PIEKIELNY ZABÓJCA (1981-1985)
Amerykański zespół powstały na początku 1981 w Huntington Park (Kalifornia). Pierwszy koncert dał w nowojorskim parku w październiku tego samego roku. W 1983 ekipa umieściła utwór Agressive Perfector na składance "Metal Massacre 3", by wkrótce podpisać kontrakt z Metal Blade. Wydany 3 grudnia 1983 kultowy [1] stał się błyskawicznie ulubionym albumem fanów. Zawierał brutalną muzykę o zaskakującej agresji - podstawą brzmienia stały się ciężkie i posępne riffy, grane w galopujących tempach przy grzmotach szalejących bębnów. Slayer zrezygnował z melodii w tradycyjnym tego słowa znaczeniu - akordy zmieniały się błyskawicznie, a całości dopełniały chrapliwe partie wokalne Arayi. Zresztą swój własny patent na śpiewanie, nie do pomylenia z manierą żadnego innego metalowego wokalisty, Tom miał dopiero wymyślić. Z kolei Jeff Hannemann i Kerry King niezbyt pasowali do schematu typowego gitarowego duetu - ich solówki pojawiały się rzadko, a te zaproponowane trwały zaledwie kilka taktów. W zamian wspaniale współpracowali ze sobą w partiach rytmicznych. Odczłowieczone dźwięki doskonale korespondowały z tekstami emanującymi satanizmem i grozą, co było ewidentnym ukłonem w stronę Venom. Mimo ogromnej mocy i dynamiki, materiał sprawiał miejscami wrażenie nierównego i niejednolitego. Niezbyt przekonywały Tormentor i oparty niemal na jednym riffie The Final Command. Dużym nieporozumieniem był również Metal Storm / Face The Slayer składający się z dwóch odrębnych kompozycji. W pierwszej gitarzyści starali się popisać swoimi umiejętnościami, choć w tamtych czasach wirtuozami jeszcze nie byli. Druga część przetrwała z czasów, kiedy Slayer był w fazie embrionalnej i próbował podążać śladem niektórych pionierów NWOBHM. Dla odmiany jedną z najlepszych kompozycji był Black Magic, w którym głos Arayi wydobywał się jakby z zaświatów, a efekt niesamowitości pogłębiała spora dawka pogłosu. Główną siłą kawałka była jednak potęga riffów, a zwłaszcza tego rozpędzającego we wstępie. Na pochwałę zasługiwał także Die By The Sword z niemal przebojowym refrenem, bojowy Fight Till Death i pierwszy z prawdziwego zdarzenia hymn Slayer - niesamowity Antichrist, rzecz mocna i bezkompromisowa. Całość spięto specyficzną klamrą: otwierającym Evil Has No Boundaries (w tle zaśpiewał Gene Hoglan, znany potem z Death i Dark Angel) oraz finałem w postaci tytułowego Show No Mercy. Ten ostatni rozpoczynał krótki popis umiejętności Lombardo, po czym na pierwszy plan wysuwał się ostry jak brzytwa riff. Po ukazaniu się płyty moraliści odsądzali Slayer od czci i wiary, a recenzenci wyśmiewali dość naiwną okładkę przedstawiającą koziogłowego diabła z mieczem na tle pentagramu. Dostało się również tekstom autorstwa Kinga i Hannemanna, któzy stanęli na głowach by prześcignąć swoich idoli z Venom i Mercyful Fate w groteskowych opisach panowania sił piekielnych nad światem. Jednak to wszystko w 1983 robiło wrażenie, a kwartet szybko został okrzyknięty jako ekstremalny. Zresztą malkontentów szybko zakrzyczały rosnące w siłę legiony Slayer. Trzy utwory z debiutanckiego krążka trafiły potem na ścieżkę dźwiękową filmu "River`s Edge" z 1986 z Keanu Reevesem w roli głównej.
Coraz więcej miejsc otwierało swoje podboje dla żadnych sławy muzyków. Koncert Slayer, Abattoir i W.A.S.P. w klubie "Troubadour" został wyprzedany do ostatniego miejsca. W sierpniu 1984 ukazała się EP-ka Haunting The Chapel, w skład której weszły trzy kompozycje: inspirowany Venom Chemical Warfare, Captor Of Sin - typowa już dla Slayer porcja piekielnego żaru oraz Haunting The Chapel z interesującym tekstem, o którego publikację obawiał się nawet producent Bill Metoyer. Otóż kawałek opisywał bitwę o świątynię, w której wierne Bogu anioły był atakowane przez "plugawych żołnierzy Szatana". Niebiański plac szybko okrywał się czernią, a kościół przechodził w ręce umarłych ku chwale Lucyfera. Jednak tak naprawdę nie wizerunek czy teksty był szokujące, lecz porażająca potęgą i świeżością muzyka grupy. Wydanie płytki promowała krótka trasa koncertowa, na której zadebiutował nowy/stary techniczny - Gene Hoglan. Fani pragnęli jednak więcej, by zaspokoić swój wilczy apetyt. Dlatego też 16 listopada 1984 ukazał się koncertowy [2], która został naprawdę nagrany "na żywo" bez jakichkolwiek dogrywek. Choć brzmiał nieźle, nie miał tej miażdżącej siły, która emanuje z dziś znanych bootlegów z tamtego okresu. Niedługo potem do Keryy`ego Kinga zadzwonił z ofertą nawiązania współpracy młody Dave Mustaine, zakładający właśnie nowy zespół. King stawił się więc w umówionym terminie w Vernon, gdzie Megadeth miał salę prób. Podobno wypadł doskonale, ale ostatecznie nie zdecydował się na odejście ze Slayer. Słusznie przeczuwał, że w Megadeth pograłby rok, może dwa zanim chimeryczny Mustaine wyrzuciłby go z kapeli.
Wydany przez Metal Blade [3] ukazał się 16 września 1985. Choć trwał niemal 40 minut, zawierał zaledwie siedem kompozycji. Tytułowy Hell Awaits rozpoczynało niesamowite intro, w którym gitarowe szumy i zgrzyty wyłaniały się z absolutnej ciszy. Na tle tych rosnących w siłę dźwięków, jakiś nieludzki głos wypowiadał jakieś zaklęcie w nieznanym języku. Było to tak naprawdę puszczone od tyłu wezwanie "join us" powtórzone wielokrotnie, aż do chwili kiedy padały słowa "welcome back". Następnie ten cały piekielny jazgot przechodził we właściwą kompozycję, która stała się błyskawicznie żelaznym punktem każdego koncertu Slayer. Ten mroczny, intensywny i zabójczy kawałek był najlepszy z całego krążka, reszta niestety odstawała nieco poziomem. Opowieść o szaleńcu zabijającym bez wyraźnego motywu Kill Again utrzymano w jednostajnym tempie oraz opatrzono przydługim wstępem instrumentalnym. Sporą niespodzianką był At Dawn They Sleep - po pierwszych trzech minutach, muzycy przestawili się na wolne tempo, co miało w zamyśle podkreślić potęgę brzmienia, ale nie do końca się udało. Nigdy później również głosu Arayi nie poddano tak rozmaitym studyjnym modyfikacjom jak tutaj. Raz był sztucznie powielany, innym razem obniżany skalowo lub rozciągany. Na szczęście Tom przestał piszczeć i zawodzić, raczej "szczekał niczym wściekły pies". Kolejne utwory przelatywały nie robiąc specjalnego wrażenia: Praise Of Death z niezłą grą Lombardo na dwie stopy, ponownie zahaczający o piekielną tematykę Necrophiliac oraz dwa kończące zupełnie bezbarwne kompozycje Crypts Of Eternity i Hardening Of The Arteries. Jako kolejne dokonanie w dyskografii, ten album należało uznać za słabszy od debiutu, stylistycznie jednak oba krążki dzieliła przepaść. Całkowicie zarzucono wpływy NWOBHM grane w hardcore`owych tempach. Nowe kawałki oparto na ciągłych zmianach tempa, arsenale jadowitych riffów, coraz potężniej brzmiącej perkusji oraz mrocznej diabolicznej atmosferze. Z kolei minusem było brzmienie - producent Ron Feir nie potrafił odpowiednio wykorzystać potencjału grupy, bo gitary brzmiały płasko, a energia (tak wspaniała na koncertach) zagubiła się gdzieś w otchłaniach pogłosu. Podobała się za to okładka autorstwa Alberta Cuellara przedstawiająca bestie strącające potępionych w czeluście gorejącej otchłani.
