
Norweski wokalista i instrumentalista, urodzony 10 października 1975 jako Vegard Sverre Tveitan. Sławę zyskał śpiewając w Emperor, wraz ze swoją żoną Ihriel założył Peccatum, oboje połączyli też siły z ludowym skrzypkiem Knutem Buenem w Hardingrock. Fani z niecierpliwością czekali na solowy debiut artysty, spodziewając się usłyszeć pomysły charakterystyczne dla utalentowanego Norwega. W przeciwieństwie do dość jednolitych stylistycznie krążków Emperor i Peccatum, debiut stawia na eklektyzm i spory rozrzut stylistyczny. Muzyka łączyła w sobie symfoniczno-blackową agresję z progresywnymi ciągotami (znanymi już z finałowego albumu Emperor Prometheus) oraz awangardowością i poplątaniem typowymi dla Peccatum. Ihsahn poszczególne elementy swojej przeszłości powrzucał w różne miejsca płyty i trzeba było liczyć się z przeskokami od typowych dla blacku blastów i gitarowego hałasowania, poprzez fragmenty wolne i ciężkie, po wrzutki nastrojowe, których nie powstydziłyby się formacje progresywno-metalowe bądź klimatyczne. Ihsahnsłyszalnie uprościł utwory, opierając ją w znacznej części na klasycznych schematach zwrotkowo-refrenowych i sporej chwytliwości. Muzyk udowadniał znów, że w kwestii gitarowego wymiatania, tworzenia ambitnych solówek oraz budowania symfoniczno-atmosferyczno-awangardowego klawiszowego nastroju należał do grona najlepszych twórców metalowych. Różnorodnie prezentował się wokal, w którym obok klasycznie blackowych skrzeków pojawiały się falsety oraz zaciągane partie przypominające Quorthona z Bathory. Wiele wniósł od siebie perkusista Asgeir Mickelson, którego techniczna połamana gra oraz ciekawe przejścia dodały kilka progresywnych cegiełek do obrazu całości. W otwierającym Invocation znalazły się wszystkie te składowe, z progresywnym technicznym wymiataniem w średnim tempie z symfoniczną oprawą, które następnie przechodziła we wściekłą nawalankę, by się w końcu niespodziewanie wyciszyć i oczarować słuchacza klimatycznym przerywnikiem. Citizen to wściekła blackowa petarda, zrównoważona kolejnym stonowanym przerywnikiem w środku. Do Emperor najmocniej nawiązywał agresywny Will You Love Me Now?, w którym pojawiły się też epickie zaśpiewy w stylu znanym z Prometeusza. Spore wrażenie robił The Pain Is Still Mine, nasuwając skojarzenia z fragmentem opery z przejmującą melorecytacją Ihsahna w asyście syntezatorów. Za to spokojniejsza odsłona płyty to chyba jej najlepsze momenty - wpierw za sprawą (zagranego z gościnnym wokalnym udziałem Kristoffera Rygga z Ulver) pokręconego Homecoming, a następnie powolnego Astera Ton Proinon, który bez zaśpiewanych blackowo refrenów mógłby wręcz pełnić rolę ballady. Piętą achillesową była produkcja - w refrenach przydałoby się więcej mocy, a wszystko brzmiało generalnie zbyt miękko. Ostatecznie wszelkiego rodzaju progresywne i awangardowe ciągoty podano z umiarem oraz w taki sposó,b by nie zrazić miłośników symfonicznego i atmosferycznego black metalu. Z tej stylistycznej mieszanki złożono kolekcję dziewięciu udanych kawałków i jak miała pokazać przyszłość, pierwsza płyta solowa okazała się dopiero początkowym krokiem w stronę prawdziwie zakręconych ciągot. Album prezentował się jako solidne muzyczne tworzywo ze zróżnicowaną stylistyką i ciekawymi rozwiązaniami, mogącymi zainteresować słuchaczy niesztampowego cięższego grania.
