Grecki zespół założony w 1994 w Atenach. EP-ka nagrana z kultową postacią greckiego podziemia, Nigelem Foxxe, nie zyskała przychylności wytwórni płytowych. Ekipa poszła w rozsypkę, a Smeros w 2004 zaśpiewał na płycie Marauder. Muzycy postanowili ponownie spróbować w 2009 i rezultatem był [2], który wypełnił progresywny power w surowym epickim sosie. W tej muzyce było coś z teatru z bogatymi dekoracjami, którymi były zarówno różne nakładające się na siebie wokale, jak i inteligentnie rozplanowane klawisze. W kawałkach działo się dużo, jak w zwarty, Last Temptation. Niewątpliwie w tym surowym graniu był rozmach tworzony przez wszystkich członków grupy, często przede wszystkim w refrenach (My Foulest Sin), także odnoszących się muzyki narodowej. Momentami wystepowało wrażenie przeładowania tego wszystkiego i Gods Of War lekko męczył. To związane było również w dużej mierze ze stylem wokalnym Smerosa, operującego w różnych rejestrach, ale jednak zbyt często podpierającego się siłowym krzykiem. W łagodnym Night Caress frontman miał dodatkowe wsparcie, ale nie ochroniło to tego numeru od krytyki, właśnie z powodu partii wokalnych. Najdłuższy The Mortal Flesh Of Love powielał główne wątki już prezentowane wcześniej, co dawało wrażenie ciągłości, ale poza tym utwór wiele nie wnosił. Sporym mankamentem był przeciętny poziom gry Sotiropoulosa i w niektórych kompozycjach aż prosiło się o gitarzystę grającego z większą finezją i fantazją. W końcowej części albumu odnotować należało umiejętne łączenie epicości w greckim stylu ze złożonymi progresywnymi ozdobnikami w Alexander oraz frapujące operowanie klimatem w Blind Faith, z którego licznymi wątkami melodyjnymi można by obdzielić kilka innych kawałków. To znakomity utwór na zakończenie i jego niewątpliwa ozdoba. Wspaniale "chodził" bas Foxxe`a, a klawiszowiec Georgiou pokazał zadatki na utalentowanego muzyka. Brzmienie ostre i surowo w nieustannym epickim progresywno-powermetalowym ataku. To była produkcja świadomie archaiczna, z głośno ustawioną perkusją i warkotliwie dudniącym basem. Grupa nie udawała nikogo i zagrała miejscami trudny power, bez zdradzania narodowych metalowych ideałów.
Na [3] za mikrofonem stanął Alexandros Balakakis, znany ze Spitfire. Album ukazał inne muzyczne oblicze zespołu - miejsce progresywnego power zajął melodyjny progresywny heavy metal, łagodny i nastawiony na klimat, umiejscawiający Greków gdzieś w okolicy australijskiego Vanishing Point. Tej delikatnej łagodności było sporo i takie numery jak tytułowy Phoenix Rising czy balladowy Whisper In The Dark były najbardziej reprezentacyjne. Ta przebojowa łagodność stanowiła wielki atut Eyes Of The Snake - utwór prosty, a zarazem najbardziej zapadający w pamięć słuchacza. Melodyjna progresywność występowała także w starannie zaaranżowanych i przystępnych Don`t Let Go i Hate What We Like, które Balakakis wykonał głosem tradycyjnym (bez pisków, krzyków i ryków). Przystępność zaś była budowana na unikaniu nadmiernych łamańców i zmian tempa - tu bardziej chodziło o odpowiednie wbudowanie partii klawiszowych i ich łączenia lub przeciwstawiania motywom głównym oraz stosowania pewnych typowych dla progresywnego grania przejść. Ciekawie prezentował się niemal modern metalowy Universal Conspiracy, rozwijający się w dosyć nieoczekiwany sposób oraz w kroczącym w greckim stylu Eagles Fly Forever, wyraźnie jednak złagodzonym w refrenie. Do najbardziej progresywnych kawałków należały Final Attempt i mający cechy heroiczne A Martyr`s Death i w zasadzie należały one do mniej interesujących pomimo pełnego inwencji wykonania. Szkoda, że na płytę trafił nieudany pseudo-epicki Blue Valley Shadow, dziwacznie wspierany klawiszami i niedbale zaśpiewany ten jeden jedyny raz przez Balakakisa. Obok frontmana uwagę zwracały eleganckie gitarowe solówki oraz Georgiou tworzący przy pomocy klawiszy frapujący plan drugi. Produkcja dobra, choć zabrakło większej głębi i ekspozycji ciepła bijącego z większości kompozycji. Krążek zyskał bardzo umiarkowaną popularność, co może i wpłynęło na odejście z grupy większości zaangażowanych muzyków. Po serii kolejnych zmian personalnych na przełomie sześciu kolejnych lat uformował się nowy skład.