Mimo swych wad, album rozchodził się szybko, a grono fanów Slayer rosło. Otworzyła się przed nimi kariera, która ominęła wiele utalentowanych kapel. Także dzięki temu, że muzycy woleli alkohol niż narkotyki, które przecież zniszczyły przyszłość Exodus, nieomal zabiły Dave`a Mustaine`a, a Jamesa Hetfielda z Metalliki wysłały do kliniki odwykowej. Grupa ruszyła na trasę wraz z Exodus i Venom jako gwiazdą. Właśnie wtedy Kerry King przybrał swój sceniczny wizerunek obejmujący łańcuchy, ćwieki i naramienniki z kilkucalowymi gwoździami. 26 maja 1985 grupa zagrała na belgijskim festiwalu "Poperinge" obok Pretty Maids, Warlock, UFO i Tokyo Blade. Organizatorzy nie chcieli uwierzyć, że aż 14 000 z 20 000 fanów przybyło tu, żeby zobaczyć hałaśliwą czwórkę. Przekonali się dopiero, kiedy tłum zaczął skandować nazwę Slayer podczas występu Lee Aaron. Arayę i spółkę przyjęto jak gwiazdy, a do zdjęcia z zespołęm pozował nawet burmistrz miasteczka. Następnie w czerwcu ruszyła trasa po Niemczech, a Slayer supportowali Destruction. Cała reszta młodych chłopaków - którzy potem mieli stworzyć Kreator, Sodom, Protector i Darkness - widziała te koncerty z trybun i była pod ogromnym wrażeniem brzmienia Amerykanów. Z kolei pierwszy koncert na Wyspach Brytyjskich odbył się 24 czerwca, a wieczór otwierał Atomkraft. Jesienią Slayer pożegnali się w przyjacielskich stosunkach z Brianem Slagelem i jego wytwórnią Metal Blade, podpisując kontrakt z Def Jam, której właścicielem był Rick Rubin. To on zaproponował muzykom, by po przeładowanej pomysłami i tylko momentami prawdziwie drapieżnej [3], skupić się na budowaniu klimatu ciężkimi masywnymi riffami.
Od lewej: Dave Lombardo, Jeff Hanneman, Kerry King, Tom Araya
ANIOŁ ŚMIERCI (1986-1989)
Nowy materiał zagrano więc w studio w średnich tempach i pewnego dnia zaproponowano Dave`owi Lombardo, by zagrał je dwa razy szybciej (uderzał cztery razy na sekundę). Nagle okazało się, że w tym zawrotnym pędzie kompozycje brzmiały znacznie lepiej. W ten sposób arcydzieło thrash metalu, które miało wkrótce ujrzeć światło dzienne trwało niecałe 28 i pół minuty. Zespół uznał, że płyta stanowiła zamkniętą całość i nie potrzeba żadnych dodatkowych dźwięków. 7 października 1986 ukazał się [4] i rzucił wszystkich na kolana. Otwierał wszystko kontrowersyjny Angel Of Death, niespełna pięciominutowa esencja thrashu. Metallica sprzedawała albumy, które sprzedawały się lepiej niż cała dyskografia Slayer. Megadeth komponował numery z taką ilością riffów, iż można by nimi obdzielić trzy płyty Slayer. Anthrax miał w swoim dorobku hity, które wspinały się na listy przebojów, na których Slayer nigdy nie zagościł. Ale to właśnie Angel Of Death zapadł najbardziej w chłonne umysły młodych ludzi, zakiełkował i wydał w przyszłości jadowite owoce w postaci death i black metalu. Byłą to historia doktora Josefa Mengele - nazistowskiego lekarza, który zasłynął sadystycznymi eksperymentami medycznymi przeprowadzanymi na więźniach obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Ze szczególnym upodobaniem ta ludzka kreatura dręczyła bliźnięta, poddając je działaniu bardzo niskich lub wysokich temperatur, wstrzykując barwniki w gałki oczne, umyślnie zakażając rany czy amputując kończyny i pozwalając by wykrwawiły się na śmierć. Jeśli nawet niektórym z jego ofiar udało się przeżyć karygodne eksperymenty, Mengele dobijał je i poddawał sekcji zwłok. Zważając na fakt, że po wojnie uciekł do Ameryki Południowej i nigdy nie stanął przed sądem (umarł w wieku 79 lat dostając wylewu podczas kąpieli w oceanie), szybko stał się symbolem holocaustu. Tekst Angel Of Death z drastycznymi szczegółami opisywał cierpienia ofiar Mengele. Czujni obrońcy moralności podnieśli krzyk, że Slayer nie tylko oddaje cześć Szatanowi, ale gloryfikuje hitlerowskich zbrodniarzy. Jeff Hanneman wyjaśniał: "Temat wojny zawsze wypływał przy rodzinnym stole, gdyż ojciec służył podczas II wojny światowej i posiadał pokaźną kolekcję medali, które zabrał martwym Niemcom. Kiedy dorosłem zaczęło mnie fascynować jak ludzie mogli się tak nawzajem szlachtować, a holocaust był tego najbardziej brutalnym przykładem. Tylko mówiąc wprost, że nazizm jest zły nie narazilibyśmy się na błędne interpretacje. Tego nie chcieliśmy robić, gdyż to byłoby pójście na łatwiznę. Trzeba przypominać ludziom, że to gówno miało miejsce i może wydarzyć się ponownie". Oczywiście, szukającym sensacji dziennikarzom takie wyjaśnienia nie wydały się satysfakcjonujące. Dodatkowo szefowie Def Jam wystraszyli się kontrowersji, które narastały wokół utworu. Sami muzycy nie mieli zamiaru się kajać i nikogo przepraszać. Pewnie dlatego tak wielu prawicowych oszołomów do dziś uznaje Slayer jako "swój zespół". Nawet w środowisku metalowym czasami nie znajdowało to zrozumienia, a Angel Of Death stał się w przyszłości obiektem ataków ze strony choćby Sepultury czy anarchistów z Napalm Death. Jednak na legendę utworu wpłynęła przede wszystkim muzyka - brutalna, wściekła i budząca szczery podziw. Trudno zakochać się w Angel Of Death przy pierwszym przesłuchaniu, ale nie każdy mógł strawić tak potężną dawkę negatywnej energii. W krótkim refrenie, Lombardo intensyfikował kanonadę. Ten kawałek przeszedł po prostu do historii metalu i stał się jednym z jego filarów. Zwykle też kończył koncerty Slayer.
