabbath i Candlemass. Album zawierał muzykę utrzymaną w średnich tempach opartych w klimatach mroków średniowiecza, z doskonale rozpoznawalnymi melodiami i niezbyt ciężkimi riffami. Płyta była zarazem odmienna niż te, które prezentowały w tamtym czasie zespoły amerykańskie i nieco inna od ogólnego trendu jaki wyznaczała wytwórnia Hellhound Records. W pewnym stopniu materiał inspirował się także tradycyjnym heavy lat 80-tych, gdyż tempa części kompozycji były szybsze niż w wąsko pojmowanym tradycyjnym doomie, a melodie wkraczały na obszar klasycznego metalu, przerobionego na potrzeby nowego gatunku. Długie gotyckie intro doskonale wprowadzało do dosyć szybko granego Inam Naudemina z delikatnymi zwolnieniami pełnymi długich wybrzmiewań. Z kolei True Revelation stanowił przykład na jeden z pierwszych utworów epickiego heavy/doomu ze Skandynawii, jeśli nie brak pod uwagę prekursorów z Candlemass. Zresztą tej kompozycji bliżej raczej było do tego co prezentowały nieco później zespoły brytyjskie, w średniowiecznej łagodnej otoczce. Warte uwagi były również ciekawe pokręcone solówki Dana Fondeliusa, mające teoretycznie korzenie w dokonaniach Iommiego, ale przyjmujące jednocześnie wyraz znacznie ostrzejszy i pozbawiony bluesowego feelingu. Za zbliżony mocno do nagrań Black Sabbath można było z pewnością uznać In The Name Of Rock`n`Roll, ale temu numerowi też nadano własny wyraz, co najbardziej uwidaczniało się w części instrumentalnej. Do grania jakie potem prezentował Solstice zaliczał się Sometimes A Great Nation z pewnym elementem rocka odegranego w doomowym stylu. Cały czas słuchacz odnosił wrażenie swobodnej wyniosłej nonszalancji, bez dołowania dramatyczną melancholią na siłę. Przebojowo odegrany Within The Garden Of Mirrors uderzał w sabbathowe tony, lecz rozwijał się zaskakująco ze zmianami tempa, chwilami wręcz zupełnego zastoju, aby potem przejść ponownie do rytmicznego grania w średnim tempie. Szczytowym punktem albumu był A Devastating Age, gdzie w pewnym stopniu Szwedzi wyprzedzili Solitude Aeturnus w transcendentalnym graniu ponurego metalu. Intrygujące klawisze Fondeliusa, udany wokal Linderssona i wspaniały klimat wzniosłego doomu przesyconego magiczną aurą. Nieco gorszy i oparty na kilku prostych riffach How Can It Be cechowało lekkie cofnięcie wokalu na rzecz hipnotyzującej powtarzalności głównego motywu gitarowego. Przy tej okazji należało podkreślić największą wadę płyty: perkusja grała chaotycznie i jakby sama dla siebie, stosując nieudane podziały rytmiczne. Samo brzmienie tego instrumentu było suche i ginęło wśród głęboko brzmiącej gitary. Debiut nie ustawiał Count Raven w czołówce epickiego doom metalu - ten czas miał dopiero nadejść. Lindersona zauważono jednak w USA i wokalista dołączył do Saint Vitus. Formacja zdecydowała się kontynuować działalność w okrojonym składzie, a obowiązki frontmana przejął Fondelius. Okazało się, że jego głos do złudzenia przypominał manierę wokalną Ozzy`ego.
[2] wytyczył dalszy kierunek muzyczny Count Raven jako grupy zdecydowanie doomowej, grającej w stylu charakterystycznym dla większości kapel skupionych wokół wytwórni Hellhound. Było to granie cięższe, wolniejsze i bardziej depresyjne niż na debiucie, pozbawione słyszalnych tam elementów typowych dla klasycznego heavy i lekko mistycznej gotyckiej otoczki. Postawiono na więcej nawiązań do Black Sabbath, a za najlepszy przykład posłużyć mógł tytułowy Destruction Of The Void. Generalnie album unikał szybszych temp i tylko kilka zagrywek w No Ones Hero posiadało nieco dynamiki. Płyta była równa, a klimat próbowano zbudować prostymi środkami, sekwencjami uporczywie powtarzanych riffów i oszczędnie dawkowaną grą sekcji rytmicznej. Ta recepta okazała się nieco nużąca w kawałkach dłuższych typu Until Death Do Us Part czy Angel Of Death, które nie posiadały na tyle atrakcyjnej melodii, aby utrzymać uwagę słuchacza przez cały czas. Fondelius zaśpiewał z klasą, choć nie tak dobrze jak na dwóch kolejnych krążkach, z kolei jako gitarzysta zaprezentował się skromniej niż poprzednio, prezentując solówki o mniejszej sile rażenia. Dobrze natomiast wypadły klawisze w tle, zwiększające mrok drugiego planu. Do lepszych utworów zaliczał się szybciej zagrany rytmiczny Let The Dead Bury The Dead (w stylu określanym później jako power/doom) oraz niezwykle klimatyczny Leaving The Warzone, z dozą psychodelii wczesnych Sabbathów. Wszystkiego dopełniły instrumentalne Northern Lights i Europa - oba o charakterze ambientowym. Krążkowi nadano typowe brzmienie dla tradycyjnego doomu lat 90-tych, choć wadą było z pewnością płytsze niż zwykle brzmienie gitary. Mimo dobrego poziomu było to wydawnictwo zachowawcze - numery skrojono wedle najprostszej recepty, co było dobre dla stylistycznego minimalizmu, lecz zabrakło rozpoznawalnych i zapadających w pamięć melodii.