[2] podnosił poprzeczkę znacznie wyżej, gdyż numery były jednocześnie wyrafinowane i wystarczająco ostre. Słyszalny był wysoki poziom techniczny grania, a Ihsahn większość materiału uczynił mocno rytmicznym, nic nie ujmując mu z blackowej drapieżności. Na debiucie można było odnieść wrażenie, że muzykowi zabrakło w niektórych momentach zdecydowania co do formy muzycznej. Tutaj syntezatory ograniczono do niezbędnego minimum, eksponując w zamian całą moc elektrycznej gitary. Dominował słyszalnie aspekt progresywny, ograniczono do minimum blasty i blackowe galopady. Dominująca średnia rytmika często prezentowała się w sposób pogmatwany i połamany, nie zabrakło w nich ciekawych przejść perkusisty Mickelsona. Nowy basista Lars Norberg nadał muzyce lekko jazzującą formę, sięgając do dokonań Cynic, Atheist czy późnego Death. W aranżacjach utworów przewijały się wpływy młodzieńczych idoli Ihsahna: Bathory i Kinga Diamonda. Również w opartej na mieszance blackowego skrzeku, epickiego śpiewu i okazjonalnych falsetów warstwie wokalnej nie było już elementów kojarzących się jednoznacznie z innymi artystami. Stawiano nadal na brzmienie miękkie i lekkie w porównaniu do czasów Emperor, ale znalazło się tutaj więcej niż na debiucie czystości i selektywności, doskonale zgrywających się z technicznymi popisami poszczególnych instrumentalistów, pozwalających w pełni delektować się ich możliwościami. Ihsahn znalazł równowagę między ambicją i pomysłowością, a przystępnymi aranżacjami. Do spuścizny Emperor nawiązano tylko w trzech kawałkach, choć jedynie we wściekłym Malediction stawiano w większości na blasty z tłem w postaci chłodnych klawiszy. Pozostałe dwa (Misanthrope i Monolith) pomimo ściany gitarowego łomotu, symfonicznym wstawkom oraz okazjonalnym blastom, nie pozbawiono zwolnień i większych dawek spokoju. Reszta to już wycieczki w stronę progresywnego technicznego kombinowania. W ten sposób powstały: zróżnicowany wokalnie i klimatycznie Scarab, zaskakujący pomysłowymi mrocznymi zagrywkami Emancipation, pełen niestandardowych melodii Alchemist oraz intrygujący kontrastami między mocnymi gitarowo zwrotkami a progresywno-symfonicznymi refrenami Elevator. Największe zaskoczenie przynosiły jednak kawałki, w których Ihsahn stawiał na stonowane i refleksyjne klimaty, o które w czasach Emperora nikt by go nawet nie podejrzewał. Zaśpiewany w większości przez Mikaela Äkerfeldta z Opeth powolny Unhealer to mix progresywnej nieszablonowej melodyjności i karkołomnych solówek z doomowym dostojeństwem. Z kolei Threnody w pierwszej połowie sprawiał wrażenie romantycznej akustycznej ballady, do tego zaśpiewanej z nostalgią w głosie lidera projektu. W dalszej części jednak numer się rozkręcał, ale do samego końca dominowała dojrzała refleksyjność i dojrzałość. W żonglowaniu między różnymi estetykami, Ihsahn wyrastał powoli na niezwykle twórczego artystę, który posiadł umiejętność idealnego wypośrodkowania między przystępnością a progresywnymi zapędami. Był to krążek idealny dla miłośników eklektycznych mieszanek, oprawionych dodatkowo norweskim klimatem oraz okazjonalną ekstremą dźwiękową.

Niezwykle udanym dokonaniem był [3], na którym nic nie było takie jak się wydawało, a muzyka rozpościerała triumfalnie swoje wielkie skrzydła. Ihsahn zdecydował o pożegnaniu wtrętów rodem z Emperor. Na tej płycie symfonicznych klawiszy prawie w ogóle nie było, a zastąpiły delikatne flirty z elektroniką, bądź brzmienia retro-progresywne z wykorzystaniem organów Hammonda lub awangardowe. Unowocześnienie muzyki dotyczyło również pracy gitar, w której znalazło się sporo zapiaszczonych riffów typowych dla współczesnych formacji blackowo-progresywnych pokroju irlandzkiego Primordial. Jednak najbardziej śmiałym i zaskakującym pomysłem okazało się zaproszenie do nagrań Jorgena Munkeby'ego - lidera blackowo-awangardowej norweskiej formacji Shining, który swoimi patiami saksofonu ozdobił część utworów. Nie były one ekstremalnie odjechane i pokręcone, lecz nastawione na progresywne zacięcie spod znaku King Crimson. Pod względem rytmicznym album kontynuował zarysowany na wcześniejszych płytach trend stopniowego odchodzenia od blackowego nawalania (które tym razem pojawiało się jedynie w A Grave Inversed). Dominowały wolne albo średnie tempa. Poszczególne utwory były przy tym dość proste, często trzymając się spokojnego