Po Angel Of Death następował dwuminutowy Piece By Piece - ten opis sadystycznej uczty od niezbyt szybkiego otwarcia z zasłużenie wyeksponowanym basem przechodził do samobójczego pędu na złamanie karku w drugiej części kompozycji. Jednak prawdziwie karkołomne tempo prezentował trwający zaledwie 101 sekund Necrophobic - rozpoczynał go "nieprzyzwocie" ostry riff, który na chwilę wyhamowywał w połowie, by wrażenie, które wywoływał wracając ze wściekłą solówką było jeszcze bardziej piorunujące. Na tekst kawałka złożyły się mniej lub bardziej wymyślne sposoby rozstania się z tym światem. Altar Of Sacrifice był plastycznym opisem krwawego rytuału ze wszystkimi niezbędnymi rekwizytami, a z jego superciężkiego finału wyłaniał się Jesus Saves, który po niemal marszowym początku rozpędzał się do szalonego galopu. Miejscami był tak szybki, że Araya ledwie nadążał z wykrzykiwaniem tekstu. Podobał się Criminally Insane z gęstniejącą atmosferą i rozlegającym się w tle demonicznym złowróżbnym śmiechem. Następnie nagrano dwa numery dość proste i niknące wśród lepszych kompozycji: Reborn (opowieść o wiedźmie spalonej na stosie, która poprzysięga swym oprawcom powrót za grobu i krwawą zemstę) oraz Epidemic. Porażała moc Postmortem - niezbyt szybkiego kawałka, ale opatrzonego w riff kruszący ściany. Traktował on o ludziach "upadających tak nisko, by odbierać sobie życie". Wszystko kończył prawdziwy hymn Raining Blood - głównym bohaterem był tu Szatan oblany spadającą z nieba krwią aniołów. Dźwiękowy i niemal przebojowy chaos pędził na oślep ku piekielnej otchłani, gdy nagle wszystko cichło, uciszane grzmotami i szumem ulewy. Ten utwór stał się jednym z punktów kulminacyjnych każdego występu Slayer. Płyta radziła sobie na rynku całkiem nieźle, mimo prasowej nagonki i zamieszania związanego ze zmianą dystrybutora. Zabawne, że po latach, kiedy nikt nie podważa kultowej pozycji albumu - niewielu pamięta jak w tamtych czasach krytycy mieszali wydawnictwo z błotem. Slayer nagrał arcydzieło, na którym znalazło się wszystko czego potrzebowała płyta tego kalibru - agresję, szybkość i przemoc. Nie było tu w zasadzie ani jednego słabego utworu, a album można było puszczać bez końca. Rick Rubin zdefiniował czystą esencję stylu SLayer, a album trwał idealnie i każde choćby 10 dodatkowych minut stworzyłoby niepotrzebne przedłużenie. Pierwszą odsłoną trasy promocyjnej miało być tournee po Ameryce Północnej u boku W.A.S.P., ale tuż przede jego rozpoczęciem szeregi zespołu opuścił nieoczekiwanie Dave Lombardo. Pozostałą trójka nie kryła zdziwienia - o ile dla nich liczyła się wyłącznie muzyka, perkusista miał inne priorytety. W lipcu 1986 wziął bowiem ślub i życie rodzinne postawił na piedestale. Wpierw założył, że małżonkę zabierze ze sobą na długie tygodnie na trasę. Jednak ten pomysł nie spodobał się reszcie. W końcu Lombardo osiągnął poziom rozgoryczenia, który wykluczał wszelkie próby negocjacji. Araya, King i Hanneman znaleźli szybko zastępstwo w osobie Tony`ego Scaglione z Whiplash. Mimo jego niezłych umiejętności, chłopaki zdali sobie sprawę, że Dave był ważną częścią ich brzmienia i że zanikła gdzieś wcześniejsza chemia. Na początku stycznia Scaglione podziękowano ze współpracę, a do grupy wrócił Lombardo, który niejako "wygrał próbę sił", choć od tego momentu nigdy już nie czuł się w Slayer pewnie. Tak czy inaczej, po masakrycznej szybkości kwartet postanowił nieco zwolnić.
5 lipca 1988 ukazał się [5] - otwierało go stylistyczne zaprzeczenie Angel Of Death. Wolny i niesamowicie wciągający South Of Heaven z niesamowitym riffem, przejmującym krzykiem Arayi ("on and on south of heaven") oraz świetnej gry Lombardo, który wśród tych niecałych pięciu minut miał wystarczająco czasu, by wypróbować dziesiątki przejść. Ten majestatyczny i niespieszny kawałek był początkowo szokiem dla fanów zespołu, ale dziś stanowi absolutny klasyk. W niezwykle plastyczny sposób udało się Slayer nakreślić dzień zagłady świata. Dzikie gitarowe wycie przeciągało się do pierwszych taktów Silent Scream - najszybszej kompozycji na albumie. Utwór wpisywał się znakomicie w konwencję klasycznego Slayer, ale jego słowa stanowiły już prawdziwą niespodziankę. Był to bowiem głos w dyskusji o aborcji, tematyki budzącej emocje pod każdą szerokością geograficzną. Pompatyczne otwarcie Live Undead przeradzało się jak zawsze w burzę dźwięków, w której King i Hannemann wymieniali się wściekłymi kilkusekundowymi solówkami. Dynamiczny i melodyjny Behind The Crooked Cross dotyczył Trzeciej Rzeszy, przedstawiając nazizm jako zbrodniczą ideologię i być może miał na celu zatarcie nieszczęsnego wrażenia, jakie wywołała opowieść o doktorze Mengele. Rytmiczny Mandatory Suicide sprzyjał zdzieraniu gardła, choć tytułowe samobójstwo znów było mylnie interpretowane. Kawałek stanowił bowiem protest-song o przesłaniu antywojennym. Araya mówił w wywiadzie: "Uważam, że Wietnam jest czarną plamą na historii Ameryki. Wysyłanie tych dzieciaków tam było po prostu morderstwem. Jeśli idziesz na wojnę na ochotnika, wszystko w porządku, ale jeśli jesteś do czegoś zmuszany, mamy do czynienia ze zbrodnią". Równie dobre wrażenie robił Read Between The Lies, w którym hipnotyzującym riffom i transowemu riffowi towarzyszyła psychodeliczna rozedrgana solówka Hannemana. Na prośbę Rubina dorzucono na koniec parę wersów o Szatanie, by nawiązać do dotychczasowej piekielnej konwencji. Kolejny Cleanse The Soul był najsłabszym momentem krążka, nie lubianym nawet przez samych muzyków. Cover Judas Priest Dissident Aggressor prezentował Arayę jako wokalistę potrafiącego nie tylko wrzeszczeć. Kończący Spill The Blood otwierała gitara akustyczna, po czym uderzenie, choć wolne i monotonne. Taki finał z pewnością musiał w tamtych czasach mocno dziwić - wielu podnosiło alarm, że Slayer się skomercjalizował, że za bardzo zwolnił. A przecież nie był to krążek łagodny - muzycy po prostu tylko przestali walić w bębny bez opamiętania. Kerry King z kolei krytykował przemianę głosu Arayi, a przede wszystkim dublowanie wokali tzn. połączenie w sześciu kawałkach wysokiego i niskiego śpiewania. Dziś mało kto pamięta te wszystkie zarzuty, a już na pewno nikt nie traktuje ich poważnie. W 1999 Martin Popoff w książce "The Collector`s Guide To Heavy Metal" napisał: "Krążek wypełnia szalona konstrukcja potężnych niszczących riffów. Za każdym razem kiedy obcuję z tą niesamowitą czarną dziurą nienawiści, jestem o krok od palpitacji serca." W dniu premiery [5] dzielnie stawał do boju z Michaelem Jacksonem, debiutując w pierwszej 20-tce najlepiej sprzedających się płyt w Wielkiej Brytanii.