Fotis Sotiropoulos w końcu zmontował nowy skład w 2020 i z weteranów pozostał tylko Georgiou. Tym razem Fortress Under Siege przedstawił klasyczny powermetalowy repertuar z epickim zacięciem i dawką progresywności w przystępnej formie. Bardzo był umieszczony na początku Love Enforcer - szybki, dynamiczny i z nośnym refrenem, który mógłby się tu częściej pojawiać. Tasos Lazaris śpiewał znakomicie, mając głos stworzony do powermetalu. Pewne cechy progresywne nosił Atlantis, prowadzony w dostojnym wolnym tempie, z akcentami orientalnymi w części pierwszej i znacznie lżejszym refrenem na zasadzie kontrapunktu. Tym razem mocne i mroczne zwrotki brzmiały bardziej interesująco niż solidny, ale typowy dla gatunku epicki refren. Pewnego rodzaju wycieczką we własną przeszłość był Silence Of Our Words i tu tej typowej progresji było najwięcej - w tym dośc trudnym numerze, Lazaris radził sobie znakomicie. Typowego w helleńskiej tradycji heroicznej power na płycie było dużo, głównie w szybszych tempach i pełnych dramatyzmu refrenach (Lords Of Death, Spartacus). Były one udane, lecz do greckiej epickiej dewastacji, do której przyzwyczaiły ekipy z Hellady w tamtych latach, sporo brakowało. Ciekawie jawił się dostojny i surowy w pracy gitar Hector`s Last Fight, jednak refren z rozczarowywał brakiem naprawdę zapadających w pamięć motywów. Zarówno w tej, jak i kilku innych bardziej heroicznych utworach, wokalista mocno przypominał w manierze wykonania Bruce`a Dickinsona. Zdecydowanie to słychać także w wolniejszym i lekko progresywnym Time For Rage, niepozbawionym przekonującego ładunku dramatyzmu. Mniej nośne były natomiast standardowy powermetal w Vengeance i galopujący Seventh Son z melodią raczej ograną przez Iron Maiden. Krążek zamykał wysublimowana i wysmakowana ballada The Road Unknown, na pewno nie nadająca się do radia, ale przyjemna i w pewnym stopniu wyciszająca po mocnych metalowych emocjach wcześniejszych kawałków. Nowy skład okazał się grupą muzyków kompetentnych. Piękne zróżnicowane basy, kreatywna gra perkusisty, a klawisze Georgiou pojawiały się dokładnie wtedy, gdy były najbardziej wyczekiwane. Być może pewne utwory pozostawiały pewien niedosyt, ale ogólne wrażenie było dobre. Powstał powermetal urozmaicony, z umiejętnie dozowanymi progresywnymi ozdobnikami i znakomicie wyprodukowany. Zespół powrócił z wartą zainteresowania muzyką i albumem jak do tej pory całościowo najbardziej przykuwającym uwagę i wyrównanym pod względem kompozycyjnym.
Grecy najwidoczniej uznali obrany kierunek za właściwy i [5] stanowił tego kontynuację, choć z większą dawką riffów odnoszących się do klasycznego heavy metalu. Wszystko zaczynało się jednak zdecydowanie powermetalowo, w ostro pulsującym gitarami Bring Out Your Dead, z akcentami maidenowymi i pewną progresywnością w melodii. Po raz pierwszy zespół zagrał na dwie gitary i to wypadło najlepiej w solówkach, nad wyraz treściwych i konkretnych. Heavymetalowy Ride The Thunde to spokojnie rozgrywany numer w rycerskiej tradycji greckiej. Dużo dramatyzmu wrzucono w pełnym rozległych wokali i rwanych riffów Distant Voices i tu pewne pierwiastki progresywne w konstrukcji się pojawiały, głównie w specyficznej zmienności melodii. Lazaris był w wybornej formie, a skrzydła rozwijał w pełno w progresywno-powermetalowym Look At You i zasięg tego głosu był godny podziwu. Jeśli szukać jeszcze głębszych progresywnym korzeni, to można było je bez trudu odnaleźć w zagranym w umiarkowanym tempie Disobey, ale ten utwór był najsłabszy w pierwszej części płyty. Za to tytułowy Envy posiadał niezłą potoczystą melodię główną i kilka znakomitych zagrywek klawiszowych. Szkoda, że Georgios Georgiou nie był na całym krążku wyraźniej słyszalny. Broken And Torn to heavy metal z pewnymi echami Black Sabbath ery Dio z lat 80-tych, ale refren rozczarowywał. Nie każdemu przypadł do gustu również Deceptor z wrzutkami stylu Firewind z czasów Apollo. Dumnie sunął do przodu Straits Of Glory, w którym spotykały się Wolfcry i Elwing. Także Burning Fleshes to klasyczny heavy metal, zagrany sprawnie, jednak melodia specjalnie tu nie porywała. W rezultacie, materiał był suma pomieszania z poplątaniem, ale przecież nie każdy metalowy album musi być monolitem. Odpowiadający za mastering George Nerantzis z niespożytą energią jeszcze raz ujawnił swoje nieprzeciętne umiejętności i talent do tworzenia selektywnego i mocnego brzmienia. Czas poświęcony na nagranie tej płyty został właściwie wykorzystany i Fortress Under Siege przedstawił kolejny udany i wartościowy zestaw kawałków z melodyjnym metalem. Nigel Foxxe grał w Imaginery oraz blackmetalowego Ereshkigal (The Raping Of The Divine w 2005 i The Erevos Arisen w 2020). Nikos Dedes grał potem na gitarze w heavymetalowym Sonic Blast (Humanity Divided w 2021).