trasnowego rozwijania i obrabiania pojedynczych wątków, przechodzących następnie w inne motywy. Nie zabrakło fragmentów klimatycznych i stonowanych. Sam Ihsahn tradycyjnie zagrał wiele świetnych solówek, a wokale podzielił między czystymi i stonowanym a groźnym skrzekiem. Producent Jens Bogren stworzył ciężkie i zarazem czyste brzmienie, nie zawierające ani grama plastiku. Całość rozpoczynał utrzymany w średnim tempie The Barren Lands, ze świetnymi technicznymi popisami riffowo-solowych, jak i intrygującymi dialogami wokalnymi między blackowym skrzekiem a delikatnym śpiewem. W rejony blackowej agresji podanej przy tym w surowej formule kierował się A Grave Inversed, który przez wzgląd na liczne saksofonowe popisy Munkeby`ego nosił też w sobie mocno progresywno-awangardowy sznyt. Epicko jawił się tytułowy After, w którym skorzystano z brzmień akustycznych oraz czystych wokali. Frozen Lakes On Mars wzbogacił rewelacyjny refren na tle kolekcji piłujących riffów i smakowitych solówek. Dla odmiany długi i wielowątkowy Undercurrent to rzecz dla miłośników kombinowania oraz zmienności nastrojów, nasyconych grą saksofonu. Więcej spokoju przynosił Austere, który mógłby pełnić rolę ballady, gdyby nie większa dawka blackowego ciężaru i mroku w jego drugiej połowie, zakończona oryginalnie solówką Norberga na basie. Heaven`s Black Sea emanował psychotyczną atmosferą i niemal klaustrofobicznym zagęszczeniem, do którego wrzucono trochę blackowego czadowania obok progresywnych refrenów. Na koniec ociężały On The Shores, którego długi początek z potężną fakturą saksofonu sięgał ku doom metalowi. Album bezdyskusyjnie należy do grona najlepszych dokonań Ihsahna. Muzykowi udało się wreszcie ostatecznie zerwać z przeszłością Emperor, a z drugiej zaproponować utrzymaną w klimatach nowoczesnej metalowej progresji estetykę na granicy artystycznego wizjonerstwa.
[5] wydawał się bliźniaczo podobny do poprzednika, a jednak znów szedł krok dalej. Z jednej strony więcej na nim zawarto progresji i muzycznego szaleństwa, wychodzącego już poza granice muzyki (więcej zabawy dźwiękami i odczuciami słuchaczy niż melodią), z drugiej to kombinatorstwo nie zawsze stanowiło zaletę, przez co traciły takie kawałki jak Tacit 2, See czy bonusowy Hel. Najbardziej spójny był początek albumu z szybszymi Hilber i Tacit, ale również spokojniejszymi Regen (monumentalne partie klawiszy) i Pulse. [6] był w zapowiedziach określany jako album o wiele bardziej przystępny w odbiorze niż poprzednie. Tak było, ale jednocześnie muzyk nie utracił żadnego z elementów charakterystycznych dotychczas dla swej twórczości. Disassembled ozdobiono świetnym riffem, chwytliwym refrenem i wręcz prog-metalową energią. W środkowej kompozycji wrzucono nieco rytmów King Crimson i dodających nieco patosu symfonicznych ozdobników. Mass Darkness w dużym stopniu nawiązywał do dokonań Ihsahna z czasów Emperor, natomiast My Heart Is Of The North uderzał w tony Opeth. Rewolucja nadchodziła dopiero w South Winds z industrialną elektroniką. Słuchacz mógł tu być w szoku, nawet biorąc pod uwagę otwarty muzyczny umysł Ihsahna. Jako niby przypadkowo wrzucony cover zabrzmiał Until I Too Dissolve z niemal heavymetalowym riffem. Po terapii wstrząsowej Pressure stanowił podróż sentymentalną z blackowymi blastami, krzykliwym wokalem i symfonicznymi klawiszami. Wszystko wieńczył dziwny Til Tor Ulven (Soppelsolen) – kolejne nawiązanie do przeszłości. Ostatecznie powstała płyta eklektycznaz gościnnym udziałem Einara Solberga z Leprous i Jorgena Munkeby z Shining. Ostatecznie znalazły się tu również kolejne nowinki oraz eksperymenty - dla fanów poszukujących.
Asgeir Mickelson grał w thrash/blackowym Sarke (Oldarhian w 2011 i Aruagint w 2013), Abyssic, Veil Of Secrets i Terra Odium.
| ALBUM | ŚPIEW, GITARA, KLAWISZE | BAS | PERKUSJA |
| [1] | Vegerd `Ihsahn` Treidan | Asgeir Mickelson | |
| [2-3] | Vegerd `Ihsahn` Treidan | Lars Norberg | Asgeir Mickelson |
| [4-10] | Vegerd `Ihsahn` Treidan | ||
Ihsahn (ex-Emperor, ex-Zyklon B, Peccatum), Asgeir Mickelson (ex-Spiral Architect, ex-Lunaris, Borknagar)
| Rok wydania | Tytuł |
| 2006 | [1] The Adversary |
| 2008 | [2] angL |
| 2010 | [3] After |
| 2012 | [4] Eremita |
| 2013 | [5] Das Seelenbrechen |
| 2016 | [6] Arktis |
| 2018 | [7] Amr |
| 2020 | [8] Telemark EP |
| 2020 | [9] Pharos EP |
| 2024 | [10] Ihsahn |