Na trasę "World Sacrifice Tour" Slayer zabrał młodszych kolegów z Nuclear Assault i Acid Reign. 12 sierpnia 1988 zespół grał koncert w Los Angeles. Kłopoty zaczęły się, kiedy okazało się, iż chętnych do obejrzenia koncertu jest więcej, niż mogło pomieścić "Hollywood Palladium". Za to wszyscy mieli bilety, bo kiedy zostały wyprzedane, organizator postanowił je dodrukować. Kiedy klub pękał w szwach, ochroniarze zamknęli bramy, pozostawiając na zewnątrz 1000 osób wymachujących biletami. Pod naporem tej ludzkiej ciżby pękły drzwi i szyby, wybuchły zamieszki. Do ich stłumienia wezwano nawet specjalne oddziały policyjne. W ten sposób Slayer dostał się do wieczornych wiadomości z informacją o licznych ofiarach zadymy. Sami muzycy nie mieli o niczym pojęcia grając w środku swój show. Z kolei 31 sierpnia w Nowym Jorku w hali "Felt Forum" zniecierpliwiona publiczność zaczęłą dewastacje siedzeń i w krótkim czasie klub pokrył się setkami kawałków gąbek. Organizator koncertu poprosił Arayę, by przemówił do publiczności z prośbą o zaprzestanie niszczeń. Wówczas tłum zawył z furią i naparł na ochroniarzy. Zaczęły się przepychanki i bijatyki, sytuacja znów wymknęła się spod kontroli. Fani z balkonów zdarli płyty z sufitu i wygięli podtrzymujące go metalowe sztaby. Na szczęście ktoś rozsądny pozwolił wreszcie Slayerowi rozpocząć występ, dzięki czemu nikomu nie stała się krzywda. Wkrótce wydarzyło się coś pozytywnego - w grudniu 1988 zaprosił ich na 12 koncertów sam manager Judas Priest, następnie dołączyli do Motörhead promującego właśnie swój słaby krążek Rock`n`Roll. Po ich zakończeniu, kapela weszła do studia, planując na nowym albumie połączyć style dwóch ostatnich krążków.
Od lewej: Tom Araya, Dave Lombardo, Jeff Hanneman, Kerry King
POTĘGA OTCHŁANI (1990-1995)
Na wydanym 9 października 1990 [6] Slayer nie odszedł aż tak mocno od mroku i Szatana, jakby to mogło się wydawać przy pierwszym przesłuchaniu. Rogaty odcisnął swoje piętno na tych utworach, nawet jeśli nie było to tak oczywiste jak w ostatnich latach. Wiele rzeczy Araya przedstawił w tekstach w sposób bardzo obrazowy i przerażający. Jednocześnie zachowano odpowiednie tempa, przy okazji pilnując Lombardo, by za bardzo nie przyspieszał w studio, do czego miał w przeszłości tendencje. War Ensemble stanowił manifest mocy, który miał udowadniać, że panowie potrafili jeszcze przyłupać. Doskonale złowieszczy kawałek, z chwytliwym refrenem popartym wyczuciem dramaturgii, opisywał wojenną zawieruchę. Podobno puszczali go w kokpitach piloci śmigłowców Apache podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej. Blood Red traktował o prześladowanych ofiarach pokoju. Te niespełna trzy minuty zagrano w średnim tempie, intrygował pojedynek na krótkie solówki miedzy Kingiem a Hannemanem. Nieco żwawszy był Spirit In Black - zapis podróży w piekielne czeluście, której przewodnikiem był sam Szatan. Na podstawie bezpośrednich obserwacji powstał Expendable Youth, opowiadający o gangach i pełnego życia przemocy na ulicach Los Angeles. Najbardziej jednak bulwersującym utworem był Dead Skin Mask, którego bohaterem został seryjny morderca Edward Gein. W listopadzie 1957 policja odkryła na jego farmie w stanie Wisconsin lodówkę wypełnioną ludzkimi organami, zupę stygnącą w ludzkiej czaszce oraz ubrania uszyte z skór ofiar. Okazało się, że Gein popadł w szaleństwo po śmierci nadopiekuńczej matki, a nakładanie ludzkiej skóry wiązać się miało z próbami jej wskrzeszenia. Utwór zaczynał się od jednego z lepszych riffów w dyskografii zespołu. Hannemanowi udało się w prosty motyw muzyczny zakląć całe pokłady zła i ciemności. Araya wcielał się w rolę mordercy: "Czekałem na twoje przybycie, nie zatrzymam cię tu długo, zatrzymam cię na zawsze". O sile Dead Skin Mask zadecydowała właśnie ta oszczędna forma, a punktem kulminacyjnym był nie hałas, a moment zawieszenia, z którego ponownie wypełzał motyw przewodni. W końcu emocje sięgały zenitu, kiedy pojawiały się przesiąknięte lękiem i rozpaczą dziecięce głosy (mające symbolizować niewinne dziecko uwięzione w umyśle psychopaty). Po tym ponurym i wolnym utworze wylatywał szybki niczym pocisk Hallowed Point, natomiast ze Skeletons Of Society wyłaniał się świat po wojnie atomowej (nieliczni ocaleni egzystowali w ruinach cywilizacji). Autorem tej ponurej wizji był Kerry King, odpowiedzialny zresztą za utrzymanie kawałka w jednostajnym miarowym tempie. Pierwotna wersja Born Of Fire pochodziła jeszcze z 1988 - prosty, szybki i wściekły numer, który mógłby się znaleźć na [4]. Kończący całość tytułowy Seasons In The Abyss to Slayer "dojrzały". Niemal balladowy wstęp przechodził w riff podobny nieco do Mandatory Suicide, a najbardziej w pamięć zapadał zaśpiewany dwugłosem refren. Album generalnie dotyczył mrocznych otchłani ludzkiego umysłu, a muzycy śmiali się z dziennikarzy, którzy tytułową otchłań brali nawet za dno oceanu. Na minus należało zaliczyć nędzną okładkę, którą w historii thrashu pod względem prymitywizmu przewyższały jedynie chyba dwie pierwsze płyty duńskiego Artillery. Dzieło przyjęto z niemal pobożną czcią, a w "Metal Hammer" napisano: "Dla tej płyty warto umrzeć". Krążek był wciągający, interesujący i bardziej dojrzały. Połechtani entuzjastycznym recenzjami, muzycy Slayer rozpoczęli przygotowania do trasy koncertowej godnej tytanów.