Znacznie ciekawszą pozycję stanowił [3], wydany 2 września 1993. Dopracowano ścieżki wokalne, ale przede wszystkim urozmaicono same kompozycje - poza główną osią doomową zawarto na krążku wiele elementów klasycznego heavy metalu. Mnóstwo znakomitych melodii przeplatało się z ulotnym hipnotycznym klimatem całości i album w środowisku doomowym uznano za sensację.
Trudno było sobie wyobrazić lepszy początek niż wgniatające w ziemię miarowe majestatyczne riffy Jen (z pokręconą perkusją i melodyjnym refrenem), Children`s Holocaust oraz In Honour. Ponury The Madman From Waco prowadził do jednego z najwspanialszych numerów doomowych w melodyjnej odmianie - w Masters Of All Evil panowała absolutna doskonałość od pierwszej do ostatniej sekundy na tle dyskretnego bogactwa aranżacji (szczególnie w wykorzystaniu instrumentów klawiszowych). Od mniej więcej Ode To Rebecca krążek przrzucał się na pewne eksperymenty, choć może tradycyjny High On Infinity na to jeszcze tak jednoznacznie nie wskazywał, a An Ordinary Loser stanowił wręcz powrót do refleksyjnego grania na zwolnionych obrotach z pierwszej części płyty. Traitor jednakże zaczynał w pewnych momentach wykazywać cechy progresywne w nieoczekiwanym wykorzystaniu motywów orientalnych, szczególnie przetworzonych o długich ostrych wybrzmiewań w refrenach. The Coming miał wiele wspólnego z Jen, ale był znacznie łagodniejszy w refrenie i posiadał nieoczekiwanie przyspieszenie w części drugiej. Końcówkę Lost World zagrano dosyć szybko i była to kompozycja dynamiczna, wchodząca zdecydowanie w obszary heavy/doom z lekkim epickim akcentem i skomplikowaną częścią instrumentalną. Na koniec kontrowersyjny Cosmos 0 kawałek oniryczny, poetycki i jakoś nie do końca pasujący do reszty płyty. Fondelius śpiewał wybornie zarówno w wysokich partiach jak tych niskich i ostrzejszych. Znakomity występ zaliczył również bębniarz Christer Pettersson, serwując jedne z najbardziej połamanych partii perkusyjnych w historii klasycznego doom metalu. W końcu zespół doczekał się brzmienia na miarę mocy swej muzyki - przede wszystkim gitara miażdżyła swoją potęgą.
[4] był powrotem do fascynacji Black Sabbath, z ostrzejszym brzmieniem i wydłużonym czasem kompozycji. Prediction z powodzeniem mógłby znaleźć się na Master Of Reality, atmosferę słyszalnie zagęszczały The Loneliest One oraz Fallen Angels, a ponad 100-sekundowy Mountain Spirit stanowił instrumentalną (klawiszową) chwilę wytchnienia przed The Lie Of Life i P.S.I. Power. Najjaśniejszymi punktami krążka były Shine i ponad 11-minutowy The Viking Sea. Count Raven ruszyli w trasę z Year Zero, Solstice i Raven. Formacja niestety rozpadła się w 1998, kiedy Fondelius poświęcił się nowemu projektowi The Doomsday Government.
W 2005 wytwórnia Cyclone Empire Records wydała reedycje [3] (z bonusem Chrittes Triumph) i [4] (z bonusem Regression - ponad 10-minutowym medley z twórczości Black Sabbath). W 2006 Count Raven zreformował się, a trzy lata później wydał ciężki [5]. Zespół wciąż grał do bólu klasycznie i chwała mu za to. Fani gatunku już dawno nie słyszeli tak doskonałej płyty. Z pozoru jednorodna, kryła jednak spore zróżnicowanie. The Poltergeist zagrano dosyć szybko z charakterystycznym dla zespołu riffowaniem, natomiast Scream przynosiłz powrotem długie wybrzmiewania, będące solą doom metalu. Nashira to klasyczne dla Count Raven klimaty ocierające się o dwa pierwsze albumy, z doskonałym nawiązaniem do wczesnego Black Sabbath w melodyjnych akordach. The Entity to sporo podejścia stonerowego w doomowym sosie, co przypominało Madman From Waco z [3]. Tytułowy Mammons War intrygował symfonicznym i nowoczesnym podejściem, z kolei A Lifetime stanowił powrót do doomowego grania. To Kill A Child to ponownie granie klasyczne i poza pięknymi melodiami w refrenach, postawiono tutaj na specyficzny klimat, jaki zespół potrafił stworzyć w najlepszych latach swojej działalności. Odpoczynkiem od ciężkich riffów była akustyczna ballada To Love Wherever You Are, mało jednak interesująca z powodu minimalistycznego wykorzystania gitary. Oszczędny Seven Days posiadał kroczący nieubłagany riff, który można było jeszcze czymś obudować. Solówki na całej płycie były znakomite i nawet dosyć nietypowe jak na ta ekipę, znaną bardziej z klarownych i czytelnych popisów zrobionych pod główny motyw w sabbathowski sposób. Increasing Deserts to znów elektronika i symfoniczny metal w melancholijnym stylu na zakończenie. Ostatecznie było to wydawnictwo wyśmienite bez dwóch zdań. Ponad 70 minut bezkresnych oceanów znakomitych riffów utrzymano w średnio-wolnym tempie. Wszystko stanowiło prawdziwy smakołyk dla lubiących wsłuchiwać się w muzykę i rozkładac ją na czynniki pierwsze.