ALBUM ŚPIEW GITARA GITARA KLAWISZE BAS PERKUSJA
[1] Michael Smeros Fotis Sotiropoulos Neokles `Nigel Foxxe` Delegos Aris Matheakakis Nikos Dedes
[2] Michael Smeros Fotis Sotiropoulos Georgios Georgiou Vaggelis Hatziandreou Giannis Dimoulas
[3] Alexandros `Hannibal` Balakakis Fotis Sotiropoulos Georgios Georgiou George Kritharis Giannis Dimoulas
[4] Tasos Lazaris Fotis Sotiropoulos Georgios Georgiou Alexandros Stavrakas Dimitris Kapoukakis
[5] Tasos Lazaris Fotis Sotiropoulos Themis Gourlis Georgios Georgiou Stefanos Kopanakis Dimitris Kapoukakis

Michael Smeros (ex-Night Shadows), Nigel Foxxe (ex-Flames, ex-Thanatos Inc., ex-Nigel Foxxe Inc.),
Nikos Dedes (ex-Angel Heart), Alexandros Balakakis (ex-Acolyte, ex-Spitfire), Georgios Georgiou (Innerwish),
George Kritharis (Immensity), Tasos Lazaris (ex-Side Effects, Erase), Themis Gourlis (ex-Celestial Ode)


Rok wydania Tytuł
1996 [1] Fortress Under Siege EP
2011 [2] The Mortal Flesh Of Love
2014 [3] Phoenix Rising
2020 [4] Atlantis
2023 [5] Envy

        

Powrót do spisu treści