Wpierw padł pomysł, by na trasę ruszyła cała Wielka Czwórka thrash metalu. Niestety na Metallikę szanse od samego początku był małe - po sukcesie One Hetfield i spółka byli w innej lidze, walcząc o listy przebojów z Madonną. Potem okazało się, że Anthrax też ma inne plany. W końcu tournee "Clash Of The Titans" ruszyło w składzie: Slayer, Megadeth, Testament i Suicidal Tendencies. Od początku dochodziło do zgrzytów. Wpierw Mike Muir (lider Suicidal Tendencies) poczuł się urażony, że jego kapelę uznaje się za ustępującą innym co najmniej o klasę. Potem mający wtedy jeszcze problemy narkotykowe Dave Mustaine nie mógł przełknąć, że to Slayer będzie kończyć koncerty. Ale tak musiało być, gdyż nawet dla Megadeth wyjście na scenę po Zabójcy równałoby się wówczas z artystycznym samobójstwem. Zaplanowana na 18 koncertów trasa po Europie ruszyła 22 września 1990 w belgijskim Genk, przyciągając momentalnie większą publiczność, niż odbywający się miesiąc wcześniej festiwal "Monsters Of Rock" z Whitesnake, Aerosmith i Poison. Tournee zakończyło się 17 października w Bremie. Slayer wykonywał nie tylko swoje największe kawałki, ale także w całości ostatni album. Po powrocie z Europy, zespół w grudniu 1990 złożył wizytę japońskim fanom, a potem ruszył do Egiptu by pod piramidami nagrać teledysk do Seasons In The Abyss. W połowie maja 1991 "Clash Of The Titans" ruszyło w USA, z małymi wypadami do Vancouver i Toronto. Tym razem skład był następujący: Megadeth, Slayer, Anthrax i Alice In Chains. Death Angel wycofali się w ostatniej chwili po wypadku, w którym perkusista Andy Galeon omal nie stracił życia. Każdego dnia kto inny szczycił się mianem gwiazdy wieczoru, choć Mustaine zastrzegł sobie w kontrakcie, że nie będzie grał po Slayerze. Ten ostatni zarejestrował materiał z myślą o płycie koncertowej. W Europie nagrano występ w Londynie 14 października 1990, w USA - show z San Bernardino i Lakeland na Florydzie. Podwójny [7] ukazał się 22 października 1991 ukazywał formację ze wspaniałej strony, udowadniając, że na scenie Slayer w tamtym okresie miał niewielu równych sobie. Pojawiły się jednak znów problemy z Lombardo, który w tamtym czasie rozwiódł się żoną i nie mógł się zbytnio pozbierać. Wpierw deklarował absolutne oddanie Slayerowi, później jednak wrócił do ciężarnej żony. Pozostała trójka ograniczyła się do złośliwości, nie wydano nawet oficjalnego oświadczenia. Chodziło przede wszystkim o występ na słynnym "Monsters Of Rock", którego termin kolidował z narodzinami syna Lombardo. Rubin podobno nieźle wściekł się na perkusistę, który wkrótce dowiedział się z gazet, że jego byli już koledzy przesłuchują bębniarzy na jego miejsce. W kwietniu 1992 Dave Lombardo przestał być oficjalnie członkiem Slayer.
Kerry King natrafił wkrótce na dobrą opinię o perkusiście z Forbidden. W ten sposób Paul Bostaph został zaproszony na przesłuchanie i zagrał opracowane wcześniej dziewięć kawałków. Najwięcej trudności sprawił mu podobno Angel Of Death, wykonywał też skomplikowany Silent Scream, którego nie było na liście. By wypełnić wcześniejsze zobowiązania, Bostaph pojechał jeszcze z Testament w trasę po Ameryce Północnej, czego pamiątką był Return To The Apocalyptic City. W nowym składzie Slayer zagrał po raz pierwszy 15 sierpnia 1992 w Mannheim, po W.A.S.P. i Helloween, a przed Black Sabbath. 22 sierpnia kwartet wystąpił na wspomnianym festiwalu "Monsters Of Rock". W środku dnia chłopaki przygwoździli publiczność stutonowym ciężarem Dead Skin Mask i nieokiełznaną nawałnicą Angel Of Death. Potem zespół umieścił nagranie na ścieżce dźwiękowej "Judgement Night" z Charlie Sheenem. Właściwie to wzięto trzy numery The Exploited (War, UK 82 i Disorder) i zrobiono z nich jeden. W dodatku wykonano ten utwór ze znanym raperem Ice-T. 27 września 1994 wyszedł [8] - wewnątrz wkładki znajdowało się szokujące zdjęcie przedstawiające logo Slayer wycięte do krwi na ramieniu jednego z fanów. Podobno był to Mike Mayer, który zgłosił się na ochotnika, kiedy usłyszał rozmowę pracowników graficznych na temat nowej okładki. Napis wyciął sobie sam skalpelem. Sam album zawierał dziesięć kompozycji, w których porzucano tematykę religijną i piekielną. Zmartwieni rodzice nie mieli jednak z czego się cieszyć. Pozbawiony satanistycznej otoczki Slayer przemówił językiem zrozumiałym teraz dla przeciętnego odbiorcy. Killing Fields traktował o zabijaniu, a Arayę zainspirowała książka "Sam Na Sam Z Diabłem" dotycząca psychiatrii sądowej. Otwierał go kilkusekundowy popis gry Bostapha, sprawiający wrażenie doczepionego na siłę, ale zamykający usta niedowiarkom twierdzącym, że nikt nie jest w stanie zastąpić Lombardo. Lepsze wrażenie robił krótki Sex, Murder, Art - niemal punkowy w swej prostocie. Była to opowieść o złej miłości i jej niszczącej sile, o upokorzeniu i chęci rewanżu. W Fictional Reality Kerry King rozprawiał się z zakłamanym światem polityki. Araya wyszczekiwał tekst, a w połowie utworu zwalniano, by z kłebiących się gitar mogła wypłynąć solówka Hannemana. Dittohead powstał pod wpływem popularnego w USA talk-show Rusha Limbauga, znanego z ultrakonserwatywnych poglądów. Jego fani sami nazywali siebie "potakiwaczami" (dittoheads), czyli ludźmi jednomyślnymi. W zamyśle kawałek miał opisywać USA jako chore państwo bezprawia, choć nie zdecydowano się na jednoznaczną deklarację o charakterze politycznym. Słabo wypadł tytułowy Divine Intervention z anemicznym wstępem, sprawiający wrażenie ułomnej niedopracowanej wersji Seasons In The Abyss. Za spoiwo tego kolosa o glinianych nogach miały posłużyć solówki, jednak występowały tu one w nadmiarze. Poczucie niedosytu rekompensował za to drapieżny i dynamiczny Circle Of Beliefs. W tej kompozycji autorstwa Kinga, Tom Araya wykrzykiwał jak opętany odezwę do fanatyków religijnych, którzy nie potrafili zrozumieć, że ktoś może żyć inaczej niż oni. Zagrany w średnich tempach SS-3 był popisem Bostapha, bawiącego się przejściami i mającego tu pole do popisu. Inspiracją dla tego kawałka Hannemana była postać nazistowskiego zbrodniarza Richarda Heydricha, protektora III Rzeszy dla Czech i Moraw, zamordowanego przez czechosłowacki ruch oporu 4 czerwca 1942. Ponownie wróciły absurdalne oskarżenia o sympatie faszystowskie oraz dociekania skąd u muzyków Slayer tak wielkie zainteresowanie tematyką II Wojny Światowej. Media wskazywały, że Jeff miał nawet rottweilera, który wabił się Rommel. Serenity In Murder był ciekawy przez wzgląd na eksperymenty wokalne - niektóre partie Arayi przypominały wręcz dokonania Voivod w tym zakresie. Było to klasyczne już wyznanie mordercy pozbawiającego życia swoją ofiarę. W podobnej stylistyce orbitował 213 nawiązujący tytułem do mieszkania zajmowanego przez Jeffa Dahmera w Milwaukee. W jego mieszkaniu policja odkryła 24 lipca 1991 rozgotowane i obrane ze skóry ciała, 9 ludzkich głów (w tym dwie w lodówce), peklowane genitalia w słoikach oraz męskie korpusy marynowane w beczce. Dahmer polował na swoje ofiary w centrach handlowych i barach dla gejów, po czym zwabiał do siebie obiecując narkotyki, seks i pieniądze. Choć nie był to utwór na miarę Dead Skin Mask, posiadał podobny niepokojący nastrój. Album zamykał szybki Mind Control w jednostajnym tempie, co było niejako przypomnieniem, że w tym kwartet był najlepszy. Był to zatem niezły krążek, ale trudno go porównywać do dawnych dokonań. Slayer po prostu starał się znaleźć w nowej epoce, dzielnie znosząc konkurencję ze strony Pantery i Sepultury. [8] zadebiutował w na ósmej pozycji na liście "Billboardu" - nigdy wcześniej panowie nie odnieśli tak spektakularnego sukcesu komercyjnego. Po latach trudno znaleźć te kawałki w rozpisce koncertowej Slayer. Wydawało się, że wydawnictwo nie wywarło zamierzonego wrażenia. Trasa promocyjna objęła niemal cały cywilizowany świat, a w Ameryce Południowej formacja poprzedzała Black Sabbath z Tony`m Martinem oraz Kiss z Erikiem Singerem i Bruce`m Kullickiem.