Na kolejny album trzeba było czekać dwanaście lat. Starzy mistrzowie ponownie postanowili udowodnić, że nadal można zagrać interesujący doom. Już tytuł nawiązywał do debiutu z 1990, a kilka kompozycji brzmiało znajomo i nostalgicznie. Taki był chłodny The Curse z refrenem, który na [1] uznano by za typowy, a także Oden z ogólnym klimacie epickiego spokojnego rozgrywania i stopniowego narastania mocy. Mocarna szybsza partia w tym numerze była po prostu hipnotyczna w balansowaniu na krawędzi power/doomu. The Ending to bardziej już styl z płyt późniejszych o innej rytmice i konstrukcji riffowej, z nawracającym motywem głównym, granym konsekwentnie i przerywanym tylko lżejszym w melodii refrenem. Podobny w pomyśle i wykonaniu The Giver And The Taker nie wypadał już tak interesująco. Równocześnie nagrano kilka rzeczy w stylistyce odmiennej i tak się w zasadzie ten album zaczynał melodyjnym heavy/doom/stonerem w Blood Pope, w którym pojawiał się rock/metalowy rys umiejscawiający ten kawałek w obszarach późnego Amorphis. Także zamykający krażek Goodbye to łagodny utwór rockowy przy pianinie i z poetyckim planem symfonicznym. Nawet rozbudowany The Nephilims częściowo odchodził od tradycyjnego doomu na rzecz stoner/doomu i klasycznego heavy. Z tych odmiennych utworów duże wrażenie robił łagodny i smutny Heaven`s Door - misternie zaaranżowany w planie drugim, a praktycznie wszystko opierało się na klawiszach i można mówić o połączeniu ambientu, progresywnego metalu i tego specyficznego stylu narracji muzycznej, który określa się mianem post-metalu. Ozdobą albumu był dostojny Baltic Storm w tradycji kompozycyjnej Madman From Waco, gdzie nie tylko melodia była wyborna w ramach gatunku, ale i rozgrywanie tego w opcji wzajemnego współdziałania instrumentów było najwyższej klasy, co też szczególnie było słychać w części instrumentalnej. Sekcja rytmiczna klasyczna dla Count Raven z przeszłości (kreatywne partie perkusji), a Dan Fondelius w dobrej dyspozycji (głosowej i gitarowej). Kilka solówek wyjątkowo dobrych w kategoriach doomowych. Samo brzmienie też wyjątkowo tradycyjne, z surową gitarą, wyraźnie punktującym basem i głośną perkusją. Trio powróciło z interesującą muzyką, w której stare i znane przeplatało się z nowym.
Tommy Eriksson założył doomowy Semlah oraz retro-heavy/doomowy The Tower. Christian Lindersson śpiewał w heavymetalowo/stone-rockowym Terra Firma (dwa albumy: Terra Firma w 1999 i Harm`s Way w 2001), Lord Vicar oraz stonerowo-doomowym Goatess (Goatess w 2013 i Purgatory Under New Management w 2016). Fredrik Jansson-Punkka grał jako perkusista w Noctum, Lugnet i Angel Witch.
ALBUM | ŚPIEW | GITARA | BAS | PERKUSJA |
[1] | Christian Lindersson | Dan Fondelius | Tommy Eriksson | Christer Pettersson |
[2-4] | Dan Fondelius | Tommy Eriksson | Christer Pettersson | |
[5] | Dan Fondelius | Fredrik Jansson-Punkka | Jens Bock | |
[6] | Dan Fondelius | Samuel Cornelsen | Jens Bock |
Fredrik Jansson-Punkka (ex-Abramis Brama, ex-Witchcraft), Samuel Cornelsen (Goatess)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1990 | [1] Storm Warning | |
1992 | [2] Destruction Of The Void | |
1993 | [3] High On Infinity | #5 |
1996 | [4] Messiah Of Confusion | #17 |
2009 | [5] Mammons War | #2 |
2021 | [6] The Sixth Storm |