Kerry King
OKRES ZAGUBIENIA (1996-2000)
28 maja 1996 ukazała się na rynku płyta, którą szybko okrzyknięto "największym nieporozumieniem w dorobku Slayer". [9] był bowiem jedynie zbiorem punkowych coverów. Fakt, kwartet celował w listy sprzedaży, gdyż na całym świecie sukcesy święcić zaczęły grupy neopunkowe jak Offspring, Green Day czy Rancid, drugą młodość przeżywali Bad Religion. O dziwo, dorobku gigantów gatunku jak Sex Pistols, The Clash, Black Flag czy Dead Kennedys, Slayer w ogóle nie brał pod uwagę. W zamian przerobił m.in. Guilty Of Being White Minor Threat, Violent Pacification D.R.I., I`m Gonna Be Your Dog The Stooges oraz trzy kawałki grupy Verbal Abuse, w tym singlowy I Hate You. Miał to być pomnik uhonorowania zapomnianych zespołów amerykańskich z Zachodniego Wybrzeża, mających również wiele wspólnego z hardcore`em. Choć wersje Slayer był oczywiście potężniejsze, tu i ówdzie strukturę oryginału rozrywała wściekła solóka, płyta popadła w niełaskę - wielbiciele thrashu spodziewali się premierowego materiału lub w najgorszym przypadku coverów metalowych. W dodatku łatwo wychwycić kilka wpadek brzmieniowych sprawiających wrażenie, iż krążek powstał w pośpiechu, za marne pieniądze i w na poły amatorskich warunkach. Nieporozumieniem było także wciśnięcie na koniec autorskiego Gemini. Bezkompromisowość albumu miała oddawać okładka przedstawiająca negatyw zdjęcia fanów tłoczących się pod sceną. W tym samym okresie Paul Bostaph zaczął tworzyć solowy projekt o nazwie The Truth About Seafood. Pozostała trójka nie traktowała tego poważnie, nie wierząc, że dla "czegoś takiego" perkusista mógłby opuścić Slayer. A jednak po zakończeniu trasy koncertowej bębniarz zadzwonił do zespołu ogłaszając taką właśnie decyzję. Śpieszyło mu się do nowej muzycznej przygody tak bardzo, że nie zamierzał w najmniejszym stopniu partycypować w tworzeniu w tworzeniu nowego materiału. Chwilowo znaleziono więc zastępstwo w osobie Johna Dette, znanego z Testament.
Bostaph szybko jednak zraził się do grania alternatywnego i wrócił do kapeli. Zanim weszli do studia, wrzucili kawałek na ścieżkę dźwiękową filmu "Spawn" w licpu 1997. Tym razem wynikiem współpracy z elektronicznym tworem Atari Teenage Riot była kompozycja No Remorse (I Wanna Die). Było to zamierzenie intrygujące - riffy Kinga zlewały się z bezduszną plątaniną beatów w jazgotliwą bryłę. Dużo więcej było w tym tak naprawdę Atari Teenage Riot niż samego Slayera. Na okładce wydanego 9 czerwca 1998 nowego albumu widniała mroczna fotografia artystki o pseudonimie Exum - spoglądająca czarnymi oczodołami postać miała w sobie coś z dostojnika kościelnego i Hannibala Lectera zarazem. Nie było to szokujące, ale wyglądało rzeczywiście upiornie. Poza porzuceniem diabelskich okładek zmieniono też logo. Jednak poza wartościami wizualnymi, [10] był bezsprzecznie najsłabszym autorskim krążkiem Slayer. Zabrakło charakterystycznych elementów dotychczasowego stylu, zbytnio zbratano się w adoptowaniu nowoczesnych wibracji. Powstało wrażenie, że muzycy za wszelką cenę pragnęli dotrzymać kroku temu co wówczas było modne. Nowe dźwięki przejawiały wpływy hardcore`u i nowomodnego groove. Funkująca sekcja, przetworzony elektronicznie głos Toma i industrialne sprzężenia w Death`s Head były dużym szokiem dla wielbicieli zespołu. W Desire łatwo było dopatrzeć się skojarzenia z głośną sprawą OJ Simpsona, a Point powstał pod wpływem filmu "Full Metal Jacket", zawsze towarzyszącemu Slayerowi na trasie. Większość pomysłów ginęła w masie traumatycznych wokali i partii gitar, które zupełnie nie pasowały do kapeli.
W 1998 grupa zamieściła utwór Human Disease na ścieżce dźwiękowej horroru "Narzeczona Laleczki Chucky". Był to odrzut z sesji ostatniej płyty i dokładnie tak brzmiał. Niezbyt szybkie tempo, rwany hardcore`owy motyw i nienaturalnie zniekształcony wokal Arayi dobijała ostatecznie całkowicie pozbawiona klimatu melorecytacja. 10 grudnia 1998 kwartet wystąpił w ojczyźnie Toma - Chile. Na tamtejszym festiwalu "Monsters Of Rock" supportowali ich Helloween i Anthrax. W 1999 Slayer wziął udział w "Ozzfest", a następnie zamieścił przeróbkę Hand Of Doom Black Sabbath na tribute albumie "Nativity In Black Vol.2" w 2000. Niewypał jakim okazał się film "Dracula 2000" również zawierał numer Slayer - tym razem świetny Bloodline, który znalazł się na następnej płycie. Nadeszły jednak kłopoty - zespół oskarżono o podżeganie do morderstwa. Chodziło o starą sprawę - 22 lipca 1995 15-letnia Elyse Pahler z małego miasteczka Nipomo umówiła się ze swoimi trzema kolegami po szkole, którzy obiecali jej narkotyki. Po zwabieniu dziewczynki do lasku, jeden dusił ją paskiem, a inny wbił jej nóż w szyję. Żaden jednak z dwunastu ciosów nie było śmiertelnych i Elyse zmarła dopiero kilka godzin później z powodu upływu krwi. Sprawcy uprawiali seks z jej ciałem, które gniło później przez osiem miesięcy wracali w eukaliptusowym gaju. Kiedy złapano zbrodniarzy jeden z nich przyznał, że do popełnienia niby-satanistycznego rytuału pchnęły go teksty do Postmortem i Dead Skin Mask. Śmierć dziewczyny miała być "ofiarą złożoną diabłu", a Szatan miał sprawić, że chłopaki mieli lepiej grać na instrumentach we własnej kapelce Hatred. Rodzice ofiary wnieśli pozew przeciw muzykom, wytwórni American oraz firmie Columbia Records. Jako materiał dowodowy załączono teksty. Pahlerowie naprawdę wierzyli, że ich dziecko zabiła muzyka. Na szczęście sędzia nie doszukał się w utworach wyraźnej zachęty do zabijania. 29 października 2001 ostatecznie odrzucono pozew, choć w werdykcie podkreślono, że teksty grupy były "wyjątkowo odrażające i bluźniercze". Mimo oczyszczenia z zarzutów, muzycy długo jeszcze nie mogli się otrząsnąć z tego koszmaru i nagonki medialnej.
Od lewej: Kerry King, Jeff Hanneman, Dave Lombardo, Tom Araya
BÓG NIENAWIDZI NAS WSZYSTKICH (2001-dziś)
Cały gniew i frustrację przelano na [11] wydany 10 września 2001. Był najlepszym dokonaniem kwartetu od czasów [6]. Zaczęło się jednak od zamieszania z okładką obrazującą nasiąkniętą krwią Biblię przybitą gwoździami. Slayer zdecydował się więc na wydruk zewnętrznej obwoluty z czterema niewinnymi krzyżami na białym tle. Disciple był żywym dowodem piekielnej wściekłości. Slayer odzyskał formę sprzed dekady i po raz kolejny udowodnił, że zasługuje na swoja nazwę. Bostaph startował z "karabinem maszynowym" obu stóp, gitary cięły powietrze niczym brzytwy, a Araya wykrzykiwał spontanicznie "god hates us all, god hates us all". Po nagłej pauzie zespół zwalniał dajac pole do popisu perkusji, a Tom wrzeszczał: "Odrzucam tą pierdoloną rasę, nienawidzę tego pierdolonego miejsca". Tak naprawdę wokalista zawsze przyznawał się do swojej żarliwej wiary w odwrotności do Keryy`ego Kinga - zagorzałego agnostyka, którego zawsze raziła powierzchowność wszelkich kultów. W wywiadach mówił: "W chrześcijaństwie wszystko kręci się wokół kasy, a zwłaszcza tu w Ameryce. Nie muszę im wysyłać pieniędzy, by zbawić moją duszę". God Send Death zaczynał się spokojnie, by później nieco przyspieszyć z wokalnymi "mijankami" w refrenie. Pierwsza część New Faith brzmiała niczym cięższy hard rock, ale za sprawą podwójnej stopy Bostapha atmosfera zagęszczała się. Po wykrzyczanych słowach: "Trzymam Biblię w kałuży krwi, by żadne z jej kłamstw nie miało na mnie wpływu" eksplodowała histeryczna bezładna solówka, z której wyłaniała się druga ostrzejsza część utworu. Dwa kolejne kawałki - Cast Down i Threshold - nawiązywały za pomocą rwanych riffów do stylistyki poprzedniego albumu, choć nie tak nachalnie. Za sprawą potężnego i przybrudzonego brzmienia nie było wątpliwości, że tym razem fani mieli do czynienia ze stuprocentowym Slayerem. Exile stanowił pogróżkę człowieka wygłoszoną pod adresem kogoś za kim wydawał się nie przepadać. Tekst ociekał manifestem niechęci do gatunku ludzkiego. Seven Faces powstał po obejrzeniu przez Kinga filmu "Siedem" - była to kompozycja spokojniejsza, w której położono nacisk na ciężar i klimat. Następnie fenomenalny Bloodline, poparty videoklipem na którym ubrani w garnitury muzycy skąpani byli we krwi. War Zone i Here Comes The Pain dotyczyły męskich zabaw - ten pierwszy był hymnem pochwalnym na cześć Ultimate Fighting Championship, w którym zawodnicy konfrontowali różne style walki. W kończącym Payback zaserwowano dużo wściekłego naparzania, parę popisowych zwolnień oraz naszpikowany przekleństwami tekst Kerry`ego Kinga. Album jako całość prezentował się doprawdy imponująco, choć nie cieszył się specjalnym uwielbieniem fanów.
Dokładnie dzień później po premierze krążka, kiedy Slayer miał lecieć do Wielkiej Brytanii na pierwsze koncerty, nastąpił atak na wieże World Trade Center. Oszołomiona Ameryka nie wiedziała jak zareagować na obrazy przelewające się z telewizora. W tej sytuacji trudno było się dziwić muzykom Pantery, że nie zdecydowali się na podróż do Europy. Araya i spółka oświadczyli natomiast, że nie mogą zawieść swoich fanów po drugiej stronie Atlantyku. Tak naprawdę na tą decyzję wpłynęły względy ekonomiczne - zespół nie podniósł się jeszcze w pełni po procesach sadowych, poprzedni krążek nie sprzedał się najlepiej, a zainwestowane w tournee pieniądze przepadłyby z kretesem. Sklecona naprędce trasa "Tattoo The Planet" składała się ze Slayera, Cradle Of Filth, Biohazard i Vision Of Disorder. W grudniu ogłoszono nominacje do nagrody Grammy i po raz pierwszy grupa znalazła się wśród nominowanych w kategorii Best Metal Performance. Niestety, statuetkę otrzymał modny wówczas Tool. Pomiędzy koncertami i innymi obowiązkami związanymi z promocją nowej płyty, King znalazł czas na współpracę z metalcore`owym Hatebreed. W kawałku Final Prayer na płycie Perseverance z 20002 zagrał nie tylko solówkę, ale również zaśpiewał w chórkach. Tuż przed Bożym Narodzeniem Slayer nieoczekiwanie ogłosił, że ma dla fanów dość nieoczekiwany prezent - podczas drugiej części amerykańskiego tournee za bębnami zasiąść miał Dave Lombardo. Nieoficjalnie Araya, King i Hanneman wiedzieli już, iż Paul Bostaph zdecydował się na dobre ich opuścić, tym razem podobno ze względu na kontuzję łokcia. Wielkie było ich zdziwienie, kiedy Bostaph zasiadł za zestawem perkusyjnym podczas sylwestrowego koncertu nu-metalowej grupy Systematic. Tymczasem, kiedy ruszyła trasa Slayer w styczniu 2002, Lombardo momentalnie udowodnił, że to on właśnie, a nie nikt inny powinien zajmować miejsce za "garami". Pod koniec lipca 2003 premierę miało DVD War At The Warfield zawierające ostatni koncert z Bostaphem zagrany 7 grudnia 2001 w San Francisco. Głównym rarytasem wydawnictwa był jednak 50-minutowy film "Fani rządzą", w którym maniacy zespołu mówili jakie znaczenie ma dla nich muzyka Slayer. W listopadzie 2003 z kolei rynek ujrzał box Soundtrack To The Apocalypse, z czterema CD i jednym DVD, flagą Slayera oraz 60-stronicową książeczką. W skład dwóch pierwszych CD weszło 32 (w większości znanych) studyjnych kompozycji. Ciekawostkami były: cover Iron Butterfly In-A-Gadda-Da-Vida wykonany z Ice-T, Memories Of Tomorrow (japoński bonus [9]) i Unguarded Instinct (japońska wersja Diabolus In Musica). Trzeci krążek zawierał rodzynki (m.in. Ice Titan), a czwarty - zapis koncertu z 2 maja 2002 z Anaheim. Na DVD trafił koncert z marca 1983 z jakiegoś klubu w Kalifornii.
Rok 2004 rozpoczął się od ciężkiej pracy Dave`a Lombardo, który musiał wypełnić kontraktowe zobowiązania w innych muzycznych projektach - Grip Inc. i Fantomas. Jednak na dobre Slayer wrócił dopiero w 2006 - 8 sierpnia ukazał się [12]. Otwierający Flesh Storm był esencją stylu formacji - przepełniony gniewem krzyk Arayi, szybko grające gitary raz na jakiś czas zwalniające do riffu chwytliwego i zarazem zabójczo ciężkiego, a także klasycznie brzmiąca perkusja tzn. bez przekombinowanych rytmów, z częstym odwoływaniem się do siły rażenia obu "taktowców". Tekst krytykował media żerujące na ludzkim nieszczęściu, transmisjach z frontu czy ociekających krwią miejsc tragedii. W podobnym tonie brzmiał Cataclyst nagrany na zasadzie: szybko-wolno-szybko-wolno-jeszcze szybciej. Zmianę nastroju przynosił Skeleton Christ ozdobiony fenomenalnymi solówkami - dwoma Kinga i jedną Hannemana. Numer był hołdem dla zmarłego przyjaciela Dimebaga Darrella (ex-Pantera, Damageplan) zastrzelonego na scenie w 2004. Klimatyczny Eyes Of The Insane przywodził na myśl [5] - opowiadał o wracającym z frontu żołnierzu, któremu wspomnienia nie pozwalały zasnąć i wywoływały ataki paniki. O wojnie traktował również Jihad, którego powstanie zainspirowały nowojorskie wydarzenia z 11 września 2001. Nikogo jednak nie potępiał, nie wskazywał jednoznacznie kto był dobry, a kto zły. Utwór kończyła zdeformowana przez fale radiowe melorecytacja podkreślona marszowym rytmem i piętrzącą się ścianą gitar. Wspomniany w tekście Szatan to nic innego jak USA. Z szybkim Consfearacy kontrastował ciężki jak walec Catatonic z hipnotyzującym powtarzalnym motywem. Po mało interesującym Black Serenade, do wściekłego ataku ruszał Cult: "Religia to nienawiść, religia to lęk, religia to wojna". King tłumaczył: "Kiedy jacyś fanatycy zbierają się w kącie i zaczynają knuć przekonani, że tylko oni mają rację, a cała reszta się myli, coś złego musi się wydarzyć". Ostatni Supremist ciekawiał spiętrzeniem kontrastów, łącząc najszybsze fragmenty na płycie z najwolniejszymi. Na okładce tego dobrego albumu znalazł się bezręki Chrystus pogrążony w oceanie krwi na powierzchni którego unosiły się odcięte głowy. Odpowiedzią na pierwsze negatywne opinie chrześcijańskich stowarzyszeń był dodrukowanie okładki zastępczej. Krążek zadebiutował na piątym miejscu listy "Billboardu", w Niemczech i Finlandii dotarł na miejsce drugie, w Kanadzie na trzecie, w Austrii na szóste, w Holandii na ósme, w Polsce i Australii na dziewiąte. W 2007 ukazała się nieoficjalna koncertówka Hell Awaits At Dynamo dokumentująca występ na tym festiwalu 28 maja 1985. Nakładem American Recordings 3 listopada 2009 wyszedł z kolei [13]. Słuchając materiału, fani znów widzieli oczami wyobraźni świat w płomieniach, a całość stylistycznie nawiązywała najbardziej do [6]. Psychopathy Red i Not Of This God bazowały na szybkich zagrywkach, podczas gdy Beauty Through Order, Human Strain czy Playing With Dolls osaczały wielowątkowymi, ponurymi i schizofrenicznymi zapisami myśli przeróżnych dewiantów. Kolejne świetne dokonanie Slayer całe szczęście czyste było od nowofalowych trendów.
Jeff Hanneman zmarł 2 maja 2013 w wieku 49 lat. Początkowo pojawiła się informacja, że zgon nastapił na skutek powikłań powstałych po ukąszeniu pająka (martwicze zapalenie powięzi). Prawdziwą przyczyną jednak była alkoholowa marskość wątroby. Przez następne kilka lat na koncertach Slayer wspomagał Gary Holt z Exodus, który w końcu wziął udział w nagraniu solówek na [14]. Przy okazji tej płyty, kamienowanie Kinga i spółki szybko przybrało rozmiary absurdu. Żeby zyskać na wiarygodności, większość kontestatorów przywdziała na ten czas sztuczne brody "starych fanów prawdziwego Slayera", po czym zaczęła na oślep ciskać argumentami, udowadniając wszem i wobec, że ówczesny Slayer nie miał prawa bytu. Tymczasem Zabójca uderzył skuteczniej niż poprzednio i pierwsze wrażenie było pozytywne. Szybko jednak ono się rozwiewało, a wraz z kolejnymi przesłuchaniami emocje szybko opadały. Album stanowił średnio udaną próbą powrotu do stylistyki [12] ze słyszalnymi nawiązaniami do [11]. O ile brzmienie zasługiwało na pochwałę (odpowiednio ciężkie, dynamiczne i mięsiste), to już większości utworów brakowało ostatecznego szlifu, odrobiny wyrazistości i choćby najmniejszego elementu zaskoczenia. Z całości wybijał się tytułowy Repentless, pewne przebłyski przewijały się w Cast The First Stone (solówka Holta, refren), Vices (motoryczne "metalowe mięso" w wolniejszych tempach) czy Take Control. Ale już When The Stillness Comes byłby kompletnie nieruchawym gniotem, gdyby nie ostatni riff i galopada Bostapha. Znacznie trudniej było o wyciągnięcie konkretnych refleksji co do drugiej części płyty - tutaj kompozycje trzymały przyzwoity poziom, ale nie było mowy o udawanym zachwycie. Dla Slayer ten krążek był niczym filar w programie emerytalnym.
Dave Lombardo bębnił w Grip Inc. i gościnnie na Metal 2 Annihilator w 2021. Paul Bostaph grał w Exodus, Testament, thrash/deathowym From Hell (Ascent From Hell w 2014), u Kerry`ego Kinga i w Impellitteri.
ALBUM | ŚPIEW, BAS | GITARA | GITARA | PERKUSJA |
[1-7] | Tom Araya | Jeff Hanneman | Kerry King | Dave Lombardo |
[8-11] | Tom Araya | Jeff Hanneman | Kerry King | Paul Bostaph |
[12-13] | Tom Araya | Jeff Hanneman | Kerry King | Dave Lombardo |
[14-15] | Tom Araya | Gary Holt | Kerry King | Paul Bostaph |
Paul Bostaph (ex-Forbidden)
Rok wydania | Tytuł | TOP |
1983 | [1] Show No Mercy | #18 |
1984 | [2] Live Undead EP (live) | |
1985 | [3] Hell Awaits | |
1986 | [4] Reign In Blood | #1 |
1988 | [5] South Of Heaven | #25 |
1990 | [6] Seasons In The Abyss | #4 |
1991 | [7] Decade Of Agression (live / 2 CD) | |
1994 | [8] Divine Intervention | |
1996 | [9] Undisputed Attitude | |
1998 | [10] Diabolus In Musica | |
2001 | [11] God Hates Us All | |
2006 | [12] Christ Illusion | |
2009 | [13] World Painted Blood | |
2015 | [14] Repentless | |
2019 | [15] The Repentless Killogy (live) |